SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 77: Kilku morderców

 

    Bai Yutang owinął Zhan Zhao ręcznikiem i zaniósł go do łóżka, po czym szczelnie okrył kołdrą. Oczywiście Kot nadal był zły i zgrzytał zębami.
    - Kotek, chce ci się pić? - Dowódca nalał wody do szklanki i zapytał zakopanego pod kołdrą Zhan Zhao.
    Oczywiście, że chciało mu się pić. Wyszedł właśnie spod prysznica, a po tak intensywnym wysiłku piekielnie go suszyło. Skinął głową i patrzył na szklankę w rękach dowódcy. Bai Yutang uśmiechnął się i napełnił usta wodą, po czym pochylił się, przylgnął do jego ust i dał mu się napić. Połowę wody doktor wypił, a połowa wyparowała, ponieważ Kot był cały czerwony i czuł się jak rozgrzany silnik parowy.
    Dowódca miał zamiar pozwolić mu się wyspać, ale kiedy na niego patrzył, zauważył, że co prawda jest szczelnie owinięty kołdrą, ale jego oczy były bardzo żywe, nie było w nich śladu senności, dlatego zapytał z uśmiechem:
    - Co się dzieje, Kocie? Nie jesteś śpiący?
    Zhan Zhao zmierzył go podejrzliwym spojrzeniem.
    - Nie mogę przestać myśleć o tej sprawie.
    - Tak, wspominałeś, że są nowe wskazówki. - Dowódca wspiął się na łóżko i pomógł mu się podnieść, a potem ściągnął z niego ręcznik i zaczął wycierać mu głowę. - Powiedz, co odkryłeś.
    - Hmm… - Zhan Zhao zastanowił się przez chwilę. - Zacznijmy od pierwszego morderstwa, czyli od Carlosa. Na początku wydawało nam się ono nieprawdopodobne, ale teraz już wiemy, że Qu Yanming i Lu Yan są zamieszani w sprawę.
    - Zgadza się - przytaknął dowódca. - Gdyby działali wspólnie, bez problemu mogli zabić Carlosa i zatrzeć za sobą wszelkie ślady.
    - Przejdźmy do Tanaki, Mering, Xiao Lu, Akaszy, Fu Yishana i Luo Penga. Jak myślisz, co ich ze sobą łączy?
    - Musi być jakiś wspólny mianownik… - Bai Yutang zamyślił się i coraz wolniej wycierał włosy doktora. - Wszyscy mają jakiś związek z kulturą Tutsi, chociaż nie jestem pewien co do Luo Penga. - Dowódca pokiwał głową. - Kocie, nie mam pojęcia. I jest jeszcze Morris, który uniknął śmierci.
    - To Morris jest kluczem - powiedział Zhan Zhao próbując się do niego odwrócić, ale ostatecznie upadł na poduszkę. Bai Yutang uśmiechnął się i pomógł mu się podnieść, szepcząc:
    - Co tam? Bolą cię plecy?
    Zhan Zhao spojrzał na niego gniewnie, po czym kontynuował:
    - Oni wszyscy mają ze sobą coś wspólnego, ale nie Morris.
    Bai Yutang patrzył na niego poważnym wzrokiem.
    - Co masz na myśli?
    - Kiedy zginał Carlos, byli tam Lu Yan i Qu Yanming, kiedy zginał Tanaka, był tam Morris, kiedy zginęła Mering, były tam dwie jej uczennice, kiedy zginęła Xiao Lu, w raporcie został wspomniany bliski przyjaciel. Podczas zamachu na Akaszę w pobliżu była jedna z jej klientek, Zhou Lu. Fu Yishan zawsze jest w towarzystwie ochroniarzy i swojego sekretarza, a Luo Peng został zabity przez swoich ludzi, z którymi od lat pracował. - Kiedy skończył wyliczać, spojrzał wymownie na dowódcę. - Jak myślisz, co ich łączy?
    Oczy dowódcy się rozszerzyły, aż upuścił ręcznik.
    - Racja, Kocie! - Bai Yutang był tak podekscytowany, że aż poczochrał go po głowie. - Każda z ofiar miała przy sobie bliską osobę. Morderstwo Carlosa, Tanaki, Mering i nawet Fu Yishana były bardzo precyzyjnie zaplanowane, a to znaczy, że musiały brać w tym udział bliskie im osoby. Jednak ci, którzy próbowali zabić Akaszę i mordercy Luo Penga działali bez planu, byli jakby opętani - przerwał i popatrzył na doktora. - Może faktycznie są szaleńcami…
    - Mądrala. - Zhan Zhao pokiwał głową z uznaniem. - Jeśli Zhou Lu i ci dwaj policjanci są w tej samej sytuacji, co Qu Yanming i Lu Yan, to nie są szaleńcami i sprawa będzie prosta. Trafiłem na pewną powtarzalną prawidłowość. Zastanów się, od którego przypadku mordercą był szaleniec?
    - Akasza - powiedział Bai Yutang i aż się wyprostował. - Rozumiem. To Akasza była zasłoną dymną, ale uniemożliwiliśmy zabójstwo Fu Yishana. Morderca nie miał wyboru, musiał zabić Akaszę i podjął decyzję pod wpływem chwili. Wpadliśmy na niego, a on udawał szaleńca.
    - A co w takim razie myślisz o zabójstwie Luo Penga?
    - To ma związek z próbą zabójstwa Akaszy. - Uśmiechnął się Bai Yutang. - Dzięki temu uwiarygodnili stan chwilowego szaleństwa w razie, gdybyśmy podejrzewali Zhou Lu o to, że udaje niepoczytalność.
    - I jeszcze sprawa Morrisa…
    - To też ustawka. - Bai Yutang nie dał dokończyć zdania doktorowi. - Dzięki temu działania Qu Yanminga nabierają wiarygodności i jedynymi, którzy za wszystko poniosą odpowiedzialność, będą Qu Yanming i Lu Yan.
    - Teraz zadbają, żeby się nie wygadali i udowodnią, że obaj mają problemy psychiczne i pewnie ich zabiją, bo tylko wtedy ci, którzy za nimi stoją, będą bezpieczni. - Zhan Zhao potarł dłonią brodę. - Wychodzi na to, że morderców jest kilku i wszyscy są ze sobą związani. Na początku założyliśmy, że jest jeden morderca, ponieważ sprawy są ze sobą powiązane. Jednak różnią się zastosowaną techniką.
    - Masowe zbrodnie na taką skalę, poświęcenie Qu Yanminga i Lu Yan? Za tym na pewno kryje się jakaś tajemnica. - Mina dowódcy stała się bardzo ponura. - Kocie, widziałeś zwłoki w willi Tanaki… może w nich jest odpowiedź.
    - Rano przesłuchamy obu gliniarzy i wyciągniemy z nich prawdę - powiedział doktor. - Jestem pewien, że tylko udają szaleńców.
    - Skąd ta pewność? - Bai Yutang nie krył zaskoczenia. - Kocie, oni wyglądali jak opętani.
    - Fakt, nie byli poczytalni - przytaknął Zhan Zhao. - Ale osoba całkowicie niepoczytalna nie przeładowałaby broni od razu po oddaniu sześciu strzałów.
    - Fakt… Jakby byli w amoku, próbowaliby strzelać dalej pomimo braku naboi.
    - I jeszcze coś… - uśmiechnął się doktor. - Pamiętasz dwa strzały oddane przez Bao Zhonga?
    Bai Yutang przypomniał sobie sytuację i nagle się roześmiał.
    - Ten stary lis, jest bardzo sprytny. Strzelił im w ramię, nie w stawy. Gdyby byli szaleni, to nawet nie poczuliby, że są ranni i nie wypuściliby broni z ręki.
    - Wiesz - przytaknął doktor - dobrze to rozegrali. Gdyby nie rzucili broni, zostaliby zabici.
    - Uff. - Bai Yutang odetchnął głęboko. - Nic dziwnego, że staruszek chce, żebyśmy w tydzień zamknęli sprawę, skoro nastąpił w niej przełom. Kocie… - Bai Yutang pochylił się i pocałował Zhan Zhao w czoło. - Kocie, jesteś naprawdę mądry. Za każdym razem, kiedy sytuacja wydaje się bez wyjścia, ty zawsze znajdujesz rozwiązanie.
    Doktor oparł się głową o jego ramię.
    - Yutang, ale tym razem musimy poprosić kogoś o pomoc.
    Dowódca spojrzał na niego i zapytał:
    - Zhao Weia, prawda?
    Zhan Zhao zamknął oczy i wygodnie ułożył się na boku, po czym przykrył się kołdrą.
    - Yutang, jesteś najlepszy… - Po chwili już smacznie spał.
    Bai Yutang pokiwał głową, poprawił kołdrę, a gdy poszedł zgasić światło, usłyszał jak doktor mamrocze przez sen.
    - Jestem na ciebie wściekły. Potrafisz się bić, logicznie myśleć, jesteś zawsze najlepszy… Cholerna Mysz!


    Ma Han został w biurze na dyżurze, siedział w gabinecie Zhan Zhao z kawą i czytał informacje, które znalazł Bai Chi ma temat kultury Tutsi. Nagle ktoś zapukał do drzwi, więc podniósł wzrok i zobaczył Zhao Hu z poduszką w ramionach.
    - Han, mój drogi bracie…
    Słysząc to Ma Han parsknął kawą i zapytał:
    - Miałeś się położyć, podobno byłeś śpiący. - Następnie spojrzał na niego z zaciekawieniem. – No, co tak stoisz?
    - Chcę spać tutaj. - Zhao Hu przytulił poduszkę do piersi i podszedł do sofy. - A ty czytaj i się mną nie przejmuj.
    - Hej, tygrysie. - Ma Han zmarszczył brwi. - O co chodzi? Jesteś chory?
    - Nie, nie. Nigdy się nie przeziębiam.
    - To dlaczego wbiłeś tu w środku nocy? - Ma Han patrzył na niego podejrzliwie. - Kanapa w sali narad jest o wiele wygodniejsza, a ty chcesz się cisnąć na tej małej sofie?
    Zhao Hu usiadł i odpowiedział lekko nadymając usta:
    - Bo tam… czuję się, jakby ktoś mnie obserwował.
    Nagle Ma Han się roześmiał.
    - Rozumiem, nie chcesz spać w towarzystwie totemu Króla Orła, co?
    - I jeszcze… - mówiąc to, Zhao Hu był blady jak ściana. - Ta sala sąsiaduje z gabinetem medycyny sądowej.
    - Ale przecież tam jest Gongsun. - Ma Han nie był w stanie przestać się śmiać. - Jeśli on jest w pobliżu, nie masz czego się bać. Odstraszy wszystkich, nawet duchy.
    - To właśnie jego boję się najbardziej. - Zhao Hu aż lekko zadrżał. - On ciut za bardzo zaangażował się w badanie zwłok ze skrzyń i boję się, żeby nie zechciał na mnie poeksperymentować i zrobić ze mnie upchniętego w skrzynię trupa.
    Ma Han pokiwał głową z politowaniem i wrócił do czytania, ale usłyszał, jak Zhao Hu szepcze:
    - I wiesz… chyba widzę rzeczy, których nie ma.
    - Co takiego? - Ma Han spojrzał na niego ponownie, ponieważ jego głos zaczął się rwać. Zobaczył jak Zhao Hu drżącą ręką wskazuje drzwi sali narad.
    - Ten… ten… Król Orzeł. Wcześniej nie widziałem go z tego miejsca… dlaczego teraz go widzę?
    Ma Han uśmiechnął się do niego, po czym spojrzał we wskazanym kierunku. Totem Króla Orła, który postawiono w rogu sali, nagle znalazł się przy drzwiach.
    Ma Han dał znak kumplowi, żeby mówił dalej. Zhao Hu przytaknął i przez chwilę prowadzili nic nie znaczącą wymianę zdań, nie spuszczając totemu z oczu.
    Po chwili stało się coś dziwnego, posąg poruszył się i kicnął w stronę drzwi. Obaj funkcjonariusze wstrzymali oddech i chwycili za broń. Zhao Hu zapytał szeptem:
    - O co chodzi? Dlaczego on się porusza?
    Ma Han odpowiedział po chwili zastanowienia:
    - Jest tylko jedno wyjaśnienie… on żyje.
    - Co? - syknął Zhao Hu i poczuł, że zaczyna kręcić mu się w głowie. - Dlaczego mnie straszysz? I to w takim momencie?
    - Totem jest rzeczą martwą, ale coś wewnątrz niego żyje.
    - Wewnątrz? - Zhao Hu wymamrotał i patrzył na totem, który w sumie miał kształt człowieka. Gdyby wnętrze zostało wydrążone, to ktoś mógł się tam ukryć.
    Z bronią w ręku powoli ruszyli w stronę totemu, gdy nagle drzwi do biura się otworzyły i stanęli w nich Bai Chi, Zhang Long i Wang Chao, którzy właśnie wrócili z domu kapitana Luo Penga.
    Bai Chi pchnął drzwi w tak niefortunnym momencie, że zobaczył, jak totem robi susa w ich kierunku. Przez chwilę posąg i chłopak patrzyli na siebie.
    - Łaaaa!!! - Bai Chi wrzasnął, jakby go obdzierano ze skóry. Zhan Long i Wang Chao nie zdążyli przekroczyć progu, Ma Han i Zhao Hu stali przyczajeni w gabinecie, a zaskoczony wrzaskiem Gongsun wybiegł z pokoju sekcyjnego. Również dyżurni policjanci z niższych pięter słysząc ten krzyk stanęli jak wryci.
    - Kto tak wyje? - zapytał Gongsun zaglądając do biura. Zobaczył, że jego koledzy stoją i gapią się na totem.
    Po chwili Ma Han wskazał na Króla Orła i powiedział:
    - Nie wiem jak wy, ale ja słyszałem, że on też krzyknął.
    Gongsun stanął przy totemie i wydał polecenie:
    - Wyłaź!
    Nie było reakcji. Ale po chwili tomem zaczął się kiwać, a z wnętrza dobiegło do nich ciche kwilenie, jakby stłumiony krzyk. Bai Chi zbladł jeszcze bardziej. Gongsun podszedł bliżej i zaczął grzebać przy oczach totemu, coś nacisnął i wszyscy usłyszeli kliknięcie. Na środku totemu pojawiła się szczelina. Teraz usłyszeli wyraźniej stłumiony jęk, podeszli i otworzyli totem niczym małżę. Ktoś był w środku, miał związane ręce i był zakneblowany, a co ciekawe, wyglądał znajomo…
    Gongsun rozpoznał go od razu, to był Feng Jie, ochroniarz, który podczas otwarcia wystawy towarzyszył Qu Yanmingowi.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***








   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze