SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 70: Tutsi

 


    Gdy Bai Yutang i Zhan Zhao doszli do siebie, razem z całym zespołem SCI pojechali do Muzeum. Przede wszystkim musieli opanować tłum dziennikarzy, którzy zlecieli się próbując zdobyć materiał. Policja z trudem utworzyła kordon, zabezpieczając miejsce zbrodni.
    Funkcjonariusze SCI od razu weszli do salonu. Widok ciała nie zrobił na nich takiego wrażenia, jak zdjęcia, które widzieli. Gdyby nie widzieli tego upiornego spojrzenia uchwyconego przez obiektyw, nie powiązaliby go z ciałem, na które właśnie patrzyli. Gongsun włożył rękawiczki i poszedł zbadać zwłoki.
    - Mężczyzna około 40stki, brak śladów zatrucia. - Gongsun przerwał na chwilę, patrząc w jego oczy. - Umarł nagle.
    - Może był na coś chory? - zapytał dowódca.
    - Wygląda - odpowiedział Zhan Zhao - jakby umarł ze strachu.
    Gongsun przytaknął.
    - Tak, wygląda, jakby umarł ze strachu.
    Bai Yutang odwrócił się i zapytał Morrisa, który stał tuż obok:
    - Byłeś z nim przez cały czas?
    Mężczyzna potrząsnął głową zaprzeczając.
    - Powiedział, że źle się czuje, dlatego poszedłem po szklankę wody… a kiedy wróciłem, zastałem go takiego.
    - Chorował na coś? - zapytał Zhan Zhao. - Na serce, może miał nadciśnienie?
    - Przez wiele lat pracowaliśmy razem i z tego, co wiem, nic mu nie dolegało.
    - Jeszcze jedno pytanie. Pan Tanaka ma kolekcję zdjęć oczu. Wiedziałeś o tym?
    - Tak. - Morris przytaknął. - Zatytułował tę serię „Strach”, to arcydzieło, jakie stworzył.
    - Jak sprawił, że modele mieli takie spojrzenie? - zapytał Bai Yutang.
    - Och… - zawahał się Morris. - To tajemnica.
    Zhan Zhao uśmiechnął się i zapytał:
    - Myślisz, że jego spojrzenie jest podobne do tych ze zdjęć?
    - Wydaje mi się, że tak - odpowiedział niepewnie Morris.
    - I nadal nie zamierzasz zdradzić nam tej tajemnicy? - Bai Yutang nie odpuszczał.
    - Ci ludzie nie byli modelami - powiedział Morris, a jego głos stawał się coraz cichszy. - Tanaka rekrutował przypadkowe osoby, straszył je i robił zdjęcia.
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na siebie znacząco.
    Nagle przy wejściu zrobiło się zamieszanie. Ktoś pomimo zakazu wdarł się do środka. Gdy wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, zobaczyli Xia Shangluo, którego widzieli w wiadomościach.
    Policjant, któremu nie udało się go zatrzymać, spojrzał z niepokojem na dowódcę. Bai Yutang skinieniem głowy kazał mu wyjść.
    Xia Shangluo spacerował wokół zwłok Tanaki z ręką w kieszeni. Gdy spojrzał na Zhan Zhao, uśmiechnął się uprzejmie, potem spojrzał na dowódcę i powiedział:
    - Zapewne kapitan Bai, miło mi poznać, jestem Xia Shangluo.
    Dowódca uścisnął mu dłoń.
    - Wiem, widziałem cię w wiadomościach.
    - Och, tak… - Mężczyzna kiwnął głową. - Muszę poprosić cię o pomoc.
    - Pomoc? - Bai Yutang spojrzał pytająco na Zhan Zhao. - O jaką pomoc?
    - Zanim tajemnica klątwy zwłok ze skrzyni nie zostanie rozwiązana, zostawię oryginalną skrzynię w Muzeum. - Xia Shangluo wskazał na salę wystawową znajdującą się za nimi. - Mam nadzieję, że policja znajdzie kogoś, kto będzie jej pilnował.
    Bai Yutang uśmiechnął się i przytaknął.
    - To miejsce zbrodni, oczywiście, że znajdziemy kogoś do ochrony.
    - Kapitanie Bai, czekam z niecierpliwością na szybkie rozwiązanie sprawy. - Po tych słowach uśmiechnął się i wyszedł.
    - O co mu chodzi? - zapytał Zhan Zhao dowódcy. - To było dziwne.
    Bai Yutang przez chwilę stał i milczał.
    - Kocie, myślisz, że czymś go obraziliśmy?
    Doktor wzruszył ramionami.
    - Raczej nie.


    Gdy skończyli zabezpieczać dowody, była już prawie północ. Dowódca poprosił jednego z policjantów, żeby odwiózł Zhan Zhao do domu, a sam pojechał coś załatwić.
    Zaparkował przed nocnym klubem, skręcił w wąską alejkę i skierował się do tylnego wejścia. Przy drzwiach stał punk i palił papierosa. Zmierzył dowódcę podejrzliwym wzrokiem, po czym wpuścił go do środka.
    Wewnątrz panował lekki półmrok, były tam schody, które prowadziły w dół, a na ich końcu znajdowały się drzwi. Bai Yutang wszedł przez nie i znalazł się w korytarzu, na końcu którego końcu były kolejne drzwi. Dowódca zapukał dwa razy. Po chwili otworzyło się małe okienko, w których pojawiły się oczy.
    Chwilę później zamek szurnął i drzwi się otworzyły. Pokój był umeblowany tak samo, jak biuro SCI. To bardzo zaskoczyło dowódcę, skrzywił się i powiedział:
    - Masz coraz gorszy gust.
    Przy biurku siedział mężczyzna i palił papierosa, nie spuszczając wzroku z Bai Yutanga.
    - Przecież jest ładnie.
    Był to mężczyzna po trzydziestce, wyglądał bardzo przeciętnie, był ubrany jak zwykły pracownik biurowy. Pod okiem miał szramę po nożu biegnącą przez cały policzek.
    - Co się stało, że kapitan Bai odwiedza moje skromne progi? - zapytał mężczyzna gasząc papierosa.
    - Chcę się czegoś dowiedzieć o przeszłości Xia Shangluo.
    - To nie będzie łatwe. - Mężczyzna zmarszczył brwi.
    - Pochodzi z półświatka. - Dowódca przysunął krzesło do biurka i na nim usiadł. - A skoro tak, to mogę zapytać o to tylko Zhi Hua.
    - Hmm - westchnął Zhi Hua. - Czyżby z tobą zadarł? A może zadarł z twoim ukochanym Kotkiem?
    Bai Yutang spojrzał na niego i zobaczył, że patrzy na obrączkę, którą ma na palcu.
    - Nie wiem, co zamierza zrobić, dlatego przyszedłem cię o to zapytać. - Dowódca delikatnie obrócił obrączkę na palcu. - Znasz jego przeszłość?
    - Jedyne, co mogę ci powiedzieć, to… - zaczął tajemniczo mężczyzna - będą spore problemy.
    - Co masz na myśli?
    - Problemy mogą też dotknąć ciebie. - Zhi Hua zakaszlał, a po chwili kontynuował. - Xia Shangluo mieszkał we Włoszech i tam zaczynał od narkotyków i broni. Wyleciał z branży, bo obraził szefa mafii.
    - Później wrócił do kraju i założył firmę ochroniarską? - zapytał Bai Yutang, a jego rozmówca przytaknął skinieniem głowy, dlatego dowódca od razu zadał kolejne pytanie. - I jaki to ma związek ze mną?
    - Z tobą nic - odpowiedział Zhi Hua. - Nie znam szczegółów, ale możesz zapytać brata, wtedy dowiesz się więcej. Wiem jedno, że twój starszy brat miał wiele wspólnego z wyjazdem Xia Shangluo z Włoch.
    - Mój brat? - Bai Yutang mocno zmarszczył brwi. - Czym zajmował się mój brat we Włoszech?
    - Hehehe! - zaśmiał się Zhi Hua. - Tego nie wiem. Jesteście braćmi, sam go zapytaj. W każdym razie Xia Shangluo jest bardzo ambitny i ostatnio jest spore poruszenie w podziemnym światku. Nadchodzi nawałnica, którą to on wznieca… Nawet ja mam ochotę uciec przed tą burzą.
    - Dziękuję - powiedział dowódca wstając, a gdy był przy drzwiach usłyszał na pożegnanie:
    - Bądź ostrożny.
    Kiedy wyszedł z klubu, wsiadł do auta i nagle przypomniał sobie, że Zhan Zhao na pewno nie zrobił sobie niczego do jedzenia. Po drodze kupił pizzę i ruszył stronę domu.
    Kiedy otworzył drzwi, poczuł smród spalenizny.
    - Kotek, Kotek?! - zawołał przerażony kierując się do kuchni, a gdy tam wszedł, zamarł.
    Zhan Zhao ubrany w fartuszek trzymał w jednej ręce szpatułkę, a w drugiej butelkę sosu sojowego. Intensywnie wpatrywał się w patelnię i mamrotał coś pod nosem.
    Bai Yutang odetchnął widząc, że nic mu nie jest. Gdy podszedł bliżej, usłyszał jak doktor mówi do jajka na patelni:
    - Pospiesz się, dochodź.
    Już miał skomentować, ale nagle jajko zaczęło strzelać i skwierczeć, zapewne dlatego, że olej był zbyt gorący. Zhan Zhao podniósł butelkę z sosem i zamierzał polać nim jajko.
    - Zaczekaj! - krzyknął dowódca, ale sos już wylądował na patelni. Zaskwierczało i po chwili znad patelni unosił się czarny dym.
    Zhan Zhao szybko sięgnął po ryż i dorzucił go na patelnię, zawzięcie mieszając szpatułką.
    - O rany, Kocie… - Bai Yutang zakręcił gaz, chwycił patelnię i wyrzucił jej zawartość do śmieci.
    - Dlaczego? - zapytał Zhan Zhao odrobinę zawstydzony.
    - To ja powinienem zadać to pytanie. - Bai Yutang wyrwał mu z ręki szpatułkę. - Co robiłeś? Eksperyment chemiczny?
    - Gotowałem - odpowiedział z dumą doktor.
    - A co planowałeś ugotować? - zapytał dowódca patrząc na spaloną patelnię.
    - Na początku chciałem zrobić omlet, ale zmieniłem zdanie i zamierzałem zrobić ryż ze smażonym jajkiem.
    Bai Yutang pokazał mu przypaloną patelnię i zapytał:
    - A co to jest?
    - Jajko… ryż… - powiedział nieśmiało Zhan Zhao.
    Dowódca spojrzał na chaos panujący w kuchni, a potem na nieśmiało uśmiechającego się doktora. Podrapał się po czole, bo był w tej sytuacji bezradny.
    - Kocie, muszę przyznać, że ryż który zrobiłeś… to było bardzo męskie danie.
    - Tylko ryż?
    - Kiedy gotujesz, wyglądasz bardzo profesjonalnie - powiedział dowódca i zaczął ogarniać brudne naczynia. Cały niepokój, jaki czuł po wyjściu z klubu, rozwiał się w jednej chwili.
    Zhan Zhao podszedł do niego i pogładził go po głowie.
    - Jesteś już w lepszym nastroju?
    Dowódca zamarł, odwrócił się do niego, złapał go za podbródek i pocałował.
    - Kotku, dziękuję.
    Wychodzili z kuchni jedząc pizzę i rozmawiając. Bai Yutang opowiedział doktorowi, czego dowiedział się od Zhi Hua.
    - Hmm… - zamyślił się Zhan Zhao. - Yutang, być może Xia Shangluo wykorzystuje okazję, żeby narobić problemów?
    - Jest to możliwe - powiedział Bai Yutang nalewając do kubków kawy. - Osoby ochraniające wystawę były z jego firmy, a pierwszą rzeczą, jaką zrobił po śmierci Carlosa, to kupno skrzyni ze zwłokami.
    - Zgadza się. - Zhan Zhao sięgnął po kolejny kawałek pizzy. - Sporo na tym skorzystał, ale nie wiemy, czy kogokolwiek zabił i czy to on, dla własnych korzyści, wymyślił tę całą klątwę. W sumie to brzmi trochę dziwnie.
    - Cała sprawa jest coraz bardziej niejasna - powiedział dowódca dolewając Zhan Zhao mleka do kawy. - Kocie, gdy zjemy, pojedźmy na komisariat. Gongsun pewnie już zrobił sekcję.
    - Dobrze - przytaknął doktor popijając kawę.
    

    Kiedy wrócili do biura, Gongsun już czekał na nich z raportem z autopsji. Stał oparty o Jiang Penga i zaglądał mu przez ramię, patrząc na monitor z bardzo poważnym wyrazem twarzy.
    - Co się dzieje? Znaleźliście coś?
    - Szefie - powiedział Jiang Peng. - Spójrz, internet zalewają informacje o trupach ze skrzyń i kulturze Tutsi.
    Zhan Zhao podszedł do biurka i zapytał:
    - Ilu jest badaczy kultury Tutsi?
    - Cóż - powiedział Jiang Ping i otworzył nową stronę internetową. - Nie ma wielu zapisów o tym plemieniu, ale są dwie osoby, które wiedzą o nich najwięcej.
    - Kto to?
    - Malarka Mering i wróżka Akasza - powiedział Jiang Ping i zaczął otwierać strony z informacjami o tych dwóch kobietach. - Słynny obraz Mering „Płonący gniew” przedstawia zemstę za zniszczenie starożytnej kultury Tutsi. Winowajca został powieszony i spalony na stosie.
    Wszyscy spojrzeli na obraz, który przedstawiał poskręcanego w konwulsjach mężczyznę wiszącego na linie, pod którym płonął niebieski płomień. Najdziwniejsze, że wisielec sam ciągnął za drugi koniec liny, napinając ją coraz bardziej. Był to wyjątkowo straszny obraz.
    - Dlaczego sam trzyma linę? - zapytał Bai Yutang.
    - Tutsi wierzyli, że śmierć w ogniu jest najgorszą karą, dusza spalonego będzie przez wieki trawiona ogniem. Dlatego wolał się najpierw powiesić - wyjaśnił Zhan Zhao, a wszyscy patrzyli na niego z zaciekawieniem.
    - Kocie, skąd to wiesz? - zdziwił się dowódca.
    - Czemu tak na mnie patrzycie? - zapytał doktor. - Przecież jestem naukowcem, myślę, że i tak zebrałem na ten temat zdecydowanie za mało informacji.
    - Taaa… - Bai Yutang pokiwał głową, po czym zwrócił się do Jiang Pinga. - Co masz o Akaszy?
    - Właśnie oglądamy - wtrącił Gongsun. - Akasza prowadzi transmisję na żywo.
    - Na żywo? - zapytał Bai Yutang.
    - Powiedziała, że wie, kto jest grzesznikiem. Bóg Tutsi jej to powiedział - odpowiedział Jiang Ping i kliknął w okienko, gdzie trwała transmisja. - Wysłaliśmy samochód, żeby namierzył miejsce, skąd nadaje.
    - Znaleźliście ją? - zapytał doktor, widząc na ekranie, że to musi być jakiś niewielki dom.
    - Akasza powiedziała, że bóg Tutsi ukarze grzeszników i ona wie, kto będzie następny - wtrącił Gongsun i nagle zamilkł, ponieważ zobaczyli na ekranie, jak dom stanął w płomieniach.
    - Ach! - Usłyszeli krzyk kamerzysty. - Ktoś jest w pokoju! - Po czym operator kamery ruszył do przodu.
    Na pierwszym piętrze płonął ogień, a z otwartego okna buchały błękitne płomienie. Pośród płomieni widać było ciało wiszące na belce stropowej. Jeden koniec liny był zawiązany na szyi wisielca, drugi znajdował się w jego dłoniach. Gdy kamerzysta przybliżył obraz, wszyscy rozpoznali malarkę Mering. Ten widok zmroził im krew w żyłach i byli w stanie wydusić z siebie jedno jedyne słowo:
    - Zło.    

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***














   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze