SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 18: Chaos

 Zanim Zhan Zhao i Bai Yutang dotarli na lotnisko, była już pierwsza w nocy. Hala przylotów była praktycznie pusta. Obeszli ją wokół kilkukrotnie, ale Bai Jintanga tu nie było.

          - Gdzie on jest? - Zapytał dowódca rozglądając się w około.

          - Może wyszedł? - Zasugerował Zhan Zhao.

          - Mało prawdopodobne. Zawsze na mnie czekał.

          - Czy kiedykolwiek spóźniłeś się 12 godzin?

          - Cóż... nie... - Bai Yutang podrapał się po głowie. - Mój rekord to 8 godzin.

          - Gdzie mógł pójść? - Zapytał Zhan Zhao spoglądając na zegarek, po czym dodał. - O ile pamiętam, nie ma tu mieszkania.

         Bai Yutang i wzruszył ramionami i odpowiedział:

         - Wraca tylko raz lub dwa razy w roku, więc zwykle zatrzymuje się u mnie.

         - Może poszedł cię szukać?

         - To byłoby jeszcze gorsze! On kompletnie nie ma orientacji w terenie!

         - Zadzwoń do niego.

         - Nie nosi telefonu komórkowego... Zwykle jego podwładni są pod telefonem.

         - Podwładni? Nigdy nie widziałem, żeby z kimś przyjeżdżał.

         - Dlatego, że nie zabiera ich ze sobą, kiedy wraca do kraju.

         Zhan Zhao nie miał więcej pomysłów i powiedział znudzony.

          - Zadzwońmy na policję...

          - Jesteśmy z policji...

          Gdy obaj nie mieli pojęcia co robić, z telefonu Bai Yutanga dobiegło głośne miauknięcie, czyli dźwięk przychodzącej wiadomości.

          Doktor pochylił się zaciekawiony, gdy dowódca wyciągnął telefon z kieszeni. To była wiadomość od Wang Chao: „Zrobiło się gorąco..."

          Bai Yutang spojrzał na Zhana Zhao.

           - Co to ma znaczyć?

           Doktor pokręcił głową, równie zdziwiony. "Miau". Kolejna wiadomość była od Jiang Pinga: „Wracaj szybko". Obaj wymienili spojrzenia, bo targnęło nimi dość złowieszcze przeczucie...

          A na 17 piętrze komisariatu, w gabinecie lekarza sądowego, lśniący skalpel zatrzymał się na kości pokrytej mięśniami i tłuszczem, tnąc je na kawałki. Chwilę później zakrwawiona mięsna papka wylądowała w gęstej białej substancji. Następnie naczynie polane żółtą łatwopalną cieczą trafiło na rozpalony palnik. Po chwili w naczyniu już skwierczało mięso chwilę temu potraktowane skalpelem. Chmura dymu i dźwięk bulgoczącej cieczy wypełniły pomieszczenie. Po kilku minutach zarumienione mięso zostało wyjęte i polane gęstym czerwonym sosem... Po dodaniu posiekanej cebulki, całość wylądowała z zlewce laboratoryjnej.

        Gongsun oparł się o stół do sekcji zwłok z raportem z autopsji w ręku. Czytał go i jadł pęsetą słodko-kwaśne żeberka wieprzowe. Wszyscy stojący przy drzwiach rzucili się do toalety, zakrywając usta rękami. Tylko Bai Jintang pozostał na swoim miejscu i patrzył na tę scenę ze stoickim spokojem. Gongsun spojrzał na niego i zapytał stukając pęsetą w zlewkę.

        - Chcesz trochę?

        Bai Jintang wziął głęboki oddech i odpowiedział bardzo spokojnie, choć jego twarz była ciut blada.

         - Nie jem słodyczy.

         - Mogę też zrobić Mapo Tofu*. Masz ochotę?

         Mężczyzna potrząsnął w milczeniu głową.

         - Bleeee...- Ci, którzy właśnie wrócił z toalety i przypadkiem usłyszeli propozycję rzuconą przez Gongsuna, natychmiast zawrócili tam z powrotem.

        Tymczasem Bai Yutang i Zhan Zhao ruszyli w drogę powrotną. "Miau" - przyszła kolejna wiadomość.

        - Kotek, przeczytaj. - Dowódca trzymał obie ręce na kierownicy, więc poprosił gestem Zhan Zhao, żeby wyciągnał jego telefon z kieszeni.

        Tym razem napisał Zhang Long: "Ratunku!". "Miau" - kolejna wiadomość była od Ma Hana: "Uraaaatuj naaaas!!!"

         Zhan Zhao wyglądał na nieco zbitego z tropu.

         - Co oni do licha próbują powiedzieć?

        Bai Yutang odpowiedział głęboko wzdychając:

         - Myślę, że powinienem przyśpieszyć.

         Kiedy wszyscy wyszli już z toalety i przestało być im niedobrze, zobaczyli Bai Jintanga siedzącego na dużej walizce i wpatrującego się w przestrzeń. Zhao Hu podszedł do niego entuzjastycznie i zaproponował:

         - Może zaczekasz w środku? Pomogę ci wnieść bagaże.

         Bai Jintang wstał, a Zhao Hu sięgnął po największą walizkę. Niestety nie mógł jej podnieść jedną ręką. Spróbował dwiema, ale nadal nie był w stanie ruszyć jej z miejsca.

         - Zajmę się tym. Może pomożesz mi z tym mniejszym bagażem?

         Po chwili Bai Jintang chwycił jedną ręką ogromną walizkę i z łatwością ją podniósł.

         „Miau" - tym razem napisał Zhao Hu: „Jak to się mogło stać?"

         - Jak myślisz, co tam się dzieje? - Zapytał z ciekawością Zhan Zhao po przeczytaniu tych wszystkich krótkich wiadomości.

         - Trzymaj się mocno, kotek! - Po tych słowach Bai Yutang wcisnął gaz do dechy.

         Zhao Hu przełknął swą dumę i podniósł mniejszy bagaż, czyli czarny prostokątny kontenerek z otworami. Nagle bagaż zaczął się poruszać, co go bardzo zaskoczyło i zaczął się zastanawiać, co jest w środku. Przyjrzał się uważnie i zobaczył zatrzask, wyciągnął rękę, by otworzyć drzwiczki, a gdy to zrobił, z głośnym piskiem wyleciała przez nie puchata kulka.

          - Łaaaaaaaaa! - Wszyscy krzyknęli, gdy zobaczyli przypominające szopa stworzenie, które wyskoczyło z kontenera.

          - Szybko, łapcie go! - Krzyknął Bai Jintang władczym tonem. I nikt już nie miał wątpliwości, że jest on starszym bratem Bai Yutanga... a może jedynie byli przyzwyczajeni do wykonywania rozkazów. W każdym razie po usłyszeniu polecenia wszyscy, z wyjątkiem Gongsuna, ruszyli za zwierzęciem.

         Na korytarzu przed wejściem do biura SCI zapanował chaos. W tym momencie rozległ się dźwięk otwieranych drzwi windy, w których pojawił się okazały mężczyzna w średnim wieku o dość ciemnej karnacji. Zobaczył Zhao Hu i Zhang Longa leżących na podłodze, Wang Chao i Ma Han przyklejonych do ściany i Jiang Pinga czającego się z miotłą... Po około 10 sekundach Bao Zheng spokojnie nacisnął guzik w windzie, aby oddalić się z tego miejsca jak najszybciej.

         „Miau". Z jedną ręką kurczowo zaciśniętą na uchwycie przy dachu auta i z telefonem w drugiej, Zhan Zhao powiedział:

         - Zgadnij, kto napisał.

        Na ekranie wyraźnie pojawiła się informacja, że właśnie przyszła wiadomość od Bao Zhenga. Dowódca uniósł jedną brew.

         - Może lepiej tego nie czytajmy?

         Doktor przewrócił oczami i otworzył wiadomość: "Natychmiast wracaj!!!"

         Bai Yutang zaparkował samochód i obaj szybko z niego wysiedli i wbiegli do budynku. Kiedy drzwi windy otworzyły się na 17 piętrze, zanim jeszcze zdążyli z niej wyjść, rzuciła się na nich puchata kula. Zhan Zhao złapał ją instynktownie i zwierzątko korzystając z okazji, wtuliło się w ramiona doktora, po czym miauknęło z zadowoleniem. Zhan Zhao spojrzał na Bai Yutanga i zapytał:

        - Kolejna wiadomość?

        Dowódca wskazał na zwierzaka w jego ramionach i odpowiedział:

        - Myślę, że to on.

        Zhan Zhao spojrzał w dół i zobaczył podobnego do szopa, zwiniętego w kulkę kota.

        - Ragdoll**?

        - Miau.

        Kotek najwyraźniej polubił doktora, gdyż czule wtulił się w jego szyję, a nawet polizał jego podbródek.

       - Hej! - Bai Yutang podniósł kota za szyję.

        - Rrrraauuu!!! - Kot błysnął mu przed nosem pazurami, chcąc go podrapać.

        - Szefie! Nie puszczaj go! - Zhao Hu krzyczał i biegł w stronę windy z kontenerem w dłoni. Bai Yutang podniósł głowę i gdy zobaczył panujący wszędzie chaos, zaryczał wściekły:

        - O co chodzi z tym kotem?!

        Gdy już miał wyjść z windy, usłyszał charyzmatyczny głos z korytarza:

        - Kot nazywa się Ruben, to birmański ragdoll. Jest prezentem dla Zhan Zhao.

        Bai Yutang zamarł. Po tonie wypowiedzi mógł stwierdzić, jak bardzo zły był Bai Jintang. Tak, ten ton głosu... Właśnie odbył 11-godzinny lot, czekał na lotnisku prawie 12 godzin, a teraz w biurze SCI znalazł się w centrum totalnego chaosu. Co oznaczało, że jego brat nie odpoczywał od 24 godzin i brak snu sprawił, że był dość mocno rozdrażniony.

        - Kocie, łap! - Bai Yutang natychmiast wycofał się z powrotem do windy i rzucił kota w ramiona doktora, a gdy drzwi windy się zamykały, miał w głowie tylko jedną myśl: "Muszę stąd uciec!".

        Jednak zanim drzwi windy zdążyły się zamknąć, zostały zablokowane przez dwie dłonie. Zhan Zhao cofnął się w róg windy, przytulając mocno kota, podczas gdy Bai Yutang desperacko naciskał przycisk przyspieszający zamykanie drzwi, ale... Te dwie silne ręce zdołały otworzyć drzwi i pojawił się w nich Bai Jintang z przerażającym uśmiechem na twarzy.

        - Yutang, dawno się nie widzieliśmy.

        - Bracie, proszę, uspokój się. - Powiedział i zaczął wycofywać się w stronę Zhan Zhao. - Kotuś, powiedz coś!

         Doktor cofnął się do drugiego rogu windy z kotem w ramionach i wskazał palcem na Bai Yutanga, zwracając się do kipiącego ze wściekłości Bai Jintanga.

        - To nie ma ze mną nic wspólnego! On jest tam!

        - Cholera kocie... zero lojalności!

        Widok Bai Jintanga wchodzącego do windy z tym upiornym uśmiechem przypominał dowódcy scenę rodem z horroru.

        - Zhan Zhao, wynoś się stąd. - Powiedział Bai Yintang, a gdy doktor z kotem na rękach szybko wybiegł, nacisnął przycisk zamykania mówiąc:

        - Braciszku! Pozwól, że pomogę ci zamknąć drzwi.

        - Kotek! Nie odchodź! Łaaaaaa!

        Gdy drzwi windy się zamknęły, krzyki Bai Yutanga rozbrzmiały w całym budynku. Cały zespół SCI zamarł w bezruchu, a Gongsun oparty o drzwi do sali sekcyjnej, zjadł ostatni kawałek żeberek. Zhan Zhao miział kota, a krzyki w windzie nie ustawały. Czuł się trochę winny.

        - Myszko, niech ci ziemia lekką będzie.

       Komisarz Bao Zheng siedział w swoim gabinecie i próbował się uspokoić, jednak co chwilę potrząsał głową z rezygnacją. Następnie otworzył szufladę swojego biurka. Znajdowało się w niej stare zdjęcie w ramce. Bao Zheng zapalił papierosa i podniósł je, by na nie spojrzeć. Z chmury unoszącego się nad zdjęciem dymu wyłaniały się promienne uśmiechy czterech młodych mężczyzn.


Ciekawostki kulinarno-zoologiczna:

* Mapo tofu - syczuański przysmak, tofu w ostrym sosie.

** Kot rasy ragdoll - przeurocze koty pół-długowłose. Podobno, gdy weźmie się go na ręce, kot momentalnie się odpręża, rozluźnia i staje się mruczącym flaczkiem (niczym szmaciana lalka). Mają podobno cudowne charaktery, są miziaste i lubią się bawić. Jeśli ktoś ma w domu ragdolla - chwalić się!



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze

  1. Jeżuniu już dawno się tak nie śmiałam 🤣😅 aż mnie brzuch rozbolał🤣🤣🤭❤️😘

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz