Beloved Enemy [PL] - Dodatek 2: Co się przytrafiło Wang Jingowi

        Czarny samochód mknął przez miasto przyozdobione chińskimi lampionami. Jechał w cieniu kaskad, płynnie prześlizgując się przez nocną ciszę.

       W samochodzie panowała dość przygnębiająca atmosfera, a jedynym słyszalnym dźwiękiem, był ten wydawany przez silnik samochodu... Nagle dzwonek telefonu przerwał ciszę.

            Oczy kierowcy przeniosły się na lusterko wsteczne, w którym odbijała się przystojna twarz mężczyzny, z mocno zarysowanym nosem, pięknymi rysami twarzy i zamkniętymi oczami. Biło od niego poczucie wyobcowania i elegancji zarazem, a świetnie skrojony garnitur dodatkowo podkreślał jego silny charakter.

      Gdy telefon nie przestawał dzwonić, kierowca zapytał ściszonym głosem.

     - Prezesie Wang...

     Kierowca zerknął na telefon ładujący się przy kokpicie.

     - To dyrektor Gu.

     Gęste rzęsy Wang Jinga powoli się uniosły, odsłaniając parę pięknych, ciemnych oczu, w których odbijało się zmęczenie.

      Prezes wziął komórkę i odebrał.

      - Witaj Qing Pei.

      - Wang Jing.

      Odpowiedział pan Gu radośnie, po czym zapytał.

      - Jesteś w Singapurze?

      - Dokładnie. Właśnie wysiadłem z samolotu i jadę do domu.

      Wang Jing uśmiechnął się i powiedział.

      - A ty? Jak się bawisz?

      Po czym spojrzał przez okno, patrzył na miejski krajobraz, który zmieniał się z każdym mrugnięciem oka. Tak, ten rok już się prawie skończył.

      - Oj, tu jest tak gorąco.

     Jęknął dyrektor i od razu dodał.

     - Co prawda jestem teraz w zupełnie innej strefie czasowej i chyba dzisiaj spędziłem za dużo czasu na słońcu... ale mam nadzieję, że jestem pierwszą osobą, która życzy ci szczęśliwego Nowego Roku... Życzę ci roku pełnego obfitości, przyjemności i samych sukcesów!

      Wang Jing roześmiał się delikatnie.

      - Dziękuję, Qing Pei, tobie też życzę samych sukcesów, udanych inwestycji, a twoim rodzicom dużo zdrowia. I pamiętaj, żeby nie przesadzić ze słońcem.

      - Haha, spokojnie, spokojnie... W tym roku jestem... Hej, bachorze, zostaw mój telefon!

     Pan Gu krzyknął na kogoś.

     - Myślisz, że dam się na to nabrać?

    Wang Jing zapytał dość niechętnie.

     - Yuan Yang?

     Gu Qing Pei odpowiedział zawstydzony.

     - Był na rybach i nie spodziewałem się, że tak wcześnie wróci.

     Po tych słowach dyrektor na chwilę zamilkł, a dźwięki w tle zdążyły się wyciszyć.

     - Wang Jing, na koniec chciałbym ci raz jeszcze podziękować za opiekę, jaką mnie otoczyłeś w ostatnich latach, a także za pomoc, jaką mi zapewniłeś w tym mijającym roku... zawsze jesteś wobec mnie taki opiekuńczy...

     - No cóż.

     Wang Jing roześmiał się i kontynuował.

     - Od tylu lat jesteśmy przyjaciółmi, partnerami w biznesie, dlatego możesz darować sobie te uprzejmości, a jak chcesz się odwdzięczyć, to zawsze możesz podarować tłuściutką noworoczną czerwoną kopertę Nanowi i Ann, by w tym roku się im wiodło, co ty na to?

     Gu Qing Pei roześmiał się serdecznie.

     - Tak właśnie zrobię. Jedziesz się z nimi spotkać? Tęsknię za tymi uroczymi dzieciakami. Zrób kilka zdjęć i filmików, i koniecznie mi je prześlij.

     - Zawsze, gdy wychodzimy razem, pytają, kiedy pojedziemy poszukać wujka Gu.

     - Po przerwie noworocznej spróbuję znaleźć chwilę, żeby ich odwiedzić.

     - Naprawdę nie musisz.

     - Nie bądź taki. Oczywiście, że muszę.

     Gdy zakończyli rozmowę, oczy Wang Jinga pociemniały, zakrył twarz dłonią i poczuł się zagubiony... Zauważył, że pogoda idealnie odpowiadała jego nastrojowi. Niebo było zasnute chmurami, z których padał ulewny deszcz i zdaje się, nie zamierzał przestać.

      Wang Jing od dawna wiedział, że serce Gu Qing Pei należy do kogoś innego, a w ostatnich latach poczuł pewną ulgę, gdy zbliżyli się do siebie jako przyjaciele. Jednak czasami czuł, że jego serce zostało zniewolone i najwyraźniej nie jest mu dana prawdziwie odwzajemniona miłość, zwłaszcza że dość dotkliwie przeżył odrzucenie Gu Qing Peia. Jednak dobrze wiedział, że nie może wiecznie tkwić w tym zawieszeniu. Musi spróbować się uwolnić.

     Wang Jing był szalenie zmęczony, potarł palcami czoło i zapytał kierowcy.

     - Lao Wu, jak daleko do domu?

     Wiedział, że poczuje się lepiej, gdy tylko zobaczy swoje bliźniaki.

     - Zaraz będziemy.

     Ciemny Sedan zajechał pod piękną willę i zatrzymał się na podjeździe.

     Pan Wu rozłożył parasol i podszedł do tylnych drzwi samochodu, by je otworzyć. Wang Jing wysiadł, wyprostował się, a gdy obaj spojrzeli w bok, stanęli jak wryci.

     Na podjeździe stał zaparkowany motor w dziwnym stylu steampunkowym, w lekkiej estetyce retro. Ta potężna maszyna w zderzeniu z ponurą, deszczową, nocną aurą, zdawała się być niczym ognista bestia, która wyrwała się z otchłani piekieł.

      Wang Jing nie lubił motocykli, ale ten wyjątkowo mu się spodobał. Chciał się jak najszybciej dowiedzieć, kim był jego właściciel?

      Ten dom kupił swojej żonie i dwójce ich dzieci, a ten pojazd zdecydowanie tu nie pasował.

     Pan Wu spojrzał z ciekawością na motocykl, miał pewne podejrzenia, ale zachował je dla siebie.

      Za to nastrój Wang Jinga momentalnie się pogorszył, zmarszczył brwi i w milczeniu ruszył w stronę drzwi, a pan Wu biegł za nim z parasolem.

      Po kilku krokach prezes powiedział.

     - Panie Wu, proszę wracać do domu i powitać Nowy Rok z rodziną.

     - Bardzo dziękuję, a jeśli będę potrzebny, proszę do mnie zadzwonić.

     Wang Jing otworzył drzwi do domu, włączył światło i był coraz bardziej ciekaw właściciela motocykla.

       Ostatnio był tu sześć miesięcy temu, w domu nic się nie zmieniło, wszędzie leżały dziecięce zabawki. Kupił ten dom od bardzo kreatywnego projektanta, dlatego na pierwszy rzut oka wnętrze zdawało się nieco zbyt fantazyjne, ale było bardzo przytulne i czuło się elegancję i rozmach. Jednak teraz, mimo że ta niezwykła atmosfera domu jak zwykle zrobiła na nim wrażenie, to poczuł się, jakby został wciągnięty w przeciętność.

       W telewizji leciał mecz piłki nożnej, ale w salonie nie było nikogo. Wang Jing rozejrzał się po pokojach i krzyknął.

      - Nan, Ann!

      Zrozumiał, że w domu nie ma dzieci ani ich opiekunek i zdaje się, że jego żona przyprowadziła sobie faceta.

      - Nan, Ann!

      Ponownie zawołał swoje dzieci.

      - Denise?

      Jednak nikt nie odpowiedział na wezwanie, wyglądało na to, że nikogo nie ma w domu. Natychmiast wyciągnął telefon i wybrał numer żony. Przez ładną chwilę czekał na połączenie, aż w końcu usłyszał głos Denise, a w tle gwar i świąteczną muzykę.

      - Cześć.

      Ta wesoła, głośna muzyka, która wwiercała mu się w ucho i radosny szczebiot żony, sprawiły, że poczuł się zirytowany.

      - Nie ma cię w domu?

      - Zabrałam dzieci do moich rodziców. A ty wróciłeś?

      - Przecież zawsze wracam w Nowy Rok.

      - Och, nie uprzedziłeś mnie.

      Odpowiedziała Denise, a w jej głosie słychać było poczucie winy.

      - Możesz też przyjechać i zobaczyć się z dziećmi... Jak się pospieszysz, będziesz jeszcze przed świtem.

     - Nie pojadę tam.

     Odpowiedział stanowczym tonem, po czym zapytał.

     - Kiedy wrócicie?

     - Na pewno nie dzisiaj.

      Denise odpowiedziała równie stanowczo, dlatego Wang Jing postanowił nieco spuścić z tonu.

      - Denise...

      Gdy zaczął mówić, rozmowa została przerwana, a on zmarszczył się, był naprawdę wściekły.

      Nagle usłyszał za plecami kroki, odwrócił się i zobaczył mężczyznę. Był wysoki i prawie nagi, owinięty w pasie ręcznikiem kąpielowym, a w jednej ręce trzymał zgrzewkę piwa. Szedł na bosaka, a z podbródka kapnęła mu kropla wody. Wang Jing nie miał wątpliwości, że właśnie wyszedł spod prysznica.

       Prezesa mimowolnie zaintrygował widok, jaki ukazał się tuż przed jego oczami.

       Ten młody mężczyzna o miękkich czarnych włosach, z lekkim zarostem i dekadencko przystojną twarzą, był wysoki i dobrze zbudowany, nie wyglądał jak zwykły Azjata. Miał pięknie wyrzeźbioną klatę i brzuch, a na prawym ramieniu tatuaż z motywem religijnym. Ręcznik kąpielowy owijał jego smukłe i długie nogi, na pierwszy rzut oka widać było, że czuł się tu bardzo swobodnie. Wang Jing nie musiał pytać, wiedział, że ma przed sobą właściciela motocykla zaparkowanego przed domem.

       Jak tylko prezes otrząsnął się z pierwszego szoku, omiótł wzrokiem pokój i zapytał lodowatym tonem.

      - Kim jesteś?

      Chłopak spojrzał na niego zadziornie, a Wang Jing nie spuszczał z niego wzroku i zauważył, że nie był ani zaskoczony, ani tym bardziej zawstydzony, jedynie miał lekko zaciśnięte usta. Położył piwo na podłodze i usiadł na sofie, czując się, ewidentnie, jak u siebie w domu.

       Wang Jing, jako prezes i przełożony przywykł do tego, że zwykle robił wrażenie na osobach, które spotykał. Podczas swojej całej kariery, nawet wśród rówieśników, nigdy nie został tak bezczelnie zignorowany. Nie dość, że dzisiaj miał fatalny nastrój, to jeszcze ten gnojek dolał oliwy do ognia.

      Zwrócił się do niego nieco obniżonym głosem.

      - Dam ci pięć minut, żebyś się stąd wyniósł albo dzwonię na policję, żeby cię zabrali.

      Ten chłopak wpisywał się w gusta Denise, zawsze znajdowała sobie młodych, przystojnych mężczyzn.

      Chłopak uważnie obserwował mecz i odpowiedział leniwie.

      - Twoja żona, czyli właścicielka tego domu, mnie zaprosiła.

      - Czyżby?

      Chłopak nic nie powiedział, tylko wstał, uśmiechnął się i ruszył w stronę Wang Jinga.

      Prezes cofnął się o krok, zacisnął dłonie w pięści i ustawił się w pozycji ofensywnej. Chociaż ten mężczyzna był znacznie młodszy od niego, to jeśli zaczną walczyć, na pewno sobie poradzi, wykorzystując przewagę mentalną.

      Chłopak wyciągnął do niego rękę, a prezes wyprowadził cios z zamiarem zmiażdżenia mu twarzy. Jednak ten manewr mu nie wyszedł, bo został złapany za nadgarstek. Chłopak szarpnął nim i zbliżył się do niego tak blisko, że ich klatki piersiowe się zetknęły. Przez chwilę przepychali się i szarpali, aż Wang Jing poczuł, że chłopak wyrwał mu telefon.

      Prezes patrzył na niego i nieśmiało się wycofał. Patrzył też na swój telefon w ręce tego faceta, który właśnie zaczął się głośno śmiać.

     - Świętujemy Nowy Rok, a na dodatek pada deszcz, nie ma co niepokoić policji. Nie bój się, nie zjem cię.

      Wang Jing poprawił kołnierzyk.

      - Powtarzam, wynoś się stąd.

     - Na dworze pada, gdzie mam pójść?

     Wziął butelkę piwa i podniósł ją do ust, otworzył kapsel zębami, po czym podał piwo Wang Jingowi.

      - Chodź, nie żałuj sobie.

      Prezes nie odpowiedział. Chłopak wzruszył ramionami i jak gdyby nigdy nic usiadł z powrotem na kanapie, rzucając telefon komórkowy Wang Jinga na stolik do kawy.

     Prezes zmrużył oczy, miał niewielkie doświadczenie w radzeniu sobie z łobuzami, no może poza jednym wyjątkiem... Zdjął marynarkę, poluzował krawat swoimi smukłymi palcami i rozwiązał go.

      - Jak się nazywasz?

      - Yan.

      Odpowiedział chłopak nie odrywając wzroku od telewizora.

      - Ile płaci ci moja żona?

      - Co powiedziałeś?

      Tym razem zerknął na niego i wypił łyk piwa.

      - Ile płaci ci moja żona?

      Powtórzył Wang Jing wolniej i wyraźniej. Gdy Yan Zhuo w końcu usłyszał pytanie, prawie opluł się piwem, odwrócił głowę, oblizał usta i wbił zaciekawiony wzrok w prezesa.

      - Nie musi mi płacić.

      Wang Jing skrzyżował ręce na piersi.

      - Och.

      Yan Zhuo odkaszlnął, po czym odstawił butelkę i usadowił się w wygodnej pozycji, kładąc obie smukłe nogi na stoliku kawowym. Spojrzał na Wang Jinga i powiedział z uśmiechem na ustach.

       - Kiedy tak na ciebie patrzę, to chętnie tu z tobą zostanę.

       - Jesteś w moim domu... i pragniesz mojego towarzystwa. Pozwól, że zadam ci pytanie, jaka jest twoja cena?

       Yan Zhuo puścił do niego oczko mówiąc.

      - Ty nie musisz płacić.

      Wang Jing wyjął książeczkę czekową z teczki, wpisał kwotę i rzucił chłopakowi na kolana.

     - Wystarczy?

     Yan Zhuo nawet nie spojrzał na czek, gdy odpowiadał.

     - Wystarczy.

      Wang Jing usiadł na kanapie, chwycił butelkę piwa stojącą na stoliku i wypił połowę, co go nieco rozgrzało. Odpiął kilka guzików koszuli, podwinął rękawy i rozsiadł się wygodnie. W końcu pozbył się maski poważnego prezesa i pozwolił sobie na normalny wygląd, ciut zmęczony i leniwie błogi.

     Chłopak zerknął na niego, uśmiechając się szeroko, objął go ramieniem i wyszeptał mu do ucha.

     - Jakie masz życzenia?

     Wang Jing odwrócił się w jego stronę, spojrzał mu prosto w oczy. Szybko się odsunął, bo nie czuł się swobodnie w kontakcie z tego typu osobami. A wręcz tracił pewność siebie i obawiał się, że może źle wypaść w oczach chłopaka. Uśmiechnął się niemrawo i odpowiedział.

      - Ugotuj mi coś.

     Yan Zhuo uniósł brew ze zdziwienia.

     - Chcesz, żebym coś ci ugotował?

      - Tak... nie mogę pić piwa na pusty żołądek.

      Chłopak roześmiał się głośno i skinął głową.

       - W takim razie coś ci przygotuję.

      Po czym wstał i poszedł do kuchni. W tym czasie Wang Jing skupił się na meczu i starał się nie myśleć, że w noc sylwestrową w swoim domu spotkał prawdziwego ogiera, który zdaje się był od niego silniejszy.

      Nagle poczuł, jak ręka chłopaka obejmuje jego szyję i chwyta go pod brodą. Na szczęście błyskawicznie zareagował i złapał Yana za nadgarstek.

      - Coś ty taki nerwowy?

      Powiedział Yan Zhuo stojąc tuż za nim. Naciskając na jego podbródek, zmusił go, by uniósł głowę, po czym skierował ją w swoim kierunku i powiedział. - Chciałem tylko zapytać, jak masz na imię, a ty prawie zmiażdżyłeś mi nadgarstek... to boli.

      Yan Zhuo patrzył na Wang Jinga z góry, a jego postawa była niezwykle władcza, przenikliwe spojrzenie miało w sobie magnetyczną moc, a krople wody spływały delikatnie z włosów chłopaka prosto na twarz prezesa. Wang Jing natychmiast uspokoił myśli i poluzował chwyt na nadgarstku.

      - Wang Jing, możesz mówić do mnie Jing.

      Yan Zhuo również wycofał rękę i nie wiadomo, czy celowo, czy też nie, smukłe palce chłopaka musnęły dość frywolnie szyję Wang Jinga.

       Mężczyzna uśmiechnął się pogardliwie, bo zdaje się, że miał przed sobą niezłego łobuza.

        Chwycił piwo i ponownie uwalił się na kanapie. Oglądał mecz na ogromnym telewizorze, chociaż nie był kompletnie zainteresowany grą, tylko bezmyślnie gapił się w ekran.

        Naprawdę chciał, żeby były tu jego dzieci. Zwykle nie zastanawiał się nad tym za wiele. Zawsze był bardzo zapracowany i nie mógł widywać dzieci, tak często jakby chciał, dlatego wszystkie dni wolne i święta narodowe były dla niego bardzo ważne. Nie zamierzał jechać do domu teściów. Jego małżeństwo od początku było niczym kiepski żart, a on nie miał siły, żeby patrzeć na te wszystkie fałszywe miny swojego teścia, którego zapewne znowu by czymś obraził.

       Kiedy był młody, Denise była w nim zadurzona, ale on już wtedy wiedział, że małżeństwo nie jest dla niego. Nie był sentymentalnym romantykiem. Zawsze oceniał rzeczywistość trzeźwo i na zimno. Wiedział, że miłość i małżeństwo do niczego nie są mu potrzebne. A nawet zbędne, bo jako wolny mężczyzna mógł oddać się w całości swoim pasjom i żyć bez żadnych ograniczeń i zobowiązań.

       Jednak Denise zaszła w ciążę i być może przez nagły wybuch hormonów, zrobiła się bardzo emocjonalna, wylewając morze łez. To było przerażające. I wtedy podjął decyzję, że jednak powinien się z nią ożenić, bo jeśli zostawi ją w takiej rozpaczy, to może źle wpłynąć na dzieci.

       Jak się później okazało, była to bardzo zła decyzja. Nie był w stanie zapewnić żonie uczucia i uwagi, których pragnęła. Dodatkowo byli przytłoczeni opieką nad bliźniakami. W końcu Wang Jing odpuścił, nie miał siły wdawać się w kolejne kłótnie i coraz częściej uciekał z domu. Na szczęście w ostatnich latach Denise w końcu przejrzała na oczy i oswoiła się z sytuacją. Zaczęła prowadzić swój biznes i postanowiła zadbać o przyszłość swoją i swoich dzieci. Z pomocą Gu Qing Peia rozwinęła swoją firmę, która nadal świetnie prosperuje, zapewniając jej stabilną sytuację finansową.

       Wang Jing zaczął się zastanawiać, czy to przez fakt, że jest coraz starszy, czy może przez to, że jego dzieci dorastały, ale zauważył, że strasznie zmiękło mu serce. Gdy był w podróży, myślał tylko o kupnie dzieciom prezentów, regularnych rozmowach na wizji. Kiedy jeszcze Gu Qing Pei pracował w Singapurze, uwielbiał obserwować go bawiącego się z jego dziećmi, wtedy zawsze wyobrażał sobie, że tak mogłaby wyglądać ich szczęśliwa, czteroosobowa rodzina.

       A teraz czuł frustrację i rozczarowanie, że nie mógł zobaczyć bliźniaków, zwłaszcza teraz, kiedy dopadło go noworoczne przygnębienie. Musiał znaleźć ujście dla tych negatywnych emocji, bo miał szczerą ochotę rozwalić ten dom do ostatniej cegły.

       - Hej... mógłbyś mi pomóc?

      Yan Zhuo wyjrzał z kuchni, wyrywając Wang Jinga z zadumy. Prezes poczuł gniew, bo niemalże zapomniał, że ten mały skurwiel kręci się po jego domu. W najgorszych koszmarach nie spodziewał się tak beznadziejnego końca roku.

      - Wolałbym ugotować coś z tobą?

      - Ze mną?

      Wang Jing zastanowił się przez chwilę i przeszło mu przez myśl, że może powinien być dla niego milszy, bo z taką buźką, chętnie by go schrupał.

     Poszedł do kuchni i zobaczył, że chłopak kroi warzywa z papierosem w ustach. Nucił też pod nosem piosenkę i nadal był tylko w ręczniku kąpielowym. Ten obrazek był na tyle seksowny, by rozgrzać wyobraźnię Wang Jinga.

      Oparł się o framugę drzwi, a jego wzrok błądził po każdym pojedynczym mięśniu Yana Zhuo.

      - Nie jem zielonej cebuli ani ostrych rzeczy, jagnięciny też nie jem, ani rzodkiewki i selera.

      - Dorosły facet, a taki wybredny.

      Chłopak spojrzał na niego spod byka.

      - Preferencje i wybredność nie mają nic wspólnego z wiekiem.

      Yan Zhuo uśmiechnął się złośliwie, ścisnął nóż kuchenny i wrócił do krojenia warzyw. Nie podnosząc głowy, powiedział:

      - Obczajasz mnie? I co, dobrze wyglądam?

     - Nawet bardzo.

     Wzrok Wang Jinga zsunął się z twarzy chłopaka na jego klatkę piersiową i brzuch, a na jego ustach pojawił się leniwy uśmiech.

      - Zapłaciłem, to chyba mogę popatrzeć?

      W oczach Yan Zhuo pojawił się zimny błysk, odwrócił się, rozłożył ręce na znak poddania, po czym roześmiał się kpiąco.

      - Chcesz zobaczyć więcej... nawet możesz przyjrzeć się z bliska...

      Właśnie zamierzał spojrzeć w dół, na swój ręcznik kąpielowy, kiedy Wang Jing z uśmiechem na ustach wymamrotał.

      - Ach, ta dzisiejsza młodzież.

      - Do usług.

     Yan Zhuo zakołysał biodrami w dość wyzywający i zapraszający sposób, przy czym uśmiechał się prowokacyjnie.

     - No chodź.

     Wang Jing zawahał się przez chwilę i tylko na niego patrzył. Chłopak cały czas w jednej ręce trzymał nóż, przez co atmosfera stała się ciut niebezpieczna. Postanowił nie grać w tę grę i się wycofał.

      - Pospiesz się, umieram z głodu.

      Nie miał dzisiaj nastroju na flirt, a tym bardziej na seks, zwłaszcza z dzieciakiem, który mieszkał w jego domu i pieprzył jego żonę, i przez którego czuł się kompletnie rozbity. Co gorsza, chłopak był ewidentnie w jego typie, a na dodatek teraz wyglądał, jak wyjęty z okładki magazynu o seksie... można popatrzeć, ale nic poza tym. Odpuścił go sobie i postanowił spróbować choć trochę odpocząć.

      Yan Zhuo zmrużył oczy i znowu zaczął kroić warzywa, a Wang Jing wrócił do salonu.

      Mecz jeszcze trwał, gdy posiłek był gotowy. Mężczyzna rzucił okiem na zastawiony stół i musiał przyznać, że dzieciak przeszedł jego oczekiwania. Gdy obaj usiedli, Yan Zhuo powiedział.

      - Spróbuj.

     Wang Jing skosztował pędu bambusa, który był chrupiący i pyszny, po czym skinął głową:

       - Świetnie gotujesz.

       Chłopak uśmiechnął się delikatnie.

       - Darujmy sobie te gadki o gotowaniu, myślę że znajdą się ciekawsze tematy do rozmowy.

      - Och, co masz na myśli?

     - Przyzwoicie wyglądający mężczyzna, z poważną miną, który siedzi tu ze mną przy stole i je w milczeniu.

       Yan Zhuo szedł w jego kierunku, patrząc na niego prowokacyjnie.

       - Spałem z twoją żoną... za darmo.

       Wang Jing zaśmiał się i nie zamierzał się łatwo poddać.

       - Cieszę się, bo to tylko oznacza, że jest jeszcze w całkiem niezłej formie.

       Denise miała prawie czterdzieści lat, była piękna i pełna uroku dojrzałej kobiety. Bez problemu mogła zainteresować sobą każdego mężczyznę. Jednak to nie miało znaczenia, problemem był ten bachor, taki młody, a już sprzedawał swoje ciało. Pewnie szukał szybkiego zarobku. Chociaż jego postawa była dość specyficzna, jak na tę profesję, był zbyt sceptyczny i bezczelny. W sumie Wang Jing nie mógł pojąć, dlaczego w ogólne się nad tym zastanawia, przecież nie chce niczego o nim wiedzieć.

       Mina Yan Zhuo była pełna pogardy.

       - Twoja żona przyprawia ci rogi, a ciebie to nie obchodzi?

       Wang Jing wzruszył ramionami.

       - Jeśli wydawałaby moje pieniądze na dziwki, byłbym niepocieszony.

       Po tych słowach roześmiał się cynicznie.

       - Dlatego dla równowagi, to ja wydałem na ciebie trochę kasy.

       W oczach chłopaka błysnął gniew, ale prezes tego nie zauważył. Yan Zhuo uśmiechnął się chłodno.

       - Twoje małżeństwo jest zbyt popieprzone.

       - Cóż, dobrze powiedziane, zgadzam się w stu procentach i w sumie tak jest dobrze.

       Mężczyzna celowo zażartował i dodał zniżając głos.

        - Ale nie tak dobrze, jakby mogło być z mężczyzną.

       Yan Zhuo postanowił rozwinąć ten wątek.

       - Co masz na myśli?

      - Mój gust jest nieco bardziej... wyjątkowy. A dzisiaj, ponieważ zapłaciłem tyle pieniędzy, oczekuję najlepszej obsługi. Mam nadzieję, że przestrzegasz etyki zawodowej i bynajmniej nie zamierzasz się wycofać?

       Wang Jing zaśmiał się złośliwie.

       - Może trochę zaboleć, ale nie martw się, w pobliżu jest szpital.

       Na ustach chłopaka pojawił się lodowaty uśmiech.

       - Chętnie zobaczę cię w akcji.

       - Będziesz mieć okazję.

       Wang Jing nie podejrzewał, żeby ten dzieciak był aż tak odważny. I jakoś specjalnie nie był zdziwiony, że jego żona nie wydała na niego ani grosza, to było do przewidzenia. Denise bardzo nie lubiła szastać kasą, a zwłaszcza na tego typu rozrywki.

        Jednak to nie zmieniło faktu, że Wang Jing czuł się fatalnie, a to noworoczne spotkanie, z tym aroganckim młokosem, kompletnie go dobiło. Było mu zwyczajnie smutno.

       W Singapurze mieszkało wielu Chińczyków i o północy było słychać odgłosy fajerwerków. Powitanie Nowego Roku zwykle obchodzi się bardzo hucznie. Miasto jest pełne światła i życia.

       A w jednym z domów na przedmieściu, dwóch Chińczyków siedziało razem, próbując zjeść wspólny posiłek, obaj w mrocznych nastrojach, bynajmniej nieskorych do świętowania.

       Nagle zadzwonił telefon Wang Jinga. Sięgnął po niego, by zobaczyć, kto dzwoni. Było to połączenie od Denise i od razu się domyślił, że telefon przejęły jego dzieci. Na samą myśl o tym uśmiechnął się promiennie, odebrał telefon i odezwał się ciepłym głosem przepełnionym czułością.

       - Witajcie, kochani.

       - Tata.

        W telefonie rozbrzmiały dwa dziecięce głosiki.

       - Tatusiu, szczęśliwego Nowego Roku!

       - Szczęśliwego Nowego Roku...

       Wang Jing roześmiał się dźwięcznie.

       - Przyjedziecie do mnie?

       - A może ty, tatusiu, przyjedziesz nas odebrać?

       - Niestety dziadek i babcia mieszkają za daleko. Będę tu na was czekał.

      Głos Wang Jinga był niezwykle delikatny.

      - Kupiłem wam mnóstwo prezentów.

      Yan Zhuo wpatrywał się w niego i zdawało mu się niewiarygodne, że ten mężczyzna posiada tak ciepłą stronę, a jego surowe zmarszczki momentalnie się wygładziły, w sumie ani jedna nie była widoczna.

      - Hura! Co nam kupiłeś tatusiu? Ja chce prezent!

      - W takim razie bądźcie grzeczni, słuchajcie mamy i dziadków, a gdy wrócicie do domu, to dam wam prezenty. Umowa stoi?

       Dzieci śmiały się i krzyczały podekscytowane do telefonu.

       Kiedy bliźniaki się urodziły, myślał, że dzieci tylko jedzą, piją, śpią i bywają hałaśliwe, zupełnie jak zwierzątka. Jednak, gdy dzieci dorastały, zaczęły mieć własne zdanie i osobowość, zdał sobie sprawę, że nie może ich traktować przedmiotowo, jako swych spadkobierców winnych mu posłuszeństwo. To byli mali ludzie potrzebujący szacunku i uczuć.

       Gdy zakończył rozmowę, uśmiech z jego twarzy nie schodził, spoważniał dopiero wtedy, kiedy Yan Zhuo spojrzał mu w oczy i sprowadził go tym na ziemię.

       - Co się tak gapisz?

       - Jako mąż zdajesz się być beznadziejny, ale jesteś niesamowitym ojcem.

      Wang Jing odwrócił wzrok i odpowiedział błyskawicznie.

      - A kim ty jesteś, żeby mnie oceniać? Nie komentuj, tylko zajmij się jedzeniem.

      Chłopak zaśmiał się cynicznie.

      - Utknąłeś z nieznajomym na sylwestra, nie udawaj, że jesteś taki milutki.

      Wang Jing odłożył pałeczki i powiedział swoim zwykłym prezesowskim tonem.

     - Nie zapomniałeś się? Zapłaciłem ci, dlatego, jak to mawiają, nauczę cię mówić językiem psów. Ale teraz się po prostu nie odzywaj.

      Yan Zhuo również odłożył pałeczki i spojrzał na niego z diabelskim wyrazem twarzy.

      - Kolejne zboczone hobby?

      - Tak.

      Chłopak przesłał mu spojrzenie ostre niczym brzytwa, zerwał się z miejsca i nagle w całym domu zapanowała ciemność. Wang Jing zamarł w bezruchu.

      - Cholera... przerwa w dostawie prądu?

      Yan Zhuo wziął głęboki oddech.

       - To przez deszcz, może wywaliło korki?

      Wang Jing wstał i postanowił poszukać skrzynki z narzędziami, ale nie bywał w domu zbyt często i nie wiedział, gdzie ma szukać. Wyjął telefon, żeby sobie poświecić.

      - Gdzie jest skrzynka z narzędziami?

     - Mnie pytasz? Przecież to twój dom.

    - Daruj sobie i pomóż mi szukać.

     Wang Jing zaczął poszukiwania w pokoju... Yan Zhuo szedł za nim i rozglądał się wokół. W końcu prezes znalazł skrzynkę w narożnej szafce kuchennej, w której też znajdowała się latarka. Mężczyzna zapalił ją i zszedł do garażu. Otworzył skrzynkę elektryczną i spróbował włączyć korki, ale to nie zadziałało. Kiedy otworzył skrzynkę z okablowaniem, pojawił się Yan Zhuo.

     - Umiesz to naprawić?

     Chłopak wyłonił się z ciemności i nagle jego oświetlona latarką twarz pojawiła się tuż przed Wang Jingiem, który omal ducha nie wyzionął.

     - Ty cholerny gnojku, co się tak skradasz? Przestraszyłeś mnie na śmierć.

     - Nie założyłem butów.

      - Dlaczego chodzisz bez butów? W garażu nie jest najczyściej.

      - Mam ponad 190 cm wzrostu, czyje kapcie mógłbym założyć?

     Po tych słowach chłopak szturchnął go lekko.

     - Umiesz to naprawić?

     - Lepiej niż ty.

     Yan Zhuo wyrwał mu z rąk narzędzia i sam zaczął sprawdzać napięcie.
Wang Jing stał tylko i świecił mu latarką, czując się odrobinę zakłopotany. Chłopak podczas sprawdzania powiedział.

     - Jesteś beznadziejny i na dodatek koszmarny z ciebie mąż. Twoja żona musiała być ślepa, że za ciebie wyszła.

     - Ona ma bardzo dobry wzrok.

     Odburknął Wang Jing, po czym dodał obojętnym tonem.

     - Będziesz mówił po ludzku, czy zamierzasz tylko szczekać?

     Yan Zhuo nie wziął sobie do serca tych uszczypliwości, uznał, że to tylko pretekst, by go sprowokować.

      - Wiesz, że jesteś większym śmieciem, niż sobie wyobrażałem.

      Tym razem Wang Jing nie wytrzymał i wpadł w furię. Pchnął chłopaka i przycisnął go do ściany.

     - Kurwa, powiedz to jeszcze raz!

     Yan Zhuo dmuchnął mu dymem z papierosa prosto w twarz i powtórzył bez cienia strachu.

      - Śmieć.

      Wang Jing poczuł irytujące mrowienie na skórze, miał szaloną ochotę walnąć Yan Zhuo w twarz, w sumie chciał to zrobić, odkąd wszedł do domu i go zobaczył.

      W świecie biznesu był postrzegany jako dojrzały i rozważny prezes wielkiej firmy. Jednak w tę okropną noc sylwestrową miał ochotę uwolnić cały gniew i frustrację, które zgromadziły się w jego sercu. Dlatego nie myśląc wiele, wyprowadził cios...

      Chłopak zrobił unik i sam zaatakował prosto w brzuch Wang Jinga. Mężczyzna poczuł silny ból, ale nie stracił czujności i walnął go z łokcia w bok, prosto w żebra. Chwilę później Yan Zhuo otrząsnął się, złapał Wang Jinga za kołnierz i zasunął mu z pięści w policzek.

     Cios był mocny i prezes dokładnie go odczuł, miał nawet przeciętą wargę i poczuł w ustach smak napływającej krwi. To go całkowicie wybiło z równowagi i nagle upadł na podłogę, czując zawroty głowy. I chociaż ból pobudził jego mózg do działania, to jednak złość zdusiła w nim wszelkie rozsądne myśli.

     Wypluł krew, wstał i spojrzał na chłopaka z wściekłością, po czym rzucił się na niego. Yan Zhuo zaparł się nogami, odpierając atak i chwycił Wang Jinga w pasie, krzycząc na niego.

      - Zamierzam cię dzisiaj naprostować w imieniu twojej żony!

      Oświetlało ich słabe światło latarki. Gdy znów się rozdzielili, ich sylwetki były ledwo widoczne. Yan Zhuo wyprowadził kopnięcie, ale jedynie otarł się o miednicę mężczyzny, który mimo wszystko poczuł lekki ból. Wang Jing błyskawicznie złapał go za nogę i cisnął nim o ścianę. Chłopak w wyniku uderzenia stracił równowagę, a Wang Jing wykorzystał okazję i ponowił atak, serwując mu kilka szybkich, prostych ciosów.

       Chłopak szybko wrócił do pozycji walki i złapał Wang Jinga za nadgarstki. Po krótkiej szarpaninie Yan Zhuo upadł, a prezes wylądował na nim. Byli teraz bardzo blisko siebie i Wang Jing poczuł, że jego ciało dość intensywnie zareagowało na chłopaka, który również to poczuł i nie omieszkał skomentować.

      - Jesteś obleśnym zbokiem!

      Obaj natychmiast wstali, a Wang Jing był tak wściekły, że już kompletnie nad sobą nie panował.

      - Pamiętasz, co ci powiedziałem!

      Uniósł pięść i uderzył Yan Zhuo w policzek, aż głowa chłopaka odchyliła się w bok. Jednak on sam nie stracił zimnej krwi i odepchnął go z całej siły, że aż Wang Jing walnął plecami w skrzynkę elektryczną.

      Mężczyzna poczuł, jak prąd poraża każdą komórkę jego ciała, zaczął się trząść, a jego oczy nienaturalnie się rozszerzyły.

      Ostatnim dźwiękiem jaki usłyszał, zanim stracił przytomność, było jego imię, które rozpaczliwie wołał Yan Zhuo.

       Wang Jing obudził się z głębokiego snu, jęknął przeciągle i powoli otworzył oczy. Przywitał go widok okrągłej, ślicznej buzi jego córki. Czuł, że ma lukę w pamięci, bo nie wiedział, jak się tu znalazł.

      - Tatuś, tatuś się obudził!

      Mała Ann wpadła w jego ramiona.

      - Ann...

      Wang Jing podniósł rękę i pogładził ją po plecach. Czuł się cały obolały, ogólnie czuł się fatalnie. Pamiętał dokładnie powód, przez który zaczęli walczyć, pamiętał też moment porażenia prądem...

      Jego syn również podbiegł do niego i wywalczył sobie miejsce w ramionach ojca.

      - Tato, dlaczego tak długo spałeś?

      - Nan, Ann.

      Chwilę później w drzwiach pojawiła się kobieta, która podeszła do łóżka i odciągnęła od niego dzieci.

       - Tatuś nie czuje się najlepiej, dajcie mu jeszcze chwilę odpocząć.

      Dwoje dzieci niechętnie opuściło pokój. Wang Jing podniósł ciężkie powieki i wyszeptał:

      - Denise, wróciliście.

      - Yan Zhuo zadzwonił do mnie i powiedział, że zostałeś porażony prądem, przestraszyłeś nas.

       Denise dotknęła jego czoła i poczuła ulgę.

      - W końcu się obudziłeś.

      - Yan... Zhuo?

      Wang Jing pamiętał, jak był wściekły na tego bachora. Postanowił oddać go w ręce policji, gdy już dojdzie do siebie.

     Gdy usiadł na łóżku, zobaczył Yan Zhuo siedzącego na krześle z uśmiechem na ustach. Wyglądał, jakby perfidnie się z niego śmiał.

      Prezes powiedział ze złością do żony:

     - Nie masz wstydu, żeby go tu zapraszać? Kupiłem ten dom dla ciebie i naszych dzieci. Nie po to, żebyś sprowadzała tu męskie dziwki!

      Denise momentalnie spochmurniała i odpowiedziała ostro.

      - Co to za bzdury, przecież to syn mojego kuzyna! Nie pamiętasz go? Był na naszym ślubie.

      Wang Jing był w szoku, że aż mu mowę odjęło. Za to Yan Zhuo spojrzał na niego i radośnie zasalutował, uśmiechając się ironicznie.

      Denise westchnęła głęboko i postanowiła nakreślić mężowi sytuację.

      - Nie wiedziałam, że Yan Zhuo będzie w domu. Chłopak nie lubi mieszkać sam w hotelu, dlatego od czasu do czasu mieszka z nami. Jesteś żałosny, że pomyślałeś o czymś takim. Nie wszyscy są tak bezwstydni jak ty.

      Wang Jing jedynie potarł brwi, był szalenie zawstydzony. Chciał ponownie leżeć nieprzytomny i o niczym nie myśleć.

      Niestety był świadomy i dobrze pamiętał, o czym wczoraj rozmawiali i co zrobili... Nie spodziewał się, że ich spotkanie będzie mieć tak zawstydzający finał. Jak przez mgłę pamiętał, że chłopiec o tym imieniu był na ich ślubie, ale po tylu latach, niby jak mógł go rozpoznać.

      Yan Zhuo oczywiście nie mógł sobie odpuścić.

      - Jak już rozmawiamy o dziwkach, to musisz być naprawdę kiepski, skoro wydajesz na nie kasę.

      - Yan Zhuo, zamknij się. Wczoraj obaj się nie popisaliście. Podejdź i przeproś wujka.

      Denise warknęła na chłopaka, który momentalnie jej odpowiedział.

      - Ciociu, nadal jesteś piękna i bez problemu możesz znaleźć sobie kogoś lepszego. Nie ma co marnować życia dla takiego typa.

      - Czy ty nie masz za grosz szacunku do starszych?!

      Twarz Denise aż płonęła.

      - Przeproś!

      Yan Zhuo wziął głęboki oddech, podszedł do łóżka, pochylił się i oparł się o materac. Ostrym i przenikliwym wzrokiem zmierzył Wang Jinga i tłumiąc śmiech, powiedział.

      - Wujku, bardzo przepraszam, że cię uderzyłem, chociaż jesteś prawdziwym dupkiem i w pełni sobie na to zasłużyłeś.

      - Yan Zhuo!

     Krzyknęła Denise, a Wang Jing odpowiedział z uśmiechem na ustach:

      - Naprawdę wyglądasz jak męska dziwka, nie obwiniaj mnie za to drobne nieporozumienie.

      - Wang Jing, a myślałam, że jesteś dorosłym mężczyzną... dajcie spokój!

      Denise poczuła się bezradna i zła, odwróciła się na pięcie i wyszła.

      Dwaj mężczyźni patrzyli na siebie w tej dość niezręcznej ciszy, którą w końcu przerwał Yan Zhuo.

      - Rozwiedź się z nią.

      - Jest jej łatwiej, jako mężatce. Zresztą mamy układ, że ona opiekuje się naszymi dziećmi, a ja zabezpieczam ją finansowo.

      Po chwili milczenia Wang Jing dodał.

      - Udajemy małżeństwo już od tylu lat, że rozwód niczego tu nie zmieni. Zresztą nie przeszkadza mi, że jesteśmy formalnie małżeństwem, a dla dobra dzieci możemy być w związku już na zawsze.

      - Taa...

      Syknął chłopak, a Wang Jing zmrużył oczy.

      - Masz gówniany związek.

      - Tylko dlatego, że...

      Nagle Yan Zhuo mu przerwał, pochylając się nad nim i szczypiąc go w podbródek.

      - Większość ludzi nie dałaby rady wytrzymać z kimś takim jak ty.

      - Co masz na myśli?

      - To zabawne i w pewnym sensie fascynujące.

      Yan Zhuo zacisnął wargi i uśmiechnął się szeroko.

       - Podobasz mi się.

      Wang Jing odsunął jego rękę.

     - Jesteś chory.

     Prezes odrzucił kołdrę, żeby wstać z łóżka, ale Yan Zhuo pchnął go z powrotem, żartując z niego.

     - Wang Jing, zapłaciłeś mi, a ja jeszcze cię nie obsłużyłem.

     - Ach, tak?

     Mężczyzna usiadł na łóżku i złowieszczo się uśmiechnął.

     - W takim razie uklęknij.

     Yan Zhuo zmrużył oczy.

     - Uklęknij przed wujkiem, a dam ci dużą czerwoną kopertę.

     Wang Jing wyszczerzył się w uśmiechu, a Yan Zhuo zacisnął pięści.

      - Nie masz dość po wczorajszej nocy? Chyba się spisałem, co?

      Gdy chłopak przyklęknął, Wang Jing wstał i ruszył w stronę drzwi, mówiąc dość chłodnym tonem.

       - Jesteś dla mnie jak nieopierzony ptaszek.

       Yan Zhuo obrócił się, patrząc na plecy Wang Jinga, a jego oczy płonęły. Na wszystkich spotkaniach rodzinnych, najczęściej rozmawiano o najprzystojniejszym, najbardziej aroganckim, błyskotliwym, wybitnym i nietuzinkowym kuzynie. I choć był bardzo bogaty, to miał wyjątkowo ciężki charakter. Dla większości ludzi ten mężczyzna był wręcz nie do zniesienia, gdyż był szczery, butny, frywolny. Ale bez względu na więzi rodzinne, czy też powiązania biznesowe, wszyscy wokół go podziwiali i uwielbiali. A on Yan Zhuo doskonale ich rozumiał.

       Zrozumiał to, kiedy miał zaledwie dziesięć lat, na weselu, kiedy widział na własne oczy, jak ten mężczyzna swoim blaskiem przyćmił wszystkich, robiąc z nich jedynie tło dla swojej osoby.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Akwamaryn

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                                

Komentarze

  1. Ciekawe czy bedzie historia ich dalszych losow...

    OdpowiedzUsuń
  2. Antha:-)
    Ja też chcę dalszego ciągu… Uważam, że powinnaś napisać!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeśli kiedyś będę mieć niewykorzystany kawałek czasu - to chętnie pociągnę ten temat ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz