Beloved Enemy [PL] - Rozdział 116: Dobry początek

           Gu Qing Pei lekko zmarszczył brwi.

         - Gdzie masz mnie przyprowadzić? Do twojego rodzinnego domu?

         - Tak.

      Yuan Yang odchylił się do tyłu i oparł głowę o zagłówek fotela, marszcząc czoło zaczął intensywnie o czymś myśleć.

        - W jakim celu?

       - Nie wiem. Czasem ciężko pojąć intencję ojca.

       Pan Gu nagle przypomniał sobie rozmowę telefoniczną, jaką odbył z Yuan Li Jiangiem. Prezes wspomniał, że Yuan Yang odmówił powrotu do domu, chyba że będzie mógł przyjść razem z nim. Teraz gdy prezes podjął inicjatywę i zaprosił ich obu, co próbował przez to powiedzieć? Dyrektor poczuł, że jego serce przyspieszyło, być może... prezes odpuścił i zaakceptował ich związek?

      Jednak to były tylko jego pobożne życzenia. Cały czas czuł, że gdzieś głęboko jego psychikę spowija cień tego, co zrobił mu Yuan Li Jiang. Westchnął cicho i zapytał.

        - Chcesz jechać?

       Chłopak bawił się smukłymi palcami dyrektora:

      - To zależy od ciebie. Jeśli zgodzisz się pojechać ze mną, to pojedziemy. Jeśli nie, to po prostu wrócimy do domu i wskoczymy pod kołderkę.

       Pan Gu zaczął się zastanawiać.

       - Pomyślmy... dlaczego twój ojciec nas zaprosił?

       Yuan Yang zmrużył oczy i powoli zaczął się uśmiechać.

       - Pewnie chce zobaczyć swoją synową.

      Dyrektor uniósł brew nie dowierzając.

       - Skąd ta pewność?

       - Powiedziałem mu, że wrócę do domu tylko z tobą.

       Chłopak pocałował go namiętnie, a jego policzki zarumieniły się z podniecenia.

       - I najwyraźniej ta chwila nadeszła.

      Gu Qing Pei uśmiechnął się i powiedział:

      - Skoro tak mówisz, to nie ma znaczenia, czy mam na to ochotę, czy nie. Musimy jechać.

      Yuan Yang uszczypnął delikatnie jego dłoń i roześmiał się cicho.

      - Prędzej czy później musisz zobaczyć się z teściami. Pojedziesz ze mną? Wiem, że mój ojciec dotkliwie cię skrzywdził, ale w końcu jesteśmy razem i nie możesz go wiecznie unikać. Jeśli chcesz, wyładuj całą złość na mnie, a jemu wybacz, dobrze?

       Dyrektor uśmiechnął się niemrawo.

      - Niczego nie muszę mu wybaczać, bo tak naprawdę nie mam czego. Rozumiem powody, dla których prezes Yuan to zrobił. Gdybym był na jego miejscu, myślę, że też nie byłbym w stanie zaakceptować związku własnego syna z mężczyzną. I miałeś rację, on zawsze będzie twoim ojcem... Jedźmy... i przekonajmy się...

     Twarz chłopaka była przepełniona wdzięcznością, gdy patrzył w oczy pana Gu. Po chwili nie wytrzymał i mocno go przytulił.

      - Nie martw się, nie pozwolę nikomu cię skrzywdzić, nawet własnemu ojcu.

      Gu Qing Pei poklepał go po plecach. A w jego uśmiechu kryła się bezradność i zagubienie.

      I tak jak postanowili, pojechali do domu rodzinnego państwa Yuan.

     Dyrektor był tu już kilka razy, ale wtedy pracował dla prezesa i odwiedzał go jako gość. Od tamtego czasu wiele się zmieniło. Teraz gdy znów miał przekroczyć próg tego domu, czuł się dość niepewnie. Nie wiedział, co go tam czeka, ale też nie obawiał się jakoś bardzo Yuan Li Jianga. W końcu ostatecznie wygrał, bo jakby nie było, zabierał mu syna.

      Gdy tylko wjechali na podwórko, z domu wybiegł chłopak, na którego widok pan Gu zapytał:

     - Czy to Yuan Jing? Ale urósł.

     Yuan Yang odpowiedział równie zdziwiony:

    - Aaach, ostatnio widziałem go dwa miesiące temu, wygląda na to, że od tamtego czasu przybyło mu jeszcze kilka centymetrów.

     Kiedy wysiedli z samochodu, Yuan Jing już stał naprzeciwko nich, a na jego twarzy malowała się czysta radość. Chociaż czuł się trochę niezręcznie w obecności Gu Qing Peia, to jego zachowanie zupełnie tego nie oddawało. Cały czas patrzył na nich uśmiechając się od ucha do ucha.

     - Bracie... Dyrektorze Gu.

     Pan Gu spojrzał na młodzieńca, który był prawie jego wzrostu.

     - Kończysz w tym roku 16 lat, prawda? Bardzo urosłeś, naprawdę.

    Ten szesnastoletni chłopiec powoli zaczynał dorastać, w zasadzie wyglądał już prawie jak dorosły mężczyzna.

      Yuan Jing skinął głową nie przestając się usmiechać.

      - Bracie, szybko, wejdźmy do środka. Rodzice na ciebie czekają.

      Yuan Yang stał nieruchomo z rękoma w kieszeniach. Uniósł głowę i spojrzał na jakże znajomą mu willę, a jego serce wypełniło się mnóstwem ciepłych emocji. To był jego dom, to w tym miejscu dorastał. Chociaż wielokrotnie był w pobliżu, to od ponad dwóch lat nie przekroczył progu tego domu. Kiedy stąd odchodził, był wściekły i przysięgał, że nigdy tu nie wróci, jeśli nie będzie mógł przyprowadzić ze sobą Gu Qing Peia. Nie chciał ukrywać ich związku, pragnął, żeby jego najbliżsi zaakceptowali go i traktowali jako jego „żonę".

     Dyrektor również w milczeniu patrzył na dom, jego wyraz twarzy wydawał się bardzo spokojny. Kiedy Yuan Yang na niego spojrzał, nie mógł odgadnąć jego myśli. Położył rękę na ramieniu mężczyzny i powiedział.

       - Chodźmy... wejdźmy tam razem.

      Gu Qing Pei uśmiechnął się i odpowiedział.

      - Chodźmy.

     Gdy wszyscy weszli do domu, siostra Yuan Yanga podbiegła do niego i złapała go za ramię patrząc na niego załzawionymi oczami. Chłopak pogłaskał ją po głowie i wyszeptał.

     - Nie płacz, uśmiechnij się do mnie.

     Yuan Jing odciągnął Yuan Ying na bok.

     - Tata chce porozmawiać z bratem. Później ty z nim porozmawiasz.

     Po czym zabrał siostrę na górę. Tymczasem Yuan Li Jiang i Wu Jing Lan siedzieli na sofie w salonie, jedno po lewej, drugie po prawej stronie i bacznie się w nich wpatrywali.

      Wu Jing Lan odezwała się pierwsza.

       - Usiądźcie.

      Yuan Yang złapał Gu Qing Peia pod ramię i usiedli na stojącej tuż obok drugiej sofie. Dyrektor zniżył głowę, aby poprawić okulary, próbując w ten sposób ukryć zakłopotanie. Ta dziwnie niezręczna atmosfera panująca między czterema osobami znajdującymi się w salonie sprawiła, że pan Gu poczuł się nieswojo.

      W końcu odezwał się Yuan Li Jiang.

     - Muszę wam pogratulować, naprawdę byliście w stanie zabezpieczyć fundusze.

      Yuan Yang odpowiedział cicho patrząc na Gu Qing Peia:

      - Tylko dlatego, że mi pomógł.

      Pan Gu lekko podniósł głowę i spokojnym wzrokiem zerknął na państwa Yuan i zobaczył, że oboje mają swobodne i pogodne miny, bez cienia złości, czy jakiegokolwiek niepokoju.

      Prezes kontynuował:

     - Skoro już jesteście udziałowcami, działamy we wspólnym interesie. To po raz pierwszy od ponad dwóch lat, kiedy my, ojciec i syn będziemy ze sobą współpracować, nie próbując zniszczyć się wzajemnie.

      Yuan Yang odpowiedział równie cicho, jak wcześniej:

     - W przyszłości nie musimy już rywalizować. A w przypadku tej konkretnej inwestycji, musimy działać wspólnie.

      - Sam na to wpadłeś, czy Gu Qing Pei pomógł ci dojść do tego wniosku?

      Yuan Yang podniósł głowę i spojrzał bezpośrednio na ojca:

      - To tylko dlatego, że do mnie wrócił. Nie muszę już o nic z tobą walczyć.

      Kąciki ust Yuan Li Jianga nieznacznie drgnęły, po czym zapytał dość niepewnym głosem.

     - Yuan Yang... twoje lekceważące zachowanie, czy czujesz się choć trochę winny wobec swoich rodziców?

      Wyraz twarzy chłopaka nieznacznie się zmienił. Nagle wstał i uklęknął przed ojcem. Pan Gu obserwował tę scenę z zaciśniętymi pięściami nie ruszając się z miejsca.

       Wu Jing Lan odwróciła głowę, gdyż do jej oczu napłynęły łzy.

      Yuan Yang odezwał się nieco drżącym głosem.

     - Tato, mamo, przepraszam was za wszystko, ale nie mieliście racji. Tato, gdybyś nie zrobił tego, co zrobiłeś, nie zmarnowalibyśmy z Gu Qing Peiem dwóch lat. Sami widzicie. Koniec końców nie udało wam się nas rozdzielić.

       Yuan Li Jiang wziął głęboki oddech i odpowiedział dość ponurym tonem.

      - Właściwie, kiedy zobaczyłem, jak wyglądałeś dwa lata temu, od razu pożałowałem swojego czynu. Wtedy też postanowiłem, że jeśli mimo rozstania, nadal nie będziecie w stanie przerwać tej relacji, to ja... ja... nie będę wam więcej stawał na drodze.

      Yuan Yang natychmiast chwycił dłoń Gu Qing Peia i ścisnął ją mocno, aż do bólu.

      Pan Gu odwzajemnił uścisk czując zaskakujący spokój w sercu. Po chwili prezes Yuan spojrzał na dyrektora.

     - Byłem przeciwny waszemu związkowi nie tylko dlatego, że jesteś mężczyzną, był jeszcze jeden powód. Sądziłem, że twoje uczucia do mojego syna nie są szczere. Z twoimi umiejętnościami, wiedzą i doświadczeniem... nawet teraz wydaje mi się, że Yuan Yang nie jest tak sprytny, jak ty. Myślałem, że tylko się nim bawisz, zwodzisz go, co byłoby dla ciebie bardzo proste. Ale teraz, kiedy zobaczyłem, że stawiasz na szali cały swój majątek, by być jego gwarantem, naprawdę poczułem do ciebie ogromny szacunek.

       Gu Qing Pei już otworzył usta, ale ostatecznie nie wypłynęło z nich żadne słowo. Prezes westchnął i mówił dalej:

        - To wszystko, co mam do powiedzenia. Nie proszę was, żebyście zostali na obiad. W każdym razie znacie już moje zdanie. Mam nadzieję, że będzie wam się wiodło. Tylko o jedno proszę, Yuan Yang, musisz nas odwiedzać. Nawet nie wiesz, jak przez te ostatnie dwa lata, twoja matka się o ciebie martwiła.

      Chłopak spojrzał na matkę z sercem pełnym wyrzutów sumienia. A Wu Jing Lan ze wszystkich sił starała się nie rozpłakać na dobre. Poklepała syna po ramieniu mówiąc.

      - Wstańmy.

      Yuan Yang i pan Gu wstali ze swoich miejsc. Na tę chwilę i ojciec i syn nie mieli sobie nic więcej do powiedzenia. Zapewne przez fakt, że od tak długiego czasu nie było między nimi zgody, a teraz gdy w końcu nadszedł dzień zawieszenia broni, czuli się na tyle niezręcznie, że nie byli w stanie wydusić z siebie choćby słowa. Jednak obaj mieli nadzieję, że wykorzystają ten czas pokoju, by ocieplić wzajemne relacje.

      Yuan Yang spojrzał na swoich rodziców.

      - W sobotę przyjadę na obiad.

      Yuan Li Jiang skinął głową i pomachał do nich. Wyglądał na bardzo wyczerpanego, jakby w tej jednej chwili postarzał się o kilka lat.

      Gdy Yuan Yang i pan Gu ruszyli w kierunku drzwi wejściowych, prezes zawołał.

      - Gu Qing Pei.

     Yuan Li Jiang szedł w jego kierunku, gdy dyrektor odwrócił się, by na niego spojrzeć. Spojrzenie prezesa było niezwykle głębokie.

      - Odkąd wszedłeś do domu, nie powiedziałeś ani słowa. Naprawdę nie masz mi nic do powiedzenia?

        Pan Gu zapytał:

        - A pan? Chce mi pan coś powiedzieć?

        - Chciałbym najpierw wysłuchać ciebie.

        Gu Qing Pei pomyślał przez chwilę i odpowiedział:

       - W takim razie mam dwie kwestię. Po pierwsze, na pewno będzie nam się wiodło. Po drugie, przyjmuję pańskie przeprosiny.

       Wargi Yuan Li Jianga zadrżały, gdy obaj z Gu Qing Peiem patrzyli sobie w oczy. Na koniec prezes skinął głową i powiedział.

         - To dobrze... dobrze.

        Jeszcze raz na siebie spojrzeli, po czym odwrócili się i każdy poszedł w swoją stronę.

       Yuan Yang i pan Gu milczeli przez całą drogę z domu do auta, nawet w trakcie jazdy słowem się do siebie nie odezwali. Nagle chłopak skręcił i zaparkował na poboczu drogi. Dyrektor spojrzał na niego i zobaczył, jak intensywnie jego klatka piersiowa wznosi się i opada.

      Yuan Yang również na niego spojrzał z nieco zmartwioną miną. Gu Qing Pei wyciągnął ręce i ujął w dłonie jego głowę, po czym wyszeptał.

      - To dobry początek. Powinieneś być szczęśliwy.

     Yuan Yang przechylił głowę i oparł ją na obejmujących ją dłoniach, po czym odpowiedział chrapliwym głosem.

      - Tak, dziękuję, że uwolniłeś mojego tatę od poczucia winy.

      Pan Gu odpowiedział cichutko.

     - Musiałem. Twój ojciec zgodził się mi ciebie oddać, szczerze mówiąc, wybaczyłbym mu wszystko.

       Chłopak przytulił się do niego, objął go w pasie i przywarł ustami do jego szyi zostawiając tam kilka delikatnych pocałunków.

         - W przyszłości wracaj ze mną do domu raz w tygodniu, dobrze?

         - W porządku, czemu nie.

         - Ja też będę jeździł z tobą do twoich rodziców.

         - Dobrze, zwykle odwiedzam ich raz na miesiąc, czasem raz na dwa miesiące.

         - Mówiłeś im już, że jestem twoim chłopakiem?

         Gu Qing Pei był szczerze rozbawiony tym pytaniem.

         - Odkąd do siebie wróciliśmy, nic im nie wspominałem.

         - W takim razie za dwa dni do nich pojedziemy, chciałbym się z nimi spotkać.

         - Nie ma co się tak spieszyć, prędzej czy później sami się domyślą, że jesteśmy razem.

          - Ale ja chcę, żebyś mnie oficjalnie przedstawił.

        Yuan Yang torował sobie pocałunkami drogę od szyi do ust mężczyzny nie przestając szeptać.

          - Czas na oświadczyny.

         Gu Qing Pei parsknął śmiechem.

         - Czyje oświadczyny? Przestań wygadywać bzdury.

        - To nie żadne bzdury. Muszę poinformować wszystkich wokół, że kogoś masz.

        - Nie rób takich bezsensownych rzeczy. Po co mówić o tym wszystkim?

        - Żebyś wyrył sobie głęboko w sercu, że masz już kogoś ważnego.

        Yuan Yang pocałował go namiętnie, a w przerwie na oddech dodał.

        - Zrozumiałeś? Masz już drugą połówkę i nikt inny nie może cię dotknąć.

       Gu Qing Pei zaśmiał się i zaczął się z nim przekomarzać.

        - Doprawdy?

       - Tak, zaraz napiszę ci na czole: „Jestem facetem Yuan Yanga".

       Pan Gu poklepał go po twarzy i roześmiał się szczerze.

       - Nic a nic nie dorosłeś, wciąż jesteś taki niedojrzały.

     Chłopak chwycił go za podbródek i zamknął mu usta pocałunkiem, delektując się tym radosnym śmiechem, który najchętniej by połknął i zachował w sobie na zawsze.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                           

Komentarze