Counterattack [PL] - Rozdział 99: Tragiczny koniec

 


    Wu Suo Wei miał wrażenie, jakby wpadł do wnętrza lodowca, który szczelnie otoczył całe jego ciało. Nie mógł się ruszyć i było mu przeraźliwie zimno. Wąż zaciskał się coraz mocniej na jego klatce piersiowej i blokował mu oddech. Wu Suo Wei czuł się całkowicie przytłoczony, a obraz przed jego oczami robił się zamazany. Usłyszał dźwięk zbliżających się kroków, jego dłonie kurczowo próbowały za coś chwycić, ale nie mógł niczego znaleźć.

    Chi Cheng podbiegł bliżej i zobaczył, jak jego piękny żółty pyton zatapia swoje kły w szyi chłopaka, który powoli tracił przytomność. Chi Cheng kochał węże i nigdy nie usuwał im kłów ani jadu. Teraz patrzył, jak ostre niczym brzytwa kły pytona wbiły się w szyję Wu Suo Weia. Zobaczył strużki krwi, która spływała na ziemię.

    - Żółty Smoku, puść. - Chwycił węża za brzuch, starając się go odciągnąć i bez przerwy wydawał mu polecenia, próbując swoim głosem na niego wpłynąć.

    Niestety pyton zbyt dużo czasu spędził z dala od swojego pana i jego głos już na niego nie działał. Od ponad pół roku był przetrzymywany w makabrycznie złych warunkach i zaczął atakować wszystko, co żyje i znajduje się w zasięgu jego wzroku.

    Wu Suo Wei ledwie przełknął ślinę z krwią, której część wypłynęła z jego ust. Chi Cheng czuł, jakby ktoś rozrywał mu serce na milion kawałków. Niestety chwile desperacji wymagają desperackich środków. Chwycił węża poniżej jego szczęki i próbował zmusić go do otwarcia paszczy, bo tylko wtedy Wu Suo Wei byłby w stanie uciec. Zwykle zaatakowane węże skupiają się na atakującym, ale Żółty Smok całą swoją furię wyładowywał na Wu Suo Weiu. Niezależnie od tego, jak bardzo Chi Cheng go prowokował, zaciskał się coraz mocniej na ciele chłopaka.

    Jiang Xiao Shuai widząc, co się dzieje, ruszył w stronę przyjaciela. Jednak w połowie drogi pojawił się Guo Chengyu i objął go mocno, nie pozwalając mu podejść bliżej.

    - Nie idź tam, to niebezpieczne.

    Doktor szarpał się i krzyczał.

    - To go kurwa ratujcie, jeśli tam nie pójdę, on umrze!

    Guo Chengyu widząc go w takim stanie, również podniósł głos.

    - Nawet jeśli tam pójdziesz, to i tak nic nie zrobisz. To nie są żarty!

    Doktor nadal walczył, a mężczyzna trzymał go coraz mocniej.

    W tym czasie Chi Cheng z coraz większą siłą zaciskał dłoń u podstawy czaszki węża, drugą ręką chwycił go poniżej dolnej szczęki i za wszelką cenę próbował odciągnąć go od Wu Suo Weia. Jednak ten wąż, gdy już wybrał swoją ofiarę, zamierzał ją zabić i nic, nawet silne ramiona Chi Chenga mu w tym nie przeszkodzą. Był tak silny, że nawet na milimetr nie oderwał się od ofiary. Chi Cheng w głębi serca poczuł żal, że wytrenował tak walecznego i silnego węża. Jiang Xiao Shuai ze łzami w oczach krzyknął do niego:

    - Kurwa, zabij go! Jeśli tego nie zrobisz, Wei umrze!

    I nagle ktoś kopnął nóż prosto pod nogi Chi Chenga.

    Po raz pierwszy spotkał Żółtego Smoka 7 lat temu, w dżungli, a jego spojrzenie nadal było tak samo bystre i niebezpieczne. Wang Shuo uwielbiał nosić go na szyi, a kiedy wyjechał za granicę, wąż przeniósł się na szyję Chi Chenga i od tamtej pory nigdy go nie opuszczał. Na arenie walk węży Żółty Smok był niemalże legendą i miał wielu fanów. Był towarzyszem i dumą swego pana, był jego najcenniejszym i najukochańszym z węży.

    Mijały sekundy, gdy nagle Wu Suo Wei otworzył oczy. Jego spojrzenie błądziło bez celu, jakby niczego nie widział i co gorsza, jego oczy straciły ten żywy blask. Serce Chi Chenga zabiło mocniej, chwycił nóż i wbił go w płuca węża, wydając z siebie krzyk rozpaczy. Krew była wszędzie. Guo Chengyu przyglądał się tej rzezi z daleka i wyraz jego twarzy nagle się zmienił.

    Chi Cheng wziął na ręce Wu Suo Weia i pobiegł w kierunku samochodu. Guo Chengyu też tam był i otworzył drzwi swojego jeepa.

    - Wsiadajcie, poprowadzę.

    Jiang Xiao Shuai też wsiadł do auta, a chwilę później byli już w drodze do szpitala. Wu Suo Wei był przeraźliwie blady, na jego szyi krew mieszała się z kurzem. Miał zmiażdżoną krtań i ledwo łapał oddech. Na piersi miał czerwone ślady po uścisku pytona, a z ust sączyła mu się krew. Zaczął tracić przytomność.

    Chi Cheng przytulił go i otarł krew z jego twarzy. Jiang Xiao Shuai podarł swoją koszulę i zatamował nią krwawiącą na szyi ranę. Powieki chłopaka zaczęły się zamykać, jego oddech był płytki, a puls powoli zanikał.

    Chi Cheng sprawiał wrażenie bardzo opanowanego, jednak w jego oczach widać było niepokój, choć kontrolował się i zachował zimną krew. Za to Jiang Xiao Shuai nie był w stanie opanować zdenerwowania, ręce mu się trzęsły, nie potrafił nad tym zapanować, zwłaszcza gdy widział gasnące spojrzenie przyjaciela.

    - Da Bao, obudź się, nie zasypiaj - powiedział Chi Cheng. - Kochany, wytrzymaj jeszcze chwilę, niedługo dojedziemy do szpitala. Wei, Wei, otwórz oczy, spójrz na mnie… Wei!

    Mężczyzna zaczął wołać go po imieniu, byle tylko chłopak nie stracił przytomności. Doktor także złapał go za rękę i wołał go głosem pełnym niepokoju. Guo Chengyu zerknął na nich w lusterku i odezwał się trochę bez zastanowienia:

    - Zaraz będzie po wszystkim.

    Jiang Xiao Shuai natychmiast się odpalił:

    - Co ty, kurwa, mówisz?! - Doktor nawet nie chciał tego słuchać, dlatego tak na niego ryknął.

    Chi Cheng czuł, że ciało wsparte na jego ramieniu robi się coraz cięższe. Nie miał innego wyjścia, złapał chłopaka za jaja i je uszczypnął. Wiedział, jak wielki ból mu sprawia, zwłaszcza że zrobił to z całej siły. Wu Suo Wei czując bolesny impuls, otworzył szerzej oczy, z których popłynęły łzy. Oczy Chi Chenga też się zaszkliły, gdy na niego patrzył. Jednak opanował to i wziął się w garść.

    - Da Bao, wytrzymaj, słyszysz?

    Jednak chłopak przestał reagować, walczył z otaczającym go mrokiem, ale czuł, że już nie ma siły, że osiągnął swój limit. Jego powieki ponownie zaczęły się zamykać.

    Chi Cheng uszczypnął go ponownie. Tym razem twarz Wu Suo Weia wykrzywiła się w bólu. Gdyby był w stanie, wrzasnąłby na niego. Próbujesz mnie ratować czy dobić?

    - Krew zalega mu w gardle - powiedział doktor.

    Chi Cheng opuścił głowę i wyssał krew zalegającą w przełyku. Powtórzył to kilka razy, aż chłopak delikatnie odetchnął.

    - Da Bao, gdzie ta twoja niespożyta energia i wola walki? Jak wtedy, kiedy oblałeś mnie owsianką. Gdzie twoja ambicja? Pamiętasz, mówiłeś, że chcesz mnie przelecieć? No dalej, pokaż mi, jak jesteś waleczny. Nieważne, jak irytujący będziesz, nie przestanę cię kochać. Jeśli się poddasz, to ci nie wybaczę, nigdy o nikogo tak się nie troszczyłem.

    Słysząc te słowa, Jiang Xiao Shuai poczuł ogromny smutek. Jak miło mieć kogoś, kto dodaje otuchy i sił do walki z przeciwnościami losu w sytuacji, gdy wszystko wydaje się nie mieć sensu. Szybko rozgonił te przygnębiające myśli i skupił się na przyjacielu.

    - Wu Suo Wei, pomyśl o swoich 600 tysiącach juanów, myśl o wszystkich swoich oszczędnościach! Już zapomniałeś? Żeby zdobyć te węże, wydałeś ponad 10 tysięcy swoich ciężko zarobionych pieniędzy! Wiesz, ile hot potów mógłbyś za to zjeść? Ile cukrowych figurek zrobić? Ile pasków mógłbyś za to kupić? Ilu obrzydliwie bogatych facetów możesz jeszcze poderwać? Chcesz, żeby to wszystko przepadło, żeby ten handlarz zwiał z twoją forsą?!

    I to była mowa godna mistrza. Jiang Xiao Shuai trafił prosto do serca Wu Suo Weia. Chłopak od razu otworzył oczy, a jego wzrok zaczął się skupiać na otoczeniu.

    Słuchając tego, Guo Chengyu śmiał się pod nosem. Obaj są niesamowicie interesujący.

 

    W poczekalni na dworcu siedział mężczyzna w średnim wieku, na plecach miał duży plecak i bez przerwy rozglądał się na boki. Do odjazdu pociągu zostało 5 minut. Wiedział, że jak już przejdzie bramki i wsiądzie do wagonu, będzie mógł odetchnąć z ulgą.

    - Otworzono bramki kontrolne dla pociągu T189, prosimy przygotować bilety, a następnie zająć miejsce w przedziale.

    Handlarz zaczął przeciskać się przez tłum. Gdy zobaczył, że od bramki dzieli go kilka kroków, jego serce zaczęło bić coraz mocniej. Podał konduktorowi bilet i trzy sekundy później ruszył w kierunku pociągu.

    - Hej, zaczekaj.

    Głos, który zabrzmiał za jego plecami sprawił, że przeszedł go zimny dreszcz. Przyspieszył kroku nie odwracając się za siebie.

    - Hej, koleś, do ciebie mówię. Ty z plecakiem.

    Sprzedawca zerwał się do ucieczki, ale ktoś chwycił go za ramiona i siłą odwrócił twarzą do siebie.

    - Gdzie się tak spieszysz?

    Handlarz jęknął pod nosem.

    - Chodźmy.

    Chwilę później usłyszał dźwięk kajdanek zatrzaskujących się na jego nadgarstkach, który zniszczył jego marzenie o bogactwie.

 

    Gang Zi zadzwonił po jeszcze kilku ludzi i posprzątał miejsce zdarzenia, wyłapał wszystkie węże, które były wyjątkowo rozdrażnione i włożył je do terrarium. Nie miał nawet chwili, żeby napić się choćby łyka wody. Gdy po nią sięgał, jego telefon zadzwonił.

    - Tak szybko? - wymamrotał pod nosem. Dzwonił telefon jednego z najemników, którzy mieli zabić Zazdrość. Gang Zi zabrał mu go i czekał cierpliwie, aż zadzwoni zleceniodawca.

    - Hej, co z tobą? - Słychać było głos zdenerwowanej kobiety. - Wydzwaniałam do ciebie przez pół nocy, a ty dopiero teraz odbierasz? Żartujesz sobie ze mnie?

    Gang Zi milczał.

    - Nie udało się? Mów!

    Mężczyzna odpowiedział bardzo spokojnie.

    - Udało.

    - To szybko mi to przynieś, chcę zobaczyć zwłoki gada, dopiero wtedy będę spokojna.

    Gdy Yue Yue się rozłączyła, zamyśliła się, bo czuła, że coś jest nie tak, ale nie miała pojęcia co.

    Czterdzieści minut później usłyszała pukanie do drzwi. Podeszła do nich ostrożnie i zapytała:

    - Kto tam?

    - Jestem po kasę - powiedział Gang Zi.

    Dziewczyna ściskała w dłoni plik banknotów i ponownie zapytała:

    - Przyniosłeś węża?

    - Tak.

    Yue Yue otworzyła drzwi i przez małą szczelinę spojrzała w dół. Nie zobaczyła żadnego pudełka. Powoli spojrzała wyżej. Mężczyzna stojący przed drzwiami nie trzymał niczego w rękach. Na końcu spojrzała na jego twarz i zamarła.

    Gang Zi uśmiechnął się i powiedział łagodnie:

    - Yue Yue, przyszedłem ci się odpłacić.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. A jednak Żółty Smok pożegnał się z nami 😢 przeklęty tatusiek 😡

    Chi Cheng miał swój sposób na utrzymanie Wu Shu Weia, jednak to doktorek wyrwał go ze szponów ciemności 🤭

    Yue Yue mam nadzieję że nadszedł Twój koniec 🙈😅

    Dziękuję Antha i Motorollo za kolejny cudny rozdział 😘❤️
    Mirka

    OdpowiedzUsuń
  2. Barczo wczułam sie w dramatyczne wydarzenia, czułam wszystkie emocje, nawet zaczęłam odczuwać chłód jak Wu Shu Wei... do momentu uszczypnięcia🤭😂 5 minut się śmiałam, zanim byłam w stanie dokończyć czytanie.

    Każdy rozdział testuje moją słaba cierpliwości... jak z takim zakończeniem spokojnie czekać na kolejny?🤭

    OdpowiedzUsuń
  3. „- Nieważne, jak irytujący będziesz, nie przestanę cię kochać. Jeśli się poddasz, to ci nie wybaczę, nigdy o nikogo tak się nie troszczyłem.

    Słysząc te słowa, Jiang Xiao Shuai poczuł ogromny smutek. Jak miło mieć kogoś, kto dodaje otuchy i sił do walki z przeciwnościami losu” 😭😭😭😭😭

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz