SCI Mystery, tom 1 [PL] - Morderca numeryczny / Rozdział 9: Zasadzka

 


Zhan Zhao i Bai Yutang wyszli z więzienia o 22:20. Dowódca odetchnął głęboko i powiedział:

          - Jak myślisz, kotek? Można im ufać?

          Doktor w odpowiedzi wzruszył ramionami, a po chwili dodał:

         - Obaj mają dość poważne zaburzenia urojeniowe, ale nie mieli szansy się zmówić, dlatego możemy przyjąć, że ich zeznania są wiarygodne.

         - To znaczy, że mordercą jest jakiś facet przebrany za lekarza? - Zapytał Bai Yutang, po czym krzyknął wściekły. - Co za beznadziejne więzienie! Że też nie ma tu ani jednej kamery monitorującej korytarz! Nie musielibyśmy się aż tak wysilać!

         - Zauważ, że morderca jest bardzo przebiegły. Wokół było tylu strażników, ale żaden go nie zauważył... - Zhan Zhao potarł brwi i kontynuował. - Jutro musimy się nad tym zastanowić, gdy już będziemy mieć pełen raport z autopsji od Gongsuna.

        Rozmawiali idąc do samochodu, który był zaparkowany na poboczu drogi. Kiedy weszli na ulicę, Bai Yutang zobaczył kątem oka dość szybko zbliżające się w ich kierunku świetliste punkty, które niespodziewanie wyłoniły się z ciemności...

        - Kocie!

    Zanim dowódca zdał sobie sprawę, że to samochód pędzący na nich z maksymalną prędkością, rzucił się na Zhan Zhao i obejmując go mocno, zepchnął z ulicy. Obaj z impetem wylądowali na ziemi i przetoczyli się po poboczu. Kiedy dowódca ponownie podniósł głowę, samochód, który tak nagle się pojawił i omal ich nie rozjechał, równie szybko rozpłynął się w ciemności. Chociaż wszystko wydarzyło się niemalże w okamgnieniu, Bai Yutang zauważył, że była to ta sama czarna Honda, która śledziła ich po południu.

        - Wszystko w porządku, kotku? - Zanim zaczął analizować to, co się właśnie stało, sprawdził, czy Zhan Zhao, który nadal był w jego objęciach, jest cały i zdrowy.

       - Nic mi nie jest. - Powiedział doktor, gdy Bai Yutang pomagał mu stanąć na nogi. Dowódca jednak zauważył, że dłonie Zhan Zhao były dość mocno otarte.

       - A co z tobą? - Zapytał doktor, mierząc wzrokiem stojącego obok mężczyznę, który zaczął strzepywać kurz ze swojego ubrania, a po chwili wyciągnął do niego ręce, aby pokazać, że nic mu nie jest.

      Następnie dowódca chwycił dłonie Zhan Zhao i przyciągnął je do siebie, aby przyjrzeć się bliżej ranom. Kiedy zauważył na wierzchu dłoni dość rozległe i poważnie zadrapana, zmarszczył brwi:

       - Jedziemy do szpitala.

      - Nie ma potrzeby. To tylko niewielkie otarcia... - Zhan Zhao zmarszczył nos w odmowie i potrząsnął głową.

       - Nie dyskutuj! - Oświadczył Bai Yutang, ciągnąc go za sobą do auta.

      W szpitalu wszystkie rany i zadrapania zostały opatrzone, a gdy wrócili do domu, zbliżała się północ. Doktor siedział na kanapie w swoim salonie i milczał... W końcu nie mógł już dłużej się powstrzymywać i wrzasnął. - Po co przyszedłeś do mojego mieszkania?

     Bai Yutang siedział naprzeciwko niego, nieśpiesznie żując jabłko i jakby od niechcenia przeglądał gazetę:

       - Żeby cię chronić.

      - Co takiego? -Zhan Zhao wstał i wyrwał mu jabłko z ręki, po czym podjął próbę wypchnięcia go za drzwi. - Kto potrzebuje twojej ochrony! Wracaj do siebie, chcę iść spać!
Dowódca chwycił się sofy, bo nie zamierzał się stąd ruszać.

       - Hej! Robię to dla twojego dobra! A co, jeśli jakiś psychol cię śledzi? Taki mól książkowy jak ty zostanie zamordowany, zanim zdąży wezwać pomoc! W zasadzie twoja śmierć nie byłaby tu największym problemem. Sęk w tym, że nasze matki będą mnie za to obwiniać i obedrą mnie żywcem ze skóry!

     -Ty...!!! - Doktor zmarszczył nos ze złości. - Skąd pewność, że akurat mnie ktoś śledzi? To przecież ty jesteś aroganckim dupkiem. Może obraziłeś jakiegoś szefa mafii i teraz chcą cię sprzątnąć? Wynocha z mojego domu! Nie ściągaj mi na głowę swoich problemów!

      Jeden ciągnął z całych sił, podczas gdy drugi kurczowo trzymał się sofy... Szarpali się prawie do północy, aż w końcu Zhan Zhao się poddał. Jakby nie patrzeć, był naukowcem, a Bai Yutang byłym żołnierzem. Okazało się, że pióro jednak nie jest silniejsze od miecza.

       Runda 1, całkowita porażka kota!

       - Kotek, pożycz mi piżamę. Chcę tę z Doraemonem, nie dawaj mi tej z Hello Kitty.

       - Bądź cierpliwy...

       - Kotek, jestem cholernie głodny, masz jakiś makaron instant?

       - Bądź cierpliwy, pamiętaj, bądź cierpliwy...

       - Przechowujesz w lodówce zwłoki? Co tu tak pusto i czysto?

       - Cierpliwi zostaną nagrodzeni...

       - Kotek, masz jakieś filmy? Może obejrzymy horror...

       - Co za utrapienie!

      Zhan Zhao, który próbował przygotować się do jutrzejszych zajęć, w końcu eksplodował. Chwycił poduszkę i rzucił ją w Bai Yutanga:

      - Do diabła! Wracaj do siebie! Chcesz oglądać horror w środku nocy, jesteś porąbanym psycholem!

       Minęło kolejne pół godziny, zanim walka na poduszki się skończyła. Wściekły Zhan Zhao prychnął i ruszył w kierunku łazienki, chwytając po drodze piżamę z Doraemonem. Spojrzał przez ramię na Bai Yutanga, który nadal leżał na sofie zakopany pod stosem poduszek i powiedział:

        - Pierwszy idę pod prysznic! Pamiętaj, ostatni sprząta łazienkę!

       Runda 2 dla kota!

      Było około drugiej w nocy, kiedy Bai Yutang wziął prysznic i posprzątał łazienkę, z której wyszedł ubrany w piżamę Hello Kitty. Światło w salonie wciąż było zapalone, a Zhan Zhao leżał rozwalony na sofie z papierami w dłoni i spał w najlepsze. Bai Yutang podszedł do niego na paluszkach i wyjął dokumenty z jego ręki. Doktor spał głębokim snem, a jego oddech był płytki i miarowy. Parząc tak na niego, dowódca cichutko westchnął. To był jeden z tych jakże rzadkich momentów, kiedy kot był potulny i tak jakby grzeczny. Wyciągnął ku niemu ręce, jedną oplótł jego ramiona, a drugą włożył mu pod kolana, po czym delikatnie go podniósł. Następnie z wielkim wysiłkiem zaniósł go do sypialni wymyślając mu w duchu.

       - Ten głupi kot, ile on waży? Wygląda na taką chudzinkę, a jest ciężki jak cholera!

     Mimo wysiłku wszedł do sypialni stabilnym krokiem, położył mężczyznę na łóżku, zgasił światło i po chwili sam położył się obok niego.

     Pięć minut później rozległo się głośne łupnięcie. To Bai Yutang spadł z łóżka po kocim kopniaku. Oj, to go rozwścieczyło i momentalnie zerwał się na równe nogi. Właśnie miał zapalić lampkę nocną i rozpocząć kolejną rundę walki z kocurem, ale... Zhan Zhao mocno wtulony w poduszkę był pogrążony w błogim śnie. Wyglądał przeuroczo, jednak podczas snu miał okropny nawyk, zdarzało mu się mamrotać.

      - Głupia mysz... hmm...

      Runda 3, kot znowu górą...

      Bai Yutang również przytulił poduszkę, bo miał ochotę się rozpłakać, a co gorsza nie miał pojęcia dlaczego...  



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze