Dalsza część przesłuchania przebiegła całkiem gładko. Wu Hao powiedział, że pracował dla „Boga", który wydawał mu rozkazy, a on je posłusznie wykonywał. Te informacje sprawiły, że Bai Yutang poczuł konsternację i w końcu spojrzał wymownie na doktora pytając:
- On zdecydowanie nie jest zdrowy na umyśle, co?
Brwi Zhana Zhao zmarszczyły się, gdy poważnym tonem zapytał Wu Hao:
- Jeśli chodzi o tego „Boga", o którym wspomniałeś...kto jeszcze, oprócz ciebie, dla niego pracuje?
- Jest Kapłan... Anioły... i synowie boży, tacy jak ja. - Powiedział Wu Hao z wielką czcią i szacunkiem.
Bai Yutang nie mógł powstrzymać wybuchu śmiechu. - Chcesz mi powiedzieć, że pracujesz dla Jezusa?
- Nie! - Mężczyzna potrząsnął głową. - Nie w-wierzę w Chrystusa!
Zhan Zhao zamyślił się przez chwilę, po czym zadał kolejne pytanie. - Czyli macie ścisłą hierarchię. Jak dokładnie przydzielane są zadania?
Po chwili wahania Wu Hao odpowiedział. - Bóg wydaje rozkazy, Kapłan karze i nagradza, Aniołowie przekazują wolę Boga, a synowie boży wykonują rozkazy.
- A tobie kazano rozjeżdżać ludzi samochodem? - Bai Yutang nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Wu Hao przytaknął.
- Podaj nazwiska wszystkich Kapłanów, Aniołów, synów bożych, a nawet samego Boga. - Powiedział Bai Yutang, wyciągając długopis i kartkę, gotów do notowania.
- Nie mamy nazwisk, tylko numery.
- Numery? - Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie. Dowódca natychmiast wstał i podszedł do Wu Hao, by zajrzeć za jego ucho. Po chwili potrząsnął głową i spojrzał na doktora. Za uchem mężczyzny nie było żadnej cyfry.
- Jakimi kanałami przekazujecie sobie rozkazy? - Zhan Zhao zadał kolejne pytanie.
- Anioł mnie znajduje i dostaję od niego szczegółowe informacje o misji.
- Co potem z nimi robisz? - Zapytał Bai Yutang.
- Informacje muszą zostać zniszczone od razu po przeczytaniu...
- Biorąc pod uwagę twoje zaburzenia, prawdopodobnie zachowałeś je na pamiątkę. - Stwierdził Zhan Zhao, gdy zauważył rozbiegany wzrok Wu Hao.
- Ech... - Mężczyzna westchnął przygnębiony. - Ja... ja schowałem je w domu, na półce z książkami.
- Ostatnie pytanie, jaki jest twój numer? - Zapytał doktor.
- 114...
Przesłuchanie wreszcie się skończyło. Gdy Bai Yutang i Zhan Zhao opuścili więzienie, na zewnątrz panował już mrok. Dowódca zadzwonił do Bao Zhenga i streścił mu wszystko, czego się dowiedzieli. Komendant natychmiast wydał nakaz przeszukania mieszkania Wu Hao, do którego od razu udał się Wang Chao w asyście policji. Na rozkaz dowódcy mieli zabrać i przynieść do biura SCI wszystkie papierowe przedmioty z mieszkania.
- Kotek, idziemy coś zjeść? - Zapytał Bai Yutang wsiadając do samochodu i zamykając za sobą drzwi.
- Hmm... - Odpowiedział Zhan Zhao, ciągle nieco roztargniony.
- Hej! - Bai Yutang machnął ręką przed jego oczami. - Ocknij się! O czym tak myślisz?
Zhan Zhao zmarszczył brwi. - Zdaje się, że zachowanie Wu Hao jest silnie napędzane czymś na kształt wiary religijnej. Ta sprawa nie jest tak oczywista, jak się wydaje.
- Moim zdaniem jest kompletnym świrem. Ta organizacja czy cokolwiek to jest, to też banda szaleńców.
Bai Yutang uruchomił samochód i zapytał. – Więc, co chcesz zjeść?
- Hmm... chcę zjeść curry... Zrobione przez ciebie! - Podkreślił doktor.
- Masz wrażliwy żołądek, zapomniałeś? - Bai Yutang spojrzał na niego lekko zaskoczony. - Zjesz i zaraz wylądujesz w szpitalu! Łakomy kocur!
- W takim razie makaron z kardamonem. - Powiedział doktor po chwili namysłu. - Zrobiony przez ciebie. - Podkreślił ponownie.
- Ty cholerny kocie... Robisz zakupy! - Odburknął Bai Yutang.
- Nie ma problemu! Szefie kuchni!
Zarówno Bai Yutang, jak i Zhan Zhao mieszkali w lokalach policyjnych, w wysokiej klasy kawalerkach. W pracy obaj byli geniuszami. Różnica polegała na tym, że Bai Yutang był geniuszem także poza pracą, podczas gdy Zhan Zhao w życiu prywatnym był bezradny jak dziecko.
Mówiąc słowami Bai Yutanga, Zhan Zhao był typem osoby, która idąc ulicą zawsze uderzy w ścianę, jadąc autem skosi drzewo, spali garnek gotując wodę, a podczas gotowania ryżu puści z dymem cały dom... Dlatego też doktor zwykle jadał w stołówce albo zamawiał na wynos, a czasem o jego posiłki troszczył się Bai Yutang.
A co do dowódcy, to odziedziczył on po swej matce wrodzony talent do gotowania, w kuchni spisywał się równie dobrze, jak pięciogwiazdkowy szef kuchni Michelin.
Kiedy w końcu dotarli do supermarketu znajdującego się pod ich budynkiem, Zhan Zhao ruszył z zapałem w regały. Nagle zadzwonił telefon, który Bai Yutang odebrał i rozłączył się po 30 sekundach. Następnie wyjął produkty z rąk doktora i odłożył je na półkę mówiąc. - Zmiana planów!
Potem kupił kanapki, coś do picia i wepchnął do samochodu wyraźnie zdenerwowanego Zhana Zhao. Po chwili ruszyli z pełną prędkością w kierunku więzienia.
Kiedy dotarli na miejsce, spotkali się z Gongsunem, który właśnie wysiadł z samochodu ze swoją lekarską torbą. Cała trójka weszła do więzienia, by na oddziale zamkniętym w jednej z cel zobaczyć Wu Hao, który leżał płasko na podłodze pośród kałuży zakrzepniętej krwi. Nie żył już od jakiegoś czasu. Na jego twarzy nie było widać cienia bólu, a z obiema rękami skrzyżowanymi na piersi wyglądał jak męczennik, który umarł spokojnie za swą wiarę.
Gongsun poszedł, by zbadać ciało, podczas gdy Bai Yutang i Zhan Zhao wyszli na zewnątrz wypytać strażników więziennych o szczegóły. Jednak zanim zdążyli zadać choć jedno pytanie, usłyszeli, że Gongsun woła do nich z celi. Momentalnie wrócili do środka i zobaczyli, jak Gongsun trzyma głowę zmarłego, odwraca jego ucho, by odsłonić wyraźnie widoczną niebieską cyfrę „114".
Komentarze
Prześlij komentarz