Counterattack [PL] - Rozdział 186: Makaronowe katharsis

 


    Robiło się coraz zimnej i Wu Suo Wei musiał zadbać, by w domu jego mamy było ciepło. Niestety cokolwiek by nie robił, to temperatura nie była tak przyjemna, jak w mieszkaniu, w którym mieszkał z Chi Chengiem. Jeśli włączał klimatyzator, powietrze robiło się suche, z kolei kiedy użył grzejnika elektrycznego, bał się, że prąd porazi jego mamę.
    Gdy wrócił z pracy do domu, rozpalił ogień w kominku i szybko położył się do łóżka. Chciał zasnąć jak najszybciej, zanim zrobi mu się zimno. Jednak nie mógł zasnąć. Było mu ciepło, nawet odrobinę się spocił, ale nogi miał zimne jak lód i za nic nie mógł ich ogrzać. Wsunął ręce pod kołdrę mamy i złapał za ją za rękę. Jej dłonie były ciepłe, a ich dotyk niezwykle kojący. Pomyślał, że wciśnie też pod kołdrę mamy nogi, żeby się ogrzały. Po chwili cały zakopał się pod maminą kołdrą.
    Pani Wu mocno trzymała jego rękę i powiedziała:
    – Cheng.
    Wu Suo Wei spojrzał na nią i zamarł.
    – Mamo, obudziłaś się?
    Kobieta nie odpowiedziała, a on mocno ją do siebie przytulił, żeby zasnęła. Czuł, że jej ciało było nieco za ciepłe. Przyłożył rękę do jej czoła i już wiedział, że ma gorączkę.
    – Mamo, mamo!
    Zawołał ją kilka razy, ale ona nie odpowiedziała. Wyskoczył z łóżka, ubrał się, zaniósł mamę do samochodu i zawiózł ją do szpitala.
    Godzinę czekał przed Izbą Przyjęć. W głowie szalały mu myśli, a na sercu czuł ogromny ciężar. Miał na sobie tylko koszulkę i spodnie od garnituru, w drżącej ręce trzymał zapalniczkę. Dopiero po chwili udało mu się odpalić papierosa.
    W końcu lekarz wyszedł i powiedział:
    – Pacjentka żyje, ale musi zostać w szpitalu na obserwacji.
    Chłopak poczuł ogromną ulgę.


    Następnego dnia pani Wu została przeniesiona na zwykły oddział. I teraz, chociaż nie była w swoim domu, to przynajmniej miała ciepło i były przy niej przez cały czas pielęgniarki. Dzięki temu Wu Suo Wei nie martwił się o nią tak bardzo, kiedy szedł do pracy.
    Około południa przyjechał do szpitala, żeby nakarmić mamę owsianką z ptasich gniazd. Zjadła tylko kilka łyżek i po raz kolejny zawołała:
    – Cheng.
    Serce Wu Suo Weia aż się ścisnęło.
    – Pamiętasz Chi Chenga?
    Pokazała na miskę zupy, którą trzymał w rękach i pokręciła głową.
    W jej pamięci powoli zacierał się obraz Chi Chenga, ponieważ od dawna jej nie odwiedzał, ale pamiętała napoje, jakie jej przywoził i to, że jej nie smakowały.
    Wieczorem do szpitala przyjechała najstarsza siostra Wu Suo Weia razem z mężem. Zabrali ze sobą córkę, która w tym roku dostała się na uniwersytet.
    – Bracie, we trójkę zajmiemy się mamą, idź odpocząć.
    – Nic mi nie jest, będę miał oko na mamę. A wy jutro nie musicie iść do pracy?
    – Jutro jest sobota, mamy wolne, a nasza córka nie ma zajęć.
    Wu Suo Wei spojrzał na dwa wolne łóżka w pokoju i choć niechętnie, pozwolił siostrze przejąć opiekę nad mamą. Pokój w jego biurze był zbyt duży i nie chciał tam wracać, dlatego pojechał do kliniki.
    Była jedenasta w nocy, wiał chłodny wiatr, boisko do koszykówki znajdujące się tuż przy klinice było puste, na posterunku stały jedynie latarnie uliczne, które oświetlały teren. Sięgnął po piłkę do kosza i wyszedł na boisko. Zaczął kozłować i robić wsady zawieszając się na obręczy kosza. 1,2,3,4… Liczył wisząc w powietrzu, jednak tam na dole nie czekały na niego mocne ramiona, które go złapią, nie było szyi, na której mógł się zawiesić.
    „Hej, patrzcie, patrzcie! Skąd mam tak umięśnione ramiona? Zgadniecie? To takie ekscytujące. Połknąłem pigułkę wzmacniającą, której recepturę otrzymałem od mojego przodka. Tylko spójrzcie, oto ona! Kosztuje tak niewiele, a codziennie przyjmowana sprawi, że przez lata… coś tam, coś tam, już zapomniałem.”
    „Znam koniec.”
    „Wiesz, co było dalej? Słyszałeś to kiedyś? Co tam było, powiedz?”
    „Wyhodujesz dwie jędrne, wielkie kule.”
    „Tęsknię za tatą.”
    „Nie martw się, masz przecież ojca chrzestnego.”
    „Kurwa, niby kogo?”
    „Skoro Zazdrość jest moim synem, a ty jesteś jego bratem, to jak myślisz, kto jest twoim ojcem?”
    „Zaraz podziurawię ci szyję!”
    „Jeśli to będą dwie dziury na twoje jaja, to śmiało”


    Wu Suo Wei podniósł piłkę i z nosem na kwintę powlókł się do kliniki. Gdy stanął przy drzwiach, poczuł że jego noga stała się ciężka, spojrzał w dół i zadrżał z zaskoczenia.
    Zazdrość owinął się wokół jego nogi. Wąż miał zamknięte oczy i wyglądał na bardzo zmęczonego.
    Kiedy Chi Cheng powiedział, że już więcej się nie spotkają, Wu Suo Wei ze wszystkich sił starał się powstrzymać łzy, ale kiedy ten zielony pyton go poznał i do niego przylgnął w tę naprawdę zimną noc, z jego oczu popłynęły łzy.
    – Skąd się tu wziąłeś?
    Wąż nie mógł mu odpowiedzieć, jedynie pełzł po jego nodze. Ciało pytona było bardzo zimne, chłopak czuł ten chłód na swojej nodze. Szybko wziął Zazdrość na ręce, wszedł do kliniki i owinął go w ręcznik. Wiedział, że pyton szykuje się do hibernacji i zastanawiał się, czy przygotować mu miejsce, czy może odwieźć go do domu.
    Po chwili usłyszał, że pod kliniką zaparkował samochód, wyjrzał przez okno i zobaczył Wang Zhena. Mężczyzna wszedł do środka i zapytał:
    – Zazdrość przyszedł do ciebie?
    Wu Suo Wei przytaknął.
    – Przed chwilą. Przyjechałeś po niego?
    Wang Zhen zaprzeczył kiwnięciem głowy.
    – Będzie z nim tylko problemem. Zatrzymaj go i pozwól mu zapaść w hibernację.
    – Specjalnie to zrobiłeś? – zapytał chłopak.
    – Nie, zauważyłem, że go nie ma i poszedłem go poszukać.
    – Przecież Zazdrość nie odklejał się od Wang Shuo?
    – Węże mają dusze, a ten ciebie i Chi Chenga traktuje jak rodzinę, Shuo jest jedynie jego przyjacielem. Był blisko Shuo, bo się za nim stęsknił i przez kilka dni wystarczająco się nim nacieszył. A później miał już dość i zaczął się chować po mieszkaniu, aż nadarzyła się okazja i uciekł.
    Wu Suo Wei wiedział, że po każdej rozmowie z Wang Zhenem czuł się lepiej.
    – Masz dla mnie prezent? – zapytał.
    Mężczyzna spojrzał na niego i nagle wyciągnął z kieszeni loda. Chłopak był zaskoczony.
    – O rany, nadal je sprzedają? Jadłem je, gdy byłem mały.
    Odpakował loda i odgryzł kawałek.
    – Ale słodki!
    Lód był jak wielki lizak i chłopak czuł się źle, że tylko on je. Przełamał go i dał Wang Zhenowi większą część.
    Mężczyzna odmówił.
    – Nie chcę, możesz zjeść całego.
    – Miałem nadzieję, że to powiesz.
    Wang Zhen spojrzał na niego w milczeniu. Jesteś o wiele mądrzejszy od Shuo.
    Poszedł do auta i wyjął z bagażnika pudełko lodów, po czym dał je Wu Suo Weiowi.
    – Zanieś mamie, będzie zadowolona.
    Po tych słowach odjechał.


    Następnego dnia chłopak przyniósł lody do szpitala i faktycznie jego mama była zachwycona. Na widok słodziutkich lodów cieszyła się jak dziecko. W jej głowie pojawiły się wspomnienia sprzed lat. Znowu poczuła się, jakby była dzieckiem. Nie pytała syna, czy zamierza się ożenić, czy ma wystarczającą ilość pieniędzy, żeby kupić dom. Uśmiechała się i była szczęśliwa, że trzyma w ręku loda, dzieląc się swoją radością z każdym, kogo spotkała.
    Wu Suo Wei też był w dobrym nastroju i postanowił zaprosić Wang Zhena na obiad. Spotkali się w restauracji w pobliżu szpitala. Chłopak zaczął wychwalać swojego rozmówcę.
    – Myślę, że naprawdę jesteś nie z tego świata. Powiedziałeś, że jeśli przebiorę się za tatę, mama będzie szczęśliwa i naprawdę była. Powiedziałeś, że ucieszy się z lodów i faktycznie była zachwycona. Uwielbia je.
    Mężczyzna skinął głową, a na jego twarzy nie pojawiła się żadna emocja.
    – Powiedz, masz dziewczynę?
    – Nikt nie chce faceta takiego jak ja.
    – Dlaczego?
    – Mam pracę, która wymaga zachowania pewnych rzeczy w tajemnicy, czasem znikam na kilka dni. A kto by chciał chłopaka, który co chwilę znika?
    W myślach Wu Suo Wei pogardzał każdym, kto mógł tak pomyśleć.
    – Z odrobiną tajemniczości jest więcej zabawy i związek nie jest nudny. Jesteś bardzo utalentowany, znasz wiele sztuczek, jesteś sprytny i potrafisz wszystko…
    Wang Zhen słuchał go w milczeniu i odezwał się dopiero po chwili.
    – Mam już kogoś, o kim myślę.
    – Kogo?
    – Gdybym powiedział, to byś mi nie uwierzył.
    Serce chłopaka zaczęło walić jak szalone, a jego myśli szalały. Wang Zhen nie powiedział nic więcej, a on o nic więcej nie zapytał. Zajęli się jedzeniem. Kiedy Wu Suo Wei zjadł jedną miskę makaronu, skinął na kelnera.
    – Poproszę jeszcze jedną miskę.
    – Zjesz to wszystko?
    – Zwykle jem trzy miski.
    Wang Zhen zmierzył go wzrokiem nie komentując.
    Gdy kolejna miska pojawiła się przed chłopakiem, zaczął ze smakiem jeść makaron. Myślał o uśmiechniętej twarzy swojej mamy, o słowach Wang Zhena, które uznał za wyznanie. To sprawiło, że jedzenie wyjątkowo mu smakowało.
    Gdy zjadł połowę miski nagle się zatrzymał.
    – Coś nie tak? – zapytał Wang Zhen.
    Wu Suo Wei czuł, jak z rozpaczy zacisnęło mu się gardło. Nie był w stanie przełknąć nawet śliny.
    – Coś nie tak z jedzeniem?
    Chłopak zaprzeczył kiwnięciem głowy, a Wang Zhen nie zadawał już więcej pytań.
    Wu Suo Wei zdał sobie sprawę, że każde słowo, które wypowiedział facet siedzący naprzeciwko niego, było szczere i trafne. Poczuł dziwny ciężar na żołądku, być może przez lody, które zjadł. Spojrzał na Wang Zhena i zrozumiał, że nieważne, jak bardzo jest utalentowany, nieważne, ile niespodzianek będzie dla niego miał, to niczego nie zmieni. Są ludzie, których można jedynie podziwiać, myśleć o nich podczas gorszych dni, ludzie, którzy przynoszą spokój. Jednak, kiedy w sercu pojawi się pustka, żadne niespodzianki, słowa i momenty nie wystarczą, by ją wypełnić.
    Kiedy to wszystko zrozumiał, wiedział, że to jest sedno. A wszystko przez pytanie, jakie padło, kiedy zawiesił się nad miską makaronu: „Coś nie tak?”
    Dopiero po chwili chłopak zjadł cały makaron. Po posiłku Wang Zhen powiedział:
    – Wkrótce wyjeżdżam i zabieram ze sobą Shuo.
    Ta wiadomość odrobinę przygnębiła Wu Suo Weia.
    – Przyjedziesz mnie odwiedzić?
    – Przyjadę.
    Zanim Wang Zhen odpalił silnik samochodu, spojrzał na niego.
    – Jesteś silniejszy niż Shuo. Bezpieczeństwo, którego potrzebujesz, może ci zapewnić tylko Chi Cheng, a bezpieczeństwo, którego pragnie Shuo, mogę mu zapewnić tylko ja.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





  Poprzedni👈             👉 Następny

Komentarze

  1. Wang Zhen jest najmądrzejszy z całej tej bandy... Wei Wei nadal będziesz się tak miotał 🫣

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz