ITD [PL] - Rozdział 6.6: Stary przyjaciel

 


    Dopiero gdy arena walk została oświetlona, wszyscy zobaczyli, że ring znajduje się w gigantycznej klatce. To nie była typowa klatka, jak na profesjonalnych turniejach MMA, miała kształt sześciokąta i była zbudowana z metalu. Na dzisiejszy wieczór zaplanowano cztery walki: jedna walka w kategorii K1 i trzy walki MMA.
    Pojedynek Shen Liufeia był sklasyfikowany w kategorii K1, co oznaczało, że nie będzie to walka na punkty. Zawodnicy będą walczyć tak długo, jak będą w stanie.
    Jego przeciwnikiem był, znany w Tajlandii, zawodowy bokser. Podobno zdobył kiedyś złoty pas na turnieju w Tajlandii, a teraz chciał spróbować swoich sił za granicą.
    Jego nazwisko było znane wśród prawdziwych fanów walk, dlatego dzisiaj w klubie były tłumy. Tysiące żądnych wrażeń kibiców.
    Mawia się, że pięść jest szybsza niż słowa. Shen Liufei nie tracąc czasu, posłał przeciwnikowi potężne kopnięcie boczne. Jego cios był szybki niczym błyskawica, Taj nie zrobił uniku i zablokował uderzenie pięścią.
    Rozległ się tępy huk, a Shen Liufeia odrzuciło do tyłu. Rękawice bokserskie jego przeciwnika były wyjątkowo cienkie. Najwyraźniej nie miały bawełnianej izolacji, o czym świadczy dźwięk uderzenia blokującego kopnięcie.
    Wykorzystując moment zaskoczenia, Taj przeszedł do ataku, celując pięścią w brzuch artysty. Cios był tak silny, że gdyby dosięgnął celu, mógłby połamać mu żebra. Shen Liufei zrobił blok rękoma, czując, jak kości jego przedramion omal się nie połamały.
    Taj błyskawicznie wyprowadził kolejny cios, tym razem celując w głowę, na szczęście Shen Liufei zdążył zrobić unik. Rękawica przeciwnika musnęła jednak skórę jego twarzy, zostawiając na kościach policzkowych rozcięcie, z którego zaczęła sączyć się krew.
    Shen Liufei zachwiał się, ale szybko odzyskał równowagę i otarł ręką krew z twarzy.
    Wyglądał, jakby to nie zrobiło na nim wrażenia, ale coś się zmieniło w jego spojrzeniu. Było jasne, że jego przeciwnik wzmocnił rękawice cienką warstwą cementu, w którym zamoczył bandaże, które owinął wokół dłoni.
    Xie Lanshan też to zauważył i krzyknął do sędziego.
    - Ten facet oszukuje!
    Oczywiście sędzia go zignorował. Tłum reagował żywiołowo, a on nie chciał psuć im zabawy.
    Shen Liufei skupił się na obronie, ponieważ znalazł się w dość nieciekawej sytuacji. Powoli okrążał przeciwnika, nie zadając żadnego ciosu, jakby liczył się z tym, że nie wygra w tym pojedynku.
    Za to tajski bokser zamierzał wygrać jak najszybciej i odebrać wysoką nagrodę pieniężną. Jego ataki były coraz gwałtowniejsze, a luki w bloku coraz większe.
    Shen Liufei domyślił się, że mokry cement w rękawicach jego przeciwnika zdążył wyschnąć. A skoro on tak jawnie oszukiwał, też zamierzał nieco nagiąć zasady. Jego rękawice bokserskie miały chwytne palce. Poczekał na dobrą okazję i złapał Taja za nadgarstek, po czym uderzył jego rękawicą w siatkę, tak by skruszyć cement na bandażach.
    Przeciwnik zawył z bólu i cofnął się, by jak najszybciej wyrwać się z uścisku Shen Liufeia, który wykorzystał to i wyprowadził potężne kopnięcie. Taja tak odrzuciło, że aż wypadł mu ochraniacz na zęby.
    - Nieźle, Shen Liufei!
    Ten cios całkowicie zmienił sytuację na ringu, a Xie Lanshan, stojąc tuż przy klatce, był bardziej nakręcony niż zawodnik, któremu kibicował. Co chwilę krzyczał do Shen Liufeia:
    - Kurwa, tak bardzo cię kocham!
    Publiczność również krzyczała podekscytowana. Sędzia nie przerwał walki, bo wiedział, że skoro nie zrobił tego wcześniej, to tym bardziej nie mógłby zrobić tego teraz.
    Liu Mingfang i Li Guochang również się przyglądali. Li Guochang nie spodziewał się, że amatorskie walki będą tak brutalne i nieprofesjonalne. Gdy już zamierzał wyjść, usłyszał, jak Xie Lanshan skanduje imię artysty. Wygląd jego twarzy natychmiast się zmienił i zapytał drżącym głosem.
    - Shen Liufei? Masz na myśli artystę, który studiował w USA, to ten Shen Liufei?
    - Tak – odpowiedział Xie Lanshan i spojrzał na dłoń starca, szarpiącą go za rękaw. Był lekko zaskoczony i ciekawy, czym on tak się przejął.
    - To jest Shen Liufei, ale jak to możliwe... – Wzrok Li Guochanga zrobił się mętny, gdy zaczął mamrotać pod nosem. Wyglądał, jakby zobaczył coś, co całkowicie go zaskoczyło.
    - Znacie się? – zapytał Xie Lanshan, szczerze zaciekawiony jego reakcją. Najwyraźniej podczas wymiany uprzejmości sprzed chwili, Li Guochanga nie wiedział, kim jest jego rozmówca.
    Być może Shen Liufei usłyszał ich rozmowę i spojrzał na Li Guochanga. W świetle reflektorów skóra artysty wydawała się blada, a jego oczy czarne i lśniące. Wyglądał jak wilk na śnieżnej polanie.
    - Nie, nie, nie znamy się, nie... – Li Guochang szybko potrząsnął głową, gdy jego wzrok napotkał oczy Shen Liufeia. Po chwili, w panice, zaczął uciekać z klubu, ignorując Liu Mingfanga, który go wołał.
    - Jak tam walka? – zapytał Tao Longyue, który wyszedł do toalety i właśnie z niej wrócił.
    - Wygra. – Xie Lanshan zbyt długo siedział zamknięty w szpitalu, a teraz, kiedy w końcu mógł wyjść, kibicował i krzyczał jak szalony. Wspólnie z tłumem na widowni przeżywał walkę i wspierał Shen Liufeia. Jedynie, zamiast krzyczeć obraźliwe teksty pod adresem jego przeciwnika, on wykrzykiwał, co sił w płucach: „Kocham cię, kuzynie!”, „Pokonaj go!”.
    Po chwili zaschło mu w gardle i spojrzał na Tao Longyue, który stał w pobliżu baru:
    - Weź jeszcze dwa piwa. Ty stawiasz.
    - Co? Gdzie jest mój portfel? – krzyknął kapitan Tao i chwilę później uderzył się w czoło. - Jasna cholera, chwilę temu wpadła na mnie kelnerka.
    Odwrócił się i buzując ze złości, próbował odszukać dziewczynę, która ukradła mu portfel. Każdy, kto ośmielił się ukraść pieniądze kapitana, skończy marnie.
    Xie Lanshan zamachał do Ding Li, by do nich dołączyła, a sam pobiegł za kapitanem.
    Tao Longyue w mgnieniu oka znalazł złodziejkę, to był młoda dziewczyna o delikatnych rysach jak u starożytnych chińskich piękności. Miała włosy upięte w kucyki, i tak samo, jak Ding Li, miała na sobie mini spódniczkę, ale ona na pewno nie była kelnerką, jej celem były portfele klientów.
    - Myślisz, że pozwolę ci uciec?! – Tao Longyue krzyknął, łapiąc dziewczynę za nadgarstek.
    - Hej bracie, przepraszam, pomyliłam się... – jęknęła złodziejka, zwijając się bólu od jego silnego uścisku. - Oddam ci portfel, tylko mnie puść...
    - Nie jestem żadnym bratem, tylko gliniarzem.
    Słysząc to, dziewczyna zbladła, a jej delikatna twarz posmutniała. Ten widok zmiękczył serce Tao Longyue i rozluźnił nieco uścisk. Nawet ton jego głosu był o wiele łagodniejszy.
    - Powiedz, czy to twoja pierwsza kradzież?
    Jeśli odpowiedziałaby twierdząco, postanowił jej odpuścić i porządnie ją upomnieć. Zwłaszcza że w portfelu nie miał zbyt dużo pieniędzy.
    W chwili, gdy kapitan Tao zastanawiał się, jakimi słowami ją pouczyć, dziewczyna podniosła bluzkę, odsłaniając piersi.
    Tao Longyue zdębiał, bo choć wydawał się twardym i bezwzględnym facetem, był wobec kobiet ciut nieśmiały, przez co jeszcze nigdy nie miał dziewczyny, a teraz stała przed nim piękna, acz wyjątkowo bezwstydna panna, która wykorzystała ten moment konsternacji i kopnęła go kolanem w krocze.
    Mężczyzna zwinął się z bólu i w tym momencie dobiegli do niego Xie Lanshan i Ding Li, zastając go kucającego na ziemi, z twarzą wykrzywioną z bólu. Wskazał za siebie i powiedział:
    - Tam poszła, złapcie ją…
    Xie Lanshan z trudem powstrzymał wybuch śmiechu i powiedział do Ding Li:
    - Zostań tu i miej oko na swojego kapitana.
    Policjant wykorzystał swój wzrost i rzucił się w pogoń za złodziejką. Przeskoczył przez bar i szybko ją dogonił. Stanął przed nią, blokując jej drogę ucieczki.
    Dziewczyna założyła, że z tym policjantem poradzi siebie równie szybko i postanowiła po raz drugi wypróbować ten sam fortel. Podniosła koszulkę odsłaniają piersi i usłyszała:
    - 34C. – Xie Lanshan nie był zgorszony jej zachowaniem i dość swobodnie je komentował. – Całkiem niezłe.
    Dziewczyna zawstydziła się i naciągnęła koszulkę, jakby to ona była nękana. Chwilę później naciągnęła też spódniczkę.
    Xie Lanshan złapał ją za rękę, zanim zdążyła cokolwiek zrobić.
    - Hej bracie...
    - Muszę ci podziękować za tak miłą prezentację.
    Jego uścisk był bardzo mocny, a twarz przybrała surowy wyraz.
    - Jednak to nie wystarczy, żebym cię wypuścił.
    Dziewczyna została pokonana i oddała wszystko, co ukradła, a było tego całkiem sporo, trzy telefony komórkowe i dwa portfele.
    Sądząc po jej umiejętnościach, stwierdził, że jest doświadczonym kieszonkowcem. Xie Lanshan zamierzał trzymać się procedur i zadać pytania, jakie zwykle padają podczas aresztowania. Zapytał ją jak się nazywa i zamarł, a wszelkie słowa uwięzły mu w gardle.
    Dziewczyna skorzystała z okazji i uciekła, a on nadal stał w miejscu. Po chwili odwrócił się i zaczął szukać kogoś w tłumie. Przeczesywał salę od jasno oświetlonego ringu, po zacieniony bar.
    Te tętniące życiem neony, lśniące dekoracje, barwne dywany i wszechobecne geometryczne kształty na ścianach tworzyły surrealistyczny, odurzający klimat. Wiedział, że to mu się nie śni i czuł na sobie czyjeś spojrzenie, gdzieś z głębi cienia. Wiedział, że tak mógł na niego patrzeć tylko najzagorzalszy wróg.
    - Co tak długo? – Tao Longyue zobaczył wracającego przyjaciela. - Gdzie ona jest?
    - Pozwoliłem jej odejść – odpowiedział Xie Lanshan. Zmusił się do uśmiechu, ale było oczywiste, że jego nastrój został całkowicie zrujnowany.
    - Jak mogłeś pozwolić jej odejść?! – Kapitan Tao był wściekły. - Zaatakowała funkcjonariusza policji!
    Xie Lanshan nie odpowiedział, a jego wzrok powędrował z powrotem na ring.
    - Gdzie jest Shen Liufei?
    Podczas jego krótkiej nieobecności uwaga publiczności była skupiona na nowych zawodnikach, którzy walczyli na ringu. Sądząc po reakcji i gwizdach rozczarowania, ten mecz nie był nawet w połowie tak ekscytujący, jak poprzedni.
    - Shen Liufei jest amatorem, ale w tym światku nazywają go zdobywcą – powiedział Tao Longyue i wskazał na młodego mężczyznę w klatce, który był już dość mocno sponiewierany przez swojego przeciwnika.
    - Spójrz na tego tam.
    Gdy Tao Longyue mówił, Xie Lanshan poczuł, że jego serce coraz szybciej bije.
    - Co się stało z Shen Liufeiem?
    - Nic takiego – burknął kapitan, bo nie był zadowolony, widząc, jak jego kumpel zamartwia się o tego faceta. Po chwili dodał, nie kryjąc rozczarowania. - Chodzi mi o to, że jest na tym samym poziomie, co profesjonaliści. Na pewno nie jest amatorem.
    - A co z kolesiem w czerwonych spodenkach?
    - Został znokautowany.
    Xie Lanshan odetchnął z ulgą i wyjął telefony komórkowe i portfele, które odebrał złodziejce i teraz mógł je zwrócić właścicielom.
    Gdy tylko się odwrócił, zobaczył Liu Mingfanga kłócącego się z kelnerką.
    - Przepraszam, w barze wisi tabliczka ostrzegająca, by uważać na swoje rzeczy osobiste…
    Kelnerka próbowała przeprosić, ale on nie zamierzał jej odpuścić i wściekły krzyczał na bogu ducha winną kobietę.
    - Miałem w portfelu wszystkie dokumenty, odpowiecie za to, bo zostałem okradziony w waszym klubie.
    Zdecydowanie to nie był jego wieczór. Nie udały mu się negocjacje i stracił portfel. Alkohol wrzał mu w żyłach, a on dał się ponieść złości. Szarpnął kelnerkę za kołnierz i krzyknął:
    - Wiesz, kim jestem? Poczekaj, zrobię wszystko, żeby zamknąć tę budę.
    Xie Lanshan oddał kapitanowi portfel i otworzył kolejny, żeby sprawdzić, czy należy do Liu Mingfanga.
    Gdy go otworzył, zobaczył zdjęcie Song Qilian. Jej uśmiech promieniał witalnością i młodością. Zdjęcie zostało zrobione, zanim jeszcze skończyła 20 lat. Song Qilian była jak czerwcowa pogoda, figlarna i kapryśna. Xie Lanshan patrząc na nią, zwykle milkł i w duchu narzekał, że ona na pewno ma go za nudziarza. Jednak lubił spędzać z nią czas.
    Teraz był oszołomiony jej uśmiechem, który przypominał mu jego ponurą przeszłości. Zamknął oczy, a po chwili zamknął portfel i podszedł do Liu Mingfanga.
    - Prezent od kieszonkowca, sprawdź, czy niczego nie brakuje – powiedział i klepnął go lekko w ramię.
    Liu Mingfang z wściekłością wyrwał mu portfel z ręki, otworzył go i jeszcze bardziej się zagotował. Dobrze wiedział, że Xie Lanshan widział zdjęcie Song Qilian — jego żony.
    - Kto ci pozwolił dotykać moich rzeczy?! Kto dał ci do tego prawo?! Ja jestem tym, który daje jej rozkosz w łóżku, ja! A kiedy się złości, tym, którego spoliczkuje, nadal jestem ja!
    - Ty kupo gówna! – Tao Longyue był dobrym znajomym Song Qilian i słyszał kilka historii o ich rozwodzie. Kiedy usłyszał jego słowa, miał ochotę podbiec i mu przywalić, i pewnie by to zrobił, gdyby Xie Lanshan go nie powstrzymał.
    - Tao Longyue, jesteś gliną. – Xie Lanshan chwycił go za ramię i odciągnął do tyłu. To zawsze działało. Za każdym razem, gdy kapitan wpadał w otchłań zaślepienia, Xie Lanshan używał tych słów, aby przypomnieć mu, że jest odpowiedzialny za dobro całego społeczeństwa.
    Jednak Liu Mingfang nie zamierzał odpuścić. Na jego czole pojawiła się żyła, gdy zamachnął się pięścią.
    - Myślisz, że jesteś bohaterem narodowym, bo kilka razy trafiłeś na pierwsze strony gazet? Ojciec powiedział, że to ty stałeś za śmiercią swoich towarzyszy, gdy pracowałeś pod przykrywką. Jesteś czarną owcą, zakałą wśród gliniarzy!
    Xie Lanshana odciągnął kapitana Tao, który drżał ze złości. Gdy ruszyli w stronę wyjścia, Tao Longyue nagle zauważył, że Xie Lanshan drży jeszcze bardziej niż on, a wszystko przez słowa wypowiedziane przez Liu Mingfanga: „Stałeś za śmiercią swoich towarzyszy”.
    Oczywiście Liu Mingfang nie poddał się i mamrotał pod nosem, patrząc na ich oddalające się plecy.
    - Tak, to prawda, na palcach obu rąk można policzyć policjantów, którzy przez ciebie zginęli…
    Xie Lanshan stracił zainteresowanie walką na ringu, odepchnął kapitana i ruszył w stronę wyjścia ze spuszczoną głową. Miał do pokonania dość spory kawałek, kiedy podniósł na chwilę wzrok, zobaczył Shen Liufeia.
    Artysta wyglądał tak samo, jak przed walką, jedynie na koszuli miał plamy krwi i najwyraźniej nie poszedł się przebrać.
    Z poranioną twarzą i zakrwawionym ubraniem wyglądał prawie jak żołnierz, który wrócił z pola bitwy.
    Dziś wszyscy byli niczym ranni żołnierze.
    Gdy ta myśl przyszła Xie Lanshanowi do głowy, poczuł dziwne pokrewieństwo, a jego nastrój natychmiast się poprawił. Włożył ręce do kieszeni i od niechcenia zawołał:
    - Hej, męczy mnie ten hałas. Może wyjdziemy na zewnątrz się napić?
    Shen Liufei chwycił go za nadgarstek i ignorując wołanie Tao Longyue, wyciągnął go z klubu.
    Xie Lanshan odetchnął świeżym powietrzem. Znaleźli ustronne miejsce i usiedli obok siebie z puszką piwa w dłoni. Noc znowu był cicha i ciemna, zwłaszcza po opuszczeniu głośnego i jaskrawego klubu. Nocna bryza wiała delikatnie, a żółte kwiaty konopi rosnące nieopodal tańczyły przy każdym podmuchu.
    - Liu Mingfang miał rację – powiedział Xie Lanshan po wypiciu całego piwa, po chwili wydał z siebie krótkie westchnienie i kontynuował: - Mój dowódca zadał mi kiedyś pytanie, jeszcze zanim podjąłem się pracy tajniaka. Pociąg jedzie z pełną prędkością po torach. Przed nim znajduje się rozwidlenie. Na torze po lewej bawi się pięcioro dzieci, na tym po prawej jedno. Nie możesz zatrzymać pociągu, ale masz dźwignię zwrotnicy i możesz zdecydować, którym torem pojedzie pociąg. Zdecydujesz się wysłać pociąg na prawy tor i uratować pięcioro dzieci czy pozwolisz, by jechał w lewo i uratujesz jedno dziecko? Inną wersją tego pytania, była ta zmuszająca do rozpatrzenia innego dylematu. Gdy topią się dwie kobiety, twoja matka i twoja żona, którą uratujesz?
    - To tak jakby prosił cię o dokonanie wyboru, czy masz uratować jedną osobę, czy cały świat – podsumował Shen Liufei. - Jak odpowiedziałeś?
    Ten dylemat godził prosto w jego serce i sprawił mu ból. Xie Lanshan dotknął naszyjnika na szyi, a w jego uszach zabrzmiały nauki ojca. Uspokoił się i odpowiedział stanowczo: - Chcę ocalić obie.
    Była to śmiesznie naiwna odpowiedź, niemal szokująca, ale jego pasja i szczerość były równie onieśmielające.
    Shen Liufei miał wątpliwości co do tej odpowiedzi, dopóki jego spojrzenie nie spotkało się z pewnym siebie i nieustraszonym wzrokiem Xie Lanshana, którego oczy płonęły jak pochodnia. Wtedy zdał sobie sprawę, że odrobinę bał się ognia drzemiącego w tym mężczyźnie.
    Oczywiście Xie Lanshan nigdy się nie spodziewał, że kiedykolwiek stanie przed takim dylematem, dopóki nie zaczął działać pod przykrywką, bo od tego momentu musiał dokonywać bardzo trudnych wyborów.


    - Wy, Chińczycy, mawiacie, że bracia są jak kończyny, a kobiety jak ubrania.
    Mu Kun miał wiele konkubin, mimo że plotki głosiły, że interesują go mężczyźni. Kobieta z jego snów była jedną z nich. Była zadziorna i ze względu na jej wyjątkową osobowość i znajomość sztuk walki, Mu Kun bardzo ją lubił i darzył ją zaufaniem.
    By odwdzięczyć się Xie Lanshanowi za przeprawę przez szalejącą rzekę, pochwalił go i powiedział, że jest gotów podzielić się z nim częścią swoich ubrań.
    Podrapał się po zaroście na brodzie, spojrzał na niego zadziornie.
    - Możliwe, że Azjatki z południowo-wschodniej Azji nie są w twoim typie, ale mam przeczucie, że ta z pewnością ci się spodoba.
    Kobieta miała na imię Annie. Była wysoka i biło od niej chłodem. Miała krótko obcięte włosy, po bokach podgolone, wyglądała na silną, nie tracąc przy tym nic ze swojej atrakcyjności.
    Mu Kun twierdził, że Annie była w połowie Chinką i pochodziła z nadmorskiego miasta w północnym regionie Chin.
    Jednak w sypialni Xie Lanshan kompletnie na nią nie zareagował, pomimo jej szczerych starań. Sprawiał wrażenie zatwardziałego geja, który gardził jakąkolwiek formą intymności z kobietą.
    Annie miała ciało modelki, szczupłe nogi i spore piersi. Była pewna siebie i dumna ze swojego ciała, a brak reakcji Xie Lanshana z pewnością ją zdenerwował.
    - Bezużyteczny śmieć – powiedziała, zakładając ubrania i posyłając mu szyderczy uśmiech. Po chwili wyszła z pokoju trzaskając za sobą drzwiami.
    Xie Lanshan milczał. Nie przejął się komentarzem, który z pewnością obraziłby większość heteroseksualnych mężczyzn.
    Nagle usłyszał gwałtowny płacz małej dziewczynki dobiegający z pokoju obok. Poczuł, jak krew napływa mu do głowy.
    Tej nocy zdobył nowe informacje. By w pełni kontrolować swoich podwładnych i mieć pewność, że dobrze wykonają powierzoną im pracę, Mu Kun nie tylko rozdawał im narkotyki, ale parał się handlem ludźmi, głównie młodymi dziewczętami, które porywał i sprzedawał.
    Miał podziemny burdel, w którym przebywało około trzydziestu dziewczynek, począwszy od siedmio-, ośmiolatek, a skończywszy na czternasto-, piętnastolatkach.
    Mu Kun wysyłał dziewczynki, aby zadowolić chore żądze władz w Myanmarze lub by przekupić lokalne siły wojskowe.
    Ratując je, Xie Lanshan ryzykował ujawnienie swojej tożsamości, a wtedy straciłby szansę na dokończenie misji, czyli zniszczenie węzła komunikacyjnego i centrali zbudowanej przez narkotykowych lordów. I właśnie wtedy po raz pierwszy stanął przed dylematem i musiał dokonać wyboru.
    Postanowił spełnić obietnicę, którą sobie złożył.
    Jakiś czas później, podczas jasnej, gwiaździstej nocy, podziemny burdel został strawiony przez pożar. Strażnicy zostali zastrzeleni, a wszystkie przetrzymywane tam dziewczynki uciekły.
    Ten, kto w pojedynkę zlikwidował burdel, musiał dobrze wiedzieć, co robi i był w tym naprawdę dobry. Co więcej, znał harmonogram wart strażników, co oznaczało, że był to ktoś z wewnątrz.
    Mu Kun lubił oswajać swoje zwierzęta, ale jeśli któreś zaczęło wymykać się spod kontroli, nie zawahał się własnoręcznie poderżnąć mu gardła.
    Trzymał w dłoni pistolet i wezwał wszystkich swoich podwładnych, w tym Xie Lanshana, bo zamierzał znaleźć zdrajcę. Każdemu zadał tylko jedno pytanie.
    - Gdzie byłeś zeszłej nocy?
    Po długiej i wyczerpującej nocy, Xie Lanshan był wykończony. Był jak lampa naftowa, której kończyło się paliwo, a tlący się w niej płomień zaczynał gasnąć.
    Stał z obojętnym wyrazem twarzy, czekając, aż Mu Kun go przesłucha. Nie umiał wymyślić wiarygodnego alibi i wiedział, że czeka go to, co nieuniknione.
    Gdy tak balansował na krawędzi życia i śmierci, Annie wstała i stanęła naprzeciw Mu Kuna, po czym bez najmniejszego skrępowania powiedziała, że Xie Lanshan był z nią przez całą noc.
    Mu Kun bardzo się starał, żeby Xie Lanshan bardziej się otworzył, jakby to był jedyny sposób, by się upewnić, że jego brat naprawdę podziela te same wartości, co on. Gdy usłyszał słowa Annie, jego nastrój natychmiast się poprawił. Oczywiście zastrzelił kilku swoich ludzi, tych, którzy nie potrafili wyjaśnić, gdzie byli zeszłej nocy. Po wszystkim wyszedł, jak gdyby nigdy nic, obejmując Xie Lanshana i zamierzając spędzić z nim trochę czasu w saunie.
    Jak się później okazało, w pożarze burdelu zginął wysokiej rangi oficer wojska w Myanmar, który się tam zabawiał. Żołnierze z jego oddziału się wściekli, jak tylko się o tym dowiedzieli. Mu Kun nie chciał ściągać sobie na głowę więcej kłopotów, dlatego nie spieszył się z odbudową burdelu.
    Oczywiście Mu Kun nie był głupi. Był świadomy drobnych działań Xie Lanshana, który od czasu do czasu pomagał lokalnym władzom w przechwyceniu handlarzy narkotyków.
    Xie Lanshan często spacerował brzegiem rzeki i czasem wracał ochlapany wodą. Nieważne jak ostrożny starał się być, za każdym razem, gdy przekazywał informacje swoim szefom, mógł zdarzyć się wypadek.
    I w końcu się zdarzył. To był śmiertelny wypadek, który wiele lat później pozwolił Liu Mingfangowi oskarżyć go o zabicie towarzyszy.
    Oficer sił specjalnych udawał lokalnego handlarza narkotyków, by wkupić się w łaski ludzi Mu Kuna. Chciał też przy okazji zdobyć informacje od Xie Lanshana. Gdy zakończył transakcję i wyszedł z baru w towarzystwie dilerów, zobaczył go jego sąsiad. Mężczyzna akurat przyjechał do Birmy na wakacje, był podchmielony i szedł zygzakiem. Nagle zobaczył sąsiada, policjanta, którego od dawna nie widział. Dlatego nie bacząc na nic, zapytał.
    - Oficerze Liu, bada pan tutaj jakąś sprawę?
    Mu Kun wysłał swoich ludzi, aby schwytali oficera i go przesłuchali. Chciał dowiedzieć się, kim jest tajniak, który wokół niego węszy.
    - Z kim się spotkałeś? – Oczy Mu Kuna zwęziły się, a ostre i jadowite spojrzenie przeszyło jeńca. - Wypuszczę cię, jeśli mi powiesz.
    Oficer był cały we krwi, ale twardo trzymał język za zębami i nie wydał Xie Lanshana.
    Zapewne myśl o wydaniu towarzysza nawet nie przeszła mu przez głowę. Podniósł palec w stronę jednego z ludzi Mu Kuna i powiedział z uśmiechem:
    - To on.
    Mu Kun miał sposób radzenia sobie z twardzielami, którzy nie chcieli współpracować. Nagle podniósł rękę, w której trzymał nóż. Ostrze błysnęło, a po chwili nóż wbił się w oko oficera.
    To trwało zaledwie kilka sekund, ale dla Xie Lanshana wydawało się wiecznością. Krzyki oficera słychać było przez całą noc, ale mimo to, nie wydał towarzysza.
    - Niezły z ciebie twardziel, co? Jutro będziemy kontynuować.
    Po wielu godzinach tortur nawet Mu Kun był zmęczony i znudzony. Wyrzucił zakrwawiony nóż i nagle uśmiechnął się groteskowo.
    - Mam podwładnego, który handluje mięsem na czarnym rynku, słyszałem, że jest prawdziwym fachowcem. Przyprowadzę go jutro. Zedrzemy z ciebie skórę i tak cię zostawimy. Będziesz żywym trupem, będziesz widział, będziesz mógł poruszać ustami, nie pozwolę ci łatwo umrzeć. Co o tym myślisz? To okropne, prawda?
    - Po prostu mnie zabij!
    Ryk oficera po raz kolejny przeszył mrok nocy, tym razem powtarzał w kółko:
    - Zabij mnie, zabij mnie natychmiast!
    Xie Lanshan wiedział, że Mu Kun obserwuje każdy centymetr terenu, nie było sposobu, by uratować tego człowieka. Był zdezorientowany i wahał się, gdy stanął przed kolejnym dylematem. W końcu zdecydował, że zastrzeli oficera i uratuje swojego towarzysza przed dalszym cierpieniem.
    Ukradł broń i postanowił działać, póki noc była jasna. Jednak zanim znalazł się w zasięgu strzału, usłyszał wystrzał. Potem kolejny. Trzy, cztery z rzędu. Ktoś upadł na ziemię prosto na zwłoki oficera sił specjalnych.
    Naćpani ludzie Mu Kuna, słysząc strzały, rzucili się w kierunku ich źródła. Xie Lanshan ukrył się w tłumie i zobaczył Annie leżącą w kałuży krwi z licznymi ranami postrzałowymi na ciele, a obok niej leżał pistolet.
    Oficer, który tyle wycierpiał, był pogrążony w wiecznym śnie. Xie Lanshan podszedł i przykucnął obok Annie. Osoby postronne uważały, że miał z nią intymną relację, dlatego nikogo nie zdziwiło, że do niej podszedł.
    - Podsłuchaj... – Annie z trudem podniosła się, by oprzeć się o Xie Lanshana. Z jej ust płynęła krew, w której tonęły jej słowa.
    - Mu Kun powiedział, że jeśli ktoś zabije tego chińskiego policjanta, będzie zdrajcą.
    A ona pomimo świadomości konsekwencji, była gotowa rzucić się w ogień tylko po to, by Xie Lanshan się nie ujawnił.
    Ciężko było stwierdzić, że coś ich łączyło, poza tym jednym razem, kiedy Anni zapewniła mu alibi. Xie Lanshan stłumił łzy napływające mu do oczu i spojrzał na nią pytająco.
    - Moja siostra... też tam była...
    Dziesięcioletnia siostra Annie była w burdelu Mu Kuna, a ona nie mogła nic zrobić, żeby ją uratować. W noc, gdy spłonął burdel, była zaskoczona, widząc obcokrajowca ryzykującego życie, by ocalić tę grupę dziewcząt.
    Kobieta, która zwykle była zimna i zdystansowana, obdarzyła Xie Lanshana wyjątkowo ciepłym uśmiechem. Powoli zamknęła oczy, a jej oddech zaczął zanikać.
    - Oficerze Xie... ty naprawdę jesteś... naprawdę jesteś Buddą...
    Annie umarła. Umarła szczęśliwa, bez żalu, wiedząc, że w końcu odwdzięczyła się temu człowiekowi. Jedynie nie zdążyła mu powiedzieć, że Budda nie może splamić się grzechem, ani nie powinien nosić przez resztę swego śmiertelnego życia takiego brzemienia. Dlatego wolała pobrudzić swoje ręce.
    - Rozetnij jej klatkę piersiową i nakarm nią psy – powiedział Mu Kun, podchodząc do Xie Lanshana. Był niezwykle z siebie zadowolony, objął ramieniem młodego policjanta i powiedział:
    - W końcu złapaliśmy zdrajcę. Napijmy się, by to uczcić.
    Xie Lanshan wypił dość sporo drinków i znalazł wymówkę, by wymknąć się do toalety. Wyszedł i oddalił się od grupy świętujących handlarzy narkotyków. Zamknął drzwi toalety i bezgłośnie zapłakał.


    Ten krótki przebłysk był tak ulotny i odległy jak wspomnienie poprzedniego życia. Jakby po raz kolejny zanurzył się w wannie i wstrzymał oddech, a gdy otworzył oczy, ogarniała go ciemność. Krople wody spływały po jego twarzy, wyglądały jak łzy, ale nimi nie były, bo w tamtej ciasnej, zadymionej toalecie zużył cały swój życiowy ich zapas. Płakał dla swojej dzielnej i szlachetnej towarzyszki, dla odważnej nieznajomej o imieniu Annie.
    Xie Lanshan stanął przed lustrem i uśmiechnął się do przystojnego mężczyzny, który się w nim odbijał. Czasami myślał, że to był prawdziwy powód, dla którego uśmiech na stałe zagościł na jego twarzy. Nie wiedział, kiedy zapadła noc. Kilka ciem goniło za światłem i uderzyło w lustro w łazience. Koty na zewnątrz zebrały się i zaczęły miałczeć, prosząc o uwagę.
    Xie Lanshan nigdy wcześniej nikomu nie opowiadał tej historii, o tych rozdzierających serce, bolesnych, ale wciąż żywych wspomnieniach, które zdawały się przebłyskiem poprzedniego życia, które ciągle go prześladowały.
    - Powiedz, dlaczego brałeś udział w walce w klubie? – zapytał Xie Lanshan, by wyrwać się ze szponów tych bolesnych wspomnień. Uśmiechnął się zalotnie do Shen Liufeia i dodał. - Jesteś niesamowicie seksowny. Myślę, że w Chinach nie ma drugiego takiego artysty jak ty, który potrafiłby bez żadnego problemu znokautować zawodowego tajskiego boksera.
    Przyklejony do twarzy uśmiech był skutecznym sposobem, by zmusić innych do pozytywnego nastawienia. A uśmiech Xie Lanshana był pogodny i szeroki, jak czyste niebo, które pozwala deszczowym chmurom przepaść bez śladu.
    Shen Liufei zastanowił się, zanim odpowiedział.
    - Musiałem się powstrzymać.
    - Aż tak się zdenerwowałeś? – roześmiał się Xie Lanshan. - Przed czym się powstrzymujesz?
    Shen Liufei nie odpowiedział. Odwrócił głowę i spojrzał na Xie Lanshana. W jego spojrzeniu było o wiele więcej głębi niż zwykle, jakby był pogrążony w głębokim smutku, którego mężczyzna w jego wieku nie powinien doświadczyć.
    Po chwili wyciągnął rękę i przyciągnął Xie Lanshana do siebie.
    Ten gest zaskoczył policjanta. Jednak, gdy objęły go mocne ramiona, nie zareagował, chłonął ciepło drugiego mężczyzny i bardzo mu się to podobało. Powoli zamknął oczy, pozwalając, by ten wabiący i uspokajający zapach ponownie go otulił.
    Po długim uścisku, w którym nie padło żadne pytanie ani żadne wyjaśnienie, Xie Lanshan wsiadł do złotego Volkswagena kapitana Tao.
    Tymczasem Shen Liufei odwrócił się i zadzwonił po taksówkę. Gdy podał taksówkarzowi swój adres, zadzwonił jego telefon.
    - Za dwa miesiące do ciebie przylecę. – Usłyszał głos po drugiej stronie linii. - Nie udało mi się dzisiaj z tobą skontaktować, poszedłeś driftować czy może boksować?
    - Znam swoje ograniczenia.
    Shen Liufei był wyczerpany po ciężkiej walce. Odchylił głowę do tyłu i wpatrywał się w sufit auta. Samochód wyglądał, jakby od wieków nie był czyszczony, wszędzie były plamy i kurz.
    - Jak ci z nim idzie? – Padło pytanie.
    Shen Liufei zamilkł, a cisza była na tyle długa, że jego rozmówca mógł podejrzewać, że się rozłączył.
    Gdy zamknął oczy, powiedział po angielsku:
    - To dobry glina.
    Jak tylko się rozłączył, znowu zadzwonił jego telefon. Było to połączenie międzymiastowe. Shen Liufei spojrzał na ekran i zobaczył, że jest tam numer, którego nie zna.
    Dzwonek był natarczywy i po krótkiej chwili wahania odebrał połączenie.
    Usłyszał głos starszego mężczyzny, który się przedstawił.
    - To ja, Li Guochang.

 

Ciekawostka: 

K-1: to formuła pośrednia pomiędzy kickboxingiem a Muay Thai. Zawodnicy mogą używać wszystkich technik bokserskich i kopnięć.

 

Tłumaczenie: Antha

Korekta: Bella


***





   Poprzedni 👈             👉 Następny 

 


Komentarze