Counterattack [PL] - Rozdział 16: Do roboty.

          Chi Cheng w ciągu dnia doglądał swoich ukochanych węży, a nocą pieprzył się z kochankiem innego faceta. To było iście cesarskie życie. Niestety, nie trwało ono zbyt długo, a dokładnie do momentu, aż zadzwonił telefon z jego rodzinnego domu.

         - Twój ojciec jest w szpitalu. Natychmiast wracaj!

        Chi Cheng odłożył telefon, a między jego mocnymi brwiami pojawiła się głęboka zmarszczka.

        Xiao Long pieścił palcami jego podbrzusze bacznie mu się przypatrując i zauważył jego niezadowolenie. Chłopak uśmiechnął się i zapytał:

       - Co się stało?

      Chi Cheng odepchnął go od siebie.

      - Nie twój interes.

      Powiedział i zerwał się, by wstać z łóżka. Xiao Long szybko chwycił go za ramię, rozszerzył mu nogi i usiadł między nimi, a jego oczy były przepełnione pożądaniem.

      - Pozwól, że ci w tym pomogę, bo w tym stanie nie będziesz czuł się komfortowo.

      Chi Cheng patrzył przez chwilę na Xiao Longa, po czym nagle rzucił go na łóżko i usiadł mu na twarzy. Po czym zafundował sobie szybki oralny numerek, wpychając chłopakowi do gardła swojego ogromnego penisa. Po wszystkim wstał i szybko się ubrał. Dopiero kiedy wyszedł z pokoju, Xiao Long odważył się wypluć wydzielinę zmieszaną ze śliną i krwią.

       - Miejcie oko na węże.

       Chi Cheng wydał polecenie dwóm swoim ludziom, którzy przytaknęli ochoczo, a potem patrzyli, jak ich szef gdzieś odjeżdża.

       Chociaż podjął wszelkie możliwe środki ostrożności, by jego węże były bezpieczne, o jednego martwił się zawsze. Pyton zielony, którego miał od 6 lat, czyli odkąd zaczął hodować węże. Niezależnie od tego, dokąd szedł, zawsze zabierał go ze sobą.

       Chi Cheng nazywał go Małą Zazdrością, gdyż wąż był bardzo o niego zazdrosny i przez lata dzielił łóżko ze swoim panem. Zupełnie nie przeszkadzało mu, że przewijali się przez nie liczni kochankowie, byle tylko nie próbowali spać zbyt blisko Chi Chenga zajmując choćby kawałek jego części łóżka, wtedy był gotów udusić intruza w mgnieniu oka.

        Chi Cheng miał na sobie szary garnitur, Mała Zazdrość była jaskrawozielona i owijała się wokół niego, jak gdyby owijała się wokół konara drzewa. Wsuwała głowę między palce jego dłoni i od czasu do czasu delikatnie szczypała go po twarzy, zwłaszcza wtedy, kiedy nie patrzył w jej kierunku.

       Chi Cheng zaśmiał się pieszcząc głowę węża.

       - Jesteś moim oczkiem w głowie.

       Pyton zatrzepotał ogonem, smyrając swojego pana po brzuchu.

       Kierowca zatrzymał się przed domem rodzinnym Chi Chenga, a on wysiadł z samochodu razem z Małą Zazdrością. Drzwi otworzyła jego matka - Zhong Wenyu i natychmiast cofnęła się o kilka kroków.

       - Miej litość! Dlaczego znowu to przyniosłeś?

       - Bo jeśli go zostawiam, to się o niego martwię.

      Po tych słowach zmienił buty i zapytał matkę:

      - Czemu nie jesteś z ojcem w szpitalu?

      - Opiekuje się nim tak wielu lekarzy, że nie mam tam nic do roboty. Wolałam wrócić do domu i poczekać na ciebie.

      Zhong Wenyu podała synowi szklankę wody.

      Chi Cheng wypił kilka łyków i powiedział:

      - W takim razie jedźmy tam razem.

      - Gdzie?

      - Do ojca, do szpitala.

      Nagle kobieta zrobiła się niespokojna.

      - Nie martw się tak, to nic poważnego. Spokojnie możemy odwiedzić go jutro. Zresztą teraz już pewnie śpi.

      Twarz Chi Chenga stała się jeszcze bardziej nieruchoma i surowa.

      - Gdybym wiedział, przyjechałbym jutro.

      - Czy nie mogę spędzić z tobą trochę czasu? Zaszyłeś się na przedmieściach i od tygodni nie mamy od ciebie żadnych wieści. A na dodatek trzymasz w domu te wszystkie stworzenia. Oczywiście nie widzę niczego złego w posiadaniu zwierząt, ale czy ty musisz trzymać w domu akurat te? Co będzie, jeśli któregoś dnia cię ugryzą? W pobliżu nie będzie nikogo, kto by się tobą zaopiekował. Kto ci pomoże?

       - Ugryzą mnie?

       Prychnął i odpowiedział stanowczym tonem:

       - Ugryzły mnie już niezliczoną ilość razy, a wciąż żyję.

       - Wystarczy. Jest już późno. Idź do siebie i połóż się spać.

      Chi Cheng zaniósł Małą Zazdrość do swojej sypialni, udając, że nie słyszy tego, co właśnie powiedziała jego matka.

       Zhong Wenyu pobiegła za nim.

       - Terrarium jest w drugim pokoju. Czemu zabierasz to coś do swojej sypialni?

       Drzwi zatrzasnęły się z hukiem tuż przed jej nosem. Kobieta stała przed nimi jeszcze przez chwilę.

       - Co mam zrobić z tym dzieckiem? Martwię się o niego.

      Następnego ranka dzwonek telefonu wyrwał Chi Chenga ze snu. Było już po godzinie dziesiątej i zastanawiał się, dlaczego nikt go nie obudził. Podniósł telefon, by spojrzeć, kto dzwoni, po czym odebrał.

       - Panie Chi, mam złe wieści. Wszystkie węże zostały skradzione!

       Chi Cheng zerwał się z łóżka i usiadł. Jego zaspane oczy w sekundę odzyskały blask.

       - Jak to zostały skradzione?

       - Podejrzewam, że zeszłej nocy ktoś nas odurzył. Spaliśmy głęboko i nic nie słyszeliśmy. Kiedy się obudziliśmy, było już po dziewiątej. Poszliśmy sprawdzić, co u węży, a tu wszystkie terraria zniknęły. Nawet te, które stały w pańskim pokoju.

       - Gdzie jest Xiao Long? - zapytał ostro.

       - Nie wiem. Nie widzieliśmy go, odkąd się obudziliśmy.

       Spojrzenie Chi Chenga przepełniło się agresją.

       Chi Yuan, jego ojciec, został wypisany ze szpitala, a mówiąc dokładniej, w ogóle nie był hospitalizowany. Chi Cheng czując spisek nosem, skrzywił się i już miał zamiar wyjść z domu, ale ojciec zatrzymał go w ostatniej chwili.

        - Załatwiłem ci pracę w Biurze Zarządzania Miastem, w policji.

       Chi Cheng zignorował tę informację i odwrócił się do niego plecami.

       - Tylko spróbuj wyjść!

       Chi Yuan zatrzasnął nogą drzwi tuż przed synem.

       - Spójrz tylko na siebie! W tym roku kończysz 28 lat, a nadal nie masz przyzwoitej pracy! Jak wypadasz w porównaniu z Guo Chengyu?! Jeszcze do niedawna był rozpuszczonym bachorem, a teraz jest odnoszącym sukcesy menadżerem! Fakt, nie stroni od zabawy, ale wie, co jest w życiu najważniejsze!

       Chi Cheng usiadł na sofie, wziął garść pomidorów koktajlowych i jeden po drugim wkładał je sobie do ust.

       - Możesz go zaadoptować. Nie mam nic przeciwko.

      - Wolę naprostować własnego syna!

      Chi Yuan ryknął na niego.

      - Dzwonili do mnie do biura, żeby donieść, że mój syn jest zboczeńcem, który molestuje seksualnie studentów! Masz mi coś w tej kwestii do powiedzenia?

       Chi Cheng zdał sobie sprawę, że został wrobiony zarówno przez Xiao Longa, jak i Guo Chengyu.

       - Nie możesz znaleźć sobie jakiejś innej rozrywki? Dlaczego musisz zabawiać się z facetami! Jesteś impotentem, a może masz jakieś zaburzenia psychiczne?

       Chi Cheng wstał, otrzepał koszulę i pochylił się tuż nad głową ojca, górując nad nim swoją wysoką, postawną sylwetką.

       - O tak, jestem kompletnie szalony i rzygać mi się chce na widok cycków!

       Chi Yuan był wściekły.

       - Skończ z tymi bzdurami! Zamknąłem wszystkie twoje węże. Jeśli chcesz, żeby przeżyły, to idź do pracy!


          

Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze