Beloved Enemy [PL] - Rozdział 54 : Musimy być bardzo cicho

              Następnego dnia, około południa Gu Qing Pei chciał się dowiedzieć, czy udało się poczynić postępy w sprawie współpracy z Wang Jingiem. Wiedział, że powinien zadzwonić do Yuan Yanga i zapytać o przebieg porannego spotkania i oględzin działki, ale nie czuł się na siłach, dlatego skontaktował się z kierownikiem Zhangiem i o wszystko go wypytał. Z jego relacji wynikało, że ani on, ani Wang Jing nie mieli pojęcia, że Yuan Yang spędził większość nocy jeżdżąc tam i z powrotem po autostradzie, bo w sumie w mieszkaniu Gu Qing Peia spędził niewiele ponad 20 minut. Na koniec rozmowy kierownik dodał, że ogólnie chłopak nie jest dziś w najlepszej formie.

           Pan Gu zaczął się obawiać o jego bezpieczeństwo. Warunki na drodze są kiepskie, a górski odcinek trasy jest bardzo wąski i kręty. Droga biegnie przez las, a pasy są ledwo widoczne, na dodatek jego rana się otworzyła i rozwalił sobie pięść. Bał się, że może stać się coś złego. Nie powinien pozwolić mu wczoraj wracać.

           Przez chwilę walczył ze sobą, czy do niego zadzwonić i prosić o bezpieczny powrót, ale zdecydował się zostawić sprawy własnemu biegowi.

           Yuan Yang pojawił się w pracy następnego dnia. Gu Qing Pei właśnie zamknął laptopa szykując się do wyjścia na spotkanie i zobaczył go, jak siedzi przy biurku i bezmyślnie gapi się w ekran. Nie miał pojęcia, kiedy się pojawił.

            Słysząc hałas, chłopak odwrócił się i spojrzał na dyrektora. Miał podkrążone oczy, ciężkie powieki, był wyczerpany i wyglądał fatalnie.

           Pan Gu spojrzał na niego i powiedział.

           - O, wróciłeś. Kierownik Zhang poinformował mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem.

           Chłopak obrzucił go lodowatym spojrzeniem.

           - Pan Wang na pewno nie czuł się zaniedbany, jesteś zadowolony?

           - Bardzo.

            Skinął głową dyrektor.

           - Rozlicz się z kosztów podróży tak szybko, jak to możliwe.

           Po tych słowach odwrócił się i poszedł na spotkanie.

           Yuan Yang położył nogi na biurku i patrzył na pana Gu, dopóki cała jego sylwetka nie zniknęła mu z oczu.

          Po południu dyrektor spakował swoje rzeczy i był już gotowy do wyjścia. Nagle podszedł do niego Yuan Yang i zapukał w blat biurka, wyrywając go z zadumy.

         - Ojciec chce, żebyś przyjechał dzisiaj po auto.

        Pan Gu zamarł. Zupełnie o tym zapomniał.

       - Dzisiaj?

        Wyjrzał przez okno.

        - Zapowiadają na wieczór oberwanie chmury, powiedz ojcu, że przyjdę w innym terminie.

        Yuan Yang odpowiedział zniecierpliwiony.

        - Nie chce mi się do niego dzwonić. Jedźmy tam i miejmy to z głowy.

        Dyrektor był bezradny wobec takich argumentów.

        Zeszli na parking, pan Gu otworzył drzwi od strony kierowcy, łapiąc chłopaka za ramię.

        - Ja poprowadzę.

        Yuan Yang odpowiedział z ironią.

       - Oj, nie śmiałbym cię tym obarczać dyrektorze? Prowadzenie auta to moja praca.

        Ta odpowiedź zirytowała Gu Qing Peia.

        - Jak będziesz się nadal tak zachowywał, to twoja rana nigdy się nie zagoi. Dla naszego bezpieczeństwa wolę prowadzić...

        Chciał już wsiadać, ale Yuan Yang mu na to nie pozwolił. Przez chwilę przepychali się wzajemnie, aż chłopak złapał pana Gu za kołnierz i pchnął na maskę. Mężczyzna rzucił mu dość niepewne spojrzenie. Ich twarze były bardzo blisko siebie, oddechy mieszały się ze sobą i obaj czuli ciepło bijące od ich ciał.

       Chłopak zacisnął zęby i powiedział dosadnie.

      - Nie próbuj zajmować się moimi sprawami, za kogo się uważasz?

       Dyrektor spojrzał na niego wściekły, ale odpowiedział bardzo spokojnie.

      - Martwię się tylko o swoje bezpieczeństwo.

      - To się nie martw, nic ci nie grozi.

       Yuan Yang otworzył tylne drzwi auta i brutalnie wepchnął go do środka, a sam usiadł za kierownicą.

         Był w piekielnie złym nastroju, czemu dawał wyraz prowadząc auto odrobinę zbyt nerwowo. Gu Qing Pei siedział cicho i na wszelki wypadek zapiął pasy. Chyba pierwszy raz w życiu cieszyły go korki na drodze, bo chłopak zwalniał tylko wtedy, gdy wpakował się w korek i jakby przypadkiem w kogoś wjechał, to byłoby jedynie tylko lekkie puknięcie. Na szczęście obyło się bez incydentów drogowych i bezpiecznie dotarli do domu prezesa.

        Nowy samochód Gu Qing Peia stał w garażu, a gdy go zobaczył, oczy mu rozbłysły z radości. To był prawdziwy symbol wysokiego statusu społecznego, na który mogli sobie pozwolić tylko nieliczni, choć wszyscy go pragnęli.

       Dyrektor uśmiechnął się i powiedział do prezesa.

       - Prezesie, nie wiem, jak mam ci dziękować.

        Yuan Li Jiang zaśmiał się serdecznie:

        - Potraktuj to jako nagrodę na koniec roku... którą wręczam ci teraz.

          Prezes postanowił kupić mu auto, bo Yuan Yang zniszczył jego Porsche. Dodatkowo był niezmiernie wdzięczny, że dyrektor zrobił z jego pierworodnego odpowiedzialną osobę. A znając temperament swego syna, wiedział, że nie ma z nim łatwego życia. I choć prezes wydał na dyrektora miliony, to widział, że Gu Qin Pei był tego wart, a on teraz postanowił zrobić wszystko, żeby mu wynagrodzić ten dodatkowy trud. Tak więc pan Gu musiał nadal niańczyć Yuan Yanga, ale widząc tego nowiutkiego Bentleya, stwierdził, że jest to adekwatna zapłata za jego pracę dydaktyczną.

          Dyrektor z pokorą zaakceptował prezent, ale w duchu pomyślał, że gdyby miał wybór, to nie chciałby być mentorem chłopaka, ani posiadaczem tego auta.

          Po chwili Wu Jinglan zaprosiła ich na obiad. I od razu poinformowała ich, że dwójkę młodszych dzieci wysłała do dziadków, którzy mieszkają pod Pekinem. Pan Gu przypomniał sobie, że to przecież czas ferii i już niebawem będą świętować nowy rok.

          Wszyscy zauważyli, że podczas kolacji deszcz się wzmógł, a wręcz rozpętała się burza z piorunami, co o tej porze roku mogło doprowadzić do licznych niebezpiecznych sytuacji.

         Czuć było zbliżającą się zimę, która zaraz zawita do Pekinu, a oni z nostalgią w oku będą patrzeć na dzieci bawiące się na dworze w zimowych ubraniach. Pan Gu posiedział do dziesiątej, ale deszcz ani przez chwilę nie odpuścił. Wetchnął, bo wiedział, że jest już bardzo późno.

          Wu Jinglan wyjrzała przez okno i powiedziała.

         - Co za ulewa, widoczność jest niemalże zerowa. Strach jechać autem w taką pogodę. Drogi Gu Qing Pei, lepiej zostań u nas na noc. Mamy kilka wolnych pokoi.

         Dyrektor uśmiechnął się uprzejmie.

         - Nie, dziękuję. Yuan Yang, ty zostań, a ja wrócę do domu. Myślę, że zanim dojadę, to deszcz przestanie padać. Zresztą jesteśmy w mieście i nie powinno być aż tak źle.

          Chłopak szybko odpowiedział.

         - Odwiozę cię, bo jutro nie będziesz miał, jak dojechać do pracy.

         Dom rodziny Yuan, firma i dom Gu Qing Peia tworzą niemal trójkąt równoboczny. Jeśli Yuan Yang miałby stąd po niego jechać, a następnie ruszyć w stronę ich miejsca pracy, to zajmie mu to jakieś dwie godziny i na pewno się spóźnią.

         Wu Jinglang natychmiast zareagowała na słowa syna.

        - Absolutnie, nigdzie nie pojedziesz. Obaj musicie zostać. To zbyt niebezpieczne, po co ryzykować... deszcz jest za mocny i nie wiadomo, które drogi zostaną zalane, a jeśli nie daj boże zaleje ci auto, to co robisz? W tak ulewny dzień na ulicach jest naprawdę niebezpiecznie. Przecież nie będziesz miał kontroli nad samochodem. Nigdzie nie jedziesz, zrozumiałeś?

          To była wyjątkowo twarda i apodyktyczna kobieta. Nie dość, że miała głowę do interesów, to jej charakter był tak silny, że nie przegrałaby z żadnym mężczyzną. Gdy już coś mówi, argumentuje tak mocno, że ciężko odeprzeć tezy, które stawia, a przy tym roztacza wokół siebie niezwykle władczą aurę.

          Yuan Li Jiang był jej przeciwieństwem, zwykle łagodny, uprzejmy i pełen wdzięku. Mocniej reagował jedynie, kiedy ktoś nadepnął mu na odcisk i wtedy ujawniał swój prawdziwy, twardy charakter. Ta para była najpotężniejszą w Pekinie i bez wątpienia należało się z nimi liczyć.

         Prezes uśmiechnął się i powiedział.

         - Musicie zostać. Zaraz przygotuję pokój gościnny. Do jutro sytuacja powinna się poprawić. Mieszkam w Pekinie na tyle długo, by wiedzieć, że taki deszcz może załatwić niejeden samochód, po co tak ryzykować?

         Gu Qing Pei wiedział, że nie ma co się upierać, więc zgodził się zostać.

          Dom rodziny Yuan miał trzy piętra. Na drugiej kondygnacji mieszkali państwo Yuan, na 3 wszystkie ich dzieci. Na każdym piętrze było co najmniej 3 pokoje. A skoro Pan Gu miał zająć pokój należący do jednego z nieobecnych dziś dzieci, to zapewne znajdował się on w sąsiedztwie pokoju Yuan Yanga.

         Chłopak zaprowadził go na górę i otworzył drzwi. Następnie obrócił się i spojrzał na niego. Gu Qing Pei pomyślał, że to musi być przygotowany dla niego pokój. Skinął głową i powiedział:

         - Dziękuję.

          Po tych słowach wszedł do środka. Nie spodziewał się, że chłopak ruszy za nim. Rozejrzał się wokoło po tej ogromnej sypialni i nawet przy zgaszonym świetle natychmiast zdał sobie sprawę, że to pokój Yuan Yanga. Po lewej stała szklana gablota wypełniona figurkami żołnierzy i modelami Gundama, było tu też sporo broni palnej, z której większości nie potrafiłby nazwać. Nie miał też pojęcia czy to atrapy, czy prawdziwa broń.

         Pan Gu cofnął się o krok.

         - To twój pokój.

         - Uhm.

          Chłopak oparł się plecami o drzwi blokując je. Wiedział, że dyrektor miał zamiar wyjść, ale on nie zamierzał go wypuścić.

          Pan Gu starał się mu przypomnieć:

          - Pod nami są twoi rodzice.

          - Mają skrajny pokój, wysunięty na południe. Mógłbym tu krzyczeć, a i tak by mnie nie usłyszeli.

           Chłopak uśmiechnął się podstępnie.

           - Czym się przejmujesz? Boisz się powiedzieć im, że lubisz, kiedy cię pieprzę?

           Mężczyzna odpowiedział szydząc:

           - Obawiam się, że twoi RODZICE mogliby nie przeżyć tej rewelacji.

           Gu Qing Pei celowo podkreślił słowo „rodzice", mając nadzieję, że Yuan Yang ma jakieś skrupuły.

           Chłopak odbił się piętą od drzwi i podszedł do niego, pożerając go wzrokiem, po czym zdjął z niego koszulę odsłaniając jego nagi tors i rzucił ją na podłogę.

           - Musimy jedynie wzajemnie się zadowolić, kiedy najdzie nas ochota... a ja teraz bardzo tego potrzebuję.

          Pan Gu zaśmiał się kpiąco i sięgnął do klamry paska.

          - Dobrze powiedziane.

           Yuan Yang chwycił jego pasek, rozpiął mu rozporek, a w międzyczasie ściągnął z siebie koszule.

           Ramiona Gu Qing Peia oplotły jego szyję, mężczyzna odchylił głowę i pocałował chłopaka. Yuan Yang mocno go przytulił i pchnął w stronę łóżka, pozbywając się zapamiętale reszty ubrań, jakby to byli jego wrogowie, którzy blokują mu dostęp do ciała Gu Qing Peia.

           Obaj dobrze wiedzieli, jak się nawzajem pobudzić, dlatego wystarczyło kilka minut i Yuan Yang już brutalnie wszedł w niego napierając z całej siły.

           To był ich najcichszy stosunek, odkąd zaczęli uprawiać ze sobą seks. Słychać było tylko uderzenia ciała o ciało, żadne słowo nie zostało wypowiedziane. Poruszali się synchronicznie, w milczeniu, desperacko próbując czerpać z siebie coraz więcej przyjemności, jakby jedyną rzeczą, w której byli idealnie zgodni, był seks. Zanurzyli się w tej nieskończonej przyjemności, aby móc zapomnieć o rozczarowaniu, smutku i urazach, które do siebie żywili.

           Kiedy nadeszła chwila kulminacji ich miłosnych doznań, Gu Qing Pei mocno objął Yuan Yanga za szyję, jakby tonął i właśnie chwycił za koło ratunkowe. Ich klatki piersiowe przywarły do siebie, ich ręce i nogi owijały się wokół ich ciał, niczym węże w okresie godowym. Cali drżeli od wybuchu tak intensywnej przyjemności, zalała ich fala rozkoszy, porwała w otchłań, a dreszcze przeszywały ich ciała, a oni tonęli, tonęli, tonęli w tej krótkiej chwili namiętności.

          Gdy już było po wszystkim, dało się słyszeć ich ciężkie oddechy. Chłopak wyciągnął swojego członka, jednak nie wypuścił Gu Qing Peia ze swych ramion. W dalszym ciągu obaj milczeli jak zaklęci.

          Czuli się tak, jakby cały świat pogrążył się w ciszy, a oni mogli usłyszeć tylko bicie własnych serc, których uderzenia z każdą sekundą stawały się coraz bardziej miarowe i spokojne.

          Trwali tak przez dłuższą chwilę, po czym Yuan Yang wbił paznokcie w plecy Pana Gu i oplótł go mocno ramionami, mrucząc pod nosem.

         - Spróbuj mnie nienawidzić, to wyrucham cię na śmierć.

         Mężczyzny w tej chwili nic nie obchodziło... niczego nie słyszał.

         Yuan Yang gładził jego ramiona i szyję.

         - Nigdy od ciebie nie odejdę i ty też nie możesz mnie rzucić, a tym bardziej znaleźć sobie kogoś innego, zwłaszcza Wang Jinga...

         Gu Qing Pei powoli odwrócił się i dotknął twarzy chłopaka, po czym przybliżył się i go pocałował, zanim ten zdążył dokończyć zadanie.

         Yuan Yang obserwował go zmęczonym wzrokiem. Pan Gu zasłonił mu oczy dłonią i ponownie go pocałował. Chłopak poczuł mrowienie w nosie i dziwne drażniące uczucie narastające w jego sercu. Drżącym głosem wyznał.

        - To nie tak, że chcę cię zmuszać do odpowiedzi, ale dlaczego nadal tak mnie nienawidzisz...

         Mężczyzna delikatnie westchnął i odpowiedział niskim, ledwo słyszalnym głosem.

        - Głuptas.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa


Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze