Counterattack [PL] - Rozdział 34: Już po tobie

           Chi Cheng najwyraźniej nie miał zamiaru pomóc, tylko podszedł do Wu Suo Weia i zmierzył go wzrokiem.

          - Żelazna Głowa?

         Chłopak pośliznął się z wrażenia i motor prawie wypadł z drogi.

        - Jak mnie nazwałeś? - Zapytał, na co Chi Cheng powtórzył swoje słowa sprzed chwili.

        - Żelazna Głowa.

      Wu Suo Wei był zły, jednak zapanował nad sobą i nie pokazał swych prawdziwych emocji, dokładnie tak, jak uczył go Jiang Xiao Shuai. Skoro chce go nazywać Żelazną Głową, to niech nazywa, lepsze to niż fakt, że zapomniał jego imienia.

     Chłopak skupił się na motorze i zaczął pchać go z całych sił, brwi miał ściśnięte, zęby zagryzione i w końcu przesunął maszynę o jeden metr. Tak się tym zmęczył, że był cały zlany potem.

      Chi Cheng cały czas go obserwował i nagle zapytał.

      - I jak? Jesteś z siebie zadowolony?

      Na to pytanie Wu Suo Wei odpowiedział sobie w duchu: I to jak! Wywabiłem cię z auta i teraz tu ze mną stoisz. Czuję się z tym fantastycznie!

      Zaparł się i przepchnął motocykl o kolejne kilka centymetrów, po czym krzyknął.

     - A ty co? Nudzisz się? Bawi cię patrzenie, jak się męczę? - Chłopak dyszał jak parowóz, westchnął głęboko, po czym spojrzał na Chi Chenga gniewnym wzrokiem. - Jeśli nie zamierzasz mi pomóc, to spadaj!

      Po tych słowach skupił się na walce z grawitacją, zaparł się mocno na nogach i przesunął motocykl o minimetr.

      - Odsuń się. - Powiedział Chi Cheng, a chłopak udając, że go nie usłyszał, walczył dalej. Chi Cheng stracił cierpliwość i odciągnął go od maszyny, zaparł się na kierownicy swymi silnymi ramionami i bez specjalnego wysiłku wepchnął motor na górkę, dosłownie w kilka sekund. Potem otrzepał błoto z mankietów i nawet nie patrząc na Wu Suo Weia, wrócił do auta.

      Chłopak stał zaskoczony, bo nie spodziewał się pomocy, myślał, że Chi Cheng będzie stał i z niego drwił. A on jednak mu pomógł. Po kilku minutach Jiang Xiao Shuai wyszedł z krzaków przy drodze, a chłopak od razu zarzucił go pytaniami.

       - I co? Przyjrzałeś się?

      - I to jak. - Doktor nigdy w życiu nie robił czegoś takiego, nigdy nie chował się w krzakach, żeby podglądać ludzi. Co więcej, jego wzrok był dokładnie na linii krocza Chi Chenga i kiedy ten pchał motor pod górkę, on mógł dobrze przyjrzeć się tym dwóm długim nogom i dość sporemu wybrzuszeniu znajdującemu się pomiędzy nimi, aż w gardle mu zaschło od tych widoków.

      - No i? - Zapytał chłopak. - Myślisz, że dam radę go zdominować?

     Kiedy doktor oglądał zdjęcia Chi Chenga, dawał chłopakowi na to szansę, nikłą, bo nikłą, ale jednak. A teraz, kiedy zobaczył tego mężczyznę na żywo, odpowiedział bez chwili namysłu.

      - Już po tobie.

     Po czym westchnął i poklepał chłopaka po ramieniu.

   Podczas zbierania informacji o Chi Chengu, Wu Suo Wei zaczął interesować się wężami. Dowiedział się, że hodowla węży to całkiem dobry interes. A im lepsze egzemplarze się wyhoduje, tym ich ceny są wyższe, w sumie można się na tych gadach całkiem nieźle dorobić. Z drugiej strony, jeśli hodowla nie będzie dochodowa, to można pójść z torbami. Odwiedził wielu hodowców. Na początku chciał się tylko dowiedzieć nieco więcej o wężach, ale z biegiem czasu zaczął zwracać uwagę na warunki, w jakich są trzymane i opiekę, jakiej potrzebują. Aż w końcu naprawdę zainteresował się tą branżą na poważnie. Zatrudnił się nawet w jednej hodowli jako praktykant.

      W ciągu dnia głównie sprzątał pomieszczenia, a w międzyczasie uczył się, jak doglądać i dbać o poszczególne gatunki węży. Po pracy wracał do kliniki, aby wziąć prysznic, przebrać się w czyste ubrania i ruszyć pod komisariat, w którym pracował Chi Cheng, by prowadzić swe obserwacje.

     Przez kilka kolejnych dni, kiedy Chi Cheng wychodził z pracy, widział Wu Sou Weia, jak spaceruje po drugiej stronie ulicy z fajką w zębach, ubrany w jeansy, czarną koszulę i czapkę.

     Gdy tylko pojawiał się w drzwiach komisariatu, chłopak nie odrywał od niego wzroku. Jego spojrzenie było dość niejednoznaczne, kryła się w nim głębia, prowokacja i ciekawość... Na pierwszy rzut oka to działanie mogło wydawać się celowe, ale jakby tak wejść w temat głębiej, to zdecydowanie był to tylko czysty przypadek, pełen spontan.

     Obserwowany czuł pewien niepokój, bo wiedział, że chłopak się na niego gapi, jednak gdy tylko zerknął w jego stronę, to zawsze linia wzroku Wu Suo Weia biegła w zupełnie innym kierunku, a jego spojrzenie było rozproszone. Jednak Chi Cheng cały czas czuł na sobie ten natarczywy wzrok, który niemal wypalał mu dziury w skórze i sprawiał, że policzki i uszy czerwieniały, a gardło wysychało na wiór.

     Chi Cheng nigdy nie zapytał, czy przychodzi tu dla niego. Za każdym razem, kiedy zbliżał się do chłopaka, ten nagle zaczynał zachowywać się nieco podejrzanie, dlatego zwykle mijał go bez słowa, a Wu Suo Wei odprowadzał go wzrokiem.

      Patrzył, jak schodzi po schodach, na parkingu wsiada do auta i odjeżdża.

                                                                


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze