SHYTNB - Rozdział 3

 


    – Panie Yokozawa, nie wraca pan jeszcze do domu?
    – Hm? Ach, tak… Mam jeszcze parę rzeczy do zrobienia.
    – Rozumiem. W takim razie ja już wychodzę.
    – Dobrze się dzisiaj spisałeś.
    Pomachawszy wychodzącemu Henmiemu, Yokozawa oparł się na krześle i lekko westchnął. W dziale sprzedaży nie pozostało wielu pracowników, a i większość z nich zbierała się już do wyjścia. Z reguły mało kto zostawał w pracy po godzinach, dlatego też światła na całym piętrze były przygaszone.
    Minęło trochę czasu, odkąd Yokozawa poprzednio został w pracy do tak późnej godziny. Kirishima zazwyczaj kończył przed nim i był gotowy do wyjścia, jednak dziś nie dostał jeszcze od niego żadnej wiadomości.
    Ach, racja. Czy teraz czasem nie jest koniec cyklu? – Pomyślał Yokozawa.
    Powodem, dla którego Kirishima jeszcze do niego nie przyszedł był zapewne fakt, że magazyn nie został odesłany do druku. Jeśli był zajęty, to może lepszym rozwiązaniem byłoby pójście do jego domu innego dnia?
    Od tamtego wieczoru, kiedy Kirishima zabrał go do swojego mieszkania, Yokozawa zaczął wpadać do niego regularnie. Czasami Hiyori przygotowywała dla nich obiad, a czasami raczyli się tym, co zostało ugotowane przez matkę Kirishimy. Zważywszy na fakt, jak często ich odwiedzał, był już w dość bliskiej relacji z jego córką.
    Miał dla niej dzisiaj prezent, który kupił w przerwie pomiędzy służbowymi telefonami: słoik pełen kolorowych makaroników, które znalazł w podziemnym centrum handlowym, na piętrze z wyrobami cukierniczymi. Nie było szans, aby mała dziewczynka oparła się takiemu uroczemu podarunkowi.
    Gotowy do wyjścia, skierował się w stronę piętra, na którym pracował Kirishima, aby zostawić mu prezent dla Hiyori, a następnie ruszyć do domu. Wszedł do windy i nacisnął przycisk, by przemieścić się dwa piętra wyżej.
    Ze względu na późną godzinę i fakt, że wielu pracowników miało inne daty wydania lub skończyło na dziś swoje obowiązki, ponad połowa ludzi wyszła już do domu. Wkraczając do działu edycji Japuna znajdującego się w końcowej części piętra, znalazł wykończonego Kirishimę, zgarbionego nad swoim biurkiem i przeglądającego korektę.
    – Rany, jeszcze nie skończyłeś?
    Słysząc głos Yokozawy, Kirishima przetarł oczy i odpowiedział:
    – Myślisz, że chcę tu siedzieć? Jedna z autorek nie dotrzymała terminu i korekta nie jest jeszcze gotowa.
    – No i co z tego, do diabła? Dlaczego tego nie zostawisz i nie zapełnisz dziury materiałem zastępczym?
    Za każdym razem, kiedy autor nie zdołał dotrzymać terminu, odbijało się to negatywnie na całej linii produkcyjnej. Ryzykowali opóźnienie w dostawie do redaktorów i drukarni oraz – jeśli mieli wyjątkowego pecha – również do dystrybutorów, więc w konsekwencji byłby to również problem dla działu sprzedaży.
    – Nie mów tak. Nie zrobiła tego celowo. Nie dałbym jej spokoju, gdyby tylko by się obijała i przez to nie dotrzymała terminu.
    – Więc co było nie tak? Zachorowała?
    – Chodziło o jej psa. Najwyraźniej nagle coś mu się stało, więc pomiędzy zabieraniem go do weterynarza i załatwianiem wszystkiego, nie miała już czasu na pracę nad manuskryptem.
    – To po prostu…
    – Wiem, wiem. Chcesz powiedzieć coś w stylu: „Jesteś zbyt łaskawy dla swoich autorów”, mam rację? Ale kiedy pomyślałem o tym, co ja bym zrobił, gdyby Hiyori tak zachorowała… to nie mogłem być surowy. Postanowiłem poczekać, więc pozwoliłem wszystkim redaktorom, którzy skończyli na dzisiaj pracę iść do domu. Nie mogłem ich tutaj trzymać tylko ze względu na mnie.
    – … – Yokozawa zawsze słyszał o tym, że Kirishima podchodzi do pracy w sposób zadaniowy, i że jest uczulony na punkcie dotrzymywania terminów. Powodem, przez który wielu autorów go lubiło, były sytuacje takie jak ta, w których wykazywał się niezwykłym zrozumieniem. Każdy autor, nieważne jak uparty, posłuchałby Kirishimy tak, jak robią to inni – nie dlatego, że ufają jego umiejętnościom redaktora, ale dlatego, że bez cienia wątpliwości wierzą w niego jako człowieka.
    Kirishima odłożył na biurko materiał, który czytał i zaczął grzebać w kieszeni, wyciągając w końcu klucz do swojego mieszkania, po czym wyciągnął rękę w stronę Yokozawy.
    – Cóż, widzisz, jak jest…Czy w takim razie nie miałbyś nic przeciwko, idąc pierwszy do domu?
    – Ach, dzisiaj odpuszczę. Możesz wziąć prezent dla Hiyo, kiedy będziesz wychodził.
    – Masz jakieś inne plany czy coś?
    – Plany…? No, nie, ale nie mogę tak sobie iść do twojego mieszkania, kiedy ciebie tam nie ma, prawda? – Nawet jeśli dobrze dogadywał się z matką Kirishimy, to czuł się niekomfortowo na myśl, że przyszedłby bez zapowiedzi. Co więcej, naprawdę nie było żadnego powodu, aby przychodził tam prawie każdego dnia.
    – Jeśli nie masz nic innego do roboty, to bardzo byś mi pomógł, jeśli jednak byś tam poszedł. Moi rodzice są na wyjeździe ze wspólnoty sąsiedzkiej, więc Hiyo jest dzisiaj całkiem sama.
    – Co do…?! Dlaczego wcześniej nic nie mówiłeś?! Co ty, do cholery, sobie wyobrażasz, zostawiając małą dziewczynkę samą w domu na całą noc?!
    Mimo że Hiyori była bardzo zaradna jak na swój wiek, to i tak nie zmieniało to faktu, że miała tylko dziesięć lat. Co prawda w budynku była ochrona, więc mało prawdopodobne, aby jakiś obcy dostał się do ich mieszkania, ale wciąż pozostawianie jej samej było niepokojące.
    Osoba postronna mogłaby pomyśleć, że Yokozawa przesadza, ale on rozumiał doskonale, że dzieci czują się dużo bardziej samotne, kiedy zostają same w domu, niż dorośli mogliby to sobie wyobrazić. Rodzice Yokozawy nie mieli problemów zdrowotnych, lecz obydwoje pracowali, więc Yokozawa był dzieckiem „z kluczem na szyi”. Z tego powodu doskonale wiedział, jak samotne może być dziecko pozostawione same sobie do późnej nocy.
    – Nie mogę nic z tym zrobić. Myślałem, że skończę wcześniej. Powiedziałem już jej, że będę później i jestem pewien, że nic się nie stanie, nawet jeśli zostanie na noc sama, ale…
    – Tak, tak, daj mi już ten klucz! – Yokozawa zabrał klucz Kirishimie, po czym szybko skierował się do wyjścia.
    – Liczę na ciebie, dzięki!
    – Zadzwoń do Hiyo i daj jej znać, że przyjdę! – Rzucając na odchodne swoją ostatnią komendę, pospieszył do domu Kirishimy.
    

    – Witaj, braciszku!
    Hiyori spotkałaYokozawę w przedsionku, ubrana w fartuszek we wzorek z wizerunkami króliczków i włosami splecionymi w dwa warkocze. Zrobiła śmieszną minę, kiedy zobaczyła, że Yokozawa nie może złapać tchu.
    – Braciszku, biegłeś przez całą drogę tutaj? Ach! Może potrzebujesz skorzystać z toalety?
    – Śpieszyłem się, bo dowiedziałem się, że jesteś tutaj całkiem sama. – Widząc jej zdziwiony wyraz twarzy, Yokozawa trochę się zawstydził. Być może nieco przesadził z zamartwianiem się.
    – Tata powiedział, że przyjdziesz pierwszy do domu. Więc przyszedłeś, bo się o mnie martwiłeś? Nic mi nie jest, wiesz! Mogę doglądać domu i zamknąć się w nim. Ale naprawdę cieszę się, że przyszedłeś!
    – Więc nic się nie wydarzyło, kiedy byłaś tutaj sama? – Twarz Yokozawy złagodniała na widok jej troskliwego uśmiechu.
    – Nie, nic a nic! I tak byłam do wieczora u Yuki.
    – Yuki to twoja koleżanka ze szkoły?
    – To moja najlepsza przyjaciółka z klasy! Mieszka piętro wyżej. Zjadłam budyń, który jej mama przygotowała dla nas na przekąskę. A później… – Najwyraźniej nie mogła się doczekać, aby o niej poopowiadać. Wszystko, o czym starała się nie mówić Kirishimie, bo był jej ojcem, opowiedziała bez cienia skrępowania Yokozawie. Prawdopodobnie teraz widziała w nim przyjaciela.
    Słuchając jej niekończącej się opowieści, weszli w końcu do domu, a Yokozawa założył na nogi kapcie, które teraz już praktycznie należały do niego. Nawet nie wiedział, kiedy liczba rzeczy „dla Yokozawy” w tym mieszkaniu zaczęła rosnąć. Hiyori przygotowała mu jego pałeczki i miskę na ryż, a nawet miał już swoje miejsce przy stole w jadalni.
    – Ach, racja. Przyniosłem ci coś. Przepraszam, jeśli któryś z nich się zepsuł podczas mojego biegania. – Kompletnie zapomniał o torbie, kiedy się śpieszył. Ale nawet jeśli któreś ciasteczko byłyby połamane, to w końcu makaroniki, więc nie umniejszało to ich wartości w żaden sposób.
    – Co to za ciastka?
    – Nazywają się makaroniki. Ponoć robią ich bardzo dużo we Francji. Kupiłem je, bo są w różnych, ładnych kolorach.
    – Są naprawdę urocze! Aż szkoda je jeść! – Hiyori wyciągnęła z torby przezroczysty słoik obwiązany tasiemką. Na szczęście, mimo sposobu w jaki były niesione, nie było widać, aby któryś z nich został uszkodzony.
    – Jeśli ci się podobają, to zawszę mogę przynieść więcej następnym razem. Więc śmiało możesz je jeść.
    – Więc zjemy je później razem! Dziękuję bardzo, braciszku!
    – Nie ma za co.
    Być może powodem, dla którego powiedziała, że nic jej nie jest i zachowywała się w ten sposób był fakt, że jeszcze nie zdawała sobie sprawy ze swojej samotności. Dzieci mają w zwyczaju udawanie odważnych, aby nie martwić swoich rodziców. Ukrywanie swoich emocji w ten sposób ostatecznie przekonuje je, że tak się właśnie czują.
    – Jesteś naprawdę urocza, Hiyo. – Yokozawa nie mógł się powstrzymać i kiedy komentarz wymknął mu się, jego serce zostało zaatakowane przez przeuroczy wyraz twarzy Hiyori.
    Słysząc jego komplement, zarumieniła się delikatnie.
    – Eee? O czym ty mówisz? Aa! Zacząłeś mówić jak tata.
    – Jej podejrzenia wzięły się pewnie z tego, że komplement z ust Yokozawy był nawet jeszcze bardziej zawstydzający, niż gdyby mówił go Kirishima.
    – Powiedziałem, że jesteś urocza, bo uważam że jesteś urocza, to wszystko.
    – Nie musisz mówić takich rzeczy, jejku! – Była jeszcze bardziej urocza, kiedy wydęła policzki w złości. Yokozawa zaśmiał się głośno. Minęły wieki, od kiedy śmiał się tak jak teraz.
    – Nie wierzę, że się ze mnie śmiejesz!
    – Przepraszam, przepraszam. Naprawdę mi przykro… Ach, masz na sobie fartuszek. To oznacza, że coś gotujesz? – Kiedy było oczywiste, że zmienia temat, Hiyori lekko westchnęła zaskoczona.
    – O, racja! Robię kolację! Nadal obieram warzywa, ale zjesz, prawda?
    – Co przyrządzasz? – Mimo wieku, Hiyori całkiem nieźle gotowała. Najwyraźniej pomagała też swojej babci, kiedy tylko ta przygotowywała dla nich posiłki.
    – Dzisiaj będę robić coś, co nauczyliśmy się na zajęciach – nikujaga! W szkole całkiem nieźle mi wyszło, dlatego pomyślałam, że może uda mi się przygotować to w domu. Nawet sama kupiłam mięso w sklepie!
    – Brzmi pysznie. Chciałabyś, abym ci pomógł? – Zaproponował Yokozawa. Pewnie dałaby sobie radę sama, ale jeśli przygotowywaliby kolację we dwójkę, poszłoby znacznie szybciej.
    – Naprawdę? Potrafisz gotować?
    – O co ty pytasz? Musisz wiedzieć, że od dawna mieszkam sam. Potrafię przygotować przynajmniej podstawowe rzeczy. Co ty na to, abym zrobił duszoną wieprzowinę i przyniósł ze sobą następnym razem?
    – Niesamowite! Chcę jej spróbować! Ty to masz szczęście… Tata wcale nie umie gotować! Nie potrafi nawet dobrze obrać jabłka!
    To był prawdopodobnie pierwszy raz, kiedy Yokozawa słyszał, aby narzekała na swojego ojca i wtedy przypomniał sobie, że nigdy nie widział Kirishimy w kuchni, za wyjątkiem wędrówek do lodówki po piwo.
    – To przykre, przyznaję. Ale kiedyś zrobiłaś dla nas curry. Kto cię nauczył je przyrządzać?
    – Babcia! Pomagam jej cały czas. Oo! Umiesz może zrobić budyń? – Musiał jej naprawdę smakować pudding zrobiony przez matkę przyjaciółki.
    – Budyń jest prosty. To tylko trochę mieszania i gotowania na parze.
    – Łał! Nauczysz mnie następnym razem?
    Mimo że nigdy nie robił budyniu od podstaw, to robił krem jajeczny i domyślał się, że technika przyrządzania jest podobna. Kiedy postanowił, że zajrzy do przepisu później, przypomniał sobie dlaczego w ogóle rozpoczęli tę rozmowę.
    – Wszystko w swoim czasie. Jeśli najpierw nie skupimy się na nikujaga, to nigdy nie będziemy mieli kolacji.
    Pewnie w lodówce były wszystkie potrzebne składniki, lecz budyń na tę chwilę był daleki od właściwego posiłku.
    – O, tak! Też robię się głodna… Ach! Poczekaj chwilę, braciszku!
    – Hm?
    Hiyori bez wyjaśnienia pobiegła do swojego pokoju, by wrócić za chwilę z jakimś czerwonym zawiniątkiem przyciśniętym do piersi.
    – Powinieneś ubrać fartuch, prawda? Masz, pożyczę ci ten!
    – Ach, dzięku… – urwał Yokozawa.
    Fartuszek, który trzymała, był z plisowanego, czerwonego materiału w białe grochy. Było to najsłodsze skojarzenie z biurem Emeralda i choć Yokozawa był w stanie sobie wyobrazić w nim Hiyori, to siebie już nie bardzo. Zmarszczka pomiędzy brwiami pogłębiła się, kiedy tylko pomyślał o tym, jak mógłby w nim wyglądać.
    – Tata kupił mi go na urodziny, ale jest jeszcze na mnie za duży. Na ciebie może być trochę za mały, ale tylko taki teraz mam…
    – Ale szkoda byłoby pobrudzić twój prezent, prawda?
    – Fartuszek ubiera się po to, by nie pobrudzić swoich ubrań. Więc szkoda byłoby go nie użyć! – Widział jak bardzo chciała mu go pożyczyć, dlatego odmowa wydała mu się niegrzeczna. Ale to nie Kirishima będzie go w nim oglądał, więc po znacznym wahaniu, zdecydował się wziąć fartuch bez zbędnego zamieszania.
    Ostatecznie przyjął go, zaznaczając:
    – W takim razie z radością go użyję. Ale… Nie śmiej się, jeśli nie będzie wyglądał na mnie dobrze, jasne?


    – Wygląda na to, że śpi – obwieścił Kirishima wychodząc z pokoju Hiyori i udając się w stronę Yokozawy, który delektował się piwem. Następnie usiadł obok niego na sofie.
    – W końcu sporo się dzisiaj napracowała. – Po tym, jak zrobili razem kolację, Yokozawa przygotował Hiyori kąpiel, pomógł z pracą domową, a następnie wysłał do łóżka w pokoju jej ojca, który jeszcze wtedy nie wrócił z pracy. Kirishima pojawił się ostatecznie około północy.
    Pomimo że był koniec cyklu, ten facet nie wyglądał na bardzo zmęczonego. Nawet wydawało się, że jest w niezłej kondycji, aczkolwiek zmęczenie mogło go dopaść dopiero później, więc Yokozawa specjalnie unikał wywierania presji.
    – Naprawdę mnie dzisiaj uratowałeś, dzięki. Więc nic się nie wydarzyło?
    – Bez problemu zrobiliśmy kolację i skończyła swoją pracę domową. Więc nie, nic się nie wydarzyło. Udało mi się nawet dokończyć kilka rzeczy do pracy, które musiałem wcześniej zostawić. – Zabrał się za papierkową robotę, którą przyniósł ze sobą, po tym jak położył Hiyori do łóżka i wciąż czekał na powrót Kirishimy. Sofa była tak wygodna, że kilka razy udało mu się przysnąć w czasie pracy.
    – Ostrożnie, brzmisz teraz, jakbyś był lepszym ojcem ode mnie.
    – Jesteś po prostu kiepski w opiece nad domem. – Nigdy by się nie domyślił, że Kirishima był żonaty, jeśli sam by mu o tym nie powiedział. Wspomniał wcześniej, że nosi obrączkę tylko po to, by uniknąć pytań ze strony autorów, co oznaczało, że pewnie w przeszłości kilkakrotnie doświadczył romantycznych zbliżeń.
    – A jednak wydaje się, jakby było ci z tym faktem dobrze.
    – Przykro mi, że wyglądam staro jak na swój wiek.
    – Powiedziałem ci komplement, Jezuu. Przynajmniej myślę, że to lepsze, niż wyglądanie na sponiewieranego przez pracę. Hiyo i tak ci ufa, tak?
    – Cóż… tak. – Kiedy tylko chodziło o Hiyori, Yokozawa odkrył, że nie potrafi odpowiedzieć tak ostro jak zazwyczaj. Widząc, że przyjaciel zamilkł, Kirishima też pogrążył się w zadumie.
    Yokozawa już zaczął się zastanawiać, jak długo potrwa ta niekomfortowa cisza, kiedy Kirishima cicho się odezwał:
    – Czy Hiyo… coś mówiła?
    – Co masz na myśli, mówiąc „coś”?
    – Na przykład… że bała się zostać sama, albo że czuła się samotna. Pomyślałem, że może ci powiedziała, jeśli tak się czuje. Mi nigdy nic takiego nie powie, bo nie chce, abym się martwił. – Wydawało się, że Kirishimą naprawdę targają takie same ojcowskie zmartwienia, jak resztę świata.
    – Cóż, nigdy nie mówiła, że jest samotna, jeśli ma to cię pocieszyć. Mówiła tylko o tym, jak dawała sobie radę do tej pory. A, i właśnie – matka jej przyjaciółki, Yuko, dała jej do jedzenia własnoręcznie zrobiony budyń. – Zastanawiał się w tym momencie, czy Hiyo nie była podświadomie zazdrosna o swoją przyjaciółkę.
    Kiedy Kirishima rozważał tę samą myśl, przybrał przygnębioną minę.
    – Rozumiem.
    – I to cię dręczy?
    – Oczywiście, że tak! Byłoby lepiej, gdybym miał pracę, dzięki której mógłbym wracać do domu wcześniej, ale nawet jeśli ją zmienię, to i tak mogę być jedynie redaktorem!
    – Pracujesz wystarczająco ciężko! W każdej pracy są dni, kiedy musisz zostać do późnych godzin i dzieci to rozumieją, nawet jeśli im tego nie wytłumaczysz. Po prostu poświęć jej więcej uwagi wtedy, kiedy możesz, a kiedy coś cię martwi, to jej o tym powiedz.
    Kirishima popatrzył na Yokozawę tak, jakby zobaczył ducha i powiedział:
    – Jesteś pierwszy. Nigdy nie spodziewałem się, że to ty będziesz mnie pocieszał.
    – Nie powiedziałem tego dla ciebie. Powiedziałem to wszystko dla dobra Hiyo…
    – Więc ty sam miałeś samotne dzieciństwo?
    – Po prostu zostawałem często sam w domu, bo moi rodzice pracowali.
    Co prawda był samotny, jednak jak długo miał książkę w rękach, tak długo potrafił zapomnieć o tym uczuciu. Kiedy jego rodzice zorientowali się, że kiedy dają mu do poczytania książki, czuje się on całkiem dobrze, zaczęli mu zostawiać pieniądze nie tylko na pokrycie kosztów posiłków, ale również na okazjonalny zakup książek.
    Wiedział, że go kochają i rozumiał, że są zajęci swoją pracą, więc zawsze myślał, że jego zadaniem jest siedzieć cicho i im nie przeszkadzać.
    Jednak wciąż… Czasem pragnął by z nim porozmawiali i posłuchali, co ma do powiedzenia. Z perspektywy dorosłego wyglądało to tak, jakby chcieli go udobruchać, jednak on wciąż chciał, by wiedzieli, jak minął mu dzień, czego się nauczył lub co sądzi o książce, którą właśnie przeczytał. Nawet jeśli to byłoby tylko trochę, to jemu by to wystarczyło.
    Czuł, że Kirishima jest w tym dobry. Mimo że był redaktorem, a jego praca była typowa dla nocnych marków, to miał wszystko dokładnie zaplanowane i zwykle mógł skończyć pracę i wrócić do domu przed osiemnastą. Na dodatek miał więcej pracy niż inni, a mimo tego nawet jego najbardziej nieznani autorzy sprzedawali się powyżej oczekiwań. To niesamowite, że udawało mu się osiągać takie cele. Choć jego osobowość była nieznaczenie spaczona, wydawało się, że było tak tylko w stosunku do Yokozawy, gdyż jego autorzy i podwładni niezwykle w niego wierzyli.
    – Myślę, że to dlatego jesteś dobry w opiece nad innymi.
    – Może. – Nawet Yokozawa nie był pewien, czy jego nawyk nadopiekuńczości był spowodowany środowiskiem, w którym się wychował, czy genetyką. Miał jednak pewność, że powodem, dla którego dobrze gotuje było to, jak dorastał.
    – Och, więc co jadłeś na kolację?
    – Jeszcze nic. Konam z głodu.
    – Jeśli tylko czekałeś na korektę, to mogłeś coś wziąć do biura i tam zjeść. – Nawet jeśli nie było opcji, aby sam poszedł coś kupić, to mógł poprosić o to jednego z kręcących się tam pracowników i przynajmniej na trochę zabić głód.
    Yokozawa wyglądał na zirytowanego, więc Kirishima odpowiedział pretekstem, który był niezwykle dziecinny:
    – Czekałem, bo chciałem spróbować tego pysznego nikujaga, które przygotowaliście z Hiyo.
    – Nie powiedziałem, że miałeś zaraz się napchać czy coś… Chwila… Skąd wiedziałeś, że robimy nikujaga?!
    – Hiyo do mnie napisała. „Braciszek i ja robimy nikujaga”. Najwyraźniej była bardzo podekscytowana, że z tobą gotuje. Nawet nie wiedziałem, że potrafisz. To dość zaskakujące.
    Yokozawa nie zauważył, by Hiyori do kogokolwiek pisała. Nie był podekscytowany myślą, że Kirishima o tym wiedział, ale kiedy pomyślał o tym, jak czuła się Hiyo, nie mógł dłużej się złościć.
    – Byłoby dziwne, gdybym nie umiał. To mi przypomniało – Hiyo powiedziała, że jej tato nie umie nawet dobrze obrać jabłka.
    – Kto potrzebuje obierać jabłka? Po prostu jem takie, jakie są! Tak długo jak wie, że nie potrafię nic samemu zrobić, uczy się szybciej, więc to działa na korzyść. – Brzmiał, jakby był z tego powodu dumny. Jednak tak naprawdę dawał jedynie zły przykład. Nie było dobrym nawykiem dla rodzica, by postępować w ten sposób, jednak Yokozawa przypuszczał, że taka beztroska postawa jest niezwykle dobrze wypracowana przez Kirishimę.
    – Nie wydajesz się być tym bardzo zmartwiony. Co zrobisz, kiedy Hiyo wyjdzie za mąż i się wyprowadzi? – Yokozawa zastanawiał się, jak Kirishima będzie wyglądał, kiedy wspomni o zamążpójściu Hiyori. Pewnie był typem, który maskuje wszystko uśmiechem, a w środku cicho płacze. Lub może nie obchodziłoby go, co pomyślą inni i zacząłby beczeć jak mała dziewczynka.
    – Myślę, że wtedy po prostu musiałbyś mi gotować. Tak przy okazji, to nie mogę się doczekać, aby spróbować twojego budyniu i duszonej wieprzowiny.
    – Co? Powiedziałem Hiyo, że przygotuję to dla niej! Dlaczego miałbym ci coś dawać?! – Wybuchnął. Jak dużo Hiyori napisała o Yokozawie w tej wiadomości? Może za bardzo opuścił gardę, kiedy Kirishimy nie było w pobliżu?
    – Co to znaczy „dlaczego”? Oczywiście dlatego, że chcę tego spróbować.
    – To było pytanie retoryczne! I z czego się śmiejesz, do cholery? To mnie przeraża.
    – Och, z niczego.
    – Jeśli masz coś do powiedzenia, to to powiedz! – Nieważne jak Kirishima chciał to rozegrać, jego twarz mówiła, że coś ukrywa. Jednak mimo najlepszego spojrzenia Yokozawy, nie wydawał się poruszony nic a nic.
    – To sekret. Jeśli ci powiem, to na pewno się wkurzysz. Ale, jeśli obiecasz, że się nie zdenerwujesz, to nie mam nic przeciwko, by ci powiedzieć.
    – …jak chcesz, idioto. – Yokozawa szybko męczył się przeciwstawianiem Kirishimie, kiedy ten specjalnie się z nim droczył. Jeśli chce to rozegrać twardo, nie ma sensu dawać mu satysfakcji z wygranej.
    – Co, nie jesteś ciekawy?
    Kirishima wydawał się być zgaszony, kiedy Yokozawa odwrócił karty.
    – Niekoniecznie. W każdym razie, wychodzę. Odgrzej sobie kolację. Nawet jeśli nie potrafisz obrać jabłka, to jestem pewien, że umiesz przynajmniej podgrzać zupę miso. – Kirishima był w domu, a Hiyori spała. Yokozawa nie miał powodu, by zostawać w tym mieszkaniu.
    – Dlaczego po prostu nie spędzisz tutaj nocy? Wygląda na to, że i tak moja matka rozłożyła futon w pokoju gościnnym.
    – Nie bądź głupi. Mam kota, pamiętasz? Jestem pewien, że nie wpadnie w tarapaty, ale nie mogę go tak po prostu zostawić.
    Sorata może i był w tym samym wieku co Hiyori, ale jak na kota, oznaczało to już starość. Był dosyć spokojny i nie sprawiał problemów, jednak nawet koty mogą czuć się samotne, kiedy są pozostawione same sobie.
    – Ach, w porządku… Przepraszam, że tak długo cię tutaj trzymałem. Naprawdę mi dzisiaj pomogłeś.
    Słysząc słowa pełne wdzięczności, które były zupełnie odmienne od tego, co słyszał wcześniej, Yokozawa poczuł się lekko zawstydzony. Aby ukryć ten fakt, odpowiedział nie do końca prawdziwym komentarzem:
    – To nie było dla ciebie, tylko dla Hiyo. Nie zrozum tego źle.
    – Tak, wiem. Jednak wciąż dziękuję.
    – … – Nie mógł się zmusić, by spojrzeć na uśmiechniętą twarz Kirishimy. Wszystko, czego chciał, to wydostać się jak najszybciej z tego pokoju, w którym panowała odmienna niż zwykle atmosfera. – Cóż, w takim razie idę.
    Kirishima również wstał, kiedy Yokozawa pospiesznie narzucił płaszcz i przygotowywał się do wyjścia.
    – Ostatni pociąg już dawno odjechał. Chcesz, żebym cię odwiózł?
    – W porządku, wezmę taksówkę. I co, planowałeś zostawić Hiyo samą?
    – Ach… racja. W takim razie masz, weź to. Twoja wypłata za opiekę nad dzieckiem.
    – Nigdy o to nie prosi… – Kiedy próbował odmówić, Kirishima w tym czasie wyciągnął banknoty ze swojego portfela i siłą wcisnął mu do ręki.
    – Po prostu to weź. Kot czeka na ciebie w domu, prawda? Pośpiesz się i idź. Jeśli tak bardzo się tym przejmujesz, to sprzedaj masę moich komiksów i załatw mi podwyżkę.
    – Dobra… – Zdając sobie sprawę, że dalsze odmawianie będzie niegrzeczne, z niechęcią przyjął pieniądze.
    – W takim razie w porządku. Bądź ostrożny wracając. Dobranoc.
    – D-dobranoc… – Szybko opuścił mieszkanie, uciekając przed wzrokiem Kirishimy. Kiedy dobiegł do windy, wciąż nie mogąc się uspokoić, kilkakrotnie wcisnął przycisk.
    – Jaki, do diabła, mam problem? – Szepnął.
    Jego puls przyspieszył i z jakiegoś powodu całe ciało zaczęło płonąć. Dłonie zaczęły się pocić od zaciskania ich w pięści, a wzrok stał się rozmyty.
    Ale przede wszystkim nie mógł zrozumieć swojego nieregularnego rytmu serca.
    A zmarszczka pomiędzy brwiami pogłębiła się w zdezorientowaniu…

Tłumaczenie: Kata
Korekta: Sally
Grupa BoysLove


***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze