– Uch…
Po przejściu kilku metrów, chwilę po opuszczeniu sklepu z komiksami, Yokozawa poczuł ból stopy i syknął rozdrażniony. Zapewne podczas spaceru jakiś mały kamyczek wpadł mu do buta.
Zatrzymał się i zdjął go, aby pozbyć się kamyka. Balansując na jednej nodze, odwrócił buta do góry nogami, żeby wytrzepać wszystko, co się w nim znajdowało. W trakcie zauważył, że podeszwa jest dość mocno wytarta.
Dbał o obuwie i pastował buty przynajmniej raz w tygodniu (miał ich kilka par i nosił na zmianę według zaplanowanego harmonogramu), a jednak przez to, że codziennie robił masę kilometrów, jego podeszwy były dziurawe jak sito. Przypomniał sobie, że w szafce w pracy ma dodatkową parę. Postanowił ją założyć, a buty, które miał obecnie na nogach, zanieść do szewca, gdy już będzie wracał do domu.
– I kolejny wydatek… – jęknął. Postawił but na chodniku i wsunął do niego stopę ciężko wzdychając, gdyż uświadomił sobie opłakany stan swoich finansów. Przez to, że przepuścił wszystkie oszczędności, nie będzie w stanie naprawić butów, dopóki nie dostanie wypłaty. Dodatkowo w tym miesiącu szykowała się spora liczba wydatków.
Będzie musiał kupić między innymi prezent na ślub jednego ze swoich podwładnych, jego przyjaciółka organizuje przyjęcie dla nowonarodzonego dziecka i czeka go jeszcze kilka innych podobnych imprez. Następnie będzie musiał wymienić swój telefon komórkowy, który dość mocno ucierpiał podczas ostatniej wędrówki po barach w gronie znajomych. Szwankował już od ponad tygodnia, ale musi jeszcze wytrzymać do wypłaty.
To było naprawdę nierozsądne iść pić samotnie, zwłaszcza w takiej sytuacji finansowej. I nawet jeśli totalnie się spłukał, to jednak istniały granice przyzwoitości w kwestii upicia się.
Gdyby nie wszedł do tego baru… Gdyby poszedł prosto do domu, mógłby uniknąć tych wszystkich kłopotliwych sytuacji, w które dał się wciągnąć. Chociaż wiedział, że nic już nie może z tym zrobić i nie mógł nic poradzić, że tak bardzo żałował swoich czynów.
– …
Takano był jego pierwszą miłością.
To prawda, że było kilka dziewczyn, z którymi Yokozawa umawiał się podczas studiów. Jednak gdyby ktoś go spytał, czy którąkolwiek kochał, miałby duży problem, żeby to potwierdzić. Można powiedzieć, że były to dobre przyjaciółki, a on czuł w pewnym sensie spokój, kiedy się z nimi spotykał. Mimo to nie czuł przy nich niczego więcej. Żadnych fajerwerków, motylków, nic. Wtedy wydawało mu się, że jest typem osoby, która nie jest w stanie się zakochać, a gdy już był o tym przekonany, w jego sercu zaczęła kiełkować miłość do Takano. Na początku było ciężko przez cyniczną postawę przyjaciela i jego skłonności depresyjne. Ale kiedy zrozumiał, że to wszystko po to, aby ukryć swoją samotność, poczuł, że nie może ot tak zostawić tego faceta. W końcu znaleźli wspólny język. Okazało się, że mają podobne zainteresowania i wspólne pasje, dzięki czemu ich rozmowy były przyjemne i niewymuszone.
To właśnie podczas tych rozmów ta pesymistyczna maska, którą przybierał Takano, powoli kruszała, a on pokazywał uśmiechniętą twarz pasującą do chłopaka w jego wieku. Yokozawa był tym tak bardzo zafascynowany i oczarowany, że zaczął spędzać z Takano coraz więcej czasu, tym samym oddalając się coraz bardziej od swojej dziewczyny. Prawdopodobnie już wtedy był w nim po uszy zakochany.
Pewnego wieczoru Takano był w wyjątkowo fatalnym stanie i po wypiciu morza alkoholu przekroczyli tę cienką granicę. I chociaż dobrze wiedział, że Takano tego żałował… Yokozawa tylko potwierdził swoje uczucia. Nie kochał tego człowieka jak „przyjaciela”, był w nim absolutnie zakochany.
Jednak nawet wtedy przez myśl mu nie przeszło, że ta miłość skończy się w tak brutalny sposób.
– O rany! Przepraszam!
– Ach, nie, to moja wina. – Przez fakt, że tak bardzo pochłonęły go własne myśli, wpadł na licealistkę niosącą papierową torbę z nadrukiem księgarni, którą mocno przyciskała do piersi. Była tak bardzo zaabsorbowana rozmową z przyjaciółką, że nawet nie zauważyła Yokozawy, który mijał ją z prawej strony. Zarumieniła się i zawstydziła, że pozwoliła swoim myślom tak odpłynąć, po czym zerwała się i pobiegła za koleżanką.
Wyglądało na to, że dziewczyny wyszły właśnie z jednej z większych księgarni, do której akurat zmierzał Yokozawa. Z księgarni „Books Marimo”. Yokozawa również ruszył przed siebie, myśląc, że byłoby miło, gdyby ta papierowa torba była pełna książek wydanych przez nas.
Dziś miał za zadanie wybadać teren w związku ze zbliżającą się kampanią związaną z wydaniem nowej mangi. Najkorzystniejszy scenariusz zakładał, żeby w sklepie obok egzemplarzy nowego tomu, pojawiły się wszystkie poprzednie części napisane przez tego samego autora. Wiedział, że może być problem z zagospodarowaniem przestrzeni i głównie to musiał wziąć pod uwagę.
– Hmm? – W momencie, gdy przekroczył próg księgarni „Books Marimo” i wszedł do strefy komiksów, zobaczył dość wyróżniającego się wyglądem pracownika, który właśnie ustawiał wystawkę w bardzo rzucającym się w oczy miejscu. Powietrze wokół niego zdawało się lśnić, a on sam sprawiał wrażenie, jakby dopiero co wyszedł ze stron jednej z mang shoujo, za których dział był odpowiedzialny.
Kiedyś kierownik poinformował Yokozawę, że chłopak pracuje tu w niepełnym wymierzę godzin, ze względu na studia na ASP. I choć wygląda niczym książę z bajki, nie tylko ma przez to rzesze fanek, ale też jest bardzo dobrze zorientowany w tematyce mang, za które odpowiada.
Najwyraźniej komiksy z tego gatunku zawsze były jego pasją, a przygotowane przez niego dekoracje półek i plakaty były pełne jego własnych, namiętnych wizji i rekomendacji. Jakąkolwiek serie promował, choćby była wydawana przez drugorzędny, nic nieznaczący magazyn, ta sprzedawała się jak świeże bułeczki.
Już nieraz Yokozawa widział, jak handlowcy z konkurencyjnych wydawnictw próbują mu wcisnąć swoje projekty, na co on im skromnie odpowiadał, że promuje tylko te tytuły, które sam lubi. A fakt, że sprzedaje tomiki w ilościach hurtowych jest spowodowany wyłącznie ich treścią, a nie jego wysiłkiem.
Jednak gdyby tak naprawdę było, to nikt nigdy nie sięgnąłby po nudną książkę. Nie ma także gwarancji, że interesująca książka znajdzie rzeszę czytelników. Jeśli nie da się namówić ludzi, żeby zajrzeli do księgarni, to nie ma szans, żeby poznali nawet najciekawszą książkę świata.
To właśnie dlatego handlowcy tacy jak Yokozawa zdarli niejedną parę butów wędrując od księgarni do księgarni przekonując, że to właśnie ich wydawnictwo oferuje najciekawsze tytuły. Dzięki temu mogli zrobić pierwszy krok, by pozyskać przychylność osób pracujących z tymi tytułami na co dzień.
– Witam! Ach, jak miło znów pana widzieć! – Zwrócił się z uśmiechem do Yokozawy Yukina Kou, pracownik odpowiedzialny za dział shoujo. Chociaż nie miał żadnego powodu, żeby traktować Yokozawę z taką uprzejmością, to dzisiaj był rzeczywiście wyjątkowo olśniewający. Mając do czynienia z kimś takim, o tak jasnych oczach, otoczonych długimi rzęsami, nie było wątpliwości, że licealistki, na które Yokozawa przed chwilą wpadł, kupiły tyle książek, za ile tylko były w stanie zapłacić.
– Świetnie się dziś spisałeś. Muszę porozmawiać z kierownikiem, jest gdzieś tu?
– Przed chwilą poszedł na zaplecze. Zadzwonię po niego.
– Będę wdzięczny.
Yukina oddalił się z delikatnym uśmiechem na twarzy, pochylił się nad jedną z kas i sięgnął po telefon wewnętrzny. Yokozawa czekał i w międzyczasie przyjrzał się wystawce nad którą pracował chłopak.
Najwyraźniej dzisiejszym tematem była „Pierwsza miłość” i znajdowały się tu wszystkie tytuły związane z tym wątkiem. Zarówno stare jak i nowe tomiki zostały ustawione razem.
Oczywiście Marukawa miała kilka serii związanych z tym tematem.
– To mi przypomina… – mruknął Yokozawa. Tomik, który bez zastanowienia wziął do ręki, był pierwszym tytułem, nad którym pracował Takano, zaraz po tym, jak rozpoczął pracę w Marukawie. To był tytuł, dzięki któremu wyciągnął bardzo obiecującego autora z niezłego dołka. Później nawet nakręcili film na podstawie tej historii. Od tamtego czasu ten autor jest cały czas na szczycie popularności w Emeraldzie.
To wtedy Yokozawa prawie się wykończył, gdy rozpaczliwie starał się promować tę mangę. W każdej wolnej chwili zaglądał nawet do sklepów, gdzie żaden handlowiec się nie zapuszczał, a także przeprowadzał niezliczoną liczbę rozmów telefonicznych w sprawie dystrybucji. Ostatecznie jego ciężka praca opłaciła się. Gdy manga zgarnęła pierwsze miejsce w miesięcznym rankingu sprzedaży w wydawnictwie, wypili razem za ten sukces.
– Kierownik zaraz przyjdzie. Poczeka pan?
– Przepraszam za kłopot. Och, a jak tam zajęcia na uczelni? Jesteś zawsze, kiedy tu wpadam. Chyba nie oblałeś, co? – zapytał od niechcenia. Zaprojektowanie wystawki i zapewnienie niezłej sprzedaży komiksów ich wydawnictwa… Wszystko pięknie, ale koleś na pewno musi być dość zajęty wykładami, projektami i innymi rzeczami na uczelni.
– Panie Yokozowa, proszę nie żartować! Mam teraz przerwę wiosenną. I powiem panu, że mam naprawdę świetne wyniki. Proszę się nie martwić.
– Cóż, mam nadzieję, że studia są dla ciebie najważniejsze. A jak idzie sprzedaż w tym miesiącu?
– Nowy tomik od Honjou radzi sobie najlepiej spośród wszystkich tytułów wydanych w tym miesiącu. Wszyscy klienci, którzy kupują nowy tom, po jego przeczytaniu wracają na następny dzień, żeby kupić poprzednie jej prace.
– To świetnie – opowiedział Yokozawa. Fakt, że klienci wracali, żeby kupić poprzednie tomy, świadczyło o tym, że ten nowy jest naprawdę bardzo dobry. Chociaż autorka jest raczej nudnawa, to jej manga okazała się być fantastyczna. Yokozawa był pewien, że gdyby ludzie tak po prostu przeczytali tę historię, to liczba fanów wzrosła by dość szybko. Ale to, co by go jeszcze bardziej uszczęśliwiło, to wynik sprzedaży, który dowiódłby jego teorii.
– Nieźle sobie radzi też tomik Mutou z poprzedniego miesią… Ach! Kierownik już przyszedł! On opowie panu, co i jak się sprzedaje. A ja wracam do wystawki!
– W porządku. Dzięki za wszystko! – Yokozawa pomachał Yukinie, gdy ten wracał do swojego projektu.
– Yokozawa! Przepraszam, że musiałeś czekać!
– Ależ nic się nie stało. To ja przepraszam, że zawracam ci głowę, kiedy jesteś tak bardzo zajęty.
– Och, to nie tak. Właśnie miałem wracać na dział – powiedział kierownik księgarni Marimo, który sam był fanem mangi i odpowiadał za dział shounen. To dzięki niemu i Yukinie sklep miała największy wybór mang w całym mieście, również przez to, że wszystkie wydawnictwa koncentrowały się właśnie na tej księgarni.
Spośród tak wielu tytułów ciężko jest wyróżnić ten jeden, dlatego handlowcy z każdego wydawnictwa ciężko pracowali, aby to właśnie ich tytuły umieścić w jak najbardziej widocznym miejscu.
– Chciałem podziękować za zorganizowanie specjalnego kącika dla „The Kana” w zeszłym miesiącu. Dzięki twoim wysiłkom sprzedaliśmy więcej egzemplarzy, niż się spodziewaliśmy. Musieliśmy nawet zlecić dodatkowy dodruk.
– Naprawdę? To wspaniale! – Słysząc słowa podziękowania dotyczące rezultatów włożonej przez niego pracy, kierownik ucieszył się tak bardzo, jakby sam był odpowiedzialny za cały projekt. – A co z filmem, który ma niebawem powstać? Coś wiadomo? Nie mogę się doczekać nadchodzących wydarzeń. Och, przypomniałem sobie. Kiedy ukaże się najnowszy tom „The Kana”?
– Racja, termin jeszcze nie został ogłoszony, ale tak między nami, data wydania nowego tomu zostanie podana w jednym z magazynów, który wyjdzie w przyszłym tygodniu. Więc nie krępuj się i organizuj kolejną wystawkę, jeśli chcesz – odpowiedział Yokozawa ściszonym głosem tak, aby nie słyszeli go klienci kręcący się w pobliżu.
– Ach, no pewnie! Zdecydowanie tak! Łaaaa! Nie mogę się doczekać! Wiesz, uwielbiam „The Kana”! Oczywiście przeczytałem wszystkie rozdziały w magazynie, ale zawsze czekam na wydanie tomikowe.
To prawdziwe błogosławieństwo mieć pracowników, którzy są największymi fanami swojej pracy. W porównaniu z książkami ułożonymi w stosy, zwyczajnie jedna na drugiej, półki w księgarniach, gdzie czuć było pasję do danych tytułów, zawsze bardziej podobały się klientom. Bardzo wiele książek, które nigdy by się nie wyróżniły, mimo że były naprawdę dobre, zostały ułożone na wystawce z promocyjnym plakatem, a następnie stały się hitami.
– Zawsze się cieszę, gdy słyszę takie słowa. Z pewnością poinformuję przełożonych, że księgarnia Marimo robi wszystko, by wspomóc nas w promocji naszych książek – powiedział. Po tych słowach Yokozawa przypomniał sobie, kim był redaktor naczelny, który wydawał „The Kana” i poczuł lodowaty dreszcz, który przebiegł przez jego ciało.
Redaktorem Ijuuina… był Kirishima.
Zaczął żałować złożenia tej obietnicy, ale zrozumiał, że nawet gdyby chciał unikać tego faceta, to i tak nie uwolniłby się od bycia przez niego wyciąganym w różne miejsca.
– Bardzo proszę, niech wiedzą, że zawsze niecierpliwie wyczekuję kolejnego numeru.
– Tak zrobię. I jestem pewien, że również autor będzie bardziej niż zadowolony – powiedział z przyklejonym do twarzy uśmiechem handlowca, modląc się w duchu, żeby nikt się nie zorientował, co tak naprawdę teraz czuje.
Od tamtej pory liczba dni, kiedy Yokozawa nie widział Kirishimy, zmalała niemalże do zera.
Nie miał pojęcia, jaką przyjemność czerpał Kirishima z faktu, że prawie codziennie wychodził coś zjeść w jego towarzystwie. Na początku był tym naprawdę zszokowany, ale z czasem przyzwyczaił się do tej sytuacji, a nawet do tego, że dość często ludzie szukający Kirishimy, przychodzili do niego. Mimo że przywykł do tego wszystkiego, to jednak ciągle był w rozterce, bo nie rozumiał jakie tak naprawdę były intencje Kirishimy. Nieważne ile razy o to pytał, zawsze otrzymywał wymijającą odpowiedź, niedającą mu nic poza mglistymi, bezsensownymi domysłami.Jednak tak długo, jak Kirishima miał w ręku mocne argumenty, czyli jego żenujące zdjęcia, Yokozawa nie mógł pozwolić sobie na żaden fałszywy ruch. Mimo że było to dość wkurzające.
Zastanawiał się nad próbą przechwycenia jego telefonu, żeby wykasować kłopotliwe fotki, ale o tym mógł co najwyżej pomarzyć. Kirishima jakby przejrzał na wskroś intencje Yokozawy i doskonale wiedział, co mu chodziło po głowie.
Yokozawa zanim udał się do działu sprzedaży, wjechał windą na czwarte piętro, do Emeralda. Chciał powiedzieć ekipie, jak dobrze sprzedają się ich nowo wydane tomiki. Gdy tylko wysiadł z windy, zauważył, że kręci się tu zdecydowanie więcej ludzi niż zazwyczaj.
Zwykle było to dość ciche miejsce, ale dzisiaj wrzało jak w ulu.
– Co się dzieje? – Zapytał Yokozawa.
– Wygląda na to, że Takano i Onoderze podczas wyjazdu służbowego trafiło się podwójne łóżko.
– Co? – Gdy zwrócił się z tym pytaniem do edytorki stojącej najbliżej niego, ta odpowiedziała mu radośnie, ale Yokozawa nie mógł do końca pojąć, o czym ona w ogóle mówi. Jak tylko zauważyła, że czoło Yokozawy marszczy się za sprawą jej chaotycznej wypowiedzi, zaczęła wyjaśniać jak należy.
– Dziewczyna z sekretariatu coś namieszała i trafił im się pokój z jednym podwójnym łóżkiem, zamiast z dwoma pojedynczymi. Sytuacja jakich wiele, ale to wcale nie czyni jej mniej ekscytującą.
Była tak podniecona, że naprawdę ciężko było ją zrozumieć, jednak Yokozawa uchwycił główny wątek. Prawdopodobnie Takano i Onodera wyjechali wczoraj z miasta w sprawach służbowych. A w hotelu, w wyniku pomyłki sekretarki zamawiającej im pokój, zostali zmuszeni do spania razem w dwuosobowym łóżku.
– Onodera wygląda na totalnie wykończonego, a Takano nie chce powiedzieć, co tam wczoraj zaszło! Nie sądzisz, że to podejrzane?
– … – Mimo starań, Yokozawa nie mógł znaleźć słów, którymi mógłby odpowiedzieć na to pytanie. A kiedy odwrócił się, żeby spojrzeć na biuro Emeralda, zobaczył Onoderę, który jak zawsze robił wokół siebie sporo zamieszania, a otaczający go współpracownicy bezlitośnie mu dokuczali.
– Ritsuś, coś się między wami wydarzyło?! No powiedz?!
– Nie wiem, o co ci chodzi!!!
– Yoshikawa Chiharu ma blokadę artystyczną, może bym jej to podrzucił jako temat?
– Ani się waż! Puszczaj tę słuchawkę z łapy!
Pomijając Kisę, który prawie nigdy nie był poważny, to teraz nawet zwykle obojętny Hatori dokuczał Onoderze. Gdy Onodera dołączył do firmy był lekko zdystansowany, a teraz stał się pełnoprawnym członkiem działu edycji.
Takano uciął zaczepki wymierzone w podwładnego, mówiąc krótko:
– Rób z tym, co chcesz.
– Takano!!!
– Ach, przydałoby się usłyszeć trochę szczegółów!
– Ja też chcę! – powiedział Mino, który przyłączył się do rozmowy, snując się za Onoderą.
– Słyszałeś, Onodera. Opowiadaj – rzucił Takano.
– Co? Co?!!! Czyli coś było!!!
Spoglądając ukradkiem na Kisę, który wciąż nie dawał za wygraną, Yokozawa zbierał się już do wyjścia. Jakby nie było, cała ta akcja podnosiła mu jedynie ciśnienie. Ale zanim wyszedł, usłyszał jeszcze rozmowę grupki kobiet stojących w pobliżu.
– Och, jak myślisz, kto był na górze?
– Oczywiście, że Takano! Onodera nie wygląda na takiego, co mógłby przejąć inicjatywę.
Redaktorki były wprost zachwycone sceną, jaka odgrywała się przed ich oczami i śmiało zagłębiły się w świat swych fantazji. Yokozawa przypomniał sobie, że dział edycji Sapphire, wydający w Marukawie BL, również znajdował się na tym piętrze.
Te kobiety już od dawna nie robią sobie nic z takiej błahostki, jaką jest rzeczywistość. Cieszyły się różnymi sytuacjami, jakie przytrafiały się innym, ponieważ puszczały wodze wyobraźni. Przyszła mu do głowy myśl, co by było, gdyby powiedział im, że Takano i Onodera są w związku. Ciekawe, czy nadal byłyby tak podekscytowane.
– Banda idiotów… – burknął pod nosem i wsiadł do windy, która właśnie przyjechała. Gdy znalazł się sam, westchnął pełen irytacji. Rana, jaką mu zadano prosto w serce, ledwie zasklepiona, znów boleśnie o sobie przypomniała.
Oczywiście nie było mowy, żeby doszedł do siebie po tak bolesnym odrzuceniu w niecały tydzień, bo właśnie tyle minęło od tamtej pory. Gdy w tak ponurym nastroju dotarł na trzecie piętro, zauważył, że tutaj równiej panuje niezwykła atmosfera. Jednak nie było tu śladu po frywolnym i lekkim nastroju, z jakim spotkał się wcześniej. Zamiast tego wszyscy obecni gorączkowo pracowali, wisząc na telefonach.
– Henmi, co się dzieje?!
– Panie Yokozawa! Dlaczego nie odbiera pan telefonu?! Próbowałem się z panem skontaktować! – Henmi odezwał się płaczliwym głosem, kiedy tylko zobaczył Yokozawę.
– Ach, przepraszam, nie zauważyłem… Co jest?
– Tragedia! Zalewa nas fala telefonów w sprawie „The Kana”! Wszyscy chcą wiedzieć, czy data premiery i informacje o obsadzie są prawdziwe!
– Co? Skąd mają te wiadomości? Nikt nie powinien o tym wiedzieć, dopóki magazyn nie pojawi się w sprzedaży! Skąd ten przeciek?!
– Podobno tak było napisane na faksie, który wysłaliśmy do jednej z księgarń… – wyjaśnił Henmi, a Yokozawa przewrócił oczami.
– Na faksie do księgarni?
– I tam przekazywali go sobie z ręki do ręki, a jeden z pracowników zrobił zdjęcie i umieścił w Internecie. No i potem wszystko się już samo rozeszło.
Innymi słowy, to oni sami zignorowali zakaz informowania księgarni przed czasem. A nawet gorzej, nie zdawali sobie sprawy, że wiadomość trafiła do czytelników, którzy teraz robią wszystko, żeby ją potwierdzić. A już całkowitą porażką był fakt, że nikt tego nie wyłapał.
Można by pomyśleć, że nie ma sensu tak się gorączkować z powodu wycieku mało znaczącej informacji, ale była ona częścią strategii promocyjnej, nad którą pracowano od ponad roku. Jeden zły ruch, a ciężka praca wszystkich zaangażowanych w projekt mogłaby pójść na marne.
Yokozawa był odpowiedzialny za sprawdzenie wszystkich dokumentów, jakie wychodziły na zewnątrz. To niemożliwe, żeby mógł coś takiego przeoczyć. Szybko włączył komputer i otworzył maila od Henmiego. Chciał jak najszybciej sprawdzić pismo, o którym rozmawiali.
– Ach…! – Westchnął gwałtownie, gdy zobaczył datę wystawienia.
To był ten burzowy dzień, dokładnie ten, w którym został odrzucony… Kiedy teraz o tym myślał, zdał sobie sprawę, że tamtego dnia był kompletnie rozbity. Wkurzył się na to, jaki był wtedy żałosny. Byle słówko wypowiedziane przez jego pracowników wyprowadzało go z równowagi, a wszyscy obchodzili się z nim delikatnie, jak z jajkiem. Tego dnia był tak bardzo sfrustrowany i rozdrażniony, że całkowicie stracił zdolność koncentracji.
Jednak, jakby o tym nie myślał, błąd był błędem. Że też dał ciała w taki sposób… A tym samym dał koszmarny przykład swoim podwładnym, zwłaszcza, że zwykle miał postawę nieco dumną, wręcz nadętą.
– Co powinniśmy zrobić…?
– Nic się nie da zrobić. Nie martw się, to nie twoja wina. To przeze mnie. Pójdę do redakcji i ich przeproszę.
Później będzie miał sporo czasu, żeby żałować tego, co zrobił. Teraz musiał iść i przeprosić każdego, komu przysporzył kłopotu. Musiał też wymyślić, jak rozwiązać ten problem i zaplanować co dalej.
Walcząc z pogardą do samego siebie, odwrócił się i zobaczył, że stoi przed nim osoba, do której właśnie miał zamiar się udać.
– Ki-Kirishima…
– Musimy pogadać. Chodź ze mną.
– Dobrze…
Kirishima zaprowadził go do pustej sali konferencyjnej, gdzie zwykle odbywały się spotkania biznesowe. Gdy zatrząsnęły się za nimi drzwi i zostali sami, Yokozawa poczuł, że się dusi, być może na skutek dręczącego go poczucia winy.
– Zapewne domyślasz się, o czym chcę z tobą porozmawiać?
– Tak… To wszystko moja wina. Naprawdę bardzo, bardzo mi przykro.
– I kto by pomyślał, że wspaniały Yokozawa Takafumi popełni tak głupi błąd. Możesz obiecywać złote góry, ale pamiętaj, że jesteś jedynie człowiekiem.
– …
Zabolało, ale nie mógł temu zaprzeczyć. Gdyby on był na miejscu Kirishimy, użyłby dużo ostrzejszych słów. Co się stało, to się nie odstanie i żadne tłumaczenia tego nie naprawią. Jedyne, co mógł zrobić, to siedzieć cicho i pozwolić Kirishimie wygłosić kazanie.
– Czy to ma jakiś związek z tym, jak poszedłeś do baru się nawalić?
– !!! – Yokozawie dość ciężko było zachować zimną krew, zwłaszcza, że Kirishima trafił w samo sedno i było już za późno, żeby ukryć emocje. Zresztą Kirishima pewnie dobrze wiedział, że jego podejrzenie jest słuszne.
– Założę się, że żaden z twoich pracowników nie wpadłby na to, że sprawy osobiste tak wpłynęły na twoją pracę.
– Mów co chcesz, nie zamierzam protestować.
Kirishima sprawiał wrażenie dość obojętnego, ale Yokozawa wiedział, że w środku musiał aż kipieć ze złości. Każdy wpadłby w szał, jeśli rok ciężkiej pracy i przygotowań poszedłby na marne, bo ktoś był nieostrożny i popełnił błąd. Na miejscu Kirishimy rozszarpałby siebie ze złości na drobne kawałki.
Jednak Kirishima nie był typem człowieka, który dałby się porwać emocjom. Zapewne to zasługa jego wieku, jak i sposobu bycia. Yokozawa pragnął, żeby jednak wyrzucił z siebie wszytko, co mu leżało na wątrobie, przez co, być może, będzie mógł poczuć się lepiej.
– Rany… Nie rób miny jak dzieciak złapany na gorącym uczynku. Chciałem jedynie się z tobą odrobinę zabawić.
– Odrobinę zabawić…?
– Chcę powiedzieć, że tak naprawdę nie jestem zły. Chociaż przez ciebie mam mały problem. Ale jeśli masz wyrzuty z tego powodu, to mi wystarczy. Pamiętaj tylko, żeby nie popełnić takiego błędu po raz drugi. Bo ucierpi na tym twoja reputacja.
– Ale… Co masz na myśli mówiąc, że to ci wystarczy? Nie da się tego odkręcić! To niemożliwe! Nie da się zachować w tajemnicy informacji, które wyciekły do sieci! – Yokozawa czuł się coraz bardziej zdenerwowany, podczas gdy Kirishima zdawał się być oazą spokoju.
– Stało się, więc dlaczego nie moglibyśmy wykorzystać tego jako chwyt marketingowy?
– Chwyt marketingowy?
– Powiedzmy, że wypuściliśmy kilka informacji, żeby pogrzać atmosferę wśród fanów. Wtedy to będzie wyglądało dobrze, prawda? A że zależy nam na sprzedaży magazynu oraz komiksów, dlatego poproszę ludzi z redakcji, żeby informowali czytelników, że dokładne szczegóły i daty ogłosimy w nowym numerze. Na szczęście nie wyszły na jaw żadne istotne informacje, także na tę chwilę autor mangi i producent filmu będą musieli się pogodzić z zaistniałą sytuacją.
Po tych słowach Yokozawę zamurowało. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że ludzie z redakcji będą próbowali naprawić ten bajzel.
– Czekaj… Czy ty mnie kryjesz?
– No ba, a czy wygląda to na coś innego? Bądź wdzięczny i pamiętaj, masz u mnie kolejny dług.
Prawdę mówiąc za nic nie chciał powiększać swoich długów u Kirishimy, ale to nie czas, żeby wpadać w sidła własnej dumy i uporu. Musiał dać z siebie wszystko, żeby posprzątać bałagan, którego był przyczyną. Przytaknął Kirishimie.
– To wszystko moja wina. Ja naprawdę… strasznie się z tym czuję.
– Jeśli faktycznie tak jest, to mógłbyś postarać się być nieco bardziej uroczy.
– Co? – zapytał. Po tak żarliwie wygłoszonych przeprosinach, Kirishima z dość poważną miną zasugerował mu coś, czego kompletnie nie mógł zrozumieć.
– Powinieneś powiedzieć: „ojejku, bardzo mi przykro!”. No dalej, spróbuj.
Yokozawa aż dostał gęsiej skórki, słysząc odrażający ton głosu, z jakim Kirishima to powiedział. A co więcej, za nic na świecie nie był w stanie sobie wyobrazić, że tak uroczym i słodkim głosikiem wypowie słowa przeprosin. Tego było już za wiele, nie wytrzymał.
– Niby kto, do cholery, ma coś takiego powiedzieć?! – Kirishima zaśmiał się w odpowiedzi na krzyk Yokozawy, co wzmogło w tym drugim uczycie irytacji. – Przestań się ze mnie nabijać!
– Takiego cię lubię! Pamiętaj, że wszyscy wokół ciebie też łapią doła, gdy dziki niedźwiadek wpada w depresję.
– Co?
Czy on właśnie próbował go pocieszyć? Gdy Yokozawa zdał sobie z tego sprawę, jego twarz przybrała kolor purpury. To było takie upokarzające. Ten facet nie tylko wiedział, jak on się teraz czuje, ale równocześnie próbował go uspokoić.
Zdając sobie sprawę z tego, że to wszystko było jego winą, nie mógł narzekać na kolesia, który, jakby nie było, dba o interes firmy. Nie miał innego wyjścia, jak trzymać gębę na kłódkę, co jednak czyniło całą sytuację piekielnie niekomfortową.
– W każdym razie, powiedz swoim ludziom, że dostałeś ode mnie porządny ochrzan. A w zamian sprzedaj dwa razy więcej nowych i starych tomików mojej serii.
– Dwa razy więcej? Kim ty, do cholery, myślisz, że jestem? Nawet bez twoich uwag sprzedam ich jeszcze więcej.
Po tej ostrej ripoście, uczucie dyskomfortu sprzed chwili przepadło bezpowrotnie.
– To się nazywa duch walki! Ach, właśnie, chodź ze mną po pracy coś przegryźć. Tylko zrób co w twojej mocy, żeby wyrobić się na szóstą.
– Dobrze… – Biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znalazł, Yokozawa nie miał innego wyboru, jak tylko przyjąć zaproszenie Kirishimy.
– No to? Gdzie dzisiaj idziemy?
– Zobaczysz, jak już będziemy na miejscu. Dzisiaj zabieram cię na najlepsze żarełko na świecie, tak że ciesz się.– Że co? – Dość obojętnie odpowiedział Kirishimie, który był dziś w wyjątkowo dobrym nastroju. Przeszli już spory kawałek drogi od stacji, a przecież każde miejsce byłoby dobre, żeby zjeść kolację. Zaraz po pracy wsiedli do pociągu i jechali co najmniej dwadzieścia minut, a teraz szli i szli, a końca nie było widać.
Dzisiaj Yokozawa porządnie zabrał się za swoją pracę, aby zmyć plamę, która pojawiła się na jego reputacji. Wszystko, co zaplanował, skończył już o 17.30. I właśnie w chwili, gdy przyszła mu do głowy dość irytująca myśl, że to trochę wygląda, jakby nie mógł się doczekać wspólnego wyjścia z Kirishimą, dostał od niego wiadomość: „Muszę zostać chwilę dłużej. Poczekaj na mnie na dworcu. Jeśli dasz radę, to kup po drodze trzy kremówki bawarskie o smaku zielonej herbaty”.
Yokozawa był zaskoczony dziwną treścią maila, ale grzecznie zrobił, o co go poproszono i teraz czekał, trzymając pakunek w dłoni. Może Kirishima miał ochotę na krem bawarski? Ale wspominając wszystkie poprzednie wyjścia, Kirishima jakoś specjalnie za słodyczami nie przepadał. Jest jeszcze opcja, że on jednak lubi słodkości, ale jest co do nich dość wybredny, dlatego do tej pory to ukrywał. Jednak Yokozawa nie miał co do tego pewności.
– Idziemy coś zjeść w dzielnicy mieszkalnej?
– Nie ma co strzępić sobie języka, po prostu chodź za mną. Po tych słowach Kirishima wszedł do dość zwyczajnie wyglądającego budynku. Otworzył bramę kodem i skierował swe kroki w kierunku windy. Być może w jednym z apartamentów jest restauracja? Yokozawa pojęcia nie miał dokąd idą. Ale Kirishima poprosił go, żeby się nie odzywał, tylko grzecznie za nim podążał, dlatego dalsze pytania były raczej bezcelowe.
– Jesteśmy na miejscu!
– To jest…?
Był to typowy budynek mieszkalny, przeznaczony dla rodzin. Każdy segment miał swoją bramę, przez którą wchodziło się na wyższe piętra. Zatrzymali się w przedsionku, gdzie stał oparty o ścianę niebieski dziecięcy rowerek. Pytania w głowie Yokozawy zaczęły mnożyć się błyskawicznie, ponieważ rower wydawał się wręcz emanować dość prywatnym charakterem tego miejsca.
Yokozawa rozglądał się wokół, próbując sprawdzić, czy gdzieś tu będzie widoczna nazwa restauracji. Jedyne, co zobaczył, to beztrosko zawieszoną skakankę na tabliczce z napisem „Kirishima”.
– To twoje mieszkanie?
– Tak. Panuje tu lekki chaos, ale wystarczy miejsca, żeby zjeść kolację, więc się nie martw.
W życiu nie spodziewał się tego, że zostanie zaproszony do domu przez faceta. Kirishima wyciągnął klucz z kieszeni, otworzył drzwi i zawołał w stronę pokoju, w którym paliło się światło:
– Hiyo, już jestem!
– Cześć, tatku! Och, mamy gościa?
– Tatku?! – Głos Yokozawy brzmiał strasznie, kiedy wypowiadał to dziwnie brzmiące słowo. Spoglądał to na Kirishimę, to na dziewczynkę stojącą przed nim, porównując ich do siebie. Nie byli do siebie podobni w najmniejszym stopniu, ale spojrzenie, jakim obdarzył Kirishima dziewczynkę, było niezwykle łagodne. Kirishima nigdy na nikogo nie patrzył w taki sposób, a przynajmniej Yokozawa nic o tym nie wiedział.
Zapewne rower w przedsionku należał do niej. Gdyby się tak nad tym zastanowić, to cała ta sytuacja wcale nie była taka dziwna. Ale przez to, że Yokozawa miał już wyrobione zdanie o Kirishimie, w swoich opiniach jakoś nigdy nie brał pod uwagę opcji, że ten mógłby być czyimś ojcem.
– Co jest? Przecież bycie rodzicem to nic złego – powiedział Kirishima.
– Nie, to... Nie to miałem na myśli...
Stojąca przed nimi mała dziewczynka, w wieku około dziesięciu lat, była grzeczna i schludnie ubrana, a włosy miała spięte w koński ogon. Jej duże, brązowe oczy otoczone były pięknymi, długimi rzęsami i wyglądało jakby ich przybywało z każdym mrugnięciem, a jej różowe policzki były okrągłe i pełne.
Yokozawa był już i tak w ogromnym szoku, że znalazł się w mieszkaniu Kirishimy, ale jeszcze bardziej zaskoczyło go to, że ten ma tak dużą córkę.
– To jest moja córka, Hiyori, ma dziesięć lat. – Widząc niepewność Yokozawy, Kirishima przedstawił dziewczynkę. – A ten pan tutaj to Yokozawa. Pracujemy w tej samej firmie. I chociaż wygląda staro, to jest jeszcze przed trzydziestką, dlatego raczej nie nazywaj go „wujkiem” lub jakoś tak, dobrze?
– Jasne! Czy mogę mówić „braciszku”?
– Uch… Pewnie…
Następnie Hiyori postanowiła przywitać ciągle oszołomionego Yokozawę i ładnie się ukłoniła.
– Miło mi cię poznać. Jestem Kirishima Hiyori! Dziękuję za opiekę nad tatą!
– Ach, tak, przepraszam, że nadużywam dzisiaj twojej gościnności. Jestem Yokozawa Takafumi. – Na koniec Yokozawa oprzytomniał i przywitał się przyjaźnie.
Widząc, że przyjaciel jest pod wrażeniem dojrzałej wypowiedzi dziesięciolatki, Kirishima szybko dodał:
– Hiyori, on się mną nie opiekuje. To raczej ja zajmuję się nim.
– Tatku! Nie mów takich rzeczy, to dziecinne!
– Rany, to tylko żart! Och, prawda, Yokozawa? Zdaje się, że masz prezent dla Hiyori.
– Co? Ach, tak, właśnie. – Tajemnica zakupu bawarskich kremówek została wyjaśniona. Były dla Hiyori. Gdy podał torebkę z ciasteczkami, jej twarz niesamowicie się rozpromieniła.
– Łaaa! Bawarskie kremówki o smaku zielonej herbaty! Uwielbiam je! Dziękuję, braciszku!
– Och, nie ma za co.
– Włożę je do lodówki, a potem zjemy na deser! Przytuliła papierową torbę do piersi, jakby to była najcenniejsza rzecz na świecie. Yokozawa obserwował ją z uśmiechem na twarzy, a Kirishima przytaknął na jej pomysł i powiedział niezwykle łagodnym głosem:
– Urocza ta moja Hiyori, prawda?
– Rany, tato! Nie wygaduj takich głupot, to dziecinne! Chcę skończyć przygotowywać kolację, więc wypijcie piwo i poczekajcie jeszcze chwilę!
– Tak jest, proszę pani – powiedział Kirishima, a Hiyori zarumieniła się i uciekła do kuchni. Nawet Yokozawa nie mógł powstrzymać uśmiechu na ten widok.
– Muszę przyznać, że faktycznie jest tak słodka, że nigdy nie pomyślałbym, że jest twoją córką. – W jego słowach kryła się nutka sarkazmu, jednak Kirishimę ta wypowiedź wprawiła w fantastyczny nastrój, bo to było dość niespotykane, że zwykle oschły i zimny Yokozawa pozwolił sobie na żarcik.
– Jest podobna do matki. Zdecydowanie nigdy nie pozwolę jej wyjść za mąż.
Nawet Kirishima okazał się być nadopiekuńczym rodzicem, który uważał, że najbezpieczniej jest w murach własnego domu.
Yokozawa zdał sobie sprawę, że po raz pierwszy widzi go w roli troskliwego ojca.
– A... co z twoją żoną? Wyszła gdzieś? Może na zakupy? – Właśnie się zorientował, że w tym wszystkim musi być gdzieś żona. Jest obrączka, jest córka, czyli gdzieś tu powinna być i matka.
I właśnie teraz zdał sobie sprawę, że Kirishima, będąc żonatym mężczyzną… tamtej nocy najwyraźniej zakpił sobie z niego. I chociaż Yokozawa nie bardzo miał na to wpływ, to jednak zdecydowanie nie chciał spotkać się twarzą w twarz z tą kobietą.
Kiedy poczuł ból w klatce piersiowej wywołany poczuciem winy, Kirishima odpowiedział wyraźnie zdziwiony:
– Czekaj, to ty nie wiesz? Nie mam żony.
– Co?
– W sumie nie wzięliśmy rozwodu. Zachorowała i zmarła, kiedy Hiyori była malutka, dlatego nawet jej nie pamięta.
– Przepraszam. Byłem naprawdę nietaktowny, nie powinienem pytać.
Kirishima mówił o tym tak od niechcenia, pewnie tylko dlatego, że nie chciał, żeby Yokozawa czuł się zakłopotany. Zapewne wcześniej zadawano mu takie pytania setki razy.
– Nie przejmuj się tym. To stało się na długo przed tym, zanim zacząłeś pracować w Marukawie. Nic dziwnego, że o niczym nie wiesz.
I nagle... wszystko zaczynało nabierać sensu. Chociaż był redaktorem naczelnym, zawsze wychodził z pracy wcześniej, no chyba, że akurat zamykali cykl. Jednocześnie przychodził do biura skoro świt, a to wszystko przez to, że musiał pogodzić pracę zawodową z wychowaniem córki.
– Ale błagam, pomyśl trochę. Myślisz, że zdradziłbym z tobą żonę?
– A niby skąd miałem to wiedzieć? W końcu cały czas nosisz obrączkę. – To było upokarzające, że Yokozawa wypadł tak w oczach Kirishimy. Jednak to wszystko było jego winą, bo na początku nie wyjaśnił wszystkiego jak należy, przez co Yokozawa zbyt wiele sobie dopowiedział.
Na słowa skargi, Kirishima nieoczekiwanie odpowiedział:
– A co? Jesteś zazdrosny? Jeśli chcesz, żebym ją zdjął, wystarczy poprosić. Noszę obrączkę, żeby autorzy nie zadawali mi głupich pytań.
– Nawet przez myśl mi to nie przeszło! – Yokozawa chciał, żeby ten facet przestał myśleć, że on może być o niego zazdrosny. Czuł się jak idiota, bo przed chwilą szczerze mu współczuł.
– Daj spokój, przecież widzę, że cały się rumienisz.
– Wcale się nie rumienię! – Jak już dobrze wiedział, przekomarzanie się z Kirishimą jedynie go wkurzało.
– Tatku! Braciszku! Kolacja na stole! Jak długo jeszcze macie zamiar się tu obijać? – Na szczęście Hiyori zajrzała do nich i oznajmiła, że przygotowała już kolację, jak również o tym, że zmęczyło ją czekanie na nich.
– Już idziemy. Momencik. Chodź, Hiyo na nas czeka.
– Sam zacząłeś tę rozmowę! – Yokozawa tylko warknął na komentarz Kirishimy powiedziany z udawaną niewinnością. Kirishima jednak zbył go śmiechem i poszedł do jadalni.
Cały pokój był ozdobiony rysunkami Hiyori, które w połączeniu z ciepłymi, pastelowymi ścianami tworzyły niepowtarzalną przestrzeń, zupełnie inną niż ta, w której Yokozawa wyobrażał sobie Kirishimę.
– Kto się nią zajmuje, kiedy ciebie nie ma?
– Moi rodzice mieszkają w pobliżu, więc jeśli zostaję w pracy po godzinach, Hiyori jest u nich. Moja mama wpada od czasu do czasu i gotuje jakiś obiadek.
– Dlaczego nie zamieszkacie z nimi?
– Gdyby do tego doszło, pewnie pozabijalibyśmy się nawzajem. Myślę, że tak jak jest, jest idealnie. Ach, usiądź tam. Kiedy podeszli do stołu, czekał tam na nich gar pełen pysznie pachnącego curry. Jak tylko Yokozawa poczuł zapach jedzenia, przypomniał sobie, że umiera z głodu. Od popołudnia nie miał nic w ustach, bo wtedy właśnie pożarł kulkę ryżową kupioną podczas obchodu.
– Braciszku, wolisz piwo czy herbatę oolong?
– Bierz piwo. W końcu jutro masz wolne. A jak wypijesz za dużo, to zostaniesz na noc.
– Dzięki, ale jednak poproszę herbatę.
– Ech? Zostań na noc!
Yokozawę aż ścisnęło w dołku na widok smutnej twarzy Hiyori, ale nie chciał spać u Kirishimy. Żeby nie pogarszać sytuacji postanowił wykorzystać swojego kota, jako wymówkę.
– Mam kota, który czeka na mnie w domu. Może następnym razem?
Oczy Hiyori pojaśniały, jak tylko usłyszała słowo „kot”.
– Masz kotka?! Jak ma na imię?
– Sorata. Kiedyś nie był mój, ale na szczęście tak się wszystko ułożyło, że teraz ja się nim zajmuję. Ma dziesięć lat i to już taki koci staruszek. Lubisz koty?
– Tak!!! Kocham! Ale ci zazdroszczę… Też bym chciała mieć kotka, ale tata mówi, że nie będę w stanie się nim zająć…
– Hej, ale to nie znaczy, że nie możesz go mieć. Nie mam nic przeciwko, jeśli będziesz sama o niego dbać. Ja już i tak mam spory problem, żeby właściwie zadbać o samego siebie…
Yokozawa postanowił zlitować się nad biedną Hiyori i nie mógł wymyśleć nic innego, jak tylko zaprosić ją do siebie.
– A może przyjdziesz kiedyś go zobaczyć?
– Mogę? – Twarz Hiyori aż promieniała z ekscytacji. Jej uśmiech był niczym wiosenne słońce, jak sugerowało jej imię. Yokozawa patrząc na nią, poczuł w sercu błogie ciepło. Jednak… przyjaźń z Hiyori oznaczała, że pogłębi się również relacja z Kirishimą. Wiedział, że to nie najlepszy pomysł, żeby tak bardzo zbliżać się do tego faceta, ale w tym momencie Yokozawa czuł, że dla tak uroczej istotki jest w stanie zrobić wszystko.
– Nie mam nic przeciwko, ale… Nie wiem, czy twój tata się zgodzi.
– Tato! Mogę iść zobaczyć kotka?
– Hmm… No nie wiem… Ale sądzę, że to będzie zależało od twoich ocen w trzecim semestrze. – Kirishima twardo postawił swój warunek, opierając się najsłodszemu głosikowi na jaki zdobyła się Hiyori prosząc go o zgodę.
– Ech… Ach, dobrze… Postaram się ze wszystkich sił…
– Prawda, że to łatwizna? Musisz jedynie poprawić oceny z matmy.
– To może i wydaje się proste, ale dla mnie to będzie bardzo trudne! – Najwyraźniej Hiyori nie była najlepsza z matematyki, ponieważ skrzywiła się z takim niesmakiem, jakby zmuszano ją do zjedzenia czegoś, czego wyjątkowo nie lubi. Yokozawa po raz kolejny zlitował się nad nią i zaproponował:
– A może chcesz, żebym pomógł ci w nauce?
– Naprawdę?! To znaczy, że pomożesz mi później odrobić pracę domową? Jest jedno zadanie, którego kompletnie nie rozumiem, nieważne jak bardzo się staram!
– Dobrze, dzięki temu będę mógł ci się odwdzięczyć za kolację.
Patrząc, jak Yokozawa i Hiyori ustalają między sobą plan działania, Kirishima nie mógł powstrzymać słów.
– Naprawdę dasz radę ją czegoś nauczyć?
– Oczywiście. Na studiach dorabiałem jako korepetytor. – I chociaż wszyscy uczniowie bali się jego dość wykańczającego, wręcz demonicznego sposobu nauczania, to jednak ich stopnie na tyle się poprawiły, że był polecany przez wszystkich rodziców. W szczególności cisnął tych, którzy nie przykładali się za bardzo do nauki, bo w sumie nie było sensu pilnowania tych, którzy starali się ze wszystkich sił.
– Super, w takim razie jesteśmy umówieni!
– Tak. – Skrzyżowali małe palce w geście obietnicy. Yokozawa przestraszył się, że jeśli użyje więcej siły, to jeszcze złamie ten mały paluszek.
– Ups! Zapomniałam o sałatce! Poczekajcie chwilkę!
– Nie szkodzi. Tylko przez to bieganie nie upuść miski! – Gdy Hiyori popędziła do kuchni, Kirishima skomentował sytuację sprzed chwili, najwyraźniej bardzo rozbawiony.
– Rany, nie spodziewałem się, że masz taki dobry kontakt z dziećmi. Nie mów, że zwierzęta też do ciebie lgną, co?
– Zwierzęta i dzieci widzą ludzi takimi, jakimi są. – Nie miał zbyt wiele do czynienia ze zwierzętami, więc nie był pewien tej teorii, ale do tej pory wszystkie psy i koty, jakie spotkał, lubiły go. Jedynie dorosłe, ludzkie osobniki bały się do niego zbliżać.
– Zdajesz sobie sprawę, że mówiąc tak, przyznajesz się, że jesteś przerażający na pierwszy rzut oka?
– Zamknij się – warknął. Wiedział doskonale, że miał straszną minę i ostry głos, ale mimo to nie byłby w stanie zrobić nikomu krzywdy. Gdyby nagle zaczął się uśmiechać, zapewne wszyscy wokoło poczuliby dyskomfort, a przymilny ton głosu byłby nie do zniesienia.
– No dobra, w sumie to miło, że ty i Hiyo znaleźliście wspólny język. Naprawdę cieszę się, że cię zaprosiłem. I mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? A co zrobisz, jak pewnego dnia ja i Hiyo przyjdziemy do ciebie i powiemy, że zamierzamy się pobrać?
– Taa, jasne… Jesteś gejem, zapomniałeś? Prędzej skończy się to nieodwzajemnioną miłością Hiyo. Ech… Ale cóż, takie życie.
– Mówiłem ci, że nie jestem gejem…
– Rany, kiszki mi marsza grają! Hiyo, nakładam sobie curry, dobrze?
– W porządku! Zrobiłam na tyle dużo, że możecie zjeść, ile chcecie!
– Proszę, tobie też nałożę! Smacznego!
Yokozawa poczuł lekką zgagę, gdy Kirishima ot tak zakończył rozmowę, ale był zbyt głodny, żeby dalej roztrząsać temat, więc jedynie w ciszy podniósł łyżkę.
– Smacznego…
Zaczął wcinać sos z ryżem, ładując sobie do ust łyżkę za łyżką. Sos był z kawałkami kurczaka, marchewką, ziemniakami i przepiórczymi jajkami. Być może Hiyori skomponowała ten smak pod siebie, bo był słodki i otulał przyjemną delikatnością.
Yokozawa umiał gotować i mógł to robić z dużym powodzeniem, jednak jak już dołączył do Marukawy, miał na to coraz mniej czasu. I chociaż przekąski były łatwe do zrobienia, to zazwyczaj wszystkie posiłki kupował na mieście. Doskonale wiedział, że to nie jest najlepsze dla zdrowia, ale bardziej uciążliwe było to, że nie mógł się zmusić, żeby spędzać więcej czasu w kuchni.
Na studiach, chociaż nie miał tylu pieniędzy, to zawsze był przy nim ktoś, kto upewniał się, że je jak należy. Więc codziennie przyrządzał sobie doskonale wyważone i odżywcze posiłki. Dzięki temu jego zdolności kulinarne były na naprawdę niezłym poziomie, chociaż dzisiaj już nieco zardzewiały.
– Tato, braciszku, smakuje wam moje curry? – Zapytała Hiyori odrobinę zaniepokojona, wychodząc z kuchni z sałatką.
– Jest pyszne. Yokozawa, prawda, że specjalne curry Hiyo jest całkiem smaczne?
Yokozawa nie mógł powstrzymać chichotu, który wyrwał mu się niepostrzeżenie, gdy tak patrzył na Kirishimę. Wszyscy ich współpracownicy i autorzy prawdopodobnie nigdy nie byliby w stanie wyobrazić sobie, że redaktor naczelny Japuna może tak wyglądać. Ledwo powstrzymując ramiona od drżenia, skinął głową.
– Zdecydowanie najlepsze jedzenie na świecie.
Po tych słowach Kirishima uśmiechnął się szeroko.
– Widzisz? Jest dokładnie tak, jak mówiłem.
– Tak się cieszę! Braciszku, jedz ile chcesz, dobrze? – Hiyori była jeszcze szczęśliwsza niż Kirishima, a uśmiech rozpromienił całą jej twarz.
Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Korekta: Sally
Grupa BoysLove
Komentarze
Prześlij komentarz