Z samego rana Wu Suo Wei wyszedł ze swojego pokoju w dość osobliwym stroju. Ubrany był w kwieciste spodenki swojej mamy i wysłużoną koszulkę na ramiączkach po ojcu. Jiang Xiao Shuai za każdym razem, kiedy widział go w tych ciuchach, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
- Idź się przebrać, zaraz zaczną przychodzić pacjenci.
- Spokojnie. - Powiedział nieśpiesznie chłopak. - Tylko wezmę prysznic.
Doktor patrzył na niego z dużym zainteresowaniem.
- Zdaje się, że lubisz spać w tych ciuchach.
Wu Suo Wei odpowiedział, dłubiąc w nosie.
- Bo to czysta bawełna, idealna do spania. - Gdy skończył wypowiadać ostatnie słowo, pod klinikę podjechał samochód, a głośny dźwięk hamulca zaintrygował go na tyle, że wyjrzał przez okno. Jego palec zastygł w dziurce od nosa na widok samochodu Chi Chenga.
- Kurwa, ja pierdole! - Wu Suo Wei wpadł w panikę. - Dlaczego przyjechał tak wcześnie? Nie zdążyłem się nawet ubrać!
Chi Cheng wysiadł z auta trzymając w ramionach Zazdrość.
- Schowam się w łazience. Powiedz mu, że mnie nie ma.
Po chwili chłopak był już za drzwiami łazienki i zamknął je od środka.
Chi Cheng wszedł do poczekalni, a Jiang Xiao Shuai udawał, że widzi go pierwszy raz w życiu. Spojrzał na niego i uśmiechnął się przyjaźnie.
- Co panu dolega?
Chi Cheng od razu przeszedł do sedna.
- Gdzie jest Wu Suo Wei?
- Przed chwilą wyszedł.
Zza drzwi łazienki dobył się podejrzany odgłos i Chi Cheng od razu ruszył w tym kierunku. Złapał za klamkę i próbował otworzyć drzwi, ale były zamknięte od środka. Spróbował po raz kolejny, tym razem użył siły i wyłamał zamek.
Jiang Xiao Shuai obserwując go głośno przełknął ślinę i pomyślał: Cholera, on jest zniewalający i tak cholernie... gorący.
W tym samym czasie Wu Suo Wei przyłożył ucho do drzwi i nasłuchiwał, co się dzieje. Nagłe szarpnięcie tak go zaskoczyło, że całkowicie znieruchomiał, a po chwili usłyszał trzask i zobaczył Chi Chenga tuż przed swoim nosem.
Jego koszulka miała z przodu kilka dziur i była poplamiona, jednak to, co rzucało się najbardziej w oczy to kwieciste gatki chłopaka, które były ciut przyciasne.
Kiedy Chi Cheng przyglądał się z uwagą tej stylówie, Wu Suo Wei ryknął na niego.
- Jakim prawem tu wtargnąłeś? To prywatna łazienka, a nie twój salon. Rany, jak można się tak zachowywać? Pomyślałeś, że mogłem siedzieć na kiblu? A jakby była tu kobieta, to co? - Chłopak strzelał zarzutami jak pociskami z karabinu maszynowego, aż zorientował się, że Chi Cheng kompletnie go nie słucha, tylko gapi się na jego kwieciste spodenki z dość figlarnym błyskiem w oku.
Ubranie, ubierz się. Pomyślał i momentalnie się uspokoił, zmarszczył brwi, podniósł głowę i powiedział patrząc prosto w oczy Chi Chenga.
- Wyjdź, chcę wziąć prysznic.
- Tylko się pospiesz.- Odpowiedział i wyszedł z łazienki. Dziesięć minut później wyszedł także Wu Suo Wei ubrany jak człowiek, usiadł naprzeciwko niego i wyciągnął papierosa, po czym zapytał od niechcenia.
- Czego chcesz?
Chi Cheng pogładził dłonią Zazdrość po głowie i odpowiedział.
- Mój Er bao* zrobił się ostatnio zbyt wybredny. Jest też odrobinę niespokojny i myślę, że tylko ty będziesz w stanie rozwiązać ten problem.
- Er bao? - Wu Suo Wei zaczął się głośno śmiać. - To jest ktoś ważniejszy od niego?
Chi Cheng odpowiedział spokojnie.
- Przecież ty jesteś moim Da bao*.
Kurwa... Pomyślał chłopak i zaczął sobie wytykać, że całkowicie o tym zapomniał. Było mu cholernie niezręcznie i z nietęgą miną spojrzał na Chi Chenga.
- Do rzeczy. Dlaczego mnie szukasz? To przychodnia lekarska, a nie klinika dla zwierząt, a ja bynajmniej nie jestem weterynarzem.
Chi Cheng uśmiechnął się tajemniczo.
- Naprawdę, nie pomożesz choremu bratu?
- A niby kto nim jest, co?
Chi Cheng zauważył, że Wu Suo Wei nie załapał aluzji, dlatego cierpliwie mu wszystko wyjaśnił.
- Ty jesteś Da bao, a on Er bao, to czyni z niego twojego młodszego brata.
Chłopak zaniemówił, a Chi Cheng po chwili odezwał się ponownie.
- Poza tym jesteś mi coś winien.
- Niby co? - Zapytał Wu Suo Wei. Nie czekał długo na odpowiedź.
- Suszona fasola, suszone tofu, marynowane kurze nóżki, red bull...
Ty padalcu!!! Wu Suo Wei zagotował się w duchu, bo dawał mu to wszystko dlatego, że chciał, a nie z konieczności. Na szczęście potrafił nad sobą zapanować i nic po sobie nie pokazał. Odpowiedział z wyjątkowo spokojnym wyrazem twarzy.
- Nie mam.
- To kup. - Powiedział Chi Cheng, jakby to była oczywista oczywistość. Wu Suo Wei resztami sił powstrzymał się od wybuchu i zdobył się na chłodną odpowiedź.
- Nie mam kasy.
Chi Cheng wyciągnął z portfela kilka banknotów i dał mu je. Chłopak wziął pieniądze i włożył je do kieszeni, po czym odpowiedział.
- I tak nie zamierzam nigdzie iść.
Kilka słów wyjaśnienia:
*Er bao - drugi skarb, drugi najważniejszy
*Da bao - pierwszy skarb, najważniejszy (roz. 37)
Komentarze
Prześlij komentarz