Beloved Enemy [PL] - Rozdział 115: Telefon od Yuan Li Jianga

          Kiedy rano Yuan Yang obudził Gu Qing Peia, dyrektor myślał, że za oknem jest jeszcze ciemno. Jednak kiedy szeroko otworzył oczy, zdał sobie sprawę, że to Yuan Yang zasłania mu światło. Tuż przed nosem miał pięknie umięśniony brzuch i klatkę piersiową, na których zobaczył odbite ślady zębów, które wczoraj w nocy sam tam zostawił.

           Chłopak delikatnie objął go w pasie i powiedział:

           - Wstajesz? Jest prawie dziewiąta.

           - Wstajemy. Jest już naprawdę późno. Dlaczego nie obudziłeś mnie wcześniej?

           Yuan Yang pocałował go delikatnie w policzek.

          - Bałem się, że jesteś zbyt zmęczony, w końcu masz już swoje lata...

          Pan Gu uszczypnął go w ramię i leniwie odpowiedział.

          - Swoje lata... Szukasz guza?

         Chłopak zaśmiał się cichutko.

         - Żartuję... nie traktuj tego tak poważnie.

        Gdyby nie Yuan Yang, pan Gu nigdy nie czułby, że z jego wiekiem jest coś nie tak. Bo jakby nie patrzeć 35 lat to najlepszy wiek dla mężczyzny. To czas rozkwitu kariery zawodowej... stabilizacji. W tym wieku mężczyźni są doświadczeni... i zawsze są bardzo dobrze przyjmowany, gdziekolwiek się pojawią. Problem jednak polegał na tym, że dyrektor miał młodego kochanka, który ledwie skończył dwadzieścia lat, dlatego widział cała tę sytuację w zupełnie innym świetle.

        Mruknął ponurym głosem:

      - Nie wydaje mi się, żebyś żartował. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy tuż po moim powrocie do Chin, powiedziałeś, że wyglądam staro, pamiętasz? A z każdym rokiem bynajmniej młodszy nie będę. Ty mały bachorze, jeśli teraz wyglądam dla ciebie staro, to co będzie, jak naprawdę się postarzeje?

        Yuan Yang go pocałował:

       - Kiedy będziesz naprawdę stary, to już nikt cię nie zechce i nie ośmielisz się mnie zdradzić. Bo wtedy, poza mną, kto będzie chciał cię przelecieć?

       - Co za brednie. Czy z twoich ust nie mogą choć raz wyjść jakieś normalne i ludzkie słowa? Niby po co miałbym szukać kogoś, kto by mnie przeleciał, co? Zawsze byłem tym, który pieprzył innych. Dopóki będzie mi stawał, to nadal będę mógł...

        - Czekaj.

      Przerwał mu Yuan Yang i ujął w palce jego brodę, po czym spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami.

        - Co powiedziałeś?

       Pan Gu także na niego spojrzał i zaczął się z nim droczyć:

       - Powiedziałem, że nawet jeśli jestem tak stary, to cię nie potrzebuję.

       - Nie to, wcześniej...

       - Dopóki będzie mi stawał...

       - Przed tym.

        - O co ci dokładnie chodzi?

       Gu Qing Pei poczuł się całkowicie zbity z tropu. Chłopak przytulił się do niego, a jego oddech stał się ciężki.

       - Mówiłeś, że zawsze to ty pieprzyłeś innych? Czyli, kiedy zrobiliśmy to po raz pierwszy... To znaczy, że jestem jedynym facetem, który cię przeleciał?

       Pan Gu zamrugał oszołomiony.

       - Naprawdę nie masz za grosz wstydu, wtedy to był gwałt.

       Chłopak otarł się o mężczyznę, szczypiąc go zębami w podbródek, po czym go pocałował. Był to bardzo głęboki i namiętny pocałunek, który sprawił, że prawie stracili dech. Gdy skończyli, pan Gu wyraźnie widział błysk podniecenia w oczach chłopaka.

      - Przyznaj się, byłem jedynym facetem, który cię przeleciał. A to znaczy, że jestem twoim pierwszym mężczyzną?

       Dyrektor uśmiechnął się politowaniem:

      - Co za bzdura, pierwszy raz przespałem się z facetem, jak miałem 16 lat. Bez względu na wszystko, nigdy nie będziesz moim pierwszym.

       Yuan Yang zgniótł jego pośladki i zaśmiał się złośliwie:

       - To kto jeszcze włożył ci tu kutasa, co? Tylko ja, prawda? Tylko ja.

      Pan Gu zbył go śmiechem.

      - Pospiesz się i wstawaj, jestem głodny.

     To polecenie było dla chłopaka awykonalne, bo jak mógł wstać z łóżka, kiedy w głowie szalała mu myśl, że jest jedyną osobą na świcie, która wbiła się w tę kuszącą dziurkę między pośladkami Gu Qing Peia. Był do tego stopnia podniecony, że najchętniej pożarłby go całego, co do kosteczki.

       Chłopak zaparł się na nim nie pozwalając mu wstać, a ręką zaczął pieścić jego ciało.

       - Co robisz? Wstawaj.

       - Nie, na to nie licz. Zróbmy to jeszcze raz.

      Yuan Yang poruszał rękami w górę i w dół, błądząc po omacku po ciele mężczyzny. Był już tak bardzo nakręcony, że jego dolna, twarda jak skała część ciała coraz mocniej napierała na uda mężczyzny.

      Gu Qing Pei oczami wyobraźni widział, jak ten wilczek merda z podniecenia ogonkiem. Musiał przyznać, że sam też miał ochotę kontynuować, ale kiedy pomyślał o wszystkich rzeczach, które muszą dzisiaj zrobić, poklepał go po ramieniu i powiedział.

      - Mamy dzisiaj mnóstwo pracy... Hmm... Ach... aaaach...

     Nawet nie zdążył dokończyć zdania, gdy chłopak w niego wtargnął. Zeszłej nocy zrobili to kilka razy, dlatego Yuan Yang z łatwością w niego wszedł, po czym delikatnie, bez wysiłku wbijał się rytmicznie w ten ciasny kanalik.

       Gu Qing Pei czuł się trochę zirytowany, że tak z samego rana, robi coś tak bezwstydnego i na dodatek w jego wieku. Jednak nie miał zbyt wiele czasu się nad tym zastanawiać. Yuan Yang zaserwował mu intensywny i gorący pocałunek i to wystarczyło, by się rozpłynął. Chwile później dwa ciała były ze sobą ciasno splecione, a sypialnie wypełniły dźwięki intensywnego i pełnego pasji seksu.

       Wyczerpani, momentalnie zasnęli, obudzili się dopiero w południe. Po obiedzie każdy z nich zajął się własnymi pilnymi sprawami.

      Sekretarz Stowarzyszenia Przedsiębiorców zadzwonił do Yuan Yanga w niedzielę, dzień przed podpisaniem umowy. Jego słowa sugerowały, że słyszał o ostatnich wydarzeniach. Jeśli jutro nie podpiszą umowy, data kolejnej będzie ustalona dopiero po ponownych negocjacjach warunków. Yuan Yang zapewnił, że na jutro będzie gotowy i podpiszą umowę. Odebrał telefon, kiedy był w gabinecie prezesa Banku X. Nie dał mu żadnej możliwości na uniknięcie tego spotkania, ponieważ przez ostatnie dwa dni trzymał rękę na pulsie. Udzielenie pożyczki w tak krótkim czasie nie jest zgodne z protokołem, jednak prezes banku w żadnym wypadku nie chciał urazić Yuan Yanga. Dyskutowali o tym od kilku godzin. Oczywiście wiązało się to z wyższym oprocentowaniem kredytu, ale dzięki znajomościom, jakie chłopak zdążył sobie wyrobić, prezes banku zgodził się na nowe warunki i podpisał z Yuan Yangiem umowę. Obiecał, że w poniedziałek rano będzie miał pieniądze na koncie. Po wyjściu z siedziby banku X chłopak natychmiast zadzwonił do Gu Qing Pei, aby przekazać mu dobre wieści.

       Pan Gu wydał z siebie długie westchnienie ulgi:

       - Świetnie.

     Yuan Yang oparł się o samochód, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, bo w najśmielszych snach nie wyobrażał sobie takiego obrotu spraw.

      - Gdyby nie ty, to z pewnością by się nie udało.

     - Oczywiście, bo gdzie znalazłbyś kogoś, kto w ciągu dwóch dni zgodziłby się być twoim gwarantem?

       Yuan Yang zaśmiał się cicho:

       - Naprawdę mnie zaskoczyłeś. Nie sądziłem, że zrobisz coś takiego.

      Dyrektor milczał przez chwilę, aż w końcu odpowiedział.

      - Ja też się tego nie spodziewałem.

      Chłopak od razu zapytał:

      - Nie żałujesz, prawda?

      - Umowa jest już podpisana, jest za późno na jakiekolwiek żale.

      - Powiedz szczerze, żałujesz?

      - Nie, nigdy nie żałowałem tego, co zrobiłem. A poza tym...

      - Poza tym?

      Drążył chłopak.

      - Poza tym zrobiłem to dla ciebie, by cię wspierać.

     Ciepłe prądy przepłynęły przez serce Yuan Yanga i niemalże wyszeptał odpowiedź:

     - Naprawdę chciałbym być teraz przy tobie... Chcę cię pocałować.

     Gu Qing Pei roześmiał się szczerze:

     - Nie przychodź dzisiaj. Mam dość sporo pracy, nie mam czasu.

      - Oczywiście, że przyjdę. Codziennie chcę cię widzieć.

    Powiedział chłopak bez cienia zakłopotania. W przeciwieństwie do pana Gu, który w odpowiedzi był w stanie się tylko delikatnie roześmiać.

     Kiedy Yuan Yang wrócił do swojej firmy, przejrzał raz jeszcze kontrakt, który zamierzał jutro podpisać. O siódmej wieczorem pojechał do firmy Gu Qing Peia. Dyrektor był w trakcie spotkania ze swoim zespołem, z którym ciężko pracował po godzinach.

     Nikogo nie zdziwił widok Yuan Yanga, zwłaszcza że przez ostatnie trzy dni się nie pokazywał. Jednak, co poniektórzy zauważyli, że jego troska o ich szefa jest ciut przesadzona.

     Zapewne tego, czego nie zobaczyli na własne oczy, podpowiedziała im intuicja, gdyż ludzkie serce jest jak lustro, pokazujące to, co niewypowiedziane.

     Kiedy Gu Qing Pei go zobaczył, wiedział, że nie będzie już w stanie się skupić na pracy, zebrał swoje rzeczy i razem wyszli.

     Jechali samochodem już przez jakąś chwilę, aż w końcu pan Gu zapytał.

     - To nie jest droga do domu, dokąd jedziemy?

     - Do starego mieszkania.

      Gu Qing Pei patrzył na niego tępym wzrokiem, bo wiedział, że chłopak mówił o apartamencie, w którym kiedyś razem mieszkali. Po chwili milczenia zapytał.

      - Ten dom, zajmowałeś się nim?

      - Tak.

      Kiedy Yuan Yang zdał sobie sprawę, że Gu Qing Pei się poddał i opuszcza kraj, czuł w sercu ból i niepokój.

      - Regularnie ktoś przychodził posprzątać, a ja tylko wpadam od czasu do czasu.

      Dyrektor nie wiedział, co powiedzieć. Atmosfera stała się nieco niezręczna.

      Gdy obaj weszli do mieszkania, pan Gu rozejrzał się dookoła. Kiedy ostatnio obudził się tutaj, uciekł, tak szybko, jak mógł i nie zdążył się rozejrzeć, czy nawet pomyśleć o czymkolwiek. A teraz, kiedy dokładnie wszystko sprawdził, zdał sobie sprawę, że przez te ponad dwa lata nic się tu nie zmieniło. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak wtedy, kiedy opuścił to mieszkanie. A ono przez cały ten czas jakby czekało na jego powrót.

      Nagle chłopak objął go od tyłu.

      - Wróćmy tutaj, lubię tu mieszkać.

      Pan Gu milczał jeszcze przez moment, zanim odpowiedział:

      - Yuan Yang, znów jesteśmy razem. Czy to dla ciebie... coś znaczy?

      To pytanie zaskoczyło chłopaka. Odpowiedział stanowczo, bez chwili namysłu.

      - Nareszcie jesteś moją żoną.

      Gu Qing Pei uśmiechnął się delikatnie i zaczął pociągać nosem, gdy Yuan Yang go zapytał.

      - A dla ciebie?

     Pan Gu odpowiedział cichutko:

     - Nigdzie się stąd nie ruszę.

     Ciało chłopaka lekko drżało, jeszcze mocniej przytulił pana Gu i trzymał go w swych objęciach z całej siły.

      - Ja myślę, jeśli odważysz się uciec, połamię ci nogi.

     Mężczyzna zaśmiał się i zażartował:

    - Twoje łobuzerskie zachowanie nic a nic się nie zmieniło, bez względu na to, jak bardzo zmienił się twój wygląd.

    - Bez względu na to, czy jestem łobuzem, czy nie, to wobec ciebie, jestem całkowicie bezbronny.

      Yuan Yang zbliżył się i pocałował go w szyję.

     - Czy oprócz mnie znajdzie się ktoś, kto zadba o wszystkie twoje wewnętrzne i zewnętrzne potrzeby? Co chciałbyś dzisiaj zjeść?

      - Zobacz, co jest w lodówce? Pewnie nie przesiadywałeś tu za często, co?

    - Poproszę sekretarkę, żeby zrobiła zakupy i napełniła lodówkę. Kiedy skończy się ten pracowity okres, wrócimy tutaj.

     Gu Qing Pei uśmiechnął się, jego źrenice rozszerzyły się, a jego oczy nabrały wyjątkowo delikatnej barwy.

      - Dobrze.

    Następnego ranka udali się do biura Stowarzyszenia Przedsiębiorców. Sekretarz generalny, prezes zarządzający i Yuan Li Jiang już na nich czekali. Oczywiście to prezes w imieniu Stowarzyszenia miał podpisać z Yuan Yangiem umowę.

     Kiedy Yuan Li Jiang ich zobaczył, jego twarz przybrała niezwykle spokojny wyraz. Nie musieli nic mówić, by przekazać to wszystko, co wnikliwy obserwator, mógł wyczytać z ich postawy.

     Bank X przelał pieniądze na konto firmowe Yuan Yanga. Czyli od razu po podpisaniu umowy, pieniądze wpłyną na konto Stowarzyszenia. W tej chwili było już za późno, aby Yuan Li Jiang mógł w czymkolwiek przeszkodzić swemu synowi.

     Gdy umowa została podpisana, Yuan Yang spojrzał na ojca. Również Yuan Li Jiang spojrzał na niego dość niepewnie, po czym szybko się odwrócił.

      Kiedy Yuan Yang i Gu Qing Pei wyszli z budynku Stowarzyszenia Przedsiębiorców, spojrzeli na siebie, a na ich twarzach gościł pełen zwycięstwa uśmiech.

      Pan Gu westchnął:

     - Jeśli SKOK zostanie powołany do życia w ciągu najbliższych dwóch lat, moja firma nie będzie musiała się już martwić o płynność finansową.

     - Postaram się przyspieszyć inwestycję i będę popychał ją do przodu. Wszystkim, tym w Stowarzyszeniu również na tym zależy. Wierzę, że SKOK zostanie zatwierdzony za mniej niż dwa lata.

      - Tak byłoby najlepiej.

     Gu Qing Pei wpatrywał się w słoneczne niebo i czuł się całkowicie wolny od jakichkolwiek zmartwień.

     Kiedy obaj wsiedli do samochodu, Yuan Yang wyjął z teczki jakiś dokument i wręczył go dyrektorowi. Mężczyzna zapytał z zaciekawieniem:

      - Co to jest?

      - Sam zobacz.

    Pan Gu spojrzał i natychmiast zamarł. Była to umowa przeniesienia udziałów. Yuan Yang przepisał wszystkie swoje udziały w SKOK-u na niego.

      Gu Qing Pei spojrzał na chłopaka z szeroko otwartymi oczami.

     - Co to znaczy?

     - Od samego początku ten projekt miał być dla ciebie.

     Pełne blasku oczy Yuan Yanga wpatrywały się w niego uważnie.

     - Wiem, że za wszelką cenę starałeś się unikać kontaktów z moim ojcem. Nawet nie odzywasz się w jego obecności. To musiało być dla ciebie naprawdę trudne. Dzięki temu będziesz największym udziałowcem SKOK-u. Dzięki temu poczujesz się pewniej, kiedy następnym razem się z nim spotkasz.

      Dłonie pana Gu zaczęły drżeć.

      - Nie chcę, żebyś to robił. Nie mam nic do twojego ojca. To, że czuję się zdenerwowany w jego obecności, nie ma najmniejszego znaczenia. Jeśli prezes Yuan zechce pójść na kompromis, to tylko dzięki moim umiejętnościom.

      Yuan Yang chwycił go za rękę.

      - Chcę tylko, żebyś przy nim czuł się pewnie.

      Dyrektor wział głęboki oddech i powoli się uspokoił:

     - Yuan Yang, nadal nie rozumiesz. To nie jest kwestia walki, czy próba sił, nie rywalizujemy o zwycięstwo.

      Chłopak spuścił oczy i wymamrotał cichym głosem.

      - Myślę, że to nieco złagodzi jego gniew... Mógłbyś wybaczyć mojemu ojcu, to co zrobił?

      Gu Qing Pei spojrzał na niezwykle poważną twarz Yuan Yanga i poczuł smutek.

     Doprowadzić spór z własnym ojcem do tak ekstremalnej sytuacji... Tym, który powinien odczuwać największy ból, powinien być Yuan Yang.

       Pan Gu chwycił go za brodę, po czym go pocałował.

       - Twój ojciec zawsze będzie twoim ojcem, a ty będziesz sobą, naprawdę tego nie potrzebuję.

       Yuan Yang spojrzał na niego z uznaniem i w końcu delikatnie się uśmiechnął.

     - Po prostu się zgódź. Od początku akcje miały być twoje. Potraktuj je jako mój prezent zaręczynowy dla ciebie, dobrze? Wcześniej żyłem na twój koszt i nigdy ci niczego nie dałem. W przyszłości to, co moje, będzie również twoje. Bądź ze mną, to wszystko.

       Pan zaśmiał się szczerze:

      - Jesteś mądrzejszy niż wcześniej. Umiesz odwrócić kota ogonem.

      Chłopak uniósł kąciki ust w uśmiechu.

      - Nauczyłem się tego od ciebie.

     Jeszcze przez chwilę siedzieli w samochodzie i rozmawiali. W końcu Yuan Yang przekonał dyrektora do podpisania umowy. Pan Gu wahał się, ale w końcu podpisał. Ponieważ chłopak tak chętnie oddał mu udziały, nie było powodu dłużej odmawiać. Jeśli w przyszłości będą ze sobą, to tak naprawdę nie ma różnicy, kto co ma.

     Gdy już silnik był odpalony i mieli ruszać do domu, zadzwonił telefon Yuan Yanga. Chłopak zerknął na wyświetlacz i zmarszczył brwi, a chwilę później odebrał.

     - Cześć tato.

     Gu Qing Pei czekał z boku z miną pokerzysty. Po krótkiej rozmowie Yuan Yang odłożył telefon, a dyrektor zapytał cichutko.

     - Co się stało?

     Atmosfera w aucie zrobiła się cięższa, Yuan Yang chwycił pana Gu za rękę i powiedział delikatnie gładząc jego dłoń.

      - Powiedział, żebym przyprowadził cię do domu.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                              


Komentarze