Counterattack [PL] - Rozdział 7: Wiedziałem, że wrócisz

          Yue Yue umówiła się z Wu Qi Qiongiem w kawiarni, tak na wszelki wypadek. Co więcej, przyszła dziesięć minut przed czasem i dokładnie sprawdziła wnętrze lokalu, czy aby gdzieś przypadkiem nie leży zabłąkany kawałek cegły.

          Wu Qi Qiong przyszedł o ósmej. Dziewczyna spojrzała na niego i trzeba przyznać, że była zaskoczona. Chłopak był jeszcze szczuplejszy i jego sylwetka już tak jej nie drażniła. Jednak sam fakt, że to właśnie on wystarczył, żeby poczuła do niego niechęć.

         Gdy Wu Qi Qiong zobaczył ją po tak długim czasie, jego serce odrobinę przyspieszyło, ale nie wyrwało się do galopu tak jak ostatnio i dość szybko jego rytm wrócił do normy.

         - No proszę, nawet nie masz blizny.

        Stwierdziła odrobinę zdenerwowana Yue Yue.

        Chłopak pogładził swe lśniące czoło i się roześmiał.

        - Bóg najwyraźniej nade mną czuwa i nie chce, by ucierpiała moja przystojna buźka.

        To samouwielbienie i ta sama czerstwa gadka. Gdyby tak flirtował bogaty przystojniak, to dziewczyny mdlałyby u jego stóp. Niestety powiedział to Wu Qi Qiong, dlatego Yue Yue poczuła nieodpartą ochotę, żeby go spoliczkować.

        - Mam dla ciebie prezent, platynowy naszyjnik.

        Powiedział chłopak, nie owijając w bawełnę. Chociaż dla zachowania większego napięcia i tajemniczości, mógł powiedzieć coś w stylu: „Otwórz i sama zobacz, co dla ciebie mam". Ale to przecież Wu Qi Qiong i nie można oczekiwać od niego rzeczy niemożliwych. Musiał spalić niespodziankę już w pierwszych słowach.

        Jeszcze zanim postawił pudełko z biżuterią przed Yue Yue, zauważył, że dziewczyna ma na szyi diamentowy naszyjnik. I był pewien, że nigdy wcześniej go nie widział.

        - Kto ci go dał?

        Zapytał wskazując na diamenty. Yue Yue delikatnie pogładziła naszyjnik opuszkami palców pokazując, jaki jest dla niej cenny.

        - Przyjaciel.

        Wu Qi Qiong zamarł w bezruchu trzymając w dłoni pudełko od jubilera, po czym ostrożnie zapytał:

        - W takim razie, przyjmiesz mój prezent?

        Yue Yue rozpromieniła się i uśmiechnęła się radośnie.

        - Skoro już go kupiłeś, to byłabym wielką niewdzięcznicą, gdybym go odrzuciła.

        Chłopak uwolnił się od ciężaru niepewności, a jego spojrzenie znów stało się błogie i jasne. Nawet wstał, żeby założyć jej swój naszyjnik.

        - Założę go następnym razem, bo teraz musiałabym zdjąć ten, który mam na sobie, a to takie uciążliwe.

        Szybko zareagowała Yue Yue, a Wu Qi Qiong grzecznie wrócił na swoje miejsce.

        - Będziesz coś pił?

        Zapytała, by zmienić temat. Chłopak zdążył się zorientować, że najtańsza kawa kosztowała tu 40 juanów, dlatego natychmiast odmówił.

        - Dziękuję, ale nie.

        Yue Yue przewróciła oczami, kiedy Wu Qi Qiang spojrzał w inną stronę.

        - Skoro przyjęłaś prezent, to znaczy... Czy teraz między nami jest już dobrze?

        Yue Yue momentalnie wpadła w furię, aż jej oczy zrobiły się czerwone. Nie da się ukryć, że to pytanie podziałało na nią jak płachta na byka.

        - Wu Qi Qiong, za kogo mnie masz? Jak płytka musiałabym być, żeby do ciebie wrócić tylko ze względu na platynowy naszyjnik? Jeśli tylko w tym celu dałeś mi prezent, to wybacz, ale go nie chcę.

        Powiedziawszy te słowa, Yue Yue wyjęła z torebki pudełko i z bólem serca oddała je chłopakowi.

        Dziewczyna postanowiła unieść się honorem i oddać naszyjnik. Jednak w głębi ducha myślała, że Wu Qi Qiong jest na tyle taktowny, że nie przyjmie go z powrotem. Niestety przeliczyła się w swych oczekiwaniach.

        - W porządku.

        Powiedział chłopak i przyjął od niej pudełko. Gdy oboje trzymali je w dłoni, Yue Yue próbowała lekko przeciągnąć je w swoją stronę, ale Wu Qi Qiong kompletnie nie zrozumiał tej subtelnej aluzji i zapytał:

        - To znaczy, że nadal chcesz ze mną zerwać?

        - Oczywiście! A co ty sobie myślałeś?

        Yue Yue wrzała ze złości.

        - Z nami koniec!

        Powiedziała podniesionym głosem. To był już trzeci raz, kiedy słyszał to zdanie, a mimo tego znowu poczuł się zraniony. Jednak w porównaniu do poprzednich dwóch razów, teraz było zdecydowanie lepiej, jakby zaczynał się do tego przyzwyczajać. Oczywiście, jak to miał w zwyczaju, zapytał o powód.

        - Powiedz mi, jakie jeszcze masz do mnie zastrzeżenia? Poza tym, że jestem gruby, skąpy i bez perspektyw, co jeszcze?

         Yue Yue wciąż myślała o naszyjniku, który wymknął jej się z rąk, była wściekła i nie mogła się zmusić, by powiedzieć coś miłego.

        - Jesteś zerem, korposzczurem zarabiającym grosze. Jeśli myślisz, że jesteś taki zdolny, to rzuć tę pracę. Chcę zobaczyć, czy samo ukończenie renomowanej uczelni i tak wybitne wykształcenia, jakie tam podobno zdobyłeś, pozwoli ci przeżyć!

         Wu Qi Qiong postanowił stanowczo odeprzeć atak.

        - Nie mogę rzucić pracy, ale nadal mogę dla ciebie umrzeć.

        Yue Yue omal nie zemdlała ze złości. Jakiego trzeba mieć pecha, żeby w tak ogromnym kraju, jakim są Chiny, trafić akurat na takiego świra? Dlaczego to spotkało właśnie ją?

       - Pozwól, że coś ci powiem. Nie znajdziesz tu ani jednej cegły. Twój chory plan już nie zadziała.

        - Kto tak powiedział? Mam jedną na oku.

        Odpowiedział chłopak, a bystre oczy Yue Yue zaczęły skanować najbliższe otoczenie.

        - Niemożliwe. Sprawdziłam wszędzie.

        Wu Qi Qiong spokojnie podniósł swoją torbę, którą dziewczyna błyskawicznie przejęła. A kiedy ją otworzyła, to w środku faktycznie była cegła. Poczuła ulgę, że dzięki swojej natychmiastowej reakcji uniknęła kolejnej żenującej sytuacji.

        - Cholera jasna! Naprawdę zabrał ze sobą cegłę?! Wu Qi Qiong, jesteś szalony!

        Pomyślała wściekła, ale czuła pod skórą, że to jeszcze nie koniec.

        Chłopak rozpiął kurtkę i wyciągnął z wewnętrznej kieszeni kawałek cegły, po czym od razu walnął się nim w głowę.

         Klienci wokół nich byli oszołomieni i odrobinę przerażeni. W oczach Yue Yue zapłonął piekielny płomień wściekłości, kiedy zacisnęła zęby, wpatrując się w niego.

         - Myślisz, że mi tym zaimponujesz?

         Chłopak zakrył dłonią ranę i wstał. Jego spojrzenie było spokojne, jak gdyby nic się nie stało. Uśmiechał się jedynie z perfidną determinacją.

         - Gdybym zyskał twoje uznanie, to by znaczyło, że ten kawałek cegły został dobrze wykorzystany!

        Tym razem Wu Qi Qiong nie potrzebował niczyjej pomocy, sam udał się do kliniki.

         Było już po dziewiątej wieczorem, czyli pora, kiedy zamykano większość klinik w mieście. Zwykle Jiang Xiao Shuai zamykał zaraz po zmroku, jednak dziś drzwi były szeroko otwarte. Doktor stał w nich, a jego bystre oczy wypatrywały kogoś wśród przechodniów. W końcu na horyzoncie pojawił się jego cel.

        - Hej. Jeszcze nie zamknąłeś?

        Zapytał odrobinę zaskoczony Wu Qi Qiong. Doktor zachichotał i odpowiedział:

        - Czułem w kościach, że wrócisz.

        Chłopak poczuł się niezręcznie, a Jiang Xiao Shuai skinął na niego unosząc brodę i powiedział:

        - Co tak stoisz? Wchodź do środka!

       Po tych słowach obaj weszli do kliniki.

                                                      



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze