Counterattack [PL] - Rozdział 114: Erupcja wulkanu Cheng

 


    W tym tygodniu Chi Cheng żałował tylko jednego, trzech godzin spędzonych pod drzwiami Wu Suo Weia, który w końcu je otworzył, a sekundę później zatrzasnął je przed nosem. Mężczyzna wiedział, że nigdy nie doszłoby do takiej sytuacji, gdyby nie zachowywał się jak skończony dupek i Casanova. W każdym razie przez te trzy godziny mógł sobie wszystko przemyśleć, a niepokój, jaki poczuł, nie chciał go opuścić.
    Był przerażony, że kocha faceta, z którym chciał się przespać. Czuł przez to coraz większy stres i rozdrażnienie. Powoli zaczął w nim kiełkować gniew, który był niczym ogromna ognista kula zamknięta w jego trzewiach.


    W sobotni poranek Gang Zi pojechał razem z Chi Chengiem załatwić kilka spraw. Gdy mijali stragany ze śniadaniem, Gang Zi zatrzymał się i zapytał:
    - Kupić ci coś?
    - Już jadłem, kup tylko dla siebie - odpowiedział chłodno mężczyzna.
    Pięć minut później Gang Zi wrócił z siatką pełną jedzenia. Lewą ręką sięgnął po youtiao*, prawą wyciągnął dwa jajka. Gdy zbliżył dłonie do ust, jedzenie uformowało się w dość jednoznaczny kształt.
 

    Chi Cheng patrzył na niego i czuł, jak rozpala się w nim dziki ogień, który zaczyna go trawić. Gang Zi wyczuł zza pleców to niebezpieczne spojrzenie, odwrócił głowę i zerknął na swojego szefa, na jego rozpalony wzrok, którym pochłaniał jedzenie w jego dłoniach. Wyglądał jak wygłodniały tygrys.
    - Może jednak chcesz trochę?
    Chi Cheng odwrócił wzrok i nic nie odpowiedział. Gang Ze wepchnął sobie youtiao do ust, bo miał na nie wielką ochotę, a po chwili znowu poczuł na sobie pełne złości, ostre spojrzenie. Odrobinę się przejął i spojrzał niepewnie na swojego szefa, powoli przeżuwając. Na co on tak patrzy?
    Po chwili przestał ruszać szczęką, bo jakoś tak czuł się skrępowany, a jedząc czułby się jeszcze bardziej niezręcznie. W końcu miał dość tej dziwnej atmosfery i zapytał:
    - Jesteś pewien, że nie chcesz śniadania?
    Chi Cheng w odpowiedzi odwrócił wzrok, a Gang Ze ponownie zabrał się za jedzenie. Postanowił skończyć śniadanie tak szybko jak to możliwe, dopóki te niebezpieczne ślepia się w niego nie wpatrują. Wepchnął do buzi oba jajka i dopchał youtiao. Przeżuwał tak szybko, jakby go ktoś gonił. Zerknął kontrolnie do tyłu i omal się nie zakrztusił. Zobaczył, jak Chi Cheng zaciska dłoń na swoim kroczu.
    Każdy inny podniecony facet byłby w stanie to ukryć. Niestety Chi Cheng nie mógł. Gdy ktoś zauważył, że mu stanął, zwykle to olewał, bo wiedział, że nikt nie odważy się na komentarz.
    Gan Ze odchrząknął, a krew zastygła mu w żyłach. Dlaczego tak zareagował? Przecież jesteśmy w samochodzie, czym się tak podniecił? Mężczyzna rozejrzał się po dookoła, aż ponownie napotkał spojrzenie Chi Chenga i zaczął podążać za jego wzrokiem do momentu, kiedy zorientował się, że patrzy na swoje krocze. I nagle doznał olśnienia. Przypomniał sobie dwa jajka i youtiao, a potem to przenikliwe spojrzenie, kiedy włożył youtiao do ust.
    Kurwa… Poważnie? Gang Ze aż szerzej otworzył oczy. Jak bardzo jest wyposzczony, skoro tak reaguje na widok jedzenia?
    Zapchał się końcówką jajka i czkał przed resztę drogi. Jechali obwodnicą, droga była dobra, dlatego Gang Ze nie wytrzymał i zapytał:
    - Nadal spotykasz się Wu Suo Weiem?
    - A co, czekasz aż zerwiemy? - Chi Cheng odbił piłeczkę.
    - Nie. - Szybko wyjaśnił Gang Ze. - Tak tylko pytam.
    Chi Cheng nie odpowiedział, patrzył na bezdomnego psa snującego się poboczem.
    - Ty tak na serio? - Po chwili Gang Ze spróbował wrócić do tematu, ale Chi Cheng nie zrozumiał, o co mu chodzi. Gang Ze delikatnie się obrócił i wskazał kiwnięciem głowy na jego krocze.
    - Jeśli powiem, że teraz nie pozwoli mi się dotknąć, zabrzmię wystarczająco poważnie? - odpowiedział chłodno mężczyzna.
    - Co się stało?
    - Uważa, że jestem obrzydliwy.
    Gang Ze wytrzeszczył oczy patrząc ze zdziwieniem w lusterko, w którym odbijał się jego szef. Nie był w stanie uwierzyć, że takie słowa wyszły z czyichkolwiek ust. Chi Cheng jest obrzydliwy… to brzmi jak żart. Jednak kiedy spojrzał na wyraz twarzy mężczyzny siedzącego na tylnym siedzeniu, wiedział, że nie jest mu do śmiechu. Ta szokująca sytuacja błyskawicznie wyleczyła go z czkawki. Przez chwilę jechali w milczeniu, po czy Gang Ze ponownie zapytał:
    - Dlaczego tak myśli?
    Chi Cheng zapalił papierosa i mocno się zaciągnął. Na jego twarzy malowało się zmartwienie i rozpacz, które próbował ukryć pod kłębem tytoniowego dymu. Jego głos brzmiał łagodnie, ale czuć było w nim nutę irytacji.
    - Dowiedział się o mojej przeszłości.
    - Czyli taka karma? - zapytał dość bezmyślnie Gang Ze.
    Chi Cheng zmrużył oczy.
    - O czym ty mówisz?
    - O niczym. - Mężczyzna błyskawicznie próbował wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
    - Powiedz jeszcze słowo, a zobaczysz…
    W milczeniu dojechali do centrum. Chi Cheng zauważył aptekę i kazał się przed nią zatrzymać.
    - Idź tam i kup mi jakieś prochy.
    - Ale jakie? - zapytał nieco niepewnie Gang Ze.
    - Coś, co ugasi pożar.
    - A są takie leki?
    - Idź i zapytaj, może są jakieś leki, których skutkiem ubocznym jest impotencja albo zmniejszenie popędu.
    Gang Ze czuł, jak drżą mu mięśnie twarzy. Pierwszy raz był w takiej sytuacji. Że też ktoś chce się leczyć ubocznym działaniem leków.
    Po pięciu minutach wrócił do auta z pustymi rękami i od razu powiedział przepraszającym tonem:
    - Powiedzieli, że najlepsza na to jest operacja.
    Po chwili niezręcznego milczenia Gang Ze wyciągnął z kieszeni butelkę z tabletkami na sen.
    - Jak już nie dasz rady wytrzymać, to możesz je zażyć, jedna - dwie tabletki cię wyciszą, a więcej zwali cię z nóg.


    Wieczorem Chi Cheng i Gang Ze poszli na kolację biznesową. Spotykali się z kolegą z klasy Chi Chenga, którego firma szukała dostawcy ledowych banerów. Jak tylko Chi Cheng się o tym dowiedział, od razu pomyślał o firmie Wu Suo Weia.
    Na początek nie zdradził szczegółów, powiedział tylko, że podczas kolacji pogadają trochę o interesach. Jeśli się nie dogadają, to przynajmniej spędzą miło czas w klubie. Gdy tylko Chi Cheng wyszedł z samochodu, Gang Ze skontrolował stan jego krocza.
    - Poradzisz sobie w tym stanie?
    Mężczyzna oparł się o drzwi samochodu, najwyraźniej chodzenie zaczęło sprawiać mu problem. Gang Ze postanowił wysłać wiadomość do Wu Suo Weia.
    Chłopak właśnie zjadł kolację. Był tak najedzony, że nie miał na nic ochoty, dlatego położył się na kanapie. Od tygodnia nie kontaktował się z Chi Chengiem i jakoś tak cała jego złość gdzieś wyparowała, w zamian pojawiły się wyrzuty sumienia. Powiedział mu sporo niemiłych rzeczy i teraz odrobinę tego żałował, jednak jego godność i duma były ważniejsze, dlatego postanowił zostawić wszystko tak, jak jest.
    Zawsze przecież miał doktora, który mógł udzielić mu rady… chociaż ostatnio Jiang Xiao Shuai się z nim nie kontaktował, jakby zapadł się pod ziemię. Kiedy tak się nad tym wszystkim zastanawiał, zawibrował jego telefon, a jego serce ścisnęło się w nadziei. Niestety to była tylko wiadomość od Gang Ze: „Jestem w klubie z Chi Chengiem, kiedy wpadniesz?”
    Chłopak nie miał pojęcia o co chodzi i odpisał: „Przepraszam, to chyba pomyłka.”
    Kiedy Wu Suo Wei po raz kolejny przeczytał wiadomość, płomień gniewu zapłonął w nim na nowo. Co za dupek! Znowu tam poszedł! Zabiję tego napalonego psa!
    Po chwili ubrał się i wybiegł z domu.
    

    Kiedy Chi Cheng pojawił się w klubie, od razu podbiegł do niego młody, napalony kelner i nie odstępował go na krok. Był natarczywy jak mucha, nieważne, jak dużo razy Chi Cheng go odganiał, on zawsze wracał. Kolega Chi Chenga lubił się zabawić, dlatego zaprosił grupkę kobiet i mężczyzn, którzy już się trochę upili, tańczyli i śpiewali.
    Kelner postanowił zmienić taktykę, żeby za wszelką cenę zwabić Chi Chenga. Zrobił striptiz i został w samych stringach. Stanął przed mężczyzną i zaczął seksownie tańczyć. Chi Cheng co chwilę odwracał wzrok, wiedział, że gdyby to Wu Suo Wei przed nim tak się wyginał, wszedłby w niego od razu. Oczywiście w pokoju było więcej osób zainteresowanych Chi Chengiem, jednak nie byli tak odważni, jak ten młodzieniec.
    Dziesięć minut później Wu Suo Wei z wynajętymi ochroniarzami wszedł do klubu. Gang Ze załatwił, żeby nikt nie robił mu problemów na bramce. Chłopak ruszył prosto do pokoju, w którym był Chi Cheng i otworzył drzwi kopniakiem.
    Silny zapach feromonów wdarł się w jego nozdrza. Co się tu kurwa odwala!? Rozejrzał się dookoła, wszędzie były porozrzucane ubrania, na stole, na kanapach, na parkiecie. Zastał bawiących się gości w przeróżnych pozycjach, jedni stali, inni ocierali się o siebie na parkiecie, byli też tacy, który siedzieli i ci, co leżeli. Od razu zobaczył faceta, który wyróżniał się z tłumu. Zobaczył też zdzirowatego kelnera, który kręcił tyłkiem tak intensywnie, jakby malował nim freski.
    Kiedy drzwi z hukiem walnęły o ścianę, w pomieszczeniu zapanowała cisza, wszyscy zamarli. Jedynie Chi Cheng zachował spokój, siedział na kanapie i kompletnie ignorował Wu Suo Weia.
    Po chwili w pokoju pojawili się ochroniarze wynajęci przez chłopaka i zaczęli rozwalać wszystko, co wpadło im w ręce. Nie tylko niszczyli, ale też zaczęli walczyć z nagimi lub półnagimi imprezowiczami. Gan Ze stał na zewnątrz i próbował zatrzymać ochronę klubu.
    - Nie przejmujcie się, za wszystko zapłacę.
    Wu Suo Wei podszedł do kelnera i sprzedał mu sążnistego kopa, po czym złapał go za ramię, wykręcił je i zaczął go bić po tyłku. Kelner darł się wniebogłosy.
    A ty co? Przecież to lubisz, tak chętnie się popisujesz bliznami na pośladkach! Zaraz sprawię, że będziesz miał ich jeszcze więcej, a może nawet uda mi się ułożyć je w słowo „dziwka”. Będziesz miał się czym chwalić wyginając tyłek. Bił go bez litości, chociaż tak naprawdę nie na niego był zły. Kelner zaczął płakać i jęczeć, aż w końcu krzyknął do Chi Chenga:
    - Cheng, ratuj mnie!
    Mężczyzna spojrzał na niego ze współczuciem. Daj mu się zabawić, zaraz zabiorę go do domu i zemszczę się za ciebie.
    Kiedy Wu Suo Wei wyładował swój gniew, wyprostował się i krzyknął do Chi Chenga:
    - Przestań! - Po czym wziął go za rękę, podniósł go z sofy i krzyknął do wszystkich obecnych. - Przyjrzyjcie mu się dobrze. To moja własność!
    Po tych słowach w pokoju zapanowała grobowa cisza, oczy Chi Chenga poczerwieniały, jakby zasnuła je magma… bo ten wulkan był już gotowy do erupcji.
    Po chwili chłopak dodał:
    - To my już sobie pójdziemy, przepraszam, że nie będzie wspierać waszego biznesu. Popatrzcie sobie na niego po raz ostatni, bo już więcej go nie zobaczycie.
    Gdy skończył, wyciągnął Chi Chenga na zewnątrz. Kurwa! A niech mnie, byłem tak miły, że pozwoliłem wam na niego patrzeć!
    Zanim wsiedli do auta, Chi Cheng zatrzymał się, żeby zapytać:
    - I co teraz?
    - Kontynuujmy od miejsca, w którym ostatnio skończyliśmy. W końcu musimy przypieczętować nasz związek.
    I wtedy wulkan się odpalił.


Szybkie wyjaśnienie:
*youtiao - rodzaj przekąski spożywanej w porze śniadaniowej, podłużne, lekko słone paluszki z puszystego ciasta. Częściej jadane na słono w towarzystwie kleiku ryżowego lub mleka sojowego, ale mogą być również podawane na słodko, z pastą z czerwonej fasoli.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Ale pasja ......ciężko będzie czekać tydzień na następny rozdział. Dziękuję za tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz