Counterattack [PL] - Rozdział 157: Siła spokoju

 


    Po spacerze Guo Chengyu zaprosił swojego gościa na herbatę, którą podano w ogrodzie. Siedzieli naprzeciwko siebie i Wang Shuo bacznie mu się przyglądał. Po chwili uśmiechnął się, jakby zobaczył coś bardzo zabawnego.
    - Z czego się śmiejesz?
    - Wygląda na to, że w ogóle się nie zmieniłeś.
    - Jak to nie? Kiedy wyjechałeś, miałem 1,78 m wzrostu, teraz mam 1,82 m. Jakby nie było, urosłem kilka centymetrów.
    - Nie chodzi mi o twój wzrost, tylko o twarz.
    - Twarz?
    Wang Shuo przytaknął.
    - Wciąż pamiętam, kiedy byliśmy na studiach, wyglądałeś na najstarszego z naszej trójki. Zawsze dokuczaliśmy ci z tego powodu mówiąc, że wyglądasz na 20 lat, chociaż miałeś 18. Teraz jesteśmy przed trzydziestką, a ty nadal wyglądasz, jakbyś miał 20 lat. To miałem na myśli mówiąc, że nic a nic się nie zmieniłeś.
    - Rozumiem. To oznacza, że ty szybko się postarzałeś - zażartował Guo Chengyu.
    Wang Shuo podrapał się po głowie i westchnął:
    - Tak wyszło, kilka lat spędziłem za granicą i lekko nie było.
    - Też nic się nie zmieniłeś - prychnął Guo Chengyu. - Zawsze byłeś z nas trzech najbardziej beztroski, najwyraźniej ta cecha przyspiesza starzenie.
    Wang Shuo uśmiechnął się i niewiele myśląc położył nogi na werandzie, po czym wygiął się tak, jakby nie miał w ciele ani jednej kości. Nawet kiedy siedział, wyglądał jak wąż.
    - Naprawdę po tylu latach nic się nie zmieniłeś. Nawet mówisz z pekińskim dialektem.
    - Mieszkam tu od pół roku.
    Guo Chengyu był w szoku.
    - Wróciłeś na Nowy Rok?
    Wang Shuo przytaknął skinieniem głowy.
    Guo Chengyu przypomniał sobie, że kłamstwo, które wymyślił Jiang Xiao Shuai, żeby zmylić Wu Suo Weia, koniec końców okazało się prawdą.
    - Naprawdę dobrze się ukrywałeś.
    - Nie ukrywałem się. Przecież mam dom w Pekinie, do którego mogłem w każdej chwili wrócić.
    Guo Chengyu uśmiechnął się i powiedział:
    - Domyślałem się, że niebawem wrócisz.
    - Niby skąd?
    Guo Chengyu zapalił papierosa i powoli wyjaśnił:
    - Ogier, którego przez sześć lat miałeś uwiązanego na linie, został przez kogoś uwolniony. Jeślibyś się nie pojawił, to zostałby ci odebrany i raczej już byś go nie odzyskał.
    - Przestań gadać bzdury. Gdybym chciał go odzyskać, zrobiłbym to już pół roku temu. Wtedy wystarczyło tylko pociągnąć za linę. A teraz nawet, jakbym szarpał za wodze, to nie sądzę, żeby za mną poszedł.
    - Nie lubisz igrać z ogniem?
    - Wyjeżdżam za dwa dni.
    Oczy Guo Chengyu delikatnie się zmrużyły.
    - Chcesz wyjechać, nie widząc się z Chi Chengiem?
    - To nie ma znaczenia.
    Guo Chengyu zgasił papierosa i powiedział:
    - Nie wyjedziesz.
    - Skąd ta pewność?
    - Po prostu wiem.
    Po chwili Wang Shuo zaczął się śmiać.
    - Chengyu, nienawidzę tej twojej przenikliwości, jesteś cholernie wkurzający.
    Rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż Wang Shuo zaczął zbierać się do wyjścia. Gdy szli przez park, zauważył czarną mambę, która go zauroczyła.
    - Piękny wąż, daj mi go.
    - Podobno wyjeżdżasz za dwa dni - przypomniał mu Guo Chengyu. - A ten wąż jest bardzo jadowity, raczej nie wywieziesz go z kraju bez specjalnych pozwoleń. Zostaw go tu.
    - Masz rację.


    Jiang Xiao Shuai właśnie przyszedł w odwiedziny i zobaczył ich razem. Guo Chengyu widząc zbliżającego się doktora, zwrócił się do Wang Shuo:
    - To mój kochanek.
    Mężczyzna spojrzał na Jiang Xiao Shuaia i z uznaniem poklepał ramię Guo Chengyu.
    - Nieźle, piękny młodzieniec.
    - Młodzieniec? Jest od nas o rok starszy.
    Wang Shuo był pod wrażeniem.
    - Idealnie do siebie pasujecie, jak dzieci bawiące się w dom.
    - Chcesz go poznać?
    - Wolę nie, bo mógłbym się w nim zakochać.
    Po tych słowach Wang Shuo ruszył w stronę wyjścia, po drodze mijając doktora. Kiedy Jiang Xiao Shuai podszedł bliżej, zapytał:
    - Przyszedł zwiedzić park?
    - Skąd. To mój stary przyjaciel.
    - Wygląda trochę jak kelner.
    - Słuszne spostrzeżenie - zaśmiał się Guo Chengyu. - Służył w domu rodziny Chi przez trzy lata.
    Nagle Jiang Xiao Shuai stanął jak wryty i wyglądał na zaskoczonego.
    - Wang Shuo?
    - Mądrala - powiedział Guo Chengyu delikatnie szczypiąc go w policzek.
    Doktor spojrzał na oddalającego się mężczyznę wrogim wzrokiem. Widząc to Guo Chengyu poczuł się mile połechtany i specjalnie zapytał:
    - Coś nie tak? Poczułeś się zagrożony?
    Jiang Xiao Shuai parsknął i odparł:
    - To twój wróg, ja się tylko o ciebie martwię.
    Guo Chengyu na początku go nie zrozumiał, ale w końcu zorientował się, o co chodzi doktorowi, który ciągle nakręcał się na jeden temat.
    Nagle podbiegł do nich ochroniarz.
    - Panie Guo, nie jest dobrze. Czarna mamba wpadła w szał i wyśliznęła się z parku, nie daliśmy rady jej zatrzymać.
    Guo Chengyu wiedział, że to był wąż, którego upatrzył sobie Wang Shuo. Wiedział, że czarna mamba zachowała się tak z jego powodu i podążyła za nim.
    - Trudno, wracaj do pracy.
    Ochroniarz nadal był zdenerwowany.
    - Panie Guo, a jeśli kogoś ugryzie? To naprawdę jadowity wąż. Może jednak powinniśmy go poszukać.
    - Nie ma takiej potrzeby - odpowiedział mężczyzna stanowczym głosem. - Nic złego się nie stanie, wracaj do pracy.


    Po południu Wu Suo Wei wypełniał formularze, gdy do jego gabinetu weszła sekretarka.
    - Panie Wu, doktor Jiang przyszedł z wizytą.
    - Niech wejdzie.
    Po chwili jego oczom ukazał się Jiang Xiao Shuai. Chłopak przeciągnął się, po czym wstał i obaj usiedli na sofie. Zauważył, że doktor jest w dość ponurym nastroju, dlatego ścisnął go za ramię i zapytał:
    - Co się stało?
    - Spotkałem dzisiaj kogoś w parku węży.
    - Kogo?
    - To może być dla ciebie szok.
    Wu Suo Wei z zaciekawieniem na niego patrzył.
    - O kim mówisz?
    - O byłym kochanku Chi Chenga. Wang Shuo.
    Chłopak sięgnął po kawałek arbuza i się w niego wgryzł.
    - Nieźle gasi pragnienie - powiedział i zamierzał ukroić kawałek doktorowi.
    - Nie żartuję.
    - Wiem - odpowiedział spokojnie Wu Suo Wei. - Tylko co to ma ze mną wspólnego? Nie mów, że nie chcesz arbuza z powodu faceta, którego żaden z nas nie zna.
    Jego postawa nieco uspokoiła doktora, okazało się, że zamartwiał się niepotrzebnie. Jego uczeń miał silniejszą psychikę, niż się spodziewał. Sięgnął po arbuza i ze smakiem zjadł dwa kawałki. Po chwili Wu Suo Wei go zapytał:
    - Podobało ci się na Malediwach?
    - W sumie nie ma tam nic prócz pięknych widoków. Idealne miejsce, żeby odpocząć. Tylko plaża i słońce. Dla rozrywki można poczytać książę i w końcu się wyspać. Ach, można jeszcze nurkować, łowić ryby i pływać.
    - Chciałbym tam pojechać - powiedział chłopak z zazdrością w głosie.
    - Poproś Chi Chenga, to cię tam zabierze. Jest urzędnikiem policyjnym, ma sporo urlopu.
    - On tak, ale ja nie mam.
    - To znajdź kogoś, kto cię zastąpi. Przecież masz sporą firmę, da radę funkcjonować bez ciebie przez tydzień lub dwa.
    - Pewnie, że da, ale jeśli coś się stanie?
    Jiang Xiao Shuai miał dość jego marudzenia.
    - Nie brakuje ci pieniędzy, ubrań, jedzenia. Dlaczego tak ciężko pracujesz?
    - Chciałbym kupić ziemię dla swojego syna - odpowiedział chłopak z błyskiem w oku. - Chciałbym, żeby mój syn wszedł do wyższych sfer. Sam wiesz, jakie jest życie Chi Chenga, chcę tego samego dla mojego syna.
    Doktor parsknął.
    - A skąd ty weźmiesz syna?
    - Moja żona go urodzi.
    - A ten znowu swoje.


    Na kolację Wu Suo Wei i Chi Cheng jedli makaron z mielonym mięsem przygotowanym przez panią Wu. Musieli jedynie go podgrzać i przyprawić sos. Chłopak oczywiście dodał do sosu sporo pasty chili, a po ostrym jedzeniu zwykle miał zaparcia i bolał go brzuch. Chi Cheng nie pozwalał mu na takie jedzenie, bo wtedy chłopak nie był w stanie użyć ani ust, ani tyłka.
    - Daj mi trochę sosu - powiedział Wu Suo Wei.
    Chi Cheng zignorował jego prośbę, zadbał o to, żeby w jego misce znalazł się tylko makaron i mięso.
    Chłopak był zły i z zazdrością patrzył, jak Chi Cheng zjada kawałek mięsa otoczony pikantnym sosem.
    - Mam cię nakarmić? - zapytał mężczyzna widząc, że nie tknął jedzenia.
    Wu Suo Wei nie odpowiedział i nadal siedział nad miską pełną jedzenia.
    - Twoja mama pół dnia gotowało mięso. Chyba nie chcesz, żeby się zmarnowało?
    Bez ostrego sosu nie będzie tak smaczne.
    Mężczyzna westchnął i powiedział:
    - Możesz nałożyć sobie odrobinę sosu.
    Wu Suo Wei uśmiechnął się i zaczął jeść. Zjadł dwie miski, a gdy nałożył sobie trzecią, nagle przestał jeść.
    - Co się stało? - zapytał Chi Cheng.
    - Jiang Xiao Shuai i Guo Chengyu niedawno wrócili z Malediwów.
    - Pytałem, czy masz ochotę gdzieś pojechać, ale odmówiłeś.
    - Bo mam dużo pracy.
    Chi Cheng odłożył pałeczki i spojrzał na niego.
    - Poczekajmy do przerwy noworocznej. Zabiorę cię na Hawaje, będziesz mógł nauczyć się surfować.
    - Naprawdę? - oczy chłopaka rozbłysły.
    - Czemu miałbym cię okłamać?
    Wu Suo Wei by tak szczęśliwy, że w mgnieniu oka opróżnił trzecią miskę.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze