SHYTNB - Rozdział 6

 



    Dzięki troskliwej opiece rodziny Kirishima, Sorata wydobrzał i nie było śladu po chorym kocie. Yokozawa martwił się, że jego pupil może czuć się nieswojo w nowym miejscu, ale on szybko wkupił się w łaski Kirishimy i Hiyori. To było bardzo miłe, że poświęcali zwierzakowi tyle uwagi. Nawet wydawało się, że Sorata jest dużo bardziej skory do pieszczot niż za czasów, gdy był małym kociakiem.
    Yokozawa szczerze żałował, że Kirishima wziął udział w całym tym zamieszaniu. Żałował też swojej pochopnej decyzji, chociaż gdzieś w głębi czuł ulgę, bo okazało się, że z Soratą jest wszystko w porządku. Ale gdyby okazało się, że jest już za późno… Tego Yokozawa nigdy nie byłby w stanie sobie wybaczyć.
    Może Sorata po prostu czuł się samotny. Zwierzęta, podobnie jak ludzie, nie lubią zostawać same. Patrząc, jak Sorata bawi się beztrosko z Hiyori, Yokozawa pożałował tych wszystkich dni, kiedy wracał do domu o dość później porze. Nadal mógł postarać się, żeby praca go aż tak nie obciążała. Mógłby spróbować przychodzić do biura skoro świt i wychodzić jak najwcześniej, nawet gdyby to miało być tylko dziesięć minut. W sumie to teraz  jego dzień zaczynał się dość wcześnie.
    Gdy dziecko jest w domu, pobudka jest zawsze skoro świt. Hiyori lubi, niczym wicher, wpaść do pokoju Yokozawy i rzucić się na niego, jeszcze zanim zadzwoni budzik. I chociaż jego brzuch dość mocno to odczuwa, to i tak się na nią nie gniewa, bo to przecież Hiyori. Jedyne co w tej sytuacji może zrobić, to grzecznie wstać, bez słowa skargi.
    Yokozawa z początku dość niechętnie przystał na to, żeby u nich zamieszkać, nawet ze względu na Soratę. Jednak po tygodniu zdał sobie sprawę, że zaczął przyzwyczajać się do takiego stylu życia. W łazience, tuż obok dziecięcej szczoteczki do zębów, stała niebieska, którą Hiyori wybrała dla niego.
    Po umyciu twarzy, Yokozawa wszedł do salonu, gdzie od razu został zaatakowany przez uzbrojoną w szczotkę do włosów Hiyori.
    – Braciszku! Uczesz mnie!
    – Jaką fryzurę dzisiaj robimy?
    – Hmm? Mam fajną gumkę do włosów, dlatego poproszę koński ogon! Och, i je też chcę! – Hiyori trzymała w dłoni spinki do włosów, które kupił jej Yokozawa. Chyba bardzo je polubiła, bo prosiła go, żeby zakładał je jej codziennie.
    – Dobrze, to usiądź. – Yokozawa czesał ją odkąd zobaczył, jak dziewczynka czyta magazyny i jak bardzo jej zależy na tym, żeby mieć fryzury takie, jakie mają jej przyjaciółki. Próbowała zrobić je sama, bo niestety babcia okazała się być w tym dość kiepska.
    Yokozawa był uzdolniony manualnie, dlatego bez problemu układał włosy Hiyori w każdą fryzurę, jaką tylko zechciała. Od tamtej pory, niemal codziennie ją czesał. Raz nawet zrobił jej dość skomplikowany warkocz, którego zazdrościły jej wszystkie koleżanki, dzięki czemu Hiyori poczuła przyjemny dreszczyk podniecenia.
    – Jesteś dużo zręczniejszy, niż się spodziewałem. – Kirishima, trzymając na kolanach zwiniętego w kłębek Soratę, patrzył z podziwem, jak Yokozawa ujarzmia włosy Hiyori.
    – Za to ty nic nie potrafisz zrobić. Nauczyłbyś się przynajmniej czesać własną córkę.
    – Ej no, to nie moja wina. Za każdym razem, jak próbuję, to efekt jest beznadziejny.
    – Nie szukaj wymówek. Jeśli jesteś w stanie wydać mangę, to nie powinieneś mieć najmniejszego problemu z prostą fryzurą. Wystarczy trochę poćwiczyć. Hiyo? Nie ścisnąłem za mocno?
    – Nie, jest świetnie!
    Właśnie skończył wiązać kucyka i wpiął wszystkie spinki.
    – No dobra, gotowe. Przejrzyj się w lustrze. – Yokozawa dobrze wiedział, że jest w tym dobry. Był drobiazgowy z natury i świetnie się sprawdzał w zadaniach wymagających zręczności i skupienia.
    – Dziękuję, braciszku! – Hiyori posłała mu promienny uśmiech i pobiegła do łazienki. Z satysfakcją patrząc jak znika w przedpokoju, nalał sobie kawy do filizanki i usiadł przy stole.
    – Masz. Pijesz z mlekiem? – zapytał Kirishima.
    – Tak.
    Kirishima podał mu mleko stojące na stole. Chociaż Yokozawa wolał czarną kawę, to jednak od czasu, kiedy zaczął mieć problemy z żołądkiem, zawsze rano pił kawę z mlekiem. Być może był to daremny wysiłek, ale starał się być jak najbardziej ostrożny i brał pod uwagę, że przyczyną bólu brzucha może też być alkohol, od którego bynajmniej nie stronił.
    Patrząc, jak Yokozawa sączy już nieco chłodną latte, Kirishima powiedział, jakby od niechcenia:
    – Wiesz, to wygląda tak… jakbyśmy byli parą nowożeńców, nie?
    Yokozawa był pewny, że coś źle usłyszał, jednak mimo tego jego zmarszczka natychmiast pojawiła się na czole.
    – Co? Mówiłeś coś?
    – Tylko to, że przypominamy nowożeńców. Ja jestem tatą, a ty mamą. – Kirishima wskazał na siebie i na Yokozawę z dość poważnym wyrazem twarzy.
    To był raczej głupi żart i Yokozawa nie mógł zmusić się do śmiechu. Jego zmarszczka na czole znacząco się pogłębiła.
    – Przestań pleść bzdury.
    – I znowu się rumienisz.
    – Wcale się nie rumienię! – Doskonale wiedział, że Kirishima tylko mu dokucza. Kolejny raz go zdenerwował, a on znowu dał się sprowokować. Nie był w stanie utrzymać emocji na wodzy i właśnie gdy postanowił odwrócić sytuację na niekorzyść Kirishimy, usłyszał głos Hiyori.
    – O co chodzi? O czym rozmawiacie? – Widocznie zaciekawiło ją, dlaczego Kirishima tak głośno się zaśmiał i dlatego zajrzała do salonu, trzymając plecak w jednej ręce.
    – Właśnie mówiłem Yokozawie, że byłoby miło, jakby został mamusią w naszej rodzinie.
    Po tych słowach Yokozawa zesztywniał.
    – Ej, nie mów przy dziecku takich dziwnych rzeczy! – Nie spodziewał się, że ten facet będzie w stanie powiedzieć coś takiego przy Hiyori albo w ogóle przy innych ludziach.
    Ale Hiyori jedynie przechyliła główkę, szukając logicznego wyjaśnienia tych słów.
    – Co? Ale braciszek Yokozawa jest chłopcem! Czyli musiałby być tatą!
    Yokozawa za wszelką cenę chciał powstrzymać Kirishimę przed kolejnym bezsensowym komentarzem, dlatego szybko zmienił temat.
    – Hiyo, daj już spokój tacie i kończ się przygotowywać do szkoły. To już prawie czas zbiórki, prawda?
    Dzieciaki w wieku szkolnym, które mieszkały na jednym osiedlu, umawiały się rano i razem jechały do szkoły. W przypadku spóźnienia uczeń ryzykował samotną wyprawę.
    – Co, już? Muszę się śpieszyć! Ach, zapomniałam stroju na w-f!
    – Jest w torbie, leży w przedpokoju. Tylko załóż dzisiaj tenisówki, a nie te czerwone buciki! – Yokozawa zawsze sprawdzał plan lekcji dziewczynki i przygotowywał jej strój na w-f.
    – Dobrze!
    Obserwując, jak umiejętnie ogarnia Hiyori, Kirishima ledwo tłumiąc śmiech, wymamrotał:
    – Prawdziwa z ciebie mamuśka. Masz więcej instynktu macierzyńskiego niż niejedna kobieta.
    – Zamknij się! – Miał dość siebie za to, że zawsze wyskakuje z niepotrzebnymi rzeczami, a także czuł niesmak, bo Kirishima widział to właśnie w ten sposób.


    – Przepraszam, panie Yokozawa? Przygotowałem informacje potrzebne na spotkanie, które odbędzie się w przyszłym tygodniu. Mógłby pan na nie zerknąć?
    Wyrwany ze stanu najwyższego skupienia, wpatrzony w ekran komputera, Yokozawa rzucił okiem w górę i zobaczył Henmiego stojącego nad nim z plikiem dokumentów.
    – Jasne, późnej to zrobię. O, to mi przypomniało, że w zeszłym miesiącu mieliśmy z tym trochę problemów. Ale póki co wszystko wskazuje na to, że w tym to się nie powtórzy.
    Spotkania w sprawie dodruku miały na celu ustalić, jak duży nakład należy przewidzieć dla poszczególnych tytułów. Przedstawiciele działu sprzedaży, redaktorzy oraz ludzie odpowiedzialni za dystrybucję zbierają się razem i decydują, jak duży dodruk przygotować, a wszystko to w oparciu o wielkość sprzedaży wcześniejszych prac autora i dane z ankiet.
    Przedstawiciele działu dystrybucji, który odpowiadał za zapasy w magazynach, zawsze zaniżali ilość nakładu, za to redaktorzy pracujący nad wydaniem książek, ramię w ramię z autorami, znacznie go zawyżali.
    – Nie, tym razem będzie dobrze! Wszystkie wydawane projekty sprzedają się świetnie, dlatego nie sądzę, żeby jakiś tytuł mógł sprawić problemy – powiedział Henmi.
    – No to super. Chociaż na tych spotkaniach nigdy nie jest łatwo. Za kogo oni się, do diabła, uważają? Chyba nie za sprzedawców książek?
    Yokozawa uważał, że raporty sporządzone przez dział sprzedaży były najbardziej realistyczne. Bo to właśnie oni mieli informacje ze sklepów zajmujących się sprzedażą wydawanych przez nich tytułów. Ich sugestie zawsze były wykonane w porównaniu z raportami z poprzednich okresów oraz wieloma innymi czynnikami mającymi wpływ na sprzedaż. I to nie tak, że nie rozumieli racji działu dystrybucji, który nie chciał dopuścić do nagromadzenia nadmiernych zapasów, czy też redaktorów, którzy pokładali w tytule wielkie nadzieje, gdyż włożyli w jego powstanie bardzo dużo pracy. Prawda jest taka, że nie ma czegoś takiego jak odpowiednia ilość egzemplarzy.
    Trzeba brać pod uwagę to, że zawsze trafi się tytuł, który okaże się niespodziewanym hitem i osiągnie zadziwiająco wysoką sprzedaż, a także taki, który rozczaruje ilością sprzedanych egzemplarzy.
    – To prawda… Ci z dystrybucji rzadko się zgadzają z naszymi propozycjami.
    – No to mają pecha!
    Henmi uśmiechnął się gorzko i potarł palcem czoło.
    – Naprawdę chciałbym, żeby tym razem to było skromne, konstruktywne spotkanie.
    – Nie licz na to, przecież dobrze wiesz, kto tam będzie.
    – Ach…
    Ta krótka rozmowa wybiła Yokozawę z rytmu, dlatego zdecydował, że zrobi sobie przerwę. Zapisał dokument, nad którym pracował i wyłączył ekran komputera. Złączył dłonie i mocno rozciągnął ręce. Poczuł, jak strzyknęło mu w stawach. Siedział przy biurku w jednej pozycji tak długo, że całkiem zesztywniał. Zwykle o tej porze kończył pracę i szykował się do wyjścia, jednak teraz nie zapowiadało się na to, że w najbliższym czasie uda mu się wrócić do tamtej rutyny.
    – Przepraszam, ale muszę na chwilę wyjść.
    – Do łazienki?
    – Nie, na papierosa.
    Odkąd zamieszkał u Kirishimy, po wyjściu z pracy nie zapalił ani jednego papierosa, za to w pracy nie ograniczał się, a nawet palił więcej niż zwykle.
    Wstał od biurka, pomacał kieszeń marynarki, aby upewnić się, że jest w niej paczka fajek. By nie przeszkadzać stale powiększającemu się gronu niepalących, na piętrze wydzielona była palarnia.
    – Może najwyższy czas rzucić? – wymamrotał pod nosem, ale wiedział, że to tylko czcze gadanie. Zdawał sobie sprawę, że palenie jest niezdrowe, ale nie mógł sobie poradzić z tym nałogiem. Podczas pracy zawsze znajdzie się czas na fajeczkę, a w domu musiał się ograniczał ze względu na Soratę. Dla Yokozawy papierosy nie były niczym luksusowym, a tylko najszybszym sposobem na złagodzenie stresu.
    Teraz miał ochotę zapalić, żeby łatwiej skończyć zaplanowaną na dzisiaj robotę, dlatego myśl o rzuceniu zeszła na dalszy plan. Wmawiając sobie, że to tylko jeden papieros, wyszedł na przerwę.
    – …! – Yokozawa zamarł, kiedy zobaczył, kto jest w palarni. Nie musiał widzieć twarzy, sama sylwetka wystarczyła, by wiedział, kto to jest.
    – Masamune…
    Rzeczywiście, w palarni był Takano. Prawdopodobnie przyniósł ze sobą kawę, którą postawił na stole. I chociaż Yokozawa wielokrotnie mu powtarzał, że czarna kawa szkodzi na żołądek i pozostawia gorzki posmak w ustach, Takano zawsze pił czarną, gdy Yokozawy nie było w pobliżu, nawet nie próbując złagodzić jej mlekiem.
    Może musiał dziś wieczorem zostać po godzinach. Takano był przerażający dla swoich ludzi, ale dla siebie samego był równie surowy. Kiedyś martwił się tym, że jego podwładni są od niego starsi, jednak szybko zdał sobie sprawę, że nie ma wyboru i musi wykonać swoją pracę jak na szefa przystało, dlatego brał na siebie dwa razy więcej pracy, niż mieli inni.
    Wygląda na wykończonego – pomyślał Yokozawa.
    Takano nigdy nie pokazywał innym swoich słabości, wszystkie skargi i żale wylewał przy Yokozawie. Świadomość, że on tak bardzo mu ufał, była jedną z przyczyn, dla których Yokozawa nie mógł ot tak zrezygnować ze swoich uczuć.
    Widząc go ponownie, stojącego tuż naprzeciw niego, poczuł, że wszystkie uczucia, które starał się odrzucić, wracają w tej jednej chwili. Kochał go, kochał go tak bardzo. Kochał go beznadziejnie i wiedział, że to jednostronna miłość, dlatego milczał i cieszył się, że może być blisko niego.
    Yokozawa sam poprosił Takano o trochę czasu, żeby mógł to wszystko sobie jakoś poukładać, ale dobrze wiedział, że to nie rozwiąże problemu. Miał jednak nadzieję, że rana zadana w momencie odrzucenia zacznie się goić. Ale przecież nawet teraz czuł pulsujący ból w piersi i zdał sobie sprawę, że jeszcze ciągle nie wyzbył się uczuć jakimi darzył przyjaciela.
    A jednak coś się zmieniło od tamtego czasu… Teraz nie miał już żadnej nadziei. To była ta różnica.
    Powstrzymując chęć ucieczki, zrobił krok naprzód i otworzył drzwi, wołając spokojnym głosem:
    – Cześć Masamune, też masz przerwę?
    – Yokozawa… – Takano odwrócił się do niego, wytrzeszczył oczy ze zdziwienia i zaczął mu się bacznie przyglądać.
    Yokozawa bardzo się starał, żeby unikać z Takano rozmów niezwiązanych z pracą, dlatego minęło trochę czasu, odkąd byli ze sobą sam na sam, tak jak teraz. Obawiał się, że przy takiej okazji nie wydusi z siebie choćby słowa, ale poczuł ulgę, ponieważ był w stanie zachowywać się naturalnie.
    – Wszystko dobrze?
    – Mniej więcej.
    – Jadasz jak należy?
    – Oczywiście.
    – …
    – …



    Yokozawa próbował podtrzymać rozmowę, która jakoś im się nie kleiła. Zapewne przez to, że nie wyjaśnili sobie wszystkiego jak należy i teraz już nie potrafili rozmawiać jak dawniej.
    – Jak tam Sorata?
    – Energiczny jak zawsze. Jest już tak gruby, że nie wyrabiam. – Niestety Kirishima go rozpieszczał, a Sorata zawsze domagał się żarełka. Na szczęście Hiyori, która była dość surowa w tej kwestii, miała na nich oko w imieniu Yokozawy.
    – Ostatnio ty i Kirishima zbliżyliście się do siebie.
    Serce Yokozawy zamarło na sekundę, bo poczuł się tak, jakby Takano czytał mu w myślach.
    – Wcale się do siebie nie zbliżyliśmy, on tylko wszędzie mnie za sobą ciąga.
    Ta niejednoznaczna odpowiedź Yokozawy wzbudziła podejrzenia Takano.
    – Naprawdę? Jeśli ci to nie pasuje, to mu odmów.
    – To nie… To nie tak. Tylko…
    Gdyby Takano dowiedział się, jak Yokozawa zbliżył się do Kirishimy, to dowiedziałby się też, w jak opłakanym stanie był tamtego wieczora, gdy został odrzucony. Yokozawa za nic nie mógł do tego dopuścić.
    Ale denerwowało go, że Takano myśli, że on tak beztrosko i radośnie spędza sobie czas z innym facetem. Jednak gdy zacisnął usta, desperacko szukając jakiejś wymówki, Takano zmienił temat, jak gdyby nigdy nic.
    – Przypomniało mi się, że wczoraj wieczorem dzwoniłem do ciebie do domu. Chyba wróciłeś dość późno, bo nie odbierałeś.
    – Och, nie. Wczoraj w ogóle nie wróciłem do domu. Przepraszam, jeśli to było coś ważnego. – Zważywszy, że przed chwilą zaklinał się, że nie jest w bliskiej relacji z Kirishimą, nie miał jak wyjaśnić, że zatrzymał się właśnie u niego. Dobrze wiedział, że marnie mu idzie ukrywanie zakłopotania, ale Takano zdawał się być kompletnie nieświadomy tego, co się w tej chwili dzieje z Yokozawą.
    – Nie martw się, to nie było nic pilnego. Byłeś może ostatnio u rodziców?
    – Ach, to o to chodzi.
    Zwykle wyjazdy służbowe Yokozawy były w czasie najgorętszego okresu w redakcji i Yokozawa nie miał co liczyć, że Takano zajmie się Soratą, dlatego przeważnie prosił rodziców, żeby zaopiekowali się kotem.
    Teraz wszyscy pracownicy działu sprzedaży, z Yokozawą na czele, byli bardzo zajęci i zwykle w tym okresie to Takano, na prośbę Yokozawy, miał oko na Soratę, aż do teraz.
    Może Yokozawa tak bardzo martwił się tym, co zaszło między nimi, że nie chciał prosić go o pomoc. Takano zamilkł, a na jego twarzy malował się ból.
    – …
    Yokozawa nie miał zamiaru go dołować, ale najwyraźniej wszelkie próby podtrzymania tej rozmowy dawały coraz gorszy skutek. Nie wiedział, co powiedzieć, dlatego jedynie cierpliwie znosił ciszę, jaka zapadła między nimi. Takano był tym, który przerwał ją przerwał.
    – Przepraszam…
    – Masamune? – Po tak nagłych przeprosinach Yokozawa na ułamek sekundy zrzucił swoją maskę, ale szybko wyprostował się i znów przybrał poważną minę.
    – Ja… Dużo o tym wszystkim myślałem i dobrze wiem, że to wszystko moja wina. Zawracałem ci głowę prosząc o rady, wykorzystywałem cię. Zdaję sobie sprawę, że byłem… taki niewrażliwy.
    Ile czasu myślał o tym, jak powinien to powiedzieć? Wyskoczyć z tym teraz i zrobić pierwszy krok, to takie w jego stylu. Yokozawa tak nie potrafił, on zawsze uciekał przed ważnymi tematami.
    Właśnie takiego Takano kochał. Zawsze samolubny i cyniczny w sposobie myślenia, ale w ten właśnie sposób chronił swoje kruche i wrażliwe serce. Może to właśnie dlatego Yokozawa tak mocno się zaangażował.
    A co z Yokozawą? Przez cały czas był przy Takano jako jego najbliższy przyjaciel, ale nigdy nie był w stanie powiedzieć mu, jak bardzo go kocha.
    Ogarnął się i wziął głęboki wdech.
    – No co ty. Jesteś redaktorem naczelnym mang shoujo! Naucz się w końcu czytać między wierszami, co? – Z łatwością zmusił się do uśmiechu. To była jedyna rzecz, jaką w tej chwili mógł mu powiedzieć.
    Nawet jeśli nie mają szans na miłość, chciał nadal być jego przyjacielem. Zapewne już nigdy nie znajdzie kogoś, przy kim będzie się czuł tak swobodnie.
    – Teraz jest mi już wszystko jedno. Że też wygadujesz takie dziwne rzeczy. Może pójdziemy się kiedyś razem napić?
    Po tych słowach całe napięcie zeszło z Takano.
    – Taa, pewnie.
    – Chociaż w najbliższym czasie będę dość zajęty. W planach jest produkcja anime i mam sporo na głowie. Och, właśnie sobie przypomniałem, że czeka na mnie pilna robota. Wracam do siebie. Jest piątek, tak że muszę to skończyć jeszcze dziś. – Wiedział, że to ciut żałosna wymówka, ale potrzebował jej, żeby zakończyć tę rozmowę.
    – Jasne. Daj znać, jak się u ciebie trochę uspokoi.
    Takano na pewno przejrzał go na wskroś. Ale przyjęcie tej wymówki było najlepszym rozwiązaniem dla nich obu.
    – To ja lecę. Do zobaczenia. – Po raz kolejny wymuszony uśmiech zawitał na twarzy Yokozawy. Odwrócił się i ruszył przed siebie. Jeśli zostałby z nim choć chwilę dłużej, jego starannie przybrana maska roztrzaska się na kawałeczki.
    – Och i jeszcze jedno.
    – Co?
    – Pozdrów Onoderę.
    – Jasne.
    Yokozawa wyszedł z palarni w trakcie odpowiedzi Takano i gdy ten machał mu na pożegnanie.
    Jaki miał teraz wyraz twarzy? Zżerała go ciekawość, ale nie ośmielił się odwrócić, szedł prosto przed siebie. Nieświadomie zacisnął dłonie w pięści, wbijając w nie paznokcie.


    Choć zostawił Takano pod pretekstem pilnej pracy, jaka na niego czekała, za nic nie mógł się zmusić, żeby wrócić do biura. Wymknął się wyjściem awaryjnym na klatkę schodową. Chciał iść gdzieś, gdzie będzie mógł pobyć sam.
    Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a niebo spowiło się w kolorach wczesnego zmierzchu. To miejsce także było przeznaczone dla palaczy, ale o tej porze roku prawie nikt tu nie przychodził, bo niewielu miało ochotę igrać z północnym wiatrem. Dlatego to miejsce było idealne dla kogoś, kto pragnął samotności.
    – …
    Cały stres zszedł z niego, a ramiona powoli się rozluźniły i mógł spokojnie oddychać. Jego rozmowa z Takano przebiegała lepiej, niż myślał. A jednak okazało się, że nadal targają nim te wszystkie uczucia, którymi obdarzył tego człowieka.
    Doskonale wiedział, że nie ma żadnej nadziei, a jednak nadal go kochał.
    – Gdybym mógł o nim zapomnieć, byłoby o niebo łatwiej, a taka sytuacja nie miałaby miejsca, a ja…
    Przypomniał sobie, że w kiszeni ma papierosy. Uniósł jednego do ust, po czym ścisnął w zębach. Odpalił go zapalniczką z bohaterem anime z jednego z tytułów wydawanych przez Marukawę.
    Gdzieś z tyłu usłyszał, że ktoś otwiera drzwi i przez chwilę zamarł ze strachu, ale ulżyło mu, gdy usłyszał znajomy głos skierowany do niego.
    – Jesteś jak uczniak, który próbuje wymknąć się na dymka pod nosem nauczycieli.
    – Zamknij się.
    Wiedział, że ten głos należał do Kirishimy. Nawet nie musiał się odwracać. Nie musiał także pytać, jak go tu znalazł, bo pewnie zobaczył go z zewnątrz, z klatki schodowej. I być może pomyślał, że to podejrzane, że Yokozawa wymyka się w poszukiwaniu odludnego miejsca. A może zobaczył, że on i Takano się spotkali. Nie przyszedłby tu w godzinach pracy bez znaczącego powodu.
    – Jeśli masz coś do powiedzenia, to mów. – Yokozawa oparł się plecami o barierkę, trzymając papierosa w zębach.
    Kirishima zatrzymał się tuż przy nim i również oparł się o barierkę.
    – Póki co zbieram myśli. Daj mi fajkę.
    – Myślałem, że rzuciłeś.
    – Czasem nawet ja mam ochotę zrobić coś niezdrowego.
     Yokozawa wyjął paczkę, którą dopiero co schował do kieszeni i poczęstował Kirishimę.
    – Widzę, że przerzuciłeś się na słabiznę. Daj ognia.
    – Masz, odpal sobie. – Yokozawa już podawał mu zapalniczkę, ale Kirishima zrobił krok w przód, złapał go za krawat i przyciągnął jego twarz do swojej.
    – Tak będzie łatwiej.
    – …
    Yokozawa spuścił wzrok, żeby nie patrzeć mu w oczy, ale będąc tak blisko, musiał wpatrywać się w jego usta. Były cienkie, wprost stworzone dla szelmowskiego uśmiechu, w który tak często się układały. Jakby od niechcenia pomyślał, ile osób nie miało pojęcia, jak szeroki jest uśmiech Kirishimy, gdy śmieje się naprawdę szczerze i głośno. Zdecydowanie nikt z jego współpracowników nie wiedział, że choć ma długie i delikatne palce, to tak niezdarnie trzyma nimi papierosa.
    – I udało się odpalić…
    – Ach… Tak…
    Odpalenie papierosa od papierosa zajęło kilka sekund, jednak Yokozawie wydawało się, że trwało to wieczność. Kirishima zaciągnął się mocno, a następnie powoli wypuścił dym przez lekko uchylone usta.
    – Wszystko w porządku?
    – To znaczy?
    – Nie zgrywaj głupka. Co zaszło między tobą a Takano?
    – A ty co, szpiegujesz mnie?
    – Jeśli nie chcesz być zauważony, to nie rób takiej miny w miejscach publicznych.
    Czyli widział ich. W palarni Yokozawa stał tyłem do drzwi, ale najwyraźniej Kirishima musiał jakoś zauważyć jego twarz.
    – O co ci chodzi?
    – Dobrze wiesz, o co. Przecież właśnie dlatego tu jesteś, prawda?
    – A nawet jeśli, to co ty tutaj, do cholery, robisz? – Był wściekły na Kirishimę, bo poruszył najbardziej bolesny temat, nie zważając na to, że starał się jak mógł utrzymać go w tajemnicy. Aby ukryć zakłopotanie, zaciągnął się papierosem, ale dzisiaj nieważne ile nikotyny wtłoczy do płuc, to nie przyniesie mu to ulgi.
    – Przepraszam, ale w tej chwili nie mam ochoty na twoje gierki, dlatego zostaw mnie w spokoju.
    Bez wątpienia był teraz całkowicie bezbronny. Jeśli tak dalej pójdzie, to Kirishima zobaczy tę stronę jego osobowości, której za nic na świecie nie chciał mu pokazać.
    – Gdybym cię posłuchał, to mógłbyś już całkiem wpaść w depresję i ta zmarszczka między twoimi brwiami mogłaby się pogłębić. A ja tak bardzo się napracowałem, żeby się jej pozbyć. Zdajesz sobie sprawę, jakie to było trudne?
    – Co ty…
    W tej właśnie chwili Yokozawa domyślił się, że kiedy był pijany i urwał mu się film, mógł się wygadać, że został odrzucony przez Takano, co nie byłoby wcale aż tak dziwne. A Kirishima przez cały czas udawał, że nic nie wie.
    Może to właśnie dlatego ciągał go wszędzie ze sobą, żeby nie pozwolić mu spaść w otchłań depresji. I faktycznie od tamtej pory, aż do dziś nie spotkał się z Takano, bo każdą wolną chwilę spędzał z Kirishimą. Był wstrząśnięty i zmieszany, kiedy uświadomił sobie, że tak naprawdę przez ten cały czas on go ochraniał.
    – W życiu bym nie pomyślał, że jesteś aż tak wścibski. – Nawet sarkazm nie brzmiał przekonująco, gdy wypowiadał słowa drżącym głosem. Nie był w stanie zachować zimnej krwi, jak podczas rozmowy z Takano.
    – Sam się sobie dziwię. Jakoś nie mogłem cię tak zostawić samego. Może to przez to, że przypominasz mi mnie samego sprzed kilku lat.
    – Hmm, a niby która część mnie tak bardzo przypomina ciebie?
    – To, jak bardzo się starasz, chociaż wiesz, że wszystkie wysiłki będą bezowocne i zawsze kończysz cierpiąc.
    Yokozawa skrzywił się na tak trafne spostrzeżenie. Było dokładnie tak, jak powiedział Kirishima, a już w szczególności odkąd pojawił się Onodera. Wszystko, co wtedy zrobił i powiedział, nie było niczym innym, jak zmuszeniem ich do potwierdzenia ich uczuć względem siebie. A wszystkie jego wysiłki, żeby ich rozdzielić, spowodowały jedynie, że zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej.
    I chociaż był w tym niezwykle wprawny, to jednak niczego nie uzyskał. Wiedział lepiej niż ktokolwiek inny, że poniósł porażkę na wszystkich frontach. Ale nigdy przez myśl mu nie przeszło, że Kirishima jest w tym względzie do niego podobny.
    – Nawet jeśli mnie przypominasz…
    – Poddałem się już lata temu i przybrałem maskę. Jestem w tym na tyle dobry, że taki żółtodziób jak ty nic nie zauważył. Ale naprawdę nie różnimy się od siebie jakoś szczególnie.
    Yokozawa nie wiedział, czy on to mówi szczerze, czy tylko próbuje poprawić mu nastrój. Kirishima nie słysząc żadnej odpowiedzi, kontynuował:
    – Masz dobre serce, chociaż nie widać tego na pierwszy rzut oka. I nosisz w nim tę pierwszą miłość, chociaż dobrze wiesz, że nic z niej nie będzie i nie robisz nic, co mogłoby jej zaszkodzić.
    – A niby skąd ta pewność, że to moja pierwsza miłość?
    – Sam mi powiedziałeś po pijaku. Ale nawet gdybyś tego nie zrobił, to wystarczy na ciebie spojrzeć. Gdyby to nie było po raz pierwszy, to nie robiłbyś takiej afery przez sam fakt, że się w kimś zakochałeś.
    – …
    Nie miał pojęcia jak dużo powiedział Kirishimie tamtej nocy. Kompletnie nic nie pamiętał i to go zaczynało przerażać. Nie był w stanie zachować spokoju. Szybko wyciągnął kieszonkową popielniczkę i zgasił papierosa. Gdyby tego nie zrobił, mógłby powiedzieć coś, czego by potem żałował.
    Ale Kirishima ciągnął temat, nie zwracając uwagi, jak desperacko Yokozawa próbuje się uspokoić.
    – Powiem ci coś, co może ci się nie spodobać, ale to, co do niego czujesz, to zwykłe przywiązanie.
    – Co takiego? – Yokozawa poczuł pustkę w głowie i nie był w stanie pojąć, co właściwie Kirishima do niego mówi. A raczej nie tyle nie mógł zrozumieć tych słów, ale całkowicie je wypierał.
    – Zawsze byłeś przy nim, wspierałeś go, znasz go lepiej niż ktokolwiek inny. Czyli robiłeś to wszystko, czego sam chciałeś doświadczyć.
    To znaczy, że Yokozawa chciał być potrzebny, chciał by ktoś go wspierał i rozpaczliwie pragnął mieć kogoś, kto będzie znał go jak nikt inny.
    Jego najmroczniejszy sekret został odkryty. Poczuł jak krew uderza mu do głowy.
    – Co ty tam wiesz, do cholery?!
    Kirishima zachował zimną krew, nie zważając jak bardzo wściekły jest Yokozawa, i że aż podniósł na niego głos. Można było to jedynie wywnioskować na podstawie różnicy w ich opanowaniu.
    – Twoja reakcja to najlepszy dowód, że trafiłem w sedno. Gdybyś usłyszał to po raz pierwszy, to pewnie zamiast krzyczeć, przemyślałbyś to na spokojnie. Dlaczego tak bardzo go kochasz? – Ten spokój i ten głos nie znający sprzeciwu, to było zbyt wkurzające.
    – Masz dużo do powiedzenia, jak na kogoś kto gówno o mnie wie! Mam dość tego, że do wszystkiego się wpieprzasz! Przestań manipulować ludźmi tylko dlatego, że wydaje ci się, że wszystko wiesz najlepiej!
    Yokozawa zdał sobie sprawę, że właśnie powiedział coś okropnego w przypływie złości, jednak nie wiedział, jak ma powstrzymać wylewające się z niego uczucia.
    – Tak, masz rację. Zdaję sobie sprawę, że nie wiem o tobie wszystkiego.
    Yokozawa patrząc na smutny uśmiech Kirishimy, poczuł kłujący ból w klatce piersiowej. To było zupełnie inne uczucie niż to, które czuł, gdy został odrzucony. Tym razem ból był spowodowany głębokim poczuciem winy. Jeśli od razu nie przeprosi, to ich relacja już nigdy nie będzie taka jak wcześniej. Ale choć zdawał sobie z tego sprawę, słowa które powiedział, nie były tymi, które chciał powiedzieć i w niczym nie przypominały przeprosin.
    – Odpieprz się ode mnie! Nie zbliżaj się do mnie! Nie chce cię już nigdy więcej widzieć!
    Po tych słowach nastała krótka cisza, którą przerwał Kirishima.
    – Dobrze.
    – …
    – Nie mam popielniczki, mógłbyś to wyrzucić? – Podał niedopałek Yokozawie i odwrócił się na pięcie, po czym zniknął w drzwiach, zostawiając go samego.
    Kirishima zrobił dokładnie to, o co go poprosił, więc dlaczego czuł w piersi taki ból?
    Już otwierał usta, żeby go zawołać, ale zawahał się. Przecież to właśnie on zmusił go do odejścia, nie miał prawa teraz go zatrzymywać. Nawet nie wiedział, jak miałby to zrobić.
    Podczas jego wewnętrznej walki, drzwi powoli się zamykały, aż w końcu zatrzasnęły się z hukiem.
    Dla Yokozawy wyglądało to tak, jakby Kirishima został właśnie odrzucony.

Tłumaczenie: Antha
Korekta: Sally
Grupa BoysLove


***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Zauroczyłam się. Dziękuje za tłumaczenia. Wszystkiego naj.... w nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę <3 I dziękujemy za życzenia :)

      Usuń
  2. Szczere słowa podziwu dla tłumacza, który tak szybko tłumaczy nowele i dramy. Serdeczne życzenia wszystkiego najlepszego w Nowym Roku i oby nie zabrakło siły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję w imieniu wszystkich tłumaczek i korektorek :)

      Usuń

Prześlij komentarz