Counterattack [PL] - Rozdział 26: Zmiana pracy

          Chi Cheng pracował w policji niecały miesiąc i nagle z wydziału patrolującego miasto został przeniesiony do wydziału bezpieczeństwa publicznego. A to dlatego, że jego matka dowiedziała się, że jakiś handlarz uliczny oblał go owsianką i jej wrażliwe serce nie mogło tego znieść. Codziennie suszyła mężowi głowę, jak niebezpieczna i ciężka jest praca w terenie, a co gorsza patrolujący funkcjonariusze nie mają dobrej reputacji i co najważniejsze, ona nie chce, żeby jej syn tam pracował. W końcu Chi Yuan miał dość tych ciągłych narzekań, uległ jej prośbom i tego samego dnia wezwał syna do domu.

        - Wszystkie twoje węże są pod dobrą opieką, jeśli chcesz je jeszcze kiedyś zobaczyć, nie przerywaj pracy. Odkąd byłeś mały, nie obchodziło mnie, jakie masz zainteresowania, nie sprzeciwiłem się hodowli węży, jednak uważam, że to powinno być tylko twoim hobby. Mam gdzieś, ile pieniędzy zarabiasz na walkach węży, dla mnie najważniejsze jest, żebyś posiadał dobrą i stabilną pracę. Poza tym zarezerwowałem dla ciebie termin ślubu. Masz rok na znalezienie odpowiedniej partnerki. Jeśli nie dasz rady, ożenisz się z dziewczyną, którą dla ciebie wybiorę.

        - Nie ma sprawy, o ile nie będzie bała się węży.

        Spokojnie odpowiedział ojcu.

        Chi Yuan był wściekły.

        - Węże... Czemu zawsze nosisz to coś ze sobą?

        Chi Cheng powoli i delikatnie pogłaskał Zazdrość po głowie, wyrażając w ten sposób swoje szczere uczucie do pytona, a jednocześnie kompletnie ignorując pytanie zadane mu przez ojca.

        Zhong Wenyu powiedziała mężowi, że ich syn nie ma teraz dziewczyny. Jednak uważała, że jeśli pozna odpowiednią kobietę, to zrozumie, co jest w życiu najważniejsze i będzie o nią dbać i dzielić z nią radości i smutki codziennego życia. Dlatego też małżeństwo syna było dla niej obecnie najważniejszym celem.

        Zanim Chi Cheng wyszedł, ojciec wziął go na stronę i zapytał.

        - Młody chłopak o nazwisku Wang miał wypadek i jest sparaliżowany od pasa w dół. Czy ta sprawa ma coś wspólnego z tobą?

         Ojcem Wang Zhen Longa był Wang Jia Cun, który pochodził z Shanxi i przyjechał do Pekinu, aby rozkręcić biznes. Jednak zarobione pieniądze nie wystarczą, by pomóc w utrzymaniu syna. Chi Yuan poznał go kilka lat temu, kiedy to Wang Jia Cum wyświadczył mu przysługę, dlatego też był przejęty jego losem i tragedią, która dotknęła jego rodzinę. Chi Yuan zaczął podejrzewać, że jego syn mógłby być zamieszany w ten wypadek, ponieważ w tym samym dniu Xiao Long został dotkliwie pobity. A co gorsze potwierdzono, że wszyscy trzej byli tego wieczoru w tym samym miejscu, jednak wyniki śledztwa nie wykazały żadnego związku z Chi Chengiem. Jednak ojciec chłopaka miał co do tego złe przeczucie.

        Syn odpowiedział beznamiętnie na jego pytanie.

       - Nie znam nikogo o tym nazwisku.

        - Lepiej, żeby tak było.

        Zbliżał się koniec roku i premie płynęły strumieniami do portfeli obywateli, dlatego też drastycznie wzrósł wskaźnik kradzieży. W wydziale bezpieczeństwa publicznego powołano specjalną jednostkę do walki z przestępczością zorganizowaną. Ponad setka policjantów w cywilu ruszyła na ulice, aby łapać kieszonkowców, których aresztowano niemal każdego dnia. Chi Cheng dołączył do wydziału zaledwie kilka dni temu i póki co próbował rozeznać się w obowiązkach, jednak od razu został wcielony do nowej jednostki specjalnej.

        Na początku nikogo nie obchodziło, że chłopak jest świetnie wyszkolony, uważali, że miał mocne plecy i zdecydowanie ktoś pomagał mu piąć się coraz wyżej po szczeblach kariery. Jednak nikt się nie spodziewał, że już pierwszego dnia obławy, aresztuje ponad dziesięciu kieszonkowców i to w zaledwie kilka godzin.

        Chi Cheng spędził wiele lat w towarzystwie węży, dzięki czemu nauczył się instynktownie wyczuwać niebezpieczeństwo i złe intencje. Tylko spojrzał i już wiedział, czy ma do czynienia ze złodziejem, czy też nie.

       Kieszonkowcy byli zorganizowani w gangach, policja także działała w grupach. Gdy dorwali złodzieja, kilku funkcjonariuszy rzucało nim o ziemię wykręcając mu ręce, po czym skuwali go kajdankami. W przeciwieństwie do nich Chi Cheng wolał działać sam.

       Stał na jednym z przystanków autobusowych, a jego leniwy wzrok skanował ulice, po chwili zatrzymał się na dwóch chłopakach, którzy wzbudzili jego podejrzenia. Gdy autobus podjechał na przystanek, jeden z nich zablokował wejście, przez co zdenerwowani ludzie pchali się wyzywając go od najgorszych. W tym czasie drugi korzystając z panującego chaosu opróżniał kieszenie i torebki kotłujących się przed wejściem do autobusu ludzi.

        Gdy już prawie kończył, nagle został złapany za nadgarstek, odwrócił się i zobaczył uśmiechniętą twarz mężczyzny, który go trzymał.

        Kiedy autobus odjeżdżał, pasażerowie cisnęli się do okna i wyciągali szyje, by zobaczyć, co się zaraz wydarzy na przystanku.

        Chi Cheng chwycił złodzieja mocno za ręce, po czym szarpnął nim, że aż chłopak się przewrócił, a potem przeciągnął go po ziemi dobre 5 metrów, w efekcie czego złodziej miał pozdzieraną skórę na twarzy. Wspólnik kieszonkowca widząc to, próbował uciec. Jednak Chi Cheng zdążył złapać go za kołnierz i cisnął nim w tablice ogłoszeń. I tak oto spacyfikował dwóch za jednym zamachem.

        Od dwóch dni w klinice pojawiło się mnóstwo pacjentów z wysoką gorączką, poczekalnia pękała w szwach. Wszystkie kozetki i krzesła były zajęte przez chorych przyjmujących kroplówki. Jiang Xiao Shuai biegał między nimi i zmieniał worki z elektrolitami, jednym wyciągał wenflon, drugim zakładał, a pozostałym przepisywał recepty. A to wszystko przy akompaniamencie donośnego płaczu i krzyku dzieci w różnym wieku.

       Wu Suo Wei stał z boku i bawił się kapslem od butelki, ćwicząc zwinność palców, środkowego i wskazującego.

        - Podaj mi strzykawkę.

        Poprosił doktor, a po chwili odwrócił się trzymając małą buteleczkę w dłoni, bo zauważył, że chłopak ani drgnął i nadal bawił się kapslem.

        - Hej, prosiłem cię o coś, nie słyszałeś? Podaj mi strzykawkę.

        Wu Suo Wei nie podnosząc głowy odpowiedział.

        - Masz ją w kieszeni fartucha.

        Jiang Xiao Shuai dotknął kieszeni z powątpiewaniem, ale o dziwo była tam strzykawka. Czuł konsternację, bo ani nie widział, żeby chłopak się poruszył, ani nie czuł, że wkłada mu coś do kieszeni.

        Wu Suo Wei uśmiechnął się szelmowsko, ciesząc się, że opanował nową umiejętność. Po pracy doktor postanowił wybadać, co się dzieje.

        - Co robisz z tym kapslem?

        - Ćwiczę zręczność palców.

        Po czym pomachał do niego prawą ręką.

        Jiang Xiao Shuai prychnął i powiedział.

        - Wkładasz tyle wysiłku, żeby opanować sztuczkę?

        Chłopak zdenerwował się i szturchnął go pięścią w pierś.

        - Odczep się, to poważna sprawa.

        Doktor zmrużył oczy i zapytał obniżonym, pełnym podejrzeń głosem.

        - W takim razie, do czego ci to będzie potrzebne?

        Wu Suo Wei podszedł do niego i szepnął mu do ucha.

        - Niedawno spotkałem jednego gościa o niesamowitych umiejętnościach, ma wielu uczniów w naszej okolicy. Uczy mnie fachu, a w zamian będę musiał odpalić mu tylko 20%, jak już wyjdę na ulicę.

         Jiang Xiao Shuai natychmiast zrozumiał, jakim to rzemiosłem zamierza się zająć i natychmiast wyraził swój sprzeciw.

        - Nie możesz okradać ludzi!

        - A niby dlaczego nie?

        Zapytał chłopak obojętnie.

        - Wszyscy kradną. Wszystkie pieniądze publiczne pochodzą z kieszeni podatnika, a podatki są tak wysokie, że to rozbój w biały dzień. Codziennie ktoś kradnie komuś żonę lub męża. I nie mów, że nigdy nie kupowałeś pirackich płyt.

        Doktor był zaniepokojony jego zachowaniem, obrócił się, by dokładnie mu się przyjrzeć i zobaczył, że powiedział to wszystko bez cienia wstydu i bez najmniejszych wyrzutów sumienia.

        - Nie ściemniaj mi tu. Lepiej powiedz, gdzie się podział twój kręgosłup moralny?

        - Będę okradał bogatych i dawał biednym.

        Krzyknął chłopak, na co Jiang Xiao Shuai prychnął.

        - A dokładniej komu? Bo nie zauważyłem, żebyś wykazywał większe skłonności altruistyczne.

        - Sobie!

        Wu Suo Wei uderzył się w pierś.

        - Przecież jestem biedakiem. Dobrze to sobie przemyślałem. Nie będę okradał starszych osób ani pracowników na pół etatu, tylko samych niegodziwców. Tych, co wpychają się w kolejkę albo nie płacą za bilety w autobusie, a także tych, którzy zachowują się nieodpowiednio w miejscach publicznych...

        - Och...

        Doktor uniósł jedną brew.

        - Brzmisz jak obrońca uciśnionych.

        Wu Suo Wei sprawiał wrażenie, jakby go to nie obchodziło, ale cały czas ze sobą walczył. Nie chciał tego robić, ale zbliżał się koniec roku i każdy pracownik otrzymał już premię. A on nawet nie powiedział matce, że rzucił pracę. Handlarz jest w stanie całkiem nieźle zarobić, ale też żyje w ciągłym strachu, że dopadną go gliny. Zresztą w tej branży był już spalony, a wszystko przez tego łysego policjanta, który już za dobrze go kojarzył.

        - Słyszałem, że w naszej okolicy doszło ostatnio do serii kradzieży, dlatego policja wyszła na ulice, by zrobić z tym porządek.

        Poinformował doktor.

        - Nie martw się.

        Chłopak poklepał go po ramieniu.

        - Będę dział w nocy, kiedy nie będą mieć już siły na nadgodziny.

        Jiang Xiao Shuai westchnął i dodał.

        - Tylko nie szarżuj i wycofaj się z tego tak szybko, jak się da.

        - Jasne.

                                                              


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze