SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 20: Trzecia osoba

   Delikatny, acz namiętny pocałunek sprawił, że obaj poczuli dreszcze na całym ciele i byli odrobinę oszołomieni tym, co się stało. Zhan Zhao otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Nie znosił bliskiego kontaktu z innymi ludźmi, jednak gdy dotykał go Bai Yutang, czuł się komfortowo. Być może dlatego, że już jako dzieci byli ze sobą bardzo blisko. Często się przytulali i dawali sobie buziaki, przez co doktor sądził, że był już do tego przyzwyczajony.

      Jednak ten pocałunek to nie był dziecinny żart, ponieważ Bai Yutang był śmiertelnie poważny. Ciasno objął Zhan Zhao w pasie, nie dając mu szansy na ucieczkę. Doktor wpadł w lekką panikę, bo czuł niezrozumiałe dla niego zdenerwowanie, a dodatkowo zdawał sobie sprawę, że obejmujący go mężczyzna nie wypuści go tak łatwo ze swych ramion.

         Bai Yutang również był zaskoczony tym, co właśnie zrobił. Gdy tylko zdał sobie sprawę, że Zhan Zhao omal nie został porwany, jego spokój i zdolność logicznego myślenia przepadły bez śladu. Gdy upewnił się, że doktor jest bezpieczny, poczuł nieopisaną wprost irytację, a jego ciało poruszyło się szybciej, niż myśli. Nie był w stanie się powstrzymać. A gdy już odzyskał panowanie nad sobą, jego usta były połączone z ustami Zhan Zhao.

        Bai Yutang od dawna zdawał sobie sprawę, że pragnął być bardzo blisko niego. Każdy kontakt fizyczny z doktorem sprawiał mu radość. Czasami myślał, że jest nienormalny, bo to silne pragnienie powoli w nim kiełkowało, utwierdzając go tylko w uczuciach. Ich zażyły związek sprawił, że Bai Yutang świadomie wypierał to, co czuł i starał się ignorować swoje pragnienia, jednak czasem stawały się tak silne, że nie był w stanie nad sobą zapanować. Kiedy się dotykali, mógł poczuć giętkość ciała tego pięknego mężczyzny. Kiedy się całowali, mógł posmakować słodyczy jego ust. Czuł jego odurzający zapach, podziwiał jego jasną skórę, jego smukłe dłonie. Bai Yutang czuł, że zanurza się coraz głębiej w swych pragnieniach.

         Na pewne rzeczy człowiek nigdy nie jest gotowy, nawet jeśli wydaje mu się, że jest inaczej. Z daleka słychać było zbliżające się kroki i doktor gwałtownie odepchnął Bai Yutanga. Gdy dowódca cofnął się o kilka kroków, zobaczył Zhan Zhao opartego o ścianę z wytrzeszczonymi z niedowierzania oczami. Jego usta były jeszcze mokre po pocałunku, a twarz oblana rumieńcem. Wyglądał uroczo.

       - Szefie! - Zhao Hu i reszta drużyny wbiegli do alejki. Gdy tylko zauważyli, że nigdzie nie ma Zhan Zhao i Bai Yutanga, wpadli w panikę i rozpoczęli poszukiwania. Gdy pojawili się w alejce, zobaczyli doktora i dowódcę opierających się o przeciwległe ściany, spojrzeli po sobie pytającym wzrokiem. Czyżby znowu się pokłócili?

         Czując dziwną atmosferę między nimi, nikt nie odważył się do nich zbliżyć. Nagle Bai Yutang zaczął się śmiać, wymownie oblizując górną wargę. Z kolei twarz Zhan Zhao poczerwieniała jeszcze bardziej. Doktor odwrócił się, by odejść, ale po dwóch krokach zatrzymał się i przechylił głowę na bok, jakby o czymś sobie przypomniał. Widząc jego zachowanie, w oczach dowódcy pojawił się promyk nadziei. Zhan Zhao podszedł bliżej i zatrzymał się dokładnie naprzeciwko niego. Następnie wziął głęboki oddech i bez ostrzeżenia uderzył go prosto w nos.

       - Aaaał! Ty głupi kocie... Ałć! - Bai Yutang cofnął się o kilka kroków masując nos, który naprawdę bolał. Tym oto sposobem doktor dał upust złości, jaką czuł, po czym ostrzegł dowódcę.

       - Myszo, zażartuj sobie ze mnie jeszcze raz, to cię zabiję! - Po tych słowach odwrócił się na pięcie i szybko ruszył przed siebie, by nikt nie dostrzegł w jego oczach zdenerwowania i zawstydzenia. Obserwując oddalającą się postać Zhan Zhao, Bai Yutang potrząsnął głową z gorzkim uśmiechem na twarzy.

      - Kotek, nie żartuję sobie z ciebie, ja cię kocham. - Pocierając obity nos dowódca dziękował bogom, że Kot był molem książkowym, bo w przeciwnym razie miałby złamany nos.

      - Szefie! Wszystko w porządku? - Zhao Hu zebrał się na odwagę i zapytał. Bai Yutang spojrzał na niego, nonszalancko unosząc jedną brew, po czym odpowiedział z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.

      - W porządku? Jak może być w porządku? Może uderzę cię w twarz i zobaczymy, czy będzie w porządku, co? Chociaż kocie łapki są miękkie jak bułka, to faktycznie nie ma powodu, żebym czuł się źle. Czyli może jednak jest w porządku. Ktoś twierdzi, że nie jest? Poza tym, dlaczego to cię tak interesuje? Jakie to ma znaczenie, czy jest w porządku, czy nie? A może to z tobą jest coś nie tak... - Bai Yutang wziął głęboki oddech i warknął na swoich ludzi. - Wracamy!

       Po czym wyszedł z alejki, a Zhao Hu, który stał jak wryty, odwrócił się i zapytał resztę chłopaków:

        - To jak w końcu, wszystko z nim dobrze, czy nie?

      Wszyscy wpatrywali się w oddalającego się dowódcę z rozdziawionymi gębami. W końcu Wang Chao zdobył się na komentarz.

        - Kiedy szef nauczył się psychologii od Zhan Zhao?

        Po chwili zastanowienia pokręcili głowami.

        - Szef jest osobą pełną tajemnic...

       Kiedy Bai Yutang wrócił na parking, zobaczył doktora siedzącego na siedzeniu pasażera jego srebrnego Spykera C8. Ten głupi Kot wyglądał, jakby był pogrążony w myślach.

       - Xiao Bai!

      Gdy dowódca się odwrócił w stronę wołającego go głosu, zobaczył Lu Fanga z Lu Zhenem w ramionach.

       - Bardzo ci za wszystko dziękuję. - Powiedział z nieukrywaną wdzięcznością Lu Fang.

      - To ja powinienem podziękować. - Po tych słowach Bai Yutang poklepał Lu Zhena po głowie.

      - Kiedy ten dzieciak dorośnie, będzie niesamowity.

      Lu Zhen wyjął ze swojej torby dwa opakowania mleka dla dzieci i podał je dowódcy.

      - To dla ciebie i ślicznego wujka.

     Bai Yutang przyjął mleko radośnie się śmiejąc, po czym uszczypnął pulchne policzki Lu Zhena. Pożegnał się z Lu Fangiem i podszedł do samochodu. Kiedy już usiadł za kierownicą, podał mleko doktorowi, który zdaje się wciąż był nieco oszołomiony.

      - Mleko dla dzieci? - Zhan Zhao spojrzał ze zdziwieniem na Bai Yutanga.

      - Od Lu Zhena.

      - Och... Ten dzieciak był wspaniały!

      - Tak! Kiedy dorośnie, wiele osiągnie!

      - Tak.

      - Kotek...

      - Co?

      Bai Yutang uruchomił samochód i powiedział:

      - Od teraz, dopóki nie złapiemy tych psychopatów, nie odchodź ode mnie ani na krok.

      Zhan Zhao odpowiedział z uśmiechem, popijając mleko.

      - Tych? Nie tego?

      - Podstępny Kot! - Mruknął dowódca wciskając pedał gazu. - Słyszałeś? Od teraz nie odstępuj mnie na krok!

       - Uhm. - Zhan Zhao z przyjemnością pił mleko, które bardzo mu smakowało. - Daj mi swoje.

       Po czym sięgnął, by je chwycić.

       - Hej! Kocie, gdzie z łapami? Każdy dostał po jednym.

       - Skąpiradło.

       - Pazerny kocur.

      Kiedy wrócili do biura SCI, było już po południu. Bai Yutang wszedł do swojego gabinetu i zobaczył Bai Jintanga siedzącego na sofie i wpatrującego się bezmyślnie w przestrzeń. Wyglądał na dość zdezorientowanego. Dowódca ostrożnie wycofał się za drzwi i zamierzał jak najszybciej uciec z biura. Po chwili Bai Jintang wstał i ruszył przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy. Na ten widok Zhan Zhao ukrył się w swoim gabinecie i krzyknął, by ostrzec tych, którzy byli w pobliżu.

       - Uciekajcie! Nie zbliżajcie się do niego!

     Każdy, kto osobiście doświadczył niszczycielskiej mocy starszego z braci Bai, natychmiast uciekł. Tymczasem Bai Jintang szedł w kierunku wyjścia.

       - Szefie, c-co się dzieje? - Zapytał nietęgim głosem Zhao Hu, chowając się za dowódcą.

      - Zwykle, kiedy się budzi, jest w fatalnym nastroju. Zwłaszcza gdy się nie wyśpi, wtedy nie wiadomo, do czego jest zdolny.

       W momencie, kiedy Bai Jintang pojawił się przy wejściu do biura, Gongsun wyszedł od siebie z aktami w ręku:

     - Och, wszyscy już wróciliście? Jak było na akcji? - Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, Gongsun spojrzał na stojącego przed nim Bai Jintanga i zapytał, trochę zdziwiony. - Co się z tobą dzie...

      Zanim zdążył dokończyć zdanie, Bai Jintang nagle go objął i wtulił głowę w jego ramiona. Kiedy w końcu ją podniósł, pocałował Gongsuna w policzek. Po czym przetarł sen z powiek i powiedział:

       - Dzień dobry.

    Cały zespół SCI wstrzymał oddech obserwując, jak naturalnie blada cera Gongsuna pociemniała. Lekarz wyrzucił teczkę i włożył rękę do kieszeni. Widząc co się dzieje, Ma Han zapytał Bai Yutanga drżącym głosem:

       - Szefie, czy Gongsun zamierza... dźgnąć twojego brata skalpelem?

       Jak na zawołanie Gongsun wyjął z kieszeni lśniący srebrny skalpel.

       - Rozdzielić ich! - Bai Yutang wydał rozkaz w chwili, gdy zdał sobie sprawę, że sytuacja zaraz wymknie się spod kontroli. Nagle wszyscy ruszyli do akcji. Ma Han i Zhang Long złapali Gongsuna i wyciągnęli go z biura.

         - Gongsun, uspokój się...

      - Zabiję go! - Gongsun próbował się uwolnić wymachując skalpelem. - Puśćcie mnie! Zadźgam go! Wbiję w niego skalpel trzy tysiące razy! I nie pominę ani jednego dźgnięcia!

        Biuro SCI po raz kolejny pogrążyło się w chaosie. Zhan Zhao trzymał się na dystans i szeptał do Rubena, którego trzymał w ramionach i głaskał:

       - Nie idź tam! To zbyt niebezpieczne!

       Pół godziny później w kawiarni na 2 piętrze Bai Jintang dotknął rozcięcia na swoim kołnierzu. Skalpel, z którym Gongsun się na niego rzucił, przeciął mu kołnierz omijając tętnicę o 1 cm.

      - Masz naprawdę niebezpieczną pracę. - Skomentował mężczyzna, wciąż drżąc ze strachu, po tym, co się stało.

      - Kto cię prosił, żebyś go prowokował? - Bai Yutang nalał mu herbaty do filiżanki, żeby go trochę uspokoić. Bai Jintang pociągnął łyk i zapytał.

       - Dlaczego ten Gongsun jest tak agresywny?

      Zhan Zhao spojrzał znacząco na dowódcę, który skinął głową na znak, że rozumie, po czym zwrócił się do brata.

      - Bracie, chciałbym cię o coś zapytać.

      Bai Jintang spojrzał na niego, a potem na Zhan Zhao,

      - O co chodzi?

      - Ech... Czy nasz staruszek miał przyjaciół, z którymi był szczególnie blisko?

    - Przyjaciół? - Bai Jintang był zaskoczony tym pytaniem. - Wyprowadziłem się z domu lata temu, skąd mam wiedzieć z kim się przyjaźni?

      - Chodzi o przyjaciół sprzed dwudziestu lat. - Dodał szybko Zhan Zhao.

     Bai Jintang spojrzał na nich jeszcze bardziej zaskoczony.

      - Eee... hmm.

     - Bracie? - Widząc dziwny wyraz twarzy Bai Jintanga, dowódca wyczuł, że coś jest na rzeczy. - Czy coś jest nie tak?

      Bai Jintang pociągnął kolejny łyk herbaty, po czym spokojnie odpowiedział:

      - Tak naprawdę, to niewiele pamiętam. Lepiej zapytajcie komisarza Bao.

      Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie zdziwieni odpowiedzią mężczyzny.

     - Nie pamiętasz? Nic nie słyszałeś o „Czarno-białych"? Poza komisarzem Bao i tatą... kto jeszcze tam był? - Dowódca nie poddawał się, a Bai Jintang westchnął z niespokojnym uśmiechem na twarzy.

      - Wiem tylko, że ten facet nazywał się Zhao i postrzelił mnie tutaj. - Mówiąc to, wskazał na swoją głowę i kontynuował. - Obudziłem się ze śpiączki dopiero po roku. I straciłem większość wspomnień sprzed 13 roku życia.

       Zhan Zhao i Bai Yutang byli oszołomieni i przerażeni tym, co właśnie usłyszeli. Przypomnieli sobie, że kiedy byli dziećmi, Bai Jintang faktycznie zniknął gdzieś na rok.

       - Bra-bracie... - Dowódca nie mógł znaleźć słów, by opisać, co czuł. - Ja... ja nie wiedziałem.

      Bai Jintang uśmiechnął się do niego.

     - To nie ma znaczenia, ja i tak tego nie pamiętam. A tak w ogóle to przywiozłem komisarzowi Bao butelkę d'Alsace z 1976 roku. Spróbujcie go nią przekupić, to jego ulubione wino i potrafi zdziałać cuda.

      Kiedy Bai Yutang i Zhan Zhao z lekkim zawahaniem poszli z winem do Bao Zhenga, zanim zdążyli cokolwiek powiedzieć, komisarz odezwał się pierwszy.

     - Zachowajcie wino. Wiem, o co chcecie zapytać. Jedziecie ze mną, jest ktoś, kogo powinniście poznać!



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze