SCI Mystery - tom 1 [PL] - Obóz treningowy zabójców / Rozdział 32: Zespół

          - Kim wy jesteście?! - Krzyknęła dziewczyna, upuszczając na ziemię reklamówkę, z której wytoczyły się puszki piwa. Słychać było dźwięk metalu sunącego po podłodze, gdy wszystkie puszki turlały się na boki. Tymczasem punkówa podbiegła do Zhan Zhao i Bai Yutanga, patrząc na nich nieufnie.

       Dwaj mężczyźni stojący przed drzwiami również mierzyli ją wzrokiem. Choć jej ubiór był dość odważny i eklektyczny, od razu było widać, że jest bardzo młoda. Nie miała więcej niż 20 lat. Była blada i miała mocny makijaż, ciemne smoky eyes i fioletową szminkę na ustach. Za nic nie można było określić, jak naprawdę wygląda. Do tego była szczuplutka, a obcisłe czarne ciuchy sprawiały, że jej ciało zdawało się jeszcze mniejsze, zwłaszcza w stosunku do jej głowy.

       Bai Yutang spojrzał na nią ostro i zapytał marszcząc brwi.

       - Bierzesz narkotyki?

       Nie tylko dziewczyna była zszokowana tym nagłym pytaniem, ale także Zhan Zhao. Jednak doktor miał stuprocentowe zaufanie co do osądów Bai Yutanga. Gdy przyjrzał się jej dokładniej, stwierdził, że wygląda dziwnie, jakby była chora.

      - Co ty za bzdury gadasz? - Dziewczyna wpadła w panikę i szybko zaczęła zbierać puszki z podłogi. Gdy sięgała po nie, jej ręka nienaturalnie drżała. Zhan Zhao podniósł puszkę, którą niechcący kopnęła w jego stronę i podał jej ją. Dziewczyna wyrwała mu puszkę z ręki i ponownie zmierzyła ich ostrym spojrzeniem, po czym odwróciła się i chciała odejść.

       - Co cię łączy z Qi Leiem? - Zapytał Zhan Zhao. Dziewczyna zatrzymała się zaskoczona, odwróciła się i zapytała.

       - Znacie mojego brata?

      Doktor i dowódca wymienili spojrzenia. Nie spodziewali się, że to jego siostra.

      - Jak się nazywasz? - Zapytał Bai Yutang.

      Dziewczyna najwyraźniej się go bała, być może z powodu jego władczej aury. Jednak odpowiedziała niepewnym głosem.

      - Qi Le. - Po czym pospiesznie dodała. - Szukacie mojego brata? Nie... nie ma go w domu.

      - Dokąd poszedł? - Zapytał Bai Yutang, a jego mina nie zdradzała żadnych emocji.

      - Nie wiem. - Odpowiedziała Qi Le opuszczając ramiona. - Nie widziałam go od kilku dni. Nie pojawił się nawet na próbie zespołu, przez co przepadło nam spotkanie z agentem z wytwórni płytowej.

      - Czyli nie wiesz, gdzie poszedł? - Ponownie zapytał Bai Yutang.

      - Och... - Qi Le spojrzała na nich. - Nie wyglądacie jak ci wszyscy kolesie ściągający długi, którzy już wcześniej szukali mojego brata. Czego od niego chcecie?

      - Czy twój brat umie posługiwać się bronią? - Dowódca zignorował jej pytanie zadając kolejne.

      - Co? - Qi Le wzruszyła ramionami i odpowiedziała z lekkim rozbawieniem. - Chyba żartujesz? Mój brat umie tylko grać na basie! Strzelanie, błagam.

      Zhan Zhao i Bai Yutang ponownie na siebie spojrzeli, tym razem w ich oczach pojawiła się nutka wahania.

       - Czy to twój brat? - Bai Yutang wyjął z kieszeni zdjęcie i pokazał je Qi Le.

      Dziewczyna spojrzała na zdjęcie podejrzliwie i skinęła głową. Potem, jakby coś sobie uświadomiła, rozchyliła usta i zapytała lekko drżącym głosem.

      - Kim jesteście? Mój brat, co się z nim stało?

      Bai Yutang pokazał jej swoją policyjną legitymację.

      - Policja? Jesteście z policji? Wiem, że mój brat ma nawrót choroby. O to chodzi? - Dziewczyna była bardzo niespokojna. - On po prostu lunatykuje, a wtedy nie wie, co robi. Nie bądźcie dla niego surowi!

      - Możemy porozmawiać w środku? - Zapytał Zhan Zhao wskazując na otwarte drzwi. Zauważył, że Qi Le jest coraz bardziej zdenerwowana. Dziewczyna skinęła głową, próbując uspokoić oddech i pierwsza weszła do mieszkania, a Bai Yutang i Zhan Zhao podążyli za nią.

      Mieszkanie było małe, około 40 m2, o prostym rozkładzie. Była tu wąska kuchnia, toaleta i sypialnia. Salon był bardzo słabo oświetlony. Qi Le pospiesznie rozsunęła zasłony i otworzyła okno, by wpuścić trochę świeżego powietrza. W pokoju panował bałagan, wszędzie walały się butelki po piwie i pudełka po fast foodach, już lekko spleśniałe.

      Dziewczyna czuła się zakłopotana stanem mieszkania i powiedziała.

      - Jest lekki bałagan.

      Zhan Zhao rozejrzał się po mieszkaniu, po kuchni, sypialni, toalecie, a jego brew coraz bardziej się marszczyła.

      - Mieszkasz razem ze swoim bratem?

      - Nie. - odpowiedziała Qi Le, kręcąc głową. - Mój brat nie może z nikim mieszkać z powodu swojej choroby.

      - Chodzi ci o to, że lunatykuje?

      Bai Yutang wpatrywał się w krwawe ślady pięści na ścianie i zapytał.

       - Twój brat sam się okaleczał?

       - Ech... - Westchnęła Qi Le i usiadła na łóżku. Zanim odpowiedziała, włożyła w usta papierosa i sięgnęła po zapalniczkę. - On naprawdę nie mógł już tego znieść, tego, że stawał się bardzo brutalny, stawał się potworem. Jakby nie był ani człowiekiem, ani duchem...

       Kilka razy próbowała odpalić zapalniczkę, jednak bez skutku.

       - Ktoś z nim mieszkał? - Zapytał Zhan Zhao.

       - Nie! - Powiedziała dziewczyna i spojrzała gniewnie na doktora. - Przecież mówiłam, że nie mógł z nikim mieszkać, bo lunatykował.

       Po chwili rzuciła bezużyteczną zapalniczkę na podłogę.

       - Powiedzcie wprost, czy coś się stało mojemu bratu?

      - Jest podejrzany o dokonanie serii morderstw. I... nie żyje. - Powiedział powoli Bai Yutang. Qi Le zamarła i absolutnie zszokowana na nich spojrzała, a oni ledwo znieśli to spojrzenie. Nagle pochyliła głowę i wyrzuciła papierosa, którego miała w ustach. Wyjęła paczkę fajek, a z niej kolejnego papierosa i zaczęła szukać zapalniczki, którą chwilę temu wyrzuciła. Miała spuszczoną głowę, a z oczu płynęły jej łzy. Kiedy podniosła zapalniczkę i uniosła głowę, makijaż wokół jej oczu cały spłynął. Usiadła na podłodze rozpaczliwie ocierając łzy.

       - Wiedziałam, że ten dzień w końcu nadejdzie! To wszystko przez tę chorobę!

       - Jeśli wiedział, że jest chory, dlaczego nie poszedł do lekarza? - Zapytał Bai Yutang.

       - Byliśmy! Lekarz przepisał coś na somnambulizm, ale to lekarstwo w niczym nie pomogło!!! - Qi Le przygryzła wargę, próbując powstrzymać łzy. - Z każdym dniem było z nim coraz gorzej, stawał się coraz bardziej przerażający! Teraz sama nie wiem, czy był złym człowiekiem, czy tylko udawał, bo zmieniał się tylko w nocy.

      - Twój brat... - Zhan Zhao przykucnął i spojrzał uważnie na Qi Le. - Czy kiedykolwiek powiedział, że czuje, jakby w jego ciele żył ktoś inny?

       Qi Le się wzdrygnęła i podniosła głowę.

       - Skąd wiesz?

      - Mogłabyś mi nieco więcej opowiedzieć na temat stanu jego zdrowia? - Kontynuował Zhan Zhao. - Który lekarz go diagnozował?

       - Jak tylko zasypiał, po chwili budził się jako zupełnie inna osoba. Zmieniał się w kogoś, kto nie był moim bratem... A gdy ponownie budził się rano, był taki jak zawsze. Mój brat często mówił, że czuje się tak, jakby w jego ciele żył ktoś jeszcze. - Powiedziała Qi Le, ocierając łzy. - Był u wielu lekarzy i wszyscy mówili, że to somnambulizm.

      - Co się dzieje, Kotek? - Zapytał odrobinę zaniepokojony Bai Yutang, gdy zobaczył, że Zhan Zhao jest bardzo zmartwiony.

      - Jakich lekarzy odwiedzał twój brat? - Doktor zadał kolejne pytanie.

      - Na początku chodził do lekarzy rodzinnych... Potem odwiedził kilku psychiatrów... - odpowiedziała Qi Le z niepokojem. - Co się dzieje?

      Zhan Zhao westchnął i odpowiedział.

      - Czy widziałaś tego psychiatrę?

      Qi Le pomyślała chwilę, po czym zaprzeczyła potrząsając głową.

      - Czyli nie poszłaś tam razem z bratem? - Doktor wstał i w milczeniu wpatrywał się w czerwone ślady krwi na ścianie. - Twój brat nie miał tylko zaburzeń snu, cierpiał na chorobę psychiczną, a dokładnie na rozdwojenie jaźni.

        - Rozdwojenie jaźni? - Qi Le spojrzał zdezorientowany na Zhan Zhao. - Co... Co to znaczy?

       - To znaczy, że twój brat rzeczywiście miał dwie osobowości. - Odpowiedział Zhan Zhao, patrząc na dziewczynę. - Ten, który pojawiał się w nocy, nie był tak do końca twoim bratem, raczej zupełnie inną osobą. Kimś, kogo stworzyła podświadomość twojego brata.

       - N-nie rozumiem. - Qi Le pokręciła głową, całkowicie zbita z tropu tym, co właśnie usłyszała.

       - Twój brat nie był złym facetem, jedynie dzielił swoje ciało z draniem. - Podsumował Bai Yutang.

       - Wszystko w porządku? - Zapytał Zhan Zhao trochę zaniepokojony widząc, że oszołomiona Qi Le siedzi na podłodze bez ruchu. Nagle podniosła głowę i zamiast odpowiedzieć, zapytała.

       - Jak zginął mój brat?

       To pytanie zaskoczyło doktora. Otworzył usta, ale nie wiedział, jak ubrać to w słowa.

       - Zastrzeliłem go. - Powiedział spokojnie Bai Yutang.

       Qi Le spojrzał na niego zaskoczona.

       - Och! Twój brat strzelał do ludzi z karabinu snajperskiego... - Zhan Zhao spanikował i próbował wyjaśnić okoliczności, ale dziewczyna mu przerwała.

       - Czy to było w nocy?

       Zhan Zhao bezradnie skinął głową.

       - Tak.

       - To znaczy, że zabiłeś tego złego faceta, który żył w ciele mojego brata, tak? - Zapytała Qi Le. Bai Yutang nic nie odpowiedział.

       - Mój brat od dawna myślał o śmierci. - Powiedziała cichutko Qi Le, po czym spuściła głowę i zamilkła.

       Doktor i dowódca wyszli z mieszkania i ruszyli w stronę samochodu. Po drodze Bai Yutang nie powiedział ani słowa, a Zhan Zhao milczał razem z nim. Gdy wsiedli do auta, dowódca wyregulował lusterko wsteczne i uruchomił silnik.

       - Jedźmy na tę salę prób, porozmawiać z członkami zespołu.

       Doktor nie odpowiedział, milczał jak zaklęty. Bai Yutang uśmiechnął się gorzko.

       - Co się dzieje?

      Zhan Zhao nadal mu nie odpowiadał. Jednak po chwili zapytał bardzo poważnym tonem.

      - Xiao Bai, ilu ludzi zabiłeś?

      Dowódca zamarł na chwilę, po czym odwrócił od niego głowę i spojrzał przed siebie.

      - Qi Lei jest 49.

      Zhan Zhao zadał kolejne pytanie równie poważnym głosem.

      - Pamiętasz każdego z nich?

      Bai Yutang milczał. Patrzył tępo przed siebie i skinął głową.

      - W takim razie ilu ludzi udało ci się uratować? - Zapytał doktor. Dowódca odwrócił się do niego i spojrzał mu w oczy, a Zhan Zhao wyciągnął rękę i odgarnął mu włosy z czoła. - Nawet nie pamiętasz, prawda?

       Dowódca chwycił jego dłoń i wyszeptał.

       - Nie.

      Zhan Zhao ciągle patrzył mu w oczy i odezwał się bardzo spokojnym głosem.

      - Yutang, jesteś bardzo miłym człowiekiem.

      Bai Yutang puścił jego dłoń i pochylił się ku niemu z lekkim uśmiechem na ustach.

      - Nie boisz się mojej brutalnej natury?

      Doktor nadal spokojnie patrzył mu w oczy i powiedział.

      - Gdybym też musiał kogoś zabić, aby ocalić niewinnych ludzi, to bym to zrobił.

      - Kotek, próbujesz mnie pocieszyć?

      Nostalgia w oczach dowódcy nagle zniknęła i jego spojrzenie znowu było takie jak zawsze. Zhan Zhao westchnął z ulgą i uśmiechnął się do niego. Bai Yutang delikatnie potarł palcami jego podbródek, po czym opuścił głowę i pocałował go czule.

      Tym razem doktor nie zezłościł się ani go nie uderzył. Siedział spokojnie z zamkniętymi oczami, pozwalając mu pogłębić pocałunek. Jego usta przez dłuższą chwilę stykały się z ustami dowódcy.

       Chociaż ten Kot nie był zbyt biegły w sztukach walki i zawsze trzeba było się nim opiekować, Bai Yutang wiedział, że mimo wszystko próbuje go chronić na swój własny niezdarny, ale jakże uroczy sposób. Każdy ma w sobie demona i zawsze istnieje ryzyko, że urośnie on w siłę i nie będziemy w stanie z nim walczyć. Jednak nadal mamy szansę, jeśli obok nas jest anioł, który nas uratuje. I jak tu nie kochać kogoś tak delikatnego i opiekuńczego?

       Gdy ten długi pocałunek dobiegł końca, Bai Yutang wciąż nie miał dość, ale odsunął się od Zhan Zhao. Rzadko się zdarza, żeby Kot był tak potulny. To niemalże cud, że tym razem nie został pobity, dlatego wiedział, że nie może działać pochopnie.

       Doktor odwrócił wzrok udając, że patrzy przez okno, a jego twarz płonęła żywym ogniem. Za to ogon pewnej Myszy prężył się dumnie.

      Bai Yutang odpalił samochód i spojrzał w lusterko, by zobaczyć profil doktora. Kocie uszy były wyjątkowo czerwone. W tej niewielkiej przestrzeni zapanowała dziwnie niezręczna atmosfera, podszyta innymi, intensywnymi emocjami. Obaj milczeli przez całą drogę, ale w ich sercach panował chaos, jakby rozpętała się w nich burza.

      Gdy dotarli do ceglanego budynku, o którym powiedział im pan Jia, usłyszeli muzykę dochodzącą z drugiego piętra. Słychać było, że ktoś gra na perkusji i gitarze, ale całość nie brzmiała harmonijnie. Nie było melodii przewodniej, jedynie głośny jazgot.

      Podążyli za dźwiękiem i znaleźli salę do ćwiczeń na drugim piętrze, po zachodniej stronie. Drzwi były lekko uchylone, a na nich wisiała tabliczka z napisem „Boiling Point". Kiedy Bai Yutang pchnął drzwi, osoby znajdujące się w środku spojrzały w ich kierunku. Wszyscy byli zaskoczeni pojawieniem się Bai Yutanga i Zhan Zhao.

       Na sali było pełno różnych instrumentów i znajdowały się tam trzy osoby. Przy perkusji siedziała dziewczyna ubrana w takim samym stylu, co Qi Le. Jednak była od niej znacznie wyższa. Obok stał wysoki i chudy chłopak z długimi włosami, trzymający gitarę. Był tam jeszcze mężczyzna w średnim wieku, którego Qi Le pobiła w japońskiej restauracji.

      - Bai gongzi*? - Zawołał mężczyzna, zanimwyglądał na bardzo zaintrygowanego tą sytuacją.

      - Ach, zapomniałem się przedstawić. - Powiedział mężczyzna i wyjął swoją wizytówkę. - Nazywam się Zhang Hua i jestem agentem firmy fonograficznej należącej do Bai Shi. Poznaliśmy się na wczorajszym bankiecie.

      - Och. - Bai Yutang był dość zaskoczony, gdy okazało się, że ten facet pracuje dla jego brata. - Nic mnie nie łączy z firmą Bai Shi, więc proszę nie zwracać się do mnie Bai gongzi. - Napomknął dowódca.

      Sytuacja zrobiła się bardzo niezręczna, agent nagle pobladł, a chwilę później jego twarz pokryła się pąsem. Zhan Zhao tłumił w sobie śmiech i czuł, że zaraz pęknie. Taki właśnie był Bai Yutang. Nie lubił wazeliniarzy i zawsze mówił to, co myślał. Zwykle te proste i bezpośrednie słowa sprawiały, że rozmówca nie wiedział, jak się zachować i co odpowiedzieć.

      Nie czekając, aż Zhang Hua zbierze się w sobie, Bai Yutang spojrzał na obecnych na sali członków zespołu i zapytał.

       - Jesteście z Boiling Point?

      Chłopak z dziewczyną wymienili spojrzenia i skinęli głową.

      - Policja. - Dowódca pokazał im swoją legitymację. - Chciałbym, żebyście opowiedzieli mi nieco o Qi Leiu.

      - Qi Lei? - Perkusistka aż podskoczyła i zawołała. - Gdzie on jest?! Od tylu dni nie daje znaku życia!

      Gitarzysta stojący obok niej był znacznie bardziej opanowany, poklepał wzburzoną dziewczynę po ramieniu, po czym zwrócił się do Bai Yutanga.

      - Nazywam się Cai Jie, gram na gitarze, a ona to Yu Chen, gra na perkusji. Qi Lei jest basistą, a jego siostra Qi Le jest wokalistką. Co się stało z Qi Leiem?

       Zhang Hua również wtrącił się do rozmowy.

      - Właśnie, czekamy tylko na podpisanie kontraktu, ale w zespole ciągle brakuje dwóch osób.

      - Podpisywanie kontraktu? - Bai Yutang spojrzał na Zhang Hua z lekkim zdziwieniem.

      - Och! Są utalentowani i mają niezły wizerunek, dlatego wytwórnia płytowa chce z nimi podpisać kontrakt i wydać ich płytę. Dzisiaj umówiliśmy się na podpisanie umowy, ale jak widać, nie wszyscy się stawili.

      - O ile się nie mylę, to pan i Qi Le pokłóciliście się w japońskiej restauracji. - Powiedział Zhan Zhao. - O co poszło?

      - Eee, to... - Zhang Hua zawahał się.

      - Phi! Chciał podpisać kontrakt tylko z Qi Le. - Powiedziała Yu Chen. - Ci w wytwórni są zainteresowani tylko jej wokalem, a nie jakimiś drugorzędnymi muzykami jak my.

      - Xiao Yu! - Cai Jie uciszył ją, po czym odwrócił się w stronę Zhan Zhao i Bai Yutanga i zapytał. - Co się dzieje z Qi Leiem, że aż policja o niego pyta?

      - Mój brat nie żyje.

      - Co?! - Krzyknęły jednogłośnie trzy osoby, które jeszcze o niczym nie wiedziały.

      Qi Le nie zwróciła na nich uwagi i podeszła prosto do Bai Yutanga i Zhan Zhao, mówiąc.

      - Byłam tym wszystkim tak przytłoczona, że zapomniałam powiedzieć o czymś bardzo ważnym. - Następnie wręczyła im laptopa. - Mój brat ostatnio otrzymywał mnóstwo maili z informacjami, które miały go wyzwolić.

     - Maile?

        Po sprawdzeniu miejsc zbrodni Ma Han pojechał z powrotem do biura SCI, aby zdać raport dowódcy. Kiedy wyszedł z windy, zobaczył młodego policjanta ubranego w mundur drogówki, który kręcił się przed drzwiami SCI.

       - Kogo szukasz? - Ma Han zmierzył go wzrokiem od stóp do głów i stwierdził, że widzi go pierwszy raz w życiu.

       - Ach... ja... - Policjant był bardzo zdenerwowany, gdy zobaczył Ma Hana.

       - Potrzebujesz czegoś? - Zapytał Ma Han widząc, że chłopak jest zagubiony.

       - Ja-ja szukam...

       - Szukasz kogoś? Kogo?

       - Szukam... B-Bai...

       - Bai? - Ma Han zmarszczył brwi. - Szukasz naszego szefa?

       - N-nie... Za-zapomnij... - Po tych słowach młodziutki policjant zrobił w tył zwrot i uciekł.

       - Hej! Hej! - Krzyknął zszokowany Ma Han.

       - Co się tu dzieje? - Zapytał Gongsun, który właśnie wyszedł z sali sekcyjnej z grubym plikiem dokumentów w dłoni.

       - Och... Przed chwilą był tu dziwny policjant.

       Gongsun spojrzał w kierunku, w którym wskazywał Ma Han, ale nikogo tam nie było.

       - No dobrze, a jak twoje śledztwo?

       - Och! Zdobyłem sporo informacji! - Ma Han natychmiast się ożywił.

       - Co za zbieg okoliczności? - Zachichotał Gongsun. - Ja też ich trochę zdobyłem.

Przystań tu na chwilę: Taka mała dygresja nad słowem gongzi*, które oznacza w tym przypadku spadkobiercę nobliwej rodziny, czyli syna w tejże rodzinie.

             


Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze