Beloved Enemy [PL] - Rozdział 69 : W końcu cię dorwałem

             Yuan Yang naciągnął kołnierz na twarz i zdjął czapkę, po czym ruszył w stronę nieco zrujnowanego budynku, bo właśnie tam był adres, który został mu wysłany smsem.

            Ponieważ zimą dni są krótsze, zaczęło się ściemniać, a że była to pora obiadowa, w okolicy kręciło się całkiem sporo ludzi. Yuan Yang był bardzo wysoki i ściągał na siebie wzrok przechodniów, którzy patrzyli na niego ukradkiem.

            Chłopak szedł ze spuszczoną głową i usilnie próbował przypomnieć sobie, jak wygląda Liu Qiang.

             Gdy znalazł się przed budynkiem, sprawdził wszystkie zakamarki i każdą ewentualną drogę ucieczki, którą mógłby wykorzystać Liu Qiang, dopiero potem wszedł po schodach na piętro. Minutę później stał pod drzwiami i naciskał dzwonek, który zabrzmiał donośnie. Nagle z mieszkania dobiegł odgłos szybkich kroków, a potem ktoś zapytał:

             - Kto tam?

             - Administracja.

             Powiedział Yuan Yang, jednocześnie opuszczając głowę. Światło na klatce schodowej było zepsute, przez co panował na niej półmrok i raczej nie było szansy, żeby zobaczyć przez judasza, kto stoi za drzwiami.

              - Coś się stało?

              - Sąsiad na dole ma zalaną łazienkę, sprawdzamy piony.

              Najwyraźniej osoba w mieszkaniu wahała się, czy otworzyć, jednak po chwili drzwi lekko się uchyliły.

              - Co ty...

              Głos Liu Qianga uwiązł w gardle, gdy zobaczył wycelowaną w niego lufę pistoletu i szybko zablokował drzwi. Yuan Yang spojrzał na niego z pogardą.

             - Otwieraj.

             Liu Qiang parsknął śmiechem, po czym odpowiedział kpiąco.

             - Dzieciaku, to nie jest zabawka, uważaj, bo ta spluwa może przez przypadek wystrzelić.

             Yuan Yang odbezpieczył broń.

             - Otwieraj, bo strzelę?

             Nagle na czole Liu Qianga pojawiły się krople zimnego potu. Otworzył drzwi i podniósł obie ręce do góry, jednak cały czas nie przestawał się uśmiechać.

             - Możesz pożałować, że przyszedłeś sam.

             Yuan Yang szybko wszedł do salonu i od razu zorientował się, że był tam ktoś jeszcze. Jednym kopniakiem wysłał Liu Qianga na podłogę i skierował broń w stronę okna.

             Lufy dwóch pistoletów mierzyły do siebie, a po chwili przeciwnicy mogli dokładnie zobaczyć swoje twarze.

             - Yuan Yang?

             Chłopak zmarszczył brwi słysząc znajomy głos.

             - Wujek Qin Shu? Skąd się tu wziąłeś?

             Był to ochroniarz jego dziadka, to on szkolił go w walce wręcz i nauczył strzelać z broni palnej. Byli w bardzo bliskich relacjach. Qin Shu natychmiast odłożył broń, Yuan Yang również opuścił ramię. Po raz kolejny kopnął Liu Qianga, który próbował wstać, jednak chłopak mu na to nie pozwolił nadeptując na jego klatkę piersiową i celując w głowę z pistoletu. Na koniec odezwał się wściekły.

            - Leż spokojnie. Sprawa sądowa zostanie wycofana, a jeśli nie chcesz, żebym odstrzelił ci ręce i nogi, to oddawaj film i zdjęcia.

             Liu Qiang wytarł zakrwawiony nos i uśmiechnął się kpiąco.

             - To moja polisa na życie, nie mogę ci jej ot tak oddać.

             Yuan Yang ponownie uderzył go pistoletem w twarz, aż krew trysnęła.

            Qin Shu podszedł do niego, by go powstrzymać.

            - Yuan Yang, spokojnie, jestem tu w tej samej sprawie.

            Chłopak odepchnął go i powiedział groźnym tonem.

           - Wujku, naprawdę wiesz, o co chodzi? Ojciec ci powiedział?

           Qin Shu zerknął na niego nieco skrępowany.

           - Znam ogólny zarys, bez szczegółów. Twój ojciec poprosił, żebym coś odzyskał.

           Spojrzał na Liu Qianga.

           - Mam to, czego chciałeś. Czas na twój ruch.

            Liu Qiang z trudem podniósł się z podłogi.

           - Nic ci teraz nie dam. Poczekaj, aż opuszczę kraj i znajdę się w bezpiecznym miejscu. Zresztą musimy przedyskutować szczegóły. Jak oddam ci wszystko teraz, to od razu mnie sprzątniesz, myślisz że jestem głupi?

            Yuan Yang splunął.

            - Jesteś pieprzonym kretynem. Wujku Qin, naprawdę zamierzasz z nim pertraktować? Obedrę go żywcem ze skóry, ciekawi mnie, ile wytrzyma.

            Po tych słowach chłopak złapał Liu Qianga za gardło, a po chwili twarz mężczyzny zrobiła się purpurowa, ledwo wycharczał.

            - Jak chcesz, to mnie zabij. Jeśli to zrobisz, to ten wyjątkowy filmik pójdzie do sieci i każdy będzie mógł go zobaczyć, hahaha.

            Qin Shu przybrał gniewną minę starając się ich rozdzielić. Zwrócił się ponurym głosem do Yuan Yanga.

             - Uspokój się, twój ojciec wie, co robi. Pozwól mi działać.

             Chłopak zacisnął dłoń w pięść i spojrzał na Liu Qianga. Nie podobały mu się metody ojca. Jeśli ten drań opuści kraj, to potem będzie naprawdę ciężko go dorwać. Poza tym polowanie na kogoś za granicą nie jest zbyt wygodne. Yuan Yang nie miał zamiaru go wypuścić. Liu Qiang widział nagiego Gu Qing Peia i chociażby przez to, zasłużył na śmierć, a co więcej, wysłał ich wspólne zdjęcia jego ojcu. Jeśli nie odetnie temu skurwielowi rąk, to za nic nie pozwoli mu odejść.

              Jednak chwilowo odpuścił, chciał zobaczyć, jak Qin Shu zamierza sobie z nim poradzić. Stał w gotowości i tylko czekał na dogodną okazję, żeby dorwać drania.

             Qin Shu spojrzał na Liu Qianga z pogardą.

             - Prezes zamierza założyć wspólne kont o internetowe. Obie strony będą musiały się zalogować, zanim zostaną przelane środki. Gdy już dotrzesz w bezpieczne miejsce, wpłacimy pieniądze, wszystkie kopie filmu muszą zostać zniszczone, a wtedy zostanie wydana zgoda na wycofanie pozwu.

              - Co jeśli mi nie zapłacicie?

              - A co jeśli zostawisz sobie jedną kopię?

             Qin Shu spojrzał na niego lodowatym wzrokiem.

             - My też podejmujemy ryzyko, możemy sobie jedynie ufać. Jeśli nadal masz wątpliwości... to pozwól, że dam ci radę. Nie zaostrzaj konfliktu, bo pozbycie się ciebie i twoich bliskich jest niezwykle łatwe.

             Liu Qiang zbladł i zastanawiał się przez kilka sekund nad przedstawioną mu propozycją.

              - Dobra, zgadzam się.

             Qin Shu wyjął teczkę.

             - W środku znajdziesz informacje na temat wspólnego konta, a także paszport, bilet lotniczy i trochę gotówki. Gdy już będziesz w Niemczech, jedź gdzie chcesz. Europa co prawda za duża nie jest, ale mała też nie, nie będzie łatwo cię znaleźć. Kiedy dotrzesz w bezpieczne miejsce, skontaktuj się z nami.

              Yuan Yang spojrzał na Liu Qianga z twarzą pełną pogardliwej obojętności, zupełnie jakby patrzył na martwego już człowieka.

              Mężczyzna był tak przerażony miną chłopaka, że cały trząsł się ze strachu. Otworzył teczkę i zaczął uważnie przeglądać dokumenty.

             - Lot jest jutro?

             Qin Shu uniósł jedną brew i zapytał.

              - A co? Planowałeś zostać tu dłużej?

             Liu Qiang odpowiedział niepewnie.

            - Nie.

             Qin Shu chwycił Yuan Yanga za ramię i powiedział.

             - To wszystko, co miałem ci do przekazania, wykorzystaj tę szansę jak najlepiej. Yuan Yang, chodźmy.

             Chłopak spojrzał zaciekle na Qin Shu, który mrugnął do niego, dając mu znak, żeby się pospieszył. Jednak on się cały czas wahał, dlatego Qin Shu wyciągnął go z mieszkania siłą i zaciągnął na parking oddalony ładny kawałek drogi od rudery, w której byli.

             Yuan Yang krzyknął wściekły.

             - Po prostu go wypuściłeś? Nie zniosę tego i nawet jeśli będę musiał go ścigać w całej Europie, pozbędę się skurwiela.

             - Nie spiesz się tak. Obecnie jest dla nas sporym zagrożeniem. Ja też nie mam zamiaru pozwolić mu uciec.

             Qin Shu dodał po chwili.

             - Zanim jutro wsiądzie do samolotu, pojedzie spotkać się z rodziną. To, co ma, musi zostawić zaufanej osobie, jak tylko przejmiemy nagranie, to go zdejmę, nie gorączkuj się tak.

              Wyraz twarzy Yuan Yanga nieco złagodniał, ale odpowiedział dość chłodno.

             - Szkoda twoich wysiłków. Mógłbym to zrobić tu i teraz. Jest mnóstwo sposobów, żeby zmusić go do przyznania się, gdzie jest nagranie, nie ma co tracić czasu.

            Qin Shu zmierzwił włosy na głowie i uśmiechnął się do niego.

            - Porzuć te mordercze myśli, żyjemy w cywilizowanym społeczeństwie. Jeśli nie ma potrzeby łamania prawa, nie róbmy tego. To nie jest tego warte. A ty jesteś zdecydowanie zbyt impulsywny. Gdybyś go teraz zabił, to byłby dopiero problem.

            - Jestem gotów w każdej chwili, a ty czego się boisz?

            Qin Shu potrząsnął głową.

            - Yuan Yang, pozwól mi to załatwić tak, jak sobie tego życzy twój ojciec. Zakończmy to zachowując maksimum ostrożności, chociaż wiem, że to rozwiązanie wydaje ci się nie do przyjęcia.

             Yuan Yang z irytacji przeczesał włosy.

             - Zostaję tu z tobą do jutra.

            Qin Shu westchnął.

             - W samochodzie będzie niewygodnie. Zrobiłem rezerwacje w hotelu. Nie martw się, cały czas ktoś go obserwuje. Kontrolujemy każdy jego ruch.

             Po tych słowach Yuan Yang skinął głową, chociaż wciąż był niezadowolony z obrotu sprawy.

             Qin Shu wyciągnął rękę.

             - Pokaż mi swoją broń.

             Chłopak podał mu pistolet.

            - Świetna broń, ale nie obnoś się z nią w przyszłości.

             - Słyszałem, że Liu Qiang należał kiedyś do gangu. Kto by pomyślał, że nie będzie miał przy sobie spluwy. Gdybym wiedział, też bym nie brał.

             Yuan Yang wziął pistolet z powrotem i przetarł go o swoje ubranie. Był do niego niezwykle mocno przywiązany.

             - Jeśli się nudzisz, to zajmij się lepiej czymś pożytecznym. Przestań bawić się w tak niebezpieczne gry. Ech... Tylko sprawiasz, że twój dziadek się o ciebie martwi.

            - A właśnie, co tam u niego?

            - Całymi dniami gra w mahjonga.

            Przez całą drogę do hotelu rozmawiali o błahych sprawach. Yuan Yang odwrócił się, by raz jeszcze rozejrzeć się po okolicy, a jego spojrzenie było wyjątkowo mroczne i groźne.


Tłumaczenie: Antha

Korekta: Sansa

Poprzedni 👈             👉 Następny

                                                                  


Komentarze