SCI Mystery, tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 15: 1 3 5

 Po wyjściu z akademika Bai Yutang i Zhan Zhao ruszyli z powrotem pod budynek Wydziału Psychologii na miejsce zbrodni.

           - Xiao Zhan!

         Dowódca i doktor odwrócili się jednocześnie, by zobaczyć, kto tak krzyczy. Był to mężczyzna w białym fartuchu około lat czterdziestu, który biegł za nimi.

         - Doktor Xu?

        Zhan Zhao od razu rozpoznał doktora Xu Tinga, który także pracował na Uniwersytecie. Gdy mężczyzna w końcu ich dogonił, spojrzał uważnie na Bai Yutanga, który stał obok Zhan Zhao, po czym zapytał z uśmiechem:

        - Czy to on?

       Zhan Zhao odpowiedział mu nieco niezręcznym uśmiechem. Wiedział, że doktor Xu uwielbia plotkować, a on teraz naprawdę nie był w nastroju, by dostarczać mu pożywki. Jednak Xu Ting nie zauważył tej wymownej zmiany w wyrazie twarzy swojego kolegi i szczerząc się kontynuował z entuzjazmem:

        - Kiedy doktor Zhang przyprowadził dziadka Xu do ambulatorium, ten drżał i ciężko dyszał.

        - Mam nadzieję, że z profesorem wszystko w porządku?! - Zapytał z niepokojem Zhan Zhao.

       - Nie martw się, poza tym, że był cały zlany potem, to nic mu nie jest. Chociaż od dwudziestu lat nie widziałem, żeby był tak wściekły.

      Słysząc to Bai Yutang uśmiechnął się bezczelnie i mrugnął do kota znacząco, jakby mówił: „Widzisz, staruszek nie kopnął w kalendarz, ma szczęście."

       Zhan Zhao jedynie łypnął na niego spod byka. Xu Ting chciał kontynuować, ale najwyraźniej obaj rozmówcy nie mieli tyle cierpliwości, by słuchać jego paplaniny. Przeprosili go mówiąc, że mają coś ważnego do załatwienia i szybko się ulotnili. Chwilę później stali pod budynkiem Wydziału Psychologii.

       Zhan Zhao próbował spojrzeć na dach, jednak słońce tak raziło, że ledwo mógł otworzyć oczy, a chciał przyjrzeć się barierce ochronnej. Oburzony odezwał się do dowódcy.

         - To niesprawiedliwe, że tak dobrze widzisz w takich warunkach. Jak to w ogóle możliwe?

         Bai Yutang odpowiedział z dumą:

        - To żaden problem. W siłach powietrznych byłem najlepszy w dostrzeganiu poruszających się obiektów. Zobaczyłbym pocisk lecący prosto na nas, a ty się dziwisz, że widzę barierkę?

       Kiedy Zhan Zhao spojrzał na tę zadowoloną z siebie mysz, oczami wyobraźni zobaczył, jak dumnie pręży swój ogonek. Zhan Zhao pożyczył lornetkę od stojącego nieopodal policjanta i uważnie sprawdził dach. Po chwili odłożył ją i zmarszczył brwi:

        - Coś tu jest nie tak!

        - Co takiego? Co znalazłeś? - Bai Yutang wziął lornetkę i sam spróbował sprawdzić.

     - Zauważyłeś, że barierki są odchylone w złym kierunku? - Zapytał doktor, a Bai Yutang odstawił lornetkę od oczu, by spojrzeć na doktora.

      - Teraz, kiedy o tym wspomniałeś, to faktycznie tak jest! Jeśli Li Feifan wypadł, bo ktoś majstrował przy barierce, to powinna się wygiąć na zewnątrz. Nawet jeśli Li Feifan chwycił się jej przed upadkiem, to i tak powinna się odgiąć na zewnątrz, a następnie opaść w dół. A w tym przypadku...

        - Zgadza się!

        Zhan Zhao kontynuował:

        - Barierka jest skierowana pionowo w dół i w żadnym wypadku nie jest wygięta za zewnątrz.

        - Kotek, mam pomysł. - Powiedział Bai Yutang, a Zhan Zhao szybko dodał:

        - Co za zbieg okoliczności. Ja też mam!

       Obaj uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo i weszli do budynku. Tym razem nie poszli na dach, ale na najwyższe, trzynaste piętro.

      Budynek Wydziału Psychologii był stosunkowo niedawno wybudowany i jeszcze nie wszystkie piętra zostały wykończone i oddane do użytku. Piętra dwunaste i trzynaste były jeszcze w remoncie i przechowywano tam materiały budowlane oraz inne, mniej przydatne rzeczy. Nie zamontowano tam nawet drzwi w poszczególnych pokojach.

       Mężczyźni szli korytarzem, sprawdzając pokój za pokojem. Kiedy dotarli do piątego pokoju, zobaczyli w oknie zwisającą barierkę. Zhan Zhao pociągnął za płaszcz Bai Yutanga, który już wchodził do środka i pokazał mu numer nad framugą drzwi: 13-5.

       -1 3 5? - Zapytał zdziwiony dowódca, w odpowiedzi doktor skinął głową. Wygląda na to, że byli we właściwym miejscu. Ostrożnie weszli do pokoju, trzymając się blisko ściany. Podłoga była pokryta grubą warstwą kurzu, który został rozrzucony i skotłowany, zapewne celowo. Chociaż nie było widać żadnych odcisków butów, na pewno ktoś tu był. Podeszli do okna i zobaczyli, że barierka znajdowała się niecały metr od parapetu. Bai Yutang zdjął płaszcz i wręczył go doktorowi. Następnie odwrócił się i już zamierzał przeskoczyć przez parapet, ale Zhan Zhao złapał go za rękę i powiedział:

         - Co próbujesz zrobić? To nie są żarty, to 13 piętro!

        Dowódca pyknął palcem w nos Zhan Zhao i powiedział uśmiechając się do niego:

        - Głupi kotku, jak ktoś taki jak ja może bać się wysokości?

       Doktor poczuł się odrobinę zakłopotany.

        - Dlaczego nie wezwiemy kilku ludzi i nie podejmiemy pewnych środków ostrożności...?

     Jednak Bai Yutang już odpiął guziki przy kołnierzyku i rękawach koszuli. Musnął palcem podbródek doktora i powiedział z uśmiechem:

       - Nie martw się.

       Zanim zniknął za oknem i wskoczył na dach, Zhan Zhao zdążył tylko krzyknąć:

       - Bądź ostrożny!

       Teraz doktor mógł tylko czekać przy oknie i pełen niepokoju ściskać w dłoniach płaszcz Bai Yutanga.

       Po chwili dowódca już schodził z ogrodzenia. To był mrożący krew w żyłach widok, a serce Zhan Zhao zaczęło bić szybciej. Przerażony doktor chciał się wychylić i wciągnąć go do środka, ale Bai Yutang krzyknął:

        - Kotek, odsuń się!

      Zhan Zhao odruchowo wycofał się, a dowódca rozbujał się, by wziąć zamach, po czym wskoczył przez okno i wylądował stabilnie na ziemi. Gdy się wyprostował, otrzepał kurz z rąk. Ten widok wyjątkowo zirytował kota, który głośno prychnął.

         - Kiedy przestaniesz się popisywać?

        Bai Yutang wzruszył ramionami.

        - Nic nie poradzę, że jestem zajebisty.

       - Ty... - Zhan Zhao był tak wściekły, że nie mógł znaleźć słów. Wydął policzki ze złości i tylko gapił się na Bai Yutanga. Chociaż gdzieś w głębi duszy rozumiał, dlaczego dowódca tak zaryzykował. Nie chciał zniszczyć dowodów, które mogły znajdować się na parapecie. Zresztą wiedział, że Bai Yutang nie troszczy się o własne bezpieczeństwo, gdy pracuje nad sprawą. Jednak kiedy zobaczył go w akcji, poczuł przeszywający niepokój. Kiedy dowódca skończył otrzepywać się z kurzu, powiedział:

         - Czyli rozwiązaliśmy zagadkę zamkniętych drzwi na dachu. Jednak wciąż jest coś, czego nie mogę rozgryźć.

        Kontynuował, wkładając płaszcz i poprawiając kołnierz.

        - Jeśli morderca zepchnął Li Feifana z dachu, a potem zszedł na dół po ogrodzeniu, to nie ma szans, żeby nikt go nie zauważył.

         Zhan Zhao przytaknął.

        - Rzeczywiście. Wybiegliśmy z budynku natychmiast, ale nikogo nie zauważyliśmy na dachu. Poza tym wokół było mnóstwo ludzi. To zbyt ryzykowne, chyba że...

        - Chyba że co? - Spytał zaintrygowany dowódca. Zhan Zhao spojrzał na ogrodzenie za oknem i powiedział:

        - Chyba że Li Feifan nie spadł z dachu.

        Bai Yutang był przez chwilę oszołomiony, zanim zdał sobie z czegoś sprawę.

        - O tak! Wiszące ogrodzenie miało wprowadzić nas w błąd! Został zrzucony stąd!

        Zhan Zhao skinął głową.

       - Ludzie raczej nie chodzą patrząc w górę, a nawet jeśli to robią, i tak nie będą w stanie zbyt wyraźnie zobaczyć, co się dzieje.

        Bai Yutang rozejrzał się wokół i stwierdził:

        - Czyli to jest miejsce zbrodni. Jednak czy zabójca nie jest trochę zbyt śmiały? Kiedy zrzucił Li Feifana z budynku, musiał zejść na dół i wtedy ktoś mógł go zauważyć, przez co stałby się głównym podejrzanym... Myślisz, że naraziłby się na coś takiego?

        Zhan Zhao zastanawiał się przez chwilę, a jego twarz przybrała zmartwiony wyraz.

        - Co jest, kotek? - Gdy tylko Bai Yutang zobaczył tę minę, wiedział, że doktor coś wymyślił.

       - Z perspektywy mordercy musiał być jakiś powód, dla którego tak postąpił. Jednak zdaje się, że trochę przesadził.

      - Jak to? - Dowódca zapytał i z wielkim zainteresowaniem słuchał profesjonalnej analizy Zhan Zhao.

       - Zabójca zadał sobie sporo trudu, aby ukryć prawdziwe miejsce zbrodni. A celem stworzenia fałszywego miejsca zbrodni jest zawsze stworzenie sobie dobrego alibi.

       - Fakt. - Bai Yutang skinął głową na znak zgody.

      - To tak zwane alibi polegało na tym, że w momencie popełnienia zbrodni zabójcy tu nie było.

       Po chwili doktor dodał:

      - Jeśli podążymy za logiką mordercy, to oś zbrodni będzie się składać z 4 części. Mianowicie: Li Feifan wchodzi do budynku, zostaje zamordowany, wypada i zostaje odkryty, zabójca odchodzi.

      - W rzeczy samej. - Bai Yutang słuchał uważnie, pocierając podbródek.

      - Kolejność dwóch pierwszych części, czyli wejście do budynku i moment zabójstwa nie mogą zostać zmienione.

       Zhan Zhao kontynuował cierpliwie:

       - Jednak kolejność następnych części, czyli upadek i odejście mordercy, można zamienić.

      Doktor przerwał na chwilę, aby Bai Yutang mógł przetrawić otrzymane informacje. Dzięki swoim niezwykle wysokim umiejętnościom analitycznym dowódca natychmiast zrozumiał, do czego zmierza Zhan Zhao.

     - Już wiem. Morderca opuścił miejsce zbrodni przed upadkiem Li Feifana. I chociaż morderstwo i upadek są niezaprzeczalne, to na pewno miały miejsce w dwóch różnych momentach. Morderca opuścił ten pokój, zanim Li Feifan wypadł. Dzięki czemu w chwili upadku na pewno był przez kogoś widziany w zupełnie innym miejscu. Ma alibi, którego potrzebuje i jest poza kręgiem podejrzanych.

       Zhan Zhao pokiwał z satysfakcją głową. Bai Yutang był naprawdę mądry. Nie tylko zrozumiał wszystko w lot, potrafił też podążać tokiem myślenia doktora.

      - Czyli liczba 135 staje się kluczem.

      Zhan Zhao odezwał się ponownie.

     - Ten zestaw liczb jest bezpośrednio powiązany ze sceną morderstwa i całkowicie ujawnia intencje zabójcy. Te cyfry zostały napisane przez Li Feifana!

       Bai Yutang zamilkł na chwilę, zanim wydedukował:

     - Innymi słowy, Li Feifan wciąż żył, kiedy zabójca odszedł i wiedział, że nie ma szans na ratunek. Jedyne, co mógł zrobić, to zostawić wiadomość.

       Zhan Zhao spojrzał na okno i ogrodzenie na zewnątrz i powiedział nagle.

       - Kiedy przed chwilą wyskoczyłeś przez okno, o czymś pomyślałem...

       Podążając za linią wzroku Zhan Zhao, Bai Yutang zapytał:

      - Chcesz powiedzieć... że przestrzeń między ogrodzeniem a parapetem jest na tyle duża, by zmieścić człowieka?

       Zhan Zhao powiedział z goryczą:

       - Być może... nieprzytomny Li Feifan został tam umieszczony...

       Bai Yutang delikatnie poklepał doktora po ramieniu, aby go pocieszyć, po czym westchnął.

       - Kiedy się obudził, odruchowo się poruszył i wtedy musiał zacząć się osuwać. Jednak zanim spadł, zostawił nam wiadomość.

       - Jakie to okrutne. To tylko dzieciak. Kto mógł zrobić coś takiego?

      Widząc ból na twarzy Zhan Zhao, Bai Yutang przyciągnął go do siebie pozwalając mu oprzeć się na swoim ramieniu.

       - Kotek, nie zrobiła tego jedna osoba.

       Zhan Zhao aż się wzdrygnął.

       - Dwie osoby?

       Bai Yutang delikatnie pogładził go po włosach i powiedział:

      - Też na to wpadłeś, prawda? Od czasu, gdy Li Feifan wszedł do budynku do momentu jego upadku, z budynku wyszły dwie osoby...

        - Profesor Xu i doktor Zhang...

        Zhan Zhao odpowiedział lekko zmieszany, po czym dodał:

        - Teoretycznie tak... ale...

      - Kocie! - Bai Yutang ujął twarz doktora w dłonie i spojrzał mu prosto w oczy pytając. - Pamiętasz, co przed chwilą powiedział doktor Xu?

        Oczy Zhana Zhao zaokrągliły się, lekko zszokowany odpowiedział głosem pełnym boleści.

        - Powiedział, że profesor Xu był strasznie spocony...

       Dowódca kiwnął głową.

     - Nie sądzę, żeby był to objaw przedzawałowy. Ten rodzaj wysiłku fizycznego jest dość męczący dla osób starszych. Dlatego właśnie był roztrzęsiony i ciężko dyszał... Z kolei dr Zhang sfałszował miejsce zbrodni i zatarł ślady. To oni zabili Li Feifana!



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze