SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 29: Bankiet

 Huk tak potężny sen mi spłoszył z powiek,

Chwiałem się cały z wrażeniem niemiłem,

Jak nagle ze snu przebudzony człowiek.

Wstałem i we śnie wypoczętym okiem

Wodziłem wkoło, badając, gdzie byłem.

Byłem nad brzegiem otchłani boleści,

Z której bez końca zgiełk zmieszanej

treści huczał jękami, westchnieniem głębokiem,

Jako huk grzmotów daleki i długi.

Spojrzałem w otchłań: mglista i głęboka,

Straszliwie ciemna jak ślepota oka.

„Boska Komedia" Dante Alighieri - Pieśń IV (Krąg I. Niechrzczeni. Bohaterowie, poeci, filozofowie pogańscy.Tłumaczenie - Julan Korsak)

         Nagle ktoś krzyknął i otworzył oczy, obudził go ten pełen przerażenia wrzask. Wokół panowała ciemność i było przeraźliwie cicho, nikt już nie krzyczał. Odetchnął z ulgą i wstał z łóżka, a wtedy poczuł, jak bardzo kręci mu się w głowie.

        Zatoczył się idąc do okna sięgającego od podłogi do sufitu i uniósł rękę, by rozsunąć grube zasłony. Oślepiające światło słoneczne wpadało do pokoju. Otworzył okno, aby wpuścić do środka chłodne, rześkie powietrze, które rozproszyło ciężki zapach stęchlizny.

        Masując bolącą głowę, odwrócił się i ujrzał białą ścianę pokrytą plamami zaschniętej krwi, które w promieniach słońca wyglądały jak kwiaty w pełnym rozkwicie. Bo przecież nawet najpaskudniejszy widok w oślepiającym blasku słońca nabierał znamion boskości.

       Wyciągnął butelkę mocnego alkoholu i usiadł przy oknie, wpatrując się tępo w światło słoneczne. Obserwował, jak słońce stopniowo sunie na zachód. Patrzył, jak jasne, białe światło powoli staje się mieszanką bogatych odcieni czerwieni i pomarańczy, których barwa staje się coraz bardziej intensywna.

       Gdy znowu spojrzał na ścianę, krwawe smugi odzyskały swój charakter i dynamikę, gdy pokryły je szkarłatem ostatnie promienie słońca. Wyglądały jak krew sącząca się z otwartej rany...

        Zapadał zmierzch, a alkohol powoli się skończył.

       Pip. Na ekranie komputera pojawiła się ikonka przychodzącej wiadomości. Bez zastanowienia wstał i podszedł do komputera. Drżącą dłonią złapał myszkę i kliknął, aby otworzyć e-maila. Było w nim tylko kilka słów: Nadszedł czas, obudź demona! Odtąd nie jesteś już sobą!

       W mieście S Zhan Zhao wybiegł właśnie z sali wykładowej, mrucząc pod nosem:

       - Cholera jasna! Spóźnię się!

       Właśnie skończył się wykład światowej sławy psychologa, dr Wilsona Browna, na temat „Zaburzeń osobowości".

       Dr Wilson był czołowym ekspertem w tej dziedzinie, a jego przemówienie było absolutnie wspaniałe. Zhan Zhao słuchał wykładu tak uważnie, że prawie zapomniał o bardzo ważnym wydarzeniu, które miało się odbyć dzisiejszego wieczoru. Miał wziąć udział w bankiecie z okazji otwarcia Baishi Group, firmy zarządzanej przez Bai Jintanga. Bankiet miał się rozpocząć o 19:00, była już 18:30, a on nie zdążył zmienić garnituru.

      - Już po mnie! Bai Jintang mnie zabije!

      - Doktorze Zhan! - Ktoś zawołał Zhan Zhao w tym jakże niefortunnym momencie, kiedy właśnie w najlepsze panikował. Spojrzał przed siebie i zobaczył młodego człowieka w garniturze, który szedł w jego stronę. Był to mężczyzna o dość surowej urodzie, miał orli nos, cienkie brwi i wąskie oczy, szpiczasty podbródek i bardzo jasną skórę. Jego spojrzenie wyrażało spryt i pewną tajemniczość.

      Zhan Zhao nie znał go i cała sytuacja nieco go zaskoczyła, zwłaszcza że ten mężczyzna zagaił z uśmiechem:

      - Och, to naprawdę pan, doktorze Zhan! Tyle o panu słyszałem! - Następnie grzecznie uścisnął jego dłoń i dodał. - Nazywam się Pang Wei.

      - Och, miło mi poznać. - Odpowiedział Zhan Zhao, odwzajemniając uścisk dłoni. Próbował sobie przypomnieć, gdzie słyszał to nazwisko. Ale był pewien, że nie znał tego człowieka, dlatego... postanowił go zignorować.

       Doktor chciał już się ulotnić, ale Pang Wei go zatrzymał.

       - Ostatnio wysłuchałem twojego wykładu na temat przyczyn dysocjacyjnych zaburzeń tożsamości i muszę przyznać, że to było coś niezwykłego.

       - Bez przesady, proszę mi nie schlebiać. - Odpowiedział grzecznie Zhan Zhao, a w duchu zbierało mu się na płacz. Jestem już trupem! Dlaczego akurat teraz musiał się do mnie przyczepić...?

       Gdy doktor ponownie próbował się oddalić, Pang Wei znowu się odezwał.

       - Przyszedł pan na wykład dr Wilsona?

       Zhan Zhao przytaknął, a w myślach aż się gotował. A niby po co miałbym tu przychodzić, jak nie na wykład? Co za upierdliwiec, tylko marnuje mój czas!

       Gdy już miał powiedzieć, że trochę się spieszy, za jego plecami rozległ się klakson. Doktor odwrócił się i zobaczył zaparkowany na poboczu srebrny sportowy samochód. Bai Yutang wychylił się i zawołał.

       - Kotek!

       - Przepraszam, spieszę się, porozmawiajmy innym razem. - Tymi słowami Zhan Zhao pozbył się natręta i pobiegł w stronę samochodu.

       - Wiesz, która jest godzina? Brat się wścieknie! - Dowódca otworzył mu drzwi, po czym podał mu garnitur w kolorze indygo.

       - Straciłem poczucie czasu. A ty czemu przyjechałeś tak późno?

       Zhan Zhao zamknął drzwi i zdjął kurtkę, zamierzając się przebrać.

       - Zauważyłem w biurze twój garnitur i wiedziałem, że zapomniałeś go ze sobą zabrać. - Bai Yutang wsadził palec za kołnierzyk, by choć trochę go poluzować, po czym burknął. - Jak ludzie mogą nosić takie ubrania?

       Zhan Zhao zerknął na niego. Bai Yutang miał na sobie śnieżnobiały garnitur, do którego założył srebrny krawat. Wyglądał niczym klasyczny, bogaty, młody mężczyzna. Jak książę z bajki, brakowało mu tylko białego rumaka... Westchnął i pomyślał: Ech, ta Mysz! Jego osobowość i wygląd zupełnie do siebie nie pasują.

       Pędzili przez miasto, żeby dotrzeć przed 19:00 do najbardziej ekskluzywnego 5-gwiazdkowego hotelu w mieście.

       Przed wejściem stało mnóstwo najwyższej klasy samochodów, a czerwony dywan wydawał się nie mieć końca. Po obu jego stronach stali reporterzy, a było ich tylu, że można by pomyśleć, że to Hollywoodzka Aleja Sław przed Galą Oskarową.

       Wysiedli z samochodu i próbowali znaleźć nieco bardziej dyskretne wejście, bo nie chcieli zwracać na siebie uwagi.

       - Co tu się dzieje? - Zapytał Zhan Zhao, marszcząc brwi. - Czym zajmuje się firma twojego brata?

       - Zdaje się, że działa w branży hotelarskiej. - Odpowiedział niepewnie Bai Yutang, rozglądając się wokół i drapiąc po głowie. - Którędy by tu wejść?

       - Aaaa! - Nagle w tłumie tuż obok nich zrobiło się poruszenie i jakaś kobieta pisnęła. Bai Yutang odruchowo położył rękę na broni. Ale kiedy się odwrócił, zobaczył cudzoziemca o blond włosach, ubranego w czarny garnitur, który właśnie szedł czerwonym dywanem.

       - Kto to jest? - Bai Yutang szepnął do Zhana Zhao, który stał obok niego.

       - Hmm... - doktor potrząsnął głową, obserwując z niepokojem coraz głośniej piszczące stworzenia płci żeńskiej.

      - To Jon King, znany szerzej jako Złoty Jon, popularna hollywoodzka gwiazda filmowa. - Nagle usłyszeli za sobą odpowiedź wypowiedzianą równocześnie przez dwóch mężczyzn.

       - Ding Zhaolan i Ding Zhaohu? - Bai Yutang odwrócił się i zobaczył stojących za nimi bliźniaków, którzy patrzyli na nich wzrokiem pełnym pogardy.

      - Wiedzieliśmy, że na pewno się spóźnicie. - Bliźniacy wzruszyli ramionami. - Chodźmy, szef kazał nam po was iść i wprowadzić was tylnym wejściem.

      Gdy tak szli za bliźniakami, Bai Yutang zapytał niepewnie.

       - Czy mój brat nie działa w branży hotelarskiej? Po co zaprosił tych wszystkich celebrytów?

      Ding Zhaolan i Ding Zhaohu odwrócili się i westchnęli z rozdrażnieniem, zdaje się, że byli całkowicie rozczarowani ignorancją Bai Yutanga.

      - Grupa Baishi faktycznie zajmuje się hotelarstwem, ale także zarządza restauracjami i działa w branży rozrywkowej, głównie filmowej i telewizyjnej. Zaproszeni goście podpisali kontrakty z naszą wytwórnią, a Złoty Jon jest jednym z naszych aktorów.

      - Mhm! - Przytaknął Bai Yutang ze zrozumieniem. Widząc to, bliźniacy przewrócili tylko oczami.

      - Jak możesz o tym nie wiedzieć, jesteś rodzonym bratem szefa? Powinieneś przynajmniej orientować się, czym się zajmuje.

      - Och, czyli Bai Yintang nie jest członkiem mafii? - Zhan Zhao pochylił się i szepnął do ucha dowódcy, który natychmiast zasłonił mu usta dłonią.

      - Głupi Kot! Chcesz, żebym zginął?! - Następnie nerwowo rozejrzał się dookoła, bo chciał się upewnić, że nikt tego nie słyszał.

      - Zdaje się, że ten aktor jest bardzo sławny? - Doktor zapytał bliźniaków z nieukrywaną ciekawością. - Dlaczego nigdy wcześniej o nim nie słyszałem?

      Gdy weszli do windy, bliźniacy nacisnęli przycisk i winda ruszyła na najwyższe piętro, a oni kolejny raz spojrzeli na doktora i dowódcę z nieukrywaną pogardą.

      - Czy wy w ogóle oglądacie telewizję i czytacie gazety?

      Zamiast odpowiedzieć, zarówno Zhan Zhao, jak i Bai Yutang wbili wzrok w sufit. Gdy drzwi windy w końcu się otworzyły, ich oczom ukazała się niezwykle ekstrawagancka sala bankietowa. Wszyscy obecni goście byli elegancko ubrani i zdaje się, że byli naprawdę dobrze znani w świecie rozrywki. I tylko Zhan Zhao i Bai Yutang nie mieli zielonego pojęcia, kim byli ci wszyscy ludzie. Oczywiście domyślali się, że to popularni celebryci, w końcu bił od nich porażający blask sławy.

       Kiedy wyszli z windy, ściągnęli na siebie uwagę gości. Najwięcej zamieszania wywołało podobieństwo Bai Yutanga do Bai Jintanga. Dowódca nie czuł się komfortowo, gdy te wszystkie ciekawskie spojrzenia zostały wymierzone w jego stronę, odwrócił się i zapytał bliźniaków.

      - Gdzie jest mój brat? Pójdziemy się z Kotem przywitać, a potem spadamy.

      Zhan Zhao wiedział, że Bai Yutang nie znosił imprez towarzyskich i energicznie przytaknął, zgadzając się z jego słowami. Chciał jeszcze dzisiaj skończyć czytać książkę i ogólnie miał dość sporo do zrobienia, bo jakby nie było, był bardzo zajętym człowiekiem.

      - Tylko spróbujcie! - Usłyszeli tuż za plecami groźbę wypowiedzianą ostrym tonem. Zarówno Bai Yutang, jak i Zhan Zhao instynktownie się skulili, a gdy się odwrócili, zobaczyli, że tuż obok nich pojawił się Bai Jintang.

      Tego wieczoru Bai Jintang był ubrany w idealnie skrojony czarny garnitur. Wyglądał niczym przedstawiciel najwyższych elit. Bijąca od niego aura wspaniałości i szyku sprawiła, że Zhan Zhao i Bai Yutang westchnęli i pomyśleli: Tylko spójrzcie! To prawdziwy diamentowy król. Ze świecą szukać kogoś równie wspaniałego!

       Tuż za tym zjawiskowym mężczyzną podążała wyjątkowo seksowna kobieta z kieliszkiem szampana w dłoni i z ciekawością przyglądała się Bai Yutangowi i Zhanowi Zhao.

       - Obaj musicie zostać do końca. - Oznajmił Bai Jintang, patrząc na nich surowym wzrokiem. Ani Bai Yutang, ani Zhan Zhao nie mieli w sobie dość odwagi, by się przeciwstawić, dlatego posłusznie przytaknęli.

       - Który z nich jest twoim młodszym bratem?

       - Obaj. - Bai Jintang odpowiedział kobiecie dość szorstko, po czym odwrócił się i zaczął witać przybyłych gości, którzy zmierzali w jego stronę. Jednak jego oczy ciągle kierowały się w róg sali. Widząc to, Zhan Zhao mrugnął znacząco do Bai Yutanga, jakby chciał go zapytać: Co się dzieje z twoim bratem? Jest o coś zły?

       Bai Yutang potrząsnął głową na znak, że nie ma pojęcia i spojrzał na bliźniaków, oczekując odpowiedzi od nich. Ding Zhaohui i Ding Zhaolan subtelnie gestykulując wskazali miejsce, które tak bacznie obserwował Bai Jintang. Gdy obaj spojrzeli w tamtym kierunku, zobaczyli Gongsuna siedzącego na sofie, w bardzo eleganckiej pozie i z kieliszkiem szampana w dłoni. Rozmawiał z szykowną kobietą, uśmiechając się do niej ciepło.

       - Skąd wziął się tutaj Gongsun? - Zapytał kompletnie zaskoczony Bai Yutang.

       Zhan Zhao potrząsnął głową i odpowiedział, marszcząc się ze zdumienia.

       - Doskonale pamiętam, jak podarł zaproszenie na strzępy i spuścił je w toalecie.

       Bai Yutang przytaknął.

       - Tak, powiedział nawet, że wolałby umrzeć, niż wziąć udział w bankiecie zorganizowanym przez tego dorobkiewicza...

       Ding Zhaohui i Ding Zhaolan westchnęli z bezradności, patrząc na Bai Jintanga, który stał do nich plecami. Ale słysząc te słowa, odwrócił się do nich z ponurą miną.

        - Naprawdę tak powiedział?

       Zhan Zhao i Bai Yutang natychmiast zamilkli.

       - Hej, Kocie, może się czegoś napijemy?

       - Tak... nagle poczułem się bardzo spragniony.

       Podjęli desperacką próbę zmiany tematu. Bai Jintang zbladł z wściekłości, gdy ruszył w stronę gości stojących na środku sali. Dopiero wtedy Ding Zhaolan powiedział ściszonym głosem.

        - Gongsun został wrobiony przez komisarza Bao.

        - To znaczy? - Tym razem to doktor i dowódca odezwali się jednocześnie.

       - Szef zasponsorował nowoczesny sprzęt do badań kryminalistycznych i inteligentny system kontroli temperatury i przekazał wszystko na ręce komisarza. Postawił tylko jeden warunek, Gongsun musi wziąć udział w bankiecie.

       Zhan Zhao i Bai Yutang wymienili znaczące spojrzenia.

       - Wredne!

      - I to jak.

      Po chwili Ding Zhaohui dodał tajemniczo.

      - Odkąd tylko Gongsun pojawił się na sali, dobrze się bawi, rozmawiając z tą kobietą.

      - I... - Ding Zhanlan dodał. - Zdaje się, że się znają i właśnie przypadkiem spotkali się po latach.

       Zhan Zhao i Bai Yutang ponownie wymienili spojrzenia, po czym pokiwali głowami.

       - Jego genialny plan obrócił się przeciwko niemu.

      - Tak.

      - Nazywa się Fang Jing. - Odezwała się piękność stojąca obok nich. - Jest moją menedżerką. Najwyraźniej ona i pan Gongsun byli kolegami z klasy.

      - Och.

       Zhan Zhao i Bai Yutang posłali Bai Jintangowi współczujące spojrzenie, gdy ten ponownie wbił wzrok w róg sali.

      - Właśnie spojrzał na nich 23 raz. - Powiedziała piękność i oddaliła się, by napełnić kieliszek winem. Bliźniacy przysunęli się do nich.

      - To była Chen Jiayi. Też jest aktorką, która podpisała z nami kontrakt. Jest piękna, prawda?

      W międzyczasie przybyli już prawie wszyscy goście. Zhan Zhao był zaskoczony, gdy dowiedział się, że przybył tu także dr Wilson, na którego wykładzie był chwilę wcześniej. Mężczyzna rozmawiał właśnie ze znanym aktorem Jonem, którego widzieli wcześniej na czerwonym dywanie.

       Dr Wilson zauważył Zhan Zhao i przywitał się z nim skinieniem głowy. Z szacunku dla starszych i ze względu na autorytet akademicki dr Wilsona, Zhan Zhao podjął inicjatywę i ruszył w jego stronę, by uścisnąć mu dłoń. Bai Yutang nie wiedząc, co się dzieje, ślepo za nim podążył.

       - Ach! Zhan Zhao! Jak miło cię widzieć! - Powiedział doktor Wilson. Chociaż miał już prawie sześćdziesiąt lat, nadal zachował ducha i entuzjazm, tak typowy dla Amerykanów. Widać było, że wysoko cenił Zhan Zhao, gdyż energicznie potrząsał jego dłonią i uśmiechał się szeroko.

       Zhan Zhao chciał mu odpowiedzieć, gdy nagle zobaczył na jego czole czerwoną kropkę.

       - Padnij!

      Bai Yutang, który zobaczył tę kropkę w tym samym momencie, popchnął Wilsona, a po chwili na ramieniu mężczyzny stojącego za doktorem pojawiła się czerwona plama krwi. Ten krzyknął z bólu i upadł na ziemię, trzymając się za zranione ramię.

      - Ach! Aaał!

      Na sali momentalnie zapanował chaos. Kobiety krzyczały i wszyscy zaczęli pchać się do wyjścia. Nagle Bai Yutang ponownie zobaczył tę czerwoną kropkę, tym razem na środku czoła Jona Golda. Dowódca był za daleko, by cokolwiek zdziałać.

      - Uwaga! - Krzyknął Ding Zhaohui, rzucając się przed siebie i przewracając aktora.

      Rozległ się huk wystrzału, a na dywanie pojawiła się czarna dziura, z której unosiła się maleńka stróżka dymu.

      - Wszyscy pod ścianę! - Ryknął Bai Yutang i wyciągnął pistolet.

      Mimo ciemności widział wyraźnie migoczącą czerwoną kropkę na dachu przeciwległego budynku. Oszacował odległość na ponad 50 metrów. Jego pistolet był wycelowany w ten maleńki czerwony punkcik, podniósł lufę o 45 stopni w górę i strzelił...

       Pocisk rozwalił szybę, gdyż dało się słyszeć dźwięk tłuczonego szkła, a sekundę później, z jednego z okien budynku naprzeciwko wypadł czarny karabin snajperski. Po zderzeniu z ziemią, roztrzaskał się na milion kawałków.



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze