Beloved Enemy [PL] - Rozdział 59: Negocjacje

           Gdy prezes Yuan wyszedł, Gu Qing Pei miał ogromne wyrzuty sumienia. Starał się mieć z nim jak najlepsze relacje, a ta sytuacja tak bardzo go zestresowała, że czuł się teraz kompletnie wyczerpany psychicznie. Usiadł za biurkiem i zamknął na chwilę oczy.

            Yuan Yang podszedł do niego i oparł się na krześle, po czym pochylił się i otarł twarz o jego szyję chichocząc.

           - Aż tak się przestraszyłeś?

            - Skąd, czuję się tylko winny.

            Chłopak odpowiedział.

            - To były tylko odwiedziny teścia... nie denerwuj się tak.

            Pan Gu zbladł i powiedział.

            - Nie gadaj bzdur.

            Yuan Yang odpowiedział pewny swego.

           - To nie żadne bzdury, nie chcę, żeby moja żonka się stresowała.

            Gu Qing Pei poczuł jak płoną mu policzki, a jednocześnie odrobinę przestraszyły go te słowa, spojrzał na Yuan Yanga i odburknął.

            - Nie jestem kobietą.

            Chłopak wcisnął rękę pod jego koszulę i pogładził go po klatce piersiowej i umięśnionym brzuchu, po czym powiedział ściszonym głosem.

            - Fakt nie jesteś, jesteś o wiele lepszy od każdej kobiety, zwłaszcza kiedy robimy te wszystkie przyjemne rzeczy.

            Dyrektor wyciągnął jego dłoń spod koszuli i powiedział w miarę stanowczym tonem.

            - Wracajmy do pracy.

           Chłopak mocno go przytulił i nie puszczał, nawet gdy ten próbował wstać.

            - Moja mama mówi, że powinienem znaleźć dojrzałą, inteligentną kobietę, która będzie w stanie mnie kontrolować. W zasadzie spełniasz wszystkie jej kryteria, jedynie nie możesz urodzić dziecka.

             Pogładził twarz mężczyzny.

             - Gu Qing Pei, zarobię dla ciebie tyle kasy, ile zachcesz, zostań moją żonką.

             Dyrektor wiedział, że powinien być wściekły słysząc takie słowa, ale zamiast tego, jego serce waliło jak oszalałe. Aby to ukryć, odepchnął go delikatnie i rzucił nieco sarkastyczną ripostę.

            - Yuan Yang, gadasz od rzeczy. Wystarczy, że wpadło ci na konto trochę grosza i już dajesz się ponieść wyobraźni. Póki co nie stać cię, żeby kupić mi choćby krawat.

             Chłopak od razu odpowiedział.

             - Wiesz, że tylko ja potrafię zaspokoić twój głód. Jesteś po rozwodzie i nie masz zamiaru ponownie się hajtać, sam mówiłeś. Po prostu bądź ze mną.

             Pan Gu wykrzywił usta.

             - To mi nie wystarczy.

             Yuan Yang prychnął.

             - Ciągle patrzysz na mnie z góry, co? A ja jestem taki przystojny, młody, sprawny fizycznie i już chyba całkiem niezły w te klocki. Wspólne życie będzie korzystne dla nas obu.

              Gu Qing Pei pochylił się, udając, że chce sięgnąć po filiżankę herbaty.

             - Przestań w końcu wygadywać te brednie i zajmij się pracą.

              Chłopak był zły i rozczarowany. Nie chciał nigdzie iść, przyciągnął go jeszcze bliżej siebie.

             - Pamiętaj, nawet jeśli mnie nie lubisz, to nie możesz polubić nikogo innego.

              Oddech pana Gu nagle przyspieszył.

             - Nie zachowuj się jak skończony drań... ty...

             - Jestem poważny.

              Yuan Yang patrzył mu głęboko w oczy mówiąc z dumą.

             - Musisz mi obiecać.

             - Niby co?

             - Że nie polubisz nikogo poza mną.

             - Oszalałeś? Ile ty masz lat? To nie przedszkole, przestań zachowywać się jak dziecko.

              - Obiecaj mi to tu i teraz, bo nie wypuszczę cię z gabinetu.

             Pan Gu spłonął rumieńcem.

              - Ty padalcu, naprawdę jesteś podłym draniem.

              - Dokładnie, jestem draniem i wiesz dobrze, na co mnie stać.

              Chłopak uniósł brwi.

               - Przysięgnij... w przeciwnym razie nie pozwolę ci stąd wyjść i zachowam się, jak na drania przystało.

              Gu Qing Pei zmrużył oczy i patrzył na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu się odezwał.

              - Naprawdę, to czy cię lubię, jest tak ważne? Dlaczego?

              To nieoczekiwane pytanie zaskoczyło Yuan Yanga do tego stopnia, że nie mógł skupić wzroku.

               - Ponieważ... i tak jesteś mój.

               Chłopak wstydził się powiedzieć prawdę i próbował jakoś wykręcić się od odpowiedzi.

               - O co dokładnie pytasz?

               Za to pan Gu przywalił prosto z mostu.

                - Zakochałeś się we mnie?

                Przez ostatni tydzień Yuan Yang zadawał sobie to pytanie bez przerwy, omal mu mózg nie eksplodował. Chociaż Gu Qing Pei jest arogancki i przebiegły, ale niewątpliwie także inteligentny i atrakcyjny. Czasem ten mężczyzna irytował go jak nikt inny, a czasem nie mógł od niego oderwać wzroku. Te sprzeczne odczucia mąciły mu tylko w głowie. Wiedział jedno, że chciał być jak najbliżej niego, chociaż nie mógł zapomnieć o tym, co tak naprawdę ich łączy. Nie mógł zapomnieć, że od początku znajomości byli wrogami.

              Co mu się w nim podobało? Również to pytanie chłopak zadawał sobie non stop. Yuan Yang był prosty w obsłudze, niemalże zero jedynkowy, a tej kwestii nie mógł rozstrzygnąć, a raczej nie chciał przyznać się przed samym sobą. Wiedział jedno, pragnął tylko jego i bez względu na to, jak będzie, nie odda go nikomu innemu i przerażało go, że być może Gu Qing Pei będzie w całym jego życiu jedyną osobą, o której tak pomyśli.

               Dyrektor spojrzał na niego przenikliwym wzrokiem, a serce podskoczyło mu do gardła. Jakiej dokładnie oczekiwał odpowiedzi? Czego tak naprawdę chce od swojego młodego kochanka?

               Chłopak przeczesał włosy, zacisnął zęby i powiedział.

               - Nie wiem, ale ty i tak nie możesz lubić nikogo innego, nawet nie próbuj o tym pomyśleć.

                Pan Gu nie potrafił nadążyć za tokiem jego myślenia, ale odetchnął z ulgą, choć gdzieś w głębi czuł się nieco rozczarowany.

                W pewnym sensie obaj czuli się niepewnie i bali się przyznać do swoich prawdziwych uczuć, żaden nie chciał zrobić pierwszego kroku i powiedzieć wprost, co czuje.

               Gu Qing Pei z ciężkim sercem odpowiedział.

               - W porządki, obiecuję... a teraz wracaj do pracy.

               Yuan Yang bynajmniej nie był zadowolony.

               - To nie było szczere.

               - A ty co? Jesteś szczery? Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

                Chłopak odparł wymijająco.

                - Niech będzie. I pamiętaj, jeśli się odważysz... pożałujesz, obiecuję.

                Dyrektor prychnął.

                - Skoro wymuszasz na mnie taką obietnicę, to czy sam możesz obiecać mi to samo?

                - Tak.

               Odpowiedział bez cienia namysłu i wahania, po czym dodał.

               - Ty mi wystarczysz, nie potrzebuję nikogo innego.

               Mężczyzna zerknął na niego i szybko odwrócił twarz.

                - Dobra, dobra. Pospiesz się i wracaj w końcu do pracy. Po południu jest jeszcze trochę spraw do ogarnięcia.

                Yuan Yang zawahał się przez moment, ale poszedł grzecznie do swojego biurka. Pan Gu usiadł na sofie, mierzwiąc sobie włosy, a jego uszy płonęły żywym ogniem.

              Następnego dnia Gu Qing Pei i Yuan Yang w towarzystwie kilku innych pracowników udali się do siedziby firmy Qingda Real Estate, na spotkanie z Wang Jingiem. Byli gotowi rozpocząć projekt w każdej chwili, ale najpierw musieli podpisać umowę wstępną. Dyrektor spotkał się z Wang Jingiem już kilka razy, ale po raz pierwszy był w jego firmie. Jeszcze nie widział go w tak formalnym wydaniu i musiał po raz kolejny przyznać, że Wang Jing jest niezwykle przystojnym i dumnym, przywódcą.

              - Qing Pei, nie mogłem się ciebie doczekać.

               Prezes Wang uśmiechnął się i uścisnął mu dłoń. Dyrektor odpowiedział równie radośnie i entuzjastycznie.

               - Ja również, dlatego cieszę się z naszego spotkania.

                Po czym rozejrzał się wokół.

                - Pierwszy raz jestem tutaj, to naprawdę piękne wnętrze.

                - Hahaha, jak zakończymy spotkanie, to cię oprowadzę.

                Podczas tej swobodnej wymiany zdań trzymał dyrektora pod ramię.

                - Qing Pei, zapraszam.

                 Yuan Yang zmrużył oczy, obserwując bacznie poczynania Wang Jinga i czuł dziwny ucisk w sercu.

                 Prezes zaprowadził ich do sali konferencyjnej, gdzie czekał na nich mecenas Yang i jeszcze jeden mężczyzna. Zapewne ktoś decyzyjny, zaangażowany we wspólny projekt.

                 Gu Qing Pei, Yuan Yanga i kierownik Zhang usiedli przy stole, po czym rozpoczęli rozmowę o warunkach współpracy.

                 Chociaż Wang Jing był zwykle łagodny i delikatny, podczas negocjacji stał się stanowczy i niezwykle konkretny. Gu Qing Pei także był doświadczonym graczem, dlatego przez kolejną godzinę, forsowali swoje argumenty, zaciekle walcząc o jak najlepsze warunki dla własnej firmy.

                W międzyczasie zorganizowano przerwę na kawę, ponieważ obie strony nie osiągnęły jeszcze kompromisu w kilku kwestiach. Pan Gu nie spieszył się. Wiedział, że podczas negocjacji może zdarzyć się wszystko i czuł, że tym razem nie wróci z pustymi rękami, choć Wang Jing nie ułatwiał mu zadania próbując ugrać dla siebie ile się da, walcząc o jak najlepsze warunki. Jednak najważniejszy był fakt, że chciał współpracować.

                Pan Gu nieświadomie podszedł do stolika z poczęstunkiem i nalał sobie herbaty, po czym stanął przy oknie, patrząc w milczeniu na panoramę miasta. Myśli przebiegały mu przez głowę, próbował znaleźć sposób, by jak najlepiej obronić pierwotne zapisy umowy.

               Yuan Yang nałożył małą przekąskę na talerzyk i stanął obok niego.

               - Zjedz coś.

                Mężczyzna machnął ręką.

                - Nie jestem głodny.

                - Jedz, nie marudź. W południe nic nie jadłeś, jak nie zjesz dobrowolnie, to to w ciebie wcisnę.

                Dyrektor był wobec takich argumentów całkowicie bezradny i koniec końców, wziął kęsa tarty jajecznej i dopiero wtedy poczuł, że jest głodny jak wilk i momentalnie pochłonął całość.

                Usłyszał tuż obok siebie głos Wang Jinga.

                - Qing Pei, jadłeś już coś? Mamy szczególnie dobre przekąski.

                Pan Gu zaśmiał się.

               - Właśnie spróbowałem, są przepyszne.

               - To ze sklepu West Point, niedaleko naszej firmy. Mamy z nimi podpisaną umowę na catering, mają naprawdę pyszne jedzenie.

               Prezes Wang ciągnął z delikatnym uśmiechem.

              - Następnym razem, gdy odwiedzę cię w firmie, przywiozę ci kilka ich najlepszych specjałów.

               Dyrektor zaśmiał się uprzejmie.

               - W takim razie jesteś zawsze mile widziany.

               Obaj rozmawiali ze sobą tak swobodnie, jakby przed chwilą nie prowadzili twardych negocjacji. Yuan Yang przewrócił oczami. Czuł, że ten szczwany lis na pewno prowadzi jakąś zakamuflowaną gierkę.

                Wang Jing miał olśniewający uśmiech, co wyjątkowo irytowało chłopaka, który nagle mu przerwał.

                - Czyli zamawiacie w West Point? Sam kupię przekąski dla dyrektora, jeśli będzie miał na nie ochotę, nie będziemy pana fatygować i sprawiać panu KŁOPOTU.

               Yuan Yang mocno zaakcentował słowo „Kłopotu", na co prezes Wang roześmiał się, po czym odpowiedział.

              - Nie zgadzam się. Nie wybaczyłbym sobie, gdybym przysporzył dodatkowych obowiązków synowi prezesa Yuana. Drogi chłopcze, musiałbyś jechać na drugi koniec miasta po kilka przekąsek. Nie ma mowy, przy następnej wizycie przywiozę je, tak jak mówiłem.

               Yuan Yang skrzywił się i odburknął.

               - Biuro to nie miejsce na degustacje jedzenia.

                Wang Jing ponownie się zaśmiał.

               - W takim razie będę zmuszony odwiedzić Qing Peia w domu.

               Nienawiść Yuan Yanga do tego mężczyzny sięgnęła zenitu i najchętniej poderżnąłby mu gardło ostrą brzytwą, by nie wydobył już z siebie żadnego dźwięku.

                Był gotowy iść z nim na wojnę i walczyć do upadłego, chociaż wiedział, że z tak doświadczonym przeciwnikiem łatwo nie wygra.

                Pan Gu patrzył na zawziętą minę chłopaka i postanowił złagodzić sytuację żartem, chociaż nie wiedzieć czemu czuł się odrobinę sparaliżowany obserwując tę przepychankę słowną. Bynajmniej nie był też szczęśliwy, kiedy Wang Jing znęcał się nad jego podopiecznym. Zaśmiał się i powiedział.

               - Wang Jing, nie będę ci zawracał głowy przekąskami. Wystarczy, że mogę je skosztować będąc tutaj. Jest ich tak dużo, a ja większości z nich jeszcze nie spróbowałem.

               - Qing Pei jesteś dla mnie taki miły, że aż mi serce rośnie.

                Za to serce Yuan Yanga skoczyło do gardła i życzył w tej chwili Wang Jingowi rychłej i bolesnej śmierci. Gu Qing Pei, kiedy zobaczył wyraz jego twarzy, przestraszył się i szybko powiedział.

                - Najwyższy czas kończyć przerwę. Idź do łazienki i zobacz, czy jest tam kierownik Zhang. Powiedz mu, żeby się pospieszył.

                 Yuan Yang nie miał ochoty nigdzie iść, dlatego powiedział.

                - Mam go wyciągnąć z kabiny?

                Pan Gu spojrzał na niego z wyrzutem.

                - Idź.

                Chłopak nie chciał zawstydzać dyrektora w towarzystwie innych, a zwłaszcza przed Wang Jingiem. Poszedł, posyłając prezesowi mordercze spojrzenie.

                 Kiedy zniknął im z oczu Wang Jing szybko podszedł do dyrektora z delikatnym uśmiechem na ustach.

                - Qing Pei, jak ty z nim wytrzymujesz? Nie męczy cię wychowywanie cudzego dzieciaka?

                  PanGu był zaskoczony, za to na twarzy Wang Jinga pojawił się elegancki uśmiech, a jego oczy podejrzanie błyszczały.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa

Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze