Beloved Enemy [PL] - Rozdział 100: Za tę sprawę wezmę na siebie pełną odpowiedzialność...

            Gu Qing Pei nie mógł dłużej znieść pogardy ze strony Yuan Yanga. Czuł się całkowicie pokonany i zwyczajnie uciekł. Chłopak patrzył na niego swymi przekrwionymi oczami, ale go nie powstrzymał.

           Ta fałszywa uprzejmość, którą obaj przez ostatnie dwa miesiące próbowali zachować wobec siebie, właśnie zniknęła i pan Gu w końcu zrozumiał, że między nimi nic się nie zmieniło.

           Co prawda Yuan Yang nieco dojrzał. Ma dynamicznie rozwijającą się karierę, dziewczynę i wiele rzeczy, których wcześniej nie miał. Zdawało się, że teraz jego życie nabrało tempa, dzięki czemu mógł ruszyć naprzód, by rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Jednak dla pana Gu nic się tak naprawdę nie zmieniło. W porównaniu z Yuan Yangiem tkwił w miejscu.

           A może Yuan Yang nadal go kochał? Kiedy Gu Qing Pei pomyślał o tych wszystkich zdjęciach, które zostały zrobione z ukrycia, poczuł, że mózg mu odmawia posłuszeństwa.

           Z jednej strony postawa Yuan Yanga sugeruje, że chłopak nadal coś do niego czuje, ale z drugiej strony jest zdeterminowany, by się na nim zemścić. Pan Gu nie spodziewał się, że chłopak spędzi te dwa lata pielęgnując nienawiść do niego.

           Wyobrażał sobie wiele różnych scenariuszy ich ponownego spotkania, ale mimo tego rzeczywistość całkowicie go zaskoczyła i nic nie poszło zgodnie z jego oczekiwaniami.

           Yuan Yang niczym myśliwy nieustannie go obserwuje i wywiera na nim presję. A on nie ma pojęcia, czego ten chłopak tak naprawdę chcę. A co gorsza, nie wie, kiedy w końcu odpuści.

           Yuan Yang, w porównaniu do zadziornego i impulsywnego bachora, jakim był dwa lata temu, teraz jest znacznie trudniejszy do zniesienia.

           Kiedy Gu Qing Pei wrócił do domu, zamknął drzwi i poczuł się bezpiecznie.

           Jeszcze nie do końca wytrzeźwiał po wczorajszym piciu, a dodatkowo Yuan Yang wyprowadził go z równowagi. Głowa mu pulsowała i dopiero zimny prysznic sprawił, że się uspokoił. Rzucił się na łóżko i nie zamierzał się z niego ruszać.

           Miał tak dużo na głowie, problemy w firmie i te z Yuan Yangiem. Stał przed trudnymi decyzjami i dylematami, których rozwiązanie nieuchronnie prowadzi go do depresji.

           Podniósł telefon, aby zadzwonić do swojego asystenta, chciał się dowiedzieć, jak zareagowali w WeiShui na jego udawaną chorobę. Chciał się dowiedzieć, czy ich reakcja była taka, jakiej się spodziewał.

          Po kilku minutach rozmowy upewnił się, że uwierzyli w jego niedyspozycję. Termin podpisania umowy został przesunięty o tydzień, a przez ten czas można zdziałać naprawdę dużo. Kiedy odłożył telefon, zadzwonił ktoś z nieznanego numeru.

          Pan Gu odebrał połączenie i usłyszał dziwny głos, który nie brzmiał ani na głos męski, ani żeński. Za to na pewno brzmiał okropnie, jakby ktoś mówił z zaciśniętym nosem i krtanią.

         - Gu Qing Pei?

          Dyrektor natychmiast stał się czujny. Wszyscy jego przyjaciele i znajomi są cywilizowanymi, poważnymi ludźmi, nikt nie zniżyłby się do tak głupiego żartu.

          - Z kim rozmawiam?

          - To, kim jestem, nie ma znaczenia. Mamy interes do ubicia, z pewnością będziesz zainteresowany.

          - Hmm, nie sądzę. Nie zawieram umów z podejrzanymi typami.

          - Och, to będzie umowa czysto biznesowa, na którą będziesz musiał się zgodzić.

          - Mów, o co chodzi. Przestań się czaić.

          Dyrektor zorientował się, że intencje jego rozmówcy nie będą dobre.

           - Właściwie, to drobnostka. Mam w ręku kilka bardzo ładnych zdjęć, na których jesteś. Każde zdjęcie kosztuje 500 000 juanów, a jest ich 4, sprzedam ci je za 2 miliony juanów.

            Serce Gu Qing Pei się ścisnęło, a on sam momentalnie zbladł. Jednak zachował spokój i skupienie, by odpowiedzieć.

           - Nie tylko ty masz te zdjęcia. Ma je każdy z moich byłych współpracowników. Po co miałbym marnować pieniądze i za nie płacić? Jaki to ma sens?

           Zdaje się, że rozmówca przewidział taką odpowiedź, dlatego od razu powiedział:

          - Zgadza się, mnóstwo osób ma te foty, ale ile z nich odważy się umieścić je w sieci i użyć ich przeciwko tobie? Cóż obaj wiemy, że to przestępstwo, dlatego oni tego nie zrobią, a ja tak, bo się nie boję. Jeśli mi nie zapłacisz, wykonam sto kopii i rozrzucę je po twojej firmie, a wtedy jeszcze więcej osób zobaczy te zdjęcia.

          Pan Gu słuchając tego człowieka zauważał, że ma południowy akcent i nie jest zbyt dobrze wykształcony. Jednak wszystko, co powiedział, trzymało się kupy.

          Dwa lata temu jego zdjęcia nie były przez nikogo rozpowszechnione, a to głównie dzięki temu, że jego relacje z pracownikami były bardzo dobre. Drugim powodem było podejrzenie dyrektora, że Yuan Li Jiang lub Yuan Yang opanowali sytuację. W tamtym czasie ludzi, którzy wiedzieli o zdjęciach, było wielu, ale nikt nie odważyłby się udostępnić ich publicznie. W końcu nikt nie chciał jego krzywdy. Zresztą ujawnienie tych zdjęć nie przyniosłoby nikomu żadnego pożytku.

           Nie był celebrytą i podejrzewał, że zdjęcia rozeszły się pocztą pantoflową maksymalnie wśród kilkuset, może wśród tysiąca odbiorców. Jednak w końcu wszyscy zapomnieli o całej tej sprawie, chociaż na pewno był dość spory odsetek osób, które zachowały zdjęcia.

           I jego rozmówca miał rację, że nikt nie ośmieliłby się użyć ich, aby mu grozić? W końcu jest to próba wyłudzenia, czyli dość poważne przestępstwo.

           Nie ma wielu tak odważnych ludzi, którzy porwaliby się na takie działania, ale wiedział, że ktoś taki może się trafić i bał się spotkania z nim najbardziej na świecie.

           Gu Qing Pei wziął emocje na wodzę starając się nie okazywać paniki.

           - To, co powiedziałeś, ma sens, ale jeśli dam ci dzisiaj pieniądze, to kiedy znowu skończy ci się kasa, użyjesz tych zdjęć, aby znowu mnie szantażować. Jak mogę mieć pewność, że już nigdy się do mnie nie zwrócisz?

           - Hehehe... kiedy ci powiem, że już cię nie potrzebuję. Dyrektorze Gu, przecież jesteś taki bogaty. Co to dla ciebie pomoc dla potrzebującego biedaka?

           Pan Gu zmrużył oczy. Ten facet był bezczelny i chciwy. Jeśli raz da mu pieniądze, to ten proceder się nigdy nie skończy. Pomyślał przez chwilę, a potem zapytał:

          - Czy kiedyś się poróżniliśmy?

          Szantażysta był oszołomiony, dlatego odpowiedział bez namysłu:

         - Nie.

         - Czyli to ktoś, kogo znam... ale kto?

         Pan Gu znał niewiele osób, które były tak bezczelnymi prostakami. Jego przyjaciele, choć nie zawsze bogaci, to jednak byli obyci w towarzystwie i niezwykle taktowni. Było jeszcze spore grono osób, z którymi styka się na co dzień. Zastanawiał się nad tym, ale nikt mu nie przyszedł do głowy.

          - Twojemu bliźniemu brakuje pieniędzy, podziel się. Jeśli uważasz, że to za dużo, daj mi tylko milion juanów. Kiedy go wydam, wiem gdzie cię znaleźć. Dyrektorze Gu, nie bądź skąpy. Im więcej dajesz, tym więcej będziesz mógł potem zarobić. Co ty na to? Pamiętaj, że jeśli twoje zdjęcia zostaną rozpowszechnione w twojej firmie, wtedy żadna kwota nie będzie w stanie tego naprawić.

           Gu Qing Pei milczał przez chwilę, a potem powiedział:

          - Masz rację, ale w tej chwili nie uzbieram tyle gotówki.

           Mężczyzna zaśmiał się szorstko.

           - Kogo próbujesz oszukać? Taki wielki szef jak ty nie może wyjąć z konta miliona juanów?

           - Naprawdę nie mogę. Teraz nawet staram się o pożyczkę. Musisz mi dać co najmniej kilka dni, żebym mógł wszystko przygotować.

           - Ile ci potrzeba?

           - Tydzień.

           - Pierdolisz!

           Szantażysta krzyknął głośno i dodał:

           - Co najwyżej dwa dni. I ostrzegam, bez żadnych sztuczek. Jest takie powiedzenie, każdy zawód ma swoją specjalność. Dyrektorze Gu, twoją umiejętnością jest zarabianie dużych pieniędzy. A moją umiejętnością jest, by nie bać się tego typu sytuacji. I nawet nie próbuj zgłaszać tego na policję, bo to nie ma sensu i tylko narobisz sobie problemów. Przemyśl moją propozycję, bo to dla ciebie najlepsze wyjście.

            Pan Gu odpowiedział słabym głosem.

            - Dobrze, skoro dajesz mi dwa dni, niech tak będzie. Jak mam przekazać ci pieniądze?

            - Najpierw przygotuj forsę. Kiedy nadejdzie czas, skontaktuję się z tobą.

            Odkładając słuchawkę dyrektor westchnął ciężko. Nie miał siły się nawet zezłościć. Życie to nic innego jak proces ciągłych zmagań i rozwiązywania problemów. Nie pozwoli, by ten mały kryzys go pokonał. Musi wymyślić sposób...

            Zaczął się nad tym zastanawiać, po czym zadzwonił do swojego przyjaciela prawnika. Ponieważ przez cały rok toczy się wiele spraw sądowych związanych z jego działalnością, poznał naprawdę wielu prawników. Ci ludzie znają wiele alternatywnych metod radzenia sobie z różnymi sprawami i potrafią działać odważnie. Z pewnością udzielą mu dobrych rad.

           Jego przyjaciel był wściekły, gdy usłyszał, co się stało. Powiedział, że trzeba jak najszybciej znaleźć szantażystę, a gdy zostanie schwytany, będzie po sprawie.

           Ta rada bynajmniej nie uspokoiła dyrektora. Zamiast próby schwytania złoczyńcy, przy której na pewno nie uniknie się przemocy, wolał negocjować.

           Jakby na to nie spojrzeć był w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji. Im dłużej będzie z nim w kontakcie próbując rozmawiać, to jego sytuacja bynajmniej się nie poprawi. Jednak jeśli uda mu się kontrolować tego bandziora, używając dyplomacji i siły charakteru, rzucając mu trochę pieniędzy, to może uda mu się sprawić, że naciągacz nie będzie szukał zemsty i nie odważy się wrócić, aby go ponownie niepokoić.

           W chwili, gdy zakończył rozmowę z prawnikiem, zadzwonił Yuan Yang. Pan Gu natychmiast przerwał połączenie i umieścił jego numer na czarnej liście. Zaraz po tym, jak to zrobił, zadzwonił jego telefon domowy.

           Wściekłość, jaką pan Gu tłumił w sobie, jeszcze nie zniknęła. Rzucił się, by odebrać telefon i chłodno zapytał:

           - Czego chcesz?

           Głos Yuan Yanga był ponury i dosadny.

           - Nic nie rób, ja się tym zajmę.

            Dyrektor był przez sekundę zszokowany, po czym wrzasnął:

            - Masz mój telefon na podsłuchu?!

            - Tak, jeśli chcesz, to mnie pozwij.

            W głosie chłopaka nie było słychać ani krzty poczucia winy. A gdy powiedział swoje, rozłączył się.

            - Ty skurwielu...

            Gu Qing Pei nie wiedział, co ma zrobić. Żadne kary nigdy nie działały na Yuan Yanga. Nie chciał, żeby chłopak angażował się w tę sprawę. W końcu to wszystko stało się przez niego, przez to, co mu zrobił. Te zdjęcia stale przypominały mu o tym zdarzeniu z przeszłości. I bynajmniej nie miał w tej chwili ochoty zmierzyć się z prawdziwym winowajcą całej tej sytuacji. Co za ironia losu...

           Czuł się z tym wszystkim strasznie zmęczony i naprawdę nie chciał, żeby wmieszał się w to jeszcze Yuan Yang.

           W ciągu dwóch dni znaleziono szantażystę, co dość mocno zaskoczyło Gu Qing Peia.

           Na świecie nie ma wielu naprawdę inteligentnych ludzi popełniających zbrodnie. Większość przestępców jest zdesperowana, ponieważ potrzebują pieniędzy. Czasem popełniając zbrodnie, mają szczęście, ale częściej popełniają dość sporo błędów. Pan Gu domyślił się z rozmowy telefonicznej, że nie ma do czynienia z wykształconą osobą. Dlatego właśnie tak łatwo go wyśledzili przez połączenia telefoniczne.

           Znajomy prawnik polecił mu do tego zadania szefa małego gangu, który przez fakt, że był powiązany z mafią, był świetnie poinformowany ze względu na szeroką sieć kontaktów, jakie posiadał.

           Bardzo szybko odkryto, że ten oszust był pierwotnie ochroniarzem firmy, w której pracował Gu Qing Pei. W tamtym czasie został zatrzymany na dwa tygodnie za spowodowanie kłopotów, a następnie dyscyplinarnie zwolniony z pracy. Jedno było pewne, że skoro miał dostęp do zdjęć, to musiał mieć w firmie kogoś, kto z nim współpracował. Jakoś do tej pory sobie radził, ale ostatnio stracił dość sporo pieniędzy, więc wpadł na pomysł, żeby wykorzystać zdjęcia Gu Qing Peia.

           Dyrektor myślał intensywnie i przypomniał sobie, że faktycznie ktoś taki pracował dla niego w przeszłości. Jednak wtedy działo się zbyt wiele rzeczy i wyrzucił to ze swej pamięci.

           Pan Gu jechał przez miasto ponad pół godziny na spotkanie z ochroniarzem szantażystą, aż dotarł do starego akademika, gdzie się umówili.

           Gu Qing Pei założył okulary przeciwsłoneczne i opuścił czapkę na oczy. Szybko znalazł właściwy adres i nacisnął dzwonek przy drzwiach na pierwszym piętrze. Nikt nie odpowiedział.

           - Co jest. Mówił, że będzie na mnie czekać.

          Pan Gu stał przez kilka sekund skonsternowany i nagle zauważył, że drzwi są uchylone. Po chwili wahania pchnął je i wszedł do środka. Nie spodziewał się, że w mieszkaniu będzie tak wielu ludzi. A dokładnie sześciu, stali w dwóch grupach naprzeciw siebie. Gdy wszedł, nikt się nie odezwał ani słowem.

          Gu Qing Pei natychmiast zauważył Yuan Yanga siedzącego na sofie z dwoma potężnymi gorylami obok siebie.

          Po drugiej stronie zapewne był wynajęty przez niego szef gangu ze swoim człowiekiem u boku. A facet z rękami związanymi za plecami, sznurem owiniętym wokół szyi i z ustami wypchanymi szmatką, to zapewne ochroniarz szantażysta.

          Pan Gu zerknął na niego. Naprawdę wyglądał znajomo. Po nagłym szoku odzyskał spokój i spojrzał na Yuan Yanga oraz pozostałych zgromadzonych w pokoju mężczyzn.

          - Co tu się dzieje?

         Przywódca gangu wskazał na Yuan Yanga:

         - Dyrektorze Gu, powiedział, że jest twoim przyjacielem i że sam się nim zajmie. Znasz go?

         - I to jak...

         Dyrektor zaśmiał się gorzko i skinął głową.

         - Znam go.

         Szef gangu wzruszył ramionami i zwrócił się do pana Gu patrząc uporczywie na Yuan Yanga.

         - W porządku! Zdaje się, że kolesia nie da się łatwo sprowokować. Pomogliśmy ci schwytać drania, teraz radź sobie z nim sam. Jeśli to wszystko, to już pójdę.

         Gu Qing Pei uśmiechnął się i wyjął kopertę z kieszeni, po czym wepchnął ją w dłoń gangstera.

         - Dziękuję za twoją ciężką pracę.

         Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.

         - Nie musisz być tak uprzejmy.

         Po tych słowach wziął kopertę i wyszedł.

         Gu Qing Pei i Yuan Yang spojrzeli na siebie. Dyrektor odezwał się pierwszy.

         - Sam się tym zajmę. Wyjdź.

         Chłopak spojrzał na niego ze złością.

          - Za tę sprawę wezmę na siebie pełną odpowiedzialność.

          - Nie musisz.

         Pan Gu zignorował go i stanął przed ochroniarzem, aby wyciągnąć mu knebel.

         - Mamy coś do omówienia, prawda?

         Na czole szantażysty pulsowały zielonkawe żyły. Wyglądał, jakby nie miał zamiaru łatwo przyznać się do porażki.

         - Odważyłem się to zrobić, nie boję się ciebie.

         Gu Qing Pei uniósł brwi.

         - Jestem cywilizowaną osobą. Możemy porozmawiać o warunkach, jednak nie bądź zbyt chciwy. Chiny to rozległy kraj, można znaleźć dowolne miejsce, aby się w nim zaszyć, a ty...

         Nawet nie skończył mówić, gdyż Yuan Yang już nie mógł tego znieść. Szarpnął ochroniarza za rękę, aby go podnieść.

         Pan Gu zobaczył tylko srebrny migotliwy błysk w dłoni chłopaka, a następnie usłyszał mrożący krew w żyłach krzyk mężczyzny, który padł na ziemię. Po chwili jego wrzaski zostały stłumione przez Yuan Yanga.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                                   

Komentarze