SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 22: Szpieg

           Gongsun mieszkał w luksusowym apartamencie w centrum miasta. Początkowo zasugerował, aby Bai Jintang został w garażu, ale ten przerośnięty szczur wdarł się do jego domu. I chociaż próbował go wypędzić, podjęte przez niego działania okazały się bezskutecznie.

          Gdy patrzył, jak Bai Jintang rozsiada się wygodnie na sofie, zacisnął zęby i zaczął knuć, jak się go pozbyć.

          - Masz jakieś kieliszki do wina? - Spytał Bai Jintang wyjmując z walizki ładnie zapakowaną butelkę Bordeaux, rocznik 86. Gongsun bez słowa poszedł po kieliszki.

          Zdaje się, Bai Jintang odkrył jego jedyną słabość, a mianowicie - dobre wino. Od chwili, gdy tylko go zobaczył, miał wrażenie, że Gongsun musi być miłośnikiem wina. I tak właśnie było. Po wejściu do mieszkania od razu rzucił mu się w oczy elegancki stojak na wino i kontuar barowy. To minimalistyczne wnętrze udekorowane było butelkami wyjątkowo dobrego i wykwintnego wina, co bez wątpienia dodawało szyku i elegancji właścicielowi mieszkania.

         Bai Jintang wstał i podszedł do jednego z ogromnych okien sięgających od podłogi do sufitu. W jego oczach odbijała się piękna nocna panorama miasta S. W tej luksusowej dzielnicy nocne światła betonowej dżungli pełnej drapaczy chmur migotały w ciemności i przypominały rozgwieżdżoną noc, cichą i spokojną.

        Bai Jintang delektował się tym nocnym widokiem, ale nagle zauważył coś podejrzanego na piętrze jednego z budynków stojących naprzeciwko. Zmarszczył brwi i milcząc postanowił bacznie się temu przyjrzeć.

        Była tam zniszczona wieża, która wyglądała na dość starą, znajdowała się mniej więcej na trzynastym piętrze budynku naprzeciwko. W ciemnym oknie odbijała się jasna plama światła, niczym gałka oczna wpatrująca się w niego, której spojrzenie pełne było złych intencji. Czy to mógł być teleskop o dużej mocy? Bai Jintang złapał się za podbródek i pomyślał: „Czy to możliwe, że...?".

        Gdy się odwrócił, zobaczył Gongsuna kucającego przy szafce kuchennej, porównującego ze sobą kieliszki do wina. Zdaje się, że był zdeterminowany, by znaleźć w tej szafce pełnej kryształów najbardziej odpowiedni kieliszek dla tak zacnego wina. W pewnym momencie Gongsun zdjął kurtkę i został w białej koszuli. Jej kołnierzyk był rozpięty, a rękawy podwinął do łokci, nienachalnie odsłaniając jakże jasną i delikatną skórę... Wyczuwając na sobie spojrzenie Bai Jintanga, odwrócił się w jego kierunku trochę zdziwiony.

        Bai Jintang patrzył na te lekko przymrużone oczy, długie rzęsy, dostrzegł tę subtelną elegancję, którą doktor emanował i tę jego piękną twarz.

        Jeśli urodę Zhan Zhao można by opisać jako pełną świeżości, to urodę Gongsuna należałoby nazwać intrygującą, bo gdy ktoś na niego patrzył, pragnął czegoś więcej. O tak, Zhan Zhao był zniewalająco piękny, z kolei Gonguna można by nazwać klasyczną, zimną pięknością.

        Bai Jintang zdał sobie sprawę, że obaj są do siebie bardzo podobni, a szczególnie niepokojące było to, że nie byli świadomi swojego wyglądu i byli przez to bardzo nieostrożni.

        - Na co się tak patrzysz?! - Zapytał Gongsun, marszcząc brwi. Po chwili zastanowienia Bai Jintang zapytał, zamiast odpowiedzieć.

        - Gongsun, czy ktoś cię ostatnio prześladuje?

        - Co? - Mężczyzna był wyraźnie zdezorientowany. - Co masz na myśli?

        - Na przykład głuche telefony, przesyłki kwiatowe, albo jakieś listy...

        Trzask! Zanim Bai Jintang zdołał dokończyć zdanie, kieliszek w dłoni Gongsuna spadł na ziemię i roztrzaskał się na kawałki. Doktor natychmiast oprzytomniał i w lekkiej panice zaczął zbierać kawałki szkła.

        Po potwierdzeniu swoich podejrzeń, Bai Jintang szybko rozejrzał się po pokoju i zobaczył, że telefon stacjonarny jest odłączony i rzucony na podłogę. Podszedł do niego i podłączył go z powrotem, mówiąc:

        - Dlaczego odłączyłeś telefon?

        - Nie rób tego! - Gongsun rzucił się do przodu, ale zanim ponownie wyrwał kable z gniazdka, Bai Jintang otoczył go ramieniem, po czym pochylił się ku niemu i zapytał:

        - Czy ktoś wydzwania do ciebie i cię nęka?

        - S-Skąd o tym wiesz? - Blady jak ściana doktor patrzył z przerażeniem na Bai Jintanga.

        - Mężczyzna czy kobieta?

        - Nie wiem...

        - Nie wiesz?

        Gongsun uwolnił się z uścisku.

        - Ten ktoś używa deformatora głosu.

         - A co mówi?

         Gongsun przygryzł wargę:

         - Mówi: „Ty... jesteś mój".

         - Coś jeszcze?

         - Ten ktoś przysłał mi też kwiaty, białe dalie...

         - Jak długo to trwa?

         - Od około roku.

         Słysząc tę odpowiedź, Bai Jintang na dobre się zdenerwował.

         - Dlaczego nie powiedziałeś Yutangowi i innym? Przecież codziennie pracujesz wśród policjantów!

         Gongsun ponownie zmarszczył brwi.

        - Kiedyś zdarzało się to dość sporadycznie, dlatego nie zwracałem na to uwagi. Ale przez ostatnich kilka dni to stało się nie do zniesienia.

        - A ponieważ Yutang i zespół mają pełne ręce roboty, chciałeś poczekać na odpowiedniejszy moment, by im o tym powiedzieć, tak? - Bai Jintang dokończył za niego, po czym pociągnął Gongsuna do okna i powiedział. - Może będę w stanie ci pomóc.

        Doktor spojrzał na niego zakłopotany.

        - Jak się o tym dowiedziałeś?

        Mężczyzna zaśmiał się pod nosem, po czym odpowiedział:

        - W przeszłości doznałem poważnego urazu głowy i leczono mnie w bardzo sterylnych warunkach, w całkowitej izolacji.

       - Co?! - Gongsun aż krzyknął ze zdziwienia, a Bai Jintang wskazując na swoją głowę kontynuował:

       - Odkąd wyzdrowiałem, zdałem sobie sprawę, że moja intuicja stała się dużo wrażliwsza. Jestem szczególnie wyczulony na czyjeś złe zamiary i złośliwości. - Mówiąc to przyciągnął Gongsuna do siebie i pochylił głowę udając, że całuje jego szyję. Za to doktor stwierdził, że jego słowa były zabawne:

       - Chcesz mi wmówić, że masz jakąś specjalną moc?

       Bai Jintang wzruszył beztrosko ramionami.

       - Po prostu mam wyostrzone zmysły. Chcesz się założyć?

       - O co?

       - Będziesz ze mną współpracować, a pomogę ci złapać tego zboczeńca.

       Po chwili zastanowienia doktor skinął głową. Usta Bai Jintanga momentalnie wygięły się w szelmowski uśmieszek i przycisnął Gongsuna do okna sięgającego od podłogi do sufitu.

       - Ach! - Doktor był zszokowany, gdy poczuł jego usta na swoim karku i spanikowany odwrócił głowę. - C-co ty wyprawiasz?

      Bai Jintang nie zważając na pytanie, przywarł do niego nie przestając się uśmiechać. Rozpiął jego koszulę, by poczuć pod palcami tę gładką skórę.

      - Ugh... - Gongsun był zdenerwowany i próbował się wyrwać z uścisku, ale był bezradny wobec tak potwornej siły. W międzyczasie ręce Bai Jintanga w dość nieprzyzwoity sposób błądziły po wszystkich nierównościach jego ciała.

       - Ty... Puść mnie! - Doktor pobladł ze złości. - Nie dotykaj! Ach!

       - Pamiętaj, musimy złapać zboczeńca. - Powiedział spokojnie Bai Jintang i gwałtownie odwrócił Gongsuna. Jednym ruchem zsunął z niego koszulę, po czym obsypał pocałunkami jego szyję, obojczyk i ramiona, lekko go przy tym skubiąc zębami. Jedną ręką obejmował doktora w pasie, drugą powoli ześlizgnął się po krzywiźnie pleców, w dół, do linii bioder. Kiedy jego dłoń znalazła się między nogami Gongsuna, ten zerwał się jak poparzony i zaczął krzyczeć:

       - Zboczeniec! Sam jesteś zboczeńcem! Puścić mnie! Nie dotykaj mnie! Puszczaj! Ty cholerny dupku!

       Patrząc na przestraszonego Gongsuna miotającego się w jego objęciach, kopiącego i rzucającego się na wszystkie strony, Bai Jintang uznał tę sytuację za szalenie zabawną. To było takie przyjemne, dlatego ruchy jego rąk stawały się coraz bardziej nieprzyzwoite, a przez głowę przemknęła mu pewna myśl.

       - Właśnie próbuję ci pomóc złapać zboczeńca, chyba należy mi się jakaś nagroda za mój wysiłek? - Najwyraźniej był całkowicie nieświadomy faktu, że sam stał się zboczeńcem.

       - Hmm... - Jęknął Gongsun, który stał się zabawką Bai Jintanga, czuł się przez to fatalnie i nie był w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Naprawdę szczerze żałował, że był na tyle głupi, by wpuścić wilka do swojego domu.

       - Ciii... - Bai Jintang uciszył go, gdy doktor na chwilę przestał się szamotać. Patrzył na Gongsuna z rozbawieniem. - Jeszcze chwila, wytrzymaj jeszcze trochę.

       Doktor był wyczerpany, pot spływał mu po czole, a włosy po obu stronach przyklejały się do jego skroni. Nie miał już siły, by walczyć.

       - Niech szlag trafi ciebie i twoją nadludzką siłę. - Gongsun nie mogąc się dłużej opierać, mógł jedynie mierzyć go piorunującym wzrokiem i gotować się ze złości, bo ten drań ani przez chwilę nie przestał się bezwstydnie uśmiechać.

       Ten dziki wyraz twarzy doktora, w połączeniu z rozchełstanymi ubraniami i bladą cerą, która teraz odrobinę się zarumieniła, sprawiły, że Bai Jintang miał ochotę zawyć do księżyca niczym prawdziwy wilk. Ten widok był zbyt seksowny. To było właśnie to, na co miał teraz ochotę.
Jednak Bai Jintang nie był zboczeńcem, a tym bardziej nie lubił nikogo do niczego zmuszać, dlatego podniósł Gongsuna niczym pannę młodą i położył go na sofie. Gdy się nad nim pochylił, spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:

       - Obejmij mnie za szyję.

       - Chyba śnisz. - Odburknął doktor, próbując go odepchnąć. Bai Jintang potrząsnął głową.

       - Wiesz, gdy będziesz mieć przed sobą prawdziwego rozpustnika, to twój upór tylko go nakręci?

        - Sam nim jesteś! Idź do diabła! - Gongsun próbował rozpaczliwie walczyć, ale Bai Jintang jedną dłonią chwycił jego ręce, a drugą zamknął mu usta.

       - Tylko udajemy. Jeśli nie będziesz współpracować, to zrobię to naprawdę.

       Widząc, że Gongsun się waha, Bai Jintang puścił jego ręce, po czym obniżył głowę, a gdy doktor odwrócił twarz, wtulił się w jego szyję i szepnął mu do ucha:

       - I jak będzie?

       Gongsun w końcu wyciągnął ręce i chwycił go za ramiona, po czym powoli owinął je wokół jego szyi. Oczywiście nie omieszkał wycedzić przez zęby.

       - Pożałujesz tego...

       Drrrrryyyyyń! Nagły dzwonek telefonu przestraszył Gongsuna, z kolei Bai Jintang tylko uśmiechnął się złośliwie.

      - Ignoruj go. - Po chwili mężczyzna pochylił się i przywarł ustami do ust doktora, delikatnie go całując.

      - Prze... - Gongsun czuł, jak Bai Jintang połyka każde jego słowo. Jedyne, co mógł zrobić w tej sytuacji, to walnąć go z całej siły w plecy. Telefon wciąż dzwonił, ale zdaje się, że Bai Jintang nie miał zamiaru go odebrać. Bo właśnie teraz delektował się profitami wypracowanymi z takim trudem.

      - Ty... nie... telefon prze... - Gongsun ciężko dyszał i nie był w stanie dokończyć zdania. I w tej właśnie chwili Bai Jintang sięgnął po telefon, by go odebrać. Widząc jego zachowanie, Gongsun zamarł z przerażenia. Mężczyzna przytulił go i powiedział:

      - W porządku, jestem tutaj. Halo?

      Gdy Bai Jintang odebrał telefon, z przyłożoną do ucha słuchawką pochylił się po kolejny pocałunek. Jego rozmówca tylko sapał do słuchawki, a Bai Jintang wyczuł, jak bardzo jest wściekły. Zaśmiał się i odezwał się całując Gongsuna.

      - Słucham.

      Osoba po drugiej stronie nie powiedziała ani słowa, zamiast tego sapanie stało się jeszcze głośniejsze. Jakby rozmówca był na granicy wybuchu gniewu.

       - Hmm... - Bai Jintang wyszeptał prosto do ucha Gongsuna. - Smakujesz tak słodko. Chcę usłyszeć, jak krzyczysz...

      Gongsun chciał krzyczeć i to bardzo. Gdyby mógł, wykrzyczałby bez chwili wahania: „Ty bezwstydny, podły zboczeńcu!". Jednak nie mógł tego zrobić, ponieważ Bai Jintang zablokował te słowa pocałunkiem. Nagle usłyszeli głośny zgrzyt przypominający drapanie o metal, któremu towarzyszył histeryczny ryk:

      - On jest mój, mój, mój! - Pod wpływem deformatora głosu ten przenikliwy krzyk brzmiał dziwnie i aż mroził krew w żyłach. Bai Jintang uśmiechnął się bezwstydnie i odpowiedział.

      - Kto powiedział, że jest twój? Jest mój.

      - Zamknij się! Zabiję cię! Zabiję cię! - Osoba po drugiej stronie linii krzyczała na całe gardło, wydając z siebie przeszywający wrzask.

      - Odłóż słuchawkę... Ro-rozłącz się... - Gongsun był przerażony i nie mógł już dłużej znieść tych nieludzkich krzyków, ale Bai Jintang nie zważając na jego słowa, odpowiedział:

      - Jeśli chcesz mnie zabić, lepiej się pospiesz, albo dziś wieczorem on stanie się naprawdę mój. - Po tych słowach odłożył słuchawkę, po czym odłączył telefon stacjonarny. Następnie wstał i zaniósł ledwo przytomnego Gongsuna do sypialni. Po drodze minął okno i zaciągnął zasłony z irytującym uśmiechem na twarzy. Położył doktora na łóżku, okrył go kołdrą i nie robiąc nic więcej, zgasił światło i wyszedł z sypialni.

       Gdy wrócił do salonu, przeszukał rzuconą na podłogę kurtkę doktora. Zabrał jego telefon, wziął kieliszek wina i otworzył jedną z butelek, po czym napełnił kieliszek trunkiem. Z kieliszkiem w ręku usiadł na sofie i leniwie popijając wino zaczął przeglądać kontakty w telefonie Gongsuna, uważnie je przeglądając jeden po drugim.

       Za to w wieżowcu naprzeciwko, w ciemnym i ponurym pokoju pewna obłąkana osoba rozwalała i rozdzierała wszystko, co wpadło w jej ręce. Wśród odgłosów demolki dał się słyszeć ten sam przeraźliwy, ochrypły krzyk:

       - Jesteś mój! Zabiję cię! Jesteś mój! Zabiję cię!

  


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze

Prześlij komentarz