SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 69: Prowokacja

 

    Chłopak siedzący na barierce przechylił głowę i z ciekawością patrzył na Zhan Zhao i Bai Yutanga.
    Doktor skinął głową w stronę dowódcy, który od razu ruszył w kierunku schodów. I to na nim skupił się nastolatek. Nagle Zhan Zhao zaczął kaszleć. Chłopak odwrócił wzrok i spojrzał na niego.
    Zobaczył jak doktor wyciąga w jego kierunku rękę i pokazuje mu pięć palców. Chłopiec poczuł się zdezorientowany patrząc na dłoń doktora. Wydawało się, że zainteresował się tym, co robi Zhan Zhao, ale po chwili spojrzał na niego z powątpiewaniem. I w tym właśnie momencie doktor zacisnął dłoń w pieść. Chłopak zmarszczył się, był wyraźnie niezadowolony. Doktor uniósł pięść, miał ją tuż przed swoją twarzą. Spojrzał na chłopaka i delikatnie uniósł brwi. Patrzył na swoją rękę, potem na rękę chłopaka, który podążał za jego wzrokiem.
    Nastolatek patrzył na swoje dłonie, w których ściskał nóż i trzymał głowę szczeniaka. Wszystkie jego palce były zaciśnięte. Był zagubiony i nagle zobaczyła śmiejącego się Zhan Zhao… Bardzo powoli otworzył dłonie i spojrzał na swoje palce…
    Nóż i głowa szczeniaka upadły na ziemię. Dźwięk upadającego noża był bardzo głośny i wyrwał chłopaka z transu. Spojrzał na Zhan Zhao zagubionym wzrokiem, a wtedy doktor wykonał rękoma gest, jakby coś rzucał sponad jego głową i krzyknął.
    - Łap!
    Nastolatek podniósł wzrok w górę próbując wypatrzyć rzecz rzuconą przez doktora, a że siedział na cienkiej balustradzie, odginając się lekko w tył od razu spadł na posadzkę balkonu. Bai Yutang już tam był, złapał go i mocno objął.
    - Łaaaa!
    Chłopiec zaczął krzyczeć, szarpać się i kopać, jak mała dzika bestia. Dowódca obejmował go obiema rękami nie używając zbyt dużej siły, żeby nie zrobić mu krzywdy. Trzymał go i pozwolił mu kopać.
    - Kocie, co mu jest?
    - Yutang, wytrzymaj jeszcze chwilę. – krzyknął Zhan Zhao i zwrócił się do pokojówki.
    - Jak można go uspokoić?
    - Ach… - powiedziała roztrzęsiona kobieta drżącym głosem. – Przytulić… pogłaskać… i to przejdzie…
    Bai Yutang usłyszał instrukcje i od razu się do niech zastosował. I nagle chłopiec zaczął reagować, a po chwili się uspokoił. Dowódca delikatnie położył go na podłodze. Nagle chłopak się zerwał i przylgnął do Bai Yutanga wtulając się w niego. Dowódca poklepał go po plecach delikatnie pocieszając…po czym spojrzał w kierunku doktora.
    - Kocie…
    Zhan Zhao zmarszczył brwi i pokiwał głową.
    - Jest bardzo poważnie chory.
    Pół godziny później chłopiec siedział przy stole, był otępiały i niczym automat jadł przekąski przygotowane przez pokojówkę.
    - Jak on ma na imię? – zapytał Zhan Zhao.
    Anna, pokojówka odpowiedziała dość słabą chińszczyzną.
    - Nazywa się… Jamie.
    Doktor zerknął na chłopaka, który zareagował na swoje imię i odetchnął z ulgą, bo sytuacja była lepsza, niż się spodziewał.
    Anna opowiedziała im, że żona Carlosa zmarła pół roku temu i nagle Jamie oszalał. Zdarzało mu się, że nożem zabijał małe zwierzęta, potem je kroił i na koniec miał ataki złości. Gdy przeszły i się uspokoił, stawał się apatyczny.
    Zhan Zhao i Bai Yutang nie mówili zbyt wiele o śmierci Carlosa, wiedzieli, że Lu Fang zorganizuje kogoś, kto poinformuje rodzinę o tragedii. Zwłaszcza krewnych z zagranicy.
    W zamian poszli na górę do gabinetu Carlosa poszukać wskazówek.
    Gdy weszli do środka, dowódca rozejrzał się i powiedział zaniepokojony.
    - Kocie, nie wydaje ci się, że czegoś tu brakuje?
    - Tak… - odpowiedział doktor. – Zdjęć.
    - Właśnie.
    Bai Yutang spojrzał na drogie olejne obrazy na ścianach i piękne rękodzieła w gablotach.
    - Jeśli naprawdę kochał swoją żonę, to raczej nie przeszło mu po sześciu miesiącach… a tutaj nie ma ani jednego zdjęcia.
    Zhan Zhao wyszedł z gabinetu i poszedł do pokoju Jamiego, a dowódca udał się za nim.
    - Nie został zdiagnozowany, nie jest leczony…
    Po chwili wrócili do gabinetu.
    - Mam wrażenie… - odezwał się Bai Yutang. – że Carlos nie dbał o syna.
    - To prawda. To nie był pokój dziecka, nie było tam zabawek, plakatów, był jak cela… - powiedział doktor z ogromnym żalem.
    Dowódca uśmiechnął się i podszedł do niego.
    - Kocie, o czym myślisz?
    - O niczym… - odpowiedział doktor rumieniąc się po same uszy.
    - O niczym? – zapytał Bai Yutang i nagle pacnął się w czoło. – Ach… Pamiętam… Kiedy byłeś dzieckiem twój pokój był pełen zabawek, plakatów i miałeś tam jeszcze ogromny kubek z symbolem Dharmy, który dostałeś od ojca.
    Zhan Zhao zmierzył go wzrokiem i wyszeptał.
    - Sam go tam położył...
    Dowódca roześmiał się i powiedział.
    - Pewnie chciałeś, żeby powiedział: „Kochany synku, tatuś kupił ci kubeczek.” Daj spokój, twój ojciec jest spoko gościem…
    Zhan Zhao nic nie odpowiedział i tylko patrzył na zadowoloną Mysz. Nie myśląc za wiele nadepnął mu na nogę, tak mocno, że dowódca zacisnął z bólu zęby. Chwilę później doktor już przeglądał dokumenty, które leżały na biurku.
    Bai Yutang stał za nim i patrzył jak jego napięte ramiona powoli się rozluźniają. Odetchnął z ulgą, bo w tej chwili doktor wydawał się być naprawdę odprężony.
    Po tym, jak Bai Yutang przywołał wspomnienie z dzieciństwa mrok, który od pewnego czasu spowijał myśli doktora, zniknął. Poczuł w ciele błogie ciepło. Jest jeszcze tak wiele rzeczy, o których nie wiem. Musze myśleć pozytywnie, nie mogę pozwolić, by wątpliwości i nieufność mnie zaślepiły.
    Westchnął i ze spokojna głową zajął się przeglądaniem dokumentów. Oczywiście dowódca mu w tym pomógł, a po chwili powiedział pokazując mu stos zdjęć.
    - Kocie, tu coś jest.
    Bai Yutang wziął jedno ze zdjęć, było ciemne, oświetlone niewielkim strumieniem światła, przez co wszystko było rozmyte, poza parą oczu. One były wyraźne, pełne szaleństwa i przerażenia.
    Tego rodzaju zdjęcia bardzo mocno działały na oglądającego. A takich zdjęć było kilkanaście. Różne oczy, ale w każdych to samo przerażenie.


    Gdy Bai Yutang i Zhan Zhao wrócili do biura SCI od razu poszli do Gongsuna zapytać o wyniki sekcji.
    - Czego się dowiedziałeś?
    Gongsun westchnął głęboko, co nie wróżyło niczego dobrego.
    - Do Carlosa należy tylko głowa.
    - Co? – doktor i dowódca spojrzeli na siebie i podeszli do stołu sekcyjnego.
    Gongsun delikatnie podniósł głowę Carlosa do góry, zostawiając na stole sekcyjnym powyginane kwadratowe ciało, w którym była widoczna dziura, po obciętej głowie.
    - Zmylił mnie kolor skóry, krew i ubrania. – powiedział Gongsun z nutą rozczarowania w głosie.
    Zhan Zhao przez chwile wpatrywał się w ciało.
    - To… to nie jest żadna klątwa. Ktoś to wszystko zaplanował, żeby zainscenizować działanie klątwy?
    Bai Yutang opuścił głowę i zaczął się zastanawiać.
    - Ale dlaczego?
    W tym momencie otworzyły się drzwi i pojawił się w nich blady jak śmierć Lu Fang.
    - Jest coś, co powinniście zobaczyć.
    Po chwili wszyscy szli z a Lu Fengiem. Weszli na salę narad, gdzie czekali pozostali członkowie SCI, po czym Lu Feng włączył telewizor i powiedział.
    - To jest transmisja na żywo, z muzeum.
    Patrzyli jak reporterka z zaangażowaniem opowiada o zdarzeniach, jakie miały miejsce rano. W tle leciało nagranie z monitoringu. Moment, kiedy Carlos ustawia tam sejf, a potem pokazano, jak na salę wchodzą ludzie, otwierają sejf i skrzynie, w której było ciało Carlosa. Nawet pokazano zbliżenie na jego zdeformowaną twarz.
    Po chwili reporterka już mówiła o starożytnej klątwie Tutsi, a na koniec zapowiedziała gościa. Po chwili przed kamerą pojawiła się Akasza, która krzyknęła:
    - Klątwa… To klątwa…
    Lu Fang wyłączył telewizor.
    - Widzieliście?
    - Dlaczego nagranie z monitoringu zostało udostępnione? – zapytał dowódca patrząc na Ma Hana i Zhao Hu, którzy byli równie zaskoczeni jak on. Zhao Hu wyjał dysk z nagraniem i powiedział.
    - Kiedy robiłem kopię, powiedziałem że nie mogą tego nikomu udostępniać…
    - A może tam było więcej klamer? – powiedział Lu Fang i odpalił nagranie przyniesione przez Zhao Hu. I faktycznie były tam ujęcia nakręcone z zupełnie innego kąta.
    Po chwili Lu Fang puścił im coś jeszcze.
    Rozmowę przeprowadzoną ze szczupłum mężczyzną po trzydziestce.
    - To jest Xia Shangluo. Właściciel firmy Falcon Security Company, zajmuje się ochroną podczas dużych imprez i to właśnie on odpowiadał za bezpieczeństwo wystawy.
    - Xia Shangluo? – powiedział wyraźnie niezadowolony dowódca. – On ma na sumieniu sporo grzechów.
    - Tak. – potwierdził Lu Fang. – Zarówno Wydział Narkotyków, jak i Przestępstw Gospodarczych ma go na celowniku.
    Spojrzeli spokojną twarz Xia Shangluo, który właśnie przemawiał do kamery wskazując na fałszywą skrzynię ze zwłokami umieszczona na sali wystawowej.
    - Nie martwcie się, to nie jest oryginalna skrzynia.
    - Co takiego? – rozległy się pytania.
    Mężczyzna uśmiechnął się dumnie.
    - Prawdę mówiąc sejf, który pan Carlos przeniósł dzisiaj rano do sali aukcyjnej, był pusty… W ostatnim czasie na rodzinę pana Carlosa spadło wiele nieszczęść, podejrzewał, że było to spowodowane klątwą. Dlatego wyciągnąłem z sejfu skrzynie, niestety nie spodziewałem się takiego zakończenia.
    - To znaczy, że oryginalne ciało ze skrzyni jest teraz u pana? Jak pan sobie z nim radzi? – zapytała rozemocjonowana reporterka. – Słyszałem, że kupił pan ją za niebotyczną sumę. Nie boi się pan klątwy?
    - Haha. – zaśmiał się Xia Shangluo w bardzo eleganckim stylu, po czym odpowiedział.
    - Wierzę w istnienie starożytnej cywilizacji, ale też we współczesną naukę. O ile wiem sprawą już zajmuje się SCI. Rozwiązali sprawę magicznego mordercy sprzed 10 lat, dlatego wierzę, że tym razem też świetnie sobie poradzą… Wierzę w to, że ci policjanci, którzy w końcu są najlepszymi z najlepszych, razem z naukowcami, poradzą sobie z odpowiedzią na pytanie, czy stoi za tym człowiek, czy też nie.
    Po tych słował mężczyzna uśmiechnął się i wyszedł.
    Reporterka kontynuowała wyjaśnienia, bo ta sprawa przyciągnęła do muzeum tłumy i momentalnie powiększyła się liczba zainteresowanych kupnem rękodzieła Tutsi, nie wspominając o grupie koneserów, którzy byli gotowi zapłacić grube miliony za ciało w skrzyni.
    Lu Fang wyłączył nagranie i głęboko westchnął.
    - Niebawem linia telefoniczna na Komisariat rozgrzeje się do czerwoności…
    Zhao Hu kopnął krzesło ze złości.
    - Cholera, ten typ szuka kłopotów.
    - Tygrysie… - powiedział Ma Han wyciągają go z sali. – Uspokój się.
    Prawde mówić nie tylko Zhao Hu czuł złość, wszyscy byli wściekli.
    - Mogę nam kupic trochę czasu. – powiedział Lu Fang. – jednak ta sprawa przyciągnęła media i będziemy pracować pod duża presją…
    Sekundę później zadzwonił jego telefon. Gdy słuchał słów swojego rozmówcy, robił się coraz bledszy.
    Gdy skończył rozmawiać, włączył telewizor. Program wciąż był nadawany z muzeum, obraz trząsł się, wszędzie panował chaos, a ludzie biegali krzycząc.
    Kamera minęła hol i skierowała się do wewnętrznej sali. Przy sofie leżała skrzynia, a w niej było ciało mężczyzny, miał szeroko otwarte oczy i wpatrywał się w aparat fotograficzny. To był Tanaka, fotograf.
    Nagle usłyszeli krzyk Morrisa.
    - Wezwijcie policję, wezwijcie karetkę!
    Panował chaos i nagle gdzieś z tłumu dało się słyszeć krzyk Akaszy.
    - To klątwa… Klątwa!!!
    Zhan Zhao i Bai Yutang patrzyli w ekran próbując stwierdzić, czy spojrzenie Tanaki jest takie samo, jak na zdjęciach, które sam zrobił i które znaleźli na biurku Carlosa. Spojrzenie pełne przerażenia.
    Po chwile Zhan Zhao pobiegł do swojego biura po nowy magazyn fotograficzny, który polecił zamówić. Znalazł artykuł i pokazał go dowódcy.
    - Yutang, zobacz. Te zdjęcia wykonał Tanaka.
    - Tanaka? – Bai Yutang pomyślał przez chwilę. – Dzisiaj rano też był na sali aukcyjnej.
    Zhan Zhao przytaknął.
    - Zdaje się, że jest bardzo sławany.
    Bai Yutang potrząsnął głową patrząc na zdjęcia.
    - To wygląda jak zdjęcia castingowe do horroru. Nie chcę wiedzieć, co pokazywał modelom, że zrobili takie miny…
    - Sprawdźmy to. – powiedział doktor, po czym pozbierał zdjęcia, zabrał czasopismo i schował do teczki i razem z Bai Yutangiem ruszył w stronę wyjścia. Nagle usłyszeli krzyk dobiegający z korytarza. Spojrzeli na siebie i westchnęli, po czym pobiegli do gabinetu medycyny sądowej, gdzie byli wszyscy członkowie SCI, z wyjątkiem tych, którzy akurat byli w terenie. Stali naokoło stołu sekcyjnego. Nawet Bai Chi tam był, przerażająco blady ściskał w dłoni rąbek koszuli.
    - Co tu robicie? – zapytał dowódca.
    - Szef.
    Wszyscy na niego spojrzeli, a Gongsun stał nadąsany nad stołem sekcyjnym. Wyciągnięto ciało ze skrzyni, a co dziwniejsze nadal było uformowane w kwadrat… nic dziwnego, że wszyscy czuli się nieswojo patrząc na zwłoki.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***














   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze