Counterattack [PL] - Rozdział 27: Dlaczego zawsze na siebie wpadamy?

         Następnej nocy Wu Suo Wei wyszedł na łowy, ale wcześniej dobrze się do tego przygotował. Ubrał puchową kurtkę, pod którą mógł łatwo ukryć zdobyte fanty i postarał się zakamuflować najbardziej charakterystyczne części ciała, czyli oczy i łysą głowę.

        Dokleił sobie krzaczaste brwi, by zmniejszyć optycznie wielkość oczu i pożyczył od doktora perukę, na którą wcisnął bawełnianą czapkę.

        Wsiadł do autobusu, którym o tej porze nie jechało zbyt wielu pasażerów, ale zaczął się im bacznie przyglądać, by znaleźć odpowiedni cel. Na kolejnych przystankach ludzie głównie wysiadali, a on nadal nie znalazł ofiary. Było sporo starszych osób, był facet o przerażająco chudych nogach, na którego widok serce mu się krajało. W końcu wypatrzył piękną kobietę w modnych ciuchach, ale tak się na nią zagapił, że zdążyła wysiąść.

       - Autobus kończy swój bieg, pasażerowie proszeni są o opuszczenie pojazdu.

       Kiedy usłyszał ten komunikat, nie mógł uwierzyć, że to już pętla, czas zleciał mu zbyt szybko. Uderzył się dłonią w głowę i zaczął sobie wytykać w myślach.

       - Ogarnij się! Działaj! Zanim zacznie świtać.

       Snuł się po ulicach, aż dotarł do wiaduktu i oparł się na chwilę o barierkę. Zapalił taniego papierosa, zaciągnął się i patrzył na przejeżdżające auta. Ogarnęła go dziwna tęsknota za normalnym życiem, takim, w którym miałby zwykłą pracę i nie miałoby znaczenia, ile zarabia. Nawet jakby było go stać tylko na tani używany samochód, to przecież mógłby nim wrócić do domu, takiego, który byłby jego bezpieczną przystanią.

       Jak to się stało, że znalazł się w tym punkcie? Chłopak wziął głęboki oddech i uderzył się w twarz, by dodać sobie otuchy. Zaczął powtarzać sobie w myślach:

       - Bądź silny! Nie poddawaj się! Przed tobą wspaniałe życie! Nie trać czasu na smutki, tylko działaj!

       I właśnie w tej chwili pojawił się przed nim cel idealny. Dziwnym zbiegiem okoliczności był to Chi Cheng, który akurat wybrał się na nocny patrol. Prawdę mówiąc, nie był aż tak sumienny i zaangażowany w pracę, najzwyczajniej w świecie zabijał nudę. Łapanie złodziei traktował jako całkiem niezłą formę rozrywki.

       On także przed wyjściem odrobinę się przebrał. Koledzy powiedzieli mu, że wygląda jak bandyta i żaden złodziej nie ośmieli się go okraść, dlatego włożył kaszmirowy płaszcz, czapkę robioną ręcznie na drutach, a na ramieniu zawiesił drogą skórzaną torbę. Spacerował ulicą i oglądał coś na iPodzie, wyglądał jak klasyczny przedstawiciel klasy średniej.

       Wu Suo Wei właśnie jego wziął sobie za cel.

       - Kurna! Z daleka jest podobny do tego łysola z policji...

       Mamrotał pod nosem.

       - Chodzi zupełnie jak on i zdaje się jest tak samo arogancki. Czas działać!

       Chi Cheng zbliżył się do wiaduktu i poczuł pod skórą, że w pobliżu czai się złodziej. W tym czasie Wu Suo Wei przygotował już plan ataku.

       Chi Cheng nie odrywał oczu od ekranu i zachowywał się jak gdyby nigdy nic. Chłopak szedł za nim, a jego oczy wpatrywały się w telefon wystający z kieszeni płaszcza. Nagle Chi Cheng się potknął i stracił równowagę, a Wu Suo Wei szybko podbiegł, żeby mu pomóc i jednocześnie wyciągnął telefon z jego kieszeni. Zrobił to w mniej niż 2 sekundy.

      - Dziękuję.

      To głębokie spojrzenie i ta dość stanowcza aura zdawały się znajome, jednak chłopak zachował spokój i odpowiedział.

      - Nie ma za co.

      Odwrócił się i już miał się oddalić, gdy nagle został złapany za ramiona. Zdał sobie sprawę, że sytuacja się odwróciła i z myśliwego stał się ofiarą. Odwrócił się nagle i próbował walczyć, co w zasadzie okazało się kompletnie bezużyteczne, bo Chi Cheng bez żadnego wysiłku go spacyfikował.

       - Udawałeś, że się potknąłeś?

       Wycedził przez zaciśnięte zęby, a Chi Cheng odpowiedział drwiącym tonem.

        - Skoro ty udawałeś, że mi pomagasz, to czemu nie miałbym udawać, że upadam?

       Wu Suo Wei aż zazgrzytał zębami ze złości, czuł się niezręcznie i za wszelką cenę próbował wybrnąć z tej sytuacji. Nagle uderzył głową w obojczyk Chi Chenga.

       Ten poczuł tępy ból, złapał chłopaka za kołnierz i przybliżył jego twarz do swojej. Obaj zamarli na kilka sekund, po których pierwszy odezwał się Chi Cheng.

       - To znowu ty?

       Wu Suo Wei również go rozpoznał. I w jego głowie pojawiła się seria niepokojących myśli.

       - Co jest do cholery? Dlaczego ten koleś jest wszędzie?

       Zacisnął zęby i spojrzał na niego spod byka.

       - Przerzuciłeś się z handlarzy na złodziei? Widzę, że policja zmobilizowała wszystkie siły, co?

       Chi Cheng wyjął kajdanki, stuknął nimi w kości nadgarstków chłopaka, po czym usłyszeli dość nieprzyjemny dźwięk zakleszczania się metalowych obręczy.

       - Teraz pracuję w wydziale bezpieczeństwa publicznego.

       Chłopak nie skomentował.

        - ...

        Chi Cheng odkleił jego sztuczne brwi i odsłonił wielkie czarne oczy, potem zdjął kapelusz i perukę.

        - Zostałeś kieszonkowcem?

       Powiedział patrząc na niego z pogardą.

       - Ty naprawdę żadnej pracy się nie boisz.

       Wu Suo Wei wyprostował się i odpowiedział pewnym siebie tonem.

       - Nasz kraj wspiera wszechstronny rozwój, nie wiedziałeś?

       - Ostatni raz, kiedy cię widziałem, myślałem, że jesteś uczciwym człowiekiem, tylko dlatego pozwoliłem ci odejść. Tym razem ci nie daruję, bo właśnie straciłeś w moich oczach.

       Chłopak zacisnął zęby i usta, a jego brwi zmarszczyły się groźnie, gdyż za nic nie chciał się poddać. Widząc to Chi Cheng uniósł jeden kącik ust w uśmiechu.

       - Masz jaja, tego nie można ci odmówić.

       Po tych słowach zacisnął jeszcze ciaśniej kajdanki na jego nadgarstkach i dodał.

       - Idziemy.

                               


Poprzedni 👈             👉 Następny 


                            

Komentarze