SHYTNB - Rozdział 4

 

    Kiedy został wypchnięty na peron z zatłoczonego pociągu, który dopiero co wjechał na stację, Yokozawa przypomniał sobie, że jest początek tygodnia. Spoglądając na falę ludzi, śpieszących się do pracy, ubranych w identyczne garnitury, dołączył do tłumu.
    Poniedziałkowe poranki zawsze były przygnębiające. Nie chodziło o to, że nie lubił pracy, jednak dwa dni wolnego sprawiły, że bardzo ciężko było mu zmusić się do powrotu do swoich obowiązków. Na dodatek początek tygodnia zawsze wypełniony był spotkaniami, które wprawiały go w jeszcze większy letarg.
    Wszyscy dzielili się swoimi spostrzeżeniami i wymieniali opiniami w tę i z powrotem, lecz dla niecierpliwego Yokozawy całe to zamieszanie było irytujące.
    Nie wszyscy jednak mieli taką samą motywację, więc nic dziwnego, że każdy pracował we własnym rytmie. Zdarzało się, że dla dobra wspólnego celu potrafili złapać razem takie samo, odpowiednie tempo. Jednak miały też miejsce sytuacje, kiedy wszyscy nawzajem podważali swoje kompetencje. To niesamowicie wkurzało Yokozawę i wówczas myślał, że bardziej korzystne od marnowania czasu na spotkaniach byłoby w tym czasie odwiedzenie jednej lub dwóch księgarni.
    Czuł jednak, że Marukawa Shoten była wydawnictwem z wyjątkowo dużą liczbą indywidualistów. Jeśli by tak nie było, tak zuchwała osoba jak on już dawno zostałaby stamtąd wyrzucona.
    Wraz z upływem czasu był w stanie spojrzeć na siebie z obiektywnego punktu widzenia. Choć starsi koledzy mogliby wciąż nazywać go świeżakiem, on czuł się znacznie lepszy. Jako nastolatek prawdopodobnie nigdy by nie pomyślał, że będzie w stanie z łatwością przywołać na twarz profesjonalny uśmiech, tak jak teraz.
    Kupił śniadanie w sklepie spożywczym i rozpoczął wędrówkę na wzgórze, które przemierzał każdego dnia. Minął grupkę wolno spacerujących kobiet i wkroczył do budynku przez automatyczne drzwi.
    Dwie kobiety siedzące w recepcji w perfekcyjnym makijażu i fryzurze uśmiechały się zza biurka, witając pracowników lub gości wchodzących do budynku. Lecz dzisiaj ich uśmiechy wydawały się coś skrywać.
    – Ach, pan Yokozawa! Dzień dobry!
    – Dzień dobry!
    Kobiety nadal na niego spoglądały, tak jakby chciały coś powiedzieć, na co Yokozawa popatrzył podejrzliwie. Miał dziwne wrażenie, że już ostatnio spotkał się z takim sposobem zachowania wobec jego osoby, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie.
    – Mam coś na twarzy? – Nie mógł przestać się zastanawiać, skąd to wcześniejsze zaskoczenie. Kiedy ciekawość pchnęła go, by spytać, panie próbowały go uspokoić, znów ze swoim sztucznym uśmiechem.
    – N-nie! Nic takiego!
    – ? – Czując dziwny niepokój, przywodzący na myśl utknięcie małej ości w gardle, pomyślał, że może nie warto zawracać sobie tym głowy i opuścił recepcję bez dalszych pytań.
    Stanął za kilkoma redaktorami czekającymi na windę, ale szybko znudziło mu się bezczynne stanie, więc wyciągnął telefon komórkowy, aby sprawdzić wiadomości, które właśnie otrzymał. I wtedy rozmowa redaktorów rozbrzmiała w jego uszach.
    – Rany, po prostu nie mogę przestać myśleć o tym zdjęciu, które pokazał nam pan Kirishima.
    – To mnie totalnie zaskoczyło! Byłem wypruty po nadgodzinach, ale jak to zobaczyłem, to od razu się rozbudziłem!
    – To tak, jakby nagle zobaczyć prawdziwe oblicze pana Yokozawy, co nie?
    Yokozawa początkowo nie zwracał uwagi na ich rozmowę, sądząc, że to nic innego jak jakieś plotki, jednak zmarszczył brwi, kiedy nagle usłyszał swoje nazwisko. Zdecydowanie właśnie rozwodzili się nad jakimś zdjęciem.
    Wertował w myślach zdjęcia, o których istnieniu wiedział, ale tylko jedne uparcie mu się nasuwały – te, które Kirishima zrobił tamtej nocy, i których używał, aby go szantażować. Co prawda nie wyobrażał sobie, by Kirishima mógł je pokazać komukolwiek bez powodu, jednak nie mógł tak łatwo odpuścić.
    – Ej, o czym rozmawiacie?
    – Ła! Pan Yokozawa?!
    Kiedy zawołał do nich zza ich pleców, odwrócili się z przerażeniem. Jeden zbladł, a drugi wyglądał, jakby zaraz miał uciec w te pędy.
    – Więc, jakie dokładnie zdjęcia widzieliście?
    – Ża-żadne!
    – Jeśli żadne, to dlaczego macie takie miny?
    – Chodzi o to… Po prostu o to, że…
    – Wyduście to z siebie! – Odburknął niskim głosem tak, że dwójka mężczyzn zadrżała ze strachu. Kiedy przywrócił ich do pionu swoim ostrym spojrzeniem, zaczęli w końcu mówić, aby wytłumaczyć swoje zachowanie.
    – M-my wcale nie chcieliśmy ich zobaczyć, rozumie pan? Po prostu… Pan Kirishima pokazywał je w zeszłym tygodniu. Mówił, że czekał pan na niego w domu z kolacją…
    – Hę?!
    – I… Wtedy pokazał nam zdjęcie, które wysłała mu jego córka… Na którym pan gotował, ubrany w czerwony fartuszek… W tym momencie przerwał, ale Yokozawa nie musiał słuchać reszty, aby wiedzieć skąd dokładnie wzięło się to zdjęcie. Jedyną osobą, która przebywała z nim wtedy w kuchni, była Hiyori. Nie mógł pojąć, co jej chodziło po głowie, kiedy wysyłała to zdjęcie, ale wiedział doskonale, że nie miała na myśli nic złego, przez co nie mógł być na nią zły. Trudniej było mu przebaczyć temu, który chwalił się zdjęciem na prawo i lewo.
    Pewnie właśnie dlatego Kirishima był w tak niezwykle dobrym nastroju, kiedy wrócił do domu piątkowej nocy. Z tym głupkowatym uśmieszkiem i poruszaniem dziwnych tematów… Teraz wszystko zaczęło nabierać sensu.
    Był skończonym idiotą, tak łatwo uznając Kirishimę za dobrego ojca. Wiedząc, że robił sobie z niego jaja za jego plecami, Yokozawa poczuł, że gotuje się ze złości.
    – T-to nie była nasza wina! Rozumie pan, prawda?
    – Zapomnijcie o tym. Natychmiast! – Spojrzał ostro na parę, która najwyraźniej próbowała jakoś załagodzić swoją sytuację i grobowym głosem rozkazał im wyczyścić umysły z nieszczęsnego zdjęcia.
    – Ale nawet jeśli nam pan każe, to my nie potrafimy…
    – Przestańcie marudzić. Jeśli sami nie potraficie tego zrobić, to wam pomogę! – Kiedy podniósł pięść na wysokość ich twarzy, zaczęli być bardziej uczynni.
    – N-nie, damy sobie radę!
    – A spróbujcie powiedzieć komuś słowo! Jeśli ktokolwiek cokolwiek o tym wspomni, to sprawię, że już nigdy nie sprzeda żadnej książki!
    – D-dobrze!!! – Kiedy się wyprostowali, akurat przyjechała widna i drzwi wolno się otworzyły. Pomimo, że dwójka mężczyzn stała z przodu, przesunęli się, by przepuścić Yokozawę jako pierwszego. – Proszę, pan przodem!
    – Nie wchodzicie?
    – Och, uch… Zapomniałem wstąpić do sklepu, więc muszę jeszcze wyjść na chwilkę!
    – Och, ja też! Nie kupiłem sobie lunchu, więc myślę, że pójdę z tobą! – Po czym uciekli z budynku, zostawiając Yokozawę samego, kiedy wsiadał do windy.
    – Rany… – Syknął cicho pod nosem. Kobiety w recepcji pewnie chichotały, bo też widziały jego zdjęcie w fartuszku. O tej porze Kirishima powinien być już w biurze. Aby powiedzieć mu, co o tym wszystkim myśli, Yokozawa wcisnął guzik piątego piętra, zamiast trzeciego, na którym znajdował się jego dział sprzedaży.
    Większość redaktorów nie była tak wcześnie rano w pracy ze względu na elastyczny grafik. Część z nich mogła się nawet nie pojawić aż do popołudnia. Yokozawa opuścił windę i wkroczył na kompletnie puste piętro mangi shounen, kierując się prosto do biurka redaktora naczelnego.
    Na początku tygodnia, tuż po zakończeniu cyklu, jedyną osobą obecną na całym piętrze był Kirishima.
    – Dobry. Jesteś wcześnie.
    Zamiast odpowiedzieć na pozdrowienie, Yokozawa pozwolił swoim emocjom wziąć górę.
    – Coś ty, do cholery, sobie myślał?! – Jego donośny krzyk rozszedł się po całym piętrze. I kiedy większość ludzi trzęsłaby się ze strachu pod wpływem tego głosu, Kirishima zachowywał stoicki spokój.
    – Ile wigoru z samego rana! Ale uważaj – podnoszenie głosu może spowodować nagły napływ krwi do mózgu.
    – A jak myślisz, czyja to wina?! Draniu, nie mogę uwierzyć, że po prostu pokazywałeś innym ludziom zdjęcie bez mojej zgody!
    – Och, to. Cóż, to było takie urocze, że nie mogłem się powstrzymać. Widzisz, pomyślałem, że mógłbym się nim pochwalić, ale kiedy pokazałem Katou, to zanim się spostrzegłem, wszyscy zebrali się dokoła i tak wyszło.
    – Nie wciskaj mi kitu z tym „nie mogłem się powstrzymać”! Nawet polazłeś do recepcjonistek i im pokazałeś!
    – Och, tak. Wcześniej też się tobą chwaliłem. W końcu Hiyo natrudziła się, by znaleźć sposób i wysłać mi wiadomość. Napisała w niej, abym ciężko pracował, bo razem z braciszkiem robią nikujaga na kolację.
    – Ale to nie znaczy…
    – Patrz, nawet zrobiłem sobie z tego tapetę. – Kirishima otworzył swój telefon i zwrócił ekran w stronę Yokozawy. A tam, w pełnej krasie, było zdjęcie, na którym Yokozawa obiera warzywa, mając na sobie czerwony fartuszek w białe grochy.


    – Skasuj to! Jaki ty, do cholery, masz problem?! – Na zdjęciu miał w ręce nóż i obierał ziemniaki tak, jakby robił to przez lata. Kiedy pomyślał o wszystkich współpracownikach, którzy widzieli to zdjęcie, poczuł pulsujący ból w głowie.
    – To tylko takie moje niewinne hobby. Daj spokój, nic się nie stało. Wyglądasz uroczo. Wiesz, dzięki temu przebrnąłem przez koniec cyklu.
    – Tak jakby mnie to obchodziło! Nie o tym rozmawiamy.
    – Wyczuwając obecność innych ludzi, Yokozawa uciszył się. Kto wie, jakie plotki mogłyby się pojawić, gdyby ludzie przyłapali go na takiej kłótni z Kirishimą.
    – Dzień dobry, panie Kirishima! – Powiedziały dwie redaktorki z magazynu o nowinkach anime, niosąc swoje śniadania w rękach. Na widok Yokozawy zaczęły radośnie szczebiotać.
    – Panie Yokozawa, widziałyśmy zdjęcie!
    – W zeszły piątek widziałyśmy, jak pan Kirishima uśmiecha się, patrząc w telefon. To było takie dziwne, tym bardziej, że to właśnie pana zdjęcie wtedy oglądął! Co za niespodzianka! Ten czerwony fartuszek naprawdę panu pasował. To było takie słodkie!
    – Sło… – Po tym, jak niewinnie wypowiedziały te słowa, poczuł dopadające go zawroty głowy. Do tej pory był przyzwyczajony słyszeć to z ust Kirishimy, ale teraz, po raz pierwszy, to kobieta nazwała go słodkim.
    Zerknął na faceta stojącego tuż obok, gapiącego się w przestrzeń i udającego niewiniątko.
    – Ej, powiedz mi. Ilu osobom pokazałeś to zdjęcie?
    – Hm? Och, dokładnie nie pamiętam… Zanim się zorientowałem, wokół mnie stał całkiem spory tłum ludzi, więęęc… Myślę, że wszystkim, którzy byli wtedy jeszcze w pracy.
    – Ty…! – Kiedy bezwiednie podniósł głos, usłyszał cichy chichot.
    – Są panowie dosyć blisko, co?
    – Kiedy panowie zdążyli się tak zaprzyjaźnić? Nigdy wcześniej nie widziałam, abyście się razem spotykali.
    – Nie jesteśmy blisko! – Jego brwi zmarszczyły się na dźwięk jego własnych, nieprawdziwych słów. Prawdopodobnie te kobiety nie zdawały sobie sprawy, w jaki sposób została wykorzystana jego chwila słabości, i że teraz był szantażowany. Nie przejęły się jednak jego odpowiedzią, zamiast tego rozpoczęły prywatną rozmowę między sobą.
    – Ale widziałyśmy, jak gotuje z córką pana Kirishimy w jego domu! Nie sądzisz chyba, że ugania się za nią, prawda?
    – Oczywiście, że nie! Czy ty chociaż wiesz, ile ona ma lat? Nie mam kompleksu lolity! – Yokozawa zorientował się, że Kirishima dziko się uśmiecha wobec jego niefortunnej pozycji. Praktycznie mógł usłyszeć, jak ten facet sobie myśli: „Ta, bo jesteś gejem”.
    – Ale nigdy sobie nie wyobrażałam, że potrafi pan gotować. Muszę przyznać, że to dość niespodziewane! I nawet wie pan, w jaki sposób trzymać nóż. Dobrze sobie pan radzi w takich pracach domowych?
    – To mi przypomniało! Wiele z nas myślało o tym, aby zacząć dodatkowe zajęcia z gotowania. Może chciałby pan dołączyć? Podobno na zajęciach mamy też poznać wskazówki z francuskiej kuchni…
    – Po moim trupie! – Jego gniewny głos, który zazwyczaj sprawiał, że każdy trząsł się ze strachu, teraz miał w sobie nutę upokorzenia. Yokozawa wiedział, że nie zdziała za wiele. Zamiast bać się rozdrażnionego niedźwiedzia, kobiety kontynuowały swoje wywody tak, jak im się to podobało.
    – Teraz czuję, że mamy trochę wspólnego! Wiedząc, że nawet pan Yokozawa ma swoją domatorską stronę…
    – Och tak! Zdecydowanie wydaje się być bardziej przyjazny!
    – … – Yokozawa poczuł niemiłosiernie pulsujący ból w głowie i nie mógł nawet zebrać się, by narzekać na plotkujące kobiety. W zasadzie to nigdy nie potrafił rozmawiać z kobietami. Zawsze zalewały się łzami przy ciut ostrzejszym słowie. A nawet jeśli tego nie robiły, to patrzyły na niego spode łba.
    Jeśli powiedziałby w tej chwili coś więcej, prawdopodobnie wykopałby sobie jeszcze głębszy grób. Zadecydował, że lepiej będzie zmienić strategię i zwrócił się do Kirishimy.
    – W każdym razie pozbądź się tego zdjęcia. Natychmiast.
    – Co za różnica, jeśli zatrzymam je tylko dla siebie i nie pokażę nikomu innemu. W końcu Hiyori postarała się, aby mi je wysłać.
    Yokozawa tylko przewrócił oczami, widząc nadętą twarz Kirishimy. Czuł się źle w stosunku do Hiyori, jednak jeśli pozwoliłby temu kolesiowi na zachowanie takiego zdjęcia, nie miałby pewności, czy i kiedy pokazałby je komuś jeszcze. Już sam ten fakt był wystarczająco przerażający, a ustawianie tej fotki jako tapety tym bardziej nie wchodziło w rachubę.
    – Pośpiesz się i usuń je, już! Nie mogę ci ufać!
    – Wiesz, nie lubię podejrzliwych typów. Jednak najwyraźniej nic na to nie poradzę. Usunę to jedno dla ciebie… Proszę bardzo. – Po naciśnięciu kilku przycisków w telefonie, zwrócił go w stronę Yokozawy, by ten widział, jak wciska przycisk „usuń”.
    Z ulgi pogładził się po piersi. Nie mógł jednak odegnać nowego poczucia niepokoju, wywołanego słowami Kirishimy. „Usunę to jedno dla ciebie…” Może po prostu nadinterpretowywał brzmienie tych słów… Wydawało mu się jednak, że Kirishima dawał mu w ten sposób do zrozumienia, że wciąż ma tamte zdjęcia, którymi szantażował Yokozawę.
    Gdyby miał jakiś wybór, to wolałby, aby to tamte fotki zostały skasowane, zamiast tej jednej. Niestety nie mógł porozmawiać o tym z Kirishimą teraz, kiedy inni ludzie byli dokoła. W tej chwili wyglądało na to, że nie pokazał ich nikomu, ale istniała możliwość, że mogą gdzieś się wymsknąć Kirishimie. Naprawdę powinni o tym porozmawiać. Przecież nie będą ciągnąć tej farsy w nieskończoność.
    – Oj, jaka strata…
    Yokozawa zwrócił się ponownie w stronę redaktorek, słysząc ich komentarze pełne smutku.
    – Wy też! Wymażcie to ze swojej pamięci! Natychmiast! Albo postaram się, żebyście nie sprzedały tutaj żadnego magazynu! – Była to ta sama karta przetargowa, którą zagrał wcześniej wobec plotkującej pary mężczyzn.
    – Eech?! Na pewno pan żartuje! – Narzekały kobiety.
    – To nadużywanie swojego stanowiska! Okropny sknera z pana, Yokozawa!
    – Jak dla mnie to, co robicie, to pogwałcenie moich praw do ochrony wizerunku!
    – Ech…
    Kiedy Yokozawa podniósł głos na zlęknione kobiety, Kirishima wkroczył między nich, aby załagodzić sytuację.
    – Wiecie, on ma w pewnym stopniu rację.
    – Przestań mówić tak, jakbyś nie miał z tym nic wspólnego! Jak myślisz, czyja to jest wina?!
    – Powiedziałbym, że twoja, bo założyłeś to urocze wdzianko. – Wobec tej zarozumiałej odpowiedzi kobiety gorliwie przyznały mu rację.
    Czując nawracający ból głowy, Yokozawa pomasował czoło i wziął głęboki oddech.
    – Nie bądźcie tacy pewni siebie. – Widząc, że robi się całkiem mocno wkurzony, w końcu zamilkli. Prawdę mówiąc nie miał nic przeciwko, by droczyć się z nimi jeszcze dłużej, dopóki utrzymywaliby stosowny poziom, jednak powinni znać swoje granice.
    Zajmując miejsce zlęknionych redaktorek, Kirishima przeprosił jeszcze raz.
    – Przepraszam. Naprawdę nie myślałem, że tak cię to wkurzy. Byłem zmęczony i po prostu zbyt pewny siebie. Powiem wszystkim, którym pokazałem to zdjęcie, by odpuścili, więc… Wybaczysz mi?
    – Lepiej tak zrób.
    – Powiedziałem, że zrobię. Mężczyzna nigdy nie cofa danego słowa.
    Kiedy doprowadził do końca sprawę z Kirishimą, Yokozawa wyszedł. Był dopiero poniedziałek, a on już był wykończony. Wszedł do windy, która szczęśliwie zatrzymała się na piątym piętrze, po czym powrócił na trzecie, do działu sprzedaży. Przyszedł do biura wcześniej, by wykonać trochę pracy, kiedy miał odrobinę luzu, jednak teraz kompletnie zmarnował swój wolny czas.
    Ponad połowa personelu działu sprzedaży była już obecna, a kiedy odwieszał swój płaszcz na wieszak, zauważył go Henmi i podniósł głowę znad komputera.
    – Ach, dzień dobry, panie Yokozawa!
    – Dobry – rzucił szybkie pozdrowienie i skierował się do swojego biurka. Bezwiednie ocenił Henmiego, ciekawy czy widział zdjęcie, czy też nie. Pomimo obaw, Henmi wydawał się jednak taki jak zawsze.
    Większość pracowników wyszła już do domu piątkowego wieczoru. Yokozawa osobiście nawet przygaszał światła na ich piętrze. Patrząc na to, prawdopodobieństwo by Henmi widział zdjęcie było bliskie zeru, mimo tego postanowił się na wszelki wypadek upewnić.
    – Więc… Widziałeś to?
    – Hm? Widziałem co? Ach, materiały na dzisiejsze spotkanie? Właśnie miałem to zrobić!
    – Och, nie, w porządku. – Widocznie Henmi jeszcze nie słyszał nic o fotce. Kiedy tak o tym myślał, jeśli Kirishima pokazywał zdjęcie piątkowego wieczoru, tak naprawdę jedynymi, którzy je mieli szansę zobaczyć byli ci z piętra mangi shounen. Nie było szans, aby zdjęcie dotarło aż do działu sprzedaży.
    – P-przepraszam! Już zaczynam je czytać! – Słowa Yokozawy spowodowały, że Henmi zarumienił się i szybko wrócił do komputera. Czując, że zbyt trudne będzie naprawianie całej sytuacji, Yokozawa zdecydował, że po prostu pozwoli mu wrócić do pracy.
    Naprawdę, w końcu to nie było coś, czego mógłby się wstydzić. Po prostu miał na sobie ubranie, które mu nie pasowało i zaczął rozważać, czy aby na pewno był powód, by tak przesadnie reagować.
    Włączył swój komputer i zaczął przeglądać maile, które nagromadziły się przez weekend. Wstrzymał się z czytaniem streszczeń i pominął wiadomości dotyczące informacji z księgarni oraz komentarzy od czytelników. Najpierw zabrał się za te wiadomości, na które musiał niezwłocznie odpowiedzieć.
    – Wygląda na to, że nowy numer sprzedaje się całkiem nieźle!
    – Tak. Znika z półek szybciej, niż się spodziewaliśmy.
    Zdaje się, że trzeba będzie niedługo zamówić dodruk.
    – I wydaje się też, że w świetnym momencie ogłosiliśmy wydanie „The Kana”. Poprzednie numery sprzedawały się dobrze i szczęśliwie magazyn też szybko się wyprzedaje. Taktyka pana Kirishimy naprawdę nas uratowała.
    – Tak… Tylko nie jestem pewien, czy to szczęśliwy zbieg okoliczności, czy faktycznie był tak mądry. – Pewnie mógłby się nauczyć czegoś od Kirishimy, który zawsze starał się odwrócić sytuację na swoją korzyść. Zanim nie został wciągnięty w jego gierki, Yokozawa nie znał go za dobrze. Kirishima wydawał mu się zdystansowany i niedostępny, a Yokozawa uważał go za przebiegłego lisa, o którym nikt nie wiedział, co tak naprawdę sobie myśli.
    I taki dokładnie był, jednak Yokozawa wiedział teraz, że jest to tylko jedna z jego twarzy. Był również okropnym typem, który tylko czekał na wytknięcie komuś błędu… Tak samo jak był ojcem, który nie mógł się powstrzymać od rozczulania się nad swoją córką, i który od czasu do czasu pozwalał ponieść się swoim emocjom.
    – To mi przypomniało, panie Yokozawa. Ostatnio jest pan w dobrym nastroju! – Rzucił komentarzem Henmi, wciąż nie odrywając wzroku ze swojego komputera.
    Yokozawa szybko spiął się na twarzy i sprzeciwił się.
    – Hę? Niby w jaki sposób się to objawia? – Jak mógłby wyglądać na zadowolonego, po tym jak został całkowicie odrzucony, a następnie wplątany w gierkę Kirishimy?
    – Po prostu zmarszczka pomiędzy pana brwiami się wygładziła. Wychodzi pan też wcześniej z pracy. Wszyscy w pewnym momencie martwiliśmy się, bo myśleliśmy, że ma pan depresję.
    Yokozawa w najmniejszym stopniu nie zauważył, że wszyscy widzą, jak bardzo jest załamany. Chociaż myśląc wstecz, miał poczucie, że wszyscy wokół niego zachowują się nadzwyczajnie ostrożnie.
    Lecz z jego charakterem, ciężko było mu zdobyć się na podziękowanie im za troskę.
    – Wychodziłem wcześniej, bo miałem mniej pracy, to wszystko. – Ze względu na to, że cedził kłamstwo przez zęby, był mniej elokwentny niż zazwyczaj.
    – Naprawdę? Dla mnie to wyglądało, jakby miał pan więcej pracy niż zwykle… Nie zauważył pan, że z tego powodu ja też miałem więcej do zrobienia?
    – To praktycznie nie liczy się jako więcej pracy! – Odburknął Yokozawa, kiedy obrócił się do Henmiego, kiedy ten wyrzucił z siebie te żartobliwe słowa.
    – W przeciwieństwie do pana, ja jestem tylko szarym, zwyczajnym pracownikiem! Proszę nie być nierozsądnym!
    – Do czego zmierzasz? Ja też jestem zwyczajnym pracownikiem. Po prostu mam więcej lat i doświadczenia niż ty, więc znam sedno sprawy, ot co.
    Zszokowany Henmi gapił się na Yokozawę szeroko otwartymi oczami.
    – Hę? Czy pan… Próbuje sprawić, bym poczuł się lepiej?
    – Jego spojrzenie było nie do zniesienia i Yokozawa szybko zaczął żałować, że powiedział coś, co było zupełnie nie w jego stylu. Naprawdę powinien unikać robienia rzeczy, których wcześniej nie robił.
    – Jeśli chcesz to tak interpretować, to proszę bardzo.
    – Pan z pewnością się trochę zmienił! Kiedy to się stało… Pewnie od czasu, kiedy zaczął pan wychodzić z panem Kirishimą na drinki…
    – … – Przełknął ślinę, gdy nazwisko Kirishimy pojawiło się tak zwyczajnie w rozmowie. Zacisnął zęby, żeby Henmi nie zauważył jego poruszenia i przybrał pokerową minę.
    – Rany, byłem zszokowany za każdym razem, kiedy pan Kirishima przebywał całą drogę aż do działu sprzedaży! Od kiedy jesteście tak blisko?
    – Nie jesteśmy blisko.
    Wcześniej redaktorki powiedziały to samo i biorąc pod uwagę, że z pewnych powodów nie odrzucał zaproszeń Kirishimy, mógł przypuszczać, że w oczach innych byli sobie bliscy. Jednak trudno mu było przyznać, że czas spędzony z Kirishimą był zabawą.
    Kiedy zaprzeczył insynuacjom z kwaśną miną, Henmi zinterpretował to jako skromność i opowiedział radośnie:
    – Niech pan da spokój. Wyraźnie widać, że jest pan bardziej zrelaksowany, kiedy rozmawia z panem Kirishimą! Ach! Więc może powodem pana dobrego nastroju ostatnio jest to, że spędzacie razem czas?
    – Jeszcze czego!!!
    – ! - Henmi natychmiast się zamknął, kiedy Yokozawa niespodziewanie naskoczył na niego. Pewnie nie spodziewał się, że będzie okrzyczany, patrząc na to, jak przebiegała ich rozmowa do tej pory. Widząc jak Henmi siedzi cicho z szeroko otwartymi oczami, Yokozawa natychmiast pożałował tego, co zrobił.
    Byłoby lepiej, gdyby pozostałoby to nieporozumieniem, niż gdyby wszyscy znali prawdę. Powinien po prostu pozwolić, aby sprawy tak się toczyły. Jednak z jakiegoś powodu, zawsze przesadnie reagował, jeśli chodziło o Kirishimę.
    – Przepraszam. Nie chciałem podnosić głosu.
    – Och… N-nie…
    Świadomy, że nie naprawi tej dziwnej atmosfery między nimi, Yokozawa wstał z krzesła, na którym dopiero co usiadł.
    Potrzebował trochę świeżego powietrza. Musiał ochłonąć. – Idę się przejść.
    Kiedy wkładał dokumenty do teczki, Henmi, wahając się, przypomniał mu:
    – Ech, ale… O jedenastej mamy spotkanie…
    – Wrócę do tego czasu. Wysłałem ci wszystkie dokumenty na maila, więc wydrukuj tyle, aby wystarczyło dla wszystkich.
    – Proszę poczekać, panie Yokozawa!
    Zignorował wołanie i kontynuował wędrówkę w przeciwnym kierunku do wszystkich współpracowników, którzy właśnie wchodzili do biura.

    – Jestem kompletnie wykończony…
    Jakiś czas nie pił z klientami, więc pierwszy raz po przerwie był cięższy niż zazwyczaj. Nawet jeśli wszyscy pili, niewybaczalnym było posunięcie się tak daleko, by faktycznie się upić, więc nie miał okazji tak naprawdę pozbyć się napięcia i zdenerwowania.
    Zatracenie się w pracy i tym samym unikanie Kirishimy pomogło mu trochę otrząsnąć się z porannych wydarzeń. Wiedział, że wyjście na drinka z menadżerem księgarni, który go wcześniej zaprosił, było przyczyną, dla której musiał odmówić Kirishimie. Jednak wciąż czuł się w pewien sposób winny.
    Wysłał do Kirishimy wiadomość: „Nie mogę dzisiaj przyjść”, aczkolwiek ten był zaskakująco wyrozumiały. Chociaż jego odpowiedź była odrobinę rozczarowująca, musiał wziąć pod uwagę fakt, że Kirishima był pracownikiem biurowym tak jak i on. Kiedy tak o tym myślał, doszedł do wniosku, że nie mógł oczekiwać od Kirishimy, że postawi Yokozawę ponad swoją pracę.
    Yokozawę martwiło jego własne rozczarowanie, tym bardziej, że to właśnie on odwołał ich spotkanie.
    – Co, do cholery, jest ze mną nie tak…?
    To prawda, że nie mógł się doczekać, aby zobaczyć Hiyori, ale był tam zaciągany nie z własnej woli, a przez Kirishimę. I to nie było tak, że opuszczał gardę, kiedy ten pojawiał się obok. Nie zaprzeczał, że niektóre działania Kirishimy poruszyły go, ale to tyle.
    Jeśli chodziło o zdjęcie, które wysłała Hiyo… Prawdę mówiąc, już nie był o nie wkurzony. Najpierw, kiedy się o tym dowiedział, krew powędrowała prosto do jego głowy, ale przecież nie zrobił czegoś bardzo zawstydzającego i z perspektywy czasu widział, że było to raczej żałosne, kiedy tak na to wszystko przesadnie zareagował.
    Co więcej, w tej chwili był zaniepokojony, jak wielką rolę odgrywa teraz w jego życiu Kirishima.
    Położył teczkę na stole obok sklepowego gyuudona, który kupił sobie na kolację, i zdjął marynarkę. Kiedy osunął się niedbale na krzesło, Sorata przyszedł pozaczepiać jego stopy.
    – Miau…
    – Ach, Sorata. Już daję ci kolację, poczekaj chwilkę. Dzisiaj zjesz mokre jedzenie z puszki.
    Sorata rzadko się łasił, ale być może dlatego, że Yokozawa wrócił tak późno, to dzisiaj kot nie odstępował go ani na krok od momentu, kiedy ten przyszedł do domu. Może był samotny, skoro zostawał na tak długo sam w domu…
    – Minęło trochę czasu, odkąd razem jedliśmy, co? Przepraszam, że ostatnio tak cię zaniedbuję. Niedługo będę miał więcej luzu w pracy, więc wytrzymaj jeszcze trochę.
    Jego mieszkanie było wyposażone tylko w niezbędne minimum przedmiotów i z jakiegoś powodu czuł się dzisiaj bardziej samotny niż zazwyczaj. Przyzwyczaił się do żywotnego dziecka w swoim otoczeniu i musiał przyznać, że czuł się teraz samotny. Gdyby nie Sorata, prawdopodobnie nie zniósłby teraz bycia samemu.
    – To przez to, że Hiyo jest taką gadułą…
    Zawsze dużo mówiła, przeskakując z jednego tematu do następnego. Opowiadała o szkolnej modzie, przedmiotach, o tym co jadła na obiad. Uwielbiała mówić o wszystkim, co zdarzyło się w ciągu dnia. Czasami robiła się zmęczona i po prostu odpływała w trakcie rozmowy.
    Pewnie teraz już śpi. Najwyraźniej myśląc, że planuje wpaść później, wysłała mu wiadomość, zachęcając: „Wpadnij jutro!”. Jednak mimo że pragnął ją zobaczyć, nie planował przychodzić do domu Kirishimy przez jakiś czas.
    Musiał ustalić pewne granice i uporządkować myśli. Nie rozumiał, dlaczego tracił panowanie nad sobą zawsze, kiedy chodzi o Kirishimę. W ten sposób nie miał nawet czasu, by zastanawiać się nad swoim złamanym sercem.
    – Niech to szlag! Dlaczego ciągle wyobrażam sobie jego twarz? – Nawet jeśli Kirishima był ostatnią osobą, którą chciał teraz widzieć, zawsze kiedy tracił czujność, orientował się, że o nim myśli. W całym życiu Yokozawy nie było osoby takiej jak Kirishima, która potrafiła by go tak wciągnąć w swoją grę.
    Kiedy odpływał myślami, wciąż trzymając w ręce puszkę z jedzeniem, usłyszał jak Sorata miauczy, domagając się uwagi. Zerknął w dół i zobaczył, że kot drapie go z irytacją po stopach.
    – Ach, przepraszam, przepraszam. Proszę, już otwieram.
   Nalał trochę ciepłej wody do puszki, a następnie wyłożył luźne jedzenie do miski, w której Sorata zanurkował z wigorem. Od kiedy Yokozawa spędzał tyle czasu poza domem, zostawiał kotu suche jedzenie. Mimo że Sorata nie wybrzydzał, to zdecydowanie wolał mokre smakołyki z puszki.
    – Dobre, co?
    Oczywiście kot był tak pochłonięty swoim posiłkiem, że w żaden sposób nie odpowiedział. Nie był już młodym zwierzakiem, więc Yokozawa wiedział, że musi zapewnić mu odpowiednią dietę, jednak zżerało go poczucie winy, że nie mógł być ciągle przy nim. W zamian za to co i rusz kupował mu nowe marki jedzenia, kiedy tylko te pojawiały się na sklepowych półkach.
    Obserwując, jak Sorata je, widocznie ciesząc się z posiłku, nie mógł się powstrzymać przed myślą, by kupić mu jeszcze trochę. Takano często go krytykował słowami: „Jesteś zbyt uległy wobec Soraty” i Yokozawa to rozumiał. Ale i tak nie mógł się powstrzymać.
    – Chyba też zjem...
    Jednak jego gyuudon był już zimny i smakował nawet gorzej niż zwykle.


Tłumaczenie: Kata
Korekta: Sally
Grupa BoysLove


***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze