Counterattack [PL] - Rozdział 40: Sól na ranę

          Późnym wieczorem Chi Cheng jechał ulicą Houhai, przy której znajdowało się całkiem sporo różnych barów i knajpek. Zielony pyton leżał na siedzeniu pasażera i był zdenerwowany po tym, jak jego właściciel wepchnął mu chomika do paszczy.

         W jednym z nocnych barów przystojny, acz znudzony barman liczył właśnie kieliszki. Nagle ożywił się, gdy zobaczył mężczyznę zbliżającego się do baru. Oczy mu się zaświeciły, popędził w kierunku przybysza i uwiesił się na jego szyi.

         - Kochany, wieki cię nie widziałem.

         Chi Cheng spojrzał na niego chłodnym wzrokiem.

         - Nie przyszedłem tu dla ciebie.

         - Tylko nie mów, że szukasz tego szczyla? Już go tu nie ma, wyleciał, szef go zwolnił.

         Chi Cheng był zirytowany.

        - A co cię obchodzi, kogo szukam? Zejdź ze mnie.

        - Nie. - Xiao Jun przylgnął do niego jeszcze mocniej i zaczął ocierać się o jego podbrzusze. - Jeśli cię puszczę, to zaraz znajdziesz sobie kochanka. Od miesiąca czekałem na ciebie i w końcu jesteś.

         Chi Cheng wyjął z portfela stosik banknotów i włożył mu do kieszeni.

         - Masz kasę, a teraz daj mi spokój.

        Nieoczekiwanie Xiao Jun oddał mu pieniądze i powiedział.

        - Nie chcę forsy, chcę ciebie.

        Po tych słowach kelnerzy stojący w pobliżu zaczęli szeptać między sobą, chyba nie zdawali sobie sprawy, że ich kolega jest tak zdesperowany.

        - Nie uwierzę, że przez ten czas z nikim się nie pieprzyłeś. - Stwierdził Chi Cheng.

        - Codziennie mam pełno propozycji. - Xiao Jun zakołysał bioderkami. - Ale nikt nie może się z tobą równać.

        Chi Cheng już był na granicy wybuchu.

        - W takim razie zrób coś dla mnie, znajdź sobie na dzisiejszą noc kogoś innego i po raz kolejny sprawdź, jak sobie radzi.

        - Nie ma mowy! Kocham, jak mnie pieprzysz. Chcę ciebie i twojego kutasa... Chi Cheng, jesteś inny niż wszyscy. Oni przychodzą tylko po to, żeby zaspokoić siebie, a kiedy my to robimy, to ja też czerpię z tego przyjemność.

        W bocznej loży ktoś parsknął śmiechem.

        - Co za widok.

        Po chwili Guo Chengyu zapytał.

       - Kogo masz na myśli?

       - Oczywiście tę małą dziwkę. - Odpowiedział Li Wang, na co Guo Chengyu odburknął i powiedział.

       - Słowo „dziwka" zdecydowanie lepiej pasuje do Chi Chenga. I wierz mi, pewnie 9 na 10 kelnerów tego klubu tak właśnie o nim myśli, tyle że nie mają jaj, żeby powiedzieć to na głos. Nie mów, że nie słyszałeś? Nazywają go człowiekiem-wężem, ale ma też inny przydomek. „Pierwszy ruchacz Pekinu".

        Li Wang nigdy o tym nie słyszał, ale widział na własne oczy, co on potrafi. Wciąż miał w głowie obraz zalanego łzami i wijącego się z rozkoszy Xiao Longa pieprzonego przez Chi Chenga. Większość kelnerów w barze była homo lub biseksualna i zapewne Chi Cheng zaliczył tych co ładniejszych. Dlatego słowa Guo Chengyu nie były wcale przesadzone.

         Po chwili Guo Chengyu wstał i ruszył w stronę Chi Chenga, a Li Wang podążył za nim.

         - Hej! - Guo Chengyu uszczypnął w tyłek Xiao Juna. - Pobaw się przez chwilę z moim kumplem. Muszę pogadać z Chi Chengiem. - Mówiąc to wskazał na Li Wanga. Xiao Jun dobrze wiedział, kim jest mężczyzna, który wypowiedział te słowa i zdawał sobie sprawę, że lepiej z nim nie zadzierać. Dodatkowo Li Wang był całkiem przystojny, dlatego rozluźnił swój uścisk, ale zanim się oddalił, złapał Chi Chenga za rękaw.

        - Pamiętaj, żeby do mnie zadzwonić, jak tylko będziesz wolny.

        Chwilę później Guo Chengyu i Chi Cheng siedzieli już przy stoliku i rozmawiali niczym dwaj najlepsi przyjaciele.

        - Znalazłeś już swoje węże?

        Chi Cheng położył dłoń na ramieniu Guo Chengyu patrząc dość nieprzyjemnym wzrokiem w przekrwione oczy swojego rozmówcy.

       - A co cię to obchodzi? Nie masz z kim walczyć? - Gdy mówił te słowa, Zazdrość wyłonił się spod jego kurtki i obdarował leniwym spojrzeniem Guo Chengyu, który był najwyraźniej zaskoczony pojawieniem się węża.

      - Hej? Został ci jeden! To ten pyton, którego dostałeś od Wang Shuo. Zabierasz go wszędzie, co? Nosisz go zamiast paska u spodni...

       Mina Chi Chenga zrobiła się ponura, co razem z przytłumionym oświetleniem panującym w barze stworzyło wyjątkowo złowrogą atmosferę.

       - Nigdy więcej nie wspominaj o nim w mojej obecności.

      Guo Chengyu ostrożnie zmienił temat.

       - Wiesz, ostatnio namierzyłem niezłego i charakternego przystojniaka. Kiedy go zdobędę, pozwolę ci go przelecieć, jak zawsze.

        Chi Cheng dobrze wiedział, że Guo Chengyu potrafi dopiec. I cały czas to właśnie próbował zrobić, sypał sól na ranę każdym wypowiedzianym słowem.

        Chi Cheng wyszedł z baru i zadzwonił do Gang Zi.

        - Pomóż mi kogoś znaleźć.

        - Kogo?

        - Wu Suo Wei.

        - Nie ma znaczenia? - Gang Zi prawie się zakrztusił. - To jak... to jak mam go znaleźć?

        Chi Cheng wziął głęboki oddech.

         - On nazywa się Wu Suo Wei.

                                                                  


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze