SHYTNB - Rozdział 1

 

   
    Zawsze wiedziałem, że pierwsza miłość nie może trwać wiecznie.
    W końcu zrozumiał, że „romantyczna miłość” nie była mu pisana. Ale to właśnie ona uświadomiła mu jego słabości i to przez nią czuł się teraz tak bardzo wykorzystany…A to wszystko było winą jego najlepszego przyjaciela.
    Jednak mimo to nie przestał go kochać… Ponieważ ciągle od nowa rozpalał w sobie światełko nadziei. Przecież wcale nie muszą być kochankami. Wystarczy, że stanie się najważniejszą osobą w jego życiu. Gdyby tylko mógł zatrzymać go u swojego boku… To by dla niego wiele znaczyło.


    Za oknem usłyszał odgłos padającego deszczu. Krople bębniły w asfalt, a głośny dźwięk jaki wydawały, zdawał się współbrzmieć z irytacją, która w nim narastała.
    Padało przez większą część nocy, a jednak nawet ciemne, błotniste strugi wody płynące ulicami nie były w stanie zmyć czerni, którą nasiąknęło jego serce.
    Siedząc w barze, w którym schował się przed deszczem, 4spojrzał na ekran telewizora, gdzie właśnie ostrzegali przed silnymi burzami. Chciał pójść do domu, jak tylko przestanie padać, ale deszcz rozpoczął swe szaleństwo wczesnym wieczorem i ani myślał o szybkim zakończeniu zabawy. Zrozumiał, że już przegapił moment, kiedy mógł bezpiecznie opuścić knajpę.
    A może to była tylko wymówka, którą sobie wymyślił?
Tak naprawdę chciał jedynie odłożyć moment powrotu do domu. Nie spieszyło mu się do miejsca pełnego wspomnień o nim.
    To wcale nie był taki zły pomysł. Mógł śmiało opróżnić kilka szklaneczek sake, pogrążając się w rozpaczy. Teraz jednak czuł mdłości, co nie było niczym dziwnym. Przecież wypił na tyle dużo, że musiał odczuć skutki działania alkoholu. Z drugiej strony, przestała go boleć głowa. Zmarszczył brwi, próbując się odwrócić i poczuł na policzku coś dziwnego.
    – Gdzie… ja jestem?
    Yokozawa Takafumi powoli podniósł się z miękkiego, sprężystego materaca i rozglądając się wokół, uniósł brwi ze zdziwienia. Nigdy wcześniej nie był w tym pokoju. Na pewno nie był to jego dom, ani żadnego z jego przyjaciół. Proste wyposażenie sugerowało, że jest to hotel, ale nie pamiętał, żeby w jakimkolwiek się meldował. Ostatnią rzeczą, jaką kojarzył, było to, że siedział w barze, bo deszcz padał i padał, i padał…
    – Nic nie pamiętam…
    Łapiąc strzępki wspomnień, przypomniał sobie słowa barmana, który martwił się o niego, bo uważał, że stanowczo za dużo wypił. Ale póki co musiał zrobić coś z kacem i to szybko. W przeciwnym razie jego mózg będzie kompletnie bezużyteczny.
    W całym swoim życiu nigdy się tak nie upił. Mimo wszystko to on zawsze opiekował się pewną osobą, która lubiła pić na umór. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że pewnego ranka obudzi się i nie będzie niczego pamiętał.
    Potrząsnął głową na tyle mocno, że udało mu się odzyskać odrobinę zdrowego rozsądku. Zamrugał kilka razy i starł palcami resztki snu z powiek. I właśnie w tym momencie poczuł się jakoś dziwnie… Chwilę później wiedział już dlaczego.
    – …
    Nie przypominał sobie, żeby się rozbierał, ale z jakiegoś powodu był nagi. Prawie nigdy nie zdarzało mu się tak spać. Z ciekawości zajrzał pod kołdrę.
    – ?!
    Gdy zorientował się, że nie ma na sobie bielizny, speszył się i szybko zakrył dolne partie ciała.
Być może, pijany w sztok, nieświadomie porozrzucał swoje ubrania po kątach. Rozejrzał się po pokoju, ale nie zauważył choćby jednej walającej się skarpetki, nie wspominając już o garniturze.
    Pod łóżkiem znalazł swoje bokserki. Wyciągnął rękę, żeby je podnieść i szybko wsunął gatki pod kołdrę. Odetchnął z ulgą. Uspokoił się, ponieważ ogromną różnicą jest posiadanie na sobie choćby jednej części garderoby, niż bycie zupełnie nagim.
    Jeszcze jeden szczegół przykuł jego uwagę – gdy rozglądał się po pokoju, uświadomił sobie, że słyszy dźwięk prysznica.
    Najwyraźniej wcześniej musiał wziąć ten odgłos za krople padającego deszczu, niczym we śnie.
I oto stanął w obliczu prawdziwego problemu. Jeśli słyszy dźwięk prysznica… to oznacza, że ktoś go używa.
    Jeszcze nigdy w życiu nie zdarzyło mu się wylądować z przypadkowo poznaną osobą w hotelu. A co więcej, zawsze był przeciwny przygodnym romansom. Jednak zdawał sobie sprawę, w jakim stanie był zeszłej nocy, przez co mógł pozwolić sobie na taką nieostrożność…
    Gdy tak siedział pełen niepokoju, nagle prysznic ucichł.
    – …!
    Wstrzymał oddech i przygotował się na konfrontację z kobietą, która zaraz wyjdzie z łazienki. I chociaż nie miał pojęcia, jak to się stało, że znaleźli się tu razem, wiedział, że jako mężczyzna musi ponieść konsekwencje swoich czynów.
    Yokozawa przerobił w myślach kilka prawdopodobnych scenariuszy i zamarł, gdy zobaczył wychodzącego z łazienki, ubranego w szlafrok mężczyznę.
    – O, obudziłeś się. Jak tam kac? – odezwał się dość nonszalancko, wycierając ociekające wodą, zmierzwione włosy.
    Był to Kirishima Zen we własnej osobie, redaktor naczelny magazynu Marukawa Shoten – „Japun”.
    Jego twarz z doskonale proporcjonalnymi dużymi oczami w kształcie migdałów i cienkimi ustami sprawiała wrażenie dość opanowanej. Było widać, że nie spał już od dobrych kilku chwil.
    Yokozawa z całych sił spróbował zmusić do działania swój wyzuty z wszelkich myśli mózg.
    – C-coo… ty tutaj robisz…?! – zapytał drżącym głosem.
    Jego umysł nie potrafił ogarnąć, jakim cudem znalazł się nagi w pokoju hotelowym z facetem, z którym rzadko kiedy miał sposobność porozmawiać poza pracą.
    – Co takiego? Nie mów, że niczego nie pamiętasz? – zapytał z zimną krwią Kirishima ciągle oniemiałego Yokozawę.
    – No cóż, w takim razie rozejrzyj się. Znajdziesz tu sporo wskazówek, które pomogą ci zrozumieć sytuację.


  – W-wskazówek?
    W innych okolicznościach wściekłby się za arogancki ton, jakim Kirishima zwracał się do niego tymi swoimi wąskimi ustami, ale w obecnej sytuacji nie czuł się na tyle swobodnie. Gdyby to była manga albo telewizyjna drama, to według utartego schematu dwoje ludzi poszłoby pić, a potem wylądowaliby w łóżku. Klasyka. Jednak zwykle dzieje się tak między mężczyzną i kobietą, a tutaj jakby nie było, główną rolę grają oni.
    Chciał jak najszybciej wyrzucić z głowy podejrzenia, które w tej chwili bombardowały jego myśli, ale nie mógł znaleźć sensowych argumentów, bo kompletnie nic nie pamiętał.
    Gdzieś w głębi Yokozawa czuł, że nie jest gejem, jednak przez wiele lat to właśnie mężczyzna był obiektem jego niespełnionej miłości. Zrozumiał, że dużo łatwiej byłoby mu przekroczyć tę cienką granicę i zostać homoseksualistą, niż innemu przeciętnemu heteroseksualnemu facetowi.
    W każdym razie teraz najważniejszą sprawą było przypomnienie sobie, co się wczoraj wydarzyło. Może nic? Tak bardzo chciał wymazać resztkę tych mglistych wspomnień i wrócić do momentu, gdy wyszedł z biura.


    Wczoraj był absolutnie najgorszy dzień w jego życiu. Zrozumiał, że nie ma najmniejszej szansy na odwzajemnienie miłości, którą pielęgnował w sobie przez tak długi czas. Nie mógł się z tym pogodzić i w wisielczym humorze skierował swoje kroki do baru, który znajdował się po drodze do domu. Pił kieliszek za kieliszkiem, nie zwracając na nic uwagi. Po prostu chciał się upić. Nagle przypomniał sobie, że Kirishima też tam był.
    – Kirishima… co ty tutaj robisz?
    – Szukałem miejsca, gdzie mógłbym uciec przed deszczem i przy okazji coś przekąsić, a że byłam akurat w pobliżu…  Ale, hej… Wyżłopałeś już całą butelkę. Nie przesadzasz?
    – Jasne, że nie! A ty… co? Sam? W takim razie siadaj. Hej… Poproszę jeszcze raz to samo. Ach, czekaj… dwa razy.
    Rzadko kiedy mieli okazję napić się razem, zwłaszcza podczas spotkań poza firmą. Jednak Yokozawa czuł się tak bardzo samotny, że rozpaczliwie potrzebował towarzystwa.
    Nie zważając na opinię Kirishimy, zmusił go, żeby usiadł i się z nim napił. Z kolei Kirishima zlitował się nad nim i przyjął zaproszenie, choć pewnie dlatego, że nie chciał się wdawać w niepotrzebne dyskusje z pijakiem.
    Przypomniał sobie, jak rozmawiali o pracy, jak dobrze sprzedaje się jeden z nowych autorów, którego pozyskało wydawnictwo. Narzekał też, że dodruk nie idzie tak szybko, jakby chciał. Skarżył się również na jednego z popularnych pisarzy, że zawalił termin i nie oddał rękopisu. Wszystkie te drobne sprawy, które zwykle trzymał dla siebie, teraz swobodnie wypływały z jego ust.
    Niestety nie pamiętał, co było potem…
    – Poważnie nic nie pamiętasz?
    Yokozawa podniósł głowę po tym dość szokującym komentarzu i zauważył, że kiedy on próbował pozbierać myśli, Kirishima zdążył się już ubrać. W jego stroju brakowało tylko zegarka, ale i on w końcu pojawił się na nadgarstku. Yokozawa spojrzał na sylwetkę mężczyzny, która prezentowała się naprawdę świetnie w dopiero co założonych ubraniach.
    Nagle oprzytomniał. Zdał sobie sprawę z tego, jak wyglądał w potarganych i zmierzwionych włosach, z lekkim zarostem i, jakby nie było, wciąż nagi.
    – To raczej nic dziwnego, sporo wypiłem – wydusił z siebie słowa usprawiedliwienia.
    Kirishima rzucił mu znaczące spojrzenie i zaserwował ripostę skomponowaną z jego własnych słów wygłoszonych poprzedniego wieczoru:
    – No proszę, jaka zmiana. Kiedy wczoraj powiedziałem ci, że za dużo pijesz, odburknąłeś krótko: „Ależ skąd”.
    – To było… – I chociaż kompletnie nie pamiętał, czy rzeczywiście mówił coś w tym stylu, to uważał, że cytowanie pijackiego bełkotu jest ciosem poniżej pasa. Postanowił nie ciągnąć dalej tematu.
    – Cóż… każdemu handlowcowi może zdarzyć się dzień, w którym musi się porządnie zresetować. Ale żeby zmuszać przypadkowe osoby, by brały w tym udział? To już lekka przesada. W przyszłości postaraj się być bardziej ostrożny.
    – Zdaję sobie z tego sprawę, nawet bez twojej zgryźliwości.
    – Lepiej skorzystaj z rady starszego kolegi i daruj sobie ten zuchwały ton.
    – Co robisz?! – wykrzyknął, gdy Kirishima podszedł do niego i zaczął czochrać jego włosy, po czym przeczesał je rękoma. Nagle w umyśle Yokozawy pojawiło się wspomnienie tych palców zatopionych w jego włosach.
    To nie był pierwszy raz, kiedy te dłonie go dotykały. Czuł to. Jego skóra pamiętała ten dotyk, a to z kolei było dowodem, że do czegoś jednak między nimi doszło.
    Nie chciał dopuścić do siebie tej myśli… ale najprawdopodobniej to zrobili. Na samą myśl o tym zrobiło mu się gorąco. Sama próba wyobrażanie sobie tego, co prawdopodobnie się stało, była przerażająca, jednak zaryzykował. Zajrzał w głąb swojej wyobraźni, ale to, co zobaczył, nie przypadło mu go gustu.
    – Czemu tak nagle ucichłeś, co? Pamięć wraca?
    Cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ale Yokozawie nie dawała spokoju jedna, podstawowa kwestia. Czy był na górze, czy na dole…
    Nie czuł żadnego dyskomfortu ani nic go nie bolało, co by znaczyło, że nie poszli na całość. Jakoś nie potrafił wyobrazić sobie, że z własnej i nieprzymuszonej woli pozwala na zbliżenie z Kirishimą. A już całkowicie wykraczającym poza ramy wyobraźni był obraz, jak ten go bierze.
    Był w jeszcze większym szoku, gdy uświadomił sobie, że Kirishima też dał się temu ponieść. Nie byli bliskimi znajomymi i nic nie wiedział o jego życiu prywatnym, ale zauważył obrączkę na serdecznym palcu lewej ręki, więc wywnioskował, że był żonaty. Czy naprawdę do czegoś między nimi doszło?
    – Mogę cię o coś zapytać?
    – To zależy o co.
    Zdawał sobie sprawę, że jeśli nie zapyta wprost, nie ma szans na odpowiedź.
    – Jesteś gejem? – Yokozawa od razu przeszedł do sedna.
    – A ty nie?
    – Oczywiście, że nie – zaprzeczył odruchowo, ponieważ nigdy wcześniej tak o sobie nie myślał. Tylko raz zakochał się w osobie tej samej płci, dlatego nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, czy woli mężczyzn tak ogólnie, czy Takano jest wyjątkiem.
    Gdy spotkali się po raz pierwszy, Yokozawa miał dziewczynę. Jednak czuł się o wiele lepiej spędzając czas z Takano niż z nią, więc zaczął przekładać randki i tak oto wszystko wygasło w sposób naturalny. Od tamtego czasu nigdy nie był w stałym związku. Sytuacje, gdzie był obiektem zainteresowania zdarzały mu się dość często, jednak on nigdy z własnej woli nie wyszedł z inicjatywą.
    – Co to za odpowiedź? Wczoraj byłeś taki wylewny, opowiadając jak to twoje serce zostało złamane przez innego faceta. Zdajesz sobie sprawę, ile razy mi to powtórzyłeś?
    – Mówiłem o tym? – Słowa Kirishimy zmroziły mu krew w żyłach. Cholera, co takiego mógł powiedzieć? Byłby spory problem, gdyby padły nazwiska Takano i Onodery…
    – Ty naprawdę nic nie pamiętasz, co? Byłeś strasznie irytujący, gdy mówiłeś: „ze mną byłby o wiele szczęśliwszy niż z tamtym kolesiem” i „zgadzasz się ze mną, prawda?”. Tak czy inaczej, nie martw się, nie zdradziłeś żadnych nazwisk.
    – Nie zdradziłem? – To było naprawdę żałosne, jak bardzo ucieszyły go te słowa.
    Kirishima rozzłościł się odrobinę, widząc rozpacz malującą się na twarzy Yokozawy.
    – Nie mogłeś mnie zapytać wprost, zamiast robić taką cierpiętniczą minę? To prawda. Nie powiedziałeś o kogo chodzi… Ale biorąc pod uwagę, jak dużo czasu spędzasz w pracy, to domyślam się, że to ktoś z biura, co?
    – O-oczywiście, że nie. – Przeszły go dreszcze, gdy usłyszał tak trafną dedukcję, ale z pokerową miną kłamał jak najęty. W duchu dziękował samemu sobie za to, że nawet po pijaku nie puścił pary z ust.
    – Ale to facet, prawda? Ta osoba, którą kochasz.
    – To…
    Za nic nie mógł sobie przypomnieć, jak daleko się wczoraj posunął w zwierzeniach, ale Kirishima powiedział to z taką pewnością, że raczej nie było to pytanie.
    – Wiesz, to nie jest manga wydawana przez Emerald, także nie wciskaj mi tekstów w stylu: „Osoba, w której się zakochałem, ot tak zwyczajnie, okazała się być mężczyzną”. Nie ma opcji, żeby zabujać się w facecie bez tego czegoś. A jeśli faktycznie nie byłbyś gejem, to nie przejmowałbyś się tym tak bardzo.
    Widząc jak Kirishima powstrzymuje śmiech przy tych docinkach, Yokozawa odruchowo podniósł głos.
    – Przejmo… A kto powiedział, że się przejmuję?! I do cholery, dlaczego ciągle rozmawiamy o mnie?! No słucham! – Nie miał zamiaru się tym zamartwiać, ale ciągle nie mógł sobie przypomnieć, jakim cudem znalazł się w tak niezręcznej sytuacji. Jeśli jego podejrzenia okażą się prawdziwe, umrze ze wstydu.
    Doskonale zdawał sobie sprawę, że te wszystkie złośliwości mają jeden cel – sprowokować go. Jednak w starciu z Kirishimą nie był w stanie się kontrolować ani trzymać emocji na wodzy.
    – Pytasz dlaczego? Bo nie sądziłem, że chciałbyś porozmawiać również o mnie. No i jak widać – jestem w swoim żywiole. Pociągają mnie silne, uparte osoby, bez względu na płeć.
    Czyli dla niego cała ta sprawa nie była niczym ważnym. Dlatego pozostawił Yokozawę w nieświadomości, nie wyjaśniając co tak naprawdę się zdarzyło.
    – Jesteś pewien, że nie lubisz facetów? Pewnie byłeś niezłym ciachem w szkole dla chłopców.
    – Co do… – Yokozawa czuł coraz większe upokorzenie.
    Czuł, że właśnie mu zasugerowano, że jakiś facet mógł to z nim zrobić. Ale zrozumiał, że gdyby podniósł głos i pozwolił emocjom wziąć górę, zostałby pożarty. Jednak tak bardzo chciał odgryźć się choć jedną mocną, sarkastyczną ripostą.
    – A co z tobą? Nie miałeś brania? To takie słabe, dobierać się do pijanego faceta.
    – Co ty bredzisz? Przecież to ty trzymałeś mnie i błagałeś, żebym cię nie zostawiał.
    – Nie ma mowy, żebym zrobił coś takiego!
    – Mówisz tak, ale nic nie pamiętasz. – Kirishima spokojnie odpowiedział na gwałtowny sprzeciw Yokozawy. – Jeśli jesteś taki pewny swoich słów, to wysil szare komórki, ogarnij pamięć i wtedy pogadamy.
    – …
    Kirishima nie pozwolił dokończyć Yokozawie. Uniósł palcem jego brodę, zmusił by na niego spojrzał, po czym powiedział dość chłodnym głosem:
    – Wprost ubóstwiam ucierać nosa takim wyniosłym facetom jak ty.
    – Przestań pieprzyć! I nie bądź taki pewny siebie! – Yokozawa dał upust furii. Chciał chwycić Kirishimę, ale zanim jego palce dosięgły kołnierzyka mężczyzny, sam leżał na brzuchu z ręką wygiętą w tył, przyciskany do łóżka.
    – Nie mogę tolerować takich aktów przemocy!
    – Ał, ał, ał, ałaa! Pu-puszczaj! – Jęczał z bólu przy każdym ruchu Kirishimy. Nigdy nie wyobrażał sobie, że da się tak łatwo powalić, a im bardziej próbował się wyrwać, tym większy czuł ból.
    – Pamiętaj, nie lekceważ przeciwnika. Nigdy nie wiesz, czego się można spodziewać i nawet ktoś z pozoru słaby, może mieć coś w zanadrzu.
    – Daruj sobie ten wykład! I puść mnie!


    Biorąc pod uwagę zwinność z jaką go pokonał, Kirishima na pewno ćwiczył jakieś sztuki walki, ale Yokozawę w tym momencie kompletnie to nie obchodziło.
    Zaciekle próbował się uwolnić, aż w końcu Kirishima poluzował chwyt.
    – Spójrzmy, wściekły niedźwiedź działu sprzedaży głośno ryczy, ale nie potrafi ugryźć. Lata świetlne miną, zanim zdołasz mnie pokonać.
    – Cholera… – Yokozawa usiadł i zaczął rozcierać zdrętwiały nadgarstek, posyłając Kirishimie jadowite spojrzenie.
    Ten także na niego spojrzał i oparł ręce na biodrach. W ubraniu wydawał się być jeszcze szczuplejszy. Gdy go zablokował, musiał przygnieść go całym ciałem.
    Jego klatka piersiowa, nawet pod marynarką, wyglądała na mocną i umięśnioną. Śmiało można powiedzieć, że ubranie jeszcze bardziej podkreślało jego postawną sylwetkę. Próba zmierzenia się z takim kolesiem, który góruje nad nim i siłą, i elokwencją… To jak wykopanie sobie grobu. Yokozawa mógł się bardziej postarać, a nie siedzieć cicho i trząść się z upokorzenia.
    – Dodam tylko, że wygląd nie ma żadnego znaczenia, więc nie próbuj grać nieczysto. To się tyczy kobiet i mężczyzn.
    – Że co?
    – Mówię, że ważne jest to, co jest w środku. Och, przy okazji, twój garnitur wisi tutaj. – Kirishima puknął w drzwi szafy. – Powinieneś skorzystać z okazji i przespać się jeszcze chwilę. Doba hotelowa wciąż trwa. Pewnie masz mętlik w głowie po wczorajszej libacji, co?
    Zadał sobie trud, żeby powiesić garnitur Yokozawy. Ot taki mały szczegół.
    – A ty co robisz?
    – Wracam do domu. Już zapłaciłem za pokój, więc ty jedynie musisz oddać kartę magnetyczną.
    Dalsze przebywanie razem byłoby co najmniej niestosowne, dlatego Yokozawa poczuł ulgę, że Kirishima wychodzi pierwszy. Słabo mu było na samą myśl, że musieliby razem podejść na recepcję.
    Jednak jeszcze jedno pytanie nie dawało mu spokoju.
    – Ej, chwila, a co z rachunkiem z knajpy? – Yokozawa nie pamiętał chwili opuszczenia baru, a tym bardziej tego, czy wyciągał portfel. Fakt, że znalazł się w takim miejscu oznaczał, że rachunek został przez kogoś uregulowany. A może wyszli bez płacenia?
    – Czy to nie oczywiste? Zapłaciłem go. Ty byłeś tak napruty, że ledwo trzymałeś pion. Naprawdę ciężko było wepchnąć twój wielki tyłek do taksówki.
    – To trzeba było mnie tam zostawić. – Gdyby tak zrobił, Yokozawa nie musiałby teraz wysłuchiwać narzekania i co ważniejsze, nic z tego, co się zdarzyło, nie miałoby miejsca.
    Niestety na gdybanie było już zdecydowanie za późno i mógł jedynie żałować tego, co się stało.
    – Wiesz, nie miałem za bardzo wyboru. Lubię ten bar i wkurzyłbym się, gdyby mnie stamtąd wyrzucili, bo ty po stanowiłeś zrobić z siebie durnia.
    – Och, no cóż, w takim razie przepraszam.
    Słysząc te mało przekonujące przeprosiny Kirishima wyciągnął portfel, a z niego dość długi skrawek papieru.
    – Oddaj mi za twoją część rachunku.
    – Taki miałem zamiar! Myślisz, że chciałbym mieć u ciebie jakikolwiek dług? C-co… Do cholery, co to za kwota?
    – Kwota, jaką ujrzał na dole długiego skrawka papieru wyrwanego Kirishimie, była zdecydowanie wyższa niż ta, której się spodziewał i znacznie przekraczała sumę, jaką zwykle wydawał na alkohol. Wyglądało na to, że w ciągu jednej nocy przepił więcej niż normalnie w ciągu miesiąca.
    Widząc, jak twarz Yokozawy blednie, Kirishima skorzystał z okazji i postanowił wyjaśnić, skąd wzięła się taka liczba.
    – Zamawiałeś tylko najdroższe drinki, dlatego prosiłem żebyś wyluzował.
    – …
    Z jednej strony Yokozawa rozpaczliwie chciał zapytać, dlaczego go nie powstrzymał, ale z drugiej wiedział, że Kirishima nie miałby na to szans. A nawet jeśli by spróbował, to on za nic by go nie posłuchał.
    – No dobra, pozwolę ci zachować twarz. Podzielimy rachunek na pół, w końcu zarabiam więcej od ciebie.
    – Nie potrzebuję twojej litości! Zapłacę za wszystko, co zamówiłem! – Yokozawa uważał, że trzeba odpowiadać za siebie i swoje czyny, nawet jeśli będzie to wymagało dużo więcej pracy i poświęcenia. Jednak Kirishima przejrzał jego tok rozumowania i zarechotał.
    – Przestań być upartym osłem. Zrobiłeś się blady jak ściana, jak zobaczyłeś rachunek. Bądź grzecznym chłopcem i zrób tak, jak mówię.
    – Ty… – To było naprawdę upokarzające, że ktoś postrzegał go właśnie w taki sposób, ale prawdę mówiąc był totalnie spłukany. Jednak nadal chciał załatwić to tak jak należy.
    Gdyby byli w bliższej relacji, to mogliby śmiało rozliczyć się podczas kolejnego spotkania, ale ich stosunki były czysto służbowe. W końcu pracowali w jednej firmie.
    Póki co nie miał pieniędzy, żeby zapłacić za wszystko od razu i nie miał wyjścia – musiał zostać dłużnikiem Kirishimy.
    – Poczekaj tylko do wypłaty. Jak będę mieć kasę, to zwrócę ci całość.
    – Już ci mówiłem, że połowa będzie w porządku. Naprawdę aż tak bardzo nie chcesz mieć u mnie długu?
    – Zwyczajnie nie chcę, żebyś aż tak bardzo się dla mnie poświęcał.
    – Rozumiem… To naprawdę wzruszające, że masz takie poczucie obowiązku. W takim razie chętnie przyjmę twoje zaproszenie na kolację. Och… I jeszcze jedno. Od tej chwili będziesz na każde moje skinienie.
    – Słucham….? – Yokozawa znalazł się w stanie, kiedy nie mógł nadążyć za nagłym zwrotem akcji, więc jedynie zamrugał kilka razy pod rząd.
    Widząc ogromne zdziwienie malujące się na twarzy mężczyzny, Kirishima jeszcze raz wyjaśnił o co chodzi, jak gdyby nigdy nic.
    – Powiedziałem, że na chwilę obecną będziesz grzecznie robił wszystko, co powiem.
    – A niby czemu? – Nie mógł pojąć, co ten facet miał na myśli. Nawet analizując kontekst dotychczasowej rozmowy, nie był w stanie odnieść się do tego, co usłyszał.
    – Ponieważ masz u mnie dług, do cholery! Najpierw zmuszasz mnie, żebym towarzyszył ci w piciu, opowiadasz o pierdołach, a potem… Cóż, musiałem zapłacić rachunek i zadbać o twoją zapijaczoną dupę. Już samo to powinno wystarczyć. – Yokozawa siedział w milczeniu bez szans na jakikolwiek sprzeciw. – Ponadto jestem pewien, że nie chciałbyś, żeby pewne żenujące zdjęcia ujrzały światło dzienne, co?
    – Żenujące zdjęcia…? – Po tych słowach nie można było wywnioskować jak bardzo kompromitujące są te zdjęcia, ale to wystarczyło, żeby zimny dreszcz przebiegł po plecach Yokozawy.
    – Naprawdę wolno łapiesz. Wczoraj w nocy zrobiłem ci kilka fotek.
    – Co… Kiedy je zrobiłeś?!
    – Jestem pewien, że sam się domyślasz. Pracujesz dla wydawnictwa, użyj wyobraźni!
    – Przestań pieprzyć! Usuń je! Natychmiast! – Zerwał się z łóżka i rzucił się na telefon komórkowy, który Kirishima trzymał w ręce. Jednak mężczyzna sprawnie zrobił unik, robiąc z Yokozawy przysłowiowego głupka.
    – No co ty, to byłoby bez sensu. Tylko zmarnowałbym okazję. Jeśli chcesz, żebym je usunął, rób co mówię, bez zbędnych komentarzy. Gdy skończymy zabawę w pana i sługę, skasuję wszystkie foty.
    – Co ty sobie, do cholery, wyobrażasz…?! – Przez myśl by mu nigdy nie przeszło, że redaktor naczelny – osoba z taką pozycją – będzie grozić i szantażować w taki sposób.
    – Kto wie… Naprawdę myślisz, że zdradzę swoje motywy tylko dlatego, że pytasz? Dobra, ja spadam. A ty baw się dobrze wyobrażając sobie, jak zawstydzająco wyglądasz na zdjęciach.
    – Cz-czekaj! Ej!
    Ale Kirishima wyszedł zostawiając go jedynie ze słowami, które właśnie wypowiedział. Yokozawa nie mógł nawet puścić się za nim w pościg, ponieważ był prawie nagi.
    – To jakiś koszmar…! – Wydał z siebie rozpaczliwy jęk.
   Siedząc na łóżku tyko w gaciach, został sam w pustym pokoju.


    Ślady nocnej burzy zniknęły bezpowrotnie i nastał piękny poranek. Niebo miało błękitny kolor i mocno kontrastowało z promieniami słońca odbijającymi się w chmurach. Za to Yokozawie dość mocno doskwierał kac.
    Kirishima namawiał go, żeby jeszcze chwilę się przespał, ale w tej sytuacji nie był w stanie zmrużyć oka. Wskoczył pod prysznic, żeby trochę się orzeźwić i zmyć ślady zmęczenia, po czym ledwo godzinę po Kirishimie opuścił hotel.
    Jego garnitur wisiał w szafie, jakimś cudem czyściusieńki i odświeżony. Nie miał pojęcia, co powiedzą ludzie w biurze, kiedy zobaczą, że drugi dzień z rzędu przyszedł w tym samym ubraniu. Przypomniał sobie, że musi nakarmić kota, dlatego postanowił wpaść do domu, przebrać się i dopiero potem pójść do pracy.
    Po drodze wstąpił do apteki i kupił napój energetyczny z kurkumą. Wypił do dna, choć zdawał sobie sprawę, że minie trochę czasu, zanim dostanie kopa.
    – A-psik!
    Mężczyzna idący przed nim co chwilę kichał. Czyżby znowu zaczął się sezon przeziębień?             Zapobiegawczo po stanowił zażyć w pracy coś przeciwgorączkowego. W szufladzie biurka na pewno ma odpowiedni lek. Wyciągnął rękę i zatrzymał zamykające się drzwi windy.
    – Czekaj, ja też wsiadam!
    – A… D-dzień dobry…
    – !!!
    Osobą, którą zobaczył przed sobą, był nikt inny jak Onodera Ritsu, początkujący redaktor Emeralda. Osoba, której nie chciał widzieć najbardziej ze wszystkich na świecie. Yokozawa skrzywił się i odwrócił w stronę drzwi windy.
    – A, to ty… Że też z samego rana muszę oglądać gębę, której wcale nie chcę widzieć.
    – Przepraszam…
    Zapewne Onodera również nie miał ochoty go oglądać, bo to wątpliwa przyjemność natknąć się na rywala w miłości. Yokozawa nie mógł znieść niezręcznej ciszy, jaka między nimi zapadła i postanowił ją przerwać.
    – Przychodzisz dość wcześnie jak na redaktora. Tak się guzdrzesz z robotą?
    Onodera nie zareagował na te sarkastyczne słowa ze zwykłą sobie gorliwością.
    – To nie tak… Dziś jest termin złożenia projektu kolejnej mangi, więc postanowiłem zrobić to wcześniej.
    – Po co się tak wysilasz robiąc coś, czego nie lubisz? Nie powinieneś pisać podań o przeniesienie do działu literatury? – To nie był ani sarkazm, ani choćby złośliwość. Naprawdę uważał, że jeśli ktoś robi coś, czego nie cierpi, to lepiej, żeby jak najszybciej z tym skończył.
    Wiadomo, nie każdy ma tyle szczęścia, żeby mieć pracę, którą kocha, ale zawsze jest szansa na znalezienie takiej, dzięki której można zrobić karierę. Już nie są bezbronnymi dziećmi, więc jeśli nie można polubić wykonywanych zajęć, to ciągnięcie tego jest oznaką braku szacunku do samej pracy, siebie i współpracowników.
    – To… To zupełnie nie tak… Chcę spróbować swoich sił jako redaktor mang. – Onodera aż podskoczył, przerywając Yokozawie. – Wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć… Więc będę panu wdzięczny za wszelkie wskazówki. Wiem, że pan za mną nie przepada, ale Takano powiedział, że jest pan bardzo kompetentny.
    Kto by pomyślał, że nadejdzie dzień, kiedy Onodera z własnej i nieprzymuszonej woli wyskoczy z takim tekstem… Toż to koniec świata. Gdy zaczął tu pracować, patrzył z pogardą na dział mang i chyba tylko dlatego, że trafił do Emeralda, jego sposób myślenia się zmienił. Zapewne spory wpływ na to musiał mieć także Takano.
    Ból, którego Yokozawa pozbył się chwilę temu, powrócił dość niespodziewanie i przeszył jego klatkę piersiową. Ledwo co poskładane złamane serce znów zaczęło boleć. Do tego jeszcze kac o sobie przypomniał. Włożył wiele wysiłku, aby nad sobą zapanować i szybko rzucił dość arogancką ripostę.
    – To oczywiste. I prawdę mówiąc, jest jakieś sto lat za wcześnie, żebyś prosił mnie o jakieś rady.
    Onodera westchnął, a Yokozawa poczuł się naprawdę słabo. Zdał sobie sprawę, że Kirishima chwilę temu powiedział mu coś bardzo podobnego. Był w podłym humorze, a jego słowa były ostre jak brzytwa. A wszystko przez to, że z samego rana musiał wpaść akurat na Onoderę. Zdał sobie jednak sprawę, że nie powinien gasić jego zapału, gdy nareszcie wykazał odrobinę zaangażowania. Postanowił złagodzić swoje słowa w stosunku do Onodery, który dość znacząco się wycofał.
    – Ale cóż… Niechętnie muszę przyznać, że dobrze wykonujesz swoje obowiązki.
    – !!! – Onodera był wyraźnie wstrząśnięty słowami Yokozawy.
    Winda zatrzymała się na trzecim piętrze, a drzwi zaczęły się otwierać. Rzucając okiem przez ramię na chłopaka, Yokozawa wysiadł na swoim piętrze. Chociaż dział edycji mang shoujo znajdował się piętro wyżej, Onodera wysiadł razem z nim.
    – A jeśli chodzi o ten projekt… dobra robota. Tak trzymaj.
    – Hęę?
    – Jednak jeśli nie będziesz w stanie sobie z nim poradzić, to bez sensu. Chociaż, tak czy inaczej postaram się ciebie wspierać.
    Onodera spojrzał na niego rozbieganym wzrokiem, ukłonił się, kompletnie zbity z pantałyku.
    – Oczywiście! Dziękuję!
    – I jeszcze jedno. – Musiał się tego dowiedzieć. Tę jedną kwestię chciał potwierdzić. Nie mógł zmarnować takiej szansy. Okazja, żeby porozmawiać sam na sam, może już się więcej nie powtórzyć. W sumie to nie chciał, żeby tak się stało. Zrobił głęboki wdech i starał się ze wszystkich sił opanować głos, gdy zadawał pytanie. – Kochasz Masamune?
    – …
    Takano wczoraj powiedział mu dokładnie, jakie są jego uczucia, dając mu jasno do zrozumienia, że nie powinien mieć już złudzeń. Ale w dalszym ciągu nie wiedział, co czuje Onodera.
    Yokozawa sprawiał wrażenie, jakby to było jedynie przelotne zainteresowanie, ale musiał to potwierdzić, bez względu na to, czy jego uczucia są takie same jak Takano.
    Po długiej, niemal bolesnej ciszy, Onodera poczerwieniał i skinął głową.
    – Tak.
    Yokozawa zamknął oczy, po czym bardzo powoli znów je otworzył.
    – Cokolwiek sobie wyobrażasz, jeśli go skrzywdzisz, odbiorę ci go bez skrupułów. Pamiętaj o tym.
    Zostawił zszokowanego Onoderę tam, gdzie stał, a sam poszedł do biura sprzedaży. Usłyszał, jak winda ponownie otwiera się i zamyka. Przeszedł wzdłuż pokoju i opadł na krzesło. Unosząc dłoń do czoła, wyszeptał cichutko:
    – Co ja do diabła wyprawiam?
    To nie było wypowiedzenie wojny, chciał jedynie odrobinę sprowokować Onoderę. Gdyby naprawdę miał zamiar odzyskać Takano, wszystko co powiedział działało na jego niekorzyść.
    Może wyciągnął do niego pomocną dłoń, bo poczuł, że chłopak jest naprawdę, ale tak naprawdę poważny? A fakt, że Onodera w końcu to z siebie wykrztusił, spowodował, że przestał się wahać.
    Coś… zaszło między nimi poprzedniego wieczoru, to pewne.
    – Może ktoś taki jak on bardziej do niego pasuje.
    Jak na faceta, który lubi mieć wszystko dokładnie za planowane, który ma skłonności depresyjne, umawianie się z kimś z pozoru słabym, ale szczerym i prostolinijnym w uczuciach, faktycznie może się udać.
    Chciał tylko jednego – żeby Takano był szczęśliwy. To właśnie tego Yokozawa pragnął najbardziej na świecie.
    A to wszystko przez wiele złych rzeczy, które wydarzyły się w przeszłości jego przyjaciela. On sam chciał być tym, który go uszczęśliwi, jednak nic nie może na to poradzić, dopóki Takano nie poczuje tego samego.
    – Czas zająć się pracą.
    To kompletnie nie w jego stylu tak siedzieć ze złamanym sercem i rozczulać się nad sobą. Jeśli wpadnie w wir pracy, ból w klatce piersiowej w końcu osłabnie.
    Uniósł się i wyprostował plecy, aż krzesło zaskrzypiało, po czym otworzył laptopa i go uruchomił.


    Żaden ze współpracowników Yokozawy nie miał dziś ochoty się do niego zbliżać bardziej niż to było konieczne. Zwłaszcza, że od samego rana rzucił się w wir pracy, jak jakiś demon. Jednak on sam też nie miał zamiaru z nikim rozmawiać, więc uznał, że tak jest najlepiej. Jak tylko skończył obchód, pogrążył się w papierkowej robocie przez resztę dnia.
    – Cholera…!
    Za każdym razem, kiedy ruszał ramionami, jego nakrochmalony podkoszulek wpijał się w ciało, przypominając mu poranek, o którym tak bardzo chciał zapomnieć. Niestety nie mógł się nikomu poskarżyć na to, że musiał przyjść do wydawnictwa. Tak po prawdzie wolałby zostać ze swoim żalem sam, siedząc w domu ubrany jedynie w szlafrok.
    Niemalże na siłę starał się wymazać obrazy pojawiające się w jego myślach. Zaczął intensywnie pracować, starannie realizując każde zlecenie. Właśnie skończył przygotowywać dokumenty na spotkanie w sprawie oddania projektu do druku, które miało się odbyć pod koniec tygodnia. Biorąc pod uwagę fakt, że postanowiono wznowić wydanie jednego z wcześniej już wydanych tytułów, wiedział, że to rozwiąże problem z brakiem towaru.
    – Do przygotowania została tylko… propozycja projektu, ech.
    Dział, w którym pracuje Yokozawa, zajmuje się, ogólnie rzecz biorąc, promocją i sprzedażą komiksów, a ich najważniejszym projektem na ten moment jest „The Kan”. W planach jest już ekranizacja, a także zapewnienie, że sprzedaż nowych tomów, tak jak i tych już wydanych, pójdzie dobrze. Tak, sprzedaż książek jest właśnie obowiązkiem działu sprzedaży.
    Sporo środków pieniężnych poszło na produkcję filmu, a wraz z tym wzrosła liczba pracowników. To spowodowało wzrost zatrudnienia, a tym samym kosztów ogółem. Jeśli przychód netto nie przewyższałby poniesionych kosztów, to wszelka promocja byłaby bezcelowa. Ale dbałość, by seria cały czas cieszyła się popularnością wśród fanów, wymaga ciągle nowych zabiegów.
    Niezależnie od tego, czy tytuł sprzedaje się dobrze, czy źle, dział sprzedaży jako jedyny dostaje dyspozycję: „Musicie sprzedać więcej!”. Aby sprostać temu zadaniu, często siedzieli w pracy dzień i noc. A kiedy on sam był już w takim stanie, że ledwo co doczołgiwał się do pokoju, żeby złapać oddech, Yokozawa czuł, że taka praca pasuje mu jak ulał.
    Wybrał pracę w wydawnictwie z prostego powodu. Kochał książki. Jednak nigdy nie chciał brać udziału w procesie ich powstawania – jak to robią autorzy i redaktorzy. W sumie to początkowo miał zamiar pracować w zwykłej spółce handlowej. Jednak pewnego dnia zobaczył spot reklamujący pracę w dziale sprzedaży, w wydawnictwie, i całkowicie zmienił swoje ambicje zawodowe. Przecież to nic trudnego wyjść, spotkać się z ludźmi, a jeśli i tak musi im coś sprzedać, to lepiej, żeby to były rzeczy, które on sam lubi. Tak właśnie uważał.
    Wtedy działał instynktownie, ale teraz czuł, że to była właściwa decyzja. Wiedział, że robi coś naprawdę wartościo wego, a praca w takim miejscu jak Marukawa Shoten, gdzie aż roi się od ludzi z silnymi osobowościami i poczuciem własnej wartości, była naprawdę łatwa, nawet dla tak upartej osoby jak on.
    – Hmm…
    Gdy już zebrał razem materiały od wszystkich działów, Yokozawa zdał sobie sprawę, że brakuje jeszcze danych do tyczących promocji, która będzie przedmiotem kampanii reklamowej startującej w przyszłym miesiącu. Jego dział od powiadał za zamówienie i skompletowanie wszystkich ma teriałów dotyczących sprzedaży, plakatów i innych materiałów, ale bez zdjęć z działu edycji zamknięcie zlecenia jest niemożliwe.
    – Hej, Henmi! Mamy już materiały promocyjne od ludzi z Japuna? – krzyknął Yokozawa do mężczyzny siedzącego na ukos od niego, który właśnie odebrał telefon.
    – Nie, jeszcze nie. Mieli dostarczyć je w tym tygodniu, ale…
    – W tym tygodniu? Czy oni są świadomi tego, że jest już piątek? Tylko mi nie mów, że mają zamiar podrzucić nam je w niedzielę w nocy albo co? Idź tam i zobacz, czy nie da się pogonić tych leniwych osłów. Gadanie przez telefon nic nie da.
    – T-tak jest, proszę pana! – Henmi zerwał się z fotela po reprymendzie Yokozawy, który dziś był surowszy niż zazwyczaj. Pewnie dlatego, że był podenerwowany.
    Yokozawa pomyślał sobie, że może od tej chwili powinien wesprzeć chłopaka w tym projekcie. Wbił wzrok w podłogę i zdziwił się, gdy na jej końcu, tuż przy wejściu do swojego biura, zobaczył Kirishimę.
    – Ech!
    Henmi, który właśnie pędził do działu edycji Japuna, wpadł w panikę i rzucił się, by powitać gościa.
    – Pan Kirishima! Co za niespodzianka! Rzadko pan zagląda do działu sprzedaży. Właśnie szedłem na górę, zobaczyć się z panem!
    Wokół zebrała się grupka ciekawskich, dlaczego sam szef Japuna pofatygował się do handlowców.
    – Przyniosłem materiały promocyjne. Przepraszam, że to tyle trwało. Jeden z naszych pracowników miał to podrzucić jakiś czas temu, ale zapodział gdzieś część dokumentów i właśnie przed chwilą się znalazły – powiedział Kirishima, podając Henmiemu płytkę CD z danymi.
    – Bardzo dziękuję i jest mi przykro, że sam redaktor naczelny musiał pofatygować się aż tutaj.
    – Ach, miałem po drodze.
    – Po drodze? – Henmi czuł się wyraźnie zakłopotany słowami Kirishimy. Nic dziwnego, gdyż prawdopodobieństwo, że odgadnie jaki powód sprowadza tu Kirishimę, było zerowe.
    Yokozawa miał co do tego złe przeczucia i szybko się odwrócił, aby uniknąć wzroku Kirishimy. Udawał, że jest pochłonięty tym, co widzi na ekranie komputera. Jednak to niemożliwe, żeby coś takiego sprawiło, że nie zostanie zauważony. Kirishima łatwo go wypatrzył.
    – Och. Tutaj jesteś. Yokozawa, chodź, idziemy się napić!
    – ?!
    Całe piętro zawrzało od szeptów. Nikt nie mógł uwierzyć, że Kirishima przyszedł tu specjalnie po to, żeby zaprosić na drinka Yokozawę, z którym nie łączyło go nic poza pracą.
    Tym bardziej, że kilka razy były między nimi spięcia podczas spotkań, więc wiele osób było święcie przekonanych, że nie żywią do siebie sympatii.
    – Słyszałeś? Idziemy się napić! – Na wszelki wypadek po nowił zaproszenie, zmierzając do biurka Yokozawy.
    – Mam jeszcze coś do zrobienia…
    – Co? Nie ma mowy, żebyś ty jako jedyny nie wyrobił się w czasie ze swoją robotą. Co ty, do cholery, robiłeś przez cały dzień? – Na tę małą próbę oporu Kirishima drwiąco parsknął śmiechem.
    – Zamknij się! To praca zaplanowana na przyszły tydzień. – Kiedy te słowa opuściły jego usta, wściekł się, bo zrozumiał, że właśnie został podpuszczony.  
    Wyraz twarzy Kirishimy, z tym jego uśmieszkiem, był wyjątkowo irytujący.
    – W takim razie zabierzesz się za nią w przyszłym tygodniu. A wszystkim tutaj będzie się pracowało znacznie przyjemniej bez takiego krzykacza jak ty. Racja?
    – Ech? Ach, no cóż, to… – Henmi, który obserwował obu z nieukrywanym zainteresowaniem, przemówił lekko wytrącony z równowagi faktem, że Kirishima nagle skierował rozmowę na niego.
    W sumie nie był w stanie zdecydowanie zaprzeczyć jego słowom, co oznaczało, że zgadzał się z tym, co zostało powiedziane, przynajmniej po części.
    Gdy Yokozawa rzucił Henmiemu ostre spojrzenie, Kirishima wyciągnął rękę i zmierzwił mu włosy.
    – Co ty robisz, do cholery?! Przestań utrudniać życie swoim pracownikom. To wszystko dlatego, że robisz takie straszne miny! Wyluzuj trochę. A teraz szybko, zbieraj się, wychodzimy!
    – A niby czemu miałbym gdziekolwiek z tobą iść? – Yokozawa, zmęczony gierką prowadzoną na oczach tak licznej publiczności, powiedział, co myślał.
    Jednak Kirishima ani drgnął, nawet po tak nieprzyjemnych słowach.
    – Nie jesteś aby za młody na sklerozę? Nie mów, że już zapomniałeś, co się stało dzisiaj rano?
    – …!
    Yokozawa z hukiem odsunął krzesło, aby przerwać Kirishimie. Przez myśl mu nie przeszło, że mężczyzna może grozić mu w ten sposób również w biurze. Przerwał mu, zanim ten zdążył powiedzieć coś jeszcze głupszego.
    – Ach! Och, to prawda! Mieliśmy pogadać o kampanii reklamowej! – Odezwał się podniesionym głosem.
    – Dokładnie. Cieszę się, że sobie przypomniałeś.
    Yokozawa aż kipiał, widząc bezwstydny uśmiech przyklejony do twarzy tego faceta. Ale jeśli tak dał się zrobić i to w dodatku w biurze, to teraz dopiero wszyscy zaczną plotkować i wymyślać niestworzone rzeczy.
    – No, to chodźmy.
    Nigdy się tak nie unosił, nawet wtedy, gdy załatwiał sprawy biznesowe. Gdyby wiedział, że taka sytuacja kiedyś nastąpi, to mógłby bardziej dopracować swój wymuszony uśmiech.
    Yokozawa minął Kirishimę i zniknął za drzwiami, uciekając przez ciekawskimi spojrzeniami swoich współpracowników.


    – No i? Smakuje ci?
    – Taaak… W rzeczy samej.
    Wypił łyk Hokuriku, sake, którą zaproponował mu Kirishima i musiał przyznać, że jest bardzo dobra.     Kwiatowy bukiet, którego woń poczuł i nuta słodyczy rozchodząca się na języku były najwyższej jakości, a smak dawał uczucie odświeżenia. Choć wkurzał go fakt, że tak łatwo dał się tu  przyprowadzić, to jednak dla tego smaku, było warto…
   Po jedzeniu lekkiego posiłku Kirishima zabrał go do baru, którego specjalnością była japońska sake. To miejsce miało zupełnie inną atmosferę niż ulubione knajpki Yokozawy, do których chodził ze znajomymi i klientami. Nawet mała miseczka, w której otrzymali przekąski, była najwyższej jakości, a wszyscy pracownicy zachowywali się bardzo uprzejmie. Nie to co w sieciówkach. To miejsce było wprost idealne, by miło spędzić czas.
    – Niedługo stuknie ci trzydziestka, naucz się porządnie pić, póki jeszcze możesz.
    – Rzadko zdarzają mi się takie akcje, jak wtedy. A jak będę potrzebował rady, to dam znać.
    – Hehe… Doprawdy?
    – Tak, dokładnie tak! A poza tym mam jeszcze dwa lata do trzydziestki. – Kirishima sprawiał wrażenia, jakby nie wierzył w to, co usłyszał, dlatego ton głosu Yokozawy przybrał na sile. Nagle zorientował się, że niemalże krzyczy i szybko rozejrzał się po sali. Na szczęście siedzieli na uboczu i wyglądało na to, że żaden z obecnych w barze klientów nie zwrócił na nich uwagi.
    – Dwa lata zlecą w mgnieniu oka.
    – Zamknij się.
    Kirishima sączył radośnie swoją sake. Lubił patrzeć, jak Yokozawa się denerwuje. A Yokozawa po raz kolejny musiał przyznać, że nie ma sensu spierać się z Kirishimą. Podniósł stojącą przed nim szklankę do ust i delektował się łagodnym smakiem trunku.
    Pozostałymi klientami byli głównie mężczyźni starsi od Yokozawy, chociaż dało się też zauważyć kilka kobiet. Ciepłe, rozproszone światło… Ten nieco ponury bar cechował się elegancją i był całkiem przytulny. Dawniej unikał miejsc, w których sprzedawano drogą sake, ale panująca atmosfera zachęca, aby przyjść tu ponownie, nawet w pojedynkę. Zastanawiał się, z kim Kirishima zwykł tu bywać.
    – Dobrze się bawisz, ciągając mnie po tego typu miejscach?
    – Miałem wielką ochotę zobaczyć twoją naburmuszoną minę.
    – Naprawdę masz pokręconą osobowość, wiesz?
    – Zwykle słyszę komplementy na swój temat.
    Yokozawa zdał sobie sprawę, że kąciki ust Kirishimy unosiły się lekko ku górze, gdy ten się uśmiechał.
    Starał się być złośliwy, choć za nic nie chciał dać się wciągnąć w gierkę, którą prowadził Kirishima, celowo próbując go rozdrażnić.
    – Mogę się założyć, że twoi podwładni mają ciężkie życie z takim szefem jak ty.
    – Za nic na świecie nie wyrządziłbym krzywdy moim uroczym, małym podwładnym. I jestem pewien, że są dużo szczęśliwsi, niż te biedactwa pracujące pod twoim kierownictwem.
    – To nie…! – Yokozawa chciał dodać „prawda”, ale przypomniał sobie wcześniejszą reakcję Henmiego. Jeśli faktycznie jego postawa wysysa chęć do życia wszystkim wokół znaczy, że to prosta droga na sam dół.
    Nie wszyscy są aż tak ambitni. Za każdym pracownikiem, który potrafi głośno wyrazić swoje zdanie, kryje się ktoś, kto cierpi z powodu nadmiernego stresu.
    – Twoi ludzie odwalają kawał dobrej roboty, powiedz im to od czasu do czasu. Wystarczy powiedzieć: „Byliście dzisiaj świetni” czy „Dziękuję”. Takie małe gesty uznania naprawdę robią różnicę.
    – Myślisz, że o tym nie wiem?
    – Wiesz, ale tak nie postępujesz. Jeszcze chwila, a jedynie twój kochanek będzie w stanie znieść twoje zachowanie w stylu tsundere.
    – Niby kogo nazywasz tsundere?!
    – Muszę przyznać, że choć niewielki, to jednak masz pierwiastek „dere”.
    – Co to ma niby znaczyć, do cholery?
    Ochota, by dotrzymać kroku Kirishimie, przeszła mu dość szybko. Yokozawa odwrócił się w drugą stronę i w roztargnieniu wypił drinka do dna. Smak był boski. Alkohol rozpływał się w ustach, niczym woda. Musiał uważać, żeby znów nie wypić za dużo.
    – Chcesz trochę wody? – Zapytał Kirishima, kiedy zauważył, jak zawzięcie Yokozawa wpatruje się w pustą szklankę.
    – Jest dobrze. Nie padnę tak szybko, jak wczoraj.
    Znaczy, powinno być w porządku, jeśli zakończy pić na tym etapie. Miał raczej mocną głowę, ale poprzedniego wieczoru wypił zdecydowanie więcej niż zazwyczaj.
    – A tak w ogóle, to czemu tak cholernie ci zależało, żeby mnie tu wyciągnąć?
    Aż do tej pory był rozkojarzony przez irytujące zaczepki Kirishimy, ale kiedy przestał się nimi przejmować, cała sytuacja wydała mu się dość dziwna.
    Kirishima na pewno miał w firmie znajomych w swoim wieku. Nie było żadnego logicznego powodu, dla którego miałby go zapraszać. A nawet jeśli faktycznie chciał się tylko napić, to nie musiał uderzać z tym do faceta nazywanego przez większość współpracowników „dzikim niedźwiedziem”. Mógłby wyjść, z kim tylko by chciał.
    Nie mógł zrozumieć, dlaczego wyszedł do baru z kimś, kto nie posiada za grosz uroku osobistego. Nie sądził, żeby Kirishima zaprosił go tu tylko dlatego, że wczoraj spotkali się w knajpie i ten widział go, kiedy był w dość dramatycznym stanie.
    – Nie mówiłem ci? Lubię pogrywać z wyniosłymi, dumnymi facetami.
    – Teraz to mi wciskasz niezły kit, co? Jakbyś nie wiedział, nasza firma jest pełna dumnych i wyniosłych facetów. Czemu padło na mnie? A nie na przykład na… Kogoś jak Takano… Tymi bezmyślnymi słowami ponownie otworzył wciąż jątrzącą się ranę. Teraz nie było już mowy, żeby Kirishima nie zaczął czegoś podejrzewać, skoro tu i teraz padło to nazwisko. Modląc się, żeby towarzysz się nie zorientował, cały drżał i zerkał na niego pełen niepewności.
    – Takano? Nie, on odpada. Może i jest dumny, ale też dużo wrażliwszy, niż by się zdawało. Poszedłby na dno po jednym trafieniu. On zdecydowanie nie stanowiłby dla mnie żadnego wyzwania, a tego właśnie oczekuję.
    – … – Yokozawa musiał przyznać, że Kirishima ma świetne wyczucie w osądzie charakterów. Tak jak powiedział, Takano był bardzo wrażliwą osobą. Potrafił się dobrze maskować, ale jak już sięgnął dna, to cholernie ciężko było mu się od niego odbić. Ale również przez tę wrażliwość, jeśli już pozwoli komuś się do siebie zbliżyć, otwiera przed nim serce i bezgranicznie ufa. Dokładnie tak było, kiedy studiowali. Jednak kiedy dorośli i zaczęli pracować, wydawało się, że Takano stał się nieco dojrzalszy. Mimo to jego główne cechy charakteru pozostały niezmienione.
    – Zresztą nie lubię takich nadętych żółtodziobów.
    – Hej, chyba zdajesz sobie sprawę, że on i ja jesteśmy w tym samym wieku, co? – Yokozawa był świadomy, że wygląda poważnie jak na swój wiek, ale jeśli Kirishima uważał Takano za żółtodzioba, to zapewne o nim myślał podobnie. Dlatego w tej kwestii za nic nie mógł się z nim zgodzić.
    – Mówię o jego wnętrzu. Chociaż, zapewne był w stanie postawić Emeralda na nogi właśnie dzięki tej swojej młodzieńczej wrażliwości. Ty też masz sporo zalet, dlatego nie musisz być tak przewrażliwiony na punkcie tego, że jesteście rówieśnikami.
    – Wcale nie jestem przewrażliwiony na tym punkcie!
    Wyglądało to tak, jakby Yokozawa traktował Takano jak rywala. To zdecydowanie lepiej, niż gdyby Kirishima miał się domyślić, że to właśnie Takono odrzucił Yokozawę, co byłoby dość kłopotliwe.
    – Czyżby? No ale muszę przyznać, że w pewnym sensie też jesteś jeszcze żółtodziobem, przynajmniej ja tak to widzę. Nie miałbym nic przeciwko nauczeniu cię wszystkiego od A do Z, jeśli byś tylko chciał.
    – Taaa… Nie tylko twoja osobowość jest pokręcona, ale także twoje zainteresowania.
    – Tak się składa, że potrafię dość trafnie określić czyjś charakter.
    – I kto to mówi. – Chociaż Yokozawa nie chciał się już tym zadręczać, jakoś nie mógł pojąć, co ten koleś widzi w takim drętwym sztywniaku jak on. Gdyby chciał jedynie się z kimś powłóczyć, czy nie lepiej byłoby wybrać jednego z jego małych, potulnych podwładnych?
    – Wiesz, jak na taki tupet, to masz zaskakująco niską samoocenę. Jesteś świetny w tym, co robisz i nieźle wyglądasz. Miej trochę więcej wiary w siebie.
    – Co to za tekst? Przerażasz mnie – speszył się nagłą pochwałą Yokozawa. Nie mógł się pozbyć wrażenia, że ten komplement, który dopiero co powiedział Kirishima, był w pewnym sensie pułapką.
    – Widzę, że nie jesteś przyzwyczajony do słuchania pochwał. Nie musisz się aż tak rumienić.
    – Wcale się nie rumienię!
    – Jakoś mnie nie przekonałeś, mówiąc to z tak czerwoną twarzą.
    – Przestań mówić, co ci ślina na język przyniesie. W każdym razie, niby jak, do cholery, można stwierdzić w tak ciemnym barze, czy ktoś się zarumienił?
    – I tu mnie masz. – Kirishima szturchnął ramieniem Yokozawę, który westchnął, trochę już tym wszystkim zmęczony. Mimo wszystko wyglądał, jakby naprawdę dobrze się bawił. Nigdy wcześniej, w pracy, nie mieli ze sobą bliższych kontaktów. Nawet teraz ciężko było Yokozawie uwierzyć, że Kirishima jest tak bezpośrednim i otwartym człowiekiem.
    W Marukawie był znany jako producent hitów. Wypromował więcej bestsellerów niż ktokolwiek inny w firmie. Yokozawa zawsze wyobrażał go sobie jako strasznego pracoholika, ale w rzeczywistości okazał się być zupełnie inny.
    – Idę do toalety…
    – Naprawdę musisz? Może jesteś jednak starszy, niż ci się wydaje…
    – Zamknij się!
    Kirishima odprowadził go wzrokiem pełnym niepokoju i niewymuszonym uśmiechem na twarzy, a Yokozawa wśliznął się do łazienki znajdującej się w głębi baru. Stanął przed lustrem, na którym nie było ani jednej smugi i westchnął głęboko. Jeśli chodziło o Kirishimę, szybko tracił równowagę. Wiedział, że dzisiaj wcale dużo nie wypił, a jednak nie potrafił być spokojny, będąc w pobliżu tego faceta. Czy to dlatego, że to właśnie on widział go, kiedy był w najgorszym stanie? A może to właśnie przez to jego obecność jest tak krępująca? Nie mógł tego dokładnie stwierdzić. Wcześniej też czuł pewien niepokój w stosunku do jego osoby, ale ponieważ nigdy nie mieli okazji spędzić ze sobą zbyt wiele czasu, nigdy nie wnikał, co dokładnie mu w nim nie pasuje.
    Nawet jeśli nie miał pojęcia, dlaczego tak się przy nim czuje, to i tak musiał znaleźć sposób, żeby sobie z tym poradzić. Najlepiej trzymać się od niego z daleka. Jeśli udałoby mu się tego dokonać, mógłby uciec od targającego nim uczucia rozdrażnienia.
    – Mimo wszystko łatwiej powiedzieć, niż zrobić…
    To nie tak, że robił cokolwiek z własnej woli. To Kirishima stroił sobie z niego żarty. Czyli to oznacza, że musiał czekać, aż Kirishimę znudzi doprowadzanie go do szału. Jakby na to nie spojrzał, zawsze wracał do punktu wyjścia. Mieć za przeciwnika kogoś starszego, bardziej doświadczonego, kto przerasta go rangą i pozycją w firmie, kogoś z kim nie ma szans się mierzyć na słowa, z kimś dużo od niego silniejszym, to wszystko utwierdzało go w przekonaniu, że wszelki bunt nie ma sensu.
    – Cholera – zaklął pod nosem Yokozawa. Był w kropce i nie mógł z tym nic zrobić, co go bardzo irytowało. Odkręcił kran na maksa i ochlapał swoją zaczerwienioną twarz. Czuł, jak pod wpływem zimnej wody wraca mu panowanie nad sobą. Otarł buzię chusteczką wyciągniętą z kieszeni, wziął ostatni głęboki oddech i wyszedł z toalety.
    – Masz mokre rękawy. Powinieneś je wysuszyć, zanim wyjdziesz.
    – Mógłbyś mnie nie dotykać? – Uderzył rękę Kirishimy, zanim ta zdążyła go dosięgnąć, po czym zaczął wycierać rękawy chusteczką, którą przed chwilą schował do kieszeni.
    – Nie denerwuj się tak. Przecież cię nie ugryzę. Jesteś przewrażliwiony.
    – Nie, nie jestem.
    – Czyżby? – Kirishima uśmiechnął się dwuznacznie z odrobiną szelmowskiej nuty, a Yokozawa z jakiegoś powodu nie mógł oderwać wzroku od jego spojrzenia. Ta twarz dawała mu do myślenia.
    – No to co, zbieramy się? Nie mogę zarwać dwóch nocy pod rząd, jakby nie było.
    Kirishima wziął swoją torbę i powoli wstał z krzesła. Widząc to, pracownik baru szybko podbiegł i podał im płaszcze.
    – Ach! Poczekaj, tym razem ja ureguluję rachunek.
    – Już zapłaciłem.
    – Co?! Ej, czekaj no… Nie ma powodu, żebyś mi stawiał.
    – Ech, wy młodzi powinniście być milsi i pozwolić nam dorosłym się rozpieszczać. – Kirishima wyszedł za drzwi i zaczął wchodzić po schodach, nie patrząc za siebie.
    – Nieważne, czy jestem miły, czy nie! Przynajmniej podzielmy się po połowie! Przecież zapłaciłeś też za hotel, prawda? Nie chcę mieć u ciebie jeszcze większego długu! – Zawołał Yokozawa, biegnąć za Kirishimą.
    – Ale teraz i tak jesteś spłukany? Nie spinaj się tak.
    – To nieważne!
    To prawda, że nie wiedział, ile dokładnie kasy zostało mu w portfelu, ale na pewno nie był na tyle bezwstydny, żeby pozwolić Kirishimie zapłacić za siebie bez zająknięcia.
    – Cóż, skoro nalegasz, to chyba pozwolę ci jednak zapłacić.
    – Świetnie, ile to było… – Yokozawa poczuł ulgę, gdy Kirishima zgodził się pójść na ustępstwo.
    Kiedy wyciągał już portfel, żeby sprawdzić jego zawartość, nagle jego krawat został pociągnięty ku górze, a on razem z nim.
    – …?! – Był w takim szoku, że oczy wyszły mu z orbit, a język nieświadomie znalazł ujście w szczelinie między wargami, natrafiając na rząd zębów. Czując, że wnętrze jego ust zostało dokładnie spenetrowane, zadrżał i szybko uspokoił swój język. Jego usta zostały całkowicie pochłonięte, a on sam nie był w stanie złapać oddechu. Nie było widać końca tego jakże namiętnego pocałunku, który doprowadził go niemal do obłędu.
    – Mm… mm…!
    Pocałunek Kirishimy był fantastyczny do tego stopnia, że omal nie zemdlał. Nawet gdyby chciał go odepchnąć, to nie dałby rady. Był jak sparaliżowany. Jego ciało nie chciało się poruszyć. Czuł się tak, jakby był związany.
    Grupka pijanych przechodniów minęła ich, dopingując głośno, a mimo to ich usta nadal były połączone.
    – Ha… – Pocałunek się skończył, a ciało Yokozawy zalała fala odrętwienia. Zdał sobie sprawę, że ledwo może ustać na nogach. Oparł się o ścianę, na której wisiał szyld baru.
    – Co ty sobie, do cholery, myślisz?! Żeby w takim miejscu…?! – Krzyknął, choć wargi wciąż miał zdrętwiałe.
    Silnym ruchem wytarł wilgotne usta o rękaw płaszcza, ale i tak nie mógł pozbyć się mrowienia, jakie czuł na wargach i języku.
    – Chcesz powiedzieć, że gdzie indziej byłoby w porządku?


    Kirishima parsknął śmiechem na widok czerwonej twarzy Yokozawy.
    – Jak cholera! Nie mogę uwierzyć, że wywinąłeś mi tak paskudny numer!
    – Paskudny? Nie jesteś zbyt przekonujący, gdy tak ledwo stoisz. Jesteś dorosłym facetem, nie jęcz jak mała dziewczynka. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to był twój pierwszy pocałunek, ani nic z tych rzeczy?
    – Kto powiedział…?! – Podczas tej krótkiej wymiany zdań twarz Yokozawy przybrała bordowy odcień. Z gniewu i upokorzenia krew uderzyła mu do głowy, pozostawiając go niezdolnego do choćby podjęcia próby oceny sytuacji.
    – Bo wiesz, wyglądałeś tak niewinnie, że pomyślałem, że może jednak… Ale jeśli faktycznie jest, jak mówisz, to tym lepiej. To byłby dopiero wstyd, jakbym skradł ci pierwszego całusa.
    – …!
    – Ach, no dobra, ja idę w tę stronę, a ty do metra, tak? I tym razem żadnych skrótów, idź prosto do domu, młody człowieku.
    – Nie potrzebuję, żebyś mi mówił, co mam robić!
    – Fakt, że to wszystko tak bardzo cię rozdrażniło, sprawia, że mam ochotę podokuczać ci jeszcze bardziej, ale ty chyba nie masz już na to ochoty, co?
    – Dlaczego ty…!!! – Yokozawa wiedział, że to tylko gra. Był idealną zabawką dla kogoś takiego jak Kirishima. Ciężko to przyznać, ale za każdym razem, kiedy się odzywał, dźwięk, jaki się z niego wydobywał, przypominał jedynie skomlenie psa uciekającego z podkulonym ogonem.
    – Cóż, uważaj na siebie w drodze powrotnej. A, i jeszcze jedno.
    – Co znowu?
    – Dziękuję za jedzonko. Właśnie dlatego cię tu przyprowadziłem.
    Yokozawa, niczym podrzędny łotr z filmu, miotał gromy na Kirishimę, który odwrócił się do niego plecami i zostawił go z dźwiękiem tych irytujących słów, wypowiedzianych z tym jeszcze bardziej irytującym, szelmowskim uśmieszkiem. To było wszystko, co był w stanie w tym momencie z siebie wykrzesać. Fakt, to było dość żenujące. Trząsł się ze złości, bo zdawał sobie sprawę, że ten facet po raz kolejny widział go w kiepskiej formie. Nie pozostało mu nic innego, jak przyjąć na klatę to upokorzenie.
    – Pieprz się…! – Dłoń Yokozawy zrobiła się gorąca, gdy zacisnął ją w pięść, a serce łomotało jak szalone, zapewne na skutek wściekłości, która aż z niego kipiała. Dusząc w sobie tę złość, odwrócił się i pobiegł.



Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Grupa BoysLove

***





   Opis 👈             👉 Następny 

 



Komentarze

  1. Ach jaka miła niespodzianka 🤩 uwielbiam tych panów aczkolwiek dano się nie widzieliśmy i miło odświeżyć znajomość ❤️

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz