Counterattack [PL] - Rozdział 18: Owsianka, pyszna, tania i zdrowa!

          Wu Suo Wei był bardzo podekscytowany, kiedy po raz pierwszy ruszył na handel. Ledwie świtało, a on już jechał na swoim nieco sfatygowanym trójkołowym rowerze, na którym wiózł wielki gar z owsianką. Zgodnie z planem, podczas gotowania zużył mniej niż pół worka ryżu, za to dodał dość sporo żelatyny. Gęsta zupa kołysała się w garze, a on z radością w sercu i dreszczykiem emocji jechał dziarsko przed siebie.

        Rzucił pracę w korporacji i nie miał zamiaru już nigdy więcej pracować dla kogoś innego, a tym bardziej nie zamierzał dać się wykorzystywać. Od dzisiaj każda sprzedana miska zupy będzie jego własnym zarobkiem. Teraz wszystko było w jego rękach, jeśli więcej sprzeda, więcej zarobi. Praca po godzinach nie będzie już zmorą, a szansą. Czuł się szczęśliwy i wolny.

        - Owsianka!

       Krzyknął donośnie jadąc pustą uliczką i poczuł się wspaniale.

       Przejechał jeszcze dwie przecznice, aż w końcu znalazł świetne miejsce. Obok stali handlarze, którzy również sprzedawali śniadania. Mieli naleśniki, bułeczki wszelkiej maści, ale nie było nikogo z owsianką. Zaciągnął hamulec i zaczął rozkładać stragan. Gdy podnosił pokrywkę garnka, zobaczył, że stoi przed nim starsza kobieta i świdruje go wzrokiem.

       - Ma pani ochotę na owsiankę?

       Zapytał z uśmiechem.

      - Zająłeś moje miejsce.

      Krzyknęła rozgniewana staruszka, na co Wu Sou Wei odpowiedział z uśmiechem na ustach.

      - Nic mi nie wiadomo, żeby na tym terenie były jakieś rezerwacje. Zapewne też nie wydzierżawiła pani tego kawałka ziemi, to niby jakim cudem to miejsce należy do pani?

      Kobieta zdążyła już stracić resztkę cierpliwości.

      - Zapytaj ich! Czy sprzedaję tu codziennie?

      Chłopak orientował się w zasadach panujących w tej branży i bynajmniej nie wpadł w panikę:

      - Już zaparkowałem swój rower i zmiana miejsca będzie dla mnie dość problematyczna. Proszę przyjechać jutro wcześniej i zając sobie tę miejscówkę.

      Staruszka była tak wściekła, że rzuciła swój elektryczny garnek na ziemię i przewróciła oczami, po czym wbiła w niego pełne nienawiści spojrzenie i krzyknęła: ​​

      - O tak! Spróbuj coś tu sprzedać! Ciekawe, czy ci się uda?!

      Wu Suo Wei zignorował ją i wrócił do przygotowań.

      - Pierożki nadziewane!

      Krzyknęła kobieta. Chłopak nie chciał być gorszy i również się wydarł:

      - Owsianka, pyszna, tania i zdrowa!

     Staruszka cały czas stała tuż obok niego. Po chwili odezwała się nieco karcącym tonem.

     - Młody człowieku, czemu nie zajmiesz się czymś innym? Musisz akurat tutaj sprzedawać owsiankę? Hehe... Powinieneś się uczyć, nie handlować. Mój syn skończył uniwersytet i pracuje w przedsiębiorstwie państwowym. Powinieneś iść w jego ślady, a nie włóczyć się po ulicach. To nic trudnego, a dla młodych to naturalna kolej rzeczy...

      - Naturalna kolej rzeczy, co?

      Odpowiedział Wu Suo Wei mieszając chochlą zupę, po czym dodał:

      - Jeśli pani syn ma tak świetną pracę, to dlaczego pani sprzedaje pierogi?

     Kobietę zatkało, a po kilku sekundach zagotowała się ze złości, a jej twarz zrobiła się purpurowa. Oczywiście to nie zrobiło żadnego wrażenia na jej rozmówcy, który kompletnie ją zignorował i zajął się obsługą klienta.

      - Poproszę jedną miskę.

      - Och! Już się robi. Świeżo ugotowana, pyszna owsianka, proszę.

      Czas mijał, kobieta była zajęta swoimi klientami i już nie miała czasu na kłótnie. Za to Wu Suo Wei zauważył, że ta stara wiedźma miała rację. Klienci podchodzili do niego, rzucali okiem na jego stragan i szybko kierowali się do staruszki po pierogi. Od ponad pół godziny nie sprzedał ani jednej miski owsianki.

      Kobieta nuciła pod nosem piosenkę rzucając w jego stronę kpiące spojrzenia. W końcu pojawiła się klientka, dwudziestoparoletnia dziewczyna, której najzwyczajniej w świecie spodobał się Wu Suo Wei.

      - Poproszę miskę owsianki.

      Chłopak był zaskoczony, natychmiast otworzył pokrywkę gara, uniósł chochlę i zrobił nią zamaszysty łuk w powietrzu, co wywołało u dziewczyny zachwyt. Jednak coś poszło nie tak i chochla wypadł mu z dłoni i zniknęła w odmętach owsianki.

       Wu Suo Wei gapił się w zupę i mrugał z niedowierzaniem.

      Garnek był na tyle głęboki, że chochla zapewne spoczęła gdzieś na jego dnie. Żeby ją wyjąć, będzie musiał zanurzyć całe ramię.

      - Przepraszam.

      Dziewczyna musiała obejść się smakiem i odeszła z kwaśną miną.

      Nie miał wyjścia, musiał wrócić do domu i tam wyłowić chochlę. Kiedy mijał mały straganik staruszki, usłyszał, jak ta celowo mu dogryza.

      - O mój Boże, na tej chochli było na pewno mnóstwo bakterii, cała zupa zmarnowana.

      Zagryzł zęby i ruszył swoim trójkołowym rowerem z powrotem do kliniki. Jiang Xiao Shuai usłyszał skrzypienie swojego starego roweru i od razu wiedział, że Wu Suo Wei wrócił. Szczęśliwy i z szerokim uśmiechem na ustach podbiegł do drzwi, by go przywitać.

       - Och! Tak szybko wszystko sprzedałeś?

      - Gdzie tam! Chochla wpadła mi do owsianki.

      Doktor nie był w stanie zdobyć się na komentarz.

      Chłopak zdjął pokrywkę, żeby zerknąć do gara. Jeszcze rano zupa miała idealną konsystencję, ale teraz była niczym klej. Przelał połowę do drugiego garnka, wyciągnął chochlę i uzupełnił garnek wodą, dosypał pół paczki żelatyny i wymieszał wszystko dokładnie.

      - Dzisiaj wieczorem sprzedam resztę. Po tych słowach ruszył swym trójkołowym wehikułem, by w końcu sprzedać choć trochę owsianki.

                                                      


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze