SCI Mystery, tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 13: Tragedia

 Po długim, namiętnym pocałunku Bai Yutang uwolnił usta Zhan Zhao, którego mózg aktualnie uległ dość poważnemu zwarciu. Naprzeciwko nich profesor Xu trzymał się za klatkę piersiową, ledwo stojąc na nogach, a zaniepokojony doktor Zhang pospiesznie wyjął lekarstwo z kieszeni profesora i podał mu je.

           - Profesorze, zabiorę pana do ambulatorium, musi pan odpocząć. - Mówiąc to, skinął głową w kierunku Zhan Zhao i Bai Yutanga, po czym odszedł trzymając pod ramię profesora Xu.

        Bai Yutang obserwował tych dwóch oddalających się mężczyzn, a cały gniew jaki czuł, momentalnie wyparował. Jednak wyczuł, że dziwna, mordercza atmosfera nadal unosi się w powietrzu. Czując podmuch wiatru z tyłu głowy, dowódca instynktownie pochylił się i zobaczył, jak notatki z wykładów i kilka książek przelatuje mu nad głową. Gdy już zrozumiał, w jakim znalazł się niebezpieczeństwie, poczuł kolejny podmuch tuż przy swojej twarzy, wystawił rękę i chwycił pięść Zhan Zhao.

          - Ko... kotuś?

         Doktor cały się trząsł ze złości. Jedną jego rękę mocno ściskał Bai Yutang, ale drugą wycierał sobie usta z wyjątkową zawziętością i mówił przez zaciśnięte zęby:

        - Baaai... Yuu...tang!

      Dowódca miał przed sobą wściekłego kocura, który za wszelką cenę chciał mu zrobić krzywdę, dlatego poczuł niepokój i podświadomie przełknął ślinę.

         - Uspokój się... Próbowałem tylko pomóc...

        - Taaa, jasne... ty...! - Zhan Zhao kipiał ze złości, kompletnie zapomniał, że jest kulturalnym i zrównoważonym intelektualistą.

        - Zabiję cię! Uwolnię świat od twojej osoby!

       Bai Yutang natychmiast odskoczył w bok, gdy doktor zrobił zamach nogą, chcąc go kopnąć.

       - Kotek, chcesz, by ród Bai wymarł?

       Na jego nieszczęście, jedyną rzeczą, której chciał Zhan Zhao, było obdarcie drania ze skóry. - O to się nie martw! Masz jeszcze brata!

     Kiedy to powiedział, rzucił się z kolejnym ciosem na dowódcę. Niestety, doktor nauczył się zaledwie kilku technik walki i to od Bai Yutanga, kiedy ten miał wolną chwilę, dlatego raczej nie miał szans go trafić.

     Widząc, jak mysz unika wszystkich jego ataków, jego gniew tylko rósł, a uczucie frustracji nakręcało go jeszcze mocniej. Zhan Zhao nagle przypomniał sobie o Remingtonie, którego miał w kieszeni, dlatego uspokoił się i rozluźnił pięści. Dowódca poczuł ulgę myśląc, że Zhan Zhao odpuścił. Już miał powiedzieć kilka słów, by jeszcze bardziej go udobruchać, gdy zobaczył, jak doktor uśmiecha się do niego upiornie, po czym sięga do kieszeni garnituru. A w kieszeni miał...

      Bai Yutang zbladł i szybko zrobił duży krok w przód, by objąć doktora i uniemożliwić mu wyjęcie broni. Zhan Zhao trzymał już pistolet w dłoni, ale będąc zakleszczonym przez Bai Yutanga, nie mógł wyciągnąć ręki z kieszeni. W przypływie złości kopnął dowódcę w piszczel.

        - Puszczaj mnie! W pistolecie jest 7 kul, a w kieszeni mam drugie tyle!

       - Po co ci tyle naboi? Idziesz na wojnę? - Bai Yutang podniósł go i zataszczył na korytarz, z dala od zatłoczonego holu.

       - Wykorzystam je wszystkie na tobie! Zrobię z ciebie sito! - Odpowiedział doktor szarpiąc się rozpaczliwie.

       - Naprawdę? To był tylko pocałunek... Jeśli czujesz się wykorzystany, to zawsze możesz mi go oddać.

        Te słowa tylko dolały oliwy do ognia.

      - Kto chciałby cię całować... Ty dupku! Nigdy więcej nie waż się przychodzić ze mną na zajęcia! To koniec!

        - Przecież pomogłem ci się odegrać?!

        - Tak sobie wmawiaj! Przestań mnie wk...

        - Jest jeszcze jeden powód!

        - Jaki powód?

        - Nie mogę ci teraz powiedzieć.

        - Dlaczego nie?

        - Tak czy inaczej, jest powód!

        - W tej chwili mów!

        - Oddaj mi pistolet.

        - Najpierw powiedz!

        - Najpierw broń!

        - Powiedz!

        - Pistolet!

        - Nie! Jeśli cię nie zabiję, moja nienawiść do ciebie nigdy nie zniknie!

        - Kotek! Działania pod wpływem impulsu nie są za dobre.

        - A co? Tylko ty możesz być impulsywny, a ja już nie?!

        - Zabójstwo jest karalne!

        - Pozbywam się pasożyta!

        - Czyli zmieniłem się z myszy w pasożyta?

        - Nie zasługujesz, żeby być ssakiem!

      Gdy ta niekończąca się kłótnia trwała, coś nagle spadło z góry i wylądowało na ziemi z przytłumionym łupnięciem. Nagle obaj stanęli jak wryci, kompletnie zapominając o swojej kłótni.

        - Czy ja dobrze widziałem? - Zapytał Bai Yutang, patrząc na Zhan Zhao. Doktor pokręcił głową z niedowierzaniem. Na zewnątrz rozległy się krzyki przerażenia. Wybiegli z budynku tak szybko, jak mogli. Choć tylko przez ułamek sekundy, to wyraźnie widzieli, że to był człowiek. Gdy wyszli na zewnątrz, zobaczyli ciało leżące na placu przed budynkiem. Siła uderzenia była dość mocna, ale nadal mogli zidentyfikować ofiarę. To był Li Feifan. Student, którego spotkali przy bramie.

        Widok zwłok osób nieznanych nie robił takiego wrażenia, jak martwe ciało kogoś, kogo się znało. Kiedy Zhan Zhao zobaczył, że ofiara jest jego studentem, nie mógł w to uwierzyć, słowa uwięzły mu w gardle. Bai Yutang złapał ochroniarza i policjantów, którzy przybiegli na miejsce zdarzenia i poprosił ich o zabezpieczenie terenu, po czym spojrzał na dach budynku.

       Budynek Wydziału Psychologii miał ponad 10 kondygnacji. Jednak były pilot z sokolim wzrokiem od razu zobaczył, że barierki ochronne znajdujące się na dachu zwisają luźno. Po chwili odwrócił się i wbiegł do budynku. Nie zawracał sobie głowy czekaniem na windę i po prostu biegł po schodach, przeskakując po 2-3 stopnie na raz, aż do samej góry. Drzwi na dach były zamknięte od zewnątrz. Bai Yutang wyciągnął broń i jednym kopnięciem otworzył metalowe drzwi. Następnie ostrożnie się przez nie prześlizgnął. Wieloletnia służba w wojsku wyostrzyła mu zmysły i kiedy wszedł na dach, instynktownie poczuł, że w pobliżu nikogo nie ma. Po zbadaniu terenu tylko potwierdził swoje przypuszczenia. Odłożył broń i podszedł do połamanego ogrodzenia, żeby je sprawdzić.

       Pęknięcie na barierkach było równe i gładkie... czyli było dziełem człowieka! Co oznaczało, że śmierć Li Feifana nie była ani samobójstwem, ani nieszczęśliwym wypadkiem. Został zamordowany. Najprawdopodobniej to właśnie on zamknął drzwi, ale dlaczego w ogóle wszedł na dach, zamiast iść na zajęcia?

       Kiedy jego myśli szalały, zobaczył Zhan Zhao podchodzącego do ciała i podnoszącego przez chusteczkę telefon, który ofiara trzymała w zaciśniętej dłoni. Mimo, że doktor znajdował się daleko, Bai Yutang mógł wyczuć jego niepokój. Szybko wyciągnął telefon komórkowy, aby zadzwonić do Gongsuna. Poprosił go, aby przyjechał tu natychmiast z kilkoma innymi członkami zespołu, po czym zbiegł z powrotem po schodach.

       Zhan Zhao siedział przy kwietniku niedaleko ciała, w zamyśleniu spoglądając na telefon komórkowy ofiary. Dowódca podszedł do niego:

        - Jak się trzymasz?

        Zhan Zhao podał mu telefon. Spoglądając na ekran Bai Yutang zobaczył na nim trzy cyfry: 1, 3 i 5, a na tapecie zdjęcie Zhan Zhao. Zdjęcie zostało zrobione z ukrycia. Był na nim doktor, który właśnie wysiada z samochodu z promiennym uśmiechem na ustach.

      Bai Yutang zobaczył, jak Zhan Zhao zaciska usta, a oczy ma pełne żalu i zakłopotania. Wyciągnął rękę, by go przytulić, a potem pozwolił mu oprzeć się o siebie. Poklepał go delikatnie po plecach i wyszeptał słowa pocieszenia:

        - W porządku, kotek! Będzie dobrze!



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze