Counterattack [PL] - Rozdział 30: Podryw

         Podczas przerwy noworocznej Chi Cheng miał urlop i bez przerwy przesiadywał w nocnym klubie, można powiedzieć, że prawie tam mieszkał.

        Dzisiejszego wieczoru wpadł przypadkiem na kolegę z liceum, Fang Xina, z którym utrzymywał przyjacielskie relacje jeszcze podczas studiów. Później jego kumpel wyjechał za granicę i kontakt się urwał. A dzisiaj Chi Cheng dowiedział się, że on również pracuje w policji, a dokładniej w drogówce.

        Spotkania z kolegami ze szkolnej ławy pełne są nostalgicznych wspomnień z lat młodości. Obaj siedzieli, rozmawiali i sączyli drinki.

        - Poważnie ojciec załatwił ci miejsce w wydziale bezpieczeństwa? Tam jest najgorsza robota i te nadgodziny. -Zapytał zaciekawiony Fang Xin, na co Chi Cheng odpowiedział od niechcenia.

        - Ostatnio strasznie się mnie czepia.

       - Och... poważnie? A właśnie, co tam u Guo Chengyu? Słyszałem, że nadal się przyjaźnicie.

       Na samo wspomnienie Guo Chengyu spojrzenie Chi Chenga stało się mroczne i nieprzyjazne, jednak Fang Xin kompletnie nie wyczuł zmiany nastroju kumpla i kontynuował wątek.

       - Pamiętam, że kiedy byliśmy w liceum, zawsze trzymaliście się razem, nawet umawialiście się z bliźniaczkami, którymi się od czasu do czasu wymienialiście, pamiętasz? Później Wang Shuo przeniósł się do naszej szkoły, on też się z wami trzymał. Pamiętasz? Wtedy prawie do nikogo się nie odzywał, spędzał całe dnie ze swoimi wężami, które przynosił do szkoły. Rany, co się wtedy działo? Wiesz, co tam u niego, gdzie teraz mieszka? Nie mam z nim kontaktu, odkąd skończyliśmy liceum...

       Ostry wzrok Chi Chenga omal nie pociął twarzy kumpla na małe kawałeczki. Nie miał ochoty kontynuować tego wątku, dlatego szybko zmienił temat.

       - Podoba ci się w drogówce?

       Fang Xin był trochę niezadowolony, że jego wynurzenia zostały kompletnie zignorowane, dlatego odpowiedział nieco naburmuszony.

       - Jest w porządku.

       - Zamierzam się tam przenieść. - Po tych słowach Chi Cheng wstał i ścisnął kumpla za szyję, omal nie łamiąc mu karku. Fang Xin czuł ten uścisk przez cały następny dzień, bo szyja bolała go przy każdym najdrobniejszym ruchu.

        Chi Cheng wyszedł z klubu i stanął przy drzwiach. Wyjął papierosa i odpalił zapalniczkę, a niebieski płomień był na tyle mocny, że rysy jego twarzy były całkiem dobrze widoczne. Wiał silny wiatr, dlatego zasłonił ogień dłonią, żeby papieros od razu nie zgasł. Zaciągnął się, wciągając policzki, po czym wypuścił dym spomiędzy mocno zarysowanych warg.

       Yue Yue stała z drugiej strony ulicy i patrzyła na niego, a jej serce zabiło mocniej, gdy tylko zobaczyła te wyraziste usta. To właśnie był prawdziwy mężczyzna! Miała do niego słabość, do jego krótkiej fryzury, umięśnionej sylwetki i nawet do tych bezbarwnych ubrań, które nosił.

        Leżała w szpitalu dwa tygodnie i śniła tylko o nim. Nie ważne, czy jadła, czy spała, ten mężczyzna wypełniał jej wszystkie myśli. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że kompletnie się nim zauroczyła, jeszcze nigdy w życiu nie miała takiej obsesji na punkcie faceta. Od kilku dni przemierzała tę ulicę w nadziei, że go spotka i nie przejmowała się wiatrem ani mroźną zimową aurą. A dziś nareszcie uśmiechnęło się do niej szczęście.

        Kiedy Chi Cheng odpalił papierosa, od razu go rozpoznała. Co nie powinno dziwić, skoro ostatnio myślała o nim bez przerwy.

        Yue Yue stała przy jego samochodzie i swoją bladą, zmarzniętą dłonią zawinęła za ucho niesforny kosmyk włosów. Nie wiadomo, czy zrobiła to celowo, czy nieświadomie, ale wykonując ten gest, wyglądała niezwykle uroczo. Podniosła wzrok i ich oczy się spotkały.

       - Jak się czujesz? - Zapytał Chi Cheng, a jej serce oszalało z podniecenia. Z całych sił opanowała wybuch radości i uśmiechnęła się do niego niewinnie.

      - Pamiętasz mnie?

      Zamiast odpowiedzieć na zadane pytanie, Chi Cheng zmierzył ją dokładnie wzrokiem. Dziewczyna odchyliła delikatnie kołnierz płaszcza i subtelnym ruchem dłoni poprawiła ramiączko od stanika.

      - Nie jest ci zimno? - Zapytał, a ona złapała go za rękę. Jej lodowate, smukłe palce prześliznęły się wzdłuż żył na jego dłoni.

      - Oczywiście, że jest, noc jest wyjątkowo mroźna.

      Chi Cheng uniósł kącik ust, spojrzał na nią wymownie, a po chwili na swój samochód i powiedział bez owijania w bawełnę.

      - W aucie mam pytona, nie boisz się?

       Yue Yue drgnęła ze strachu, ale kiedy pomyślała o tych wszystkich dniach, kiedy zamarzała wypatrując go na tej uliczce, stwierdziła, że w porównaniu z tym żaden wąż nie będzie tak straszny. Po krótkiej chwili wahania chwyciła go pod ramię i powiedziała.

       - Bardzo lubię węże.

       Chi Cheng otworzył tylne drzwi i wepchnął ją do środka. Yue Yue była pewna, że wspomniany wąż będzie zamknięty w terrarium. Nie spodziewała się, że zobaczy go tuż obok siebie na tylnym siedzeniu. Gdy usiadła, poczuła, jak coś zimnego i dużego ociera się o nią, a jej twarz przybrała bardzo nieładny grymas.

       W tym czasie Chi Cheng usiadł za kółkiem i ruszył. Dziewczyna dotknęła wijącego się przy niej zielonego pytona i momentalnie jej ciało pokryło się gęsią skórką, ale zmusiła się do sztucznego uśmiechu i powiedziała.

       - On jest uroczy, bardzo mi się podoba.

       Wu Suo Wei właśnie skończył brać prysznic i wyszedł z łazienki całkiem goły. Nagle zauważył siedzącego niedaleko Jiang Xiao Shuai'a i powiedział zmieszany.

       - Przepraszam, zapomniałem, że lubisz mężczyzn. - Szybko odwrócił się i wrócił do łazienki, a jego jędrne pośladki falowały w rytm stawianych kroków tuż przed oczami doktora.

      Jiang Xiao Shuai zaniemówił z wrażenia i nie wiedział, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Zastanawiał się, czy chłopak specjalnie go testuje.

       Kiedy Wu Suo Wei wyszedł z łazienki, od razu zaczęli rozmowę o jego przyszłości, dzięki czemu obaj mogli zapomnieć o tej zawstydzającej sytuacji sprzed chwili. Wu Suo Wei wiedział, że nie może dłużej tak żyć. Odkąd wrócił do domu i pomieszkał trochę z mamą, jego moralność wróciła na dawne tory. Zamierzał przestać improwizować i zająć się porządną pracą, a w ciągu dwóch, trzech lat zarobić tyle, by założyć własną działalność.

      - A właśnie, potrafisz prowadzić auto? - Zapytał doktor, jednak po chwili pożałował, że się odezwał. Przecież chłopak był daltonistą, nie było szans, żeby zdał egzamin na prawo jazdy. Jednak Wu Suo Wei odpowiedział z nieoczekiwanym entuzjazmem.

       - No pewnie, że tak! A co, gdzieś potrzebują kierowcy? Mogę jeździć dostawczakiem, taksówką, czymkolwiek.

       - Skoro tak, to w fabryce urządzeń elektrycznych mojego kuzyna szukają kierowcy. Zadzwonił do mnie dwa dni temu i zapytał, czy może znam kogoś, kto by się nadał...

       - No pewnie, że znasz kogoś takiego! - Chłopak był tak podniecony, że zatrząsł całym biurkiem. - To ja! Jestem gotów w każdej chwili!

       Jednak Jiang Xiao Shuai nie był co do tego przekonany.

       - Masz prawko?

      - Nie mam, ale potrafię prowadzić, dam radę. W liceum pomagałem mojemu staruszkowi z dostawą arbuzów.

      - A co, jeśli cię złapią? - Doktor cały czas odrobinę się niepokoił. - Ostatnio masz pecha do glin. Lepiej nie ryzykuj.

      - To wina tego łysola. Gdyby nie on, to nic by się nie wydarzyło. Nie uwierzę, że nagle pojawi się w drogówce, skoro dopiero co zaczął pracę w wydziale bezpieczeństwa.

      Chłopak mówił z taką pasją i pewnością siebie, że Jiang Xiao Shuai nie miał serca, by nadal go zniechęcać, dlatego zrezygnowany skinął głową.

                                                 


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze