Beloved Enemy [PL] - Rozdział 88: Przeminęło z wiatrem

             Spotkanie z przedstawicielami firmy China Investment miało odbyć się za dwa dni. Gu Qing Pei postanowił wykorzystać ten czas, by odwiedzić rodziców. Pojechał się z nimi zobaczyć i opowiedzieć o swoich planach, podkreślając, że to firma wysyła go do Singapuru.

            Jego rodzice byli bardzo zaskoczeni, ale przyjęli tę informację nad wyraz spokojnie. Gdy przeszli na emeryturę ich syn był już dorosły, a dodatkowo był bardzo zdolny i jego kariera rozwijała się dynamicznie, dlatego polegali na nim i zasięgali u niego rady w każdej mniejszej lub większej sprawie. Teraz pomyśleli, że wyjazd za granicę, to niesamowita szansa, by wspiąć się na jeszcze wyższy szczebel kariery, dlatego nie zastanawiając się nad tym zbytnio, od razu zaczęli go wspierać.

            Pani Gu powiedziała:

            - Słyszałam, że Singapur jest wspaniały. Wszyscy tam są bardzo uprzejmi, a miasto jest czyste i piękne. Kiedy się zadomowisz, to cię odwiedzimy.

            - Zdecydowanie.

            Dodał jej małżonek, po czym kontynuował pełen entuzjazmu.

            - Zawsze chciałem tam pojechać i zwiedzić miasto. W razie, gdybyś nie mógł się wyrwać z pracy w ciągu roku, to jest to na tyle blisko Chin, że będziemy cię odwiedzać.

             Gu Qing Pei poczuł ścisk w sercu. Na szczęście jego rodzice nie wiedzieli, że ma złamane serce i to właśnie przez to jest zmuszony do opuszczenia Chin. W obliczu tak kochających, tolerancyjnych rodziców, czuł się absolutnie bezwartościowy.

            Zmusił się do uśmiechu i powiedział.

            - Jestem pewien, że będę tam bardzo zajęty i nie będę mógł wracać do domu tak często, jak teraz z Pekinu. Jeśli faktycznie nie będę mógł się wyrwać w czasie noworocznej przerwy, to koniecznie musicie do mnie przyjechać, dobrze?

            - Jak najbardziej, jeszcze nigdy nie spędziliśmy nowego roku za granicą.

            - Obiecajcie, że będziecie o siebie dbać. Nie zmieniam numeru telefonu, dlatego dzwońcie w każdej chwili.

            Ojciec Gu Qing Peia uśmiechnął się do syna.

            - O nas się nie martw. Jesteśmy w świetnej formie. Mama biega na zakupy, a ja regularnie ćwiczę. Przecież wrócisz za dwa lata, prawda? Skup się na pracy, to najważniejsze. Niczym się nie przejmuj, jedź. Wystarczy, że będziemy częściej do siebie dzwonić.

             Dyrektor czuł, jak w oczach zbierają mu się łzy, skinął głową i uśmiechnął się do rodziców.

             - Na pewno będę często dzwonić. A wy musicie mnie odwiedzić, zwłaszcza że Singapur jest tak blisko, zaledwie trzy godziny lotu.

            - Tylko tyle? To będziesz nas często gościł.

            Odpowiedziała pani Gu śmiejąc się radośnie, po czym szybko zmieniła temat i zapyta już nieco ściszonym głosem:

            - Skoro wyjeżdżasz, to... co z Yuan Yangiem?

            Gu Qing Pei zamarł ze zdziwienia. Dwoje starszych ludzi spojrzało po sobie. W spojrzeniu ojca było widać ostrzeżenie, które wysłał w kierunku małżonki, a ona szybko odwróciła wzrok i spojrzała na syna czekając na odpowiedź.

            Pan Gu westchnął.

           - Mamo, tato, my zerwaliśmy. Nie jesteśmy dla siebie odpowiedni, różnica wieku jest zbyt duża, ten związek nie miał szans na przetrwanie. Po moim wyjeździe, jeśli Yuan Yang do was przyjedzie, zwyczajnie go zignorujcie. Najlepiej szybko o nim zapomnijcie.

            Pani Gu westchnęła:

            - Ech wy młodzi, cóż... nie mamy na to wpływu... Jednak czuję, że to dobry chłopak.

            Jej małżonek szturchnął ją dając jej do zrozumienia, żeby nie ciągnęła tego tematu, a Gu Qing Pei potrząsnął głową i odpowiedział.

            - Naprawdę do siebie nie pasujemy, nie wspominajcie o nim więcej.

            Pani Gu już otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale nie odezwała się. A po dłuższej chwili milczenia zapytała.

            - Skoro taka jest twoja decyzja, to nic więcej nie powiem. Kiedy wyjeżdżasz?

            - Jutro wracam do Pekinu, żeby załatwić kilka spraw. Potem od razu jadę.

             Matka pogładziła go po głowie.

              - Uważaj tam na siebie. Będziesz rozumiał język?

            Pan Gu uśmiechnął się delikatnie.

            - Oni tam mówią po chińsku.

            - Całe szczęście. Tak czy inaczej, uważaj na siebie.

           Chwycił matkę za ręce i poczuł jak ciepły prąd przepływa przez jego serce.

           - Qing Pei, denerwujesz się?

           Dyrektor zaśmiał się niepewnie:

           - Jeszcze nie.

           Po powrocie do Pekinu, w dniu spotkania pan Gu i Wang Jing siedzieli w samochodzie razem z dwoma podwładnymi i jechali do hotelu XX na negocjacje z China Investment. To już było siódme spotkanie przedstawicieli obu firm, a najważniejsze kwestie jeszcze nie były dogadane. Pojawienie się dyrektora Gu z pewnością nie przyspieszy zakończenia dyskusji, jego obecność ma na celu jedynie wybić z rytmu Yuan Yanga.

             Gu Qing Pei nie chciał tego robić, ale nie miał wyjścia. Wiedział, że takie zagrania są dokładnie w stylu Wang Jinga i niestety tym razem musiał wziąć w tym udział, bo najzwyczajniej w świecie był mu to winien.

            Prezes Wang chwycił go mocno za rękę i uśmiechnął się promiennie.

            - Będzie dobrze. Poprowadzę rozmowę, a ty tylko mnie wspieraj.

           Gu Qing Pei nic nie odpowiedział, jedynie odwzajemnił uśmiech.

           Gdy przybyli do hotelu, trzy osoby z zarządu firmy China Investment oraz Yuan Yang już czekali.

           Gdy chłopak zobaczył Gu Qing Peia, wyraz jego twarzy od razu się zmienił. Stał się posępny i wyjątkowo zimny.

            Mężczyzna spojrzał na niego bez wyrazu, a potem przywitał się z przedstawicielami spółki China Investment.

             Wang Jing jak zawsze miał władczą postawę. Sposób, w jaki zwracał się do obecnych na spotkaniu przedstawicieli China Investment, był niezwykle protekcjonalny. W tej rozmowie to on pełnił rolę starszego brata, który łaskawie rozmawia ze swoim młodszym braciszkiem. Oczywiście nie chciał urazić prezesa firmy, absolutnie go nie lekceważył, a nawet w pewnych kwestiach mu nadskakiwał, bo jakby nie było, to nie on był jego przeciwnikiem. Prezes Wang postanowił nawet nieco zażartować.

             - Och, Yuan Yang, mój drogi chłopcze jakże miło mi cię widzieć. Co się stało, że pracujesz dla China Investment? Nie podobała ci się praca pod dyktando ojca?

            Chłopak uśmiechnął się i odpowiedział:

            - Prezesie Wang, nie muszę pana informować o moich sprawach.

            - Jestem tylko ciekaw, co cię skłoniło od porzucenia pracy w tak dynamicznie rozwijającej się firmie, gdzie mogłeś zdobyć doświadczenie i wiedzę... Och, nie chcę przez to powiedzieć, że China Investment nie jest równie potężną spółką. Chodzi mi bardziej o to, że zrezygnowałeś z pracy w rodzinnej firmie, gdzie miałeś wyjątkowo sprzyjające warunki do samorozwoju. Podziwiam cię za odwagę, hahaha.

             Dłoń Yuan Yanga zacisnęła się w pięść.

             - Prezesie Wang, wiem, jak bardzo jesteś zajęty. Nie powinniśmy tracić czasu na rozmowy niezwiązane z tematem.

              - Zatem nie traćmy czasu.

              Wang Jing czule poklepał Gu Qing Peia po ramieniu mówiąc.

              - Qing Pei, usiądź i wyciągnij dokumenty.

              Pan Gu przejął teczkę od asystenta, wyjął z niej dokumentację i podał ją prezesowi China Investment.

              - Prezesie Chen, jesteśmy bardzo zainteresowani rozwojem przyszłej współpracy między naszymi firmami, dlatego przygotowaliśmy list intencyjny. Proszę spojrzeć.

             Zanim pan Chen sięgnął po dokumenty, Yuan Yang już je przejął, jednocześnie ponurym wilczym wzrokiem spojrzał na Gu Qing Peia, niczym na zwierzynę, którą ma zamiar upolować.

             Dyrektor uśmiechał się niemrawo.

              - Proszę spojrzeć.

              Chłopak niedbale przejrzał papiery i przekazał je prezesowi Chenowi.

              Nagle Wang Jing zwrócił się z pytaniem do dyrektora.

              - Qing Pei, czego się napijesz?

              Ta jego poufałość sprawiła, że Yuan Yang spojrzał na niego pełnym nienawiści wzrokiem.

              Chłopak naprawdę bardzo się starał, by nie rzucić się na Wang Jinga i nie pobić go na śmierć. Naprawdę szczerze nienawidził tego mężczyzny. Gdyby on się nigdy nie pojawił i gdyby nie wszedł między niego a Gu Qing Peia, to być może ich sytuacja byłaby teraz nieco lepsza.

              W jego oczach Wang Jing był obłudnym, obrzydliwym i pretensjonalnym hipokrytą.

              Patrzył, jak przyjaźnie zachowuje się Gu Qing Pei wobec tego mężczyzny i jak obojętny był w stosunku do niego. Jego serce w jednej sekundzie zalała fala bólu.

              Bez względu jak dobrze był wyszkolony, jeden wyraz twarzy lub jedno słowo pana Gu wystarczyło, by przeszyć mu serce na wylot, wywołując potworny ból, który rósł z każdą sekundą.

               Wang Jing zabrał go ze sobą w jednym oczywistym celu, który bez problemu osiągnął. Chłopak nie był w stanie skupić się na negocjacjach, bo pojawienie się Gu Qing Peia u boku Wang Jinga całkowicie zdominowało jego myśli, był wściekły i całkowicie rozbity.

              Kiedy zdał sobie sprawę, że dyrektor pomaga Wang Jingowi, że wystąpił przeciwko niemu, ból, który odczuwał, stał się nie do zniesienia.

              Nikt nie był w stanie doprowadzić go do takiego stanu, tylko ten mężczyzna, tylko on jeden.

               Przez ładne kilka minut nie potrafił się na niczym się skupić, nie słyszał nawet, o czym rozmawiają dwaj prezesi.

               Wang Jing spojrzał na minę Yuan Yanga, a na jego twarzy pojawił się subtelny i dumny uśmiech. Za to pan Gu miał wrażenie, jakby siedział na szpilkach. Czuł, że nie powinien się tu pojawić i marzył, by rozmowy w końcu się zakończyły.

               To godzinne spotkanie było dla nich obu niekończąca się torturą, gdy tak siedzieli naprzeciwko siebie, po dwóch przeciwnych stronach barykady.

                Kiedy negocjacje dobiegły końca, dyrektor był cały spocony, a wzrok Yuan Yanga był tępy, niemalże martwy.

              Wang Jing z satysfakcją klasnął w dłonie.

            - Prezesie Chen, mam nadzieję, że rozważysz naszą propozycję współpracy. Mam nadzieję, że wyświadczysz mi zaszczyt i zostaniemy wspólnikami.

           Prezes Chen uśmiechał się i powiedział:

           - Oczywiście, my także potrzebujemy pańskiego wsparcia, był pan niezwykle hojny dając nam przewagę w przetargu. Jesteśmy jedynie małą firmą i będziemy wdzięczni za dobrą radę i opiekę.

             Jak już obaj prezesi wymienili się serią pochlebstw, Wang Jing i Gu Qing Pei wstali i pożegnali się ze wszystkimi. Gdy dyrektor wychodził ani razy nie spojrzał na Yuan Yanga.

             Dwaj mężczyźni, z dwóch różnych światów, którzy zapragnęli być razem... Los nie był dla nich łaskawy, ponieśli niepowetowane straty, całkowicie przegrali.

              Gdy prezes Wang i pan Gu wyszli z hotelowej restauracji i wsiedli do samochodu, dyrektor dostał smsa od Yuan Yanga. Dłonie mu się trzęsły, gdy zastanawiał się, czy usunąć tę wiadomość od razu, czy może jednak ją zostawić. Zamknął oczy i skasował smsa. Wang Jing zerkając na niego uśmiechnął się i powiedział:

             - Qing Pei, wszystko w porządku?

             - Tak.

             - Nie wiń mnie za to, że kazałem ci tu przyjść.

             Pan Gu odpowiedział spokojnym głosem:

            - Jest w porządku, zwłaszcza że wynik negocjacji jest nad wyraz dobry.

            - Jestem biznesmenem i lubię osiągać cel. Wierzę, że to rozumiesz. Poza tym chciałem też utrzeć nosa Yuan Yangowi, wyszło mi to całkiem nieźle, prawda?

            Pan Gu zastanawiał się, czy to w ogóle ma znaczenie? Nie zamierzał odpowiadać na to pytanie, dlatego jedynie coś mruknął od niechcenia.

            Za to Wang Jing kontynuował:

            - Procedura twojego przeniesienia jest już zakończona. Możesz wyjechać w dowolnym momencie. Zastanawiałeś się już, na kiedy zaplanować przeprowadzkę?

            - Czyli mogę jechać w dowolnym momencie?

            - Oczywiście.

            - W takim razie jutro.

            Wang Jing odpowiedział nieco oszołomiony:

            - Tak szybko?

            - Tak, jutro.

            Prezes westchnął głęboko:

            - Wobec tego wszystko przygotuję.

            Gu Qing Pei spojrzał przez okno. Ulica Chan była pełna znajomej scenerii, zwłaszcza teraz wczesną wiosną, kiedy drzewa zaczęły puszczać pąki. To była jego ulubiona pora roku, a to miasto było świadkiem tak wielu ważnych chwil w jego życiu, podobnie jak jego rodzinne miasteczko. A teraz nie miał innego wyboru i musiał stąd wyjechać. Smutek i nostalgia, jakie czuł w tej chwili, były niedopisania.

            Kiedy za dwa lata tu wróci, czy zastanie podobne widoki? Nie mógł sobie tego wyobrazić. Teraz musiał stawić czoła temu, co nieznane i bynajmniej nie mógł powiedzieć, że się tego nie boi. Dodatkowo czuł żal i ból, z którymi nie potrafił sobie poradzić.

            Po powrocie do domu spakował się. Nie planował zabierać zbyt wielu rzeczy, na miejscu kupi to, czego będzie potrzebował, dlatego ograniczył bagaż do absolutnego minimum. Stwierdził nawet, że nie ma niczego, bez czego nie mógłby się obejść.

           Od rzeczy, których używał na co dzień, ubrań, kosmetyków, to wszystko może zostawić i zastąpić nowymi. Czy podobnie będzie z uczuciami? W końcu każda chwila w życiu w końcu mija. Możliwe, że za dwa lata będzie się śmiał z siebie, z tego, że tak się zakochał w jedenaście lat młodszym dzieciaku.

            Być może za dwa lata uczucia Yuan Yanga też się zmienią i kiedy spotkają się ponownie, będą mogli uśmiechnąć się do siebie, jakby nigdy do niczego między nimi nie doszło.

            Musiał przyznać, że Yuan Li Jiang wpadł na dobre rozwiązanie. Dwa lata to wystarczająco dużo czasu, by się zmienić.

            Miał szczerą nadzieję, że uda mu się zmienić swoje życie. Miał też nadzieję, że stanie się osobą, która nie nosi na ciele zapachu Yuan Yanga, dokładnie taką, jaką był, zanim spotkał tego bachora.

            W nocy nie zmrużył oka, chodził po mieszkaniu i rozmyślał. Dręczyło go uczucie, jakby o czymś zapomniał i za nic nie mógł sobie przypomnieć, o czym. Wiedział jedno, jego serce było przepełnione pustką, której nie potrafił wypełnić.

            Następnego dnia, zanim wsiadł do samolotu, zadzwonił do Yuan Li Jianga. Prezes błyskawicznie odebrał i zapytał bez ogródek.

            - Podjąłeś już decyzję?

            - Tak. Podjąłem. Właśnie czekam na samolot do Singapuru.

            - Singapuru?

            - Tak, Wang Jing przeniósł mnie do Singapuru. Nie chcę mieć z panem nic wspólnego... ani z pana firmą, ani z synem. Myślę, że ten obrót sprawy całkowicie pana satysfakcjonuje.

            Yuan Li Jinag milczał przez chwilę, po czym westchnął.

            Pan Gu już miał się rozłączyć, kiedy prezes nagle dodał:

             - Jeśli za dwa lata on...

            Yuan Li Jiang przerwał na chwilę, a Gu Qing Pei się rozłączył, bo kompletnie nie interesowało go, co będzie za dwa lata, nie miał sił, by się nad tym zastanawiać. Miał tylko nadzieję, że przez ten czas stanie się taką wersją siebie, z której będzie dumny i którą będzie szanował.

            Zanim wyłączył telefon, usunął wszystkie wiadomości, jakie otrzymał od Yuan Yanga. Chciał zacząć wszystko od nowa, rozpocząć kolejny etap życia z czystą kartą.

             I tak minęły dwa lata.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                                      

Komentarze