Counterattack [PL] - Rozdział 175: Pokonać go w jego własnej grze

 

    Po chwili absolutnej ciszy Chi Cheng złapał Wu Suo Weia za kołnierz.
    – Wstawaj! – ryknął.
    Chłopak ze strachu otworzył szeroko oczy, a Chi Cheng wycedził pełne gniewu pytanie:
    – Gdzie byłeś wczoraj w nocy?
    – Nigdzie.
    – Gdzie byłeś wczoraj w nocy? – Mężczyzna zapytał ponownie.
    – W domu.
    Chi Cheng pociągnął go i przycisnął jego głowę do nocnej szafki, a potem zmusił go, żeby spojrzał na małe jajko.
    – Gdzie byłeś wczoraj w nocy?
    – W domu Wang Shuo.
    Gdy tylko chłopak odpowiedział, Chi Cheng rzucił go na łóżko i ściągnął pasek, a chwilę później w pokoju rozległ się świst i dźwięk uderzenia. Mężczyzna zaczął łapczywie łapać powietrze, a w powietrzu czuć było zapach krwi.
    Wu Suo Wei spojrzał na niego i zapytał:
    – A ty gdzie byłeś wczoraj w nocy?
    Dłoń Chi Chenga krwawiła zraniona klamrą paska, bo nie był w stanie uderzyć chłopaka.
    – Wiesz, ile razy tolerowałem twoje wybryki? Jesz jabłka, które ci dał, a ja uznałem, że zrobiłeś to, bo byłeś głodny. Całymi dniami trenujesz triki, których cię uczył, a ja stwierdziłem, że to tylko dla zabawy. Napisałeś do niego i poszedłeś do jego domu, a ja przymknąłem na to oko. Uważasz, że moja cierpliwość i tolerancja to śmieci, po których możesz deptać? Myślisz, że uważam cię za dziwkę? Taką, z którą można sypiać i się nią bawić, ale też pozwalać innym, żeby wkładali ci do tyłka zabawki?
    Twarz Wu Suo Weia stężała w nieładnym grymasie, nie wiedział, czy bardziej jest zły, czy smutny. Wiedział jedno, to było nie do zniesienia.
    – Skoro tak lubisz się wygłupiać, to śmiało, rób tak dalej. Nie zamierzam się o ciebie troszczyć – powiedział Chi Cheng.
    Chłopak czuł się tak zraniony jak nigdy, patrzył na niego i nie był w stanie nic powiedzieć. Mężczyzna złapał go, ściągnął z łóżka, zebrał z podłogi jego ubranie i razem z małym jajkiem wyrzucił go za drzwi.
    – Nie przychodź tu więcej. – Po tych bezlitosnych słowach zatrzasnął mu drzwi przed nosem.
    Upadając chłopak obił sobie biodro, dlatego z trudem się podniósł, szybko się ubrał i poszedł do windy. Oparł się o ścianę, po czym się z niej osunął.


    Następnego dnia rano Wu Suo Wei pojechał do kliniki, bo tylko przed swoim przyjacielem mógł być naprawdę sobą.
    – Hej, co z tobą? Chodzisz jak kobieta w zaawansowanej ciąży – zadrwił Jiang Xiao Shuai.
    Chłopak nic nie odpowiedział, podszedł do sofy i się na niej położył. Po chwili głęboko westchnął.
    – Wyrzucił mnie z domu.
    Doktor był pewien, że to żart, dlatego zaczął go drażnić.
    – Naprawdę? Wyrzucił tak rozpieszczoną kochankę?
    Wu Suo Wei milczał, za to Jiang Xiao Shuai się rozkręcał.
    – A może wprowadziła się prawowita żona?
    Chłopak nadal się nie odzywał. Po chwili doktor wyczuł, że coś jest nie tak. Podszedł do niego i pogładził go po włosach, ale on ciągle milczał. Próbował odwrócić jego głowę, by na niego spojrzał, ale nie mógł. Kucnął i objął w dłonie jego policzki, które były mokre od łez.
    – Nie… – Jiang Xiao Shuai spanikował. – Wei Wei, to nie może być prawda?
    Z sofy dobiegł cichy, chrapliwy głos.
    – Myślisz, że żartuję?
    – Co do cholery? – zapytał doktor. – Co takiego się stało?
    Wu Suo Wei opowiedział mu o wszystkim, co się wczoraj wydarzyło, a na koniec krzyknął:
    – Pozwoliłem mu spotykać się z Wang Shuo, a on zabrania mi odwiedzać jego brata? A może tylko szukał powodu, żeby mnie wyrzucić, żeby Wang Shuo mógł się do niego wprowadzić?! Kurwa, kurwa, kurwa! Słuchaj, Chi Cheng, ja też nie chcę z tobą mieszkać!
    – Zaczekaj chwilę – przerwał mu doktor. – Mówiłeś, że wczoraj spotkał się z Wang Shuo?
    – Tak właśnie było! – krzyczał chłopak waląc pięścią w sofę.
    Jiang Xiao Shuai zamierzał go wesprzeć, ale kiedy poskładał wszystkie fakty, nie był w stanie wykrzesać z siebie współczucia.
    – Wang Shuo wczoraj w nocy był u mnie.
    Wu Suo Wei zamarł i na niego spojrzał.
    – Co powiedziałeś?
    – Zasłużyłeś na to, co cię spotkało.
    Nagle Wu Suo Wei poczuł się wspaniale, zniknął ból biodra, wszystkie jego zmartwienia, wstał i w podskokach podbiegł do doktora, pytając go radośnie:
    – Naprawdę? Naprawdę był cały czas z tobą?
    Jiang Xiao Shuai przewrócił tylko oczami i nic nie powiedział. Chłopak wydął usta i mruknął udając obrażonego:
    – I co z tego? To nie zmienia faktu, że on mi nie ufa. Wang Zhen jest moim idolem, a ja jestem tylko jego fanem. Nie zrobiłem niczego złego, to dlaczego tak mnie potraktował?
    – A ty co, jesteś lepszy? – zapytał doktor. – Ufasz mu?
    Chłopak nie odpowiedział.
    – Jeśli masz swojego mężczyznę, nie możesz mieć żadnych idoli, to on powinien nim być – pouczał go Jiang Xiao Shuai.
    – A niby dlaczego? Wang Zhen jest moim idolem! Potrafi przebić igłą szkło, a Cheng tego nie umie! Wang Zhen robi magiczne sztuczki, a Cheng nie! Dlaczego miałbym podziwiać Chi Chenga? No słucham?
    – Bo Chi Cheng zrobi ci setki nagich zdjęć, wychłoszcze cię pasem, przywiąże do rusztu i upiecze jak prosiaka, a potem zarucha cię na śmierć. Wang Zhen tak potrafi?
    Wu Suo Wei aż zakrztusił się wodą, którą właśnie pił, chwycił doktora za ramiona i wyszeptał:
    – Nie mów tego tak głośno.
    Jiang Xiao Shuai zaczął chichotać, a chłopak nagle o czymś sobie przypomniał i wyciągnął z kieszeni mały wibrator, po czym podał go doktorowi.
    – Zobacz, jest tu coś napisane?
    Jiang Xiao Shuai spojrzał na małe jajko, a potem na przyjaciela.
    – Tak, wielkie „Bao”, nie zauważyłeś?
    Wu Suo Wei zagryzł zęby i wycedził:
    – Tak myślałem.
    Doktor przypomniał sobie, że chłopak jest daltonistą i jeszcze raz spojrzał na wibrator. Napis był w kolorach czerwonym i zielonym.
    – Co tu się dzieje? – zapytał.
    Chłopak opowiedział mu ze szczegółami, co się wydarzyło w domu braci Shuo. Doktor zamyślił się na chwilę, po czym zapytał, jakby sam siebie:
    – Napisał to Wang Shuo, czy Wang Zhen?
    – Na pewno Wang Shuo – powiedział pewnym głosem Wu Suo Wei. – Wang Zhen nie zrobiłby czegoś takiego.
    – Hehe, a ty ciągle go bronisz.
    – Wcale nie bronię. To Wang Shuo przyniósł mi to jajo, kiedy byłem w łazience. Miał sporo czasu, żeby to zrobić.
    Jiang Xiao Shuai spojrzał na przyjaciela i wymamrotał pod nosem:
    – Wiedziałeś od początku, że coś jest napisane na tym małym jajku?
    Chłopak odpowiedział dopiero po chwili:
    – Nie byłem pewien, ale wiedziałem, że coś knuje.
    – Pomogłeś mu wyrządzić sobie krzywdę? Masz problemy z głową? – Jiang Xiao Shuai zaczynał się o niego martwić. – Nie możesz wystawiać swojego związku na taką próbę, bo to jak igranie z ogniem, możesz się poparzyć.
    – Wcale tego nie robię. Po prostu gram w jego grę. Dopóki naprawdę mnie nie zrani, jest w porządku. Jeśli chce mnie oczernić i zrobić mi krzywdę, będę się bronił. A w takich okolicznościach, gdybym powiedział Chi Chengowi, że jestem daltonistą, myślisz, że by mi uwierzył? To oczywiste, że daltonista nie zobaczy tego napisu. Co innego, gdyby Chi Cheng sam się o tym dowiedział, bez mojego udziału, wtedy zrozumiałby, że jestem ofiarą intrygi.
    Jiang Xiao Shuai przyglądał się przyjacielowi, który jeszcze chwilę temu leżał bez życia na sofie roniąc łzy, a teraz przemawiał niczym w kampanii prezydenckiej. Nie mógł się powstrzymać i powiedział:
    – Jesteś niesamowity.
    – Co masz na myśli? – zapytał szczerze zaskoczony chłopak.
    – Tylko cię chwalę – odpowiedział doktor i uniósł kciuk w górę, a widząc, że jego przyjaciel czeka na rozwinięcie tej myśli, dodał – Naprawdę zasłużyłeś sobie na to, co cię spotkało. Gdybym był na miejscu Chi Chenga, też bym cię wyrzucił.
    Wu Suo Wei zamarł, a po chwili zaczął się bronić.
    – Jak możesz mnie za to obwiniać? To wszystko przez niego i jego niezdecydowanie! Gdybym tego nie zrobił, mój mężczyzna zostałby porwany wprost sprzed mojego nosa.
    Oparł dłonie o stół i powiedział z wyjątkowo przebiegłym wyrazem twarzy:
    – Nie zaatakuję, chyba że on wypowie wojnę, a jeśli ją zacznie, to dopilnuję, żeby ją przegrał! Dla mnie tylko jedno się liczy. I nieważne, jak źle mnie Chi Cheng potraktuje, przyjmę go z powrotem. Zerwę z nim, jak już ponownie go zdobędę i zrobię co w mojej mocy, żeby nie wpadł w łapy Wang Shuo.
    Jiang Xiao Shuai uśmiechnął się bezradnie.
    – Uważasz, że jestem podły? – zapytał go Wu Suo Wei. – Zachowuję się jak psychopata?
    – Wręcz przeciwnie. Chociaż nie zaprzeczę, jesteś podły. Tylko pamiętaj, że Wang Shuo nie miał w życiu łatwo.
    – Jak możesz mu współczuć? Sam widzisz, co zrobił!
    – Już dobrze, dobrze.
    Wu Suo Wei zauważył, że jego przyjaciel tym razem go nie pochwalił, chociaż zawsze to robił. Poczuł się urażony i zapytał:
    – A ty co? Zmieniłeś stronę? Powiedziałeś Wang Shuo, że jestem daltonistą?
    Doktor podszedł do niego i nadepnął mu na stopę.
    – Co ty próbujesz mi powiedzieć?
    – To skąd wiedział, że jestem daltonistą?
    – A może sam dałeś mu wskazówki, zastanów się, przecież sporo rozmawialiście.
    Wu Suo Wei zaczął się zastanawiać i nagle coś sobie przypomniał.
    – Kurwa! Raz wspomniał, że Chi Cheng lubi ubrania z subtelnym wzorem, a ja mu powiedziałem, że tego nie zauważyłem. I jeszcze kiedy zamontowaliśmy u niego oświetlenie, powiedziałem, że wybrałem lampy o tym samym kolorze, a potem Lin Yan Rui uświadomił mnie, że miały zupełnie inne barwy. To możliwe, żeby… Na podstawie tak znikomych informacji?
    Jiang Xiao Shuai był zaskoczony i po chwili zaczął wyciągać wnioski.
    – Już wtedy, kiedy rozmawialiście o wzorze na ubraniach Chi Chenga, pewnie zaczął coś podejrzewać. A potem specjalnie poprosił cię, żebyś zainstalował mu w domu światła, żeby potwierdzić swoją teorię.
    Wu Suo Wei poczuł zimny pot spływający mu po plecach.
    – Umysł tego faceta jest tak bardzo skomplikowany, nigdy nie będziesz w stanie go rozgryźć – powiedział doktor, kiwając głową.
    Przez chwilę obaj milczeli. Jiang Xiao Shuai pierwszy przewał ciszę.
    – Gdzie zamierzasz teraz mieszkać? W klinice czy w firmie?
    Chłopak pokręcił głową.
    – Wrócę do domu. Tęsknię za mamą. Bo wiesz, nikt o mnie tak nie zadba, jak moja mamusia.

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Nikkolaine

***





   Poprzedni 👈             👉 Następny

Komentarze