Counterattack [PL] - Rozdział 21: Ponowne spotkanie

        Wu Suo Wei nie odważył się wrócić na tamtą ulicę, bał się, że może wpaść na tego przerażającego gliniarza. Musiał sobie znaleźć inną miejscówkę. Kupił też używany rower trójkołowy i duży gar. Przygotowania zajęły mu kilka dni, aż w końcu mógł wznowić działalność.

       Jakiś czas temu chłopak spotkał bardzo miłego dziadka, który wydmuchiwał figurki z cukru. Kiedy akurat nie miał klientów, bacznie go obserwował, bo chciał się nauczyć tej sztuki. Jeśli sprzeda całą owsiankę i zrobi się już ciemno, mógłby wtedy odkupić od dziadka cały niewykorzystany cukier, by ten mógł pójść do domu, bo zbyt długie przesiadywanie na ulicy na pewno mu nie służy.

        Pewnego dnia policjant poprosił dziadka, żeby się przeniósł w inne miejsce, ale ten się uparł, że chce tu zostać. Funkcjonariusz złapał staruszka pod ramię, a ten momentalnie upadł, zaczął się tarzać po ziemi, płakać i zawodzić.

      - Boli, o jak bardzo boli... nie bij...

      W obawie, by nie wpaść w kłopoty, policjant chciał wsiąść do radiowozu i jak najszybciej odjechać. Jednak dziadek mu na to nie pozwolił, przeczołgał się pod samochód i zablokował go, po czym zażądał zadośćuczynienia. Przechodnie, którzy nie widzieli zajścia od początku, od razu stanęli po stronie staruszka. Policjant był pod taką presją, że w końcu dał mu 1000 juanów.

      Kiedy radiowóz odjechał, dziadek otrzepał się i dziarskim, dumnym tonem zwrócił się do Wu Suo Weia.

       - Pamiętaj, żeby ze mną nie zadzierać, bo na to jesteś jeszcze za młody. Widziałeś, jak się to robi? Może się jeszcze czegoś ode mnie nauczysz...

      Od tamtej pory chłopak już nigdy mu nie współczuł i nie kupił od niego już ani jednej cukrowej figurki.

      Odkrył, że na tym świecie nie ma słabeuszy, każdy chroni siebie na swój własny sposób i nie ma co się litować nad innymi.

      W ten weekend wyjątkowo dużo ludzi wyszło na miasto, żeby coś zjeść. Wu Suo Wei oprócz gara owsianki ugotował też kukurydzę.

      - Proszę dwie kukurydze i miskę owsianki.

      - Już się robi, razem będzie 15 juanów.

      Chłopak schował do torby 20 juanów i wyjął 5 juanów reszty. Klient odszedł zadowolony, a on już miał zamiar krzyknąć, by zwabić kolejnego, gdy zobaczył dwie osoby, które wysiadły z auta zaparkowanego niedaleko jego stoiska. Wu Suo Wei był tak zaskoczony, że słowa uwięzły mu w gardle.

       Yue Yue ubrana była w markowe ciuchy, trzymała w dłoni torebkę od znanego projektanta, ogólnie dziewczyna prezentowała się zjawiskowo w blasku promieni popołudniowego słońca. Mężczyzna, który jej towarzyszył nie był zbyt przystojny, raczej wyglądał na gangstera i zdecydowanie był przy forsie. Odkąd ze sobą zerwali, zmieniała chłopaków jak rękawiczki, ten był jej trzecim lub czwartym, nazywał się Wang Zhen Long.

      Wu Suo Wei odwrócił wzrok i zignorował tę parę materialistów.

      - Och? Qi Qiong!

      Krzyknęła Yue Yue. Chociaż chłopak zsunął czapkę na oczy, to bez problemu go rozpoznała.

      - Wspominałeś, że zamierzasz prowadzić własną działalność. Miałeś na myśli sprzedaż owsianki i kukurydzy?

      Dziewczyna chwyciła kolbę kukurydzy i spojrzała z politowaniem na Wu Suo Weia.

      - Jedna za 2,5 juana? Ile dziennie zarabiasz? 50 juanów? Hmm... nie masz szans tyle wyciągnąć. W każdym razie – brawo! Jesteś prawdziwym rekinem biznesu!

      Wang Zhen Long objął ją w pasie i wyszeptał jej wprost do ucha:

      - Nie bądź niegrzeczna.

      Następnie odwrócił się w stronę Wu Suo Weia i spojrzał na niego z pogardą.

      - Czyżby koleś od cegieł? Tak między nami, powiem ci, że moja luba ma ciut niewyparzony język, nie bierz sobie jej słów do serca. Słyszałem od Yue Yue, że byliście ze sobą siedem lat, a kiedy z tobą zerwała, to próbowałeś popełnić samobójstwo, ile to było razy? Cztery? Pięć? Kiedy o tym myślę, to źle mi z tym, że odbiłem dziewczynę takiemu biednemu chłopcu. Domyślam się, że nie jest ci łatwo zdobyć nową laskę, co?

       - Daruj sobie.

       Wu Suo Wei poprawił kołnierzyk koszuli oraz naciągnął mankiety rękawów i spojrzał na niego z uśmiechem.

      - To mi jest ciebie żal. Żeby zaciągnąć ją do łóżka, musiałeś wydać majątek na ciuchy i torebki, nie wspomnę o biżuterii i butach. Ja wydałem tylko 15 juanów na pokój w motelu i tam ją rozdziewiczyłem. No pochwal się, na ile popłynąłeś?

      Twarz Wang Zhen Longa zzieleniała.

      - Qi Qiong, ty bezwstydny draniu!

      Dziewczyna podniosła rękę, by go spoliczkować, ale on zdążył złapać ją za nadgarstek, zanim jej dłoń trafiła w jego policzek. Uśmiechnął się do niej i powiedział ze stoickim spokojem.

      - Uważaj, bo pobrudzisz sobie swoje wymuskane paluszki.

      Yue Yue nie wierzyła w to, co się działo. Czy ten dumny, młody mężczyzna, który jednak umie się odgryźć, to ten sam Wu Qi Qiong, z którym zerwała?

      Wang Zhen Long był wściekły, wyrwał się z pięściami i uderzył chłopaka, jednak nie spodziewał się, że trafi w twardą jak skała czaszkę. Wrzasnął z bólu, po czym od razu spróbował go kopnąć, jednak Wu Suo Wei z łatwością zrobił unik.

     Nagle pojawiło się dwóch goryli Wang Zhen Longa, którzy widząc, co się dzieje, wyszli z auta.

     - Bierzcie go i rozwalcie jego stragan!

     Wu Suo Wei nie miał szans z dwoma zawodowymi ochroniarzami i w tym przypadku jego twarda głowa na nic mu się zdała. Nie walczył, nie prosił o litość, starał się jedynie ochronić najwrażliwsze części ciała. Nie odrywał też wzroku od twarzy Wang Zhen Longa, by wyryć sobie tę gębę w pamięci.

      Gdy skończyli go bić, Wang Zhen Long nadepnął na jego szyję i powiedział z udawaną troską.

      - Biedaku, nic na to nie poradzisz, ale takie jest właśnie twoje życie. Znaj swoje miejsce i nie podskakuj, a wszystko będzie cacy. Hahaha...

                                                       


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze