W prawej ręce niósł szarlotkę, którą kupił w cukierni, a w lewej reklamówkę wypełnioną zakupami ze sklepu spożywczego.
Mimo że dobrze znał drogę, szedł wolniej niż zwykle. Było mu ciężko, bo przytłaczały go wahanie i lęk. Nie wlókł się tak od pewnego pamiętnego poranka, kiedy wybiegł z domu po kłótni z rodzicami.
– Czuję się podobnie jak wtedy, kiedy zwiałem z domu, ech…
Yokozawa wrócił wieczorem do całkowicie pustego mieszkania. Martwił się o Soratę, ale nie miał odwagi sprawdzić co u niego, po tym wszystkim co wykrzyczał Kirishimie. W sumie Soracie znacznie lepiej będzie z Hiyori niż z nim, zwłaszcza teraz w jego obecnym stanie. Koty świetnie wyczuwały ludzkie emocje i zawsze gdy Yokozawa był w złym humorze, Sorata starał się go unikać. Zapewne koty, tak jak ludzie, nie lubią, gdy atmosfera jest napięta.
Cały dzień nie wychodził z domu i do nikogo się nie odzywał. Niestety Kirishima nie próbował się z nim skontaktować. Yokozawa był wściekły na siebie, że stracił nad sobą panowanie i powiedział, że nigdy więcej nie chce go widzieć. Jednak gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że przyjaciel jednak zadzwoni.
Od chwili kiedy Kirishima odwrócił się od niego, Yokozawa naprawdę cierpiał. To był tylko wybuch niczym nieuzasadnionego gniewu.
Gdyby był na miejscu Kirishimy, nigdy nie narzucałby się z dobrymi radami. Angażowanie się w życie uczuciowe innych ludzi nie było w jego stylu. I w najlepszym wypadku było to tylko stratą czasu. A co więcej, wiedział, że Kirishima zwykle unikał takich kłopotliwych sytuacji. A jednak dał się ponieść i powiedział mu wszystko to, co Yokozawa starał się ukryć. Ale zrobił to tylko ze względu na niego.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego ten facet tak długo zawracał sobie nim głowę, bo przecież nigdy nie wkładał w nic za dużo wysiłku.
Yokozawa został porwany do świata Kirishimy tak, że jego własny rytm został całkowicie zburzony, choć tak naprawdę nigdy nie czuł się z tym źle. Tylko dzięki niemu zdołał przetrwać kilka ostatnich tygodni po odrzuceniu, kiedy został zupełnie sam. To dzięki niemu nie pogrążył się w czarnej rozpaczy i nie ukrywał się przed światem.
– ...
Zatrzymał się przed bramą i zrobił głęboki wdech.
Może Kirishima stracił do niego cierpliwość i nie jest mu w stanie wybaczyć niewdzięczności za wszystko, co dla niego zrobił. Ale co by nie było, musiał przeprosić. I co ważniejsze, nie mógł zostawić Soraty u nich na zawsze. Oprócz tego chciał jeszcze podziękować Hiyori za opiekę nad kotem.
– Ja zwyczajnie nie wiem, kiedy się poddać, zdecydowanie.
Jednak głównym powodem, dla którego tu przyszedł, była chęć zobaczenia Kirishimy.
Wczoraj przez cały dzień myślał tylko o nim.
– Dlaczego powiedziałem mu coś takiego? – Już po raz kolejny żałował własnych słów i czynów. Nie cierpiał tego, że nie potrafił szczerze rozmawiać z ludźmi.
O dziwo ani razu nie pomyślał o Takano. Może jego uczucia wróciły do normy, po tym jak porozmawiali ze sobą dwa dni temu. Uczucie, jakie do niego żywił, gdzieś przepadło i stało się częścią przeszłości.
– Niech się dzieje.
W chwili, gdy miał już nacisnąć dzwonek do drzwi, one same się otworzyły i jego oczom ukazała się Hiyori.
– ...
– Ach, braciszku! Witaj w domu! – Jej uśmiech rozpromienił całą twarz i Yokozawa poczuł ból w klatce piersiowej. Niewinność dziewczynki przypomniała mu jaki był beznadziejny. Gdy był dzieckiem, to też był taki szczery i uczciwy. Kiedy jego osobowość stała się tak ciężka w obsłudze?
– Wróciłem.
– Dzisiaj nie zostałeś w pracy? – zapytała Hiyo. Yokozawa próbował wymyślić usprawiedliwienie swojej nieobecności, ale chyba Kirishima wytłumaczył go pracą po godzinach.
– Och, nie. Wychodzisz gdzieś?
– Idę pobawić się z Yuki. – Skojarzył, że była to jej przyjaciółka, która mieszka w tym samym bloku.
– W takim razie weź to ze sobą.
– Co to?
– Szarlotka. To spory kawałek ciasta, tak że możesz podzielić się z przyjaciółmi. – Przyniósł je w ramach przeprosin, jednak Kirishima prawie nie jadał słodyczy, dlatego pomyślał, że lepiej oddać je Hiyori.
– Jeeej! Dziękuję, braciszku! Uwielbiam szarlotkę!
– Tylko poczekajcie z ciastem do podwieczorku, dobrze? Och, a co z obiadem? – Przyniósł dość składników na danie dla trzech osób, ale jeśli sprawy potoczyłyby się nie po jego myśli, to miał zamiar przygotować coś dla Hiyori, a potem wracać do domu.
– Mama Yuki coś nam ugotuje. To dla nas...?
– Och, nie. To na kolację. – Hiyori zmierzyła go ostrym spojrzeniem, ale nie chciał jej martwić, dlatego dość szybko ją uspokoił.
Po tych słowach Hiyo rozpromieniła się.
– Czy to znaczy, że zjemy kolację wszyscy razem?! Wrócę jak najszybciej i pomogę ci wszystko przygotować!
Niestety losy wspólnej kolacji zależą od wyniku rozmowy z Kirishimą. Szczerze liczył na przebaczenie, ale nie chciał wtajemniczać w to Hiyori.
– Nie martw się o to. Zadzwonię do ciebie, jak wszystko przygotuję, a teraz idź i baw się do woli. Przez cały czas zajmujesz się Soratą, dlatego zrób teraz coś tylko dla siebie. Przyjaciele są bardzo ważni, pamiętaj!
– Zrozumiałam! W takim razie czekam na twój telefon!
– Uważaj na siebie!
Hiyori już miała wybiec z bramy, jednak zaczęła się rozglądać i wydała z siebie głośne: „Ach!”, odwracając się do Yokozawy.
– Przypomniało mi się. Braciszku, czy mogę mieć do ciebie prośbę?
– O co chodzi?
– Od piątkowego wieczora tatko nie czuje się najlepiej, czy mógłbyś z nim porozmawiać?
– Co?! – Gdy usłyszał słowa „piątkowy wieczór” jego serce omal nie wyrwało się z klatki piersiowej, bo właśnie wtedy Yokozawa powiedział te wszystkie okropieństwa Kirishimie.
– Nie chciał mi powiedzieć, co się stało... Rozlewa kawę, tłucze talerze i próbuje mi wmówić, że to nic takiego. Babcia powiedziała, że może chodzi o coś, o czym nie może ze mną porozmawiać, ponieważ jestem dziewczynką. Dlatego pomyślałam, że może z tobą będzie mu łatwiej.
– Taaa, być może... Nie wiem, czy będę pomocny, ale zobaczę, co da się zrobić. – Hiyori popatrzyła na niego wzrokiem pełnym nadziei, a on nie mógł pozwolić, żeby się dowiedziała, że jej ojciec jest w takim stanie właśnie przez niego.
– Wiem, że dasz radę! Zaopiekuj się nim! – Wydawała się mocno w niego wierzyć.
– Jasne.
– To pa!
Kiedy zniknęła mu z oczu, Yokozawa wszedł do mieszkania. Gdy zamykał za sobą drzwi, pojawił się Sorata i zaczął się do niego łasić, po czym leniwie ruszył z powrotem, czując się, jakby mieszkał tu od lat. Wskoczył na kanapę, zwinął się w kłębek i rozpoczął swoją popołudniową drzemką.
– No proszę, czyli to jest teraz twoje ulubione miejsce, co? – Sorata pozwolił słowom Yokozawy płynąć swobodnie, podczas gdy on w najlepsze udawał, że zapadł w mocny sen. Zdradzały go jedynie uszy, które delikatnie drgały w odpowiedzi.
Yokozawa rozejrzał się wokół i zobaczył Kirishimę na balkonie swojej sypialni. Słońce wciąż było wysoko na niebie, a on już stał tam z piwem w ręce.
– Picie przed południem. Trochę niestosowne.
Cały dzień nie wychodził z domu i do nikogo się nie odzywał. Niestety Kirishima nie próbował się z nim skontaktować. Yokozawa był wściekły na siebie, że stracił nad sobą panowanie i powiedział, że nigdy więcej nie chce go widzieć. Jednak gdzieś w głębi serca miał nadzieję, że przyjaciel jednak zadzwoni.
Od chwili kiedy Kirishima odwrócił się od niego, Yokozawa naprawdę cierpiał. To był tylko wybuch niczym nieuzasadnionego gniewu.
Gdyby był na miejscu Kirishimy, nigdy nie narzucałby się z dobrymi radami. Angażowanie się w życie uczuciowe innych ludzi nie było w jego stylu. I w najlepszym wypadku było to tylko stratą czasu. A co więcej, wiedział, że Kirishima zwykle unikał takich kłopotliwych sytuacji. A jednak dał się ponieść i powiedział mu wszystko to, co Yokozawa starał się ukryć. Ale zrobił to tylko ze względu na niego.
Nie mógł zrozumieć, dlaczego ten facet tak długo zawracał sobie nim głowę, bo przecież nigdy nie wkładał w nic za dużo wysiłku.
Yokozawa został porwany do świata Kirishimy tak, że jego własny rytm został całkowicie zburzony, choć tak naprawdę nigdy nie czuł się z tym źle. Tylko dzięki niemu zdołał przetrwać kilka ostatnich tygodni po odrzuceniu, kiedy został zupełnie sam. To dzięki niemu nie pogrążył się w czarnej rozpaczy i nie ukrywał się przed światem.
– ...
Zatrzymał się przed bramą i zrobił głęboki wdech.
Może Kirishima stracił do niego cierpliwość i nie jest mu w stanie wybaczyć niewdzięczności za wszystko, co dla niego zrobił. Ale co by nie było, musiał przeprosić. I co ważniejsze, nie mógł zostawić Soraty u nich na zawsze. Oprócz tego chciał jeszcze podziękować Hiyori za opiekę nad kotem.
– Ja zwyczajnie nie wiem, kiedy się poddać, zdecydowanie.
Jednak głównym powodem, dla którego tu przyszedł, była chęć zobaczenia Kirishimy.
Wczoraj przez cały dzień myślał tylko o nim.
– Dlaczego powiedziałem mu coś takiego? – Już po raz kolejny żałował własnych słów i czynów. Nie cierpiał tego, że nie potrafił szczerze rozmawiać z ludźmi.
O dziwo ani razu nie pomyślał o Takano. Może jego uczucia wróciły do normy, po tym jak porozmawiali ze sobą dwa dni temu. Uczucie, jakie do niego żywił, gdzieś przepadło i stało się częścią przeszłości.
– Niech się dzieje.
W chwili, gdy miał już nacisnąć dzwonek do drzwi, one same się otworzyły i jego oczom ukazała się Hiyori.
– ...
– Ach, braciszku! Witaj w domu! – Jej uśmiech rozpromienił całą twarz i Yokozawa poczuł ból w klatce piersiowej. Niewinność dziewczynki przypomniała mu jaki był beznadziejny. Gdy był dzieckiem, to też był taki szczery i uczciwy. Kiedy jego osobowość stała się tak ciężka w obsłudze?
– Wróciłem.
– Dzisiaj nie zostałeś w pracy? – zapytała Hiyo. Yokozawa próbował wymyślić usprawiedliwienie swojej nieobecności, ale chyba Kirishima wytłumaczył go pracą po godzinach.
– Och, nie. Wychodzisz gdzieś?
– Idę pobawić się z Yuki. – Skojarzył, że była to jej przyjaciółka, która mieszka w tym samym bloku.
– W takim razie weź to ze sobą.
– Co to?
– Szarlotka. To spory kawałek ciasta, tak że możesz podzielić się z przyjaciółmi. – Przyniósł je w ramach przeprosin, jednak Kirishima prawie nie jadał słodyczy, dlatego pomyślał, że lepiej oddać je Hiyori.
– Jeeej! Dziękuję, braciszku! Uwielbiam szarlotkę!
– Tylko poczekajcie z ciastem do podwieczorku, dobrze? Och, a co z obiadem? – Przyniósł dość składników na danie dla trzech osób, ale jeśli sprawy potoczyłyby się nie po jego myśli, to miał zamiar przygotować coś dla Hiyori, a potem wracać do domu.
– Mama Yuki coś nam ugotuje. To dla nas...?
– Och, nie. To na kolację. – Hiyori zmierzyła go ostrym spojrzeniem, ale nie chciał jej martwić, dlatego dość szybko ją uspokoił.
Po tych słowach Hiyo rozpromieniła się.
– Czy to znaczy, że zjemy kolację wszyscy razem?! Wrócę jak najszybciej i pomogę ci wszystko przygotować!
Niestety losy wspólnej kolacji zależą od wyniku rozmowy z Kirishimą. Szczerze liczył na przebaczenie, ale nie chciał wtajemniczać w to Hiyori.
– Nie martw się o to. Zadzwonię do ciebie, jak wszystko przygotuję, a teraz idź i baw się do woli. Przez cały czas zajmujesz się Soratą, dlatego zrób teraz coś tylko dla siebie. Przyjaciele są bardzo ważni, pamiętaj!
– Zrozumiałam! W takim razie czekam na twój telefon!
– Uważaj na siebie!
Hiyori już miała wybiec z bramy, jednak zaczęła się rozglądać i wydała z siebie głośne: „Ach!”, odwracając się do Yokozawy.
– Przypomniało mi się. Braciszku, czy mogę mieć do ciebie prośbę?
– O co chodzi?
– Od piątkowego wieczora tatko nie czuje się najlepiej, czy mógłbyś z nim porozmawiać?
– Co?! – Gdy usłyszał słowa „piątkowy wieczór” jego serce omal nie wyrwało się z klatki piersiowej, bo właśnie wtedy Yokozawa powiedział te wszystkie okropieństwa Kirishimie.
– Nie chciał mi powiedzieć, co się stało... Rozlewa kawę, tłucze talerze i próbuje mi wmówić, że to nic takiego. Babcia powiedziała, że może chodzi o coś, o czym nie może ze mną porozmawiać, ponieważ jestem dziewczynką. Dlatego pomyślałam, że może z tobą będzie mu łatwiej.
– Taaa, być może... Nie wiem, czy będę pomocny, ale zobaczę, co da się zrobić. – Hiyori popatrzyła na niego wzrokiem pełnym nadziei, a on nie mógł pozwolić, żeby się dowiedziała, że jej ojciec jest w takim stanie właśnie przez niego.
– Wiem, że dasz radę! Zaopiekuj się nim! – Wydawała się mocno w niego wierzyć.
– Jasne.
– To pa!
Kiedy zniknęła mu z oczu, Yokozawa wszedł do mieszkania. Gdy zamykał za sobą drzwi, pojawił się Sorata i zaczął się do niego łasić, po czym leniwie ruszył z powrotem, czując się, jakby mieszkał tu od lat. Wskoczył na kanapę, zwinął się w kłębek i rozpoczął swoją popołudniową drzemką.
– No proszę, czyli to jest teraz twoje ulubione miejsce, co? – Sorata pozwolił słowom Yokozawy płynąć swobodnie, podczas gdy on w najlepsze udawał, że zapadł w mocny sen. Zdradzały go jedynie uszy, które delikatnie drgały w odpowiedzi.
Yokozawa rozejrzał się wokół i zobaczył Kirishimę na balkonie swojej sypialni. Słońce wciąż było wysoko na niebie, a on już stał tam z piwem w ręce.
– Picie przed południem. Trochę niestosowne.
Kirishima nawet się nie odwrócił, ale odpowiedział:
– A ty co tu, do cholery, robisz? Myślałem, że nie chcesz mnie więcej widzieć. – Prawdopodobnie wyczuł jego obecność, odkąd wszedł do mieszkania.
Yokozawa pierwszy raz w życiu musiał patrzeć w ten sposób na plecy Kirishimy. Nie mogąc zobaczyć jego wyrazu twarzy, nie miał szans na odczytanie jego uczuć.
Stojąc tak i wpatrując się w niego, zebrał się w sobie i pomimo wahania, wydusił z siebie przeprosiny:
– Przepraszam za tamten dzień...
– Niby za co?
– Jak to za co? – Poczuł, że Kirishima zadał mu pytanie, na które świetnie znał odpowiedź. Jednak przypomniał sobie, że nie ma co się złościć na niego, skoro pragnie, żeby ten mu przebaczył. Jeśli naprawdę chce przeprosić, to musi stawić czoło temu wszystkiemu, bez zająknięcia i z kamienną twarzą. – Wyładowałem się na tobie... Wtedy było dokładnie tak, jak powiedziałeś i to mnie przeraziło.
– Rozumiem.
Ramiona Yokozawy opadły, gdy usłyszał tę zdawkową odpowiedź. Tak jak myślał, tak proste przeprosiny nie wystarczą, żeby naprawić ich relacje.
– Mam rozumieć, że mi nie wybaczysz...
– Wybaczyć ci? To nie tak, że jestem zły czy coś. To ty się na mnie wściekłeś. I tak jak mówiłeś, byłem zbyt wścibski. Ale taki już jestem, nie znam granicy. Jestem typem, który będzie podlewał roślinę tak długo, że ją zaleje. – Bełkotliwy głos zdawał się być nad wyraz smutny. Możliwe, że Kirishima był lekko wstawiony.
Ta samokrytyka odkryła przed Yokozawą jego prawdziwe uczucia, w których nie było śladu złości czy rozdrażnienia.
– Jestem ci naprawdę wdzięczny, wiesz.
– Co? A, za kota.
– Za Soratę też, ale przecież tylko dzięki tobie mogłem z nim spokojnie porozmawiać, a nie ratować się ucieczką. Zanim cię spotkałem, unikałem go jak ognia, a kiedy go widziałem, uciekałem z podkulonym ogonem. – Gdyby Kirishima zostawił go samemu sobie, zapewne pogrążyłby się w rozpaczy i wpadł w depresję. Tylko dzięki niemu zdołał przez to wszystko przejść. I chociaż jego obecność czasem go drażniła, a zwłaszcza te jego docinki, to wiedział, że to wszystko niewątpliwie miało za cel rozproszyć czarne myśli. – Beze mnie też dałbyś radę. – Kirishima odwrócił się do niego i ani trochę nie wyglądał na wstawionego. Ale to raczej oczywiste, zważywszy, że miał naprawdę mocną głowę. Głupotą byłoby sądzić, że upije się puszką piwa.
– Możliwe. Ale gdyby nie ty, to najprawdopodobniej nadal bym o nim myślał. – Zostałby pozostawiony sam sobie w tych ponurych dniach, trzymając się uczuć, które nigdy nie zostaną odwzajemnione.
– Co ty wygadujesz, to o kim teraz myślisz?
– ...
Słowa uwięzły Yokozawie w gardle. Nie spodziewał się takiego pytania. Wbił wzrok w podłogę, aby ukryć przed Kirishimą rumieniec, który spowił całą jego twarz.
– Jak nie chcesz, to nie mów. – Zdawało się, że Kirishima tym razem nie miał zamiaru drażnić się z Yokozawą, tylko był naprawdę ciekawy.
– ...tobie...
– Co?
– Myślę o tobie, do diabła! Od dwóch dni bez przerwy o tobie myślę! To mnie cholernie denerwuje, bo nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o tobie!
– O... mnie... – Kirishima wyglądał na szczerze zdziwionego i gapił się szeroko otwartymi oczami, co wprawiło Yokozawę w zakłopotanie, a jego twarz osiągnęła taką temperaturę, że można by na niej śmiało smażyć jajka.
– Ciągle zastanawiałem się, jak bardzo musisz być na mnie wkurzony za to, co ci powiedziałem. No i... że... mnie teraz nienawidzisz... – urwał, czując, jak bardzo czerwona jest jego twarz. Wyrzucił wszystko z siebie, a Kirishima nadal wpatrywał się w niego, oniemiały z wrażenia. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi rozdrażnił tylko Yokozawę.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
– Słucham, jasne, że słucham! Ale tak mnie zaskoczyłeś, że przez chwilę zastanawiałem się, czy ja aby nie śnię.
– Jaja sobie robisz?
– Tak, zdecydowanie nie do końca załapałem. Czy mógłbyś to powtórzyć?
– Wal się! Cholera, mam dość, wychodzę. – Czuł się absolutnie zażenowany własnymi słowami. Nie mógł spędzić ani minuty dłużej w tej niezręcznej atmosferze. Co prawda obiecał Hiyori, że zrobi kolację, ale w drodze do domu zadzwoni do niej i ją przeprosi.
Gdy już się odwracał, żeby wyjść, jego nadgarstek został pochwycony w silnym uścisku.
– A ty dokąd?
– Przecież powiedziałem, że wychodzę. Puszczaj mnie.
– Naprawdę myślisz, że pozwolę ci wyjść po tym, jak powiedziałeś mi te wszystkie słodkie słówka?
Na te słowa brwi Yokozawy złączyły się ze sobą.
– Wiesz... Już od jakiegoś czasu tak sobie myślałem, ale jesteś chyba jedyną znaną mi osobą, która uważa, że taki niedźwiedź jak ja jest słodki.
– To bardzo możliwe – przyznał mu rację, śmiejąc się przy tym, co w sumie było dość irytujące. Kirishima nawet teraz działał mu na nerwy. Ale gdy Yokozawa otworzył usta, żeby zaserwować mu ripostę, ten powiedział bardzo poważnie:
– Pierwsze miłostki nigdy nie trwają wiecznie.
– ...
– Nadal tak uważasz?
Zdaje się, że Yokozawa, gdy był pijany, posunął się na tyle daleko, że powiedział coś takiego. Bo przecież to było zdanie, które powtarzał sobie bez przerwy.
– Powinieneś znów się zakochać. Ale tym razem tak porządnie. Jeśli od początku kochasz właściwą osobę, czy to nie będzie w pewnym sensie pierwsza miłość?
– Wiesz, z takim podejściem to nadajesz się bardziej do pracy w Emeraldzie niż w Japunie – odpowiedział dość sarkastycznie Yokozawa, próbując za wszelką cenę ukryć zawstydzenie po tak banalnym tekście. Jednak Kirishima pozostał niewzruszony.
– Mów sobie co chcesz. A prawda jest taka, że trochę ci pasuje taki nastrój, przecież kochasz mnie już od jakiegoś czasu.
– Nie masz wstydu, żeby tak mówić o samym sobie.
– Dokładnie, dlatego wybierz mnie. Bo jeśli taki uparty dupek jakim jesteś, ma być w kimś zakochany, to ja jestem najlepszym wyborem ze wszystkich możliwych. Mam dziecko, ale to akurat jest zaleta, przynajmniej tak myślę. I tak się szczęśliwie składa, że ono cię uwielbia, czyli wszystko jest w jak najlepszym porządku, prawda?
– Zaleta powiadasz?
– Zaakceptuję cię takiego, jakim jesteś. Nie musisz zapominać o swojej poprzedniej miłości, takie uczucia są wartością samą w sobie i trzeba o nich pamiętać.
– Co?
– Mówię, że zaakceptuję cię bezwarunkowo, nie musisz się zmieniać choćby o jotę.
Słowa Kirishimy przeszyły na wskroś jego serce i Yokozawa miał wrażenie, że ogromny ciężar spadł mu z ramion.
– Wiesz, mam za sobą dość spory bagaż doświadczeń.
– Wiem.
– Jestem kapryśny i wkurzający.
– W porządku. Właśnie to w tobie kocham.
– I pamiętaj, że jestem małostkowy i łatwo mogę stać się zazdrosny.
Kirishima zachichotał, słysząc taką groźbę. Zrobił krok do przodu i zręcznie oparł palec o brodę Yokozawy, zmuszając go, by na niego spojrzał. Obrączka, którą zwykle nosił na serdecznym palcu, gdzieś przepadła.
– Jeśli wiesz, że jesteś kochany, to nie masz powodu, aby tak się czuć. Dam sobie radę z twoją zazdrością, bo to przecież będzie dowód na to, jak bardzo się o mnie troszczysz. – Kirishima rozwiał wszelkie obawy, rozbrajając Yokozawę doszczętnie.
– Jeśli mnie rzucisz, to ci tego nie wybaczę.
To była najlepsza z możliwych odpowiedzi, jakiej mógł w tej chwili udzielić.
Yokozawa zauważył, że zerwał się wiatr, a słońce powoli chowało się za chmurami płynącymi leniwie po niebie. W powietrzu dało się poczuć chłód. Ledwo powstrzymał kichnięcie, dlatego razem z Kirishimą zdecydowali się wejść do środka. Jak tylko sobie uświadomił, że któryś z sąsiadów mógł słyszeć ich rozmowę, oblał go zimny pot.
– Mmm... Mmm... – Ten pocałunek kompletnie go rozproszył, a Kirishima przesunął swoją rękę niżej i głębiej, gładząc łagodnie palcem to miejsce. Yokozawa otrząsnął się i wyrwał z pocałunku, sycząc gniewnie.
– Hej! Gdzie ty mnie macasz, do diabła?!
– Nie przestawaj ruszać ręką.
– Słuchaj no, cholera... Ach... Uch! – Palec powoli wcisnął się do środka. Yokozawa poczuł napięcie i ból, pomimo oliwki dla niemowląt. Wydał z siebie cichy jęk, po czym natychmiast zacisnął zęby i wycedził:
– Przestań...!
– Naprawdę ci się nie podoba?
– Nikt nigdy... mnie tam nie dotykał...! – I chociaż to nie była do końca prawda, ale wizja, że jest tak całkowicie bezbronny w rękach innego mężczyzny, była nie do zniesienia.
– Czekaj, nie mów, że to twój pierwszy raz?
– NIC TAKIEGO NIE POWIEM! – Nie chciał, żeby Kirishima myślał o jego przeszłości, a już na pewno nie mógł dopuścić, żeby spróbował się w nią zagłębiać. Chociaż skłamałby, gdyby powiedział, że nie jest odrobinę ciekawy jego reakcji, ale wiedział doskonale, jakie siły może wyzwolić zazdrość.
– Nieważne, czy to twój pierwszy raz, czy nie, to i tak nie zmieni faktu, że to zrobimy.
– To po co pytałeś?!
– Jak to po co? Pomyślałem, że jeśli to twój pierwszy raz, to obejdę się z tobą łagodnie.
– Taa, już ci wierzę.
– Co to za nastawienie? Czyli mam rozumieć, że wolisz, żebym podokuczał ci trochę bardziej?
– Złośliwiec...! – Kirishima wcisnął drugi palec i siłą zaczął rozpychać wąskie przejście. Jego palce zazwyczaj dość niezdarne, teraz poruszały się z niezwykłą biegłością. Yokozawa nie mógł znieść, że te palce, którymi Kirishima nie potrafił obrać nawet jabłka, sprawiały, że teraz był na ich łasce. To było dość upokarzające.
– No proszę. I skończyło się marudzenie, co?
– Zamknij się, do diabła... – Wstrzymał oddech, podczas gdy palce Kirishimy nadal wiły się wewnątrz niego. Dokładnie czuł, jak wślizgują się do środka, a potem mocno go ocierają. Co jakiś czas Kirishima przerywał, aby nawilżyć je olejkiem, a potem dokładał kolejny palec.
– Haa...! – Po każdym wsunięciu i wysunięciu Yokozawa wydawał z siebie kolejny nieprzyzwoity dźwięk. Bardzo chciał zakryć sobie uszy, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ miał zajęte ręce. Jednak pomimo największych wysiłków, jakie wkładał w poruszanie dłonią, to za nic nie mógł się na tym skupić.
– Już... wystarczy.
– Co tam mamroczesz?
– Nie udawaj, że coś ci padło na słuch, staruszku. Streszczaj się. – W tym tempie bez wątpienia dojdzie pierwszy. Jeśli pociągną to jeszcze trochę, to może się zdarzyć, że Yokozawa kompletnie odpłynie.
– No ale ... czy mógłbyś powiedzieć to nieco seksowniej?
– Chcesz to zrobić czy nie? Osobiście, nie miałbym nic przeciwko wepchnięciu go w ciebie.
– Nie przeszkadzałoby mi, jeśli chciałbyś spróbować, ale dzisiaj pozwól mi dojść w tobie – wyszeptał to niskim, gardłowym głosem, tak, że Yokozawie aż zdrętwiały uszy. Można było przewidzieć, co Kirishima zamierza teraz zrobić.
Biorąc milczenie Yokozawy za zgodę, wyjął palce i zerwał z niego bieliznę i spodnie. Yokozawa cierpliwie znosił upokorzenie i bez protestów pozwolił, żeby jego nogi pozostały rozłożone.
– Aha, tak przy okazji, nie mam gumek, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
– Co?! Jasne, że przeszkadza! Uch... – Kirishima nie czekał, by wysłuchać jego wywodów do końca. Powoli zaczął napierać i wchodzić w niego. Yokozawa zacisnął zęby z bólu i poczucia dyskomfortu, gdy jego ciało zostało penetrowane w taki sposób. – Uch... Mmm, ach!
Nieopisany dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy Kirishima wszedł głębiej. Potem pojawił się ból i uczucie, że jego wnętrze wypełnia się coraz bardziej. Czuł, jak członek Kirishimy w nim pulsuje, wydając odgłos jakby: badum, badum.
– Wszystko w porządku?
Spiorunował Kirishimę wzrokiem, kompletnie olewając zainteresowanie, jakim ten go obdarzył.
– Oczywiście, że nie! Wal się! A jeśli we mnie dojdziesz, to cię zabiję!
– Nie brzmisz przekonująco z tymi swoimi załzawionymi oczętami. – Yokozawa czuł, że jego ciało zesztywniało, gdy Kirishima napierał na jego biodra całym sobą. Miejsca, gdzie mężczyzna go dotykał, drętwiały i drżały, a jego delikatna skóra błagała o jeszcze.
– Zdaję sobie sprawę, że to pytanie może być nietaktowne, ale jak ci było z Takano?
– NIEWAŻNE! – powiedział jednym tchem, natychmiast odmawiając dalszej odpowiedzi. To była jedna z rzeczy, których nie chciał, żeby Kirihima sobie wyobrażał.
– To nie tak, że ma to dla mnie jakieś znaczenie, ale wiesz... Obaj mi wyglądacie na tych na dole.
– Założę się, że dla ciebie to wszyscy tak wyglądają. – Jeśli ktoś z tak surowym wyrazem twarzy jak Yokozawa, wyglądał dla tego kolesia uroczo - to każdy mógł.
– Mówię bardziej o cechach osobowości. A ty co, mówisz, że mam w sobie taki seksualny magnetyzm, że nie przeszkadza ci, że cię pieprzę, chociaż jestem facetem?
– To nie był komplement! - odwarknął Kirishimie, który jak zawsze próbował go rozdrażnić. Jeśli on miał jeszcze ochotę na prowadzenie tak głupiej rozmowy, to Yokozawa chciał przejść przez to jak najszybciej.
– Widzę, że masz jeszcze w sobie wolę walki. W takim razie nie będę się powstrzymywał.
– Od początku się nie powstrzymywałeś... Ach, ach! – Ciało Yokozawy zadrżało, gdy Kirishima wszedł jeszcze głębiej i zaczął ponawiać pchnięcia z nieustającą zaciętością, zmuszając Yokozawę do wydania z siebie cichych jęków. Członek Kirishimy agresywnie wbijał się coraz głębiej, ocierając się o wnętrzności Yokozawy. Pomimo największego wysiłku, by powstrzymać krzyki, jęki same wypływały z jego gardła, współgrając z rytmem nadanym przez Kirishimę.
– Mmm... Ach!
– No dalej, głośniej.
– Po moim trupie!
– Kiedy widzę, jak bardzo próbujesz stłumić głos, to jeszcze bardziej się nakręcam. – Kirishima zachichotał i pochylił się, żeby polizać nagą skórę Yokozawy. Dreszcz znów przeszedł po całym kręgosłupie Yokozawy. Poczuł, jak w odpowiedzi zacisnął się wokół mężczyzny.
Cały pulsował wokół jego członka i rozpadał się na kawałeczki za każdym pchnięciem. Czuł, że zalewa go fala przyjemności.
– Haa... Ach...! – Przynajmniej chciał zachować swoją dumę, dlatego z całym sił trzymał się resztek zmysłów, aby nie utonąć w oceanie rozkoszy. Jednak naprawdę był na granicy. Rzucił okiem na swojego nabrzmiałego członka, po czym jego umysł stawał się coraz bardziej mglisty.
– Cholera... Chyba zaraz dojdę... – Częstotliwość pchnięć nagle wzrosła, a jego zmysły przestały ogarniać sytuację. Punkt, w którym się połączyli był wilgotny i ciasny, ale Yokozawa ledwie to poczuł.
– Ach... Ach, ach...!!!
Kirishima wszedł tak głęboko, że Yokozawie pojawiły się mroczki przed oczami. Chwilę potem wróciła mu świadomość, a całe jego ciało przeszył dreszcz. Zacisnął się mocno wokół Kirishimy, który nadal w nim był.
– Haaa... – Kirishima westchnął i cały zadrżał. Yokozawa patrząc na jego twarz i czując, co się dzieje w środku, zorientował się, że Kirishima właśnie doszedł i to po tym, jak go ostrzegał, żeby nie robił tego w nim.
– Kirishima, ty...
– Ach, przepraszam, przepraszam. Trochę się spóźniłem.
– Przeprosiny były dość nonszalanckie, wypowiedziane od niechcenia i nie wyglądało, żeby choć w najmniejszym stopniu było mu przykro.
– Lepiej bądź przygotowany, żeby wziąć za to pieprzoną odpowiedzialność! – Yokozawa spojrzał na niego surowo.
– Wezmę, wezmę! Ale teraz to już po ptakach, to może wezmę za to odpowiedzialność po jeszcze jednej rundzie?
– Co...?! Po prostu spieprzaj i zdychaj! – Spróbował złajać go jak tylko się da, ale zdaje się, że to nie wywarło wrażenia na Kirishimie.
– Właśnie tak zrobię, ale po kolejnym numerku, co?
– Ty...! – Jego usta zostały zamknięte przez niecierpliwe wargi, które do nich przywarły i nie pozwoliły wypuścić na zewnątrz ani jednego gniewnego słowa. I nieważne, jak bardzo się opierał, był teraz w dość niekorzystnej dla siebie sytuacji. Przyrzekając sobie w duchu, że jeszcze mu się za wszystko odpłaci, rozluźnił się i popłynął z prądem.
Gdy Yokozawa wyszedł spod prysznica, zastał Kirishimę sączącego piwo przy stole w jadalni.
– Jeśli masz ochotę, to piwo dla ciebie chłodzi się w lodówce.
– Przecież sam je kupiłem, prawda? – Większości z was może się wydawać, że to dość łagodny komentarz, ale biorąc pod uwagę fakt, że powiedział to ktoś, kogo Yokozawa zna dość dobrze i wie doskonale, że ten facet nie ma pojęcia, co znajduje się w jego w lodówce, to trochę zabolało.
– No dobra, czyli mam prysznic wolny.
– Pospiesz się.
Yokozawa poczuł się nagle zmęczony, zwłaszcza, że przypomniał sobie, że musi wymyślić jakieś usprawiedliwienie dla Hiyori, dlaczego korzystali z prysznica w środku dnia, który raczej do upalnych nie należał. Czuł, że nawet Sorata go osądza, ale kot nie mógł nic powiedzieć. Kirishima dopił ostatni łyk piwa i wstał. W tym momencie Yokozawa zapytał:
– Przypomniało mi się, co to za cholernie zawstydzające zdjęcia? Te, o których zawsze mi mówiłeś? Poważnie masz jakieś?
Yokozawa prawie o tym zapomniał, ale to właśnie od tego wszystko się zaczęło. Na początku Kirishima szantażował go i wszędzie ze sobą wyciągał. Teraz przeszło mu przez myśl, że to mógł być kolejny podstęp wymyślony wobec niego. Jednak bardzo chciał wiedzieć, czy te zdjęcia w ogóle istniały.
– Och, tak. Chcesz zobaczyć?
– Naprawdę je masz?!
– Z całą pewnością je zapisałem i starałem się nie wykasować przez przypadek. Ach, oto one. Proszę. – Po naciśnięciu kilku guzików w telefonie, Kirishima znalazł to, czego szukał i skierował ekran w stronę Yokozawy, aby ten mógł się przyjrzeć.
Yokozawa zobaczył kilka zdjęć, na których spał spokojnie. Miał czerwone oczy, zapewne od picia albo przez to, że płakał, zasypiając. Był głęboko rozczarowany, bo spodziewał się ujrzeć nieco barwniejsze obrazy, ale po chwili poczuł ulgę, która w mgnieniu oka zmieniła się w piekielny gniew.
– Ty dupku! Nie wierzę, że szantażowałeś mnie takimi fotkami!
– Hej, ale one są dość zawstydzające, nie sądzisz? Nawet Hiyori nie płakała przed pójściem spać!
– Ty...! – Ale co racja to racja. Nie zawahałby się ani chwili, gdyby ktoś go zapytał, które zdjęcia są bardziej żenujące. Te, czy to w fartuszku.
– Ale jeśli uważasz, że nie są zawstydzające, to zrobię sobie z jednego tapetę.
– Oczywiście, że są! Dawaj telefon! Zaraz wszystkie skasuję!
– Hmmm... Nie chcę.
– Oskarżę cię o zniesławienie!
– Proszę bardzo. Przyznam się i zeznam, że przecież mogę robić fotki jakie tylko chcę mojemu uroczemu kochankowi.
– Co?!
– Jak słodko. Rumienisz się, słysząc takie rzeczy.
– Wcale nie! – Poczerwieniał jeszcze bardziej, bo wciąż nie przywykł do rozmów o takich rzeczach. Nie miał najmniejszych szans na wygraną z Kirishimą i jego brakiem ogłady. Wydawałoby się, że jego jedyną szansą było unikanie jakichkolwiek z nim potyczek.
– W takim razie będę ci to mówił tak często, dopóki się nie przyzwyczaisz.
– Proszę, nie rób tego. – Zadrżał na samą myśl, ale gdzieś w głębi duszy pomyślał, że tak długo jak Kirishima będzie mu prawił komplementy, które nijak pasują do jego osobowości, to nie będzie aż takie straszne.
– Nie mów tak. Moja miłość do ciebie jest naprawdę głęboka. Na pewno cię uszczęśliwię.
– Poważnie? – Nie mógł powstrzymać się przed parsknięciem, widząc pewne siebie spojrzenie Kirishimy.
– Czy kiedykolwiek nie osiągnąłem tego, czego chciałem?
– Nie sądzę...
Był to w końcu twórca hitów w wydawnictwie Marukawa, który wcielał w życie wszystko, o czym mówił. I chociaż nie raz był wyśmiany za to, że jest gadułą, to jeśli powiedział, że coś zrobi, było pewne, że dopnie swego.
Chociaż Yokozawie ciężko było to przyznać, wcale się nie martwił, bo nie chciał, żeby to był związek, w którym będzie zdegradowany tak jak w poprzednim. Nie musieli się spinać i grać przed sobą, mogą swobodnie pozwolić swoim uczuciom powoli się rozwijać.
– I jak teraz spojrzymy w twarz Hiyori? – Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, ona prawdopodobnie wracała już do domu. Yokozawa nie miał zamiaru mówić jej, co zdarzyło się między nimi, ale również nie wyobrażał sobie, że da radę zachować spokój.
– Tak samo jak zawsze.
– Może ty się tym nie przejmujesz, ale wiesz, ja nie jestem takim zuchwalcem jak ty! – Dla Yokozawy problemu nie stanowił fakt, że sypia z facetem, ale że tym facetem jest właśnie Kirishima. A Hiyori jest blisko z Yokozawą i gdyby dowiedziała się, że łączy go z jej ojcem romantyczna miłość, to na pewno zamąciłoby jej w głowie i mogłaby poczuć niepokój jako jego córka.
– W porządku, w końcu to moja córka! Nie ma w sobie ani grama nietolerancji!
Yokozawa burknął coś pod nosem niezadowolony z odpowiedzi, po czym zerwał się i chwycił Kirishimę za kołnierzyk, szarpiąc go nieco.
– Ej, lepiej nic jej nie opowiadaj, jasne? – To nie była kwestia tolerancji i wiedział, że pewnego dnia będą musieli to z nią omówić, ale nie chciał, żeby to stało się już teraz.
Kirishima uśmiechnął się tak, jakby o czymś myślał.
– Cóż, to znaczy, że wszystko ma zależeć od twojego nastawienia, tak?
– Co jest, do cholery? Próbujesz mi grozić?
– Nie, po prostu trochę się z tobą droczę. – Kirishima próbował zachować całkowitą powagę na twarzy i wyszło mu to naprawdę świetnie.
– Zmieniłem zdanie. Pieprz się i zdychaj po stokroć! – Puścił kołnierzyk, który złapał, biorąc tego faceta na poważnie. Kirishima wzruszył ramionami, gdy zobaczył, jak bardzo Yokozawa się wściekł.
Yokozawa naprawdę miał nadzieję, że jego wybór jest właściwy. Jednak poczuł cień niepokoju, zerkając z ukosa na Kirishimę, który już ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Głęboko westchnął.
– A ty co tu, do cholery, robisz? Myślałem, że nie chcesz mnie więcej widzieć. – Prawdopodobnie wyczuł jego obecność, odkąd wszedł do mieszkania.
Yokozawa pierwszy raz w życiu musiał patrzeć w ten sposób na plecy Kirishimy. Nie mogąc zobaczyć jego wyrazu twarzy, nie miał szans na odczytanie jego uczuć.
Stojąc tak i wpatrując się w niego, zebrał się w sobie i pomimo wahania, wydusił z siebie przeprosiny:
– Przepraszam za tamten dzień...
– Niby za co?
– Jak to za co? – Poczuł, że Kirishima zadał mu pytanie, na które świetnie znał odpowiedź. Jednak przypomniał sobie, że nie ma co się złościć na niego, skoro pragnie, żeby ten mu przebaczył. Jeśli naprawdę chce przeprosić, to musi stawić czoło temu wszystkiemu, bez zająknięcia i z kamienną twarzą. – Wyładowałem się na tobie... Wtedy było dokładnie tak, jak powiedziałeś i to mnie przeraziło.
– Rozumiem.
Ramiona Yokozawy opadły, gdy usłyszał tę zdawkową odpowiedź. Tak jak myślał, tak proste przeprosiny nie wystarczą, żeby naprawić ich relacje.
– Mam rozumieć, że mi nie wybaczysz...
– Wybaczyć ci? To nie tak, że jestem zły czy coś. To ty się na mnie wściekłeś. I tak jak mówiłeś, byłem zbyt wścibski. Ale taki już jestem, nie znam granicy. Jestem typem, który będzie podlewał roślinę tak długo, że ją zaleje. – Bełkotliwy głos zdawał się być nad wyraz smutny. Możliwe, że Kirishima był lekko wstawiony.
Ta samokrytyka odkryła przed Yokozawą jego prawdziwe uczucia, w których nie było śladu złości czy rozdrażnienia.
– Jestem ci naprawdę wdzięczny, wiesz.
– Co? A, za kota.
– Za Soratę też, ale przecież tylko dzięki tobie mogłem z nim spokojnie porozmawiać, a nie ratować się ucieczką. Zanim cię spotkałem, unikałem go jak ognia, a kiedy go widziałem, uciekałem z podkulonym ogonem. – Gdyby Kirishima zostawił go samemu sobie, zapewne pogrążyłby się w rozpaczy i wpadł w depresję. Tylko dzięki niemu zdołał przez to wszystko przejść. I chociaż jego obecność czasem go drażniła, a zwłaszcza te jego docinki, to wiedział, że to wszystko niewątpliwie miało za cel rozproszyć czarne myśli. – Beze mnie też dałbyś radę. – Kirishima odwrócił się do niego i ani trochę nie wyglądał na wstawionego. Ale to raczej oczywiste, zważywszy, że miał naprawdę mocną głowę. Głupotą byłoby sądzić, że upije się puszką piwa.
– Możliwe. Ale gdyby nie ty, to najprawdopodobniej nadal bym o nim myślał. – Zostałby pozostawiony sam sobie w tych ponurych dniach, trzymając się uczuć, które nigdy nie zostaną odwzajemnione.
– Co ty wygadujesz, to o kim teraz myślisz?
– ...
Słowa uwięzły Yokozawie w gardle. Nie spodziewał się takiego pytania. Wbił wzrok w podłogę, aby ukryć przed Kirishimą rumieniec, który spowił całą jego twarz.
– Jak nie chcesz, to nie mów. – Zdawało się, że Kirishima tym razem nie miał zamiaru drażnić się z Yokozawą, tylko był naprawdę ciekawy.
– ...tobie...
– Co?
– Myślę o tobie, do diabła! Od dwóch dni bez przerwy o tobie myślę! To mnie cholernie denerwuje, bo nie mogę myśleć o niczym innym, jak tylko o tobie!
– O... mnie... – Kirishima wyglądał na szczerze zdziwionego i gapił się szeroko otwartymi oczami, co wprawiło Yokozawę w zakłopotanie, a jego twarz osiągnęła taką temperaturę, że można by na niej śmiało smażyć jajka.
– Ciągle zastanawiałem się, jak bardzo musisz być na mnie wkurzony za to, co ci powiedziałem. No i... że... mnie teraz nienawidzisz... – urwał, czując, jak bardzo czerwona jest jego twarz. Wyrzucił wszystko z siebie, a Kirishima nadal wpatrywał się w niego, oniemiały z wrażenia. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi rozdrażnił tylko Yokozawę.
– Czy ty mnie w ogóle słuchasz?!
– Słucham, jasne, że słucham! Ale tak mnie zaskoczyłeś, że przez chwilę zastanawiałem się, czy ja aby nie śnię.
– Jaja sobie robisz?
– Tak, zdecydowanie nie do końca załapałem. Czy mógłbyś to powtórzyć?
– Wal się! Cholera, mam dość, wychodzę. – Czuł się absolutnie zażenowany własnymi słowami. Nie mógł spędzić ani minuty dłużej w tej niezręcznej atmosferze. Co prawda obiecał Hiyori, że zrobi kolację, ale w drodze do domu zadzwoni do niej i ją przeprosi.
Gdy już się odwracał, żeby wyjść, jego nadgarstek został pochwycony w silnym uścisku.
– A ty dokąd?
– Przecież powiedziałem, że wychodzę. Puszczaj mnie.
– Naprawdę myślisz, że pozwolę ci wyjść po tym, jak powiedziałeś mi te wszystkie słodkie słówka?
Na te słowa brwi Yokozawy złączyły się ze sobą.
– Wiesz... Już od jakiegoś czasu tak sobie myślałem, ale jesteś chyba jedyną znaną mi osobą, która uważa, że taki niedźwiedź jak ja jest słodki.
– To bardzo możliwe – przyznał mu rację, śmiejąc się przy tym, co w sumie było dość irytujące. Kirishima nawet teraz działał mu na nerwy. Ale gdy Yokozawa otworzył usta, żeby zaserwować mu ripostę, ten powiedział bardzo poważnie:
– Pierwsze miłostki nigdy nie trwają wiecznie.
– ...
– Nadal tak uważasz?
Zdaje się, że Yokozawa, gdy był pijany, posunął się na tyle daleko, że powiedział coś takiego. Bo przecież to było zdanie, które powtarzał sobie bez przerwy.
– Powinieneś znów się zakochać. Ale tym razem tak porządnie. Jeśli od początku kochasz właściwą osobę, czy to nie będzie w pewnym sensie pierwsza miłość?
– Wiesz, z takim podejściem to nadajesz się bardziej do pracy w Emeraldzie niż w Japunie – odpowiedział dość sarkastycznie Yokozawa, próbując za wszelką cenę ukryć zawstydzenie po tak banalnym tekście. Jednak Kirishima pozostał niewzruszony.
– Mów sobie co chcesz. A prawda jest taka, że trochę ci pasuje taki nastrój, przecież kochasz mnie już od jakiegoś czasu.
– Nie masz wstydu, żeby tak mówić o samym sobie.
– Dokładnie, dlatego wybierz mnie. Bo jeśli taki uparty dupek jakim jesteś, ma być w kimś zakochany, to ja jestem najlepszym wyborem ze wszystkich możliwych. Mam dziecko, ale to akurat jest zaleta, przynajmniej tak myślę. I tak się szczęśliwie składa, że ono cię uwielbia, czyli wszystko jest w jak najlepszym porządku, prawda?
– Zaleta powiadasz?
– Zaakceptuję cię takiego, jakim jesteś. Nie musisz zapominać o swojej poprzedniej miłości, takie uczucia są wartością samą w sobie i trzeba o nich pamiętać.
– Co?
– Mówię, że zaakceptuję cię bezwarunkowo, nie musisz się zmieniać choćby o jotę.
Słowa Kirishimy przeszyły na wskroś jego serce i Yokozawa miał wrażenie, że ogromny ciężar spadł mu z ramion.
– Wiesz, mam za sobą dość spory bagaż doświadczeń.
– Wiem.
– Jestem kapryśny i wkurzający.
– W porządku. Właśnie to w tobie kocham.
– I pamiętaj, że jestem małostkowy i łatwo mogę stać się zazdrosny.
Kirishima zachichotał, słysząc taką groźbę. Zrobił krok do przodu i zręcznie oparł palec o brodę Yokozawy, zmuszając go, by na niego spojrzał. Obrączka, którą zwykle nosił na serdecznym palcu, gdzieś przepadła.
– Jeśli wiesz, że jesteś kochany, to nie masz powodu, aby tak się czuć. Dam sobie radę z twoją zazdrością, bo to przecież będzie dowód na to, jak bardzo się o mnie troszczysz. – Kirishima rozwiał wszelkie obawy, rozbrajając Yokozawę doszczętnie.
– Jeśli mnie rzucisz, to ci tego nie wybaczę.
To była najlepsza z możliwych odpowiedzi, jakiej mógł w tej chwili udzielić.
Yokozawa zauważył, że zerwał się wiatr, a słońce powoli chowało się za chmurami płynącymi leniwie po niebie. W powietrzu dało się poczuć chłód. Ledwo powstrzymał kichnięcie, dlatego razem z Kirishimą zdecydowali się wejść do środka. Jak tylko sobie uświadomił, że któryś z sąsiadów mógł słyszeć ich rozmowę, oblał go zimny pot.
Nie mógł się otrząsnąć po tym, jak powiedział tyle rzeczy, które za nic do niego nie pasowały, tylko przez to, że dał się porwać chwili. Chciał jak najszybciej wyrwać się z tego dziwnego nastroju, który pochłonął ich obu i spróbował rozładować napięcie najzwyklejszym komentarzem.
– No to pójdę przygotować kolację. Obiecałem Hiyo, że ugotuję coś na wieczór.
Powodem, przez który czuł się teraz jeszcze bardziej niezręcznie, niż przed chwilą na balkonie, był fakt, że znajdowali się w sypialni. Yokozawa był nad wyraz świadomy obecności Kirishimy. I chociaż nie był dobrym strategiem, zdawał sobie sprawę, że ma do wyboru dwie opcje: wyjść lub zostać.
Postanowił podjąć próbę wydostania się z pokoju, ale zanim zdążył chwycić za klamkę, drzwi sypialni zatrzasnęły mu się przed nosem.
– Co jest?
Kirishima zamknął drzwi na klucz, a następnie podszedł do okna i zasunął zasłony.
– No to zaczynamy od początku.
– Tak od razu? – Kiedy tak stał nieruchomo, w dość słabo oświetlonym pokoju, poczuł, że coś napiera na jego ciało, a chwilę później leżał już na łóżku, na które został dość sprawnie popchnięty.
– Co ty, do cholery...
Gdy próbował podnieść się z powrotem, Kirishima dosiadł go niczym konia i przycisnął całym swoim ciężarem. Yokozawa był bezsilny. Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć, zdołał jedynie zacisnąć oczy kilka razy. Kirishima patrzył prosto na niego i powiedział:
– Okłamałem cię wcześniej.
– Okłamałeś...?
– Tamtej nocy nie kochaliśmy się. Źle to wszystko odebrałeś, a ja postanowiłem, że nie będę wyprowadzać cię z błędu. Jednak spaliśmy razem w jednym łóżku, chociaż tyle.
– Cooo?
– Czy to nie miłe z mojej strony? Nie uszczknąłem ani kawałka z tak wspaniałego kąska, który leżał przede mną w pełnej krasie, w idealnej scenerii.
– Co jest, do licha?! Po jaką cholerę mówisz mi to teraz?! – Słowa prawdy powiedzianej przez Kirishimę dość mocno dotknęły Yokozawę, który czuł się teraz jak skończony idiota, bo przez ten cały czas zamartwiał się tymi wszystkimi zdarzeniami, których nie mógł odnaleźć w swojej pamięci.
– Powinieneś czuć ulgę? Czy raczej wolałbyś, żebyśmy to zrobili?
– Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! – Faktycznie nie powiedział tego, ale w jednym Kirishima miał rację. Większość ludzi poczułaby ulgę poznając prawdę.
– Dlatego właśnie zaproponowałem, żebyśmy zaczęli od początku. Teraz obaj coś do siebie czujemy, dlatego nie ma co się powstrzymywać. – Po tych słowach od razu wziął się do roboty i rozpiął koszulę Yokozawy, odsłaniając klatkę piersiową i brzuch. Gdy Yokozawa zdał sobie sprawę, co Kirishima próbuje zrobić, podskoczył jak poparzony.
– Czekaj, czekaj, czekaj! – krzyknął jak oszalały, ale Kirishima nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Yokozawa wyciągnął ręce, żeby pochwycić dłonie wijące się po jego piersi i brzuchu, ale Kirishima sprawnie im uciekł.
– Czekaliśmy już wystarczająco długo.
– Przecież pięć minut temu byłeś na skraju depresji! – Próbował za wszelką cenę odsunąć Kirishimę, który teraz wtulił twarz w jego szyję.
– Poprawiłeś mi nastrój.
– W takim razie, może najpierw to obgadamy...
– Możemy rozmawiać w trakcie.
Yokozawa nareszcie wyrwał się z uścisku Kirishimy i zaczął się czołgać po łóżku w próbie ucieczki, ale partner złapał go za biodra i skutecznie unieruchomił. Uwolnił jedną rękę i poluzował pasek Yokozawy, po czym rozpiął rozporek.
– Nie musimy tego robić tak od razu!
– Pamiętaj, to bardzo ważne, żeby przejść przez poszczególne etapy. Poza tym teraz nie pozwolę ci się wycofać, bo wyglądasz, jakbyś miał zamiar podkulić ten ogonek między twoimi nogami i uciec, gdzie pieprz rośnie.
– Zrobiłbym to, gdybym chciał!
Wiedział, że Kirishima próbuje go wkurzyć, ale nie mógł wydusić słowa przez swoje ściśnięte wargi. W tym momencie nie cierpiał samego siebie za to, że nie może podjąć wyzwania.
– Jesteś pewien, że właśnie to chciałeś powiedzieć?
– Mężczyzna nigdy nie wycofuje się z danego słowa. – To był bardzo efektowny tekst, ale gdzieś w głębi siebie Yokozawa już żałował, że to powiedział. Kirishima zapewne nie zwijał się ze śmiechu tylko dlatego, że z góry miał naprawdę niezły widok.
– Masz jaja.
– No to... Zrób to wreszcie – wyrwało mu się, ale zrozumiał, że zapędził się w ślepą uliczkę. Jednak w miarę upływu czasu jego opór osłabł. Był wdzięczny losowi, że w tej właśnie chwili był odwrócony do Kirishimy tyłem i nie musieli patrzeć sobie w oczy. W sumie to nigdy nie dbał o to, żeby patrzeć na kochanka w czasie bzykanka.
– To nie jest za grosz seksowne. Mógłbyś zwrócić nieco więcej uwagi na stworzenie odpowiedniego nastroju, co?
– Zamknij się! Nie nadaję się do takich akcji! – Zaparło mu dech, kiedy poczuł gorące ręce Kirishimy sunące po jego ciele. Czuł ich ciepło nawet przez ubranie. Poczuł też jak fala gorąca napływa do jego pachwiny, gdy Kirishima otarł się o niego swoim gotowym do akcji członkiem przyczajonym w spodniach.
– Jeśli się boisz, to zamknij oczy.
– Taa, jasne, trzęsę się ze strachu. – Próbował utrzymać fason i obrócił się, skupiając wzrok na promieniach słońca wyślizgujących się z pomiędzy zasłon. Udawał, że nie widzi, jak Kirishima gładzi jego krocze. Próbował nie myśleć o tym, ale cała jego uwaga mimowolnie kierowała się w stronę Kirishimy, bo dokładnie czuł ruch każdego palca na swoim ciele.
W końcu poczuł, jak te palce wślizgują się i naciskają na bieliznę, a potem pełzną w dół, aż w końcu Kirishima oplótł nimi członka Yokozawy.
– ...?!
Spodziewał się lekkiego tarcia, ale palce, które go trzymały, były śliskie i nawilżone. Ze zdziwieniem rzucił okiem za siebie i zobaczył przewróconą butelkę z różową nakrętką.
– Dzięki temu pójdzie gładko, prawda?
– Skąd ty to... ?! – Palce Kirishimy były pokryte oliwką dla niemowląt, która teraz pełniła rolę lubrykantu.
– Kiedy Hiyo była mała, miała strasznie suchą skórę, dlatego zawsze mam oliwkę pod ręką.
– Nie mów o Hiyo w takiej chwili! – Pewnie Hiyori spała tu od czasu do czasu. Dla Yokozawy to było za wiele, nie mógł sobie poradzić z robieniem tak nieprzyzwoitych rzeczy w takim miejscu.
– Och, bardzo mi przykro, ale postaram się , żebyś zapomniał o niej jak najszybciej. – Po tych słowach Kirishima zacieśnił swój chwyt. Wystarczyło kilka ruchów ręką, żeby penis Yokozawy naprężył się i stanął na baczność.
– Haa... Ach... – Sprawne palce Kirishimy, potraktowane olejkiem, przeniosły Yokozawę na wyżyny. – Mm... Och… Dlaczego tylko ja... jestem dotykany? – W tym tempie doszedłby do finału dość szybko, a za nic nie chciał pokazać się Kirishimie z tak żałosnej strony.
– A co, też chcesz mnie dotknąć?
– Jeśli pozwolę ci na samotną akcję, to tego nie przeżyję. – Przekręcił się na plecy, tak że teraz byli naprzeciw siebie. Chcąc złagodzić rosnącą w nim frustrację, przez jednostronne zabiegi Kirishimy, poluzował mu spodnie i zanurkował ręką w głąb jego bielizny.
Kirishima westchnął cicho, gdy bez cienia wahania został pochwycony. Na twarzy Yokozawy pojawił się uśmieszek. Był zadowolony z reakcji, jaką uzyskał.
– No to pójdę przygotować kolację. Obiecałem Hiyo, że ugotuję coś na wieczór.
Powodem, przez który czuł się teraz jeszcze bardziej niezręcznie, niż przed chwilą na balkonie, był fakt, że znajdowali się w sypialni. Yokozawa był nad wyraz świadomy obecności Kirishimy. I chociaż nie był dobrym strategiem, zdawał sobie sprawę, że ma do wyboru dwie opcje: wyjść lub zostać.
Postanowił podjąć próbę wydostania się z pokoju, ale zanim zdążył chwycić za klamkę, drzwi sypialni zatrzasnęły mu się przed nosem.
– Co jest?
Kirishima zamknął drzwi na klucz, a następnie podszedł do okna i zasunął zasłony.
– No to zaczynamy od początku.
– Tak od razu? – Kiedy tak stał nieruchomo, w dość słabo oświetlonym pokoju, poczuł, że coś napiera na jego ciało, a chwilę później leżał już na łóżku, na które został dość sprawnie popchnięty.
– Co ty, do cholery...
Gdy próbował podnieść się z powrotem, Kirishima dosiadł go niczym konia i przycisnął całym swoim ciężarem. Yokozawa był bezsilny. Nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć, zdołał jedynie zacisnąć oczy kilka razy. Kirishima patrzył prosto na niego i powiedział:
– Okłamałem cię wcześniej.
– Okłamałeś...?
– Tamtej nocy nie kochaliśmy się. Źle to wszystko odebrałeś, a ja postanowiłem, że nie będę wyprowadzać cię z błędu. Jednak spaliśmy razem w jednym łóżku, chociaż tyle.
– Cooo?
– Czy to nie miłe z mojej strony? Nie uszczknąłem ani kawałka z tak wspaniałego kąska, który leżał przede mną w pełnej krasie, w idealnej scenerii.
– Co jest, do licha?! Po jaką cholerę mówisz mi to teraz?! – Słowa prawdy powiedzianej przez Kirishimę dość mocno dotknęły Yokozawę, który czuł się teraz jak skończony idiota, bo przez ten cały czas zamartwiał się tymi wszystkimi zdarzeniami, których nie mógł odnaleźć w swojej pamięci.
– Powinieneś czuć ulgę? Czy raczej wolałbyś, żebyśmy to zrobili?
– Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! – Faktycznie nie powiedział tego, ale w jednym Kirishima miał rację. Większość ludzi poczułaby ulgę poznając prawdę.
– Dlatego właśnie zaproponowałem, żebyśmy zaczęli od początku. Teraz obaj coś do siebie czujemy, dlatego nie ma co się powstrzymywać. – Po tych słowach od razu wziął się do roboty i rozpiął koszulę Yokozawy, odsłaniając klatkę piersiową i brzuch. Gdy Yokozawa zdał sobie sprawę, co Kirishima próbuje zrobić, podskoczył jak poparzony.
– Czekaj, czekaj, czekaj! – krzyknął jak oszalały, ale Kirishima nie zwracał na to najmniejszej uwagi. Yokozawa wyciągnął ręce, żeby pochwycić dłonie wijące się po jego piersi i brzuchu, ale Kirishima sprawnie im uciekł.
– Czekaliśmy już wystarczająco długo.
– Przecież pięć minut temu byłeś na skraju depresji! – Próbował za wszelką cenę odsunąć Kirishimę, który teraz wtulił twarz w jego szyję.
– Poprawiłeś mi nastrój.
– W takim razie, może najpierw to obgadamy...
– Możemy rozmawiać w trakcie.
Yokozawa nareszcie wyrwał się z uścisku Kirishimy i zaczął się czołgać po łóżku w próbie ucieczki, ale partner złapał go za biodra i skutecznie unieruchomił. Uwolnił jedną rękę i poluzował pasek Yokozawy, po czym rozpiął rozporek.
– Nie musimy tego robić tak od razu!
– Pamiętaj, to bardzo ważne, żeby przejść przez poszczególne etapy. Poza tym teraz nie pozwolę ci się wycofać, bo wyglądasz, jakbyś miał zamiar podkulić ten ogonek między twoimi nogami i uciec, gdzie pieprz rośnie.
– Zrobiłbym to, gdybym chciał!
Wiedział, że Kirishima próbuje go wkurzyć, ale nie mógł wydusić słowa przez swoje ściśnięte wargi. W tym momencie nie cierpiał samego siebie za to, że nie może podjąć wyzwania.
– Jesteś pewien, że właśnie to chciałeś powiedzieć?
– Mężczyzna nigdy nie wycofuje się z danego słowa. – To był bardzo efektowny tekst, ale gdzieś w głębi siebie Yokozawa już żałował, że to powiedział. Kirishima zapewne nie zwijał się ze śmiechu tylko dlatego, że z góry miał naprawdę niezły widok.
– Masz jaja.
– No to... Zrób to wreszcie – wyrwało mu się, ale zrozumiał, że zapędził się w ślepą uliczkę. Jednak w miarę upływu czasu jego opór osłabł. Był wdzięczny losowi, że w tej właśnie chwili był odwrócony do Kirishimy tyłem i nie musieli patrzeć sobie w oczy. W sumie to nigdy nie dbał o to, żeby patrzeć na kochanka w czasie bzykanka.
– To nie jest za grosz seksowne. Mógłbyś zwrócić nieco więcej uwagi na stworzenie odpowiedniego nastroju, co?
– Zamknij się! Nie nadaję się do takich akcji! – Zaparło mu dech, kiedy poczuł gorące ręce Kirishimy sunące po jego ciele. Czuł ich ciepło nawet przez ubranie. Poczuł też jak fala gorąca napływa do jego pachwiny, gdy Kirishima otarł się o niego swoim gotowym do akcji członkiem przyczajonym w spodniach.
– Jeśli się boisz, to zamknij oczy.
– Taa, jasne, trzęsę się ze strachu. – Próbował utrzymać fason i obrócił się, skupiając wzrok na promieniach słońca wyślizgujących się z pomiędzy zasłon. Udawał, że nie widzi, jak Kirishima gładzi jego krocze. Próbował nie myśleć o tym, ale cała jego uwaga mimowolnie kierowała się w stronę Kirishimy, bo dokładnie czuł ruch każdego palca na swoim ciele.
W końcu poczuł, jak te palce wślizgują się i naciskają na bieliznę, a potem pełzną w dół, aż w końcu Kirishima oplótł nimi członka Yokozawy.
– ...?!
Spodziewał się lekkiego tarcia, ale palce, które go trzymały, były śliskie i nawilżone. Ze zdziwieniem rzucił okiem za siebie i zobaczył przewróconą butelkę z różową nakrętką.
– Dzięki temu pójdzie gładko, prawda?
– Skąd ty to... ?! – Palce Kirishimy były pokryte oliwką dla niemowląt, która teraz pełniła rolę lubrykantu.
– Kiedy Hiyo była mała, miała strasznie suchą skórę, dlatego zawsze mam oliwkę pod ręką.
– Nie mów o Hiyo w takiej chwili! – Pewnie Hiyori spała tu od czasu do czasu. Dla Yokozawy to było za wiele, nie mógł sobie poradzić z robieniem tak nieprzyzwoitych rzeczy w takim miejscu.
– Och, bardzo mi przykro, ale postaram się , żebyś zapomniał o niej jak najszybciej. – Po tych słowach Kirishima zacieśnił swój chwyt. Wystarczyło kilka ruchów ręką, żeby penis Yokozawy naprężył się i stanął na baczność.
– Haa... Ach... – Sprawne palce Kirishimy, potraktowane olejkiem, przeniosły Yokozawę na wyżyny. – Mm... Och… Dlaczego tylko ja... jestem dotykany? – W tym tempie doszedłby do finału dość szybko, a za nic nie chciał pokazać się Kirishimie z tak żałosnej strony.
– A co, też chcesz mnie dotknąć?
– Jeśli pozwolę ci na samotną akcję, to tego nie przeżyję. – Przekręcił się na plecy, tak że teraz byli naprzeciw siebie. Chcąc złagodzić rosnącą w nim frustrację, przez jednostronne zabiegi Kirishimy, poluzował mu spodnie i zanurkował ręką w głąb jego bielizny.
Kirishima westchnął cicho, gdy bez cienia wahania został pochwycony. Na twarzy Yokozawy pojawił się uśmieszek. Był zadowolony z reakcji, jaką uzyskał.
– Zdaje się, że ktoś tu jest wrażliwy.
– Zaskoczyło mnie, że jesteś taki odważny.
– Jeśli spodziewałeś się niewinnej dziewicy, to nie ten adres.
– Nigdzie nie znajdę kogoś, o czystszym sercu niż twoje.
– I tak to zrobię, więc daruj sobie te gówniane teksty. – Chcąc dopiąć swego, Yokozawa zaczął poruszać ręką wzdłuż członka Kirishimy. Kiedy przesunął palec ku nasadzie, stwierdził, że jest już tam dość wilgotno.
– Rany, aleś ty powolny... – Kirishima wysunął biodra do przodu, tak, że ich penisy zetknęły się ze sobą i Yokozawa mógł poczuć, jak wzrasta temperatura ich ciał, a tętno przyspiesza tylko przez to, że ich członki się dotknęły.
– Och, co ty, do cholery, wyrabiasz...
Kirishima chwycił go mocno, wymuszając pociągnięcia w jednym tempie.
– Tak będzie szybciej, prawda?
Yokozawa nie dał rady go odepchnąć, dlatego musiał zacisnąć zęby i jakoś przez to przejść. Powtarzając to sobie w myślach, skupił całą swoją uwagę na Kirishimie. Dotarł już tak daleko i zamierzał sprawić, żeby to właśnie Kirishima skończył pierwszy.
– Haa... Ach...
– Jesteś twardy jak skała.
– Ty też.
Byli tak blisko siebie, że Yokozawa czuł oddech Kirishimy na swojej twarzy i złapał się na tym, że nie mógł oderwać wzroku od jego wąskich ust. Był zaskoczony tym, jak bardzo pragnął go pocałować i zapewne nie zawahałby się tego zrobić, gdyby był typem osoby łatwo ulegającej pokusie.
Oblizał wargi, żeby wyrwać się z zadumy. W tym momencie Kirishima mruknął cicho:
– Czy to zaproszenie?
– Co? Ach? Co? Nie miałem tego na myśli... – Po tym pytaniu zorientował się, jak dwuznaczne było jego zachowanie i spłonął ze wstydu.
– To przestań być tak cholernie uroczy, jeśli nie masz ku temu żadnego powodu.
– Nie nazywaj mnie uroczym, mm... – Jego usta zostały zamknięte pocałunkiem, który uwięził słowa sprzeciwu w gardle i pozwolił ulotnić się cichemu westchnieniu oraz łagodnym acz silnym doznaniom.
Ciepły, wilgotny język wdarł się w usta Yokozawy. Przyssany mocno, sparaliżował i całkowicie nim zawładnął. To był niezaprzeczalny fakt, Kirishima cholernie dobrze całował. Czuł, że się roztapia, tylko przez to, że Kirishima ssie jego język, a gdy musnął jego usta, jego ciało zapłonęło. Poddając się tak niecierpliwej zabawie, nie mógł zapanować nad emocjami, które doprowadzały go do szaleństwa. Tym bardziej nie mógł uspokoić drżącego oddechu.
– Ach... Uch... – Yokozawa ostatkiem woli zdołał się opanować, ale wiedział, że jeśli straci czujność, to osiągnie szczyt. Kirishima w końcu przerwał pocałunek i spojrzał na niego pełen obaw.
– Nie podobało ci się...?
Yokozawa zorientował się, że pewnie się skrzywił, jednak odpowiedział z rozbrajającą uczciwością:
– Nienawidzę mówić takich rzeczy, ale podobało mi się. – To go trochę wkurzyło, że nic a nic nie czuł się skrępowany tą sytuacją.
– Dobrze, w takim razie... – Wykorzystując szansę, gdy Yokozawa lekko rozchylił usta, Kirishima skradł kolejny pocałunek. Podobało mu się, jak sam powiedział, ale pocałunki Kirishimy są bardzo niebezpieczne i zdecydowanie mogą go osłabić. Nie był zmuszany, ani brany siłą, najzwyczajniej nie mógł się im oprzeć.
– Zaskoczyło mnie, że jesteś taki odważny.
– Jeśli spodziewałeś się niewinnej dziewicy, to nie ten adres.
– Nigdzie nie znajdę kogoś, o czystszym sercu niż twoje.
– I tak to zrobię, więc daruj sobie te gówniane teksty. – Chcąc dopiąć swego, Yokozawa zaczął poruszać ręką wzdłuż członka Kirishimy. Kiedy przesunął palec ku nasadzie, stwierdził, że jest już tam dość wilgotno.
– Rany, aleś ty powolny... – Kirishima wysunął biodra do przodu, tak, że ich penisy zetknęły się ze sobą i Yokozawa mógł poczuć, jak wzrasta temperatura ich ciał, a tętno przyspiesza tylko przez to, że ich członki się dotknęły.
– Och, co ty, do cholery, wyrabiasz...
Kirishima chwycił go mocno, wymuszając pociągnięcia w jednym tempie.
– Tak będzie szybciej, prawda?
Yokozawa nie dał rady go odepchnąć, dlatego musiał zacisnąć zęby i jakoś przez to przejść. Powtarzając to sobie w myślach, skupił całą swoją uwagę na Kirishimie. Dotarł już tak daleko i zamierzał sprawić, żeby to właśnie Kirishima skończył pierwszy.
– Haa... Ach...
– Jesteś twardy jak skała.
– Ty też.
Byli tak blisko siebie, że Yokozawa czuł oddech Kirishimy na swojej twarzy i złapał się na tym, że nie mógł oderwać wzroku od jego wąskich ust. Był zaskoczony tym, jak bardzo pragnął go pocałować i zapewne nie zawahałby się tego zrobić, gdyby był typem osoby łatwo ulegającej pokusie.
Oblizał wargi, żeby wyrwać się z zadumy. W tym momencie Kirishima mruknął cicho:
– Czy to zaproszenie?
– Co? Ach? Co? Nie miałem tego na myśli... – Po tym pytaniu zorientował się, jak dwuznaczne było jego zachowanie i spłonął ze wstydu.
– To przestań być tak cholernie uroczy, jeśli nie masz ku temu żadnego powodu.
– Nie nazywaj mnie uroczym, mm... – Jego usta zostały zamknięte pocałunkiem, który uwięził słowa sprzeciwu w gardle i pozwolił ulotnić się cichemu westchnieniu oraz łagodnym acz silnym doznaniom.
Ciepły, wilgotny język wdarł się w usta Yokozawy. Przyssany mocno, sparaliżował i całkowicie nim zawładnął. To był niezaprzeczalny fakt, Kirishima cholernie dobrze całował. Czuł, że się roztapia, tylko przez to, że Kirishima ssie jego język, a gdy musnął jego usta, jego ciało zapłonęło. Poddając się tak niecierpliwej zabawie, nie mógł zapanować nad emocjami, które doprowadzały go do szaleństwa. Tym bardziej nie mógł uspokoić drżącego oddechu.
– Ach... Uch... – Yokozawa ostatkiem woli zdołał się opanować, ale wiedział, że jeśli straci czujność, to osiągnie szczyt. Kirishima w końcu przerwał pocałunek i spojrzał na niego pełen obaw.
– Nie podobało ci się...?
Yokozawa zorientował się, że pewnie się skrzywił, jednak odpowiedział z rozbrajającą uczciwością:
– Nienawidzę mówić takich rzeczy, ale podobało mi się. – To go trochę wkurzyło, że nic a nic nie czuł się skrępowany tą sytuacją.
– Dobrze, w takim razie... – Wykorzystując szansę, gdy Yokozawa lekko rozchylił usta, Kirishima skradł kolejny pocałunek. Podobało mu się, jak sam powiedział, ale pocałunki Kirishimy są bardzo niebezpieczne i zdecydowanie mogą go osłabić. Nie był zmuszany, ani brany siłą, najzwyczajniej nie mógł się im oprzeć.
– Mmm... Mmm... – Ten pocałunek kompletnie go rozproszył, a Kirishima przesunął swoją rękę niżej i głębiej, gładząc łagodnie palcem to miejsce. Yokozawa otrząsnął się i wyrwał z pocałunku, sycząc gniewnie.
– Hej! Gdzie ty mnie macasz, do diabła?!
– Nie przestawaj ruszać ręką.
– Słuchaj no, cholera... Ach... Uch! – Palec powoli wcisnął się do środka. Yokozawa poczuł napięcie i ból, pomimo oliwki dla niemowląt. Wydał z siebie cichy jęk, po czym natychmiast zacisnął zęby i wycedził:
– Przestań...!
– Naprawdę ci się nie podoba?
– Nikt nigdy... mnie tam nie dotykał...! – I chociaż to nie była do końca prawda, ale wizja, że jest tak całkowicie bezbronny w rękach innego mężczyzny, była nie do zniesienia.
– Czekaj, nie mów, że to twój pierwszy raz?
– NIC TAKIEGO NIE POWIEM! – Nie chciał, żeby Kirishima myślał o jego przeszłości, a już na pewno nie mógł dopuścić, żeby spróbował się w nią zagłębiać. Chociaż skłamałby, gdyby powiedział, że nie jest odrobinę ciekawy jego reakcji, ale wiedział doskonale, jakie siły może wyzwolić zazdrość.
– Nieważne, czy to twój pierwszy raz, czy nie, to i tak nie zmieni faktu, że to zrobimy.
– To po co pytałeś?!
– Jak to po co? Pomyślałem, że jeśli to twój pierwszy raz, to obejdę się z tobą łagodnie.
– Taa, już ci wierzę.
– Co to za nastawienie? Czyli mam rozumieć, że wolisz, żebym podokuczał ci trochę bardziej?
– Złośliwiec...! – Kirishima wcisnął drugi palec i siłą zaczął rozpychać wąskie przejście. Jego palce zazwyczaj dość niezdarne, teraz poruszały się z niezwykłą biegłością. Yokozawa nie mógł znieść, że te palce, którymi Kirishima nie potrafił obrać nawet jabłka, sprawiały, że teraz był na ich łasce. To było dość upokarzające.
– No proszę. I skończyło się marudzenie, co?
– Zamknij się, do diabła... – Wstrzymał oddech, podczas gdy palce Kirishimy nadal wiły się wewnątrz niego. Dokładnie czuł, jak wślizgują się do środka, a potem mocno go ocierają. Co jakiś czas Kirishima przerywał, aby nawilżyć je olejkiem, a potem dokładał kolejny palec.
– Haa...! – Po każdym wsunięciu i wysunięciu Yokozawa wydawał z siebie kolejny nieprzyzwoity dźwięk. Bardzo chciał zakryć sobie uszy, ale nie mógł tego zrobić, ponieważ miał zajęte ręce. Jednak pomimo największych wysiłków, jakie wkładał w poruszanie dłonią, to za nic nie mógł się na tym skupić.
– Już... wystarczy.
– Co tam mamroczesz?
– Nie udawaj, że coś ci padło na słuch, staruszku. Streszczaj się. – W tym tempie bez wątpienia dojdzie pierwszy. Jeśli pociągną to jeszcze trochę, to może się zdarzyć, że Yokozawa kompletnie odpłynie.
– No ale ... czy mógłbyś powiedzieć to nieco seksowniej?
– Chcesz to zrobić czy nie? Osobiście, nie miałbym nic przeciwko wepchnięciu go w ciebie.
– Nie przeszkadzałoby mi, jeśli chciałbyś spróbować, ale dzisiaj pozwól mi dojść w tobie – wyszeptał to niskim, gardłowym głosem, tak, że Yokozawie aż zdrętwiały uszy. Można było przewidzieć, co Kirishima zamierza teraz zrobić.
Biorąc milczenie Yokozawy za zgodę, wyjął palce i zerwał z niego bieliznę i spodnie. Yokozawa cierpliwie znosił upokorzenie i bez protestów pozwolił, żeby jego nogi pozostały rozłożone.
– Aha, tak przy okazji, nie mam gumek, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?
– Co?! Jasne, że przeszkadza! Uch... – Kirishima nie czekał, by wysłuchać jego wywodów do końca. Powoli zaczął napierać i wchodzić w niego. Yokozawa zacisnął zęby z bólu i poczucia dyskomfortu, gdy jego ciało zostało penetrowane w taki sposób. – Uch... Mmm, ach!
Nieopisany dreszcz przebiegł wzdłuż jego kręgosłupa, gdy Kirishima wszedł głębiej. Potem pojawił się ból i uczucie, że jego wnętrze wypełnia się coraz bardziej. Czuł, jak członek Kirishimy w nim pulsuje, wydając odgłos jakby: badum, badum.
– Wszystko w porządku?
Spiorunował Kirishimę wzrokiem, kompletnie olewając zainteresowanie, jakim ten go obdarzył.
– Oczywiście, że nie! Wal się! A jeśli we mnie dojdziesz, to cię zabiję!
– Nie brzmisz przekonująco z tymi swoimi załzawionymi oczętami. – Yokozawa czuł, że jego ciało zesztywniało, gdy Kirishima napierał na jego biodra całym sobą. Miejsca, gdzie mężczyzna go dotykał, drętwiały i drżały, a jego delikatna skóra błagała o jeszcze.
– Zdaję sobie sprawę, że to pytanie może być nietaktowne, ale jak ci było z Takano?
– NIEWAŻNE! – powiedział jednym tchem, natychmiast odmawiając dalszej odpowiedzi. To była jedna z rzeczy, których nie chciał, żeby Kirihima sobie wyobrażał.
– To nie tak, że ma to dla mnie jakieś znaczenie, ale wiesz... Obaj mi wyglądacie na tych na dole.
– Założę się, że dla ciebie to wszyscy tak wyglądają. – Jeśli ktoś z tak surowym wyrazem twarzy jak Yokozawa, wyglądał dla tego kolesia uroczo - to każdy mógł.
– Mówię bardziej o cechach osobowości. A ty co, mówisz, że mam w sobie taki seksualny magnetyzm, że nie przeszkadza ci, że cię pieprzę, chociaż jestem facetem?
– To nie był komplement! - odwarknął Kirishimie, który jak zawsze próbował go rozdrażnić. Jeśli on miał jeszcze ochotę na prowadzenie tak głupiej rozmowy, to Yokozawa chciał przejść przez to jak najszybciej.
– Widzę, że masz jeszcze w sobie wolę walki. W takim razie nie będę się powstrzymywał.
– Od początku się nie powstrzymywałeś... Ach, ach! – Ciało Yokozawy zadrżało, gdy Kirishima wszedł jeszcze głębiej i zaczął ponawiać pchnięcia z nieustającą zaciętością, zmuszając Yokozawę do wydania z siebie cichych jęków. Członek Kirishimy agresywnie wbijał się coraz głębiej, ocierając się o wnętrzności Yokozawy. Pomimo największego wysiłku, by powstrzymać krzyki, jęki same wypływały z jego gardła, współgrając z rytmem nadanym przez Kirishimę.
– Mmm... Ach!
– No dalej, głośniej.
– Po moim trupie!
– Kiedy widzę, jak bardzo próbujesz stłumić głos, to jeszcze bardziej się nakręcam. – Kirishima zachichotał i pochylił się, żeby polizać nagą skórę Yokozawy. Dreszcz znów przeszedł po całym kręgosłupie Yokozawy. Poczuł, jak w odpowiedzi zacisnął się wokół mężczyzny.
Cały pulsował wokół jego członka i rozpadał się na kawałeczki za każdym pchnięciem. Czuł, że zalewa go fala przyjemności.
– Haa... Ach...! – Przynajmniej chciał zachować swoją dumę, dlatego z całym sił trzymał się resztek zmysłów, aby nie utonąć w oceanie rozkoszy. Jednak naprawdę był na granicy. Rzucił okiem na swojego nabrzmiałego członka, po czym jego umysł stawał się coraz bardziej mglisty.
– Cholera... Chyba zaraz dojdę... – Częstotliwość pchnięć nagle wzrosła, a jego zmysły przestały ogarniać sytuację. Punkt, w którym się połączyli był wilgotny i ciasny, ale Yokozawa ledwie to poczuł.
– Ach... Ach, ach...!!!
Kirishima wszedł tak głęboko, że Yokozawie pojawiły się mroczki przed oczami. Chwilę potem wróciła mu świadomość, a całe jego ciało przeszył dreszcz. Zacisnął się mocno wokół Kirishimy, który nadal w nim był.
– Haaa... – Kirishima westchnął i cały zadrżał. Yokozawa patrząc na jego twarz i czując, co się dzieje w środku, zorientował się, że Kirishima właśnie doszedł i to po tym, jak go ostrzegał, żeby nie robił tego w nim.
– Kirishima, ty...
– Ach, przepraszam, przepraszam. Trochę się spóźniłem.
– Przeprosiny były dość nonszalanckie, wypowiedziane od niechcenia i nie wyglądało, żeby choć w najmniejszym stopniu było mu przykro.
– Lepiej bądź przygotowany, żeby wziąć za to pieprzoną odpowiedzialność! – Yokozawa spojrzał na niego surowo.
– Wezmę, wezmę! Ale teraz to już po ptakach, to może wezmę za to odpowiedzialność po jeszcze jednej rundzie?
– Co...?! Po prostu spieprzaj i zdychaj! – Spróbował złajać go jak tylko się da, ale zdaje się, że to nie wywarło wrażenia na Kirishimie.
– Właśnie tak zrobię, ale po kolejnym numerku, co?
– Ty...! – Jego usta zostały zamknięte przez niecierpliwe wargi, które do nich przywarły i nie pozwoliły wypuścić na zewnątrz ani jednego gniewnego słowa. I nieważne, jak bardzo się opierał, był teraz w dość niekorzystnej dla siebie sytuacji. Przyrzekając sobie w duchu, że jeszcze mu się za wszystko odpłaci, rozluźnił się i popłynął z prądem.
Gdy Yokozawa wyszedł spod prysznica, zastał Kirishimę sączącego piwo przy stole w jadalni.
– Jeśli masz ochotę, to piwo dla ciebie chłodzi się w lodówce.
– Przecież sam je kupiłem, prawda? – Większości z was może się wydawać, że to dość łagodny komentarz, ale biorąc pod uwagę fakt, że powiedział to ktoś, kogo Yokozawa zna dość dobrze i wie doskonale, że ten facet nie ma pojęcia, co znajduje się w jego w lodówce, to trochę zabolało.
– No dobra, czyli mam prysznic wolny.
– Pospiesz się.
Yokozawa poczuł się nagle zmęczony, zwłaszcza, że przypomniał sobie, że musi wymyślić jakieś usprawiedliwienie dla Hiyori, dlaczego korzystali z prysznica w środku dnia, który raczej do upalnych nie należał. Czuł, że nawet Sorata go osądza, ale kot nie mógł nic powiedzieć. Kirishima dopił ostatni łyk piwa i wstał. W tym momencie Yokozawa zapytał:
– Przypomniało mi się, co to za cholernie zawstydzające zdjęcia? Te, o których zawsze mi mówiłeś? Poważnie masz jakieś?
Yokozawa prawie o tym zapomniał, ale to właśnie od tego wszystko się zaczęło. Na początku Kirishima szantażował go i wszędzie ze sobą wyciągał. Teraz przeszło mu przez myśl, że to mógł być kolejny podstęp wymyślony wobec niego. Jednak bardzo chciał wiedzieć, czy te zdjęcia w ogóle istniały.
– Och, tak. Chcesz zobaczyć?
– Naprawdę je masz?!
– Z całą pewnością je zapisałem i starałem się nie wykasować przez przypadek. Ach, oto one. Proszę. – Po naciśnięciu kilku guzików w telefonie, Kirishima znalazł to, czego szukał i skierował ekran w stronę Yokozawy, aby ten mógł się przyjrzeć.
Yokozawa zobaczył kilka zdjęć, na których spał spokojnie. Miał czerwone oczy, zapewne od picia albo przez to, że płakał, zasypiając. Był głęboko rozczarowany, bo spodziewał się ujrzeć nieco barwniejsze obrazy, ale po chwili poczuł ulgę, która w mgnieniu oka zmieniła się w piekielny gniew.
– Ty dupku! Nie wierzę, że szantażowałeś mnie takimi fotkami!
– Hej, ale one są dość zawstydzające, nie sądzisz? Nawet Hiyori nie płakała przed pójściem spać!
– Ty...! – Ale co racja to racja. Nie zawahałby się ani chwili, gdyby ktoś go zapytał, które zdjęcia są bardziej żenujące. Te, czy to w fartuszku.
– Ale jeśli uważasz, że nie są zawstydzające, to zrobię sobie z jednego tapetę.
– Oczywiście, że są! Dawaj telefon! Zaraz wszystkie skasuję!
– Hmmm... Nie chcę.
– Oskarżę cię o zniesławienie!
– Proszę bardzo. Przyznam się i zeznam, że przecież mogę robić fotki jakie tylko chcę mojemu uroczemu kochankowi.
– Co?!
– Jak słodko. Rumienisz się, słysząc takie rzeczy.
– Wcale nie! – Poczerwieniał jeszcze bardziej, bo wciąż nie przywykł do rozmów o takich rzeczach. Nie miał najmniejszych szans na wygraną z Kirishimą i jego brakiem ogłady. Wydawałoby się, że jego jedyną szansą było unikanie jakichkolwiek z nim potyczek.
– W takim razie będę ci to mówił tak często, dopóki się nie przyzwyczaisz.
– Proszę, nie rób tego. – Zadrżał na samą myśl, ale gdzieś w głębi duszy pomyślał, że tak długo jak Kirishima będzie mu prawił komplementy, które nijak pasują do jego osobowości, to nie będzie aż takie straszne.
– Nie mów tak. Moja miłość do ciebie jest naprawdę głęboka. Na pewno cię uszczęśliwię.
– Poważnie? – Nie mógł powstrzymać się przed parsknięciem, widząc pewne siebie spojrzenie Kirishimy.
– Czy kiedykolwiek nie osiągnąłem tego, czego chciałem?
– Nie sądzę...
Był to w końcu twórca hitów w wydawnictwie Marukawa, który wcielał w życie wszystko, o czym mówił. I chociaż nie raz był wyśmiany za to, że jest gadułą, to jeśli powiedział, że coś zrobi, było pewne, że dopnie swego.
Chociaż Yokozawie ciężko było to przyznać, wcale się nie martwił, bo nie chciał, żeby to był związek, w którym będzie zdegradowany tak jak w poprzednim. Nie musieli się spinać i grać przed sobą, mogą swobodnie pozwolić swoim uczuciom powoli się rozwijać.
– I jak teraz spojrzymy w twarz Hiyori? – Kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, ona prawdopodobnie wracała już do domu. Yokozawa nie miał zamiaru mówić jej, co zdarzyło się między nimi, ale również nie wyobrażał sobie, że da radę zachować spokój.
– Tak samo jak zawsze.
– Może ty się tym nie przejmujesz, ale wiesz, ja nie jestem takim zuchwalcem jak ty! – Dla Yokozawy problemu nie stanowił fakt, że sypia z facetem, ale że tym facetem jest właśnie Kirishima. A Hiyori jest blisko z Yokozawą i gdyby dowiedziała się, że łączy go z jej ojcem romantyczna miłość, to na pewno zamąciłoby jej w głowie i mogłaby poczuć niepokój jako jego córka.
– W porządku, w końcu to moja córka! Nie ma w sobie ani grama nietolerancji!
Yokozawa burknął coś pod nosem niezadowolony z odpowiedzi, po czym zerwał się i chwycił Kirishimę za kołnierzyk, szarpiąc go nieco.
– Ej, lepiej nic jej nie opowiadaj, jasne? – To nie była kwestia tolerancji i wiedział, że pewnego dnia będą musieli to z nią omówić, ale nie chciał, żeby to stało się już teraz.
Kirishima uśmiechnął się tak, jakby o czymś myślał.
– Cóż, to znaczy, że wszystko ma zależeć od twojego nastawienia, tak?
– Co jest, do cholery? Próbujesz mi grozić?
– Nie, po prostu trochę się z tobą droczę. – Kirishima próbował zachować całkowitą powagę na twarzy i wyszło mu to naprawdę świetnie.
– Zmieniłem zdanie. Pieprz się i zdychaj po stokroć! – Puścił kołnierzyk, który złapał, biorąc tego faceta na poważnie. Kirishima wzruszył ramionami, gdy zobaczył, jak bardzo Yokozawa się wściekł.
Yokozawa naprawdę miał nadzieję, że jego wybór jest właściwy. Jednak poczuł cień niepokoju, zerkając z ukosa na Kirishimę, który już ledwo powstrzymywał się od śmiechu. Głęboko westchnął.
Koniec tomu 1
Super się to czytało, czy jest szansa na tom 2 ?? Dziękuję💜
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. Tom drugi na pewno się pojawi :)
Usuńto czekam na tom drugi:D
UsuńTo było świetne - Dziewczyny DZIEKUJĘ <3 z niecierpliwością czekam na kolejny tom - pozdrawiam Refjaf
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa.
UsuńHej , kiedy będzie drugi tom?
OdpowiedzUsuńna wiosnę :)
UsuńDzięki
OdpowiedzUsuń