SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 78: Pułapka

 

    O świcie Bai Yutang i Zhan Zhao zostali wezwani do biura SCI. Zobaczyli owiniętego w koc Feng Jiego, który siedział na sofie i pił herbatę. Ma Han siedział w sali narad na środku sofy z lekko naburmuszoną miną, a po obu jego stronach leżeli zawinięci w koce Bai Chi i Zhao Hu i trzymali się rogów jego kurtki. Bai Chi był tak przerażony, że został w biurze, bo bał się sam wracać do domu.
    Gongsun wyszedł ze swojego gabinetu i ziewnął, a następnie przedstawił im relację ze wczorajszych zdarzeń. Wang Chao i Zhang Long właśnie przyszli do pracy, a niedługo później obudzili się dwaj śpiący funkcjonariusze.
    Zhan Zhao i Bai Yutang spojrzeli na Feng Jiego.
    - Powiedz, jak długo byłeś tam zamknięty? - zapytał dowódca.
    Mężczyzna miał bardzo przygnębioną minę i powoli zaczął mówić:
    - Od przedwczoraj. Pracowałem na nocną zmianę, a gdy wracałem z pracy, tuż pod moim domem straciłem przytomność - westchnął mężczyzna. - Kiedy się obudziłem, miałem wrażenie, jakbym stał w ciasnym pudle, miałem związane z tyłu ręce i zaklejone usta.
    Ma Han przyniósł totem Króla Orła i pokazał do dowódcy i doktorowi.
    - Szefie, zobacz, wnętrze jest puste. Bardzo sprytnie ktoś to wymyślił, ponieważ osoba w środku może się poruszać, przesuwać i skakać. Podstawa jest na tyle solidna i stabilna, że totem nie może się przewrócić.
    Zhan Zhao podszedł bliżej i zobaczył, że w głowie posągu znajdują się dwie małe dziurki, dlatego zapytał Feng Jiego:
    - Widziałeś coś przez te dziurki?
    - Niezbyt dobrze, ale coś tam było widać - odpowiedział mężczyzna. - Kiedy się ocknąłem, byłem w magazynie, zablokowany jakąś stertą rzeczy.
    Zhao Hu skinął głową i dodał:
    - Byłeś zablokowany meblami. Nie zauważyliśmy totemu, kiedy weszliśmy do pokoju.
    - Zobaczyłem, że zapaliło się światło, czyli ktoś tam był, dlatego próbowałem wyskoczyć, ale po chwili światło zgasło i wtedy… wtedy zobaczyłem ducha.
    Zarówno Ma Han, jak i Zhao Hu domyślili się, że tym duchem była postać, którą Lu Yan wyświetliła na ścianie za pomocą projektora. To miało ich przestraszyć, ale wystraszyło też Feng Jiego.
    - I co zrobiłeś? - zapytał Bai Yutang powstrzymując uśmiech. - Kiedy cię przenosiliśmy, nawet nie pisnąłeś, to ze strachu?
    Mężczyzna zarumienił się ze wstydu i przytaknął:
    - Kiedy się ocknąłem, byłem w tym pokoju. - Feng Jie wskazał na salę narad. - Zobaczyłem, że na zewnątrz ktoś jest i wyskoczyłem. Próbowałem wzywać pomocy, a co było dalej, wszyscy już wiecie.
    Wszystkim chciało się śmiać, ale powstrzymali się, widząc żałosny wygląd tego mężczyzny.
    - W studiu Tanaki znaleziono kilka beczek benzyny - powiedział Gongsun. - Po zamordowaniu Morrisa zapewne zamierzali spalić willę. - Po czym wskazał na Feng Jiego. - Ty też byś przed tym nie uciekł.
    - Co?! - Mężczyzna zerwał się gwałtownie na nogi. - Tak, chcą nas zabić i uciszyć.
    - Zabić i uciszyć? - zapytał dowódca. - Co takiego wiesz, że ktoś chce cię uciszyć?
    Feng Jie usiadł i pochylając głowę i zamilkł.
    - Qu Yanming i Lu Yan zostali aresztowani - powiedział Zhan Zhao. - Ty i Qu Yanming ochranialiście tamtego dnia wystawę. Powiedz, co wiesz. A może byliście zamieszani w morderstwo?
    - Nie! Nie, nie zrobiliśmy tego! - krzyknął mężczyzna i zamilkł na chwilę. - Wiem, że Yanming został aresztowany, właściwie… przez ostatnich kilka dni byłem bardzo ostrożny, bałem się, że mnie zabiją, żeby mnie uciszyć.
    Wszyscy wpatrywali się w niego w napięciu, a Feng Jie zapalił papierosa i kontynuował:
    - Jeśli chodzi o zabójstwo Carlosa, to nie zrobił tego Yanming, Lu Yan też jest niewinna. Oni byli zmuszeni… przez osobę, która to zrobiła.
    - Kto to taki? - zapytał doktor.
    Feng Jie zamilkł, a po chwili wyszeptał.
    - Shangluo.
    Wszyscy byli zaskoczeni, bo chociaż domyślali się, że Shangluo jest ściśle związany z tą sprawą, to nie spodziewali się, że jest on mordercą.
    - Chcesz powiedzieć, że Shangluo zabił Carlosa? - Bai Yutang chciał potwierdzić zeznanie.
    Feng Jie pokiwał głową.
    - Za nim stał ktoś jeszcze, komu pomagał. Nie wiem, czy to był człowiek, czy nie.
    - Co masz na myśli? - zapytał Zhan Zhao. - Dlaczego zastanawiasz się, czy to był człowiek?
    - Ten ktoś… słyszeliśmy jego głos, ale nigdy go nie wiedzieliśmy. To Tutsi. - Głos Feng Jiego zadrżał, nie wiadomo, czy to z podekscytowania, czy ze strachu. - On ma magiczne zdolności i każdy, kogo bierze na cel, musi umrzeć.
    Bai Yutang spojrzał znacząco na Zhan Zhao. Słyszałeś? To samo powiedział Morris.
    Doktor skinął głową i odpowiedział spojrzeniem. Zatrzymajmy go, mam pomysł.
    - Ech, Feng Jie. - Bai Yutang wstał i zwrócił się do ochroniarza. - Zapewnimy ci ochronę.
    - Ochronę? - zapytał mężczyzna zaskoczony.
    - Skoro wiesz, co zrobił Shangluo i podejrzewasz, że chce cię uciszyć, to znaczy, że jesteś w niebezpieczeństwie, dlatego musimy cię chronić - wyjaśnił dowódca i mrugnął do Ma Hana. - Znajdź kogoś, kto zapewni mu ochronę 24 godziny na dobę.
    Ma Han przytaknął i poszedł z Feng Jiem do wydziału ochrony świadków, gdzie wybrał dwóch doświadczonych policjantów, aby mieli na niego oko. Zanim wypuścił Feng Jiego z komisariatu, pouczył go, żeby nie wychodził z domu bez potrzeby, a w razie czego ma przydzieloną ochronę i niech o tym nie zapomina.
    - Kocie, co planujesz? - zapytał dowódca, gdy zamknęli się w jego gabinecie.
    - Chcę zastawić na nich pułapkę - odpowiedział Zhan Zhao. - Zgrajmy w ich grę.
    Nie tracąc czasu Bai Yutang wysłał do szpitala funkcjonariusza, który miał pilnować dwóch policjantów. Ten właśnie zadzwonił i powiedział, że wyciągnięto im kule i odzyskali świadomość. Czekali teraz na badania psychologiczne, które były częścią planu Zhan Zhao.
    Gdy wyszli z gabinetu, zobaczyli Bai Chi’ego, który siedział smutny na sofie.
    - Bai Chi? - zawołał doktor. - Co się stało?
    - Nic… - odpowiedział po chwili chłopak.
    - Ach! Racja! - Bai Yutang wyciągnął kartkę z marynarki i mu ją podał. - Ostatnio byłem tak zajęty, że prawie zapomniałem. To dla ciebie.
    Bai Chi podejrzliwie sięgnął po kartkę, a gdy przeczytał, co jest na niej napisane, zamarł w bezruchu na kilka sekund, po czym gwałtownie zerwał się z kanapy.
    - To jest… pozwolenie na broń! - Podekscytowany chłopak patrzył na podpis komendanta Bao Zhenga pod pieczęcią „Zatwierdzono”. - Ja… ja… to… jest… - Bai Chi nie był w stanie się wysłowić.
    Zhan Zhao uśmiechnął się i powiedział:
    - Biorąc pod uwagę twoje osiągnięcia przy dwóch ostatnich sprawach i stabilną kondycję psychiczną, komendant Bao zezwala ci na noszenie broni. Możesz ją odebrać.
    - Cudownie! - krzyknął szczęśliwy Bai Chi i zwrócił się do Bai Yutanga. - To znaczy, że ja też mogę wyjść w teren?
    - Oczywiście, że możesz - odpowiedział z uśmiechem dowódca i patrzył, jak chłopak z radości kręci piruety.
    - Dziękuję, to wy złożyliście wniosek, prawda?
    Doktor uśmiechnął się i potrząsnął głową.
    - To nie my, powinieneś podziękować komuś innemu.
    - Nie wy? - chłopak nie mógł w to uwierzyć.
    - Komendant zapytał każdego z członków SCI o opinię, wszyscy byli jednomyślni i potwierdzili twoje dobre wyniki, a także uważali, że powinieneś nosić broń.
    - Jednak to Zhao Wei przedstawił prośbę komendantowi - dodał dowódca.
    - Zhao Wei? - Bai Chi był jeszcze bardziej zdziwiony.
    - Zhao Wei wysłał list z podziękowaniami za uratowanie życia podczas ceremonii otwarcia Miasta Rozrywki Shen Qiana i zasugerował w nim, że gdybyś miał wtedy broń, mógłbyś lepiej kontrolować sytuację. Zwrócił się z prośbą, by ponownie przeanalizowano, czy spełniasz kryteria, by dostać pozwolenie na broń.
    Widząc zaskoczoną minę chłopaka, Zhan Zhao poklepał go po plecach.
    - W sytuacji, jaka wczoraj miała miejsce, każdy byłby przerażony. Idź do domu, weź prysznic, wyśpij się, to poprawi ci nastrój.
    Po tych słowach wyszedł z Bai Yutangiem z biura.
    Kiedy dotarli do szpitala, poszli na oddział zamknięty do sali, przy której stało dwóch policjantów. W środku byli Xu Yadong i Wu Kai, którzy byli wyczerpani po kilku godzinach przeprowadzania testów.
    - Wszystko w normie - powiedział Zhan Zhao, spoglądając na raporty.
    - O ile nasz sprzęt nie zaszwankował, to w normie - odpowiedział lekarz i sobie poszedł.
    - Kocie, co z pułapką? Jak ją podłożymy? - zapytał podekscytowany dowódca.
    - Nic nie zrobimy - uśmiechnął się doktor. - W tej scenie zagrają dla nas aktorzy.
    - Aktorzy? - zapytał zdziwiony dowódca i zobaczył lekarkę idącą korytarzem z rękoma w kieszeniach białego fartucha. Zatrzymała się tuż przy nich i dopiero wtedy dowódca rozpoznał siostrę Ma Hana, Ma Xin.
    - Mój brat mówił, że macie do mnie sprawę - powiedziała kobieta.
    Zhan Zhao uśmiechnął się i przeszedł do sedna.
    - Chcemy, żebyś asystowała nam w przedstawieniu. Mamy zgodę szpitala… pomożesz?
    - Oczywiście - powiedziała Ma Xin wzruszając ramionami. - Co mam zrobić?
    Zhan Zhao poprosił ją, żeby usiadła i opowiedział jej i dowódcy o swoim planie, na co Ma Xin się zaśmiała.
    - Ciekawe.
    - Pomożesz? - zapytał Bai Yutang.
    - Tak, ale w ramach wdzięczności musicie wyświadczyć mi przysługę. - Ma Xin mrugnęła do nich, uśmiechając się zadziornie.
    Doktor i dowódca spojrzeli na siebie.
    - O co chodzi?
    - Nie wiem, czy wiecie, że Xu Jiayi próbuje poderwać mojego brata - powiedziała dziewczyna z bezradną miną. - Ale on jakby tego nie widzi, dlatego musimy wkroczyć.
    Zhan Zhao i Bai Yutang nie mogli powstrzymać się od uśmiechu.
    - W porządku, jak możemy pomóc?
    Ma Xin wyjaśniła im wszystko, a dowódca od razu zgodził się pomóc.


    W tej właśnie chwili Ma Han wrócił do domu z dyżuru i głośno kichnął, po czym poszedł do łazienki wziąć gorący prysznic.


    Ma Xin weszła na jedną z sal oddziału zamkniętego, niosąc metalową tacę, towarzyszyli jej dwaj funkcjonariusze policji. Jeden z policjantów zabrał Xu Yadonga i zaprowadził go do innego pokoju, a na sali zostali Wu Kai, Ma Xin i drugi policjant. Przykuty do krzesła Wu Kai spojrzał na policjanta i zawołał nieco zdezorientowany do Ma Xi;
    - Co się dzieje? Nic nie pamiętam!
    Funkcjonariusz stał nieruchomo jak posąg, z kolei Ma Xin zajmowała się swoimi sprawami, a po upływie około pół godziny wyszła z policjantem i tacą, zostawiając na sali krzyczącego Wu Kaia. Gdy wyszli, zamknęli za sobą drzwi. Poszli do pokoju, w którym siedział Xu Yadong i czekał lekko zaniepokojony.
    Ma Xin zaczęła go badać, a gdy skończyła i razem z policjantem skierowała się w stronę drzwi, funkcjonariusz zapytał:
    - Pani doktor, jest pani pewna, że z jego głową wszystko w porządku?
    - Cóż… tamten człowiek miał rację, on jest… - W tym monecie zamknęli za sobą drzwi, przez co Xu Yadong nie mógł usłyszeć dalszej części wypowiedzi.


    Po wszystkim Ma Xin zapytała Zhan Zhao.
    - I jak mi poszło?
    - Świetne przedstawienie. - Doktor pokiwał głową z aprobatą. - Na dzisiaj to wszystko. Jutro będziemy kontynuować.
    Zadowolona Ma Xin ruszyła w stronę swojego oddziału, a Bai Yutang podszedł do doktora chowając telefon.
    - Kocie, rozmawiałem z Zhao Weiem, chce nam pomóc. Powiedział, że dzisiaj wieczorem odwiedzi go Morris i możemy działać.
    - Świetnie! - Doktor poklepał go po ramieniu. - Chodźmy coś zjeść, a potem przygotujemy się na dzisiejszy wieczór.
    Wieczorem pojechali do Zhao Weia, opowiedzieli mu o swoich planach oraz przedstawili pytania, które powinien zadać Morrisowi. Potem stanęli przed dużą szafą, gdzie mieli się ukryć i poczekać, aż Morris połknie przynętę.
    

    Wykąpany i wyspany Bai Chi pojechał wieczorem na komisariat, by odebrać broń. Kiedy miał pistolet przy pasie, poczuł się szczęśliwy. Wszedł do supermarketu, gdzie kupił melona i kilogram żeberek. Chciał podziękować za okazaną mu uprzejmość, dlatego po wyjściu ze sklepu, ruszył prosto do domu Zhao Weia.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze