SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 67: Skrzynia z ciałem

 


    Po świętach spadło jeszcze trochę śniegu, a w kolejnych dniach temperatura zaczęła rosnąć. Ludzie powoli chowali w szafach grube zimowe ciuchy i zakładali cieńsze, wiosenne ubrania.
    W drugim tygodniu przerwy świątecznej przed Muzeum Miejskim stał wysoki, szczupły mężczyzna. Ubrany był w ceglano-czerwony gruby golf i czarne jeansy. Miał jasną karnację i był bardzo przystojny, dzięki czemu wyróżniał się z tłumu.
    Przechodzące obok kobiety i mężczyźni podziwiali go z daleka i odchodzili z odrobiną żalu w sercu, a wszystko dlatego, że trzymał w dłoni dwa bilety do Muzeum. I było pewne, że na kogoś czekał. Mijający go przechodnie byli ciekawi, kto takiemu przystojniakowi każe tyle na siebie czekać. A ci, którzy zatrzymali się tuż obok, słyszeli jak ten piękny mężczyzna zgrzyta ze złości zębami i mamrocze pod nosem:
    - Przeklęta Mysz, 2 minuty i 37 sekund… 38 sekund… Jesteś już martwą Myszą. 40 sekund!
    Kiedy odliczył 45 sekundę, zobaczył zbliżający się srebrny sportowy samochód, który zatrzymał się na parkingu z piskiem opon, zostawiając na asfalcie smugę niczym odrzutowiec na niebie.
    Drzwi auta się otworzyły, a mężczyzna siedzący za kierownicą odpiął pas i wyskoczył z samochodu. Zamknął drzwi i od razu pobiegł w kierunku schodów do Muzeum. Ubrany był w białą krótką skórzaną kurtkę i białe jeansy, a jego delikatne włosy unosiły się, gdy wbiegał po schodach. Był niesamowicie przystojny i emanował pogodą ducha. Jednak gdy biegł mamrotał pod nosem:
    - Już po mnie… Kot przyszedł punktualnie.
    Gdy podbiegł do mężczyzny z biletami, pochylił się łapiąc oddech i powiedział:
    - Kocie, Kocie…
    Tak, to byli Zhan Zhao i Bai Yutang. Gdy zamknęli sprawę Magicznego Mordercy, doktor zainteresował się tematyką klątw. Przedwczoraj dostał od Bai Chi’ego dwa bilety do Muzeum na wystawę prywatnej kolekcji starożytnej kultury Aborygenów i innych prymitywnych plemion. Jeden z zatrudnionych fotografów był przyjacielem Zhao Weia i dzięki temu magik dostał pakiet biletów.
    Bai Yutang i Zhan Zhao umówili się, że jak tylko uporają się ze swoimi sprawami, spotkają się przed Muzeum o 10:30.
    - Trzy minuty! - warknął doktor.
    - Wiesz, że nie mogłem jechać szybciej. Przepraszam, Kotku.
    Trzy minuty to był rekord dowódcy, ostatnio, jakieś trzy lata temu, spóźnił się o 2minuty i 17 sekund. Zwykle to raczej on czekał na Zhan Zhao. A żeby uniknąć czekania, najczęściej podjeżdżał po doktora i zgarniał go z domu.
    - Nie można za bardzo rozpieszczać Kotów, bo wejdą człowiekowi na głowę.
    Od świąt Bai Yutang wielbił swojego Kota do szaleństwa, dlatego i tak już rozpuszczony Kocur stał się jeszcze bardziej nieznośny. Weszli do muzeum z grupą ludzi.
    - Kocie, co to za przystojniak? - zapytał dowódca patrząc na bilet.
    - Wystawa dotycząca kultury prymitywnych australijskich plemion, a także rdzennych mieszkańców Azji południowo-wschodniej.
    - Słyszałem, że te bilety były nie do zdobycia.
    Zhan Zhao przytaknął patrząc na niego.
    - To cenne prywatne kolekcje.
    - Ktoś wydał fortunę, żeby mieć w domu spróchniałe drewno?
    Bai Yutang podał swój bilet do sprawdzenia, a że ostatnie zdanie wypowiedział dość głośno, zwrócił uwagę otaczających go ludzi. Zhan Zhao szybko pociągnął go za rękaw. W tym właśnie momencie usłyszeli przy wejściu znajomy głos:
    - Codziennie oglądasz nieboszczyków, nie masz dość?
    Gdy się odwrócili, zobaczyli przy drzwiach Gongsuna i Bai Jintanga, którego słowa wywołały falę pełnych pogardy spojrzeń wymierzonych w jego kierunku.
    - Brat? Gongsun? - Dowódca przywitał się z nimi. - Też przyszliście?
    Bai Jintang wzruszył ramionami i spojrzał na Gongsuna, który z kolei zmierzył wzrokiem obu braci i pokazał na bilecie zdjęcie drewnianej skrzyni.
    - Słyszeliście o ciałach w skrzyni? Jeden z najbardziej tajemniczych rytuałów pogrzebowych w historii ludzkości.
    Zhan Zhao przytaknął, bo sam był zainteresowany tematem.
    - Tak, słyszałem, że to rytuał pogrzebowy rdzennych plemion zamieszkujących Azję Południowo-Wschodnią, a dokładnie chodzi o Tutsi. Zwinięte ciało zmarłego wkładano do niewielkich kwadratowych skrzyń.
    - Tak - przytaknął Gongsun. - Balsamowali ciało specjalną substancją. Zakopywali skrzynie, a po roku wyciągali. Ciało miało kształt kwadratu i było bardzo twarde. Ze skrzyń arystokracja Tutsi robiła meble.
    Bai Jintang i Bai Yutang szli za nimi i słuchali rozmowy o rozkładających się ciałach i meblach. Nie byli w stanie powstrzymać się od znaczącego kiwania głową. Gdy szli przez halę wystawową, zobaczyli na środku gablotę, w której umieszczono kwadratowe zwłoki. Były zdeformowane, a wyraz twarzy nieboszczyka był wykrzywiony, jakby w bolesnych spazmach. Bai Yutang przyglądał mu się dłuższą chwilę i zapytał Gongsuna.
    - Jak go wkładali do skrzyni, był żywy, czy martwy?
    - Ten był żywy - odpowiedział ktoś stojący za ich plecami.
    Gdy się odwrócili, zobaczyli wysokiego blondyna płynnie mówiącego po chińsku. Po głosie nie byliby w stanie stwierdzić, że jest obcokrajowcem. Podszedł do Zhan Zhao i zaczął mu się przyglądać, po czym zapytał:
    - Mogę ci zrobić zdjęcie? Twoje oczy to istne dzieła sztuki.
    Bai Jintang szturchnął łokciem brata i miał zamiar ponabijać się z niego, gdy nieoczekiwanie cudzoziemiec zwrócił się do Gongsuna:
    - Mógłbyś zdjąć okulary i pozwolić mi podziwiać to wielowymiarowe, orientalne piękno… - Mężczyzna nie dokończył, bo Bai Jintang chwycił go za kołnierz i rzucił nim o podłogę. Kiedy blondyn wstał, chciał wyrazić swoje oburzenie, ale ktoś go powstrzymał.
    - Morris, to przyjaciele, o których ci mówiłem.
    Tą osobą był Zhao Wei.
    - Gdzie jest Bai Chi? - zapytał Zhan Zhao zaglądając magikowi za plecy.
    Ręka Zhao Weia jeszcze całkiem się nie wygoiła, dlatego poproszono Bai Chi’ego, żeby z nim zamieszkał i się nim opiekował.
    - Powiedział, że boi się przyjść. A ja go nie zmuszałem - odpowiedział magik rozkładając bezradnie ręce.
    - Och… to są twoi przyjaciele. - Wściekłość na twarzy Morrisa zniknęła i momentalnie pojawił się na niej miły uśmiech. - Witam was serdecznie.
    Mężczyzna spojrzał na nich i dodał:
    - To nie jest oryginał. Skrzynia z oryginalną zawartością będzie dziś wystawiona na aukcji.
    Bai Jintang zmarszczył brwi.
    - A kto chciałby ją kupić?
    Gdy zerknął na Gongsuna, zobaczył jak błyszczą mu oczy z podekscytowania, jakby wołały: „Ja bym chciał, ja!”
    Bai Jintang zwrócił się do Morrisa:
    - Ile kosztuje taka skrzynia?
    - Och… jakieś trzy miliony.
    - Czekiem, czy gotówką?
    - Gotówką.
    Po chwili Bai Jintang dzwonił do bliźniaków, żeby przygotowali kasę na zakup ciała. Stojący z tyły Bai Yutang omal się nie zakrztusił, również Gongsun spojrzał na niego zaskoczony.
    - Co ty chcesz kupić?
    Bai Jintang uśmiechnął się i odpowiedział radośnie:
    - Umarlaka. Będzie idealnie pasował do twojego gabinetu.
    - Oj tak - przytaknął Zhan Zhao, mrugając do dowódcy. - Wyobraź sobie, jakie to zrobi wrażenie na Zhao Hui’m.


    Morris zaprowadził ich do zamkniętej dla zwiedzających sali muzealnej, przy drzwiach której stali ochroniarze.
    - Szef Carlos już przyszedł? Mam kupców.
- Pana Carlosa jeszcze nie ma - odpowiedział ochroniarz. - Proszę zaczekać na sali, są tam też inni goście.
    Gdy szli we wskazaną stronę, usłyszeli okrzyk drugiego z ochroniarzy.
    - Kapitanie!
    Wszyscy stanęli jak wryci i spojrzeli na niego. Mężczyzna zdjął okulary przeciwsłoneczne i zwrócił się do Bai Yutanga.
    - Kapitanie, to ja, Qu Yanming.
    - Ach! - Dowódca po chwili namysłu podszedł do niego i poklepał go po plecach. - To ty, dzieciaku.
    Podszedł do nich zaciekawiony Zhan Zhao.
    - Znacie się?
    - Tak - powiedział Bai Yutang. - Qu Yanming był jednym z moich żołnierzy, też latał na myśliwcach.
    Ochroniarz był bardzo szczęśliwy i po wymianie uprzejmości powiedział:
    - Zaprowadzę was.
    Gdy szli w stronę sali aukcyjnej, Qu Yanming zapytał:
    - Kapitanie, chcesz kupić skrzynię?
    - Hmm. - Dowódca skinął głową. Gdy weszli na salę było na niej całkiem sporo osób. - Oni wszyscy są zainteresowani kupnem?
    - Och… - uśmiechnął się ochroniarz. - Zostali zaproszeni na licytację.
    Po czym stanął między nimi i zaczął szeptać:
    - Kobieta w drzwiach to Lu Yan, sekretarka pana Carlosa, cały czas próbuje się do niego dodzwonić. - Mężczyzna skinął głową wskazując im, by spojrzeli na środek pomieszczenia, na cztery siedzące tam osoby. - Mężczyzna na środku to Tanaka. Fotograf. Jesteśmy w tym samym wieku.
    Nagle Morris mu przerwał.
    - Ostatnio dostaliśmy jego album z pracami dla czasopisma przyrodniczego, szykuje wystawę, na którą będziemy zaproszeni.
    - Starsza kobieta - kontynuował ochroniarz - ta na sofie, to malarka, nazywa się Mering, a dwie dziewczyny siedzące obok, to jej uczennice.
    - Widziałem jej obrazy - powiedział Gongsun. - Inspiruje się ogniem piekielnym.
    Gdy Qu Yanming przedstawił wszystkich na sali, podeszła do nich Lu Yan, po czym zwróciła się do obecnych.
    - Ach, bardzo państwa przepraszam, ale nie mogę dodzwonić się do szefa.
    - Czekamy już ponad godzinę - odezwał się Tanaka wyraźnie niezadowolony.
    Lu Yan jeszcze raz wszystkich przeprosiła i ponownie sięgnęła po telefon.
    - A może zobaczymy zawartość skrzyni? - zaproponował Morris.
    - Zgadzam się - odpowiedziała pani Mering. - Przynajmniej nie będziemy się tak nudzić.
    - W taki razie, zobaczmy.
    Lu Yan skinęła głową i zaprowadziła wszystkich do salonu znajdującego się tuż obok. Gdy szła, cały czas miała telefon przy uchu.
    Słyszę dzwonek - pomyślał Bai Yutang i wskazał na drzwi. Razem z Qu Yanmingiem podszedł do nich i poprosił ochroniarza, żeby przyłożył ucho do drzwi, po czym zwrócił się do sekretarki:
    - Proszę spróbować zadzwonić jeszcze raz.
    Kobieta skinęła głową i wybrała numer. Bai Yutang wsłuchał się i powiedział do zgromadzonych za jego plecami osób:
    - W środku dzwoni telefon.
    Qu Yanming i jeszcze kilku ochroniarzy byli w szoku. Stali przy drzwiach i nic nie słyszeli.
    - Pan Carlos rano wszedł do sejfu, potem wyszedł. Byliśmy tu cały czas i poza nim nikogo tu nie było.
    - Możliwe, że zostawił telefon w środku - powiedział Zhan Zhao. - Może pani to sprawdzić?
    Lu Yan wyciągnęła klucze i otworzyła drzwi. A wraz z nią do środka weszli wszyscy. Pokój nie miał okien, był zabezpieczony. Na środku stał ogromny sejf, a w pobliżu nie było widać żadnego telefonu. Wszyscy oprócz Zhan Zhao spojrzeli podejrzliwie na Bai Yutanga.
    - Może pani zadzwonić jeszcze raz? - poprosił dowódca.
    Lu Yan ponownie wybrała numer, a po chwili wszyscy usłyszeli dźwięk dzwonka. Był stłumiony i cichy, nic dziwnego, że wcześniej go nie słyszeli. Jednak nikt nie miał pojęcia, gdzie jest telefon. W zasadzie mógł być jedynie w sejfie.
    Bai Jintang uśmiechnął się i powiedział:
    - A może telefon znajduje się w skrzyni?
    Wszyscy obecni spojrzeli po sobie w milczeniu. Gongsun spojrzał na Bai Yutanga i podszedł do sejfu, po czym zapukał. Wszyscy nasłuchiwali, ale nic się nie wydarzyło.
    - Mogłaby pani otworzyć sejf?
    Lu Yan skinęła głową i wyjęła klucz. Bai Yutang go przejął i otworzył zamek sejfu. Wszyscy obecni instynktownie pochylili się do przodu, chcąc zobaczyć zawartość skrzyni.
    Dowódca powoli ją otworzył i od razu wyczuł zapach krwi. Gdy skrzynia została otwarta, krew wypłynęła, a w jej środku było ciało. Niestety nie zmumifikowane, a świeże, ubrane w garnitur. Pomimo zniekształconej twarzy można było rozpoznać, że był to biały mężczyzna w średnim wieku.
    - Pan Carlos! - krzyknęła Lu Yan, a po chwili rozległy się krzyki pozostałych dziewczyn.
    Zhan Zhao przyjrzał się ustom denata i powiedział:
    - Wygląda, jakby tam coś było.
    Gongsun podszedł bliżej, założył gumowe rękawiczki, które dostał od obsługi muzeum i delikatnie rozchylił usta zmarłego. Drugą ręką zaczął coś z nich wyciągać.
    Nagle Morris i kilka osób na sali zaczęło wymiotować. Po chwili Gongsun wyciągnął zakrwawiony telefon komórkowy, położył go na podłodze, a na ekranie wyświetlił się rząd nieodebranych połączeń.
    Gongsun spojrzał znacząco na Bai Yutanga i innych, dając im sygnał do działania. Dowódca od razu zadzwonił na policję, gdy nagle odezwał się Zhao Wei:
    - Jak to możliwe, że ciało zostało zamknięte w skrzyni znajdującej się w sejfie, w pokoju bez okien, monitorowanym i zabezpieczonym i nikt tego nie zauważył? I co ciekawe, ciało zostało tak zabezpieczone, że na zewnątrz nie wypłynęła choćby jedna kropla krwi. Myślę, że magia przy tym to dziecinna zabawa.
    Wszyscy milczeli, analizując usłyszane słowa. Ciszę przerwał Bai Jintang.
    - A gdzie się podziała prawdziwa skrzynia?
    Oczywiście nikt nie odpowiedział, za to dowódca skończył rozmawiać i zwrócił się do obecnych:
    - Niech wszyscy opuszczą salę, to miejsce zbrodni i… - Nie dokończył, bo usłyszał czyjś dźwięczny śmiech dobiegający od strony drzwi. Spojrzał w tym kierunku i zobaczył starą kobietę. Miała na głowie czarną woalkę, ubrana była w czarny płaszcz i wyglądała dziwnie.
    Zhan Zhao spojrzał na dowódcę i powiedział:
    - Yutang, chyba już gdzieś ją widziałem.
    - Akasza - powiedział Zhao Wei. - Widziałeś ja pewnie w jednym z programów telewizyjnych. Jest w nim wróżką.
    - Wróżka? - Doktor i dowódca spojrzeli pytająco na Zhao Weia. Mag do nich mrugnął i powiedział:
    - Wiecie, ta sama branża.
    Nagle nieprzyjemny śmiech kobiety ucichł, a ona odezwała się mówiąc bardzo powoli:
    - To jest klątwa trupa ze skrzyni. On ma taką nieludzką moc.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***














   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze