SCI Mystery - tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 24: Przesłuchanie

          Przez otwarte drzwi krematorium przeszedł Bai Jintang, niosąc Gongsuna okrytego jego marynarką. Nierówna grzywka doktora przysłaniała oczy, przez co ciężko było odczytać, jak się czuł.

          - Czy wszystko z nim w porządku? - Zapytał z niepokojem Zhan Zhao.

        - Nic mu nie jest. To tylko przedawkowanie środka znieczulającego. - Odparł Bai Jintang odwracając się, by spojrzeć na Chen Jinga. - Tam go macie.

         Gdy Bai Yutang zobaczył, w jakim stanie jest Chen Jing, spojrzał z wyrzutem na bliźniaków.

         - Wy dwaj, torturowaliście go?

        - Nie oskarżaj nas o coś, na co nie masz dowodu. - Odpowiedzieli równocześnie bliźniacy.

      Bai Yutang podszedł do Chen Jinga, szturchnął go i zdał sobie sprawę, że wszystkie jego stawy zostały zwichnięte. Spojrzał na bliźniaków i ryknął na nich.

        - Pamiętajcie, w jakim kraju jesteście. Pozwalacie sobie na zbyt wiele!

        Bliźniacy zerknęli na niego nieco zawstydzeni.

       - Masz jakiś dowód, że to my? Potknął się o własne nogi. - Powiedzieli jednocześnie.

      - Ci cholerni bliźniacy... - Mruknął dowódca i już podwijał rękawy, by dać im nauczkę, ale Zhan Zhao zatrzymał go w ostatniej chwili.

        - Daj spokój, najpierw zabierzmy Gongsuna do szpitala.

       - Och, Xiao Zhan, dawno się nie widzieliśmy. - Na pozbawionych wyrazu twarzach bliźniaków pojawił się uśmiech. Wyciągnęli ramiona, by przytulić Zhan Zhao i otoczyli go z dwóch stron.

       - Zhaolan, Zhaohui, widzę, że też przyjechaliście?

       - Tak! Dość długo się nie widzieliśmy, a ty Xiao Zhan stałeś się jeszcze bardziej uroczy.

     Bai Yutang błyskawicznie przyciągnął Zhan Zhao do siebie i posłał bliźniakom mordercze spojrzenie.

       - Zboczeńcy, trzymajcie się od niego z daleka! A najlepiej wracajcie z powrotem do Włoch!

       Bliźniacy triumfalnie potrząsnęli głowami.

       - Nigdzie nie wracamy.

       - Co takiego?! - Tym razem nie tylko Bai Yutang, ale także Zhan Zhao był zaskoczony.

       - A tak, tym razem wróciłem na stałe. - Wtrącił niespodziewanie Bai Jintang - Przenoszę swój biznes z powrotem do kraju.

       Zhan Zhao odciągnął dowódcę na bok i szepnął.

       - Przecież w naszym kraju handel bronią jest nielegalny. A może twój brat zamierza stanąć na czele jakiejś mafijnej organizacji?

       - W sumie... - Dowódca odezwał się drapiąc się po głowie.

       - Jutang!

       Gdy się odwrócili, zobaczyli, że Bai Jintang stoi tuż za nimi.

       - Powiedziałeś Xiao Zhao, że handluję bronią? I o co chodzi z tą mafią?

     - Eeee... jakby to ująć... - Bai Yutang zaczął się rozglądać, gdzie by tu uciec, ale bliźniacy skutecznie go zablokowali.

      - Tak cię rozpieszczałem przez te wszystkie lata. - Wyraz twarzy Bai Jintanga był coraz bardziej surowy. - A okazuje się, że ty masz mnie za jakiegoś bandziora!

      - Ach! - Krzyknął Zhan Zhao. - Z Gongsunem chyba nie jest najlepiej!

    Bai Jintang spojrzał na doktora, który cały czas był w jego ramionach i zauważył, że znieczulenie powoli słabło i mężczyzna zaczął się delikatnie poruszać.

      - Jak najszybciej jedźmy z nim do szpitala! Przedawkowanie znieczulenia może mieć poważne skutki uboczne!

       Po tych słowach Zhan Zhao momentalnie się ulotnił, ciągnąc za sobą dowódcę.

       - Chodźmy przesłuchać Chen Jinga.

       Bai Yutang był uratowany, a gdy wsiadł do samochodu, od razu przytulił doktora.

       - Kotek, jesteś najlepszy! Daj buziaka!

      - Ach! - Wściekły Zhan Zhao błysnął mu przed nosem pazurami. - Cholerna Mysz! Nigdy więcej ci nie pomogę!

      Tymczasem Bai Jintang obserwował w skupieniu, jak ta dwójka ucieka mu sprzed nosa. Z zamyślenia wyrwali go bliźniacy pytający o Gongsuna.

       - Szefie, długo jeszcze planujesz go nosić?

      Chen Jing naprawdę dostał porządny łomot. Ding Zhaolan i Ding Zhaohui jako byli najemnicy umiejętnie powykręcali mu stawy, nie powodując przy tym innych uszkodzeń ciała. Sprawili, że mężczyzna cierpiał z bólu.

       Gdy Zhan Zhao i Bai Yutang weszli do pokoju przesłuchań, zobaczyli Chen Jinga, który niemal spływał z krzesła. Wyglądał jak marionetka, od której odcięto linki.

        Bai Yutang usiadł przed nim i rzucił akta na stół.

        - Chen Jing, Sfałszowałeś te wszystkie przypadki?

      Chen Jing ani drgnął i kompletnie nie zareagował na zadane pytanie. Patrząc na niego dowódca zmarszczył brwi, bo naprawdę nie mógł znieść, gdy ktoś wyglądał, jakby chciał umrzeć. Odwrócił się do Zhan Zhao i posłał mu spojrzenie, które oznaczało: „Ty to zrób".

       Doktor zgodził się i skinął głową. Przez chwilę patrzył na Chen Jinga, a potem odezwał się spokojnym głosem.

        - Wstrzyknąłeś Gongsunowi za dużo środka znieczulającego.

       Chen Jing lekko drgnął.

       - Przez pewien czas może być hospitalizowany. - Dodał szybko doktor. - Ma też złamany lewy nadgarstek.

       Chen Jing podniósł głowę i zapytał ochrypłym głosem.

       - Czy... czy on mnie nienawidzi?

       Zhan Zhao pokiwał głową i zapytał.

       - Chciałeś się razem z nim spalić w krematorium, prawda?

      Chen Jing przytaknął.

      - Ja... ja po prostu chciałem z nim być...

     - Czy to dlatego podałeś mu tak dużo środka znieczulającego? Nie chciałeś, żeby cierpiał podczas spalenia?

       - Tak... - Chen Jing powiedział ledwo słyszalnym szeptem i ponownie skinął głową.

       - Ale Gongsun o tym nie wie. - Kontynuował Zhan Zhao. - Nie wie, ile dla niego zrobiłeś.

       Chen Jing potrząsnął głową i wymamrotał.

       - Nigdy go to nie obchodziło.

       - To nieprawda! - Krzyknął doktor, widząc iskierkę nadziei w oczach Chen Jinga - To nie tak, że go to nie obchodziło, po prostu nie powiedziałeś mu o tym.

        - Ja... - Zaczął Chen Jing łamiącym się głosem, a Zhan Zhao nie zważając na to, mówił dalej.

      - Musisz wiedzieć, że twoje uczucia do Gongsuna to nic złego. Zły jest sposób, w jaki je okazywałeś. Opowiedz nam wszystko, a ja przekażę to Gongsunowi.

        Chen Jing patrzył tępo na siedzącego przed nim doktora.

        - Jeśli powiem prawdę, to czy on mi wybaczy?

        Bai Yutang słuchał go, stojąc z boku i szczerze mu współczuł.

        - Chciałbyś się z nim zobaczyć?

        - Co? - Chen Jing uniósł głowę ze zdziwienia. - Zobaczyć się z nim?

        Bai Yutang potrząsnął głową i powiedział.

        - Jeśli powiesz nam prawdę i jeśli Gongsun ci wybaczy, to może przyjdzie cię odwiedzić.

     - Powiem, powiem o wszystkim. - Chen Jing pospiesznie przytaknął. - Zapytajcie mnie o cokolwiek, a odpowiem na każde pytanie.

      Zhan Zhao i Bai Yutang wymienili między sobą spojrzenia, po czym dowódca wyjął pióro i kartkę, by zapisać zeznania.

      - Od jak dawna znasz Gongsuna?

      - Od ośmiu... tak, od ośmiu lat.

     - Studiowaliście razem? - Zapytał Zhan Zhao, przeglądając akta Chen Jinga. - Byłeś dwa roczniki wyżej?

       - Tak. - Mężczyzna skinął głową. - Pierwszy raz zobaczyłem go podczas spotkania na uczelni.

       - Od kiedy go lubisz?

       - Od chwili, gdy zobaczyłem go po raz pierwszy.

       - Od jak dawna go szpiegujesz?

       - Jakoś... od roku.

       Zhan Zhao przytaknął i od razu zadał pytanie.

       - Wysyłałeś mu kwiaty i dzwoniłeś do niego?

       - Tak.

       - Dlaczego zdecydowałeś się na to dopiero rok temu?

       - By... by w końcu stawić czoło moim uczuciom.

       Bai Yutang zmarszczył brwi i spojrzał na Zhan Zhao.

       - Aby stawić czoła swoim uczuciom?

       Doktor przez chwilę się zamyślił, po czym zapytał.

       - Sam na to wpadłeś, czy ktoś ci to zasugerował?

       - To rada, której udzielił mi lekarz.

       - Lekarz? - Dowódca żywo zainteresował się tą kwestią. - Jaki lekarz?

       Chen Jing odpowiedział głęboko wzdychając.

      - W przeszłości byłem zadowolony, gdy tylko mogłem go zobaczyć choćby z daleka. Ale z czasem myślałem o nim coraz częściej i coraz bardziej go pragnąłem. I to uczucie... kiedy rozmawiał z innymi ludźmi, uśmiechał się do nich... Miałem ochotę ich wszystkich zamordować. Zacząłem się zastanawiać, co by było, gdyby on był mój, tylko mój. Wtedy pomyślałem, że jestem jakiś nienormalny.

      Bai Yutang ukradkiem zerknął na Zhan Zhao, który uważnie słuchał słów mężczyzny. Dowódca zaśmiał się w duchu gorzkim śmiechem, bo doskonale rozumiał uczucia Chen Jinga.

      - Pomyślałeś, że coś z tobą jest nie tak, więc poszedłeś do lekarza? - Podpowiedział Zhan Zhao.

      - Tak, stwierdziłem, że jeśli tak dalej będzie, to sprawy wymkną się spod kontroli. Dlatego zwróciłem się o pomoc do psychiatry. - Przerwał na chwilę Chen Jing, po czym dodał. - I wtedy on poradził mi, abym zmierzył się ze swoimi uczuciami.

       - Sugerował, żebyś szpiegował Gongsuna i wysyłał mu kwiaty? - Wtrącił nieco zbulwersowany dowódca. - Co to za psychiatra? Jak się nazywa?

       Chen Jing szybko potrząsnął głową.

      - Jestem urzędnikiem państwowym i wiecie, że moja profesja ma dość delikatny charakter. Naprawdę nie chciałem stwarzać Gongsunowi żadnych problemów, dlatego szukałem prywatnej kliniki.

       - Czyli poszedłeś do kliniki bez licencji?

       Chen Jing przytaknął.

      - W sumie to nawet nie była klinika, tylko jeden mały pokój. Ale psychiatra był naprawdę dobry. Po każdej sesji z nim czułem się znacznie lepiej.

       - Jak on się nazywa? - Zapytał Bai Yutang.

      - Ja... nie wiem. Poprosił mnie, żebym mówił do niego „doktorze". Powiedział mi też, żebym się nie martwił, że jest uznanym w kraju profesorem psychologii. Mówił, że współpracuje z rządem, dlatego nie może oficjalnie prowadzić prywatnej praktyki. Prosił o zachowanie dyskrecji i nigdy nie powiedział, jak się nazywa.

      - Jak wygląda ten lekarz?

       - Hmm... Starszy mężczyzna w okularach. Wyglądał jak typowy naukowiec.

      Bai Yutang wyjął z teczki dwa zdjęcia, którym Chen Jing przyjrzał się dokładnie, po czym wskazał zdjęcie profesora Xu i powiedział:

       - To chyba on.

       - Chyba?

       - Tamten pokój był kiepsko oświetlony, dlatego nie przyjrzałem mu się dokładnie. Ale myślę, że to on. Chociaż tego mężczyznę też kiedyś widziałem. - Powiedział Chen Jing, wskazując na zdjęcie dr Zhanga.

       - Gdzie go widziałeś? - Zapytał odrobinę zaskoczony Zhan Zhao.

       - Widziałem go przy wejściu, kiedy wychodziłem po zakończeniu wizyty.

       Bai Yutang postanowił zadać kolejne pytanie.

       - Dlaczego sfabrykowałeś sprawy mordercy numerycznego?

       Chen Jing zawahał się, zanim odpowiedział.

       - Posłuchałem rady psychiatry i zacząłem szpiegować Gongsuna, wtedy zacząłem wysyłać mu kwiaty. Na początku czułem się naprawdę szczęśliwy i zadowolony, ale potem powoli...

        - To przestało ci wystarczać? - Dokończył dowódca.

       - Tak. - Chen Jing skinął głową. - Lekarz powiedział, że moje uczucia to nic złego i z czasem znajdę nawet sposób, by Gongsun mnie zaakceptował.

       - A tym sposobem było stworzenie sprawy seryjnego mordercy?

      - To dlatego, że Gongsun jest zwykle obojętny wobec wszystkich wokół niego i interesuje się wyłącznie swoją pracą. Pomyślałem, że jego praca będzie moim punktem zaczepienia. - Mówił Chen Jing. - I tak jak się spodziewałem, kiedy Gongsun usłyszał o sprawie, naprawdę się nią zainteresował i sam chciał się ze mną spotkać... Pierwszy raz tak dużo ze mną rozmawiał.

       - Dlaczego zabiłeś Wu Hao?

       To pytanie najwyraźniej zdenerwowało Chen Jinga.

      - Nie sądziłem, że Gongsun przekaże wam sprawę i zaczniecie dochodzenie. Bałem się, że wszystko wyjdzie na jaw.

       - Kto ci powiedział o liczbach?

       - Psychiatra.

       Bai Yutang zaśmiał się, bo uznał, że to kompletny absurd.

       - Nie wydało ci się to dziwne, że wiedział o tych liczbach?

       Chen Jing zawahał się, zanim odpowiedział:

       - Mówił, że to były tylko nieudane eksperymenty.

        - Jak dostałeś się do więzienia?

       - Lekarz mnie tam zabrał. Powiedział, że jest tam jedynym z oficjalnych psychologów i dał mi bezpośredni dostęp do więziennej izby chorych.

       Bai Yutang spojrzał na Zhana Zhao i powiedział:

       - Nic dziwnego, że żaden ze strażników się nie zorientował.

      Doktor przytaknął i dodał.

      - Profesor Xu jest rzeczywiście oficjalnym psychologiem więziennym, a jego uprawnienia są naprawdę wysokie.

      - To prawda. - Przytaknął dowódca. - Mógł zdiagnozować dwadzieścia lat temu u Zhan Jue chorobę psychiczną.

      Zhan Zhao zaczął się zastanawiać.

      - A może przeprowadzał jakieś eksperymenty?

     - To bardzo możliwe, biorąc pod uwagę, że on przed chwilą coś wspomniał o tych nieudanych.

     Po tych słowach Bai Yutang wstał i wręczył Chen Jingowi długopis i kartkę.

     - Zapisz adres kliniki.

     Również Zhan Zhao wstał i zapytał.

      - Zamierzasz go aresztować?

      Dowódca potrząsnął głową.

    - Nie, nie mamy wystarczających dowodów. A jak widać, staruszek jest ekspertem i jest niezawodny w tym, co robi.

      - To prawda. - Zgodził się z nim doktor. - I jeśli będzie w stanie udowodnić, że Chen Jing jest chory psychicznie, to może nawet nie zostać ukarany.

      Bai Yutang podniósł kartkę z adresem i wyszedł z pokoju przesłuchań.

      - Gdzie idziesz? - Zhan Zhao szybko pobiegł za nim.

      - Eee... Kotek, nagle przypomniałem sobie, że mam coś do załatwienia.

    - Chcesz sam jechać do kliniki, tak? - Zhan Zhao pociągnął go za rękaw i oświadczył stanowczym tonem. - Idę z tobą.

      Na co dowódca odpowiedział, głęboko wzdychając.

      - A jeśli coś się stanie? Bądź grzeczny i zaczekaj tutaj.

      Zhan Zhao przewrócił oczami i nie odpuszczał.

      - Mamy umowę. Musisz mnie zabrać ze sobą!

      - To jest niebezpieczne!

      - Sam powiedziałeś, że nie powinienem odstępować cię choćby na krok, a teraz chcesz mnie tu zostawić i sam iść do tej kliniki.

       - To dla twojego dobra! Dlaczego zachowujesz się tak nierozsądnie?

       - W porządku. - Zhan Zhao kiwnął głową. - Pójdę porozmawiać z komisarzem Bao.

       - I o czym chcesz z nim rozmawiać? - Zapytał dowódca, zatrzymując Zhan Zhao.

       - Powiem mu, że działasz na własną rękę!

       - Hej, no nie... to nie w porządku. Cholera jasna, niech ci będzie. Zadowolony?

      - Hehe. - Wyjątkowo zadowolony z siebie kot wyszedł z komisariatu za totalnie zdołowaną myszą.

                                                     


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze