Counterattack [PL] - Rozdział 36: Masz wielki tyłek

        Jiang Xiao Shuai nie mógł tej nocy zasnąć, była już północ, a on nie zmrużył oka choćby na chwilę, dlatego postanowił pójść do kliniki po jakieś proszki. Gdy wszedł do środka, zobaczył leżący plecak i telefon Wu Suo Weia, ale nigdzie nie było właściciela tychże rzeczy. Dokąd się wybrał o tej porze? Doktor stanął w drzwiach kliniki i rozejrzał się dookoła. Tuż obok znajdował się kompleks sportowy i właśnie tam go zobaczył, jak gra w kosza. Jiang Xiao Shuai zakradł się w pobliże boiska, by poobserwować go z ukrycia.

        Wu Suo Wei położył piłkę na ziemi, rozprostował nogi, po czym wycofał się na odległość trzech metrów. Wziął rozbieg i zrobił kilka długich susów, po czym wyskoczył próbując złapać obręcz kosza. Niestety przy jego wzroście nie było to łatwe i jedynie musnął ją opuszkami palców. Gdy wylądował, westchnął głęboko i powiedział do siebie.

       - Jeszcze raz!

      Oczy zabłysły mu w ciemności, gdy wyobraził sobie, że obręcz kosza to głowa Chi Chenga i jeśli uda mu się za nią chwycić, to tak jakby rozwalił draniowi łeb. Ruszył ponownie głośno tupiąc. Po chwili wybił się i wyciągnął w powietrzu, i w końcu udało mu się złapać obręcz. Jak już ją chwycił, to zawisł na niej i omal nie wrzasnął z radości, że w końcu mu się udało.

      Nagle poczuł powiew zimnego powietrza w okolicy krocza, zerknął w dół i zobaczył, że spadły mu spodnie.

      Patrząc na tę scenę Jiang Xiao Shuai omal nie wybuchnął gromkim śmiechem, powstrzymał go jedynie widok sinych śladów na pośladku chłopaka. Poczuł nagły niepokój w sercu i bynajmniej już nie było mu do śmiechu.

      Wu Suo Wei domyślił się, że doktor czai się w pobliżu, wylądował na ziemi i podciągnął spodnie.

       - Po co wróciłeś? - Zapytał, a Jiang Xiao Shuai, zamiast odpowiedzieć również zadał pytanie.

       - Skąd masz te siniaki na tyłku?

      Zaskoczył tym chłopaka kompletnie. Wu Suo Wei już zdążył zapomnieć o długich szponach Chi Chenga miażdżących jego pośladek.

      Wrócili razem do kliniki i doktor zmusił go do zdjęcia spodni, by dokładnie przyjrzeć się fioletowo-czerwonym śladom pozostawionym na tym jakże jędrnym pośladku. Na ten widok mięśnie twarzy doktora zaczęły mimowolnie drgać.

      - No, no... szybko przechodzicie do rzeczy...

      Wu Suo Wei zrobił skwaszoną minę.

      - To nie tak... Kiedy graliśmy w kosza, on mnie złapał i chciał, żebym mu powiedział, czemu ostatnio kręcę się koło komisariatu.

       - Och... złapał cię... tylko dlaczego akurat tam?! - Jiang Xiao Shuai uniósł jedną brew. - Miał tyle innych opcji. On na pewno coś kombinuje. Przecież prawie się nie znacie. Jak on mógł?!

      Chłopak złapał doktora za ramię, próbując go nieco uspokoić, uśmiechnął się delikatnie i niezwykle ponętnie.

       - Mistrzu, chyba powinniśmy się z tego cieszyć?

      Jiang Xiao Shuai sam nauczył go tego uśmiechu. Chłopak opanował go do takiej perfekcji, że teraz sam mistrz uległ jego urokowi. Doktor patrzył na niego zafascynowany i pomyślał: Dlaczego? Dlaczego muszę oddać komuś innemu klejnot, który szlifuję od tygodni? Zwłaszcza, że sam nie miałem okazji się nim nacieszyć.

       Przez kolejne 30 minut Wu Suo Wei leżał na brzuchu na kozetce i co chwilę mamrotał sennym głosem.

        - Skończyłeś?

      Jiang Xiao Shuai od ponad kwadransa robił mu masaż pośladków, ugniatając je miarowo i najwyraźniej nie miał ochoty kończyć.

       - Jeszcze nie, pamiętaj, że masaż wspomaga krążenie, dzięki czemu maść się lepiej wchłonie, a siniaki szybko znikną.

      Następnego dnia Chi Cheng został w pracy po godzinach, a kiedy wyszedł z komisariatu, usłyszał znajomy odgłos kozłowanej piłki.

       Po krótkiej rozgrzewce Wu Suo Wei wziął piłkę i dynamicznie ruszył do przodu, potem skoczył i zakończył akcję wsadem. Po wszystkim wylądował ciut niestabilnie, ale to nie miało znaczenia, bo sama akcja była świetna i widowiskowa. Chłopak trenował z woreczkami piasku na nogach, by udoskonalić swój wyskok.

      Piłka odbiła się od ziemi i wpadła w ręce Chi Chenga, który akurat stał na linii rzutów wolnych. Skoczył, obrócił się w powietrzu, po czym wycelował i wypuścił piłkę, która zakreśliła w powietrzu idealną parabolę i z ogromną siłą uderzyła w obręcz. To potężne uderzenie sprawiło, że cały stelaż się zatrząsł i wibrował przez ładną chwilę.

       Wu Suo Wei patrzył na niego zszokowany. Czuł, że ten koleś mógłby rozwalić całą konstrukcję kosza w sekundę. Akcja była niczym z filmu, Chi Cheng ponownie przejął piłkę i ponownie skoczył, przymierzył się, ale tym razem zakończył akcję efektownym wsadem. Był niesamowicie giętki, silny i niewiarygodnie sprawny fizycznie. Takiej formy na pewno nie zrobił z dnia na dzień. Wu Suo Wei był pod jego ogromnym wrażeniem, ale oczywiście nie zamierzał tego okazywać. Rzucił mu zimne spojrzenie, po czym ruszył w stronę piłki. Para starych, lekko zdartych trampek zaczęła rytmicznie tupać po boisku. Chi Cheng skupił się na tym odgłosie, aż w końcu nie wytrzymał i zapytał.

       - Już mi podziękowałeś. Co tu robisz?

      Chłopak nawet na niego nie spojrzał i odpowiedział jakby od niechcenia.

       - A skąd pomysł, że przyszedłem tu z twojego powodu?

       W jednej chwili Chi Cheng skupił całą swoją uwagę na dwóch mięsistych pośladkach Wu Suo Weia, które wirowały tuż przed jego oczami. Przejął piłkę i od razu rzucił ją w namierzony ruchomy cel. Jednak tym razem chłopak był przygotowany, zablokował ją dłońmi, którymi zasłonił pośladki. Chwycił piłkę, po czym położył ją na ziemi i na niej usiadł.

       Chi Cheng zamierzał opuścić boisko i odruchowo wsadził rękę do kieszeni. Znalazł w niej dwa cukierki.

       - Włożyłeś je?

       Wu Suo Wei udawał niewiniątko.

       - O co ci chodzi?

     Chi Cheng przykucnął, spojrzał mu prosto w oczy i zobaczył równie mocne i pełne determinacji spojrzenie, takie samo jak ostatnim razem.

       - Nie mogłeś mi ich dać normalnie? A może nadal trenujesz swoje złodziejskie sztuczki?

     Chłopak przewrócił swymi ogromnymi oczami, sprawiając, że Chi Cheng aż się wzdrygnął. Wysunął rękę, by złapać Wu Suo Weia za podbródek, ale chłopak zdążył zrobić unik ciesząc się w duchu, że uniknął „macanka". Nagle, zupełnie niespodziewanie Chi Cheng kopnął piłkę, która wystrzeliła spod czterech liter Wu Suo Weia. Chłopak momentalnie stracił równowagę i usiadł na stopie, która zajęła miejsce piłki.

       - Twój tyłek jest tak duży, że cała moja stopa pod nim zniknęła.

       Mówiąc to, jabłko Adama Chi Chenga przesuwało się w górę i w dół.

       Wu Suo Wei miał na sobie tylko dres, a co gorsza Chi Cheng był w trampkach i zaczął smyrać jego pośladki palcami stopy. Chłopak nie był doświadczonym flirciarzem i nie miał pojęcia, jak ma się zachować w takiej sytuacji. Zadziałał instynktownie, czyli zerwał się na równe nogi z urażoną miną.

       Dzięki temu Chi Cheng dowiedział się o nim czegoś nowego. Albo miejsce, którego dotykały jego palce, nigdy nie było tknięte przez innego mężczyznę, albo chłopak udaje trudnego do zdobycia.

       Wu Suo Wei zachował spokój, podniósł torbę leżącą przy boisku i ruszył w kierunku parkingu. Tym razem było w niej z tuzin myszy, a wszystkie tłuściutkie. Chi Cheng zastanawiał się, skąd on je wziął. Chłopak tradycyjnie dał jedną Zazdrości, a potem wsadził piłkę pod pachę i nawet nie spoglądając na Chi Chenga oddalił się pewnym siebie krokiem.

                                                                     


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze