Counterattack [PL] - Rozdział 31: Zemszczę się

          O ósmej rano Wu Suo Wei wyruszył furgonetką spod fabryki elektroniki.

        Święto Wiosny dobiegło końca i każdy mieszkaniec Pekinu, który wyjechał na prowincję, by spędzić trochę czasu z rodziną, zdążył już wrócić i ulice miasta ponownie się zakorkowały.

       Wu Suo Wei unikał jak ognia skrzyżowań z sygnalizacją świetlną, ale na jedno musiał wjechać, nie miał innego wyjścia. Chłopak za nic nie mógł odróżnić koloru zmieniających się świateł, dlatego postanowił obserwować samochód stojący obok niego, by ruszyć w tym samym momencie.

       Chi Cheng wraz z nowym rokiem rozpoczął pracę w drogówce i został przydzielony do kontroli ruchu. Była to bardzo mało wymagająca praca, musiał tylko obserwować, czy ktoś przypadkiem nie łamie przepisów, a podczas godzin szczytu kierować ruchem ulicznym. Dziś był jego pierwszy dzień pracy, ubrany był w nowiutki mundur, który wyjątkowo dobrze na nim leżał. Stał na skrzyżowaniu i przyglądał się przejeżdżającym autom, ale jak dotąd, żaden kierowca nie dopuścił się wykroczenia.

        Furgonetka Wu Suo Weia powoli zbliżała się do skrzyżowania, od sygnalizacji świetlnej dzieliło ją niecałe 200 metrów. Chłopak oszacował, że w ciągu dwóch cykli świetlnych powinien przejechać przez skrzyżowanie. Był w pełnej gotowości, trzymał ręce mocno zaciśnięte na kierownicy, oczy miał wbite w samochód stojący na sąsiednim pasie, a w myślach powtarzał sobie to, na czym teraz musiał się skupić. Bądź ostrożny, tylko nie wyjedź na czerwonym...

         Nagle zauważył znajomo wyglądającą postać i serce prawie stanęło mu z wrażenia. Co jest, do cholery? To jakiś żart? Ten gość wygląda zupełnie jak łysol.

        Wu Suo Wei zapomniał o światłach, samochodzie obok, teraz całą uwagę skoncentrował na tym mężczyźnie, zwłaszcza że podjeżdżał do niego coraz bliżej. Kiedy samochody ruszyły przez skrzyżowanie, nagle stracił go z oczu. Złapał się za serce, by się uspokoić i powiedział do siebie:

       - To niemożliwe, to musi być złudzenie. Takie zbiegi okoliczności nie istnieją. Opanuj się, nie wariuj. - Po chwili dodał. - Może mam jakąś traumę po tych dwóch incydentach i teraz każdego łysego biorę za niego.

       Tak dyskutując sam ze sobą, dojechał w końcu do świateł. Nagle samochód na sąsiednim pasie ruszył. Chłopak odruchowo wcisnął pedał gazu i także wjechał na skrzyżowanie.

       I się zaczęło. Policjanci w końcu wypatrzyli pierwsze ofiary, które z premedytacją złamały przepisy i już zacierali ręce, widząc oczami wyobraźni te okrągłe kwoty wypisane na mandacie. Niczym wygłodniałe sępy rzucili się na furgonetkę Wu Suo Weia, ścigając się, kto pierwszy dopadnie zdobycz i wystawi mandat.

       - Zrobiłem coś nie tak?

      Zapytał niepewnie chłopak.

      Policjant wskazał światło i powiedział:

      - Przejechałeś na czerwonym.

     - Niemożliwe! - Odpowiedział Wu Suo Wei bez chwili namysłu. - Ruszyłem prawie równo z samochodem obok mnie.

      Gdy się odwrócił, zobaczył, że również przy tamtym aucie stoi funkcjonariusz i informuje kierowcę o wykroczeniu.

       Chłopak był na siebie wściekły i nie szczędził sobie wyrzutów: Nie dość, że jestem ślepy, to jeszcze głupi!

       Gotował się ze złości, że akurat ruszył za samochodem, którego kierowca złamał prawo, miał do siebie ogromny żal. Debilu, skoro nie odróżniasz świateł, to mogłeś chociaż spojrzeć na inne auta, a nie tylko na to jedno.

        - Jesteś pod wpływem alkoholu?

        - Poproszę o prawo jazdy.

       Wu Suo Wei zacisnął dłonie na kierownicy i patrzył przed siebie z powagą i skupieniem. Nagle tuż przed nim pojawiła się pusta przestrzeń i chłopak bez namysłu nacisnął pedał gazu i wbił się między jadące przez skrzyżowanie samochody.

       - Hej, ten koleś właśnie próbuje zwiać!

       Chi Cheng usłyszał wołanie kolegi i odwrócił się we wskazanym kierunku. Zobaczył, jak mała furgonetka prowadzona przez Wu Suo Weia próbuje jak najszybciej opuścić skrzyżowanie.

        Bez namysłu ruszył za nim sprintem, wyjął zza pasa pałkę i cisnął nią w furgonetkę. Po kilku obrotach w powietrzu lecąca z dużą prędkością pałka trafiła w tylną szybę auta. Wu Suo Wei usłyszał głośny huk, po czym odłamki szkła posypały się na jego plecy i siedzenie pasażera.

       Chłopak tak się przestraszył, że jego dłonie momentalnie zrobiły się lodowate, nadepnął na hamulec i dopiero wtedy zobaczył w lusterku zbliżającego się do niego policjanta. Gdy na niego spojrzał, omal nie uderzył głową w przednią szybę... Co jest kurwa!? Byłem ci coś winien w poprzednim życiu, czy co? Odszedłem z korpo i zostałem handlarzem, a ty draniu musiałeś wtedy patrolować ulice! To przez ciebie straciłem stragan! Potem pozbierałem się i zostałem ulicznym artystą, a ty kolejny raz musiałeś mi dopiec! Byłem zdesperowany i zostałem kieszonkowcem, a ty nagle przeniosłeś się do wydziału bezpieczeństwa. A teraz, kiedy zostałem kierowcą, fakt, że odrobinę nielegalnie – to rzucasz we mnie pałką w mundurze gliniarza z drogówki?! Kurwa mać!!! Dlaczego zawsze musisz mnie dręczyć pierwszego dnia pracy?!!! Nie możesz poczekać?! Choćby dzień albo dwa?! Daj popracować!

        Chi Cheng udawał, że widzi go pierwszy raz i powiedział beznamiętnym tonem.

        - Kara grzywny czy zadanie? Możesz wybrać.

        Wu Suo Wei nie miał wyboru, gdyż nie miał przy sobie ani grosza. Zjechał na pobocze i wysiadł z furgonetki.

         Nie miał pojęcia, jakie zadanie zostanie mu wyznaczone, ale po ostatnich doświadczeniach z tym gliną serce podeszło mu do gardła, gdy czekał na wyrok.

       Nie wiedzieć skąd, Chi Cheng wyciągnął dwie maski i dał je Wu Suo Weiowi. Jedna była czerwona, druga zielona. Kazał mu stanąć na chodniku przy przejściu dla pieszych i w momencie, kiedy zapali się czerwone światło – zakładać czerwoną maskę, a gdy zmieni się na zielone – zieloną. Dla daltonisty było to dość spore wyzwanie.

       Wu Suo Wei bał się, że policjant odkryje, że nie potrafi odróżnić kolorów i dorzuci mu jakąś dodatkową karę. Skupił się i zapamiętał, że zieloną maskę trzyma lewej ręce, czerwoną w prawej. Potem obserwował ludzi na przejściu dla pieszych, żeby określić kolor świateł.

      Przez cały dzień stał na skrzyżowaniu i co chwilę zmieniał maski, wśród pogardliwych spojrzeń i kpiących uśmieszków przechodniów. Jednak on kompletnie nie zwracał na to uwagi, bo w myślach powtarzał sobie niczym mantrę: Ludzie idą – lewa, ludzie stoją – prawa.

       Chi Cheng przyglądał mu się swoim przenikliwym wzrokiem i zastanawiał się w duchu, jakim cudem ten koleś bez przerwy stawał na jego drodze? Może on to robił celowo? Może specjalnie się podstawia, bo chce być ukarany? Chociaż to raczej niemożliwe, był na to zbyt dumny i uparty. Jednak takie zbiegi okoliczności się zwyczajnie nie zdarzają.

         Powoli zapadał zmrok i policjanci kończyli zmianę.

        Chi Cheng zauważył, że Wu Suo Wei jest wykończony i krzyknął do niego, żeby przestał. Gdy tylko chłopak był wolny, jego ramiona opadły bezwładnie ze zmęczenia.

       Chi Cheng już szedł do niego, by zaoferować mu swoją „pomoc", gdy nagle ktoś zawołał go słodkim, kobiecym głosikiem. To była Yue Yue, na której widok wszystkim policjantom skoczył gul z zazdrości, bo wiadomo, że bogaty panicz zawsze wyrywa najlepsze laski.

       - Co tutaj robisz? - Zapytał ją od niechcenia, na co ona odpowiedziała dumnie.

       - Martwiłam się, że jak już skończysz pracę, to znowu się nie zobaczymy.

       Widząc tę scenę, Wu Suo Wei stał jak wryty, jego spojrzenie było puste, a myśli coraz bardziej mroczne.

       Patrzył na Yue Yue, na to, jak bierze Chi Chenga pod ramię, wspina się na palce i całuje go w policzek. Słyszał okrzyki i gwizdy policjantów i nagle doznał olśnienia. Zrozumiał, dlaczego ten gliniarz tak go prześladuje.

       Cała ta sytuacja była dla niego niczym cios prosto w serce. Nie odezwał się słowem i ruszył do swojej furgonetki, cedząc przez zęby:

        - Zemszczę się!

                                    


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze