Beloved Enemy [PL] - Rozdział 44 : Dziś jest twój szczęśliwy dzień

 Następnego ranka mecenas Zhao przyprowadził ze sobą dwóch ochroniarzy, którzy towarzyszyli im w drodze ze szpitala do hotelu. Kiedy usiedli w trójkę w pokoju, Pan Zhao opowiedział o wszystkim, czego się wczoraj dowiedział. Poinformował ich także, że skontaktował się z doradcą procesowym i umówił się z nim po południu na spotkanie. 

W tej chwili sprawa odrobinę się zagmatwała. Życie Yuan Yanga było zagrożone i jego bezpieczeństwo było priorytetem, dlatego postanowili przygotować się na każdą okoliczność, nawet w ostateczności na konieczność wycofania pozwu. Jednak, w razie tej ewentualności, mecenas Zhao miał w zanadrzu odwołanie.

Yuan Yang stracił dość sporo krwi i był nieco blady, mimo to miał wyjątkowo dobry nastrój. Jedyny dyskomfort, jaki odczuwał, to brak pełnego zakresu ruchu ręką, ale nie przejmował się tym i w każdej chwili był gotowy na zemstę.

Yuan Li Jiang przyleciał do miasta XX około południa, nie pozwolił nikomu przyjechać po siebie na lotnisko, wziął taksówkę. Prezes z natury był duszą towarzystwa, zawsze miał świetny kontakt z ludźmi oraz pozytywne nastawienie do świata. Odpowiadał na żarty i sam chętnie nimi rzucał, jednak teraz był poważny i stanowczy jak nigdy wcześniej. Wiało od niego grozą, że aż włos się jeżył na karku.

Gdy wszedł do pokoju hotelowego, nie spojrzał na nikogo innego, tylko na syna. Yuan Yang wstał i chciał już coś powiedzieć, ale ojciec do niego podszedł i wymierzył mu policzek w twarz, zanim oficjalnie z wszystkimi się przywitał.

W pokoju zapadła grobowa cisza.

    Przerwał ją prezes zwracając się do syna.

- Czy ty zawsze musisz polegać jedynie na sile swoich mięśni? Myślisz, że jesteś niezwyciężony? Mając do czynienia z takimi szumowinami, powinieneś się ukryć, a nie walczyć! Kompletnie straciłeś rozum?

Yuan Yang szybko wszedł mu w słowo.

- Nie mogłem się ukryć, próbowałem uciec… ale samochód…

- Nie wciskaj mi kitu, znam cię aż za dobrze.

Yuan Li Jiang wskazał na jego ramie.

- Czy to poważna rana?

- Nie.

- Cóż…

    Odetchnął z ulgą i usiadł na łóżku ze srogą miną.

Następnie spojrzał na Gu Qing Peia już nieco bardziej rozluźniony.

- Mój drogi Gu, czy też jesteś ranny?

- Dzięki twojemu synowi nic mi nie jest.

Spojrzał na chłopaka i posłał mu pełne wdzięczności spojrzenie. Yuan Yang uśmiechnął się w odpowiedzi.

    Na sam koniec prezes spojrzał na mecenasa.

- Mój drogi Zhao, sprawdziłeś ich dokładnie w rejestrze handlowym? Dowiedz się jeszcze, która kancelaria prawna ich reprezentuje. Dzisiaj funkcjonariusze skarbowi wejdą do nich na kontrolę podatkową, która bez wątpienia zakończy się wniesieniem oskarżenia. 

Po tych słowach prezes obrzucił wszystkich obecnych chłodnym spojrzeniem, dlatego mecenas Zhao szybko odpowiedział.

- Sprawdziłem ich… jeśli chodzi o rejestr handlowy, są czyści. Jednak w kwestii zakresu prowadzonej działalności jest już się do czego przyczepić. Warto sprawdzić też ich rachunki bankowe, są tam transakcje, które bez wątpienia ich pogrążą. 

- Nie dzielmy skóry na niedźwiedziu. Są bardzo odważni, dlatego musimy zachować maksymalną ostrożność.

Mecenas zarumienił się i przytaknął. Prezes zwrócił się do pana Gu.

- Qing Pei, chodź ze mną.

Wyszli na balkon i zamknęli za sobą drzwi. Yuan Li Jiang spojrzał na niego i powiedział.

- Widzę, że stosunki między tobą a Yuan Yangiem się poprawiły.

Pan Gu czuł wyrzuty sumienia, kiedy odpowiadał na to pytanie.

- Zaangażował się w tę sprawę i ogólnie stał się nieco bardziej rozsądny.

- Świetnie, już od jakiegoś czasu zauważyłem zmianę w jego podejściu do pracy, zrobił tak ogromny progres tylko dzięki tobie.

- Prezesie, przeceniasz moją rolę.

Yuan Li Jiang poklepał go po ramieniu.

- Gu Qing Pei, potraktuj to, co się stało, jako lekcję dla ciebie. Wierz mi, że kiedy byłem w twoim wieku, to jeszcze wielu rzeczy musiałem się nauczyć. Weź to pod uwagę, potraktuj jako ostrzeżenie i wyciągnij wnioski.

- Wezmę to sobie do serca, prezesie.

- Yuan Yang świetnie się z tobą dogaduje, a co najważniejsze wziął się w końcu do pracy. Jestem z tego bardzo zadowolony. Nadal chcę, żebyś był jego mentorem, bo chłopak liznął dopiero same podstawy biznesu, ale nie pozwolę, by coś takiego wydarzyło się ponownie.

- Rozumiem.

Gu Qing Pei czuł ścisk w piersi, ledwo mógł złapać oddech. Zdaje się, że nie docenił ojcowskiej miłości i uwagi, jaką prezes poświęcał synowi. Wiedział, że zrobi dla niego wszystko, nawet niemożliwe, przez co jego zachowanie było nie do przewidzenia.

Postanowił zrobić wszystko, by nigdy więcej nie narazić się prezesowi, ponieważ wiedział, że gdy kolejny raz nawali, przyjdzie mu zapłacić za to wysoką cenę.

Yuan Li Jiang uśmiechnął się łagodnie.

- Od teraz przejmuję sprawę, muszę dać im nauczkę i zadbać, żeby nie mogli cieszyć się zwycięstwem zbyt długo. Odrzucili nasze warunki i zaatakowali mojego syna. Chcę dać im do zrozumienia, że nie mogą tknąć palcem moich dzieci, bo jeśli to zrobią, skończą w więzieniu.

- Prezesie, rozumiem, proszę powiedzieć, jak mogę pomóc.

- Ty i Yuan Yang nie pokazujcie się publicznie przez jakiś czas, mecenas Zhao sam sobie z tym poradzi.

- Dobrze.

Gdy wrócili do pokoju, prezes wziął płaszcz i odwrócił się w stronę wyjścia. Yuan Yang zwrócił się do niego z prośbą.

-  Tato, tylko nie mów o tym mamie.

Yuan Li Jiang zapytał.

- Co takiego?

- Nie mów jej.

- Nic jej nie powiedziałem, ale ona i tak się dowie… Jeśli nie chcesz, żeby twoi rodzice się martwili, nie rób nigdy więcej tak głupich rzeczy. Zostań w hotelu przez kilka najbliższych dni, lekarz będzie cię odwiedzał. Obaj nigdzie nie wychodźcie, dam wam znać, kiedy będziecie mogli wrócić do Pekinu.

Prezes zrobił kilka kroków, po czym obejrzał się i zobaczył, że chłopak ciągle na niego patrzy, wetchnął głęboko, wrócił i usiadł obok niego.

- Po południu zjem z tobą obiad.

Spojrzał na syna w milczeniu, na jego zabandażowane ramie, chciał coś jeszcze dodać, ale w końcu jedynie westchnął.

Chłopak czuł się nieco przytłoczony, objął ojca i potrząsnął jego ramionami śmiejąc się.

- Tato, nie martw się, wszystko jest w porządku.

Yuan Li Lijang powtórzył po synu.

- Tak… w porządku…

Gu Qing Pei patrzył, jak twarz prezesa momentalnie łagodnieje i poczuł ulgę.

Po obiedzie Yuan Li Jiang poszedł na umówione spotkania, a mecenas Zhao wrócił do swoich zajęć. W hotelu zostały dwie osoby, którym zabroniono wychodzić, przynajmniej przez najbliższy tydzień. Pan Gu martwił się swoją nieobecnością w firmie, chociaż miał laptopa i mógł pracować zdalnie, to jednak nie miał pełnej kontroli nad tym, co się działo w poszczególnych działach.

Ze względów bezpieczeństwa mieszkali w apartamencie biznesowym z dwoma ochroniarzami, którzy zajmowali salon, podczas gdy oni mieszkali w sypialni.

Po obiedzie Yuan Yang położył się, żeby odpocząć, a gdy się obudził był już późny wieczór. Gu Qing Pei siedział obok niego oparty o wezgłowie łóżka i pisał coś na laptopie, który trzymał na kolanach. Był bardzo skupiony, światło ekranu odbijało się w jego okularach. Mimo że nie było widać jego oczu, fakt, że miał zaciśnięte wargi wskazywał, że treść dokumentu wymagała uwagi. Chłopak cicho zapytał.

- Co robisz?

Pan Gu odwrócił się do niego.

- Obudziłeś się?

Yuan Yang chciał odpowiedzieć, ale poczuł suchość w gardle. Gu Qing Pei wziął szklankę wody ze stolika nocnego i podał mu ją.

- Masz tu wodę.

Chłopak usiadł i wypił.

- Na zewnątrz jest już ciemno, jak długo spałem?

- To nieistotne. Straciłeś dużo krwi, dlatego jesteś osłabiony. Musisz dużo odpoczywać.

- Proszę cię, ta rana to nic takiego. Najwyraźniej już nie jestem tak wytrzymały, jak kiedyś.

Po tych słowach wpatrywał się w twarz pana Gu przez kilka minut, po czym zdjął mu okulary.

- Masz czerwone oczy, pewnie siedzisz przed kompem od kilku godzin. Odpocznij.

Mężczyzna przetarł oczy.

    - Przeglądałem reklamy, jakie zamieścili w Internecie. Oferują wiele rzeczy, które wykraczają poza zakres ich działalności. Znalazłem też kilka informacji, które mogą przydać się organom podatkowym podczas kontroli.

- Nie martw się, nie uciekną. Monitorowane są dworce i lotniska.

- Tak, nie da się ukryć, że mają kłopoty.

Pan Gu odłożył laptopa na bok, naprawdę był wykończony.

Yuan Yang położył się na jego kolanach, zdrową ręką objął jego szyję i spojrzał mu w oczy.

- Chcę się z tobą kochać.

Mężczyzna odpowiedział stanowczo.

- A ja chcę z tobą porozmawiać o czymś ważnym.

- Nie chce o niczym gadać, chce się z tobą kochać.

Yuan Yang ugryzł ubranie pana Gu i powiedział niedbale.

- Wyskakuj z ciuchów.

Gu Qing Pei zaniemówił. Chłopak zaczął delikatnie głaskać jego brzuch, chcąc go pchnąć na łóżko, jednak z jedną unieruchomioną ręką nie radził sobie za dobrze.

Pan Gu nie mając innego wyboru położył się na boku tuż obok niego, a jego ręka szybko wsunęła się w spodnie Yuan Yanga.

Chłopak zamarł w bezruchu i gapił się tępo na Gu Qing Peia, który rzucił mu mroczne spojrzenie i zapytał.

- Naprawdę chcesz to zrobić? Nie boisz się, że rana się otworzy? Odpuśćmy dzisiaj…

Yuan Yang czuł, jak ta zręczna ręka dopadła jego członka, przez co krew zaczęła wrzeć mu w żyłach. Był tak podniecony, że rzucił się na Gu Qing Peia i pocałował jego miękkie usta.

Mężczyzna wyciągnął także swojego penisa i ujął dłonią oba, pocierając je o siebie nawzajem. Smukłe nogi Yuan Yanga przeplatały się z jego nogami, owijały się wokół siebie niczym węże. Chłopak jęknął.

Pan Gu szepnął.

- Bądź cicho.

Bał się, że ochroniarze, wynajęci przez pana Zhao, usłyszą te nieprzyzwoite dźwięki i wejdą sprawdzić, co się dzieje.

- I kto to mówi… Ale skoro mam być cicho, to cię pocałuję…

Chłopak ugryzł go w usta i wdarł się swoim językiem między jego wargi. Mężczyzna zamknął oczy i odpowiedział entuzjastycznie na pocałunek, przez co Yuan Yung podniecił się jeszcze bardziej. Gu Qing Pei tak bardzo się zmienił. Na początku stawiał opór, a teraz sam wychodzi z inicjatywą, wystarczyło, że został draśnięty.  W sumie stwierdził, że warto było dać się pociąć.

Po chwili obaj dali się ponieść chwili… stymulowali swoje penisy, zaczęli się intensywnie pocić, jednak Gu Qing Pei przerwał nagle, zanim sprawy wymknęły się spod kontroli. Dobrze wiedział, że Yuan Yung był nie do zatrzymania, poza tym wystarczyło tych kilka nagłych ruchów i rana na jego ramieniu znów zaczęła krwawić.

Pan Gu od razu wezwał lekarza, a chłopak był wściekły, że z tak błahego powodu nie mogli kontynuować. Chociaż z drugiej strony, mimo że bolała go ręka, to jednak czuł się szalenie szczęśliwy. Objął w pasie pana Gu i potarł głową o jego brzuch, po czym wbił zęby w jego delikatną i miękką skórę.

Pan Gu poklepał go po głowie.

- Nie gryź mnie, masz ostre zęby.

Chłopak od razu przestał i jeszcze mocniej się do niego przytulił. 

Chwilę później przyszedł lekarz, zdjął opatrunek i obejrzał ranę. Gdy Gu Qing Pei zobaczył sączącą się z niej krew, jego twarz zrobiła się popielata, za to Yuan Yang kompletnie nie przejmował się tym, co robi lekarz i nie słuchał tego, co mówił. Oczywiście nie uszło to uwadze jego mentora. Szybko poklepał chłopaka po twarzy, by jednak skoncentrował się na słowach doktora.

- Słuchaj uważnie młody człowieku… Nie zamocz bandaża, nie jedz ostrych potraw, nie wykonuj gwałtownych ruchów.

Yuan Yang miał skwaszoną minę, bo jego uwaga była skupiona na Gu Qing Peiu i naprawdę miał gdzieś lekarskie kazania. Gdy doktor wyszedł, dyrektor zapytał.

- Jesteś głodny?

Chłopak potrząsnął głową, złośliwie się uśmiechając.

- Od wczoraj nie brałem prysznica, muszę się odświeżyć, chciałbym się wykąpać.

- Och…

Gu Qing Pei przełknął ślinę, a chłopak zaczął się wiercić i patrzeć na niego znacząco.

- Chcesz, żebym cię umył?

W odpowiedzi Yuan Yang wskazał na swoje ramię.

- Nie mogę się ruszać, a tym bardziej zamoczyć opatrunku.

Pan Gu uniósł brew i się uśmiechnął.

- W porządku. Dziś jest twój szczęśliwy dzień, najpierw obsłużyłem cię moją ręką, a teraz pomogę ci się umyć. Wstawaj.

Chłopakowi nie trzeba było dwa razy powtarzać.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa

Poprzedni 👈             👉 Następny



Komentarze