SCI Mystery - tom 1 [PL] - Nieludzkie morderstwo / Rozdział 83: Demony i potwory

 


    Po chwili Xia Shangluo wyjechał z garażu, zabrał spod wejścia do hotelu Zhan Zhao i razem pojechali w kierunku jego willi w Linjing. Doktor miał przy sobie lokalizator satelitarny i Bai Yutang mógł śledzić go z większej odległości. Po chwili Xia Shangluo zapytał:
    - Doktorze Zhan, chciałbym zadać panu kilka pytań związanych z pana zawodem.
    Zhan Zhao patrzył przez okno i to pytanie wyrwało go z zadumy, a przy okazji bardzo go zaintrygowało.
    - Chodzi o psychologię?
    - Tak. Od dawna szukałem eksperta, którego mógłbym o to zapytać.
    - Słucham, proszę pytać.
    - Doktorze, wierzy pan w duchy?
    - W duchy? - zapytał Zhan Zhao, unosząc lekko brwi. - Pytasz dosłownie, czy w przenośni?
    - Pytam o byt, który nie jest ani istotą żywą, ani martwą. Pytam o coś, czego nauka nie jest w stanie wyjaśnić. - Xia Shangluo zrobił krótką przerwę. - Tak, jak w przypadku demonów i potworów.
    Zhan Zhao uśmiechnął się i powiedział:
    - Wierzę.


    Słuchając tej rozmowy Bai Yutang od razu się skrzywił.
    - Co ten Kot za bzdury opowiada?
    Bai Chi był równie zaskoczony i zapytał kuzyna:
    - Bracie, ty w to nie wierzysz, prawda?
    - Jak policjant mógłby wierzyć w coś tak niedorzecznego, zwłaszcza pracując nad taką sprawą?
    - To, że w coś nie wierzysz, nie oznacza, że to nie istnieje.
    Dowódca roześmiał się, bo jego małe dzieciątko wreszcie się rozgadało.
    - Po pierwsze, nigdy nie spotkałem żadnego ducha, a nawet gdybym spotkał, to dopóki nie sprawdzę, czy jest prawdziwy, to nie uwierzę.
    - Nic dziwnego, że nazywają cię pogromcą demonów - mruknął pod nosem chłopak.
    - Co tam mamroczesz? - zapytał Bai Yutang zaskoczony.
    - A... nic ważnego.


    - Wierzysz? - Xia Shangluo był bardzo zaskoczony, słysząc odpowiedź Zhan Zhao. - Myślałem, że psychologowie nie wierzą w takie rzeczy.
    - Skąd wniosek, że nie wierzą? - zapytał doktor. - A poza tym, dlaczego poruszamy ten temat?
    - Och, chciałem zapytać, czy widzenie tego, czego nie ma i słyszenie głosów, których nie powinno się słyszeć, to specjalny dar, czy iluzja? - Mężczyzna miał bardzo zmartwiony wyraz twarzy. - Ta kwestia od dłuższego czasu nie daje mi spokoju.
    - Wszystko zależy od tego, co takiego widzimy i słyszymy - powiedział doktor. - Mam rozumieć, że widzi pan więcej, niż inni ludzie?
    Xia Shangluo zawahał się przez chwilę, ale w końcu odpowiedział:
    - Tak, od czasu, kiedy kupiłem skrzynie ze zwłokami, czyli od niedawna.
    Chwilę później wjechali do dzielnicy willowej Linhuang. Samochód zatrzymał się przy jednym z domów.
    - To tutaj - powiedział mężczyzna.
    Zhan Zhao patrzył na dom, który stał za żelazną bramą, przed którym był mały dziedziniec przylegający do domu. Gdy wysiedli z auta, Bai Yutang zatrzymał samochód w pobliżu dużego klombu. Bai Chi spojrzał na dom i powiedział:
    - O rany.
    - Co się dzieje? - zapytał dowódca.
    - Ten dom jest przerażający. - Chłopak wskazał palcem na willę. - Dreszcze mnie przechodzą, kiedy na niego patrzę.
    Bai Yutang spojrzał uważnie, potem rozejrzał się i zapytał nieco zdezorientowany:
    - Co w nim strasznego?
    - Nie potrafię wyjaśnić. - Bai Chi sięgnął po kurtkę, którą zawiesił na siedzeniu i się ubrał. - Od samego patrzenia włosy jeżą mi się na głowie i mam ciary.
    - O tak, też to czujemy - powiedział Zhao Hu przez krótkofalówkę. - Wygląda jak nawiedzony dom.
    - Zgłoście się jutro na badanie oczu - odpowiedział dowódca.
    Po chwili usłyszeli głos doktora.
    - Ten dom wydaje się wyjątkowy.
    - Też to wyczułeś? - Xia Shangluo wsadził klucz w drzwi.
    - Dom jest niesamowity, jeśli ktokolwiek tego nie widzi, powinien iść do okulisty.


    - Khe, khe… - Ma Han zakaszlał znacząco.
    - Może twoja siostra zna jakiegoś okulistę? Może kogoś poleci? - zapytał go szeptem Zhao Hu.
    Bai Chi dusił się tłumiąc śmiech, a Bai Yutang zagotował się ze złości.
    - Kocie, poczekaj, ja ci pokażę.


    - Ta część domu jest bardzo ciemna, przez cały rok nie wpada tam ani jeden promień słońca. Jest odrobinę ponuro - wyjaśnił Xia Shangluo. - Mistrz feng shui wybrał dla mnie ten dom.
    - Feng shui? - zapytał doktor. - Celowo wybrałeś tak ponury dom?
    - To pasuje do mojej kolekcji - powiedział Xia Shangluo i zapalił światło w salonie, po chwili jasność rozproszyła ponurą i mroczną atmosferę. - Zwłoki nie powinny być wystawione na światło dzienne, bo nie wiadomo, co się z nimi stanie.
    - Mieszka pan tu sam? Jeśli tak, to jest pan bardzo odważny.
    - Nie mam wyjścia.


    Im dłużej Bai Chi ich słuchał, tym zimniej mu się robiło. Myśl o upiornym domu pełnym trupów przyprawiała go o gęsią skórkę. Tylko dziwak mieszkałby sam w takim domu.
    Bai Yutang uśmiechnął się i powiedział:
    - Co on za bzdury opowiada? Zwłoki to zwłoki, jeśli nawet zostaną wystawione na słońce, to przecież nie przestaną nimi być.
    Chłopak zadrżał i zapytał kuzyna:
    - Ale przecież zwłoki mogą przestać być zwłokami?
    - To tylko przesąd.
    - Kiedyś słyszałem od jednego starca, że to prawda. - Bai Chi zadrżał. - Mówi się, że ci, co umarli na polu bitwy, często zmieniają się w zombie, wychodzą z grobów i rzucają się na ludzi.
    Bai Yutang zmierzył go ostrym spojrzeniem.
    - To, co jest martwe, nie ożyje. To kompletna bzdura, to niemożliwe, żeby mumie w domu Shangluo zmieniły się w zombie. Gdyby to była prawda, Gongsun już dawno zostałby przez nie rozszarpany.
    Bai Chi opuścił głowę i wymamrotał:
    - Martwię się, bo brat jest tam w środku.
    - Ach, ten Kot. - skrzywił się Bai Yutang. - Wierz mi, że jeśli jakiś trup ożyje, to on go złapie i pozwoli, żeby Gongsun się nim zajął.
    - To straszne… - Chłopak zbladł i przełknął ślinę.


    - Czego się pan napije? - Xia Shangluo otworzył szafkę z winami.
    - Może być cokolwiek. - Zhan Zhao podziwiał dziwne rzeźby na stoliku do kawy, a po chwili wziął kieliszek wina, który podał mu gospodarz.
    - To przedmioty z plemienia Tutsi? - Doktor wskazał na drewnianą rzeźbę.
    - Ma pan świetne oko. - Mężczyzna kiwnął z uznaniem głową. - To symbol dziecka z plemienia Tutsi. Uroczy, prawda?
    - Chciałbym zobaczyć pańską kolekcję.
    - Dobrze. - Xia Shangluo odstawił kieliszek i poszli razem w kierunku schodów. - Całą kolekcję zgromadziłem na drugim piętrze. A tak przy okazji, jeśli usłyszy pan jakieś dziwne dźwięki, proszę się nie bać.
    - Dziwne dźwięki? - zapytał doktor. - Na przykład jakie?
    - Słyszę ostatnio, jak ktoś w nocy spaceruje.


    - Pfff… - Zhao Hu opluł kawą przednią szybę.
    Bai Chi zrobił szerokie oczy.
    - Spa… space…
    - Ech! - zadrwił Bai Yutang. - On coś ściemnia. Udaje, że ma ducha w domu.


    Zhan Zhao patrzył, jak Xia Shangluo otwiera drzwi do pokoju i włącza reflektory. Od razu spojrzał na szklane gabloty i kilka trumien ze szklanym wiekiem, które stały obok siebie.
    W gablotach i trumnach leżały wysuszone ciała, różnych kształtów i rozmiarów. A na środku znajdowała się skrzynia z trupem. Zhan Zhao pomyślał, że Gongsun byłby zachwycony. Xia Shangluo opowiedział historię każdego z ciał, a także powiedział kilka słów o cywilizacji, z jakiej pochodzą i o miejscach, gdzie je znaleziono.
    - To zwłoki nastolatka z plemienia Tutsi – powiedział, wskazując na niewielkich rozmiarów zwłoki leżące w trumnie.
    - O ile wiem, Tutsi chowano w skrzyniach - rzekł doktor, patrząc z zainteresowaniem na całkiem dobrze zachowane ciało.
    - Tylko wyjątkowe dla plemienia osoby - odpowiedział Xia Shangluo. - Kobiety i dzieci mieli normalne pogrzeby. Oczywiście wszystkich balsamowano, a Tutsi znali dotąd nieodkryty sposób na zabezpieczenie zwłok, dlatego na ciałach nie ma śladu zgnilizny i rozkładu.
    Obok nastolatka znajdowała się pusta trumna, doktor już miał zamiar o nią zapytać, ale kiedy spojrzał na Xia Shangluo, zobaczył, że z przerażeniem wpatruje się właśnie w tę pustą trumnę.
    - Panie Xia Shangluo… - Doktor klepnął go w ramię. - Co się stało?
    Mężczyzna miał otwarte usta, a kiedy je zamknął, wskazał palcem na trumnę.
    - To ona… Dokąd ona poszła?
    - Chce pan powiedzieć, że w tej trumnie znajdowały się zwłoki?
    - Tak, zwłoki kobiety z plemienia Tutsi. Ten chłopiec… to były ciała matki i syna…
    Zhan Zhao zauważył, że szklana pokrywa trumny jest otwarta.
    - Była tam przez cały czas?
    - Przed wyjściem wszystko sprawdziłem, była tu…
    - Nie zauważył pan śladów włamania?
    - To niemożliwe, system antywłamaniowy jest bardzo szczelny, nikt się nie prześliźnie… i jeszcze… - Xia Shangluo zrobił krótka przerwę, jakby obawiał się o czymś powiedzieć.
    - Co takiego? - zachęcił go doktor.
    - Przez kilka ostatnich nocy słyszałem dźwięk otwierającej się trumny i kroki… - powiedział mężczyzna niemal szeptem - i jeszcze słyszałem płacz kobiety, dlatego ja…
    Nie dokończył, bo właśnie usłyszeli kobiece łkanie dobiegające z korytarza. I chociaż nie był to głośny płacz, to usłyszeli go też policjanci siedzący w autach.


    Bai Chi tak się przestraszył, że zrobiło mu się zimno. Bai Yutang zmarszczył brwi, bo razem z Kotem przedyskutowali wiele scenariuszy na dzisiejszy wieczór, ale czegoś takiego nie przewidzieli.
    Nagle w krótkofalówce usłyszeli głos Ma Hana.
    - Szefie, powinniśmy wejść i sprawdzić, czy doktorowi nic nie grozi?
    Dowódca zaczął się wahać, gdy nagle usłyszał odpowiedź Zhan Zhao.
    - Spokojnie, sprawdźmy to.
    Xia Shangluo skinął głową i razem z doktorem ruszyli w stronę korytarza.


    Bai Yutang odetchnął z ulgą. Zrozumiał, że doktor próbował mu przekazać, żeby nie robili żadnych gwałtownych ruchów. Dowódca włączył krótkofalówkę i powiedział:
    - Podejdźcie pod dom i spokojnie czekajcie na mój sygnał.
    - Tak jest - odparł Ma Han i razem z Zhao Hu odłożyli słuchawki, wyjęli broń i byli gotowi do działania.
    Nagle Zhao Hu pociągnął Ma Hana za rękaw.
    - Han, Han… jak już trafimy na duchy, myślisz, że kule zadziałają?
    - Pamiętaj o jednym, jeśli poczujesz, że duch położył rękę na twoim ramieniu, nie odwracaj się, bo wyssie z ciebie całą energię yang.
    - Ach! - Zhao Hu uczepił się ręki Ma Hana. - Zostałem policjantem, żeby łapać złodziei, zboczeńców, morderców, nie miałem pojęcia, że będę łapał duchy. Han, cokolwiek się stanie, zachowaj to dla siebie.
    Ma Han otworzył drzwi auta i wypchnął go z niego.
    - Wysiadaj, tchórzu!
    Po chwili obaj pobiegli w stronę dziedzińca.
    - Brat jest tam w środku sam, mam nadzieję, że nic mu nie będzie… - powiedział zmartwiony Bai Chi.
    - Kot może marnie posługuje się bronią, ale wierz mi, że mózg Xia Shangluo nie może się równać z jego mózgiem. Skoro Kot powiedział, żebyśmy nie wchodzili do środka, to dobrze wie, co robi.
    W tym czasie Ma Han i Zhao Hu stanęli pod bramą i czekali na sygnał.
    Bai Yutang odchylił się i uważnie wpatrywał się w upiorną willę.
    - Kocie, teraz wszystko w twoich rękach.


    Kiedy Zhan Zhao i Xia Shangluo podeszli do drzwi, słyszeli coraz głośniejsze kwilenie na korytarzu, a po chwili dziwny dźwięk, jakby sprzężenie na łączu telefonicznym oraz kroki.
    Xia Shangluo wyprzedził doktora.
    - Pójdę pierwszy. Jeśli zrobi się niebezpiecznie, niech pan ucieka i mną się nie przejmuje.
    Zhan Zhao skinął głową i powiedział:
    - Proszę się nie martwić, mam plan.
    Bai Yutang słysząc to odetchnął z ulgą i delikatnie się uśmiechnął.
    - Sprytny Kocur…

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze