Counterattack [PL] - Rozdział 62: Uszczypnij mnie

 




       
      Wieczorem, po wyjściu Chi Chenga, Wu Suo Wei wrócił do kliniki. Jiang Xiao Shuai właśnie się spakował i już miał iść do domu. Zdziwił się widząc chłopaka, odłożył torbę i zapytał.

      - Już dość wypocząłeś?

      Chłopak wymamrotał pod nosem.

      - A jak myślisz?

     Doktor był naprawdę zaskoczony. Kiedy dziś po południu przyszedł Chi Cheng i zapytał o miejsce pobytu Wu Suo Weia, Jiang Xiao Shuai martwił się, że ten przerażający facet narobi chłopakowi problemów, przez co biedak jeszcze bardziej się zestresuje i możliwe, że już nigdy nie wróci do kliniki. A tu proszę, Wu Suo Wei pojawia się jeszcze tego samego dnia, odmieniony, wypoczęty i jakby szczęśliwszy. Wytrwałość jego ucznia była godna podziwu!

     - Gdzie moje cukrowe figurki? - Krzyknął Wu Suo Wei ze swojego pokoju.

     Doktor opowiedział, co się wydarzyło.

     - Pan osiłek je zabrał.

     - A po co mu one? - Zapytał zaniepokojony chłopak.

     Jiang Xiao Shuai spodziewał się tego pytania, dlatego błyskawicznie odpowiedział.

     - Ostrzegałem go, żeby ich nie brał. Powiedziałem, że na pewno się wściekniesz, kiedy odkryjesz, że ich nie ma. Jednak mało go to obeszło.

     Chłopak wyjął telefon kipiąc ze złości.

     - Dlaczego zabrałeś moje cukrowe figurki?

    Po drugiej stronie Chi Cheng jadł właśnie ogórka głośno chrupiąc, dlatego nic nie odpowiedział. Tylko się nie udław! Pomyślał Wo Suo Wei, po czym ponownie usłyszał odgłos chrupania, był tak wściekły, że natychmiast chciał się rozłączyć, ale niespodziewanie Chi Cheng się odezwał.

    - Mówiłem ci już, że mojej dziewczynie spodobała się cukrowa figurka, którą ostatnio wydmuchałeś. Wziąłem je, żeby mogła sobie którąś wybrać.

    Wu Suo Wei omal nie eksplodował i brutalnie nacisnął przycisk kończący rozmowę. Dobre wrażenie, jakie Chi Cheng na nim zrobił, przepadło w sekundę. Chłopak walnął pięścią w stół i krzyknął.

    - Shuai, pożycz mi jakieś ciuchy, im bardziej stylowe, tym lepiej. Sprawię, że jutro oszaleje na moim punkcie. Nie nazywam się Wu Suo Wei, jeśli on nie wpadnie w moje sidła.

    Następnego dnia chłopak odstawił się i wyszedł z kliniki. Ubrał czapkę z daszkiem, luźną koszulkę, dresowe haremki, zabrał ze sobą też piłkę do kosza i ruszył na boisko przy komisariacie.

    Jego pośladki falowały przy każdym skoku, a silne biodra wyginały się rytmicznie, każdy jego ruch miał na celu przyciągnąć uwagę pewnego mężczyzny znajdującego się w budynku drogówki.

    Kiedy Chi Cheng wyszedł z pracy, chłopak właśnie wisiał na obręczy, jego luźne spodnie lekko się zsunęły, odsłaniając nieco brzucha i podkreślając smukłą talię.

    Wu Suo Wei zauważył, że mężczyzna się do niego zbliża i chciał w pięknym stylu zeskoczyć na boisko, niestety nie zdążył. Chi Cheng objął go swymi silnymi ramionami w pasie i mocno trzymał. A gdy chłopak puścił się kosza, jego środek ciężkości został zaburzony i poleciał w dół. Ostatecznie wylądował do góry nogami.

    - Postaw mnie!

    Chociaż krzyczał i się miotał, w duchu był bardzo z siebie zadowolony. No proszę, jak ładnie dałeś się nabrać. Nie jesteś w stanie mi się oprzeć, co? Gdy tak sobie gratulował w myślach, nagle poczuł ostry ból, gdy jego jądra zostały uszczypnięte. Zezłościł się i zaczął bić Chi Chenga po łydkach.

    Mężczyzna ani drgnął, nawet pod gradem ciosów trzymał chłopaka mocno i stabilnie, spoglądając na niego z pogardą.

     - Ubrałeś się tak, bo liczyłeś, że to zrobię, co?

    Po tych słowach ponownie uszczypnął go w jaja. Wu Suo Wei był tak zły, że nie był w stanie nawet krzyczeć. Jedynie warknął i uderzył go głową w kolana. Chłopak czuł się źle, że gra tak nieczysto, zwłaszcza, że Chi Cheng grzecznie go ostrzegał, by tego nie robił, ale on jak zawsze nie posłuchał.

    - Spróbuj to powtórzyć! - Po tych słowach Chi Cheng jeszcze mocniej go uszczypnął, a w odwecie chłopak walnął go z całej siły głową.

    - Znowu mnie uderzyłeś! - Powiedział mężczyzna, a jego złość rosła z sekundy na sekundę. Nigdy nie spotkał kogoś tak upartego.

    Wu Suo Wei był zlany potem, bolało go krocze, ale za nic nie chciał się poddać. Chi Cheng planował ponownie go uszczypnąć, ale kiedy zobaczył, że w oczach chłopaka pojawiły się łzy, jego serce momentalnie zmiękło. Żadna inna osoba nie wywoływała w nim takich uczuć, dlatego rozluźnił chwyt i powoli pomógł chłopakowi stanąć na nogi.

    - Chodź, zobaczę, czy zagoiła się skóra na twojej głowie. - Powiedział Chi Cheng i wyciągnął rękę, by go dotknąć.

    Twarz Wu Suo Weia pociemniała, podniósł swoją torbę i już miał odejść, kiedy Chi Cheng objął go mocno i zamknął w swych ramionach.

    - Dlaczego jesteś taki uparty? - Głęboki męski głos wybrzmiał w uchu Wu Suo Weia. - Przecież ostrzegałem cię ostatnim razem. Mówiłem, żebyś nie robił z głowy tarana!

    Chłopak nic nie odpowiedział, a każdy mięsień na jego twarzy był napięty do granic możliwości. Chi Cheng otworzył torbę Wu Suo Weia i zaczął w niej grzebać. Wyciągnął słoik suszonego twarogu z fasoli, zrobionego własnoręcznie przez panią Wu.

    - Znowu masz dla mnie suszoną fasolę? – Zapytał.

    Chłopak odburknął ponuro.

    - Kto powiedział, że to dla ciebie? Oddawaj.

    Mężczyzna zarzucił torbę z powrotem na ramię Wu Suo Weia i zszedł z boiska ze słoikiem w dłoni. Przykucnął pod drzewem i odkręcił wieczko, żeby zjeść zawartość słoika. Od czasu do czasu spoglądał swoim ostrym jak brzytwa wzrokiem w stronę chłopaka.

    - Zamierzasz tam tak stać?

    Wu Suo Wei bał się zrobić choćby krok w jego stronę, ale zmusił się do tego i ruszył z miejsca, powłócząc nogami po piaszczystej ziemi.


***

       A tu nadal pokaz końskich zalotów. Chyba chłopaki lubią ten sport ;)



Poprzedni 👈             👉 Następny 




Komentarze

Prześlij komentarz